
Jak być może zauważyliście, w sieci pojawił się zwiastun czwartego sezonu „Netflixowego Wiedźmina” (czy jak kto woli – „The Witcher”). Tragiczny zwiastun, tragicznego ze wszech miar serialu. Może od razu na wstępie zaznaczę, że jeśli spodziewacie się wyważonej oceny, szukania na siłę jakiś plusów, to zacytuję Dantego: „Lasciate ogni speranza, voi ch’entrate” („Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”). To będzie bowiem festiwal wytykania błędów, narzekania na odstępstwa od materiału źródłowego, na odstępstwa od jakiejkolwiek logiki, na scenariusz, scenografie, stroje i charakteryzację. Postaram się za to opisać, jak to powinno wyglądać i jakim pięknym, cudownym, zróżnicowanym światem jest uniwersum wiedźmina. Moja przygoda z tym tworem Wiedźminopodobnym (choć i to słowo to nadużycie, bo bardzo mało jest podobieństw) skończyła się na drugim sezonie, bo procesu patrzenia na przyśpieszeniu, jak mija trzeci sezon nie nazwę oglądaniem. Czwartego sezonu nawet nie odpalę, nie ma szans, ale te dwie minuty zwiastuna zdzierżyłem i opowiem Wam o swoich wrażeniach. Nie traktujcie tego tekstu jako poważnej analizy, a bardziej jako kopanie leżącego. Zapraszam. Jednak na wstępie, przy niedzieli, może dwa memy?
Geralt z nową twarzą z potworami się naparza
Wiem, że czekacie na pierwsze spojrzenie na Liama Hemswortha w ikonicznej roli Geralta z Rivii, wiem także, że czekacie na to, jak owa zmiana zostanie wyjaśniona. Zwiastun nie zdradza, jak to się stanie, możliwe, że twórcy wcale nie będą się tym przejmować. Udzielą w wywiadach odpowiedzi w stylu: „Nie interesuj się bo kociej mordy dostaniesz”, albo coś na temat rozbieżności wizji i konfliktów z kalendarzem Cavilla. Nie ma logicznego wytłumaczenia na zmianę twarzy Geralta na tym etapie historii. Można było jakoś ewentualnie skleić to tym, że Vilgefortza tak mu obił ryło, że rekonstrukcja przy pomocy magii dała taki, a nie inny efekt. Jednakże twórcy zamknęli za sobą tę furtkę, bo zamiast długiego procesu rehabilitacji u Driad, Geralt jeszcze w trzecim sezonie szybciutko wstał i zrobił rozpierduchę. Geralt z twarzą Henry’ego Cavilla oczywiście. No, ale mieliśmy skupić się na trailerze. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to tragicznie sztucznie wyglądający miecz. Rekwizytorzy nie po raz pierwszy i na pewno nie ostatni dają ciała na całej linii.
Geralt ma ogromnego pecha. Henry Cavill kochał książkowe uniwersum, był zapaleńcem, który jednak kompletnie nie pasował do tej roli. Starał się, jak mógł, ale wypadał co najwyżej średnio (czyli i tak zawyżał poziom). Liam Hemsworth nie nadaje się na Geralta i dodatkowo nie kocha książek Sapkowskiego. Ze słabego Geralta, który oddawał tej produkcji serce, przeskoczyliśmy na słabego Geralta bez serca. Netflix zadowolony, bo ma głośne nazwisko (imienia może niektórzy nawet nie sprawdzą i nie zauważą, że to ten tańszy Hemsworth), ja łagodnie uśmiechnięty, czytając komentarze, że teraz wreszcie znaleziono idealną wersję Białego Wilka.
Wybaczcie (albo i nie) za jakość tych zrzutów, ale uznajmy, że są postarane tak samo, jak sam serial wygląda. A ten jest koślawy, stworzony na jakimś beznadziejnym, kartonowym greenscreanie. W pierwszym sezonie te potwory jeszcze jakoś wyglądały (no może nie kikimora z początku, ale już na przykład strzyga była obłędna). Teraz mamy jakieś dziwaczne pokraki, ulepione z błota (żeby nie używać aż nazbyt wielu brzydkich słów), przystające poziomem co najwyżej do kina klasy Z, a nie wysokobudżetowego serialu. Efekty specjalne leżą, historia leży. Jestem ciekaw, w którym miejscu po opuszczeniu Brokilonu ma miejsca ta walka z potworami, chyba że to jakaś… <chwila ciszy, teatralny głęboki głos wypowiada:> retrospekcja.
Geralt rozgrzewa swój miecz to czerwoności (nie pytajcie po co, po prostu ma być efektownie).
A potem uderza na potwory ze wściekłością godną lepszej sprawy. Zrobili z Geralta bezmyślnego rębajłę, który zwyczajnie siecze na kawałeczki biedne potworki, chcące zwyczajnie przetrwać na swoim bagiennym ugorze. To tak, jakby poszedł do domu Shreka i zarąbał go na śmierć. No komu przecież w takim beznadziejnym, skażonym kwaśnymi deszczami (spójrzcie na drzewa) miejscu zagrażają te pająko-gluty? Mistrz Sapkowski siedzi w swoim wypasionym, ogromnie wygodnym fotelu i załamuje ręce (a tak naprawdę to pewnie nie, bo nic go akurat ten gwałt na jego książce nie obchodzi).
Więcej Ciri! Więcej Ciri powiadam!… To znaczy mniej!
Czy wraz z Henrym Cavillem nie dało się jakoś po cichu zmienić także aktorki odgrywającej rolę Ciri? Zresztą po co to pytanie? I tak nic by to nie zmieniło, nawet jeśli zatrudniliby Dafne Keen, to przy tym scenariuszu i tych marnych technikaliach nic by to nie zmieniło. Może trochę lepiej oglądałoby się samą Ciri, może nie byłaby aż tak odpychająca.
Sekwencje walk totalnie kuleją. Pamiętam, że serial Wiedźmin tym właśnie zachwycił już w premierowym odcinku. Blaviken to był popis ludzi odpowiedzialnych za choreografię walk, któych szefem był niejaki Wolfgang Stegemann. Potem stały się rzeczy niewytłumaczalne i scen walk od drugiego sezonu zwyczajnie nie da się oglądać. W tym czwartym będzie prawdopodobnie tak samo, ale w ramach ciekawostki humorystycznej nadmienię, że pałeczkę po Stegemannie przejął niejaki Marcus Shakesheff (zwany też Markusem Monkeystuntsem). Tutaj akurat widzimy Ciri masakrującą jakiś wieśniaków, a w tle pewną osobę, ale nie uprzedzajmy – zaraz obejrzymy sobie tę zgraję cudaków w pełnej krasie.
Jednak zanim ta wesoła kompanija, spójrzcie jeszcze na twarz naszej wielkiej bohaterki:
Czy to jest ta szalona młódka, wesoła kumoszka z Cintry, która przemianowała się na krótki czas na Falkę?”Nie jest tą, za którą się podaje.” – ach jakże by to było dobrze jakby to właśnie była fałszywa Ciri, a prawdziwa została jakimś cudem odnaleziona.
Netflix stawia na szczury, ale tak nie za mocno
Czekaliście, czekaliście i doczekaliście się. Są nasze kochane Szczury. Do grupy należeli (według książek, ale kto by je tam czytał, prawda?): Giselher, Mistle (wciąż nie mogę uwierzyć, że twórcy wpadli na ten durny pomysł, że kobieta pojawiła się wcześniej i spotkała Ciri w Gors Velen), Iskra, Reef, Asse oraz Kayleigh. Herszt Giselher to ten przy koniu. Mistle i Kayleigha zdążyliśmy(?) poznać, Iskra to to dziewczę w środku (jedyna, która wygląda na jako tako dobrze dobraną), Asse, czyli młody barczysty syn kowala to ten po lewej (wypisz wymaluj, barczysty, idealny potomek podkuwacza koni), a więc ten maluch to Reff, który o dziwo jest tutaj kobietą (bo było ich w tej grupie za mało, wszak po dołączeniu Falki byłoby trzy do czterech na rzecz mężczyzn, a na to w żaden sposób nie moglibyśmy sobie pozwolić).
Chcecie usłyszeć profesjonalną (popartą gruntownym reaserchem) ciekawostkę o Szczurach? Mieli oni dostać swój własny spin-off. To miał być hit, ale nawet decydenci Netflixa, którzy nie słyną z wysublimowanego gustu, stwierdzili, że to katastrofa, że są w stanie obejrzeć każdego najgorszego gniota, ale tyle to jednak nie. Wyobraźcie sobie, jaki to musiał być paździerz, skoro ci sami ludzie, którzy zatwierdzili drugi, trzeci, a teraz także i czwarty sezon „Wiedźmina”, którzy zdecydowali się wypuścić Rodowód krwi, powiedzieli, że coś jest zbyt słabe, żeby znaleźć się w ich katalogu.
Ale, żeście ekipę zmontowali, ekipę totalnych…
Chłopaki z baraków kłaniają się w pas i jakże trzeźwo oceniają wybryki Netflixa. Przecież to jest jakiś eksperyment społeczny. Platforma streamingowa dostała duże dofinansowanie z jakiegoś ministerstwa na badania. Sprawdzają, ile ludzie są w stanie wytrzymać, ile wybaczyć, czy będą nadal szukali plusów w serialu, który jest ich pozbawiony. Czy – o zgrozo – będą ten serial komplementować?
Dopiero co pisałem o Jaskrze. Nie mogło go zabraknąć i w tym sezonie. Dzielny towarzysz Geralta trwa przy nim i razem „przecierają szlak” (wybaczcie, że wmieszałem w to tę kapitalną piosenkę ze świetnego filmu animowanego), to znaczy „przemierzają Kontynent”.
Była jedna banda, czas na drugą. Do tego, że Milva jest Azjatką, mogliście się już przyzwyczaić. wygląd Zoltana nie powala, to samo z Percivalem Schuttenbachem. Mnie jednak zastanawiają nieobecni. Ciekawe, czy twórcy zrezygnują z reszty krasnoludzkiego oddziału, i czy nie pokażą „bab z Kernow”? Chyba nie ma też co liczyć na feldmarszałka Dudę (który w oryginale moim zdaniem został zainspirowany filmem C.K. Dezerterzy). Ciężko się na to patrzy, a to dopiero połowa trailera.
Nigdzie w zwiastunie nie widać Cahira, co jest niezwykle dziwne. Czyżby chcieli utrzymać w tajemnicy, że ten nie-Nilfdaardczyk dołączył do ekipy? Jedno jest pewne: z Cahirem czy bez, zobaczymy słynną bitwę o most na Jarudze. Czy będzie to odpowiednio podbudowane? Raczej nie. Czy cała wojna Nordlingów z Nilfgaardem zostanie dobrze pokazana? Zdecydowanie nie. Sapkowski umiał w niuanse, szczegóły, drobiazgi. Przecież to, jak Keedweńczycy idą z bratnią pomocą dla Aedirn, jest jedną z ciekawszych, fajniej napisanych i opowiedzianych scen. Zyvik, choć występuje tylko chwilę, zapada w pamięć. A jego „Baby gwałcić po cichu i tak, coby nikt nie widział.” to jest przecież smutny obraz żołnierzy na wojnie. Jednak tym z Netflixa pewnie ciężko zrozumieć takie rzeczy.
Krótka wstawka, gdybyście nie wiedzieli, powraca „globalny fenomen”. Teraz już wiecie.
Jest i ona. Rozumiem ludzi, którzy bronią aktorki. To nie jej wina, że zatrudniono ją do roli, do której nie pasuje, i jeszcze wypaczono zupełnie sens postaci, którą gra. To nie jest Yennefer w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Żadnego zdania wypowiedzianego w serialu nie wypowiedziałaby książkowa Yennefer. Żadne jej zachowanie nie jest choćby bliskie zachowaniom Yen. Anya się stara, nie można jej tego odmówić, wyciąga maksimum z tego, co zaserwowali jej scenarzyści. Jest niezła w scenach dramatycznych, kiedy trzeba pokazać ból, cierpienie, emocje. Czyli to wszystko, czego książkowa Yen nigdy by nie okazała. Jest jak jest. Anya Chalotra może powiedzieć, że zrobiła wszystko, co w jej mocy, by nie zawieść fanów.
Wiecie czemu Vilgefortz był tak doskonałym czarnym charakterem? Bo prawie się nie pojawiał, był nieuchwytny, działał zakulisowo, nigdy otwarcie. Zbrodniarz na ogromną skalę, który nigdy bezpośrednio, twarzą w twarz nie zetrze się ze swoim wrogiem. Tymczasem w serialu „zbiera armię”. To nie były jego metody. „Tisze jediesz dalsze budiesz” – taka maksyma mu przyświecała. On chciał po Thanned zniknąć dla świata, nie zbierać armię. Po co mu była armia, skoro jego celem była tylko Ciri? Vilgefortz to kolejna postać, której ducha nie udało się uchwycić.
Tu nawet jakaś armia już maszeruje. Nilfgaard czy inna cholera? Ten serial to prowokacja, katastrofa.
Mapka z pionkami. Klasyczek.
Portret Emila Regisa Rohelleca Terzieffa-Godefroya
Zanim o wampirze słynącym ze swej elokwencji, widzimy portal i trzy czarodziejki, które z niego wychodzą. Żadnych własnych pomysłów!!! Krzyczę w kierunku twórców, ale jak zawsze mój głos nie zostaje usłyszany i zamiast wiernej adaptacji „Chrztu ognia” będziemy mieli Yennefer mierzącą się z nieprzyjaciółmi nasłanymi przez jednookiego draba. Oczywiście nie będzie to Rience (najwierniejszy sługa, opętany rządzą zemsty na Yennefer), bo ten niestety gryzie glebę. To znaczy jego głowa gryzie glebę, a ciało leży gdzieś obok i jest gryzione przez różne stworzonka. Dekapitacja tego prestidigitatora to kolejna absurdalna decyzja twórców, której nie da się nijak obronić.
Na Regisa jeszcze przyjdzie czas. Bo oto dochodzi do kolejnej konfrontacji magów. Po co? Kiedy? Gdzie? No nie interesujcie się, są kule ognia i to Wam powinno wystarczyć.
To nadal jeszcze nie Regis. To Yennefer, która potrzebuje własnej armii. Wiecie, jaka była książkowa Yennefer? Samolubna, wyniosła, oschła. Nie angażowała się specjalnie w żadne stronnictwa. Kiedy zaproszono ją do loży czarodziejek, uciekła, żeby na własną rękę szukać Ciri. Niespecjalnie obchodził ją wielki konflikt. Była z boku wydarzeń, skupiona na własnej misji. Ona jest ponad politykę, nie bawi się w piaskownicy z innymi czarodziejkami. Ona patrzy na lożę z góry. Nie ma w niej pokory, nie ma troski o ogół ludzkości, jest wyrachowanie i miłość do „córki”. To nie jest empatyczny, mieszający się do nieswoich spraw Geralt, to jego przeciwieństwo. Yennefer na chłodno ocenia ludzkość i nie waha się wydawać surowych sądów, które w efekcie każą jej się zdystansować. Tyle o książkowej Yennefer, ta serialowa będzie zbierać własną armię. Swoją drogą okazuje się również, że to nie będzie konflikt Nordlingów z Nilfgaardem, że to nie machinacje królów doprowadzą do konfliktu. To wewnętrzna sprawa czarodziejów zaprowadzi Kontynent do II Wojny Północnej. Pomieszanie z poplątaniem.
A wiecie, jaka była książkowa Francesca Findabair, Stokrotka z Doliny, najwierniejsza sojuszniczka Emhyra van Emreisa? Pisałem już o tym trochę, jednak skupiłem się na wyglądzie. Tymczasem charakter i ogólnie całość postaci to jest kpina. To tak, jakby na przykład z Galadrieli nagle zrobili jakiegoś pałętającego się po świecie pseudo-generała, postać łażącą bez sensu z mieczem i wojującą na każdym kroku zamiast dumnej, mądrej królowej, która… oh wait…
No więc Francesca ani nie wygląda na członkinię Rady, ani na osobę, która zamieniła Yennefer w figurkę, ani nawet na najwierniejszą sojuszniczkę cesarza, która nie wyprze się go nawet za cenę własnej głowy. Wręcz przeciwnie, ona będzie tutaj pomagać w poszukiwaniu Ciri, w sojuszu z Yennefer. Klasa.
I jest wreszcie ten, na którego czekaliście. Jak Morfeusz wypadnie w roli dystyngowanego wampira? O tak:
I patrzcie dalej, bo jest na co. Zepsuli mi Geralta (nie da się patrzeć na tę lalusiowatą gębę Liama), zepsuli Jaskra, Cahira, Milvę, Yennefer, Ciri. Zepsuli wszystkich, więc czemu mieliby oszczędzić Emila Regisa? No więc nie oszczędzili.
Żadnych własnych pomysłów na Teutatesa!
Pamiętacie może moment w „Chrzcie ognia”,kiedy Geralt walczył z jakimś wielkim mutantem, z bestią podobną do tej, która czekała na zwycięzcę biegu w filmie „Asterix kontra Cezar”? Ja sobie nie przypominam. Nie przypominam sobie także, by takie bestie służyły w armii Nilfgaardu, który był cesarstwem dość konserwatywnym. Tymczasem ten pojedynek wiedźmina ze stworem odbywa się najprawdopodobniej podczas wspomnianej wcześniej przeze mnie bitwy o most na Jarudze. Aberracja? Abominacja? Nazwijcie to jak chcecie, ja nic więcej nie mam w tej kwestii do dodania.
Ale przynajmniej Geralt mówi „zaraza”.
Nie udało mi się zidentyfikować tej łuczniczki (reaserch tym razem zawiódł), być może jest to Sabrina Glevissig (jest to możliwe, ale nic sobie za to uciąć nie dam). Nie wiem też, gdzie może się to dziać. Jakieś oblężenie Aldersberga czy Vengerbergu? Być może.
Bitwa w obozie, zaraz po pewnym procesie o czary, jak mniemam. Jest jakiś krasnolud w tle, który nie jest Zoltanem, więc może zobaczymy resztę kompanii.
A tutaj obraz ze słowem opisującym coś, co dawno we mnie umarło. Oczywiście chodzi o ten serial, nie ogólnie, żeby była jasność.
Tu z kolei ten proces o czary, zapewne także bardzo mocno zmieniony względem książki. Nie wiem, jak można spaprać tak dobrze rozpisaną scenę, ale twórcom Netflixa zapewne się to uda.
Jest też jakiś upiór próbujący wciągnąć Geralta do swojego kurhanu. Ta scena pojawiła się w internecie już jakiś czas temu i miała jako pierwsza promować nowy sezon. Wygląda to strasznie biednie.
To da się jeszcze uratować? Oh my sweet summer child
Wiedźmin jest w ciągłym ruchu. Pamiętajcie o tym. Tutaj spotkanie Geralta z Yennefer. Na pewno twórcy udźwigną ciężar tej sceny, jestem o tym przekonany⸮ (To na końcu to znak ironii, który Alcanter de Brahm zaproponował w 1899 roku. Temat tego znaku niezwykle mnie zainteresował. Na tyle, że przez pół godziny czytałem o jego ewolucji.)
Była to lektura o wiele ciekawsza niż oglądanie tego trailera. Dzieje się w nim jeszcze naprawdę wiele (a tak naprawdę to nic). Geralt staje się czymś nowym, pewnie nikt nie może go rozpoznać (chodzi o twarz, Geralta gra inny aktor, więc i twarz jest inna).
Yennefer walczy o naszą (w sensie ich) przyszłość! Znów się to nie spina. Znów nie ma większego sensu, ale twórcy wiedzą lepiej, czego od silnej postaci kobiecej oczekują widzowie. Czytelnicy mogą im tylko współczuć, bo oni dostali dwie idealnie napisane silne kobiety.
Na koniec, w ramach dalszej walki o przyszłość, Yennefer rozprawia się z czarownicami z lasu, nasłanymi przez jednookiego zbira.
The end. Koniec trailera. Jeśli dotrwaliście do tego momentu, bardzo wam dziękuję. Jeśli nie dotrwaliście, nie odczytacie tych podziękowań i nie będziecie wiedzieć, jak bardzo jestem Wam wdzięczny za to, że odwiedzacie tę stronę. Nie dowiecie się także, że prawdopodobnie nie pojawią się tutaj omówienia poszczególnych odcinków czwartego sezonu, które Netflix wypuści w jednej transzy. Jedyne, co mogłoby mnie skusić do obejrzenia tej serii to wagon pieniędzy, który ktoś zaproponowałby mi za ich omówienie. Stopień mojego poświęcenia nie jest nieskończony. Nie wiem, jak zdzierżyłem Pierścienie Władzy (być może fakt, że nie ma bezpośredniego pierwowzoru, troszeczkę złagodził ból), ale to, jak zmasakrowali „Wieśka”, jest ponad moje siły.
Wiem, że to oklepany mem, który znacie na pamięć, ale do tego serialu pasuje jak ulał:
Mnie te zmiany, jak na przykład zmiana Reefa na kobietę, bolą podwójnie… No bo jestem kobietą, i do tego jeszcze FEMINISTKĄ, więc te zmiany są robione po to, żeby takie jak ja były zadowolone… Ha. Ha. Ha.
Odniosę się stricte do Szczurów, bo jeśli wezmę na tapet wszystkie zmiany, wyjdzie mi zapewne za długo:
W książce Szczury przed dołączeniem Ciri miały skład osobowy 2 panie na czterech panów i to jest moim zdaniem już mocno naciągane. Iskry się nie czepiam, to elfka, tam nie robią różnic między płciami więc przeszła trening jak chłopak, ale Mistle? To była szlachcianka, „delikatna panienka” i jej obecność w zbójeckiej ekipie, w pseudo średniowiecznym świecie wydaje mi się wątpliwa. Ale w każdej ekipie musi być ktoś, kto ma gadane, a pyskować umiała, poza tym broni się pewnym okrucieństwem, więc jakoś zarobiła na miejsce w drużynie. Ciri zarobiła na nie głównie dzięki wiedźmińskiemu szkoleniu, chociaż wychowanie przez Calanthe też się tu przyłożyło.
Ale moim zdaniem w tej ekipie zwyczajnie NIE MA MIEJSCA na kolejną babę. Jak powiedziała Angouleme „Nikt się nie wystraszy kompanii, w której na jednego chłopa przypadają dwie baby”. Szczury mają stosunek płci 3 do 4 i to już jest dużo. To nie przedszkole, to pogranicze, gdzie jeszcze nie tak dawno toczyła się wojna.
Jak chcą więcej kobiet, to niech pokażą baby z Kernow. Ale nie, zapewne nie pokażą. Kto to widział, żeby kobieta chodziła w kiecce, bez miecza i była zależna od męskiej opieki… I MIAŁA DZIECI?!?!?! No gdzie.
Czy w tym serialu (obejrzałam tylko pierwszy sezon, więc nie wiem) jest jakakolwiek taka normalna, przeciętna baba, w długiej spódnicy, z tabunem dzieciaków plączącym się jej pod nogami?
Nie wiem, czy twórcy pokazali jakąś bezbronną „babę z dzieckiem”.
To przecież uderza w ich narrację.
Pewnie gdyby Netlix robił film o holokauście to mord na żydach dogorywałby na drugim planie, a nacisk byłby położony na młodą funkcjonariuszkę obozu, która musi się dzielnie mierzyć z nierównymi placami w niemieckiej armi:)
Obejrzałem 1 odcinek pierwszego sezonu tak od A do Z, a później tylko przewijalem.
Tak solidnie przewijalem bo kazdy kolejny odcinek zajmował mi jakies 3 minuty a i tak nie wytrwałem do końca pierwszego sezonu.
O ile Pierścienie Władzy były tak głupie, że miałem bekę podczas oglądania.
To oglądanie wiedźmina okazało się dla mnie bolesne. Zbyt bolesne.
Pózniej obejrzałem streszczenie 2 sezonu na YT i dosłownie łapałem się za głowę. Łapalem się za głowę i nie wierzyłem, że można być takim kretynem. Jednak można!
Co do tekstu – dwie sprawy.
Brak streszczenia 4 sezonu to świetna decyzja.
Takie gnioty trzeba omijać, miast karmić atencją.
Nie zgadzam się za to, że aktorka grająca Yennefer nie ponosi żadnej winy, że gra w gównianym serialu.
Otóż ponosi.
Dostała scenariusz i wyraziła zgodę, że zagra.
Scenariusze to nie książki, są mocno skondensowane i raz dwa widać, czy masz do czynienia z czymś porządnym czy też gniotem.
Poza tym jako aktor masz też spotkanie z reżyserem i możesz spokojnie wypytać go o jego wizję, o to czego od Ciebie oczekuje etc.
Znam troszkę środowisko artystyczne i wierz mi – jeśli ktoś jest artystą debilem -> to na ogół, zupełnie nieproszony zaczyna wygłaszać swoje poglądy.
Zmierzam do tego, że nikt przed aktorka nie ukrywał co Netlix zamierza zrobić z materiałem źródłowym.
A jednak się zgodziła.