Dzienniki gwiazdowe (Stanisław Lem)

To zadziwiające jak dobrze utkwił mi w pamięci dzień, w którym “Dzienniki gwiazdowe” po raz pierwszy trafiły w moje ręce. Pamiętam dziwną okładkę, która przyciągnęła mą uwagę z bibliotecznej półki. Pamiętam pożółkłe i pachnące karty staruteńkiego (liczącego wówczas może i ze 20 lat) wydania książki. Pamiętam jak z tomikiem w plecaku pędziłem do domu, by po chwili z wypiekami na twarzy zagłębić się w przygodach Ijona Tichego. Miałem wówczas dziesięć lat. Od tego dnia minęła cała wieczność. A jednak wspomnienie pierwszego kontaktu z dziełem Lema nigdy mnie nie opuściło.

Pewnie dlatego, że to cholernie dobra książka. Zabawna, ale chwilami snująca gorzką refleksję. Przyprawiająca technooptymizm tą odrobiną realistycznego pesymizmu w ocenie kondycji człowieka. A do tego napisana tak cudownym językiem, że aż chce się tych wycyzelowanych, pełnych urokliwych neologizmów zdań nauczyć na pamięć.

Sięgnąłem po “Dzienniki gwiazdowe” parę tygodni temu, jak gdyby z tęsknoty, ale też trochę z niedowierzania albo nawet lęku, że to czas albo dziecięcy umysł wypaczył moje postrzeganie tej pozycji. Nic bardziej mylnego. Książka nie tylko wyszła ze starcia z moim ostrożnym sceptycyzmem obronną ręką, ale wręcz porwała mnie na nowo. Odkryłem w niej całe pokłady humoru i refleksji, których jako dziecko nie byłem w stanie zrozumieć (w szczególności nie zrozumiałem nic ze wstępu, który był szpilą wymierzoną w Philipa K. Dicka).

“Dzienniki gwiazdowe” to cykl opowiadań science-fiction, z których najstarsze mają już ponad sześćdziesiąt lat. Opowiadania połączone są postacią protagonisty – kosmonauty Ijona Tichego, który w swojej rakiecie zwiedza galaktykę, nawiązując kontakty z obcymi cywilizacjami, prowadząc dysputy filozoficzne i przeżywając dość absurdalne przygody. Spekulacji technologicznych wiele tu nie znajdziecie, co zresztą książkę ratuje przed – tak groźną dla literatury science-fiction – dezaktualizacją. Codzienność odkrywcy Tichego jest zadziwiająco przaśna i przyziemna, do tego stopnia, że wnętrze rakiety wyobrażałem sobie nieustannie jak mieszkanie w komunistycznym bloku. Z tego samego pomysłu skorzystali zresztą twórcy niemieckiego serialu “Ijon Tichy – Raumpilot” (gwoli ścisłości – jako ekranizacja “Dzienników…” serial jest raczej słaby i polecam najpierw zapoznać się z książką).

Jakiś czas opanowywałem gniew, ale gdy biorąc się po obiedzie do mycia talerzy stwierdziłem, że rozgrzany od potężnej pracy stos atomowy popsuł mi najlepszą porcję polędwicy wołowej, jaką zostawiłem w lodówce na niedzielę, straciłem na chwilę równowagę ducha i miotając najokropniejsze przekleństwa, rozbiłem część serwisu, co przyniosło mi wprawdzie pewną ulgę, nie było jednak zbyt rozsądne. W dodatku wyrzucona za burtę wołowina, zamiast ulecieć w dal, nie chciała opuścić pobliża rakiety i krążyła wokół niej jako drugi sztuczny satelita, powodując regularnie co jedenaście minut i cztery sekundy krótkotrwałe zaćmienie słońca.
—Dzienniki gwiazdowe, Podróż siódma—

Ale jeśli podróże gwiezdne są dla Tichego (paradoksalnie) przyziemne, i to do tego stopnia, że w jednym z opowiadań nasz bohater uganiał się po kilkunastu systemach gwiezdnych szukając planety na której zostawił swój scyzoryk, to już nadzwyczajne, fantastyczne i kompletnie surrealistyczne będą problemy i zagadnienia z którymi przyjdzie mu się zmierzyć. Od systemów totalitarnych, aż po zjawiska relatywistyczne. Od zagadnienia ciągłości świadomości, aż po rolę religii. Autor solidnie wyśmieje przy tym nasz antropocentryzm. Do niektórych problemów Lem podchodzi wielokrotnie, prezentując nieco sprzeczne konkluzje (tak czyni właśnie w kwestii religii), czasami też zdarza mu się powtarzać (cudowny passus o tym, że powstanie życia na Ziemi jest niemożliwe pojawia się w dwóch różnych podróżach). Ale każde z opowiadań czyta się fantastycznie, każde urzeka swą nietuzinkowością, absurdalnością i groteską. To Stephen Hawking wymieszany w równych częściach z Monty Pythonami. I chyba lepszej rekomendacji nie trzeba.

Ohydki Szaleje! Polecam Wam tę książkę z całego serca. Dzięki niej jako mały dzieciak pokochałem fantastykę naukową, zaręczam, że i Wam się spodoba.

– Zgodnie z przyjętą systematyką, występujące w naszej Galaktyce formy anormalne obejmuje typ Aberrantia (Zboczeńce), dzielący się na podtypy Debilitales (Kretyńce) oraz Antisapientinales (Przeciwrozumce). Do tego ostatniego podtypu należą gromady Canalicaea (Paskudławce) i Necroludentia (Zwłokobawy). Wśród Zwłokobawów rozróżniamy z kolei rząd Patricidiaceae (Ojcogubce), Matriphagideae (Matkojady) i Lascmaceae (Obrzydłce, czyli Wszeteki). Obrzydłce, formy już skrajnie zwyrodniałe, klasyfikujemy, dzieląc na Cretininae (Tępony, np. Cadaverium Mordans, Trupogryz Bęcwalec), i Horrorissimae (Potworyjce, z klasycznym przedstawicielem w postaci Mętniaka Bacznościowca , Idiontus Erectus Gzeemsi). Niektóre z Potworyjców tworzą własne pseudokultury; należą tu gatunki takie jak Anophilus Belligerens, Zadomiłek Zbójny, który nazywa siebie Genius Pulcherrimus Mundanus, albo jak ów osobliwy, łysy na całym ciele egzemplarz, zaobserwowany przez Grammplussa w najciemniejszym zakątku naszej Galaktyki – Monstroteratum Furiosum (Ohydek Szalej), który zwie siebie Homo Sapiens.
—Dzienniki gwiazdowe, Podróż ósma—

PS Jeszcze tylko mała przestroga – upewnijcie się, że sięgacie po odpowiednie wydanie książki. Niektóre są bardzo mocno zredagowane i pozbawione ważnych opowiadań. Lem niestety nam życia nie ułatwił, nazywając opowiadania podróżami, i od samego początku zakładając, że będą w tych podróżach luki (książka zaczyna się podróżą siódmą). Oto więc moja rada – przed zakupem książki sprawdźcie, czy w spisie treści znajduje się podróż ósma. Jej niewybaczalny brak to sygnał, że trzeba poszukać innego wydania. Można też sięgnąć po – całkiem zgrabnie nagrany – audiobook z Audioteki, którego narratorem jest Wojciech Żołądkowicz.

-->

Kilka komentarzy do "Dzienniki gwiazdowe (Stanisław Lem)"

  • 27 kwietnia 2018 at 12:17
    Permalink

    No i fajnie. Ostatnio nabrałem ochoty na twórczość Lema, ale nie bardzo wiem od czego zacząć. “Dzienniki gwiazdowe” się nadadzą?

    Reply
    • DaeL
      27 kwietnia 2018 at 12:21
      Permalink

      Dzienniki gwiazdowe to chyba najlepszy punkt wyjścia. Wprawdzie najlepszą książką Lema jest (moim zdaniem) Solaris, ale DG są bardziej przystępne.

      Reply
      • 28 kwietnia 2018 at 17:56
        Permalink

        ‘Solarisa’ słuchałem niedawno i lekko mnie zawiódł. Tzn. książka świetna, ale do momentu, w którym Lem zaczyna sążniście opisywać właściwości oceanu. Rację miał Tarkowski, że to powywalał ze swojej wersji.

        Korzystając z okazji polecam ‘Hyperion’ Dana Simmonsa. Jeszcze nie skończyłem czytać / słuchać, piszę na gorąco, ale już teraz wiem, że dawno nie czytałem / słuchałem tak fascynującej powieści s-f.

        Reply
  • 27 kwietnia 2018 at 13:13
    Permalink

    Sławetna podróż ósma i narodziny życia na Ziemi ;]

    Reply
  • 27 kwietnia 2018 at 13:24
    Permalink

    Po obowiązkowym czytaniu w 6.klasie o pilocie Pirxie i omawianiu tego na siłę jako paskudną i nudną lekturę, odeszła mi ochota na twórczość pana Lema. No ale ponieważ lat 12 mialam wieki temu, to chyba jednak czas odrzucić dziecięcą niechęć i dac drugą szansę. Tym bardziej, że rekomendujesz 🙂

    Reply
    • 27 kwietnia 2018 at 14:18
      Permalink

      Lem też w tym wieku niesamowicie zraził mnie do siebie Pirxem. Później w liceum przeczytałem Solaris i było już dużo lepiej.

      Reply
  • 27 kwietnia 2018 at 14:58
    Permalink

    A dla mnie najurokliwszym dziełem Lema pozostaje “Cyberiada”.

    Reply
  • 28 kwietnia 2018 at 14:26
    Permalink

    Najlepsze, że po latach właśnie Pirx broni się oryginalną i “realistyczną” wizją lotów kosmicznych. A pochodzący ze zbioru opowiadań o Pirxie “Terminus” do dziś uchodzi za jedno z najlepszych polskich opowiadań s-f w ogóle. Nawet niedawno to czytałem i wciąż jeży włosy na głowie.

    Reply
  • 30 kwietnia 2018 at 03:32
    Permalink

    Lem napisał tez cos takiego jak Eden równiez o próbie nawiazania kontaktu dwóch cywilizacji i form zycia zupełnie róznych od siebie. Inaczej podchodzących do wszystkiego a jednak gdzies tam próbujacych mozna powiedziec ,ze ze wzgledu na róznice kontakt był prawie niemozliwy ,ale próbowali. tez dobra ksiazka , czytałam wieki temu ,ale polecam.

    Reply
  • 3 maja 2018 at 21:57
    Permalink

    Dzięki za przypomnienie o tej książce, dzięki tobie wreszcie ją przeczytałem. A raczej przesłuchałem: słuchanie i czytanie traktuje synonimicznie.

    Nie lubię Lema. Przeczytałem kilka wywiadów, znam jego konflikt z Tarkowskim i uważam Lema za wrednego, apodyktycznego, zamkniętego dziada. Wielki filozof kosmosu, który nie zrozumiał ‘prawa niezależności adaptacji od adaptowanego dzieła’. Tym bardziej, że Tarkowski miał rację tnąc ‘Solarisa’. Ale zgodnie z prawem ‘niezależności osoby twórcy od dzieła’ szanuję jego twórczość. Więc potrafię (chyba) docenić ‘Dzienniki gwiazdowe’ i podejść do nich krytycznie.

    Językowo majstersztyk. Od świetnej- cytowanej tu- systematyki jeszcze lepszy jest stylizowany język z Podróżny 11.
    Kapitalny bohater. Idealny przewodnik.
    Trochę się Lem powtarza. Pół biedy z powtarzanym w dwóch Podróżach motywem kształtowania świata i powtórką pętli czasowej. Gorszy jest schemat: Tichy na obcej planecie, która okazuje się pastiszem zachowań człowieka. Planeta Robotów, planeta świecących stworów, Rybici, Idionci… Jak na książkę o kosmicznej wszechstronności za dużo u Lema ludzkiej zaściankowości- Wątek satyry- klasa! Wątek s-f- zbyt pretekstowy.
    Genialna Podróż 21. Najlepsza. Mistrzowski esej filozoficzno- religijny. Słuchałem bardzo uważnie, a mózg i tak mi się lasował. Podróż do głębokich analiz.

    Osobny akapit dla pana Żołądkowicza. Genialna i piekielnie trudna robota dla lektora. Wielkie brawa!

    7 + 1 pkt za Podróż 21. Czyli ocena 8/10. Świetna rzecz, ale ZNAM lepsze s-f. Oto one.

    Do polecenia:
    Wspomniany już Dan Simmons- ‘Hyperion’
    Cykl o Enderze Orsona Scotta Carda, a zwłaszcza ‘Mówca umarłych’
    ‘Lód’ Jacka Dukaja
    ‘Metra’ Głuchowskiego
    A także Herbert i Asimov.

    Popularne mówienie, że Lem / Dick to najlepsi twórcy s-f to przegięcie. Powyższa lista sugeruje, że jest przynajmniej kilku lepszych

    Reply
    • 3 maja 2018 at 22:05
      Permalink

      Edit. Jeszcze jedno, bo chyba tego nie załapałem. CZYM SĄ SEPULKI? I dlaczego do posiadania Sepulek wymagana jest żona? To dziecko? Embrion? Szukając w necie doszedłem do wniosku, że to poważna zagadka. Proszę o odp / hipotezę na tzw. ‘zdrowy chłopski rozum’. DaeL pytam ciebie: wizjonera i znawcę wielkich wizji wielkich twórców 🙂

      Reply
      • DaeL
        3 maja 2018 at 22:26
        Permalink

        Z analizą się generalnie zgadzam.

        Co do sepulek – myślę, że warto sięgnąć po Encyklopedię Kosmiczną profesora Tarantogi:
        Sepulka – l.mn. sepulki, odgrywający doniosłą rolę element cywilizacji Ardrytów (ob.) z planety Enteropii (ob.). Ob. sepulkaria.
        Sepulkaria – l.poj. sepulkarium, obiekty służące do sepulenia (ob.).
        Sepulenie – czynność Ardrytów (ob.) z planety Enteropii (ob.). Ob. sepulki.

        Innymi słowy, na tym polega żart, że nie wiadomo, ale możemy przypuszczać, że mają jakiś związek z seksem.

        Reply
    • DaeL
      3 maja 2018 at 22:44
      Permalink

      Z listy:
      Hyperion – tak.
      Cykl o Enderze – tak… chociaż za Ksenocydem jest już coraz gorzej.
      Lód – muszę do książki wrócić, bo pamiętam, że się z nią męczyłem w pierwszych rozdziałach i odłożyłem na później (i już tak ze 2 lata leży na półce)
      Metro – yyyy? Nie powiem, fajne to jest, ale to raczej takie czytadło, na pewno nie jest to wielka sci-fi. A inne książki z cyklu (tzn. te nie-Głukhowskiego) to na ogół prezentują poziom bardzo średni.
      Herbert – TAK! (Diuna to jedna z trzech najlepszych powieści science-fiction wszech czasów)
      Asimov – TAK!

      Dorzuciłbym do tej listy parę nazwisk. Dicka (którego bardzo lubię, zwłaszcza Ubik), Heinleina, Arthura C. Clarke’a, a przede wszystkim braci Strugackich. Zresztą właśnie książce Strugackich poświęcona będzie piątkowa recenzja 🙂

      To taki absolutny elementarz fana science-fiction 🙂

      Reply
      • 4 maja 2018 at 03:19
        Permalink

        Ha ha. Uśmiałem się na cytacie z Encyklopedii. Ale tu liczyłem na coś mniej absurdalnego, a bardziej konkretnego.

        Nie pisałem nic o nie-Głuchowskim. Pisałem tylko o Głuchowskim. Genialna analiza społeczna, wizja s-f i świetny bohater. Czyli wszystko to, co u Lema. Ale z lepszą fabułą, ciekawszym klimatem i dobrym redaktorem, którego Lem- ale i inni klasycy gatunku- nie mieli.
        Szkoda, że Dick nie miał dobrej redakcji. Kogoś, kto by te narkotyczne wizje uzbierał w jako taką fabułę.

        Przy okazji polecam świetny serial ‘Electric dreams’. Zdecydowanie zasługuje on na recenzję na stronie.

        Przeczytałem dwie książki Strugackich, wynudziłem się na obu, a ‘Ślimak na zboczu’ zyskał u mnie miano traumy.
        C.Clarke’a też znam dwie książki. W swojej najsłynniejszej przegrał z Kubrickiem tak, jak Lem przegrał z Tarkowskim. Albo bardziej.
        Henleina nie czytałem, mam w planie. Podobnie jak Burgessa, Silverberga, Keyesa, Stephensona…
        Card- nie polecałem całej serii. Rzeczywiście ‘Ksenocyd’ odstaje. Dalej nie doszedłem. Polecałem ‘Mówcę umarłych’. No i ‘Grę Endera’, ale to pewnie znasz.

        Z Polaków przypomniał mi się jeszcze ‘Limes inferrior’ Zajdla. A jeszcze bardziej oparta na tym tytule genialna mapa do HoMM3. Polecam gorąco. Kto grał (a jest ktoś kto nie grał?!), a nie zna tej mapy, niech nadrabia zaległości!

        Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków