
Josh Holloway, czyli Sawyer z serialu „LOST”, powraca na ekran. Jego przygoda z „Yellowstone” była totalnym nieporozumieniem, ale tym razem połączył siły z J.J. Abramsem i stworzył najbardziej nieoczywisty serial tego roku. Z jednej strony „Duster” to absurdalna komedia bez ładu i składu, która w sposób perfekcyjny wyśmiewa gatunkowe klisze; z drugiej — to czasami dość poważny kryminał à la „Magnum”; z trzeciej — brakuje w tym wszystkim treści: to trochę taka sztuka dla sztuki, pięknie ozdobiona, wspaniała, godna podziwu wydmuszka.
Wspaniała stylizacja
Największym atutem „Duster” jest zdecydowanie granie kartą stylizacji. Kostiumy, fryzury, otoczenie, klimat, nawet ludzkie zachowania, sposób mowy i poruszania się. J.J. Abrams wynalazł machinę czasu, zabrał ze sobą cały sprzęt i technologię i nakręcił za jej pomocą film w latach 70. Można zachwycać się stroną techniczną „Dustera”, ale także dostrzegać w nim próbę jednoczesnego wyśmiania i oddania hołdu klasykom sprzed lat. Początek to przecież wypisz-wymaluj „Diukowie Hazzardu”: przerysowany do granic możliwości pościg samochodowy, specjalnie wyolbrzymione kraksy i wyskoki samochodów. Pomysł i realizacja artystyczna 10/10. Każdy sztuczny gest, każda sztuczna mina, każdy sztywno i pompatycznie wygłoszony tekst to małe dzieło sztuki. Telewizyjna uczta, przy której można się zaśmiewać.
Liczba absurdów i zwrotów akcji powala. Czuć naprawdę sporą chemię między Joshem Hollowayem a Rachel Hilson (grającą główną śledczą). Zresztą sama agentka Hayes to też ciekawy case — nie dość że kobieta, to jeszcze czarnoskóra, więc pozornie jest potencjał na wciśnięcie niestrawnego wątku feminizmu i rasizmu, ale nic z tych rzeczy tu nie występuje. Wszystko poprowadzono w taki sposób, aby wyszło naturalnie i bez zbędnego nadęcia. J.J. Abrams wyszedł zwycięsko z pojedynku z poprawnością polityczną, co już samo w sobie jest dużą sztuką. Przez pierwszą połowę sezonu to wystarcza, działa idealnie i do niczego nie można się przyczepić.
Smaczki i nawiązania
„Duster” to nie jest klasyczna komedia, w której żarty sypią się jak z rogu obfitości — to raczej wysublimowany humor oparty na kontekście i sposobie przedstawiania sytuacji. Akcja z drugiego odcinka, z gangsterem specjalizującym się w uciszaniu ludzi, quest w domu gwiazdy rock’n’rolla, akcja przy kopanym dole. Teoretycznie te sceny nie mają w sobie zbyt wiele humoru, a jednak podane jest to z takim smakiem, że widz — nie dość że odczuwa satysfakcję i dobrze się bawi — to jeszcze ma wrażenie, że zobaczył coś wartościowego i przemyślanie napisanego. Także skala absurdu związanego z meksykańskim łowcą głów jest bardzo duża. Deprecjonowanie człowieka o chwytliwej ksywce poprzez konsekwentne jej przekręcanie wskazywałoby na to, że mamy do czynienia z jakimś karykaturalnym wrestlerem, a nie zabijaką pierwszej wody.
Kapitalne są sceny w szpitalu psychiatrycznym. Teksty, które napisano dla jednego z pacjentów, trudno zawrzeć w jakiekolwiek ramy; jeden absurdalnie śmieszny tekst goni drugi i tak to się ciągnie, przysparzając widzowi rozrywki. Osadzenie wielu wątków w popkulturze lat 70. jest strzałem w dziesiątkę, jednak wszystko psuje się, kiedy pojawia się Richard Nixon i wątek waszyngtoński zaczyna przykrywać inne.
Druga połowa sezonu staje się trochę zbyt poważna i nadęta, a wielka stawka tak naprawdę nigdy wystarczająco nie wybrzmiewa. Wielka polityka średnio nadaje się do tego typu serialu, będącym do tego momentu kameralnym eksperymentem, w którym można było pozwolić sobie na absolutnie wszystko. Biały Dom rzuca na „Dustera” cień, którego ten nie potrafi udźwignąć. Wciąż w małych rzeczach produkcja z Hollowayem radzi sobie doskonale, ale globalnie zaczyna brakować treści. Wizualia wciąż to rekompensują, świetne dialogi oddają klimat, Butch Cassidy i Sundance Kid siadają jak złoto. Jednak nie można nie czuć delikatnego rozczarowania, że zdecydowano się niepotrzebnie podnieść stawkę.
Kłopotliwa końcówka i problemy skasowanych
A mogło być jak u Tarantino, sztuka dla sztuki, stylistyka ważniejsza niż przekazywana treść. To mogła być uczta dla oka, zwieńczona pewnym niedopowiedzeniem, wieczną, nic nieznaczącą i nic niewnoszącą tajemnicą, która uwiera widza. Można było zamknąć to wszystko w tej hermetycznej bańce. Tymczasem J.J. Abrams chciał wprowadzić trochę ambitnych wątków, które tutaj kompletnie nie pasują, chciał zupełnie niepotrzebnie zrobić z tego historię, zamiast skupić się na genialnych, luźno ze sobą powiązanych skeczach.
Ostateczne rozwiązanie i wyjawienie tożsamości człowieka pociągającego za wszystkie sznurki budzi mój ogromny niesmak. Jak można było tak bardzo zepsuć to, co konsekwentnie budowano przez cały sezon? Finał, najdelikatniej mówiąc, rozczarowuje. Nie było pomysłu, jak to wszystko zamknąć. Chciano na siłę zrobić follow-up do drugiego sezonu. Zrobiono to poniekąd wbrew koncepcji, co jest tym bardziej frustrujące z powodu faktu, że drugiego sezonu nigdy nie będzie, bo HBO serial skasowało. Tak więc zamiast jednego genialnego serialu mamy bardzo dobre sześć odcinków i dwa, które wyhamowały, by zamiast efektownie zamknąć całość, robić niepotrzebną podbudowę pod coś, co nie nastąpi.
Gdybym miał oceniać kwestie wizualne, „Duster” dostałby dychę; całość można by ocenić na dziewięć, gdyby nie ten fatalny finał. Należy docenić powrót Hollowaya do niezwykle wysokiej formy, jego bohater może nie osiąga jeszcze poziomu Sawyera z „LOSTów”, ale jest o niebo lepiej niż w „Yellowstone”, gdzie nic nie poszło w jego przypadku zgodnie z planem. Przez kilka tygodni czekałem na każdy kolejny odcinek „Dustera” z dużą niecierpliwością, co świadczy o tym, że serial dał radę. HBO zaryzykowało, bo trzeba przyznać, że nie jest to produkt skierowany do wszystkich, i finalnie chyba wyszło im, że jednak się nie opłaca, ale na szczęście mamy ten jeden sezon, pełen wspaniałych momentów. Do kilku odcinków na pewno wrócę, żeby jeszcze raz pośmiać się z tej nieoczywistej komedii.
Polecam nadrobić tym, którzy nie widzieli. Być może za parę lat będziemy mówić o „Dusterze” jak o klasyku, który nie został wystarczająco doceniony, a który na pewno na to docenienie zasługiwał.
Duster (miniserial)
-
Ocena kuby - 8/10
8/10
Zbieram się do obejrzenia, ale jest TAK DUŻO do nadrobienia, że nie wiem, kiedy dam radę.
Uda Ci się. Dwa tygodnie po nigdy 😉