FilmyRecenzje Filmowe

Akademia Pana Kleksa (2023)

Był moment, kiedy Akademia Pana Kleksa w reżyserii Macieja Kawulskiego znajdowała się w top 10 światowego box-office. Nad Wisłą film obejrzano w kinach ponad 2,9 mln razy, a potężna kampania reklamowa zalała nas gadżetami z nim związanymi. Pan Kleks stał się modny i atrakcyjny dla dzieci, łącząc powieść Brzechwy, pierwszą ekranizację sprzed 40 (!) lat oraz współczesną estetykę, czerpiąc przy tym z kilku sprawdzonych marek. Finansowy sukces filmu jest niezaprzeczalny, ale jaka tak naprawdę jest nowa Akademia Pana Kleksa?
Główną bohaterką jest tym razem dziewczynka, Ada Niezgódka. Chciałoby się napisać, że zbieżność nazwisk jest nieprzypadkowa, bo na pierwszy rzut oka łatwo odgadnąć, że Ada jest córką Adama, znanego z oryginału. Nic bardziej mylnego, ojciec (aktualnie zaginiony) Ady ma na imię Alex i jest bratem Ambrożego… Tego Ambrożego. Ada żyje w Stanach Zjednoczonych ze swoją matką i niespodziewanie dowiaduje się niczym Harry Potter, że obok naszego świata jest jeszcze inny, bajkowy, i że ona ma w nim do odegrania ważną rolę. Zamiast sowy z listem w dziobie, wiadomość tę przekazuje Mateusz – trochę człowiek, a trochę ptak, ten sam, co już raz narobił zamieszania w świecie Pana Kleksa. Ada wraz z kilkorgiem dzieciaków z całego świata przenosi się więc do bajkolandii, w której centrum znajduje się tytułowa Akademia. Na miejscu czekają ją nietuzinkowe lekcje, oszałamiające widoki, nowi przyjaciele oraz… Danuta Stenka w stroju wilczycy. Potrzeba będzie wiele odwagi, determinacji, empatii i wyobraźni, żeby obronić świat przed nadciągającą grozą.
Zarys fabuły nie grzeszy może oryginalnością ani finezją, ale umiarkowanie sprawdza się jako miękki reset całej historii. Oczywiście można już na starcie zapytać: po co Adę ekspediowano do USA? Dlaczego Akademia jest jakimś centrum bajkowego świata, skoro sama jest bajką? Czemu inne elementy oryginału odnowiono, a historia Mateusza i wilkusów została powtórzona? I po co w ogóle ten cały wilczy najazd? Odwieśmy jednak rozum na kołek i uruchommy wyobraźnię. Ada ma z tym problem. Trauma utraty ojca pozostawiła w jej głowie wielką ranę wymagającą leczenia, a lekarzem będzie oczywiście tytułowy Ambroży Kleks, właściciel Akademii. W buty legendarnego Piotra Fronczewskiego wskoczył tym razem Tomasz Kot i o ile wizualnie jego kreacja robi bardzo dobre wrażenie, to ja kompletnie nie zrozumiałem pomysłu na tę postać. Nowy Kleks po prostu jest wariatem. Nie ekscentrykiem, ani mędrcem skrywającym się za maską błazna, ale zwyczajnym wariatem bez kontaktu z rzeczywistością. Jego szaleństwo nie tyle służy wyzwoleniu w dzieciakach pełnego potencjału młodzieńczego umysłu, ile jest przyczynkiem do pokazania coraz to większych dziwactw i tańców. Ciężko traktować Kleksa jako mentora i drogowskaz życiowy, kiedy widzi się go zamkniętego w klatce i kwilącego jak zbity pies. Albo jako DJ’a w szkolnym radiowęźle. Kot dobrze wszedł w tę rolę, pasuje idealnie wyglądem, zachowaniem, czy sposobem mówienia, ale problemem jest właśnie sama rola. Może do dzieci przemawia taki luzacki ponad wszelką miarę „profesor”, jednak mi on bardziej przypominał Buscemiego w krążącym po internecie memie, gdzie udając nastolatka wita się: „how do you do, fellow kids?”.
Problemem jest też sama Akademia. Ciężko tak naprawdę stwierdzić, jaki cel ma pobyt w tej placówce, bo widzimy w zasadzie tylko przechadzanie się po niej i podziwianie widoczków. Można odnieść wrażenie, że wszystko istnieje wyłącznie po to, żeby Ada mogła odnaleźć w sobie empatię i wyobraźnię, a to trochę krzywdzące dla pozostałych dzieciaków, jak by na to nie patrzeć. Jeśli ktoś oczekuje polskiego Hogwartu, to go niestety nie dostanie, a szkoda, bo wspomniane widoki bywają naprawdę urokliwe. Szkoła znajduje się w innym, bajkowym świecie, pełnym kolorowych dziwów i spora część filmu polega wyłącznie na ich pokazywaniu. Słyszałem wiele zarzutów co do jakości owych kreacji, ale był to jeden z niewielu elementów, które według mnie udały się całkiem nieźle. Komputerowe animacje wyglądają lepiej od nowych Marveli (wiem, nie da się zakopać poprzeczki jeszcze głębiej), wielkie grzyby, kolorowe niebo, drzwi do innych baśni, całe te bajeczne twory mają swój urok i mogłyby posłużyć za fajną otoczkę. Niestety chociaż jest kolorowo i pstrokato, to nic z tego tak naprawdę nie wynika, bo wszystko kręci się wokół Ady.
Bohaterka po pierwsze ma odnaleźć w sobie wyobraźnię, po drugie empatię. To dwa słowa – klucze, powtarzane wielokrotnie i odmieniane przez wszystkie przypadki. Ada z początku filmu jest zrezygnowana, wyobcowana i nie wierzy w bajki ani w ludzi. Dzięki pobytowi w Akademii Pana Kleksa ma na powrót stać się radosnym dzieckiem, a wrogów pokonać nie siłą czy sprytem, ale empatią właśnie. Jak widać przy pisaniu scenariusza mocno inspirowano się takimi filmami jak Hook, czy Niekończąca się historia. Nie powiem, żeby się udało, bo najpierw nie bardzo wiadomo, na czym się skupić, a potem przemiana przychodzi nagle i bez większego sensu. W dodatku Ada cały czas gra z jedną miną na twarzy, mówi bardzo niewyraźnie i ewidentnie widać, że nikt nie potrafił odpowiednio poprowadzić młodej aktorki, żeby jej gra wyglądała naturalnie.

Wszystko powyższe może jeszcze uszłoby w tłumie i Akademia Pana Kleksa mogłaby być przeciętnym, choć ładnym filmidłem dla dzieci, gdyby nie sposób, w jaki ją nakręcono. To, co zrobił operator do spółki z montażystą, woła o pomstę do nieba. Tak koszmarnie „zrobionego” filmu chyba jeszcze nie widziałem. Kamera ani na moment nie pozostaje w bezruchu, ciągle kręci się, lata, jeździ, przybliża i oddala, nawet jeśli nie ma to absolutnie żadnego uzasadnienia. Od pierwszych sekund atakuje widza niczym natrętna mucha. Znacie uczucie „helikoptera”, kiedy przesadzi się z procentami? To ten film wygląda, jakby ktoś wypił o dwa kieliszki za dużo i ruszył nagrywać. Ale to nie koniec, bo potem ten wirujący materiał wzięto do montażowni i masakrowano dalej. Nie wiem, czy jest w Akademii ujęcie dłuższe niż 5 sekund. Nawet ujęcia nagrywane dłuższym ciągiem zostały pocięte tak, jakby nagle ze środka wyleciało kilka klatek, byle tylko obraz mignął. Tego się po prostu nie da oglądać! Powiecie pewnie, że jestem stary dziad, a nie docelowa publika i pokolenie TikToka doskonale się w takim ADHD odnajdzie. Niestety na twarzy siedzącego obok dziesięciolatka widziałem głównie konsternację, a po seansie syn nie bardzo potrafił powiedzieć, o czym był ten film.
Bo tak naprawdę faktycznie ciężko to stwierdzić. Jest w nim oczywiście wątek Mateusza zaczarowanego w ptaka i wilkusów pragnących zemsty na nim. Jest wątek Ady szukającej ojca (ale tylko na początku, potem o nim zapominamy) oraz odkrywającej na nowo swoją wyobraźnię (z tym że to się dzieje ot tak, bez przyczyny). Jest wątek przezwyciężania zła dobrem i zrozumieniem oraz kwestia komunikowania się ze sobą. Są wreszcie bajki, do których można trafić przez drzwi rozsiane po całej krainie Pana Kleksa, ale ten motyw został kompletnie niewykorzystany. Na koniec mamy jeszcze przyjaźń Ady z Albertem, zakończoną w bardzo makabryczny, całkowicie niepasujący do filmu sposób (i do tego zerżnięty z innej bardzo znanej produkcji), a i tak o czymś na pewno zapomniałem. Może gdyby z Kleksa zrobić miniserial i ułożyć ładnie te wszystkie wątki, pozwolić każdemu z nich odpowiednio wybrzmieć, miałoby to sens. Tymczasem twórcy trwonią czas na pokazywanie niezwiązanych z niczym kolorowych widoczków, a na rzeczy istotne miejsca nie starczyło. Akademia Pana Kleksa trwa ponad dwie godziny i jest to o pół godziny za dużo (żeby nie nudzić) i o godzinę za mało (żeby historia miała sens).

Nie mogę polecić filmu Kawulskiego nikomu. Nawet jeśli chcecie go pokazać własnym dzieciom, znajdziecie wiele lepszych dzieł. Poza ciekawymi widoczkami i synthpopową ścieżką dźwiękową (ale jak słyszę zawodzącą Sanah, to coś we mnie umiera) znajdziecie tu tylko bałagan i chaos, a katastrofalne zdjęcia i montaż przyprawią was jedynie o ból głowy. Wielka szkoda, bo budżet i możliwości były. Można to było zrobić sto razy lepiej.

  • Ocena Crowleya - 2/10
    2/10

Related Articles

Komentarzy: 12

  1. Po raz pierwszy w życiu miałem ochotę wyjść z kina oglądając sam zwiastun, takie złe miałem wrażenie. I nie zawiodłem się, film jest absolutnie okropny. I autentycznie żal mi, że ten film zarobił tak dużo pieniędzy 🙁

  2. Choć dam raczej 4/10 to z puntami krytycznymi się zgadzam.
    Odpowiadając na pytanie jaka jest nowa Akademia odpowiedź brzmi – nijaka. Nie bardzo wiadomo o czym to jest film, strasznie skacze po kolejnych wątkach a o zaginionym ojcu faktycznie zapomniałem.
    Rozmawialiśmy sobie przed premierą za znajomymi o tym filmie. Wtedy stwierdziłem, że gdyby ta Ada była córką albo wnuczką Adasia i film opowiadał o czymś nowym to dałbym mu szansę. Niestety po raz kolejny ta sama historia z Mateuszem i wilkami, pozostałe bajki jakby były tylko po to, żeby odhaczyć listę (niczym ten Zeb czy Zub w Ahsoce – pojawił się na ekranie? Pojawił. A że zupełnie po nic to już inna sprawa.), do tej ekranizacji raczej już nie wrócę. Przeniesienie akcji do USA chyba specjalnie pod udostępnienie filmu na Netflixie i próbie zdobycia tamtejszego rynku, bo uzasadnienie fabularne żadne.
    No i piosenki… Gdzie one się podziały? Nowe aranżacje dwóch tytułów wpadają trochę w ucho ale zastąpienie kilku różnych utworów powtarzaniem w kółko tego samego sprawiło tylko, że odtworzyłem później oryginały a o nowych już zapomniałem.
    Także pewien plusik dla twórców za to, że skłonili mnie do obejrzenia po raz kolejny filmu z ’84 😀

    1. Bezpośrednio po seansie dałem 3/10, ale im dłużej myślałem o tym filmie, tym gorszy mi się wydaje.

      Też obejrzałem niedawno starą wersję, ale zestarzała się przeokrutnie.

  3. Pętaku, wiesz dlaczego dzwoń jest głośny?
    Bo pusty w środku.

    Dzwoń dalej, to nawet przyjemne – patrzeć jak się publicznie uposledzasz umysłowo.

      1. A, tam. Ja besztać bezczelnych gówniarzy. Przypomina mi to kłótnie z dziećmi Neostrady na różnych forach lata temu 😉

  4. Tak to jest, jak spec od walących się po mordach troglodytów bierze się za kino. Zwłaszcza tak delikatnej materii, jak filmy dla dzieci. Za ciężka ręka. 🙂

    1. Nie wiem. Akademia jest tak tragiczna warsztatowo, że ciężko mi uwierzyć, że ten reżyser potrafi zrobić cokolwiek przypominającego prawdziwy film.

  5. Obejrzałam. Film zrobiony pod „wszystko wszędzie na raz” niby oskarowy ale chyba tylko ci co mu te Oskary dali coś w nim zobaczyli. Reżyser lkeksa chyba zapatrzył się na ten oskarowy film i stworzył niby film dla dzieci a w sumie nie wiadomo dla kogo. Zapewne miało to być odkrywcze, czy było? Tak , były to najgorsze 2 godziny jakie poświęciłam na siedzenie przed telewizorem. Mam nadzieję że kontynuacji nie będzie.

    1. Niestety, będą co najmniej dwie. Pierwsza o tym zmartwychwstałym chłopcu i druga podobno w kosmosie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button