
Nie ma chyba w Polsce osoby interesującej się sportem – w szczególności piłką nożną – której obca byłaby postać Dariusza Szpakowskiego. Zaryzykuję tezę, że to ostatni z wielkich komentatorskich głosów, który czasem da się jeszcze usłyszeć z telewizora. Kontynuator tradycji swojego mentora – Jana Ciszewskiego – dla wielu z nas jest pewnie uosobieniem meczowego komentarza. Jednocześnie niejeden kibic zgrzyta zębami na samą myśl o gafach i lapsusach językowych, które pan Dariusz popełnił w ciągu ponad pięćdziesięciu lat kariery za mikrofonem. Odsuwając jednak sympatie i antypatie na bok (to wszak rzecz całkowicie subiektywna), nie da się Szpakowskiego oddzielić od pewnej epoki medialnej, którą swoim głosem w jakimś stopniu pomagał kreować. Teraz zaś mamy okazję poznać nieco bliżej człowieka, który dla wielu przez lata był postacią niewidzialną, a jednocześnie rozpoznawalną od pierwszego słowa. Autobiografia spisana z wydatną pomocą Przemysława Rudzkiego to nostalgiczna i barwna opowieść o pasji, która stała się pracą, oraz przede wszystkim o wielkim, wspaniałym, rozgrzewającym całe narody sporcie.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że owa “autobiografia” w tytule jest nieco myląca. To nie jest typowa kronika życia sławnego człowieka, w której opowiada on swoje dzieje, przeplatając prywatne losy z karierą zawodową. To raczej wspomnienia (to byłby dużo bardziej adekwatny podtytuł) opowiedziane w rytm kolejnych wielkich imprez sportowych – między innymi dwanaście mundiali i osiemnaście igrzysk olimpijskich. Czy to źle? Jeśli ktoś chciałby prawdziwej, szczegółowej biografii, będzie musiał poczekać (w tym miejscu mogę gorąco polecić znakomitą książkę pt. “Włodzimierz Szaranowicz. Życie z pasją”). Jeśli jednak lubicie gawędę i opowieści ciekawych ludzi o jeszcze ciekawszych wydarzeniach, to “Wita państwa Dariusz Szpakowski” będzie dobrym wyborem.
Książkę rozpoczynają, trochę nietypowo, dwa wydarzenia z niezbyt odległej przeszłości. Pierwsze to uhonorowanie pana Dariusza nagrodą za komentowanie 12 finałów mistrzostw świata w piłce i związane z tym przeżycia. Drugie, dość traumatyczne, czyli zawieszenie go przez władze TVP w 2002 roku. Spotkałem się z opinią, że w tym wstępie Szpakowski jawi się jako roszczeniowy bufon, wylewający żale na swoich dawnych przełożonych. Nie zgadzam się z tym twierdzeniem. Ja tam odczytałem autentyczny smutek człowieka, któremu w dziwnych okolicznościach i w nieelegancki sposób odebrano część życia. Bo kolejnym, co rzuca się w oczy niemal na każdej stronie tej opowieści, to miłość do sportu i pracy. Można “Szpaka” nie lubić w roli komentatora, ale po przeczytaniu jego wspomnień tylko utwierdziłem się w przekonaniu, że to jest jego pasja ponad wszystkie inne. Że każda kolejna impreza sportowa to dla niego coś więcej niż tylko statystyki, wyniki i medale. Raczej każda z nich przywołuje z jego pamięci nie tyle same wydarzenia historyczne, ile żywe emocje, które towarzyszyły tym wydarzeniom. Jest to podróż niezwykle nostalgiczna, żeby nie rzec romantyczna.
Nie zabrakło oczywiście anegdot, chociaż zdecydowanie czuję pod tym względem niedosyt. Jestem pewien, że materiału starczyłoby na trzy takie książki, zwłaszcza że Szpakowski jest człowiekiem taktownym i grzecznym. Owszem, opowiada o różnych szemranych interesach i zaszłościach, ale nigdy nie w formie obrabiania komuś tyłu. Można powiedzieć, że robi to w aż przesadnie stonowany sposób, bo między wierszami da się wyczytać, że piłkarsko-dziennikarski światek od zawsze pełen był cwaniaków i hektolitrów wódy. Autor opowiada o tym często na okrętkę, żeby nikomu nie było przykro i myślę, że odrobina więcej zadziorności i niepoprawności nie zaszkodziłaby całości. Uważam, że (auto)biografie powinny chociaż trochę boleć, powtarzam więc, że Szpakowski ręką Rudzkiego napisał wspominki. Żywa opowieść o minionych czasach, bohaterach porywających tłumy i próbach przekazania największych emocji za pomocą słów komentarza sportowego.
Niewiele w nich szczegółów technicznych, nad czym też nieco ubolewam. Nie dowiemy się, jak wyglądała praca dziennikarza i komentatora najpierw radiowego, a potem telewizyjnego od kuchni, czyli o tym, jak w ogóle realizuje się takie rzeczy. Tak jakby autorzy założyli, że czytelnik to wie, a bardziej interesują go konkretne wydarzenia i anegdoty. Te owszem są ciekawe, lecz nie zaszkodziłoby trochę więcej radiowej i telewizyjnej kuchni. Mam nadzieję, że zostawili to sobie na kolejne wydawnictwo. Nie brakuje za to wspomnień o starszych kolegach. Z całej książki najbardziej uderzył mnie głęboki szacunek, jaki autor żywi do ludzi, od których uczył się fachu. Wielokrotnie pisze o tym, jak musiał zbierać od nich słowa krytyki, ale zawsze były to uwagi merytoryczne, dzięki którym mógł rozwijać swój warsztat. Szpakowski to przedstawiciel wymierającego już gatunku, który dążenie do samodoskonalenia opierał na relacji mistrz – uczeń. W dobie kultury “sam wiem lepiej” i nieuznawania żadnych wzorców jest to w moim odczuciu postawa, o jakiej warto przypominać. Podobnie zresztą jestem wdzięczny autorom za wielokrotne powtarzanie, że rolą komentatora sportowego w telewizji nie jest opowiadanie tego, co odbiorca i tak widzi. Jego zadaniem jest ułatwić wyzwolenie emocji, jakie rodzą się w czasie zmagań na boisku czy bieżni. No i podawanie nazwisk, ale to podobno niemieckie fanaberie.
Autobiografię Dariusza Szpakowskiego kończą dwa wywiady – z jego dwiema córkami oraz żoną. O ile ten pierwszy nie wnosi zbyt wiele poza potwierdzeniem, że karierę zawodową główny bohater często stawiał wyżej niż życie rodzinne, o tyle pani Grażyna Strachota-Szpakowska patrząca na dokonania męża z perspektywy aktorki, która zdecydowała się na ogromne wyrzeczenia z powodu trybu pracy męża, mówi naprawdę mądre i ciekawe rzeczy. Zdecydowanie warto ten wywiad przeczytać.
Wydawnictwo zdobi wiele zdjęć zarówno oficjalnych, jak i całkowicie prywatnych. Całość wydano w atrakcyjnej formie graficznej, a objętość blisko 400 stron jest mocno myląca, bo czcionka jest spora, a samego tekstu starczy na góra dwa wieczory. A może po prostu tak szybko się to czyta, bo Szpakowski przemawiajacy piórem Rudzkiego to zwyczajnie świetny, sympatyczny gawędziarz? Na pewno warto dowiedzieć się nieco więcej o człowieku, którego głos jest większy niż on sam. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie ciąg dalszy albo uzupełnienie, bo jestem przekonany, że Dariusz Szpakowski ma jeszcze wiele ciekawego do powiedzenia.
Wita Państwa Dariusz Szpakowski. Autobiografia
-
Ocena Crowleya - 7/10
7/10
Egzemplarz do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Wydawnictwa SQN, za co serdecznie dziękujemy.






Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]