Renegaci i tajemniczy Zakon
Dziś chciałbym skupić się na kolejnym elemencie świata wiedźmina. Tym razem na takim, który rozpalił wyobraźnię zarówno twórców gier jak i seriali (głównie tego polskiego). Chodzi o wiedźmińskich renegatów. Jak to z nimi właściwie jest? Ilu może ich być i dlaczego postanawiają porzucić swój fach? Drugą kwestią powiązaną z tym tematem będzie kwestia Zakonu Białej vel Płonącej Róży.
Oba tematy są mocno eksploatowane w grach i serialach ze świata wiedźmina, ale, o dziwo, u Sapkowskiego albo wcale ich nie ma, albo pisze o nich naprawdę bardzo mało. W wykreowanym przez niego świecie wiedźmini nie schodzą ze swej ścieżki, nie obierają drogi rozbójników ani prywatnych strażników. Tak to sobie pan Andrzej wymyślił. Wiedźmini są pogodzeni ze swoim losem i przyjmują go bez względu na wszystko. Gen sprzeciwu został z nich stale usunięty. Jednak kolejnych twórców majstrujących przy tym uniwersum korciło, żeby tę kwestię zmienić.
Słówko o wiedźmińskim kodeksie
Sapkowski nie jest wielkim światotwórcą. W jego książkach pełno jest białych plam. Sam nigdy nie stworzył mapy swojego świata, nie wiemy też za wiele o bogach i religiach występujących w tym uniwersum ani nawet o tym, czym dokładnie kierują się wiedźmini. Ale wiemy co nieco o ich „kodeksie”.
„Trzymałem się zasad. Nie, nie kodeksu. Zwykłem niekiedy zasłaniać się kodeksem. Ludzie to lubią. Takich, którzy maja jakieś kodeksy i kierują się nimi, szanuje się i poważa. Nie ma żadnego kodeksu. Nigdy nie ułożono żadnego wiedźmińskiego kodeksu. Ja sobie swój wymyśliłem. Zwyczajnie. I trzymałem się go. Zawsze… Nie zawsze.”
Głos rozsądku
A więc nie ma żadnego wiedźmińskiego kodeksu niepozwalającego mieszać się w sprawy ludzi ani niepozwalającego im ich zabijać? Polski serial ma na ten temat inne zdanie. Tam kodeks wiedźmiński jest jasno spisanym zbiorem zasad, których trzeba przestrzegać, a każdy, kto tego nie robi, staje się wiedźminem-renegatem. Zresztą ten serial mimo swoich atutów (naprawdę posiada takowe), próbuje w sposób totalnie nieudolny pokazać młodość Geralta. To, jak ćwiczy i to, czym w ogóle jest bractwo wiedźminów. A już zrobienie jednego z wiedźminów hrabią jest jedną z najgłupszych rzeczy, które mogły przydarzyć się temu uniwersum.
Tak więc wiemy, że według książek nie ma żadnego zbioru zasad, którym wiedźmin powinien się kierować, nie ma też nikogo, przed kim wiedźmin mógłby odpowiadać za swoje uczynki. I choć serial Netflixa także w sposób rażący wypaczył idee wiedźmińskiego siedlisk,a to przynajmniej w kwestii kodeksu, renegatów i zakonu pozostał zgodny z kanonem, dlatego w tym tekście nie będę o tym serialu więcej wspominał.
Dwóch Falwicków
W książkach oczywiście pojawia się hrabia Falwick. Jest on członkiem Zakonu Białej Róży, ale nic więcej. Służy księciu Herewardowi z Ellander, który nadał bractwu ziemie. Tyle wiemy z książek. O samym zakonie Geralt nie ma najlepszego zdania:
„- Słuchaj no, smarkaczu – przerwał Geralt, uśmiechając się paskudnie. – Pohamuj rozlatany języczek. Mówisz do kobiety, której należy się szacunek. Zwłaszcza od rycerza Białej Róży. Co prawda, aby zostać takowym, ostatnio wystarczy wpłacić do skarbca kapituły tysiąc novigradzkich koron, zakon zrobił się zatem pełen synów lichwiarzy i krawców, ale jakieś obyczaje chyba jeszcze u was przetrwały. A może się mylę?”
Głos Rozsądku
Sam Fallwick pojawia się tak naprawdę tylko w jednej scenie:
„Na polanie stał Falwick w pełnej zbroi, bez hełmu, w odrzuconym na ramię karminowym płaszczu zakonnym. Obok niego krzyżował ręce na piersi krępy, brodaty krasnolud w lisiej szubie, kolczudze i misiurce z żelaznych kółek. Tailles bez zbroi, tylko w krótkim pikowanym wamsie przechadzał się wolno, wymachując od czasu do czasu obnażonym mieczem. Wiedźmin rozejrzał się, wstrzymując konia. Dookoła połyskiwały półpancerze i płaskie kapaliny otaczających polanę żołdaków uzbrojonych w oszczepy.”
Głos Rozsądku
W serialu natomiast najpierw jest ważną osobistością w Kaer Morhen, a później po wygnaniu staje się jednym z głównych antagonistów i przywódcą Zakonu Białej Róży, który miesza się do światowej polityki, współpracuje z Nilfgaardem oraz jest zaangażowany w porwanie Ciri. Świat wiedźmiński wykreowany przez serial pokazuje wiedźminów jako bractwo bardzo niejednolite, a samych wiedźminów jako zdolnych do manipulacji i zimnej wyrachowanej przemocy. Dodatkowo serialowy Falwick, jak na byłego wiedźmina o wysokim stanowisku w Kaer Morhen, daje się dość łatwo zabić, co jest kolejnym dziwnym pomysłem, bo przecież skoro przeszedł to samo szkolenie, to powinien być w miarę godnym przeciwnikiem dla Geralta.
Kłoci się to totalnie z wizją, w której wiedźmini poprzez eksperymenty i próby stają się pozbawieni ambicji, a ich uczucia są mocno tłumione. Nie jest możliwym, by byli motywowani zemstą czy zazdrością. By pragnęli władzy albo zaszczytów. Sapkowski stworzył ich jako zabójców potworów, którzy będą wykonywać swoją profesję do śmierci.
W książkach Geralt nie spotyka ani jednego wiedźmina-renegata, nikt nie wspomina, by taki osobnik kiedykolwiek istniał. Żaden wiedźmin nie wyraża także jakiegokolwiek żalu z powodu tego, kim jest, i co los dla niego przeznaczył. Choć w nieocenionym Sezonie Burz pojawia się pewien delikatny ukłon w stronę w stronę gier i seriali:
„– Niewielu was zostało – odrzekł spokojnie Geralt. – Toteż doliczyć się łatwiej. Jesteś Brehen. Zwany też Kotem z Iello.”
Sezon Burz
Jednak choć ów wiedźmin z cechu kota nie ma wstępu do Kaer Morhen:
„– Zima przyjdzie – powiedział z wysiłkiem Brehen. – A ja w odróżnieniu od niektórych nie mam gdzie zimować. Przytulne i ciepłe Kaer Morhen nie dla mnie!
– Nie – odrzekł Geralt. – Nie dla ciebie. I dobrze wiesz co jest powodem.”Sezon Burz
to jednak nie jest nazywany przez Geralta renegatem ani tym bardziej nie może być mowy o tym, że Geralt ma jakiś obowiązek zabić Brehena. Wręcz przeciwnie, Biały Wilk pozwala mu odjechać, mimo że wcześniej wiedźmin ze Szkoły Kota ewidentnie prowokował go do walki.
Dwóch Berengarów
Wspomniałem, że według Sapkowskiego wiedźmini nie mają żalu do świata o to, kim się stali. Jednak gra znów ma na ten temato inne zdanie. Wiedźmin Berengar, którego Geralt spotyka w pierwszej części dzieła CD Projekt, ma ogromne pretensje do ludzi, którzy poddali go próbom i mutacjom. Odrzuca swoją drogę:
„Nienawidziłem ich, bo przypominali mi was wiedźminów. Też nie dali mi wyboru. Stałem się wyrzutkiem w dwójnasób.”
Berengar o Salamandrze i wiedźminach
Tak więc Berengar od CD Projekt jest wściekły na wiedźmiński cech i nie chce mieć z nim nic wspólnego. Uważa, że wiedźmini coś mu odebrali – szanse na człowieczeństwo. Tylko czemu miałby rozpaczać nad czymś, czego nie znał, i skąd w ogóle takie myśli, jakie powinny zostać wyeliminowane podczas mutacji? O tym oczywiście nie ma ani słowa. Zwyczajnie taką postać chcieli wprowadzić twórcy i dać fanom pewne wskazówki, że nie wszyscy wiedźmini są zadowoleni ze swojego życia.
W polskim serialu występuje pewien jeszcze jeden nietypowy wiedźmin, nazywanym po prostu „starym”. Tutaj też jest ciekawie. Jest on bowiem tym, który odbiera Geralta rodzicom, a później „opiekuje” się nim w Kaer Morhen. Jest specyficznym wiedźminem. Używa łuku, choć to podobno zabronione. Wspomina często o kodeksie, lecz jego interpretacja zasad jest raczej luźna i taką samą postawę wpaja Geraltowi. To kolejne odstępstwo od kanonu, które pojawia się w świadomości widzów. Opuszczenie cechu, zbrojne występowanie przeciwko niemu, kwestionowanie swojego powołania – do tego, według niektórych, są zdolni wiedźmini.
Na koniec o Zakonie
Sapkowski naprawdę niewiele czasu poświęca temu Zakonowi Rycerskiemu. Co innego serial, o czym już wspomniałem, ale także gry skupiają się na tej organizacji. Najpierw jest on osią wydarzeń pierwszej części, w której to Wielki Mistrz Jakub de Aldersberg stoi za poczynaniami Salamandry. Z początku Zakon ukazany jest jako odpowiedź na wiedźminów. Rycerze mają bronić ludzi przed potworami, a później jego członkowie stają się absurdalnymi mutantami.
W drugiej części gry Zakon przechodzi pod chorągiew Redanii, gdzie zostaje wykorzystany do celów militarnych, a następnie rozwiązany. W trzeciej niedobitki Zakonu stają się przestępcami i rozbójnikami. Taki marny koniec przewidzieli dla tej organizacji Redzi.
Tak jak wspomniałem wyżej, kilka zdań napisanych przez Sapkowskiego, tak naprawdę jeden króciutki incydent, rozpalił wyobraźnię zarówno twórców polskiego serialu jak i gry, którzy postanowili rozbudować ten wątek. W obu przypadkach w absurdalny sposób łamiący większość zasad panujących w uniwersum.
A więc mamy tutaj kolejne dwa przekłamania, zmiany względem pierwotnego zamysłu Sapkowskiego. Jedno mniejsze, będące zwyczajnie fanowskim rozwinięciem istniejącego w książkach wątku Zakonu i drugie o wiele poważniejsze, wprowadzające do świata instytucje wiedźminów-renegatów, których zwykli wiedźmini mają obowiązek zabijać.
Można uznać, że twórcy innych uniwersów twórczo rozwinęli książkowy wątek Ciri. Ciri na pewnym etapie swojej podróży, staje się taką „renegatką”. Wykorzystuje wiedźmińskie szkolenie do bandyterki, gdy przyłącza się do Szczurów. Tyle, że to tak naprawdę potwierdzenie tezy Autora tekstu – Ciri przeszła szkolenie, ale nie przeszła mutacji.
Teza, że rezultatem wiedźmińskich mutacji jest „pogodzenie się z losem” jest bardzo ciekawa. Natomiast z drugiej strony książkowa próbka wiedźminów jest tak mała, że nie jesteśmy w stanie jej definitywnie potwierdzić. Dlatego w mojej ocenie wizja wiedźminów, którzy zeszli na złą drogę, jest jakoś tam uzasadniona, nie gwałci z pewnością założeń pierwotnego uniwersum i jest zwyczajnie atrakcyjna, a także zwyczajnie prawdopodobna (ponieważ człowiek obdarzony takimi zdolnościami bojowymi łatwo może pójść na skróty, zamiast narażać się na nieuchronną śmierć w starciu z monstrem).
>”Tylko czemu miałby rozpaczać nad czymś, czego nie znał, i skąd w ogóle takie myśli”
Prawdę mówiąc to najczęściej chcemy tego czego nie mogliśmy doświadczyć. A teraz idę wysłać totolotka, bo rozpaczam, że nadal nie jestem milionerem 😉
Heh, tak 😀
Serial jest taką fabularną padliną, że nie rozumiem po co mielibyśmy tu zastanawiać się nad jego wypocinami? Ale pomyślmy trochę. Dlaczego wiedźmini mieliby być niezadowoleni ze swego losu i szukać niepewnego chleba gdzie indziej? Zwłaszcza gdyby wiązało się to z łamaniem prawa? Zarabiają nieźle. W porównaniu z chłopami i drobnymi rzemieślnikami Geralt jest prawdziwym krezusem, którego stać na nocowanie po gospodach, ochlaj i panienki lekkich obyczajów. Ale są też sprawy tożsamościowe. Poczucie przynależności do elitarnej formacji, którego nabiera się przez lata szkolenia. Porównałbym cech wiedźminów do Legii Cudzoziemskiej. Mimo wyśmienitego wyszkolenia niezwykle rzadko spotyka się byłych żołnierzy tej formacji wśród najemników, nie mówiąc już o gangsterach czy zawodowych zabójcach. Inna sprawa, dlaczego właściwie wiedźmin miałby być dobrym zawodowym zabójcą? Umiejętności walki przydają się w tym fachu średnio. Bardziej spryt, dzięki któremu można wkręcić się w bliskie otoczenie ofiary, aby w odpowiednim momencie skrycie zadać cios (lub częściej truciznę). Profesjonalista nie szturmuje zamków ofiar ani tym bardziej nie wyzywa ich na pojedynek. Wiedźmin mógłby robić jako goryl albo popisywać się swoimi umiejętnościami na jarmarkach, wątpię jednak czy można by to uznać za awans zawodowy. 🙂
Jest taki fragment filmu „Tombstone”, gdzie w rozmowie o jednym z antagonistów padają słowa (cytuję z pamięci, więc pewnie coś pomylę): „(…) – Tacy jak on zawsze się mszczą. – Ale za co? – Za to że się urodzili. (…)”
Są takie osoby, które w wyniku różnych przeżyc i predyspozycji nie są w stanie logicznie ocenić swojego statusu i możliwości, a wybierają bunt przeciw – światu, systemowi, doktrynie – i nie wytłumaczysz, że to głupi pomysł. Do pewnego stopnia zresztą taką postacią jest Geralt – tyle, że jak wielu innych skomplikowanych bohaterów lawiruje między buntem i akceptacją rzeczywistości, wyrabiając sobie własną ocenę sytuacji i korzystając z niej po swojemu. Przetwarza gorycz w coś wykraczającego poza nią.
Ale nie każdemu to się udaje. I mogę sobie wyobrazić wiedźmina, który w buncie przeciw wyznaczonemu mu losowi przechodzi na, aż by się chciało powiedzieć, „ciemną stronę mocy” 😉 – odrzuca wszelkie ślady reguł, które mu wpojono. Oczywiście mogą istnieć też ludzie wykorzystujący taką postawę do swoich celów, mamiący wyrzutków wizją świata w którym to oni będą ustanawiać reguły, po to, by „tak naprawdę” skierować ich przeciw, khem, establishmentowi 😉 Samo życie.
Trafiają się. Rudzi murzyni też się trafiają. 🙂 Pytanie jednak było, dlaczego wiedźmini generalnie nie porzucają swojej roboty i wykorzystując nabyte umiejętności nie zajmują się czymś innym? Równie dobrze można by zapytać o to samo w kontekście czarodziejów. A po co mieliby to robić? Wychowano ich na wiedźminów i czarodziejów, a to wcale nie takie złe zajęcia. Nieźle płatne i dające poczucie przynależności do swego rodzaju elity. Zapewne fajniej byłoby być rycerzami i księżniczkami, ale tu potrzebne jeszcze odpowiednie urodzenie. 😉
W sumie było to pytanie retoryczne 🙂 Ale gdyby jednak pokombinować, to masowe porzucanie danego wyuczonego zawodu, jaki by nie był, następuje zwykle, gdy nie można się z niego utrzymać (coś o tym wiem). Czyli przy przemianach cywilizacyjnych, szczególnie zmianach technologii.
Dla Wiedźminów to taki schyłkowy okres. Coś jak dla szewców lata 90. 🙂 Niby jeszcze mają co robić, zwłaszcza że nie jest ich zbyt wielu, ale cywilizacja robi swoje.
W takiej sytuacji, przy nadpodaży danego rodzaju fachowców i braku popytu, może pojawić się początkowo jeszcze wzajemne wygryzanie z rynku (np przez wyimaginowane oskarżenia), zaniżanie cen, rozpad solidarności zawodowej. Potem gdy pozycja zawodu już osłabnie, nadmierne wzmocnienie klientów skutkujące ich propozycjami poniżających prac lub poniżających płac, pogróżkami, sądzeniem się, tego typu akcje. Zetknąłem się pośrednio lub bezpośrednio z wieloma z tych rzeczy.
Ciekawe, schyłek której branży zainspirował Sapkowskiego. Handlu zagranicznego takiego jak był organizowany w PRL? To musiało się bardzo przeobrazić po 1989, gdy zaczęło działać mnóstwo małych importerów. Ale pierwsze opowiadania o wiedźminie powstały wcześniej.
Zauważ jednak, że w pierwszych opowiadaniach o Wiedźminie branża ma się całkiem dobrze. Można by wręcz odnieść wrażenie, że rośnie, a nie zwija się. Przypomnij sobie rozmowy Geralta z tym rządcą Wyzimy (oficjalnej funkcji nie pamiętam) albo z Nivellenem. Widocznie Sapkowski zmienił koncepcję dopiero później.