Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara


Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara

Pirates of the Caribbean: Dead Men Tell No Tales

Średnia ocena: 5

SithFrog2017-05-29 16:24:51


- Dzisiejszy wpis sponsoruje literka R jak rozczarowanie, ewentualnie R jak recycling. Czy muszę pisać coś więcej? Po Obcym przyszłą kolej na Piratów. Klątwa Czarnej Perły to niesamowite widowisko z rewelacyjnym Johnym Deppem. Dwie kolejne odsłony - mimo wyraźnych wad - także uwielbiam. Dość powiedzieć, że obejrzałem swego czasu całą trylogię bez picia kawy i zmrużenia oka, w ramach Nocnych Maratonów Filmowych. Czwórkę dało się obejrzeć, ale to już było odcinanie kuponów i desperacki skok na kasę w ramach znanej i lubianej marki. Tak myślałem do niedawna, bo jeśli Na nieznanych wodach to był skok na kasę - nie wiem jak nazwać Zemstę Salazara. Rozbój w biały dzień? Napad na widza? Kradzież pieniędzy na bilet?

Mniejsza o nazwę. Najnowsza odsłona to film robiony bez dobrego scenariusza, bez pomysłu, bez sensu. Byle jak, byle nawrzucać znanych motywów. Mamy tu następną wersję Willa Turnera (czyli syna, Henry'ego, w tej roli Brenton Thwaites), następną wersję Elizabeth Swann (kobieta nauki, Carina Smyth - odgrywana przez Kayę Scodelario), niezmiennie mamy też Jacka Sparrowa (tak tak, wiem, kapitana), Hectora Barbossę i nowego (a raczej odświeżonego) antagonistę - Salazara (Javier Bardem). Nasi bohaterowie znów poszukują tajemniczego skarbu/artefaktu (każdy z nich z innego powodu), znów sojusze zawiązują się i rozpadają, mamy kolejny statek widmo z załogą nieumarłych. Po upiorach (Barbossa), skorupiakach(Davy Jones), zombie (Blackbeard) przyszedł czas na duchy. Oczywiście - a jakże - wszystko jest wynikiem klątwy i zupełnym przypadkiem znów w centrum wydarzeń pojawia się Sparrow.

Naprawdę nie ma sensu rozpisywać się o fabule, bo nikt tu nawet nie udaje, że film ma mieć jakieś drugie dno, jakieś oryginalne podejście do tematu. Jedyny ciekawy wątek, ten dotyczący Barbossy, jest potraktowany po macoszemu, ponaglany i tak naprawdę nie wybrzmiewa odpowiednio mocno, bo kiedy widz zaczyna rozumieć o co chodzi - już lecą napisy końcowe. Największa w tym (niestety) zasługa kapitana Jacka Sparrowa.

W Klątwie Czarnej Perły to była nowość, coś zupełnie innego. Pirat lekkoduch, zakochany w swoim okręcie i w żeglowaniu, udający ciamajdę żeby wykiwać przeciwników, ale posiadający dobre intencje i serce ze złota. Nominacja do Oscara nie była przypadkowa. W piątej części z postaci Deppa została tylko wspomniana ciamajdowatość. Teraz to bohater kreskówki. Żywcem wyjęty z animacji dla dzieci. Goofy z przygód Myszki Miki. Pije (no dobra, ten element jest mniej bajkowy), mamrocze, biega, przewraca się, skacze po platformach, robi miny i rzuca nieśmieszne żarty. Męcząca karykatura oryginalnego Sparrowa. Zwyczajnie nie do zniesienia w większych ilościach.

Pozostali również bez szału. Młody Henry i Carina bez chemii, bez błysku, bez jednej sceny wartej zapamiętania. Javier Bardem i jego Salazar to chyba najbardziej jednowymiarowy i nudny złoczyńca w tej serii. Goefrey Rush jako jedyny ma chyba jeszcze ubaw na planie i wypada zdecydowanie najlepiej. Hectora Barbossę nadal ogląda się z prawdziwą przyjemnością. Z jednej strony to największa z zalet filmu, z drugiej - bolesne przypomnienie czym Piraci byli u zarania.

Humor bywa znośny raz na pięć scen. Poza tym jest nieznośnie dużo żenujących wygłupów Deppa, grzania jednego motywu w kółko (żart z tym że mądra kobieta to od razu wiedźma pada w filmie z dziesięć razy) i niezdarnych mrugnięć okiem do widza na zasadzie "a pamiętasz to i to z poprzednich części?". Nawet uniwersalny i doskonały motyw muzyczny Klausa Badelta w siedemnastej wariacji traci urok i trąci myszką. Plus coś, czego wcześniej nie było - bijące po oczach błędy realizacyjne widoczne już w kinie (a nie po wałkowaniu na DVD). A to kaskader pada zanim dostanie w łeb, a to budynek, który wybuchł stoi w następnym ujęciu tak, jak stał... Momentami wygląda to jak robota amatorów.

Poprzednie odsłony bywały lepsze lub gorsze, ale zawsze miewały sporo elementów, które mogły się podobać. Zemsta Salazara bierze je wszystkie, doprowadza do postaci karykaturalnej, a potem upycha kolanem w jednym filmie. Nie potrafię tego filmu polecić. Nawet jeśli jesteś fanem Piratów z Karaibów i wiele możesz wybaczyć - tu nadal jest za mało dobrego, żeby warto było wydawać pieniądze na kino. Może za jakiś czas na VOD, albo DVD/Blu-ray na promocji w Biedronce. Kolejna seria, zarżnięta przez marketingowców, idzie na dno.

4/10

Pquelim2017-05-29 21:59:19



Pominę fakt, że europejski tytuł jest inny, ale nie róbmy rozwałki w agregacie.
Piraci powrócili, razem z nim Jack Sparrow i uwielbiany przez fanów klimat fantastycznej przygody spod znaku płaszcza i szpady. Tym razem Disney serwuje całkiem zgrabny i satysfakcjonujący reboot serii, który równie dobrze może służyć jako jej zamknięcie - pewnie zależy od kasy.
Twórcy (warto zaznaczyć, że po raz pierwszy nie ma wśród nich Gore'a Verbinskiego) poszli po najmniejszej linii oporu, ale też najbezpiecznej - odtworzyli zgrany i lubiany schemat. Znów jest Jack jako legenda mórz i stawów, która nie wytrzymuje porównania z rzeczywistą postacią. Znów jest wątek nieskalanej jeszcze przez intrygi i fałsz miłości pięknej pary wplątanej w rozgrywki o władanie nad morzem.
Wreszcie - znów jest intrygujący i charyzmatyczny czarny charakter - Salazar, którego portretuje nie bylo kto, bo Javier Bardem.
Całość smakuje jak ulubiony kotlet ciotki, która nie przyłożyła się przed świętami - składniki te same, dają się lubić, ale nie ulega wątpliwości, że kiedyś było lepiej. Najprawdopodobniej dlatego, że kiedyś było po raz pierwszy.
Nie jest ten film dla mnie żadnym rozczarowaniem, dokładnie wiedziałem na co się piszę idąc do kina. Owszem, niemal każdy element nowych "Piratów..." jest wtórny, ale i tak ogląda się to lepiej niż Stranger Tides, w którym wszystko wyglądało sztucznie i naiwnie. Nowa część serwuje całkiem zgrabny scenariusz, odsłania kilka szczegółów z życia głównego bohatera, a jego samego chyba jeszcze bardziej deheroizuje, niż zrobili to poprzednicy. Gdzieś między wierszami przemycono też podniosłe wątki o nauce i rozumie, na szczęście niespecjalnie się nimi przejmując. Sarkazm i ironia charakterystyczne dla serii również się uchowały.
Konkludując - fani marszem do kina, tylko wyjąć kije z odbytów. Jacek Wróbel wrócił i całkiem się jeszcze trzyma.

7/10

Koobik2017-06-08 11:45:50




Zamieszanie z tytułem ma swoje korzenie w zmienionym tytule na rynek brytyjski- tam pierwsze pojawiło się "Salazar's Revange".
Podczas seansu nie mogłem przestać myśleć o tym, jak świetna jest ścieżka dźwiękowa Klausa Badelta i błyskotliwa przebojowość "Klątwy Czarnej Perły". He he, kontrasty.
Film słaby jak jego ścieżka dźwiękowa- zarówno jako "stojący sam" jak i część serii. Przykro było patrzeć na "Jacka Sparrowa"- karykatura. Byłem gotowy na rewitalizację stałego motywu, nie przeszkadza mi to bo jakoś to funkconuje w Marvelu, ale tutaj brak było pomysłu przez co wszystko jest kiepskie.
Daję 4 za nostalgię, bo koniec końców- serio- odczuwam przyjemność z seansu. Efekty specjalne, tempo, przygoda i wspomnienia w kierunku pierwszej części.
Wszystkie pozostałe elementy oceniam źle. Wtórnie, bez polotu, żenująco- i to ze świadomością zasad panujących w kanonie.
Zakochaną parę pominę milczeniem, gdyż to nieporozumienie. Johny Depp swoją grą nawiązuje chyba do żałosnych problemów finansowych swojego żywota? Javier Bardem- zawsze jest dobrze, nawet jak tak płasko. Ot, zły Pan, którego pojechał Pirat. I sensem istnienia złego Pana jest odjechać się po Piracie. Bum!

Szybko jednak zapomnę o tym filmie, nucąc pod nosem "Barbossa is hungry"

4/10