Terminator: Mroczne przeznaczenie (2019)
“Terminator: Genisys” był gwoździem do trumny i moim zdaniem okazał się grabarzem marki. Ale chwila! Stop! Non omnis moriar! James Cameron wraca jako producent! Tim Miller reżyseruje! Linda Hamilton ponownie Sarą Connor, a Arnold ponownie Arnoldem! Jakby tego było mało, wzorem logiki à la George Lucas, szósta część tak naprawdę będzie trzecią! Twórcy “Mrocznego przeznaczenia” postanowili bowiem zrobić sequel do “Dnia sądu”, ignorując trzy kolejne filmy, które (delikatnie mówiąc) nie zdobyły uznania fanów. Co mogło pójść nie tak? Uwierzycie mi, jak odpowiem, że prawie wszystko, ale przy okazji zrobiono całkiem niezły film?
Ciężko będzie napisać tekst bez spojlerów, ale oczywiście spróbuję. Sekcja z elementami fabuły będzie schowana za przyciskiem “spoiler”, więc pozostałą część można czytać bez strachu. Dobra wiadomość jest taka: “Mroczne przeznaczenie” to najlepszy “Terminator” od 1991 roku, czyli od premiery dwójki. To jednak niewiele mówi, bo “Bunt maszyn” i “Salvation” zawiesiły poprzeczkę ekstremalnie nisko, a po “Genisys” właściwie leżała na ziemi. Nie umniejszając jednak Millerowi, napiszę tak: najnowsza odsłona to niezły film akcji z elementami s-f. W znajomym świecie, ze znajomymi twarzami i ogląda się go bezstresowo, a czasem nawet z przyjemnością.

Jednak irytująca jest powtarzalność. Miller odpalił bowiem Abramsa, zrobił swoiste “Przebudzenie Mocy”. Soft remake pierwszego Terminatora. Znów mamy maszynę do zabijania z jasnym celem – zabić konkretną osobę: Dani Ramos (w tej roli Natalia Reyes). Znów mamy obrońcę, a właściwie obrończynię, przysłaną z przyszłości (Grace, w tej roli świetna Mackenzie Davis). A ze względu na stare dzieje i ściągnięcie fanów marki do kina, mamy też Arniego i Lindę Hamilton. Ile razy można w kółko to samo? Pod tym względem szanuję “Salvation”. Projekt nie wyszedł, ale był chyba jedyną próbą zrobienia czegoś inaczej. Schemat, o którym napisałem, jest naprawdę prosty. Można go zrobić raz i dobrze (“Terminator”), ewentualnie trochę odwrócić, żeby zły był dobrym (“Terminator 2”) i tyle. Nie da się z tego zrobić nowej jakości.
Da się tylko próbować zrobić wszystko “bardziej”. I Miller próbuje. Pierwsza scena konfrontacji w poprzednich odsłonach byłaby finałowym pojedynkiem, a tu jest ledwie przedsmakiem tego, co nas czeka. Wszystko później musi być jeszcze bardziej efektowne, na większą skalę i jeszcze bardziej oderwane od rzeczywistości. Ja wiem i rozumiem, że oczekiwanie realizmu od Terminatorów jest kuriozalne, ale są pewne granice. Można zrobić emocjonujący pościg w stylu “Dnia sądu”, gdzie T-800 ucieka z Connorem na motocyklu, a goni ich wielka ciężarówka; a można zrobić sceny akcji tak przegięte, że zalatują autoparodią. Finał “Mrocznego przeznaczenia” wygląda bardziej jak scena wycięta z dziesiątej czy jedenastej części “Szybkich i wściekłych”.

Dość jednak narzekania. Przynajmniej na chwilę skupię się na pozytywach. A te są, jak najbardziej. Po pierwsze: atmosfera. Żaden z kolejnych sequeli nie był tak bliski pierwszym dwóm częściom pod kątem klimatu. Czuć w powietrzu nadciągającą katastrofę, czuć beznadziejne położenie bohaterów i oddech bezlitosnego mordercy na ich karkach. Nowy cyborg, Rev-9 (Gabriel Luna), przypomina trochę T-1000 Roberta Patricka. Nieustępliwy, brutalny i w pełni skupiony na misji. Grace z drugiej strony to niby damska wersja Kyle’a Reesa, ale nie jest po prostu jego kopią. Ma swoje priorytety i charakterek, fantastycznie wypada jej relacja z Sarą Connor. Nieufność, starcie silnych charakterów i szorstka przyjaźń. Linda Hamilton wraca jako nieustępliwa łowczyni terminatorów, która w dodatku przechodzi ciekawą przemianę. Arnie jest sobą i to może być jego najzabawniejszy występ w tej serii. Średnio podobała mi się Natalia Reyes jako Dani, cel do skasowania dla Rev-9. Była nijaka i do zapomnienia. Jeśli to na niej ma się oprzeć kolejna odsłona – nie wróżę sukcesów.
Bohaterki miewają chwile zwątpienia, czasem się odsłaniają, czasem cierpią. Znalazło się trochę czasu na interakcje i dialogi, dlatego można się z nimi trochę zżyć i zrozumieć poszczególne motywacje. Nie jest tak groteskowo i beznadziejnie jak w “Genisys”, to na pewno. Podobnie ma się rzecz ze scenami akcji. Poza tym, że reżyser za wszelką cenę chce przebić skalą poprzedników, jest emocjonująco i efektownie. Jedyny minus to w kilku (niewielu, ale jednak) momentach efekty są bardzo kiepskie. Kilka skoków, sprintów czy innych wygibasów, szczególnie z udziałem Grace i Rev-9 wygląda po prostu źle i tanio.

Najważniejszą i największą wadą filmu jest jednak… sama koncepcja jego powstania. Tyle mogę rzec jako fan serii, reszta na ten temat poniżej, w bloku spoilerowym, klikasz poniższy guzik na własną odpowiedzialność.
Spoiler! | Pokaż> |
---|---|

Jestem rozdarty. Z jednej strony dostałem wszystko to, co lubię: klimat, poczucie zagrożenia, Sarę Connor, Arniego, dobre sceny akcji, nowego terminatora, nową obrończynię z przyszłości i najlepszy sequel od czasów dwójki. Z drugiej strony jakbym mógł, to bym scenarzystom soczyście przywalił z laczka w te durne łby za kompletny brak pomysłów i mniej lub bardziej świadome sprofanowanie świętości. Nie mogę napisać nic więcej bez zdradzania szczegółów, więc nie piszę więcej. Dodam tylko, że “Mroczne przeznaczenie” mimo wszystko warto zobaczyć, ale nie jestem pewien, czy nie lepiej było zostawić tę serię w takim stanie, jak była. Gloryfikując T1 i T2, udając, że kolejne filmy po prostu nie powstały.

PS Jeśli macie ochotę na małą podróż przez wspomnienia, w kolejnych tygodniach postaram się wrzucić parę słów o poprzednich odsłonach “Terminatorów”.
Terminator: Mroczne przeznaczenie (2019)
-
Ocena SithFroga - 6/10
6/10
Sekcja spojlerów- heh czegoś tak głupiego dawno nie czytałem, możesz mi wyjaśnić
.
Szlag, nie pamiętam jak się oznacza spojlery, możecie to zmienić?
Przez ‘i’ 😉
Dzięki za pomoc. Ogólnie praktycznie wszystkie filmy związane z podróżami w czasie cierpią na ten sam problem czyli przykładowo bohater przysłany z przyszłości zapobiega powstaniu “narzędzia zagłady”, więc skoro tak, to jakim cudem mógł być przysłany w tym celu z przyszłości? Owszem, próbują to rozwiązywać na zasadzie nielinearnej czasoprzestrzeni, ale słabo to zwykle wychodzi. Jedynie 12 małp (no dobra, może by się coś jeszcze znalazło, nie chce mi się myśleć nad tytułami) pod tym względem nie zawodziło, ale tak naprawdę to nie jest film o podróżowaniu w czasie, bo właściwa interpretacja (moim zdaniem) jest inna.
W “Avengers: Endgame” to jest fajnie wyjaśnione z tym rozbijaniem czasoprzestrzeni na kolejne odnogi zmieniając coś w przeszłości tylko nawet w tym samym filmie wpadają w pułapkę liniowego czasu (motyw z kapitanem Ameryką :).
Temat cofania się w czasie i dokonywania zmian fajnie pokazały film i książka Wechikul czasu. SPOILER bohater nie mógł zmienić przeszłości, bo inaczej nie wybudowałby Wechikułu czasu
Nie to, żeby ten film mnie cokolwiek interesował – nigdy nie byłem fanem Terminatorów, S-F, a zwłaszcza podróży w czasie – ale lubię Arnolda, więc pytam z ciekawości. Mianowicie jak umotywowali obecny wiek aktora? Terminatory mogą się starzeć?
Odpowiedź masz w pierwszym filmie. Rodzaj Terminatora jakim jest Arni to cyborg pokryty specjalnie wyhodowana ludzka tkanka, mięśniami, włosami. On nie jest syntetyczny.
Odpowiadam na podstawie obecnej wiedzy nie wiem czy ten film wrzuca inna wyjaśnienie.
Tak jak mówi Gogi, pod spodem jest metal, ale powlekają go normalne tkanki, które się starzeją biologicznie. W kilku filmach w ten sam sposób tłumaczyli.
Czy kolejnym pytaniem będzie: dlaczego w kosmosie słychać odgłosy X-Wingów i TIE Fighterów? 😉
Hłe, hłe, strasznie zabawne. 😛 Nigdy nie było to wprost powiedziane. Terminatorzy przecież nie dorastali wraz ze swoim ciałem. Składano od razu gotowych facetów w średnim wieku, więc cholera ich tam wie.
Obawiam się, że koncepcję podróży w czasie bardzo rzadko udaje się zrobić logicznie, i w dwóch pierwszych terminatorach to te podróże też miały sens tylko na pierwszy rzut oka.
Obejrzę! I mam w dupie co piszą o terminatorze,kobietach,liczbach,stratach i całym tym gownie wokół filmu. Już najebali wystarczająco przed premierą filmu. Odpadki medialne które laly Sie jak sraka z dupy. Ja mam zajebisty papier 6 warstwowy i chętnie się podzielę,bo moja decyzja jest jak twarda zdrowa kupa i nie potrzebuje zbyt dużo do wycierku🐾
To na pewno jest sequel dwójki a nie jedynki?
Na pewno. Zaczyna się sceną z dwójki 🙂
Zabieg z początku filmu jest tym dziwniejszy, że stał za nim James Cameron, który sam miał pretensję za podobne rozwiązanie do Finchera
No właśnie, a mogło tego zwyczajnie nie być i wiele by nie zmieniło w fabule Dark Fate. Dałoby się to spokojnie ogarnąć bez uciekania się do takich sztuczek.
Ta scena była w zasadzie po to, żeby pokazać motywację Sarah i wyjaśnić obecność T-800 w filmie. Zamiast tego mogli zapożyczyc historię Laurie z najnowszego Halloween. Sarah poświęca cały swój czas na przygotowania na wypadek pojawienia się nowego Terminatora, a John gdzieś tam prowadzi normalne życie i nawet nie trzeba go pokazywać w filmie. A obecność T-800? Skynet wysłał go do przeszłości, ale ponieważ doszło do zmiany wydarzeń to coś się uszkodził w oprogramowaniu o blakal się bez celu aż poznał ta kobietę z dzieckiem.
DOKŁADNIE o takim rozwiązaniu pomyślałem. Mogli go po prostu zostawić gdzieś z boku. SkyNet nie powstał, wszyscy szczęśliwi, John ma normalne życie. Sarah nie, bo ona za głęboko w tym siedziała i do końca życia będzie obawiać się apokalipsy i szykować żeby znów jej w razie czego zapobiec.
Jak można było zabić Johna i Skynet … spierdolić serię… wstawić pedalski komiksowy Legion i mackogówniane pseudoterminatory;
to już 3 i salvation bardziej kontynuują serię jako spin-offy niż kanoniczny dark fate, który naprawdę, zjebał scenariusz po całej linii i ubijając głównego lidera/bohatera serii oraz antagonistę Skynet, zmienił ten tytuł we wszystko, tylko nie starego dobrego poczciwego Terminatora.
Zgadzam się z Tobą w pełni i jednocześnie nie zgadzam w ogóle.
Lubię odważne pomysły i moja pierwsza reakcja na zabicie Johna i wywalenie SkyNetu była: ok, grubo idziecie, no to pokażcie co wymyśliliście w zamian?
I okazało się, że nic. Wymyślili zmianę nazwy. Legion zamiast SkyNetu, ale poza tym takie same terminatory, takie same punkty fabularne, taki sam przebieg historii, czasem nawet identyczne sceny (pościg ciężarówki za pick-upem z bohaterami). Dark Fate to w zasadzie kolejny remake kultowej dwójki tylko z podmianką nazw i płci bohaterów. Dlatego o ile odważne pomysły lubię, o tyle nie szanuję ich w ogóle jak potem okazuje się, że to nie odwaga tylko skrót, żeby zrobić jeszcze raz to samo i tylko udawać coś innego.