Dzisiaj częstujemy się wyjątkowym kąskiem historii kinematografii. Dokonania kariery Alfreda Hitchcocka bywają tematem rozpraw doktorskich, nie tylko ze względu na jego wizjonerskie podejście do medium kinowego, które pozwoliło na rozwój nowych gatunków i wskazało kierunek rozwoju całej branży. Omawiany w sąsiednim cyklu Stanley Kubrick, porównywany często do autora „Ptaków”, sam uznawał Hitchcocka za wielkiego mistrza.
Przyjrzyjmy się zatem najwyżej ocenianemu przez krytyków filmowi brytyjskiego klasyka. Wybór nie jest przypadkowy, bo omawiane „Vertigo” stanowi pewnego rodzaju papierek lakmusowy dla dzisiejszych miłośników klasyki kina*, który łączy najmocniejsze strony warsztatu Hitchcocka, ze wszystkimi jego ułomnościami. Bo z legendarnymi produkcjami spod jego ręki dzisiejszy widz może mieć problem. A „Zawrót głowy” jest znakomitym przykładem na to, że kino jednak potrafi się zestarzeć. I to wcale nie tak pięknie jak Sean Connery.
Film opowiada zawoalowaną historię będącą klasycznym odzwierciedleniem epoki noir, chociaż właściwej dla czarnego kina „ciemności” w obrazie jest niewiele. Oto zdyskredytowany policjant, u którego wykryto lęk wysokości – co jest istotne dla fabuły – otrzymuje zlecenie od starego przyjaciela. Ma przyjrzeć się tajemniczym zachowaniom jego żony, która zdaje się tracić kontakt z rzeczywistością. Grany przez Jamesa Stewarta Scottie bardzo szybko popada w niezdrową fascynację obiektem swojego śledztwa, a widzowi obserwującemu jego perypetie wydaję się wręcz, że w całą sprawę zamieszane są jakieś mistyczne siły nieczyste.
Późniejszy rozwój wydarzeń jest doskonałym odzwierciedleniem stylu Hitchcocka – scenariusz zmienia oblicze głównego wątku, co jakiś czas próbując wstrząsnąć widzem. Niebagatelną rolę odgrywa również skomponowana dla filmu ścieżka dźwiękowa, która nie milknie nawet na sekundę seansu. „Zawrót głowy” stanowi tak naprawdę przemyślaną, precyzyjną kompozycję scen ściśle współgrających z soundtrackiem; jest rodzajem kompozycji hipnotycznych teledysków, które mają swoje własne, zróżnicowane tempo.
Metodologia Hitchcocka może do dzisiaj budzić uznanie, jednak – jako zaznaczyłem na początku – sam sposób oddziaływania, a także narzędzia przezeń dobrane nie zapewniają już tak wstrząsających doznań. Wynika to z faktu, iż dzieło było po prostu popisem pomysłowości reżysera: w wielu scenach zastosowano pionierskie rozwiązania przedstawiania akcji, kadrowania, układu następujących po sobie planów i tego typu technikaliów. Te wszystkie „wynalazki” przez ostatnie sześćdziesiąt lat opatrzyły się już każdemu widzowi, stały się elementami podręczników kina, które zna każdy początkujący twórca.
Narzędzia zastosowane przez Hitchcocka to temat na co najmniej jeden oddzielny artykuł, powróćmy jednak do filmu. A ten, właśnie ze względu na swoją historyczną spuściznę, może się dzisiaj nieco dłużyć. Fantastyczne kiedyś (skrojone na miarę szokujących) zwroty akcji, nie posiadają już tej mocy, co pół wieku temu.
Dlatego uważam, że ocenianie takiego dzieła po tylu latach traci większy sens. „Vertigo”, jakkolwiek genialne w swoich czasach, niestety nie było w stanie zachować swojej uniwersalności i stało się filmem archaicznym. Jest to efekt brutalnej logiki biznesowego rynku, na którym nikt przecież nie chwali się wynalazkami poprzednich epok. Zastosowane w nim zabiegi nie oparły się upływowi czasu i zwyczajnie utraciły dawną siłę. Z drugiej strony – trzeba jasno powiedzieć, że w okresie premiery „Zawrót głowy” piorunował widzów. Czy można zatem winić film, lub jego autora, za wyeksploatowanie zastosowanych w nim manewrów przez setki naśladowców?
Reasumując, z niekłamanym smutkiem i romantycznym sentymentem muszę przyznać, że współcześnie”Vertigo” nie broni się samo, a wrzucone na luźne popołudnie może kierować myśli niecierpliwego widza w stronę bardziej porywającej alternatywy. Współcześnie ten film potrzebuje przynajmniej prelekcji i uwidocznienia zastosowanych w nim pionierskich narzędzi kinowych, aby zaserwować widzowi chociaż namiastkę przyrządzonego przez twórcę smaku.
Inny rodzaj klasyki, który trochę trudno docenić. Ale myślę, że warto go znać.
Zdecydowanie warto.
Zawrót głowy (1958)
-
Ocena Pquelima - 8/10
8/10
*- jeśli chcecie zacząć przygodę z Hitchcockiem, to „Vertigo” jest dobrym pomysłem na początek. Jeżeli seans przyniesie przyjemność, można spokojnie oglądać resztę filmografii. Jeśli nie – i tak warto poznać chociaż „Ptaki” i „Psychozę”. Moja uwaga jest jednak taka, że sam A. H. nie jest najlepszym pomysłem na początek przygody z Klasyką Kina – tutaj warto zacząć od bardziej przystępnych produkcji – chętnie coś zaproponuję/podyskutuję w komentarzach.
„Fantastyczne kiedyś (skrojone na miarę szokujących) zwroty akcji, nie posiadają już tej mocy, co pół wieku temu.” Mówisz tak, jakbyś sam oglądał ten film pół wieku temu 😀
Trochę tak było, bo Hitchcocka oglądałem dawno temu, i pewnie gdyby nie fsgk.pl to nieprędko bym wrócił do tematu 😉
A chodzi mi przede wszystkim o to, żeby jednak patrzeć z perspektywy historycznej. Tak samo pierwsze Starwarsy – dzisiaj już nie zrobią wrażenia, nawet w 4k i 5D. Ale w momencie premiery były mniejwiecej tym, co dla naszego pokolenia Avatar, czy (jeszcze zobaczymy, ale twórcy się odgrażają) ma być Valerian.
Tam chodzi tylko o efekty specjalne, a z Alfredem o całą konstrukcję filmu.
„Tak samo pierwsze Starwarsy – dzisiaj już nie zrobią wrażenia, nawet w 4k i 5D.”
Blasphemy!!! Gdzie jest hiszpanska inkwizycja gdy kazdy jej oczekuje!
dobra, nie zrobią TAK KOLOSALNEGO wrażenia, jak w latach .70 – dziesiątych
nie chciałem powiedzieć, że teraz wyglądają kiepsko.
a gdzie recenzje kolejnych filmow kubricka? ja czekam na omówienie jego ostatniego filmu 🙁
’zatem najwyżej ocenianemu przez krytyków’- mnie się zdawało, że ten tytuł dzierży Okno na podwórze ew. Psychoza. Czekałem na przykłady pionierskich ujęć i zabiegów Hitcha… a artykuł tymczasem się skończył 🙁
Coż, ja też chicałbym mieć więcej czasu i miejsca na publikowanie tekstów, ale jednak doba wciąż nie chce się wydłużyć, podobnie jak grafik tekstów na FSGK, gdzie DaeL w mrówczym trudzie pracuje nad regularnymi artykułami o GoT.
Następny Kubrick powinien być jeszcze w lipcu, będą też inne teksty. Ale chętnie też podejme jakieś propozycje od Czytelników.
Natomiast co do Hitchocka. Można znaleźć wiele argumentów za „Vertigo”, jako jego najwyżej ocenianym filmie. Przytoczę jeden, zresztą całkiem przydatny jako ciekawostka. Brytyjski Instytut Filmowy wydaje magazyn „Sight & Sound” – jeden z najstarszych brażnowych magazynów, historią sięgający 1932 roku. Od ’52 oragnizowany jest plebiscyt wśród krytyków (od 1992 również wśród reżyserów) na najlepszy film wszechczasów, głosowanie odbywa się raz na dekadę. W ostanim rankingu pierwsze miejsce zajęło właśnie Vertigo.
link do wikipedi
Natomiast oczywiście tytuł tego najlepszego filmu AH to temat na odrębną polemikę.
Tekst miał w zamierzeniu zachęcić do zapoznania się z filmem, nie chciałem skupiać się na Hitchcocku i zarzucać Czytelników kolejnym blokiem tekstu a’la filmobiografia.
Jeszcze raz zachęcam do obejrzenia, a potem podzielenia się wrażeniami.
Dzięki wielkie za artykuł o dziele Hitchcocka 🙂 zdecydowanie to mój ulubiony reżyser minionego wieku. Film ten był dobry i mimo upływu lat nadal mnie zachwyca, jak i z resztą inne jego dzieła ze względu na świetnie dobraną muzykę, niespotykaną już grę aktorską, innowację reżyserską, te klimatyczne nieco przesadzone kolory i kręcenie scen w atelier co daje tą niezapomnianą scenerię… Cóż mimo wszystko moim ulubionym filmem Hitchcocka pozostaje Psychoza gdyż był to film przełomowy (przyczynił się do upadku kodeksu Haysa) z wyśmienicie tworzącą klimat muzyką graną tylko na instrumentach smyczkowych oraz genialny popis kunsztu reżyserskiego przy pierwszej scenie zabójstwa. Mimo wszystko każdy jego film jest nieco przestarzały najbardziej widać to po Ptakach, których efekty specjalne bardziej śmieszą niż straszą ale film broni się fabułą i grą aktorską. Dla wielu te filmy będą pewnie tandetne ze względu na te archaizmy ale jak dla mnie to tylko tworzy klimat.
Zgadzam się, że Psychoza pzoostała do dzisiaj filmem, którego konstrukcja świetnie lawiruje i nie pozwala się domyślić ostatecznego zakończenia. Z wszystkich filmów AH chyba właśnie ten, najlepiej oparł się wpływowi czasu.
Ptaki faktycznie dzisiaj mogą rozsmieszyć, ale przy odpowiednim przygotowaniu do seansu – a oglądałem niedawno – nadal potrafią przestraszyć, no i fabuła jest jednak oparta na czymś więcej, niż „inwazja ptaków”, co pozwala dobrze się bawić.
Najgorzej imho zestarzał się Rear Window – bo tam był główny cel, żeby nie opowiadać „wprost” o najważniejszych wydarzeniach, przez co film pozbawiony jest akcji, więc dosyć mocno się dłuży i przynudza. Ale pomysł na takie kino to własnie dziedzictwo intelektualne Hitchcocka – gdyby nie Okno na Podwórze, twórcy jeszce przez wiele lat chcieliby opowiadać o wszystkim ustami aktorów, a tajemnice pokazywać w błysku lamp. Nie byłoby takiego Kubricka, a z najświeższych przykladów – Nolana, który w Dunkierce też opowiada o wojnie niemal zupełnie ją ignorując.
„gdyby nie Okno na Podwórze, twórcy jeszce przez wiele lat chcieliby opowiadać o wszystkim ustami aktorów, a tajemnice pokazywać w błysku lamp”
szczerze wątpię