Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara

Dzisiejszy wpis sponsoruje literka R jak rozczarowanie, ewentualnie R jak recycling. Czy muszę pisać coś więcej? Po Obcym przyszła kolej na Piratów. Szkoda. W końcu Klątwa Czarnej Perły była niesamowitym widowiskiem z rewelacyjnym Johnnym Deppem. Dwie kolejne odsłony – mimo wyraźnych wad – także uwielbiam. Dość powiedzieć, że obejrzałem swego czasu całą trylogię podczas Nocnych Maratonów Filmowych, nie wspomagając się kawą i nie zmrużywszy oka. Czwartą część Piratów dało się obejrzeć, choć aż nazbyt oczywiste było, że mamy do czynienia z odcinaniem kuponów i desperackim skokiem na kasę. Tak myślałem do niedawna, bo jeśli Na nieznanych wodach to był skok na kasę, to naprawdę nie wiem jak nazwać Zemstę Salazara. Rozbój w biały dzień? Napad na widza? Kradzież pieniędzy na bilet?

Kadr z filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
To nie jest Jack Sparrow jakiego znacie, to karykatura

Mniejsza o nazwę. Najnowsza odsłona to film robiony bez dobrego scenariusza, bez dobrego pomysłu, i ogólnie bez sensu. Byle jak, byle nawrzucać znanych motywów. Mamy więc tutaj następną wersję Willa Turnera (to Henry, syn Willa, w tej roli Brenton Thwaites), następną wersję Elizabeth Swann (kobieta nauki, Carina Smyth – odgrywana przez Kayę Scodelario) i następną wersję klasycznego antagonisty – Salazara (Javier Bardem). W wersji niezmienionej powracają starzy znajomi – Jack Sparrow (tak tak, wiem, kapitan Jack Sparrow) i Hector Barbossa. Nasi bohaterowie znów poszukują tajemniczego skarbu/artefaktu, znów zawiązują się i rozpadają nietypowe sojusze, i znów napotykamy na statek widmo z nieumarłą załogą. Po upiorach (Barbossa), owocach morza (Davy Jones) i zombie (Blackbeard) przyszedł czas na duchy. Oczywiście wszystko jest wynikiem klątwy i zupełnym przypadkiem znów w centrum wydarzeń pojawia się Sparrow.

Kadr z filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
To nie jest Will Turner

Naprawdę nie ma sensu rozpisywać się o fabule, bo nikt tu nawet nie udaje, że w filmie jest choć krztyna oryginalności. Jedyny ciekawy wątek, ten dotyczący Barbossy, jest potraktowany po macoszemu, ponaglany i tak naprawdę nie wybrzmiewa odpowiednio mocno, bo kiedy widz zaczyna rozumieć o co chodzi – już lecą napisy końcowe. Największa w tym (niestety) zasługa kapitana Jacka Sparrowa.

W Klątwie Czarnej Perły Sprarrow był czymś nowym i zaskakującym. Pirat lekkoduch, zakochany w swoim okręcie i w żeglowaniu, udający ciamajdę żeby wykiwać przeciwników, ale posiadający dobre intencje i serce ze złota – to była postać, jakiej wcześniej nie widzieliśmy, w dodatku świetnie zagrana. Nominacja do Oscara nie była przypadkowa. W piątej części postać Deppa nie dość, że się trochę opatrzyła, to na dodatek została okrojona do jednego aspektu – ciamajdowatości. Teraz to bohater kreskówki. Goofy z przygód Myszki Miki. Pije (no dobra, ten element jest mniej bajkowy), mamrocze, biega, przewraca się, skacze po platformach, robi miny i rzuca nieśmieszne żarty. Męczy to wszystko widza i w większych ilościach jest po prostu nie do zniesienia.

Kadr z filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
A to nie jest Elizabeth Swann

Z pozostałymi kreacjami też “szału nie ma”. Młody Henry i Carina grają bez chemii, bez błysku, bez jednej sceny wartej zapamiętania. Javier Bardem i jego Salazar to chyba najbardziej jednowymiarowy i nudny złoczyńca w całej serii. Geoffrey Rush jako jedyny chyba jeszcze się na planie choć trochę bawi i wypada zdecydowanie najlepiej. Hectora Barbossę nadal ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Z jednej strony to największa z zalet filmu, z drugiej – bolesne przypomnienie czym Piraci byli u zarania.

Kadr z filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
Jedyna ciekawa postać – niezastąpiony kapitan Hector Barbossa

Humor w filmie bywa znośny raz na pięć scen. Przy czym nie mieszczą się w tej kategorii wygłupy Deppa, ani grzanie w kółko jednego dowcipu (żart o tym że mądra kobieta to od razu wiedźma pada w filmie z dziesięć razy). Film bardzo mocno, ale niezdarnie próbuje mrugać okiem do widza i szeptać “a pamiętasz to i to z poprzednich części?”. Nawet uniwersalny i doskonały motyw muzyczny Klausa Badelta w siedemnastej wariacji traci już swój urok i trąci myszką. A żeby dopełnić obrazu rozpaczy, pojawia się w Zemście Salazara nowość – bijące po oczach błędy realizacyjne widoczne już w kinie (a nie po wałkowaniu na DVD czy Blu-rayu). A to kaskader pada zanim dostanie w łeb, a to budynek, który wybuchł stoi w następnym ujęciu tak, jak stał… Momentami wygląda to jak robota amatorów.

Kadr z filmu Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara
Jeśli scenariusz nie daje pograć nawet Javierowi Bardemowi to wiedz, że coś się dzieje…

Poprzednie odsłony Piratów bywały lepsze lub gorsze, ale zawsze pokazywały coś, co mogło się podobać. Niestety Zemsta Salazara wzięła po prostu losowe elementy z poprzednich filmów, doprowadziła je do postaci karykaturalnej, a potem upchnęła kolanem w scenariuszu. Nie potrafię tego filmu polecić. Nawet jeśli jesteś fanem Piratów z Karaibów i wiele możesz twórcom wybaczyć – tu nadal jest za mało dobrego, żeby warto było wydawać pieniądze na kino. Może za jakiś czas można będzie sięgnąć po ten film na VOD, albo DVD czy Blu-rayu (a i to najlepiej kupionym na promocji w Biedronce). Póki co – odradzam. Kolejna seria, zarżnięta przez marketingowców, idzie na dno.

-->

Kilka komentarzy do "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara"

  • 30 maja 2017 at 12:08
    Permalink

    To ciekawe, ale pomimo że zgadzam się, że film jest wtórny do bólu, to mam zupełnie inne zdanie na jego temat. W ogóle nie przeszkadzał powrót do korzeni, zwłaszcza po koszmarnych udziwnieniach w Stranger Tides. Jako fan serii zostałem zaspokojony, a reset fabularny nawet mnie ucieszył. Bardem jako Salazar był świetny, Barbossa jak zwykle, nawet kopia wątku Turner&Swann była momentami bardzo zabawna. Jedyna dostrzegalna różnica to Jack Sparrow, który w tej częsci jest najbardziej drugoplanowy w całym chyba cyklu.
    Zresztą, moja opinia o filmie do podejrzenia na naszym forumowym agregacie recenzji: http://fsgk.pl/recenzje/reviews/details/3741#92491

    Reply
    • SithFrog
      31 maja 2017 at 08:25
      Permalink

      Co kto lubi, ja wolę nowe rzeczy, a nie odgrzewanie kotleta po raz piąty, bez żadnego polotu, pomysłu etc. Bardziej doceniam filmy, które zawodzą, ale próbują czegoś nowego niż bezpiecznie zrobione i napisane recyclingowe scenariusze pod sentyment. Dlatego Prometeusz jest lepszy niż Covenant w moich oczach.

      Reply
  • 30 maja 2017 at 16:22
    Permalink

    Nie zgodzę się. Wypiszę w punktach z czym:
    1. Czwarta część nie dała się oglądać. Nijak.
    2. Carina była świetna. Piszę zarówno o przygotowanej dla niej roli jak i jej odegraniu. Nieco irytujące były wszelkie sceny odnoszące się do jej seksualności. Ale o tym dalej.
    3. Salazar jest złoczyńcą z najbardziej sensownymi roszczeniami. Przy zestawieniu: Jack obiecał mi duszę vs. Jack zniszczył mi życie – wybieram to drugie. Zemsta jest lepsza niż windykacja. Chyba że to ma być dramat sądowy.
    4. Efekty specjalne wydają się być o wiele bardziej widowiskowe.

    Ale oczywiście zgodzę się i dodam parę od siebie:
    1. Błazen Jack. Ale nie tylko – cała załoga została sprowadzona do roli wsiowych głupków.
    2. Uproszczenia, czy też nieumiejętne przeskoki fabularne. Po prostu takie rzeczy, które “trzeba przyjąć na wiarę”.
    3. Artefakt. Co będzie kolejne? Nocnik hetmana Potockiego? xD
    4. Humor w stylu, ale poniżej poziomu American Pie. Minęli się z produkcją.

    Zanim ocenię, czy polecić ten film, czy nie, pytam o czwartą część. Jeśli się podobała – zdecydowanie polecam. Jeśli nie – zadaję kolejne pytania pomocnicze. Tak samo zrobię teraz: jeśli ktoś oglądał “Na nieznanych wodach”, może przymierzyć się do “Salazara”. Jest gotowy. 😀

    Reply
    • SithFrog
      31 maja 2017 at 08:43
      Permalink

      1. Czwarta część dała się oglądać. Byłem niedługo po wspomnianym nocnym maratonie i z marszu wszedłem w czwórkę całkiem bezboleśnie. Nie był to ten poziom co trylogia, ale przynajmniej czegoś nowego próbowali. Szczególnie Czarnobrody się wyróżniał, bo był pierwszym strasznym i niegroteskowym złoczyńcą. Davy Jones czy Barbossa to takie “złodupce” raczej z bajek niż filmów 😉
      2. Carina wg mnie nie była świetna. Może dostało jej się ode mnie bardziej niż zasłużyła, ale parę dni po obejrzeniu nie pamiętam nawet jej twarzy. Pamiętam jedynie żarty z sekstansem i o wiedźmie ogrywane do znudzenia.
      3. Salazar jest złoczyńcą z najbardziej sensownymi roszczeniami – tu bym dyskutował, ale nie tyle chodziło mi o intencje, co generalnie o kreację. Jedna nuta przez cały film. Salazar jest zły, okrutny i chce zemsty. I tak przez cały film.
      4. Efekty specjalne – to jest właśnie pójście po linii najmniejszego oporu, nie mamy dobrej historii to zasypiemy ludzi bajerami.

      “Artefakt. Co będzie kolejne? Nocnik hetmana Potockiego? xD”

      Za ten tekst wisisz mi czyszczenie monitora oplutego sporą dawką czarnej mazi z kofeiną 😉

      Ja filmu nie polecam, bo uważam, że robimy sobie krzywdę jako widzowie. Najnowsi Piraci są częścią nowego trendu: siadają sobie smutni panowie w garniturach i myślą z czego by tu jeszcze wycisnąć parę dolarów. Znajdują ofiarę (Piraci, Alien, Terminator, remake klasyka vide Pamięć absolutna) i przerzucają się pomysłami. A w zasadzie “pomysłami” na to co można zrobić jeszcze raz tylko ciut inaczej, żeby można było udawać, że to nowe, fajne i w ogóle. Już zeszły rok pokazał zmęczenie materiałem (X-men: Apocalypse, Ghostbusters 2016, Dzień niepodległości 2), w tym roku idziemy dalej. A wydając pieniądze na kino tylko utwierdzamy producentów w przekonaniu, że jeszcze parę ładnych dolców na nas zarobią.

      Dobrze, że mniej reklamowane kino zaczyna robić furorę (że z 2016 wspomnę Sing Street, Edge of Seventeen, Hell or high water, Arrival, Lobster itp.).

      Pozdrawiam!

      Reply
      • 9 września 2017 at 23:32
        Permalink

        Czwórka była najgorsza. Miała najgorsze postacie i najsłabsze dialogi. Piątka to jest bardzo fajny film. Gdybym zapomniał o trzech pierwszych częściach byłaby wysoka ocena. Niestety nie zapomniałem, więc wychodzi fajna kopia.

        Bronił będę Bardema. Jest mroczny, zły, niebezpieczny… dawno nie widziałem w blockbusterze tak fajnego złoczyńcy (ostatni był Lex Eissenberga he he:)). Scodelario też niezła, a Rush robi to, co Depp- powtarza się.

        Osobne zdanie o statku Salazara. Jest wspaniały. Aż żałowałem, że ‘Cisza’ Eurona tak nie wyglądała.

        6/10

        Reply
        • SithFrog
          9 września 2017 at 23:38
          Permalink

          Czwórkę słabo pamiętam, ale Salazara już w ogóle. Rush może się powtarza, ale wygląda na jednego z niewielu, który nie przyszedł na plan tylko po kasę, ale przy okazji jeszcze fajnie zagrać.

          A co do statku Salazara – zgadzam się w 150%. Świetny i gdyby Euron takim żeglował (i nie wyglądał jak gość z emo-bandu) – byłoby bosko.

          Reply
    • 27 września 2017 at 22:21
      Permalink

      Pół roku za późno, ale co tam, i tak odpiszę!
      Moim zdaniem Carina była najsłabszym elementem filmu.
      Henry był dosyć blady, ale jego postać przynajmniej trzymała się kupy i miała jakiś wewnętrzny sens.
      W przypadku Cariny jedyne co widziałam to nielogiczności: [SPOILERY] drobne (dlaczego postanowiła zabrać się za otwieranie kraty więzienia dopiero kiedy ktoś tam wszedł?) i duże (kiedy dziewczyna wychowana w sierocińcu zdążyła zostać “kobietą nauki”? przeczytanie jednego notatnika nie liczy się jako studiowanie astronomii i chronometri, czy co to tam było).
      No i sam motyw odnalezienia dawno zaginionego rodzica, jest moim zdaniem okropną kliszą.

      Reply
      • SithFrog
        29 września 2017 at 11:22
        Permalink

        W zasadzie dobrze, że pół roku za późno. A właściwie cztery miesiące z hakiem. Tyle minęło, a ja nie do końca wiem, o czym piszesz. Był Sparrow, Barbossa i Bardem robił groźne miny, ale Carina i Henry nic mi nie mówią. To byli ci młodzi co udawali nową Elizabeth Swann i Willa Turnera? 😉

        Ech, słabe to było jak nie wiem.

        Reply
  • 30 maja 2017 at 21:53
    Permalink

    A to chyba pójdę po raz kolejny na Strażników Galaktyki 2. Jacka Mopa mogę nie przeżyć na dużym ekranie 😉 dzięki Sith! 🙂

    Reply
    • SithFrog
      31 maja 2017 at 08:26
      Permalink

      Niestety ciężko przeżyć, regres tej postaci jest porażający.

      Reply
  • 30 maja 2017 at 22:34
    Permalink

    ostatnio to coś tylko “hejtujecie” te nowe filmy. może zacznijcie recenzować filmy, które warto obejrzeć, a nie czego nie oglądać, bo zaraz dojdziemy do wniosku żeby niczego nie oglądać ;c

    Reply
    • 31 maja 2017 at 00:47
      Permalink

      Wonder Woman szykuje się na niezłe 🙂

      Reply
    • SithFrog
      31 maja 2017 at 08:27
      Permalink

      kłantalupa: hejtowanie to bezmyślna nienawiść, a ja staram się to argumentować. Poza tym chodzę na to co akurat ma premierę w kinie więc jak jest złe to przecież nie napiszę, że dobre 😉

      Reply
  • 31 maja 2017 at 16:12
    Permalink

    Czy tylko ja zauważyłam pewien błąd fabularny związany z nowymi Piratami?
    Mianowicie: busola Jack’a
    W trzeciej części dowiadujemy się, że Jack dostał swój kompas od tej czarownicy Khalipso (możliwe, że źle napisałam). Jak wielkie było moje zdumienie, kiedy oglądając najnowszą część ukazana została nam scena, w której młody Jack dostaje kompas od umierającego kapitana! Coś przeoczyłam?

    Reply
    • SithFrog
      31 maja 2017 at 17:10
      Permalink

      Punkt dla Ciebie. Mi coś nie grało z tą busolą, ale nie mogłem skojarzyć dlaczego. Teraz wszystko jasne. Obawiam się, że twórcy niespecjalnie dbali o takie detale.

      Reply
      • 1 czerwca 2017 at 02:16
        Permalink

        Jak to szło? Scenarzysta forsę wziął, potem zaczął pić, więc z dialogów wyszło dno, zero czyli nic 😉

        Reply
        • SithFrog
          1 czerwca 2017 at 17:23
          Permalink

          Hue hue hue. Klasyka 😛

          Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków