
Jeremy Clarkson prowadzi swoje gospodarstwo już od kilku lat i na pewno wiele się przez ten czas nauczył, ale nadal sporo jeszcze przed nim. Popełnia masę błędów, do których nie boi się przyznawać, ale czasami zdarzy mu się wpaść na całkiem niegłupi pomysł. Czy nowa inicjatywa okaże się jednym z nich?
Każdy sezon „Farmy Clarksona” ma własną opowieść, pewien cel, który główny bohater sobie postawił. Raz było to otwarcie sklepiku z produktami prosto z pola, innym razem sprawdzenie, ile przychodu generują tereny rolnicze w porównaniu do nieuprawnych. W czwartym sezonie natomiast Jeremy postanowił kupić pub. Pomysł ciekawy i godny pochwały, bo w zamierzeniu ma promować lokalne produkty i gospodarstwa. Ale w tym celu trzeba znaleźć nieruchomość, która będzie spełniała szereg specyficznych wymagań, i jak się można domyślić, to rzecz niełatwa. A to tylko jeden z wielu tematów zaprzątających siwą głowę prowadzącego brytyjskich „Milionerów”.
Trzeba też zadbać o bieżące sprawy na farmie – wszystkie pola i całkiem liczne zwierzęta. Ale jak to zrobić, gdy brakuje mózgu całej operacji w postaci Caleba? Tu w zastępstwie pojawia się chyba najjaśniejsza gwiazda tego sezonu w osobie farmerki i tiktokerki Harriet. Dziewczyna jest przedstawicielem młodego pokolenia, która wybrała ten niełatwy i – powiedzmy sobie szczerze – niewdzięczny zawód, czy raczej styl życia, i stara się pokazać swoją codzienność szerszemu gronu za pośrednictwem mediów społecznościowych. Naprawdę z przyjemnością się ogląda, jak sprawnie ogarnia całe gospodarstwo i wszystkie te wielkie maszynerie.
Dla Clarksona uprawa roli i hodowla zwierząt nie jest głównym źródłem utrzymania – pieniądze bierze skądinąd, dzięki czemu może sobie pozwolić na pewne eksperymenty, na które raczej nie odważyliby się ci, którzy z tego faktycznie żyją. Prowadzący próbuje różnych sposobów, by uczynić cały ten interes możliwie jak najbardziej rentownym, chociaż sytuacja nie jest łatwa – dynamicznie zmieniające się ceny nasion i nawozów, niesprzyjająca pogoda, czy liczne prawne obostrzenia i regulacje. Mimo wszystko wkłada sporo wysiłku, by wymyślić, a potem pokazać, co można z tym fantem zrobić (a czego nie). Taka kombinatoryka jest ciekawa sama w sobie, a tu dodatkowo świetnie zobrazowana, tworząc angażującą widza historię, którą śledzi się z niemal zapartym tchem.
Uważam, że „Farma Clarksona” jest programem ważnym i potrzebnym. Pokazuje, z czym mierzą się na co dzień ludzie produkujący nasz powszedni chleb, a czyni to wprost, szczerze i bez koloryzowania, z odpowiednią dozą powagi, ale też humoru, doprawionego raz błotem i gnojem, a raz pięknymi ujęciami przyrody. Odcinki wciągają, po obejrzeniu jednego od razu chcemy wiedzieć, co będzie dalej. Zobaczymy tu zarówno weteranów gospodarskiego życia, którzy niejedno już widzieli i przeżyli, jak i przedstawicieli młodego pokolenia, którzy zdecydowali się na ten styl życia.
Każdy sezon pokazuje coś nowego, zapewnia dodatkowy punkt widzenia, nakreśla kolejne problemy, szuka rozwiązań i realizuje to wszystko w lekkiej, rozrywkowej formule. Czwarty sezon jest ciekawy, natomiast pokazano w nim wyraźnie mniej prac typowo farmerskich, za to dostaniemy więcej problemów logistycznych związanych z uruchomieniem nowego pubu. Z jednej strony rozumiem, że twórcy nie chcą się powtarzać pokazując w kółko to samo i szukają nowych tematów, ale hej, tytuł zobowiązuje! Mimo wszystko oglądało mi się tę serię przyjemnie, i już wypatruję kolejnego sezonu, żeby zobaczyć, jakie tym razem będą problemy oraz co błyskotliwego (lub niekoniecznie) wymyśli Jeremy.
PS. Gdzieś mi się obiła informacja, że sezon piąty już powstaje, natomiast po nim nastąpi albo dłuższa przerwa, albo koniec programu. To chyba oznacza, że faktycznie powoli kończą im się tematy.
Okiem SithFroga
Uwielbiam „Farmę Clarksona” od pierwszego odcinka i zawsze oglądałem na bieżąco. W pierwszym sezonie śmiałem się do rozpuku z ignorancji i błędów Jeremy’ego (a może swojsko, Jeremiasza?), w drugim kibicowałem podczas startu hodowli bydła, a w trzecim płakałem po zaduszonych przez maciorę prosiaczkach. Cudowny program. Trochę komedii, trochę dramatu, trochę komentarza społecznego, trochę gorzkiej satyry na biurokrację, a wszystko w sosie złożonym z kąśliwych uwag Clarksona i doskonale brytyjskiego humoru. Polecam wszystkim trzy sezony!
Trzy? A no właśnie. Trzy. Czwarty sezon jest ok… i tyle mogę powiedzieć. Mam wrażenie, że to pierwszy raz, kiedy wyraźnie widać zmęczenie materiału i brak pomysłu, co dalej. Przewija się pub, przewija się farma, jest Caleb, Gerald czy Lisa, jest nowa pomocnica Hariett, ale to wszystko jest jakieś takie… nijakie? Brakuje jednego głównego motywu, brakuje dramaturgii, brakuje skupienia. Tutaj jest za wiele pomysłów wrzuconych naraz, a jednocześnie żaden z nich nie jest odpowiednio ograny. Przede wszystkim za mało jest samej farmy i prac wokół niej.
Nadal ogląda się przyjemnie i można spokojnie poświęcić czas, ale o ile wcześniej śledziłem wydarzenia na farmie z zapartym tchem to tu raczej zerkałem z ukosa jednocześnie prasując, jedząc coś czy krzątając się po pokoju. Liczę na piąty sezon, ale ekipa musi przemyśleć fabułę, bo jesteśmy u progu rozmieniania się na drobne.
Farma Clarksona (sezon 4)
-
Ocena Alexandretty: - 7/10
7/10
-
Ocena SithFroga: - 5/10
5/10
A jeśli ciekawi was, jak wyglądało życie codzienne na farmach w przeszłości – pięćset lat temu, w czasie rewolucji przemysłowej czy podczas drugiej wojny światowej – to przypominam wpis, w którym polecam serię programów świetnie obrazujących te właśnie kwestie.
Widziałem na razie 2 odcinki i bliżej mi do stanowiska SithFroga. Gdzieś uleciała z tego wszystkiego „opowieść”. Widzę urywki z Farmy Clarksona, ale to trochę jakby odrzuty z sesji nagraniowej. Może trzeba to było po prostu zatytułować: Pub Clarksona i olać farmę? Może dalej się rozkręci, oby.
Moim zdaniem po pierwsze się nie rozkręci, po drugie wcale nie będzie tak dużo o pubie.