
Przy okazji podsumowania roku wspomniałem, że „Wiatr i Prawda” to pozycja książkowa, na którą obok szóstego tomu „Opowieści z meekhańskiego pogranicza” czekam najbardziej. Niedawno napisałem też o moich oczekiwaniach i obawach wobec niej. Po lekturze mogę powiedzieć, że kilka z nich się sprawdziło, kilka rozwiązań mnie zaskoczyła – zarówno pozytywnie, jak i negatywnie. Na pewno nie jestem tą książką rozczarowany.
Sandersonowy czas Apokalipsy
Na uwagę zasługuje po pierwsze sposób prowadzenia narracji. W „Rytmie wojny” podział książki na dwie części był o tyle problematyczny, że to od początku do końca była jedna zwarta spójna historia bez momentu, w którym można byłoby ją bezpiecznie uciąć. To stwarzało potężny problem, bo natłok informacji w pierwszej części sprawiał, że nie dało się tej książki odstawić na parę miesięcy i zapamiętać wszystkiego tak, by płynnie dało się wejść w część drugą. Na szczęście „Wiatr i Prawda” jest podzielona na dni, z których każdy ma swój dość jasno zarysowany początek, rozwinięcie i domykające całość zakończenie.
To sprawia, że każdy dzień staje się mini opowieścią, po której można wziąć głębszy oddech i przyswoić sobie treści w niej zawarte. W związku z taką konstrukcją Sanderson zdecydował się także na skrócenie rozdziałów. Teoretycznie miało to służyć zdynamizowaniu akcji. Wcześniej podobny zabieg towarzyszył ostatecznym rozstrzygnięciom poszczególnych tomów. Teraz widzimy to od samego początku. Tyle tylko, że tutaj efektem jest rozproszenie uwagi czytelnika. Sanderson zbudował zbyt wiele wątków, które wymknęły mu się spod kontroli. W efekcie tego niektóre historie urywają się w interesującym momencie i dość długo trzeba czekać, aż poznamy dalsze losy bohaterów.
Niewątpliwym problemem tej części jest też, delikatnie mówiąc, nieumiejętne rozłożenie akcentów. Wydaje się, że wszystkie wydarzenia na początku są tak samo ważne, później jednak okazuje się, że Adolin dostaje całą masę ekspozycji, która w zasadzie nic nie wnosi do historii (przynajmniej na ten moment), tymczasem sytuacja na Strzaskanych równinach czy u Jasnah jest prezentowana zdawkowo, jak krótki obowiązkowy raport, który nie przekazuje zbyt wielu emocji towarzyszących uczestnikom wydarzeń.
Wiatr i prawda czyli kłopotliwe wzloty i upadki
Tak jak podejrzewałem, Sanderson zupełnie przestrzelił z historią Shetha. Autor przedstawił ją zdecydowanie zbyt późno, zbyt wiele rzeczy już się wydarzyło, by retrospektywy Skrytobójcy w Bieli mogły zaangażować czytelnika. Oczywiście oceniamy tylko połowę historii zawartej w całym „Wietrze i Prawdzie”, wszystko więc może się jeszcze zmienić, ale nie wydaje mi się, żeby w postaci Shinovarczyka tkwił jeszcze potencjał na jakieś większe zaskoczenie. Odnoszę wrażenie, że Sanderson poza zbytnim zwlekaniem z ukazaniem tego wątku odrobinę przecenił swój pomysł na poprowadzenie Shetha.
Póki co „Porządki w Shinovarze” oceniam bardzo słabo. Po pierwsze ze względu na Shetha, po drugie Kaladina, którego autor totalnie zmarginalizował. Wymyślił dla niego absurdalną rolę pierwszego psychologa (albo psychoanalityka – terapeuty) Rosharu. Ze względu na tę rolę Kaladin ma naprawdę niewiele roboty, ale także nie ma zbyt wiele ciekawego do powiedzenia. To, jaki regres zalicza Burzą Błogosławiony, jest niewytłumaczalny. Na ponad sześciuset stronach nie ma ani jednego wydarzenia, w którym Kaladin aktywnie by uczestniczył. Jest totalnie bierny, niemal bezużyteczny. I kompletnie mi się to nie podoba.
Na szczęście na przeciwnym biegunie znajduje się Shallan. Żona Adolina wreszcie dojrzała do swojej roli. We wszystkich poprzednich tomach towarzyszył jej niesamowity, ciężki do ogarnięcia chaos. Miała ciekawe momenty w swojej historii, ale wynikały one z obecności przy niej bardziej charyzmatycznych postaci. Teraz wreszcie to ona przejęła inicjatywę. Nie sądziłem, że to może się kiedykolwiek wydarzyć, ale rozdziały Shallan czytało mi się najlepiej i to na nie podczas czytania „Wiatru i Prawdy” czekałem z największą niecierpliwością.
Jaką częścią cosmare jest Wiatr i Prawda
W książce „Z mgły zrodzony” Sanderson ukuł pewne powiedzonko, które stało się jego autorską dewizą: „zawsze jest kolejna tajemnica”. Czytając „Archiwum Burzowego Światła” doświadczamy tego niemal na każdym kroku. Czasami jest to intrygujące, czasami jednak przysparza sporo kłopotów. Tak jak na przykład ma to miejsce przy okazji wizyt osób spoza Rosharu, zwłaszcza kiedy taka postać posługuje się tysiącem różnych imion. Jest to widoczne chociażby w niektórych ciężkich do zrozumienia interludiach.
Z tymi wizytami wiąże się jeszcze jeden zgrzyt, który ciężko mi zaakceptować. Chodzi mi o postawę Kelsiera. Poznałem tę postać w pierwszej erze Mistborn (druga wciąż przede mną) i niezwykle polubiłem. Tymczasem Sanderson zupełnie zmienił jego charakter i osobowość, przeobraził go w kogoś zupełnie innego. Nie potrafię tego zaakceptować. Jest to dla mnie rzecz nieodpowiednia, która mocno mnie bulwersuje.
Wizyty obcych nie są jednak aż tak istotnym elementem, większości rzeczy można się domyślić bez znajomości szerszego Cosmere. Inną sprawą natomiast jest odkrywanie tajemnic tyczących się stricte świata zaprezentowanego w „Archiwum”. Sanderson znalazł sposób, by pokazać historię w bardzo przystępny i zrozumiały sposób. Sprawił, że bohaterowie stali się czynnymi uczestnikami wydarzeń z przeszłości, przez co czytelnik ma jasny i wreszcie poukładany linearnie obraz, bez dodatkowych zamazujących rzeczywistość didaskaliów.
Oczywiście odkrycie pełni prawd jest póki co tylko obiecane, ale zalążek przyszłych wydarzeń już otrzymaliśmy i jest on niezwykle intrygujący. Mam nadzieję, że Sanderson spełni obietnicę, którą składa czytelnikom i rozwiązanie zagadek Rosharu rzeczywiście będzie druzgocące, nie tylko dla Dalinara, ale i dla nas.
Podsumowanie
Ciężko jest jednoznacznie ocenić pierwszą część „Wiatru i Prawdy.” Zamysłem autora nigdy nie było dzielenie tej powieści na dwie części. Dlatego nie myślał o rozkładaniu akcentów i o niesprawiedliwości w dzieleniu wątków. Można natomiast ocenić, co jak na razie nie działa, a co jest wartością dodaną do całego „Archiwum”. Uważam cały wątek Shinovaru za poprowadzony kompletnie źle. Jakby wyobrażenie autora o tej krainie i jej historii zupełnie nie przystawało do tego, co przelał na papier. Martwi odstawienie na boczny tor Kaladina, martwi ciągłe pomijanie wątku Jasnah i niewykorzystywanie jej potencjału. Cieszy natomiast niewątpliwy progres Shallan oraz konsekwentne budowanie Adolina (chociaż jego wątek jest momentami zbyt rozbudowany jak na ten etap opowieści).
Dodatkowo istotnym czynnikiem, wpływającym na końcową ocenę jest jeszcze nostalgia, która towarzyszy czytaniu tej książki. Nagle zdałem sobie sprawę, jak blisko końca się znajduję, jak ciężko mi będzie pożegnać się z wieloma postaciami, jak długą drogę z nimi przeszedłem i jak bardzo się z nimi zżyłem. Przypomniałem sobie scenę dziewięciorga ludzi zostawiających swoje miecze w kamieniu i odchodzących w dal. To był początek „Drogi Królów”, lata temu. Łezka kręci się w oku na wspomnienie tamtego wydarzenia. Sanderson stworzył monumentalną historię, która płynęła dumnie aż do tego miejsca, aż do ostatnich dni Rosharu.
Po pierwszej części pozostało jeszcze pięć dni. W kwietniu dowiemy się, jakie będzie zakończenie tej wielkiej historii. Nie mogę się doczekać, bo pierwsza część, mimo swoich oczywistych wad, spełniła swoje podstawowe zadanie. Niebywale rozbudziła apetyt na więcej i za to należą się wszelkie pochwały. Nie żałuję ani chwili poświęconej na lekturę. Po zbyt przekombinowanym „Rytmie Wojny”, „Wiatr i Prawda” wraca na odpowiednie, dużo prostsze tory. Jest to lektura o wiele przyjemniejsza i przystępniejsza niż tom czwarty. Szkoda regresu, jaki zaliczyli Kaladin i Sheth, ale nawet mimo ich marnego wątku te pięć dni, które w pierwszej części zobrazował Sanderson, dają radę być pomostem między całym dotychczasowym „Archiwum” a Apokalipsą, która dopiero ma nastąpić.
Wiatr i prawda cz. 1
-
Ocena kuby - 7/10
7/10
Jakie są powody coraz częstszego dzielenia większych książek na dwie części na naszym rynku? Tylko ekonomiczne czy te tomy faktycznie zbytnio się rozrastają objętościowo z uwagi na większe skomplikowanie naszego języka względem barbarzyńskiej angielszczyzny? 😉
Spotkałem się też z argumentem o chęci dostarczenia czytelnikowi szybciej chociaż połowy książki, ale to akurat marketingowa ściema i zdecydowanie tego nie kupuję.
Takie czasy. Autorzy chciwi są na wierszówkę i trudno to pomieścić w jednym tomie. W czasach mojej młodości takie grube księgi jak dzisiaj to był ewenement. Standardem było 250-300 stron. 🙂
Na pewno powyżej 900 stron koszty druku są wyższe, bo drukarnie traktują to jako ponadgabaryt. Ale o ile wyższe? Tego nie wiem.
Na bank chodzi przede wszystkim o to, żeby dwa razy skasować klienta za ten sam towar. Rozwleczone teksty to jedna strona medalu. Ale wydawnictwa działają w drugą stronę – składają tekst tak, żeby sztucznie powiększyć objętość książki. Do ekstremum doprowadzono pod tym względem statnie powieści Stephena Kinga. Wiadomo, że King pisze cegły, więc jego dwustustronicową powieść wydrukujemy czcionką 14 z marginesami na 1/3 strony i wyjdzie pińcet.
Jak dla mnie to jest brak szacunku wobec klienta.
Szacunek szacunkiem, ale moje regały nie są z gumy!
Niestety kasa i przede wszystkim kasa, a najlepiej to pokazuje Steven Erikson, gdzie pierwsze wydania były dwutomowe, a potem nowe wydanie już w 1 tomie.
Spodziewam się że za X lat wyjdzie nowe wydanie w 1 tomie. Może trochę mniejsza czcionka, margines, ale wtedy się postarają i im wyjdzie 😀
Niestety na ocenę książki ma tu przede wszystkim podział na dwa tomy. Jestem świeżo po lekturze w języku angielskim. Nie jest to koniec jaki oczekiwałem i którego nigdy bym się nie domyślił. Zresztą Brandon od początku mówił, że będzie to zamknięcie jednej ery a rozpoczęcie drugiej. Postać Kaladina również cierpi na podziale bo finał jego historii jest bardzo ważny.
Zastanawia mnie również fakt skąd autor recenzji wie o pojawianiu się Kelsiera w historii Rosharu. Żeby wiedzieć o relacji tych światów trzeba poznać zakończenie drugiej ery Z mgły zrodzonego, a o tym autor mówi wprost, że nie zna. Bo Kelsier pojawia się na końcu książki pod innych imieniem i nie jest to Mraiz. Wstrzymalbym się z jaką kolwiek ocena książki do końca tomu 2, bo dopiero to jest calascia historii w zamyśle autora.
Mogę tylko dodać, że Cosmere zaczyna się scalać w jedną historię, a część postaci przestaje być czarno biała jak to ma miejsce w przypadku Cefandriusa dla czytelników zananego jako H… 🙂
Życzę autorowi jak najszybszego nadrobienia zaległości świata Cosmere zaczynając od bezkresu magii bo tam można poznać przemianę, a raczej prawdziwą naturę Kelsiera.
W pierwszej części Wiatru i Prawda, pada która postać jest Kelsierem, zresztą już na początku pada jego pseudonim. W Beskresie Magii jeśli chodzi o Tajną Historię, to tam Kelsier jest takim samym Kelsierem jak w pierwszym tomie Mistborn. Oczywiście podział na części sprawia duży problem i widać to było naprawdę mocno w Rytmach Wojny, tu jest o wiele lepiej i zdaje sobie sprawę, że całość pewnie znów będzie znakomita. Wyjściowe 7/10 w przypadku pierwszej części mam wrażenie jest całkiem dobra oceną.
Nie czytałem innych książek, nie wiem co robił Thaidakar, ale był już wspomniany przez wesołego koleżkę w Rytmach.
Czy wiadomo dlaczego praktycznie nie można dostać obecnie drugiego tomu Archiwum? Pozostałe tomy są do nabycia bez większych problemów, ale akurat drugi tom jest wszędzie niedostępny. Będzie jakiś dodruk?
Z Magiem niestety nigdy nic nie wiadomo, przy okazji premiery Wiatru i Prawdy miały być dodruki poprzednich tomów, ale nigdzie nie znalazłem informacji czy to się zmaterializowało. 23.04 ma być wydanie jubileuszowe Słów Światłości, jedynie taka informacja widnieje obecnie w księgarni Maga 🙁
No tak, widziałem na stronie przedsprzedaż. Pewnie będzie trzeba poczekać do kwietnia z zakupem.
Masz na mysli drugi tom Wiatru czy drugą część czyli Słowa Światlości?
Ten pierwszy będzie dopiero pod koniec kwietnia.
Drugi, trzeba polować.
Z doświadczenia powiem by sprawdzać empik co chwile i za cholerę nie dawać zarobić pieprzonym januszom z allegro, którzy skupują książki, by potem sprzedawać po 100-150 zł. Nieetyczność tych ludzi mnie powala.
Dwa tomy z serii musiałem tak upolować, bo długo były niedostępne.