FilmyRecenzje Filmowe

Zamach na papieża (2025)

Ostatnim filmem Władysława Pasikowskiego, który widziałem w kinie, były Demony wojny. Rok był 1998, miałem wtedy 15 lat i nie zdawałem sobie sprawy, z jak brutalną i intensywną historią przyjdzie mi się zmierzyć. Ten film wrył mi się w pamięć na lata. Nadal pamiętam sceny, niektóre teksty oraz tytułowy utwór Budki Suflera, który towarzyszył tej produkcji. Po niemal 27 latach nie mogłem przegapić okazji, by zobaczyć na dużym ekranie Zamach na papieża – najnowszy film tego reżysera.

Na sali kinowej podczas seansu najbardziej zaskoczyły mnie dwie rzeczy. Mizerna frekwencja. Może piątek wieczór to faktycznie nie najlepsza pora na chodzenie do kina, ale spodziewałem się nieco większego tłumu. Druga kwestia to średnia wieku widzów na sali. Zdecydowaną większość stanowiły osoby 40+ z niewielkim, marginalnym wręcz dodatkiem młodzieży. Sądząc po odgłosach dobiegających z sali to zdecydowanie ci starsi najlepiej się bawili. Najwyraźniej „Zamach na papieża” jest kierowany do zdecydowanie starszego, poważniejszego widza. Takiego, co to wychował się na filmach z Bogusławem Lindą, wraz z nim dojrzał i się zestarzał.

Film reklamowany był jako porywający thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Mający odsłonić kulisy jednej z najbardziej tajemniczych operacji polskich służb specjalnych XX wieku. Ostatni wspólny projekt Bogusława Lindy i Władysława Pasikowskiego – legend polskiego kina i twórców kultowych „Psów” – choć mam wrażenie, że to jedynie slogan mający jedno dość proste zadanie: przyciągnąć do kina tylu widzów, ile się tylko da. Sprawa tego całego zamachu z punktu widzenia przedstawionej historii jest bowiem marginalna, a nacisk położony został na zupełnie inne aspekty.

Tym razem Bogusław Linda gra twardziela (a jakże!), podstarzałego byłego wojskowego, Konstantego Brusickiego o pseudonimie Bruno. Eks snajpera o bardzo bogatej historii i osiągnięciach, obecnie w stanie spoczynku. Pewnego dnia dostaje wyrok śmierci – zostaje u niego zdiagnozowany rak. Ostatnie stadium. Zostały mu dwa, może trzy miesiące życia. Postanawia więc rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. I to dosłownie.

Postanawia rzucić swoje dotychczasowe życie, zabrać ze sobą prostytutkę (swojej starej znajomej oferuje worek pieniędzy w zamian za towarzystwo – zabiera ją chyba tylko po to, by nie umrzeć w samotności) i wyjechać. Choć miejsce, do którego się udają w filmie nie zostaje nazwane, można się domyśleć, o jaką okolicę chodzi, albo można o tym doczytać z materiałów o powstawaniu filmu.

Nie mogę się przez to oprzeć wrażeniu, że film jest metaforą owego przysłowiowego „rzucenia wszystkiego i wyjechania w Bieszczady”. To także film o przemijaniu i po trochu próba rozliczenia się ze swoją przeszłością. Brusicki ten jeden raz w życiu chciałby coś zrobić. Chociaż z jego ust nie pada dokładne sformułowanie co takiego, uważny widz może się domyślić, że w kontekście tej wypowiedzi chodzi o zrobienie dobrego uczynku, po to, aby móc spokojnie i z czystym sumieniem umrzeć.

Niestety życie nie jest proste i zero-jedynkowe, więc na „wygnaniu” szybko przypominają o sobie stare demony. „Znajomi” z dawnych lat postanawiają wpaść na prowincję, na której zaszył się Bruno, z propozycją pewnego zadania. Mamy bowiem rok 1981. Na Kremlu zapada decyzja o likwidacji Jana Pawła II, a Konstanty jako jeden z najlepszych snajperów zostaje wytypowany do udziału w zamachu i odstrzelenia zamachowca na papieża – Alego Agcy. Bruno nie do końca zgadza się z tą decyzją, ale też niespecjalnie pozostawiono mu wybór.

Zamach na papieża jest filmem, o którym niezmiernie ciężko napisać coś konstruktywnego. Przez większość seansu zastanawiałem się bowiem nad tym, o co tu właściwie chodzi. O czym w ogóle jest ta historia. Miałem nawet wrażenie, że całość jest po prostu jedną wielką metaforą i niczym więcej. Scenariuszowo jest mizernie. Tempo jest rozwleczone. Brakuje tu porywającej, wartkiej akcji, a większość tekstów – zwłaszcza jak na Pasikowskiego – nie zachwyca, podobnie jak nierówna gra aktorska. Strasznie niezdecydowany ten film, chociaż jest kilka rzeczy, które udało mu się zrobić znakomicie.

Największym plusem jest oczywiście gęsta i sugestywna atmosfera, podsycana oszczędną muzyką Daniela Blooma. Jedyne, czego mi zabrakło, to zadymionej dymem papierosowym, ciasnej salki kinowej, która idealnie by się tu idealnie komponowała. Licznie występujące nawiązania do innych filmów Pasikowskiego czy też tych z udziałem Lindy są tu dość dobrze widoczne. Już pierwsza scena, otwierająca film, zdaje się być żywcem wyciągnięta z „Psów”. Tylko tym razem „Franz” siedzi po przeciwnej stronie stołu, wypytując o „sezon na leszcza” (jest taki film z 2001 roku w reż. Bogusława Lindy) obywatela ubiegającego się o kartę wędkarską. Pojawiają się tu także inne nawiązania, chociażby do „Sary” (1997, reż. Maciej Ślesicki) czy „Psów 2”.

Przez większość czasu Linda jest świetny, podobnie jak Woronowicz, Zamachowski czy Czop. Ich postaci są wewnętrznie niejednoznaczne. Przywdziewają maski, przez które ciężko ich jednoznacznie określić. Nie można także zapomnieć o jeszcze jednym cichym bohaterze opowieści. Przez większość filmu Linda porusza się Fiatem 132, którego niezwykle graciarskie walory docenią miłośnicy klasycznej motoryzacji. Jedynie gry Karoliny Gruszki zupełnie nie kupiłem. Nie była w stanie mnie do siebie przekonać. Akurat w jej przypadku – roli podstarzałej damy do towarzystwa – można było obsadzić kogoś ciekawszego, obdarzonego większą charyzmą.

Film zaskakująco mało miejsca poświęca clue historii. Główna akcja to sama końcówka filmu. Jakieś ostatnie pół godziny. O czym więc jest „Zamach na papieża”? O próbie życia na prowincji? O pogodzeniu się ze smutną rzeczywistością? O przygotowaniach do wykonania brudnej roboty? Chociaż to ostatnie to zbyt górnolotne określenie. Chyba, że bardziej chodziło tutaj o przygotowanie mentalne, skupiające się na potańcówkach, piciu i konfliktach z lokalsami, bo Bruno strzela tu może raptem ze trzy razy – widać po latach dalej ma wprawną rękę i oko, więc więcej ćwiczyć nie musi.

Niektóre sceny wypadają bardzo mizernie. Takie jak choćby te na łódce są absurdalne i mam wrażenie, że znalazły się w filmie jedynie ze względu na swoje walory estetyczne. Są świetne pod względem kompozycyjnym, oświetlenia i ustawienia kamery, ale ich wartość dla fabuły jest dyskusyjna. Podobnie scena z „ogórkiem” (potocznie określanym Jelczem 043) – najgorzej zagrana mim zdaniem scena w filmie. Kiedy Linda wychodzi na ulicę wprost pod jadący autobus, zmuszając tym samym kierowcę do gwałtownego hamowania, wywiązuje się krótka sprzeczka zakończona rękodziełem. To, co się dzieje wokół tej sceny, to najgorsze, drewniane aktorstwo, jakie widziałem od dawna.

Filmu „Zamach na papieża” nie mogę jednoznacznie polecić. To obraz pełen sprzeczności, który stylistycznie zatrzymał się w latach 70/80. Mam wrażenie, że próbował opowiedzieć jakąś historię, ale reżyser nie mógł się zdecydować, w którym kierunku chce podążyć. Przez większość filmu śledzimy więc smutnego, zmęczonego życiem Lindę, snującego się po jakiejś wiosce, który udowadnia, że pomimo obsadzenia go w tak mało interesującej roli, potrafił z niej wiele wyciągnąć i sprawić, że ten film, mimo wielu wad, chce się oglądać. Co oczywiście nie wszyscy docenią. W szczególności amatorzy mocnych wrażeń, szybkich pościgów i łatwych kobiet. Osobiście spodziewałem się większej nudy, a nawet wręcz niestrawnego zbioru klisz z klasycznego rodzimego kina akcji. Dostałem całkiem niezgorszą produkcję, której może i jest daleko do najlepszych filmów Pasikowskiego, ale bynajmniej nie określałbym „Zamachu” stratą czasu. To niespieszne kino, idealne do oglądania przy szklance podłej i lichej kawy. Zdecydowanie dla koneserów.

Zamach na papieża (2025)
  • Ocena kr4wca - 6/10
    6/10
To mi się podoba 6
To mi się nie podoba 0

kr4wi3c

Niepoprawny marzyciel, słuchający na codzień dziwnie nie wpadającej w ucho muzyki z gatunku tych ostrzejszych, grający z reguły we wszelkiego rodzaju FPS'y podszyte lekko warstwą cRPG ale nie pogardzający też cRPG pełną gębą oraz raz na jakiś czas jakąś przygodówką z rodzaju tych starszych. Kiedyś NaPograniczu, obecnie FGSK

Polecamy także

Komentarzy: 5

  1. Bardzo fajny tekst, a tak w ogóle to przepraszam ale dawno tu nie zaglądałem i się zastanawiam tylko gdzie jest Dael?

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
  2. Dałbym punkt, albo dwa, niżej. Szkoda, że ostatnia kolaboracja tych Wielkich Panów jest taka nijaka. Potencjał był tu ogromny, a wyszedł kapiszon- popłuczyny z Franza Maurera wymieszane z tandetna kontrowersja z papieżem. Eee tam. Pewnie jak polecone Polsacie to włączę i pooglądam. Do pierwszej przerwy na reklamy.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0
    1. W sumie to jakby się zastanowić to powinienem dać dwie oceny. Jedną dla koneserów takiego kina, a drugą dla przeciętnych widzów. W porównaniu do serialu – Glina, jest niestety mizernie.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button