Gwiezdne wojnySeriale

Andor (sezon 2, odcinki 4-6)

Co prawda w momencie publikacji tego tekstu można już oglądać kolejną część opowieści o początkach Rebelii, ale w drugiej miniserii drugiego sezonu “Andora” działo się wystarczająco dużo ciekawych rzeczy, że warto pochylić się nad nią chociaż na chwilę. Muszę przy tym lojalnie uprzedzić, że w tekście znajdują się SPOILERY dotyczące odcinków 4-6. Inaczej nie byłoby sensu ich omawiać.

Po mocno nierównym i jeszcze bardziej poszatkowanym początku sezonu, tym razem dostajemy dużo bardziej koherentną i zwartą historię, a rozpoczęte wątki oraz ich bohaterowie spleceni są ze sobą znacznie mocniej niż poprzednio. Akcja dzieje się na zmianę to na Coruscant, to na planecie Ghorman, na krótko zahaczając jeszcze o siedzibę kolejnej postaci z “Łotra 1” – Sawa Gerrery. W stolicy Imperium schronienie znaleźli Andor i Bix, którzy ukrywają się, będąc pod opieką Luthena. Jest tam też Mon Mothma, już po imprezie weselnej, próbująca zapobiec przekazaniu daleko idących uprawnień w ręce Biura Bezpieczeństwa. Trzecim wątkiem jest zaś próba likwidacji pewnego podsłuchu, którego wykrycie groziłoby całkowitą dekonspiracją Luthena. Chociaż wydarzenia z Coruscant nadal nie należą do najbardziej dynamicznych, to wreszcie przestały nudzić. Można co prawda narzekać na umiarkowanie udaną próbę pokazania dręczących Bix koszmarów z przeszłości, ale już zakulisowe rozgrywki w senacie to naprawdę świetna rzecz. Scenarzystą całego tego trzyodcinkowego segmentu jest Beau Willimon, jeden z głównych scenarzystów pierwszych dwóch sezonów “House of Cards”. Co prawda Mon Mothma to nie Frank Underwood, ale jej zderzenie z pragmatycznymi koniunkturalistami, dbającymi tylko o własny interes, wypada znakomicie. Pokazuje też, jak Lucas powinien był poprowadzić wątek Padme w prequelach. Nie wiem, jak dokładnie dojdzie do tego, że Mon Mothma wreszcie otwarcie stanie na czele Sojuszu, ale taka podbudowa dodaje realizmu tej postaci i dobrze przygotowuje grunt pod późniejsze wydarzenia.

Znamienne jest też to, że Gilroy zgrabnie nawiązuje do “Nowej nadziei”, pokazując, że są to czasy, kiedy władza wojskowego skrzydła Imperium nie była jeszcze absolutna. To czasy, kiedy senatorowie mogli jeszcze otwarcie krytykować funkcjonariuszy “rządowych”, tak jak to robi Mon podczas dyskusji z Krennikiem. A skoro już jesteśmy przy tym, to trzeba wspomnieć o akcji likwidacji podsłuchu, dla której wspomniana rozmowa była dywersją. Sama scena została naprawdę zgrabnie rozpisana i umiejętnie dawkuje napięcie, każąc widzowi śledzić akcję jednocześnie na dwóch płaszczyznach. Może nie jest to Tarantino, ale brakuje takiego solidnego rzemiosła w innych gwiezdnowojennych serialach. Z podsłuchem wiąże się zachowanie Luthena, który ewidentnie zaczyna tracić panowanie nad sytuacją. Z jednej strony wie, że z każdą kolejną komórką i każdym kolejnym tygodniem wzrasta ryzyko wpadki i dekonspiracji, z drugiej zdaje sobie sprawę, że nie została jeszcze osiągnięta masa krytyczna, która sprawi, że ognia buntu nie da się już zdusić. To prowadzi go do stanu, w którym gotów jest poświęcić populację całej planety w imię wyższych ideałów. Tylko czy w takim razie różni się on tak bardzo od zła, z którym walczy? Takie wątpliwości rodzą się w głowie Andora, który zostaje wysłany na Ghorman w celu oceny sytuacji w tamtejszym ruchu oporu.

Druga część mini-opowieści dzieje się właśnie na planecie słynącej z produkcji najlepszych tkanin w galaktyce oraz wypieku kosmicznych bagietek. Ordynarną stylizację konspirujących tam powstańców na drugowojenny francuski ruch oporu uważam za jeden z gorszych pomysłów scenariuszowych. Ludzie w beretach od razu kojarzą mi się z Michelle Dubois z serialu “Allo Allo”, więc nie mogę traktować ich poważnie, a nawiązania do naszej historii mogłyby być trochę lepiej zakamuflowane. Za to już sam pomysł, żeby ten ruch oporu był kompletnie nieopierzony i zrównany z ziemią przez Andora przebranego za kreatora mody, wypadł świetnie. Ci ludzie rwą się do walki, ale nie mają pojęcia, jak to zrobić, więc skutkiem ich działań może być jedynie katastrofa. Cassian to widzi, więc jego misja niespodziewanie kończy się… niczym. Dla Andora jasne jest, że ci ludzie nie są gotowi do walki zbrojnej. Tyle że dla Luthena nie jest to powód do wycofania się. Wprost przeciwnie. Każda rewolucja potrzebuje męczenników. Szkoda że nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę za nos (nieświadomie) wodzi go Dedra.

W tym całym szpiegowskim zamieszaniu okazuje się, że to Imperium tak naprawdę rozdaje karty, a rebelianci nieświadomie wchodzą w pułapkę. Dodatkowo, jak na ironię, ci sami ludzie, których Luthen gotów jest poświęcić jako męczenników, ISB zamierza wykorzystać do roli kozłów ofiarnych, którzy ściągną na Ghorman zagładę. Wszystko to nie jest może jakoś wybitnie wyrafinowane, ale ogląda się to znakomicie. Nareszcie “Gwiezdne wojny” wyszły ponad poziom bajki dla dzieci i pokazują wielowątkową, pełną niuansów historię, w której nie wszystko jest czarne i białe. Że to nie pasuje do baśni w kosmosie? Kompletnie się nie zgadzam. Ten świat jest tak pojemny, że jest w nim miejsce zarówno na bajki dla najmłodszych, jak i dużo poważniejsze tematy. Wreszcie ktoś wziął się za to na poważnie i odważył się pokazać tę brzydszą stronę konfliktu. Powtórzę – to nie jest poziom najlepszych thrillerów politycznych, ale ta historia ma sens i po prostu świetnie pasuje do realiów. Wreszcie też, jak słusznie zauważyliście w komentarzach do poprzedniego tekstu, w “Gwiezdnych wojnach” są normalne dialogi. Przy całej mojej sympatii dla Filoniego, jego postacie po prostu stoją i wygłaszają mowy. U Gilroya mamy prawdziwe konwersacje w realistycznych okolicznościach. Ależ to jest powiew świeżości po latach drętwoty zapoczątkowanej przez “Mroczne widmo”! Wystarczyło zatrudnić prawdziwych scenarzystów i od razu wszystko wygląda inaczej. Bohaterowie nabrali kształtów, trzeciego wymiaru, przestali być papierowi, a sytuacja w galaktyce tak bardzo jednoznaczna. Jednocześnie koniecznie trzeba powiedzieć, że “Andor” nie próbuje być kontrowersyjny na siłę, ani wywracać uniwersum do góry kołami, jak niektóre wcześniejsze produkcje (na ciebie patrzę, “Akolito”!). Chociaż z tymi kontrowersjami to nie do końca tak.

W pierwszym wątku fabularnym mieliśmy do czynienia z próbą gwałtu, co pewnie niektórych zszokowało, bo “Gwiezdne wojny” ostatecznie straciły w tym momencie niewinność. W drugiej części opowieści mamy historię dwóch zakochanych w sobie pań. Sama w sobie całkiem naturalnie pokazana, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Zgrzytało mi tylko jedno. Pragmatyczny do bólu Luthen najpierw bez mrugnięcia okiem trzyma w zimnym uścisku życia setek ludzi i bezlitośnie beszta swoich podopiecznych za brak profesjonalizmu, a potem ugina się pod żądaniem swojej agentki, która “poleci tylko, jeśli jej dziewczyna też tam będzie”. To mi zgrzytnęło, bo nie było spójne z tym, co wcześniej pokazano. W czasie finału na Ghorman nie zagrała zresztą jeszcze jedna rzecz. Otóż widać w nim jak na dłoni, że “Andor” to jednak serial, a nie film. Kiedy w “Łotrze 1” zaczęła się wojenna akcja, siedziałem na krawędzi fotela, bo to był “Szeregowiec Ryan” w kosmosie. Pełen rozmach, chaos, niesamowite tempo i dramaturgia. “Andor” niestety nie domaga pod każdym względem, jeśli chodzi o sceny akcji, a napad na imperialny transport jest po prostu siermiężny. Nawet samo to, że skoro przed akcją wyraźnie zaznaczono, że nikt nie może posiadać broni, to wiadomo było, że ktoś będzie ją miał i że będą z tego kłopoty. Wyszło kanciasto, mało dynamicznie i bardzo przewidywalnie, co było widać tym mocniej, że poprzednie dwa odcinki były naprawdę dobre.

Tym niemniej w połowie drugiego sezonu mogę spokojnie przyznać, że “Andor” trzyma poziom. To jest naprawdę przyzwoity, bardzo ładnie nakręcony serial. Jak na razie bez błysku, ale też bez dużych wtop. Na pewno brakuje mi w nim porządnej muzyki w tle. Jest wyjątkowo bezpłciowa i nie zapada w pamięć. Liczę za to, że fabuła drugiej części sezonu będzie się zagęszczać, a finał nie rozczaruje. I że w końcu ten tytułowy Andor zrobi coś ciekawego, bo jak na razie to serial powinien mieć tytuł “Świt rebelii” albo coś podobnego, a Cassian jest w nim jedynie statystą.

Andor (sezon 2, odcinki 4-6)
  • Ocena Crowleya - 7/10
    7/10
To mi się podoba 1
To mi się nie podoba 0

Crowley

Maruda międzypokoleniowa i mistrz w robieniu wszystkiego na ostatnią chwilę. Straszliwy łasuch pożerający wszystko, co związane z popkulturą. Miłośnik Pratchetta i Clancy'ego, kiedyś nawet Gwiezdnych wojen, a przede wszystkim muzyki starszej niż on sam.

Related Articles

Komentarzy: 15

  1. NAwiazanie do Allo Allo jest chyba celowe, wszak ten ichni La Resistance uratował brytyjskich tfu! rebeliackich pilotów o czym Andor dialoguje z szefem tegoż.
    A Syril i Dedra to troche jak Herr Flick i Helga, co nie?
    W pierwszym odcinku sezonu mielismy zaś jawną (w sensie scen, ujęć, dialogów) zrzynę z filmu „Conspiracy” („Ostateczne Rozwiązanie”) o konferencji w Wannsee.

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. „A Syril i Dedra to troche jak Herr Flick i Helga, co nie?”
      O tym nie pomyślałem, ale faktycznie! Teraz już zawsze będę ich widział w niemieckich mundurach. Teraz tylko czekać, aż w sklepiku Luthena pojawi się obraz Upadłej Madonny z wielkim cycem Van Klompa. 😀

      To mi się podoba 3
      To mi się nie podoba 0
      1. Ciekawy trop na Dżedajce ktos podał w komentarzu, żeby szukać inspiracji w produkcjach któe Allo Allo parodiowało – Secret Army oraz Kessler.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 0
  2. 6 odcinek był dla mnie sporymi rozczarowaniem. Najgorszy w serialu.
    Wątek Pań był ok, ale Bix i Andor są nie do kupienia. Zwłaszcza te rozterki biednej dzielnej dziewczyny. Przypomniało mi to te durne wątki w Ashoce z Sabine. Za długo ta pani bawi w tym serialu.

    Z kolei 5 odcinek był super i to jak Partagaz gra sobie z Ghorman jest świetne. W końcu imperium z rozumem i godnością człowieka.

    Końcówka 6 odcinka już totalna glupota. Wszystko po to by biedna dziewczyna nie była już taka biedna. Wkurzała mnie cały odcinek a na koniec weszła sobie jakby nic do imperialnej jednostki. 🤷

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. I wydaje mi się, że mimo zapewnień możemy dostać 3 sezon. Jesli zaś chodzi o sam serial, to jakoś mniej mnie porwał niż sezon 1 (obejrzałem już całość). W S1 właściwie, prócz dwóch początkowych odcinków, nie skipowałem, a teraz zdarzyło mi się to niemalże w każdym – np. w wątkach Bix vs Cassian. Ale ogólnie to moim zdaniem dowieziono mocne 8/10.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 1
  4. Obejrzałem pierwsze sześć odcinków i muszę przyznać, że ten sezon wydaje mi się ciekawszy niż pierwszy. Może po prostu miałem lepszy okres na oglądanie i pozytywniejsze podejście, ale tak właśnie myślę. Pierwszy sezon nudził mnie strasznie i najchętniej przewinąłbym cały na szybkich, tutaj tego nie odczuwałem. Poprawił się znacznie sam Andor, który wreszcie – podobnie jak w Łotrze 1 – zajmuje się tym, czym powinien. Czyli szpiegowską robotą, a nie jojczeniem i irytowaniem. Podobało mi się nawet to wesele u Mon Mothmy, może za wyjątkiem doboru repertuaru tańców i muzyki. Dowiedziałem się np. że Mon Mothma nie tylko jest puszczalską żoną, ale ma też kiepski gust do facetów. Jej mąż wydaje się znacznie przystojniejszy niż kochanek, choć z charakteru obaj są takimi samymi żałosnymi dupkami. Scena z próbą gwałtu może i jest kontrowersyjna dla tego uniwersum, ale myślę, że była potrzebna. Pokazuje mianowicie, że zwykli ludzie mają rzeczywiste powody, żeby nienawidzić Imperium. Nie tylko za jakiś abstrakcyjny „brak wolności”, który tak naprawdę może być dokuczliwy tylko dla elity. Niestety, kochające inaczej panie wciśnięte na siłę, bez uzasadnienia fabularnego, chyba tylko po to, żeby odhaczyć obowiązek inkluzywności. Na szczęście było to raczej neutralne politycznie i szybko się skończyło, więc nie ma co marudzić. Dla mnie jak dotąd były tylko dwa wyraźne minusy. Pierwszy to dyrektor Krennic. Robią tu z niego bóg wie jaką szychę, która może działać za plecami Tarkina i ma bezpośredni przystęp do ucha Imperatora, podczas gdy w Łotrze 1 to był podrzędny technokrata, którego poświęcono bez mrugnięcia okiem. Brzmi to fałszywą nutą. Po drugie Saw Gerrera. Rany, jak ja nie cierpię tej postaci. Zastanawiałem się czy można go jeszcze głupiej pokazać niż w Łotrze 1 i okazało się, że można. Brak mu już tylko przepaski na oku, papugi na ramieniu i wołania „do kroćset!” Ludzie z Disneya – zlitujcie się w końcu nad tą nieudaną postacią i pozwólcie jej spokojnie umrzeć! 🙂

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. Myślisz, że Krennic taktycznie widział Imperatora? Jak dla mnie to on kłamał, tym wszystkim elitom, by pokazać jaki jest ważny.

      Imperator to bawi się w rzeczy takiej kak świątynie Lothalu, świat między światami, więc nic dziwnego, że on nie pilnuje, co jego ludzie robią. Bo ta farsa z Ghorman to wygląda jakby Palpatine ma demencję. Wolę wierzyć, że on po prostu rzucił rozkaz ” Znajdźcie zasoby” i zajął się rytuałami Sithów, a nie był świadomy tego wszystkiego. Bo to oznaczałoby, że może Tarkin miał rację, że da się obalić Imperatora – słuchowisko radiowe Nowej Nadziei.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. To możliwe, ale nawet jeżeli kłamał, to i tak by znaczyło, że czuje się na tyle pewnie, że może sobie na to pozwolić. Jak by zareagował Imperator, gdyby dowiedział się, że jakiś chłystek powołuje się na wpływy u niego? Taki drobny sługus powinien leżeć na pysku na samo wspomnienie osobistości takich jak Wielki Moff Tarkin albo Imperator. Jak ten rudy przydupas Snoke’a. 🙂
        Co do tego Ghorman, to nie bardzo rozumiem, jaki jest właściwie status polityczny tej planety? Jeżeli jest częścią Imperium, to po cholerę te wszystkie podchody? Działa się jak w dawnym ZSRR albo dzisiaj w Chinach – przesiedla się całą ludność i robi swoje.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Myślisz, że ktoś doniesie o tym Palpatine’owi? Oni wszyscy mają niższą rangę niż Krennic, więc tym bardziej nigdy nie zbliżą się do sal Jego Cesarskiej Mości. Nawet szef Dedry, bo on odpowiada przed Pułkownikiem Yularenem.

          Cała galaktyka należy do Imperium. Nawet systemy, które wcześniej nie były częścią Republiki – Mandalore lub były po stronie Separatystów. Na dobrą sprawę tylko one miałby moralne przyzwolenie na walkę z Imperium, bo przecież Senat wiwatował niemal w całości, czyli to była pokojowa zmiana władzy poprzez demokrację bo Palpatine miał większość senatorów w kieszeni.

          Girloy bawi się w retorykę, że Imperium nie chce wyglądać źle, więc niech Ghorman będzie uważany za prowodyra spisków. Szkoda, że nie doczytał o doktrynie Tarkina. Imperium nie tworzy sobie rebelii świadomie – wręcz przeciwnie, strach miał być gwarancją braku oporu.

          Jeśli chcieli przesiedlenia to nie musieli robić oporu, tylko zwyczajnie skłamać, że planeta zderzy się z asteroidą lub wewnętrzne jądro się rozpada… Ludzie sami by uciekali.

          Dlatego mówię, że Girloy tylko psuje rzeczy, ale wszyscy się zachwycają, bo on w przeciwieństwie do innych, potrafi tworzyć dobrą akcję, wątki, postacie…

          Szkoda tylko, że nie są Star Wars. Girloy napisał sobie po prostu serial Sci Fi, nikt nie pilnuje tam kanonu, czasem powiedzą mu, żeby wrzucił jakieś easter eggi, ale nikt nie zważa na to, że łamią własny kanon.

          Bo w 9 odcinku złamali swój kanon.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
            1. Oglądałeś ten odcinek Rebeliantów czy nie?

              Holonet w odcinku Rebeliantów pokazuje mowę Mon Mothmy jako tę z Senatu i żadne tłumaczenie, że ona powie później kolejną to nie jest tłumaczenie.

              Bo w serialu Andor to Imperium ją odcina od wizji, a w serialu Rebels Holonet oficjalnie podaje mowę Mon Mothmy jako przykład oszczerstwa wobec Imperatora.

              Albo Thrawn, który nagle dostaje moce Jedi, żeby mówić, że kiedy ją złapią to znajdą bazę Rebelii.

              W Andorze, Mon Mothma popełnia tylko zbrodnię przeciwko majestatowi. Nie mówi o walce zbrojnej lub dołączeniu do Rebelii. Skąd wiedzą, że ona należy do rebelii?

              Jeśli przeszukali jej konta i tak się dowiedzieli, to oznacza, że Luthen jest idiotą, że pozwolił jej na tę mowę, bo zanim ona poszła do Sculduna to dawała mu pieniądze samodzielnie. Czyli istnieje ślad prowadzący do niego.

              Zresztą to jedyne wytłumaczenie jak Thrawn mógł się dowiedzieć bez przewidywania Jedi, chociaż też nie jestem pewna. Może ta księgowość Sculduna jest lepsza niż imperialna kontrola. Bo jeśli znajdą te kwity to Perrin, Leida, Sculdun i cała reszta powiązanych ludzi z Mon Mothmą nie żyją.

              Chyba, że Sculdun ma pozycję Jabby, więc Imperator go nie zabije. Nie wiem, czy nasz Chandrillański gangster ma pozycję Jabby lub księcia Xizora. Lepiej, żeby miał. Bo tylko to może go ocalić od śmierci. Tak samo jak resztę ludzi, których Mon Mothma zostawiła za sobą.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Obejrzę w weekend te odcinki to coś napiszę. Oczywiście nie z pozycji fachowca od uniwersum, bo jak już mówiłem nie jestem nim. Z pozycji zwykłej logiki widza, który opiera się na tym, co widzi na ekranie, nie studiując przy tym ton dodatkowych materiałów spoza serialu.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
          1. Oficjalnie pewnie nie. Ale żyłem trochę w ustroju totalitarnym i pamiętam, że jedną z najbardziej ulubionych rozrywek urzędników niższego szczebla było donoszenie na przełożonych. 🙂

            I fakt, do doktryny Tarkina to ma się jak pięść do nosa. Państwo totalitarne nie musi wyglądać dobrze, bo nie musi do nikogo się wdzięczyć ani zabiegać o niczyje względy. Nie musi też szukać żadnych dziwnych wykrętów dla swoich działań. Wystarczy, że powie, iż robi to wszystko dla dobra ogółu i koniec dyskusji. Któż nie chciałby dobra ogółu? Chyba tylko wróg, prawda?

            W sprawach kanonu, lore itd. się nie wypowiem, bo za mało jestem zorientowany. Nie jestem jakimś wielkim fanem SW. Oglądałem tylko filmy kinowe i seriale. Animacje, książki, gry i wszelkie inne poboczne działalności są mi nieznane. No, może nie do końca nieznane, bo coś tam jednak się słyszało, ale niezbyt wiele i raczej wyrywkowo. Stary kanon, nowy kanon, kto by za tym trafił? 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button