Perfect Blue (1997)

Wyobraźcie sobie, że jeden z najlepszych reżyserów w historii kinematografii nakręcił w całej swej karierze tylko pięć filmów. Wyobraźcie sobie, że jego debiut był dziełem tak niesamowitym, że lata po śmierci reżysera, inny twórca skopiował ów obraz, zdobywając za to pięć nominacji do Oscara i jedną statuetkę. Wyobraźcie sobie, że mowa o reżyserze filmów animowanych.

W Polsce istnieje pewna granica pokoleniowa dla mangi i anime. I nie mam tu na myśli granicy pomiędzy ludźmi młodymi, którzy tę formę sztuki lubią, a emerytami, którzy nie chcą się do niej zbliżać. Mam wrażenie, że ta granica przebiega gdzieś w pokoleniu 30-40 latków, którzy wychowywali się oglądając Tsubasę na Polonii 1, Czarodziejkę z Księżyca na Polsacie czy Dragon Ball na TVN 7. Owszem, w pokoleniu tym manga i anime są darzone sympatią, ale jednocześnie pokutuje przekonanie, że to produkcje jednak skierowane do pewnego ograniczonego wiekowo grona odbiorców. Albo mówiąc wprost – fajne to, ale raczej dla dzieciaków. Szkoda, bo w Kraju Kwitnącej Wiśni podobne konotacje nie istnieją. I tak jak najlepszym żyjącym współcześnie twórcą horrorów jest niewątpliwie rysujący komiksy Junji Ito, tak Satoshi Kon – o którego dziele chcę wam opowiedzieć, był jednym z najlepszych reżyserów przełomu XX i XXI wieku. A to, że znajomość jego filmów ograniczona jest w Polsce do wąskiego grona miłośników mangi i anime, to prawdziwy skandal.

Trudno znaleźć polskie wydanie Perfect Blue. Ale warto!

Ale zacznijmy od autentycznego podłoża, które posłużyło japońskiemu reżyserowi za źródło inspiracji. Była nią historia prześladowcy Björk. Mężczyzna ten nazywał się Ricardo López i miał 17 lat, gdy islandzka piosenkarka Björk stała się jego obsesją. Rzucił szkołę, wierząc, że tak jak ona zostanie artystą. Poczucie niższości i napady lęku sprawiły, że nie był w stanie pracować nad swoim marzeniem. Zaczął zatracać się w życiu swojej idolki, spędzając cały wolny czas na chłonięcie jej twórczości i zbieranie informacji o jej życiu. W ciągu trzech lat zapisał 803 strony pamiętnika, wypełnione myślami na temat Björk i refleksją nad własnymi wadami. W swej głowie zbudował nieprawdziwy, wyidealizowany wizerunek piosenkarki. A kiedy prawdziwa kobieta okazała się nie dorastać do jego wyobrażeń, postanowił ją zamordować. Powodem jego załamania był związek artystki z czarnoskórym muzykiem Goldie. W 1996 21-letni Ricardo López zaczął prowadzenie dzienników w formie nagrań wideo, zdradzając na nich swój plan zabicia Björk oraz popełnienia samobójstwa. Wyobrażał sobie, że będzie to dla artystki jednocześnie kara i ratunek przed hańbą. Sądził, że spotka ją po śmierci. Ostatnie nagranie pokazuje jak przerażająca i destruktywna była obsesja młodego człowieka. 12 września 1996 roku López wysłał do swojej muzy paczkę z bombą, ogolił głowę, pomalował twarz upiornymi, czerwono-zielonymi barwami i przy dźwiękach piosenki „I Remember You” na oczach kamery popełnił samobójstwo. Jego ciało odnaleziono, nim paczka z bombą dotarła do Björk, co ocaliło życie piosenkarki.

Jedna z najbardziej realistycznych scen przedstawiających załamanie nerwowe w historii kina.

Dla Satoshiego Kona ta historia stała się zaczynem do rozważań na temat relacji pomiędzy twórcą i jego odbiorcą, ale też na temat zmian, jakie zachodzą w osobowości osób wystawionych na piedestał, czy w końcu na temat związku pomiędzy artystą i jego sztuką, przede wszystkim zaś – na temat zatracania własnej tożsamości… A wehikułem do wprowadzenia widza w podobną refleksję jest historia Mimy, młodej piosenkarki (czy – jak się mówi w Japonii – idolki) z drugorzędnego popowego girls bandu. Na początku filmu Mima rezygnuje z kariery piosenkarki, by szukać spełnienia w filmie i telewizji. Ta decyzja jest trudną do przyjęcia dla wielu jej miłośników. Tym bardziej że nowa rola oznacza zmianę image’u Mimy. Sama dziewczyna, pozbawiona wsparcia, czuje się zbrukana przez dokonane przez siebie wybory, mimo wszystko postanawia przeć do przodu. Do czasu, gdy nabiera przekonania, iż jakaś tajemnicza postać chce ją zabić.

To film zdecydowanie dla ludzi dorosłych. Zarówno ze względu na tematykę, jak i środki wyrazu, które mogłyby wydać się szokujące osobom mniej dojrzałym. Mogę to wyjaśnić chyba tylko wspominając o scenie gwałtu. Otóż tak naprawdę gwałt nie ma miejsca. Mima odgrywa scenę z serialu, w której jest napastowana seksualnie. A jednak poprzez środki, z jakich korzysta Satoshi Kon, przez pokazywanie potworności planu filmowego, z krępującymi, powtarzanymi scenami i nieprzyjemnymi przerwami, wiemy, że to dla Mimy doświadczenie traumatyczne. I dla widza też. Korci mnie, żeby napisać coś więcej, by zdradzić choć pojedyncze detale fabuły, które nawet w krótkim streszczeniu zademonstrują kunszt Satoshiego Kona w opowiadaniu trzymającej w napięciu historii. Czuję jednak, że nie mogę tego zrobić, nie niszcząc jednocześnie niemal mistycznego doznania, jakim jest obejrzenie filmu po raz pierwszy. Pozwólcie więc, że podsumuję Perfect Blue kilkoma stwierdzeniami na temat rzemiosła reżysera. Po pierwsze – potrafi łączyć surrealizm z thrillerem w sposób, jaki współcześnie opanował tylko David Lynch. Po drugie – jego wyobraźnia i zmysł estetyczny wyprzedzają niemal wszystko to, co widzieliście we współczesnym kinie. Po trzecie – sceny, w których rzeczywistość filmowa i życie prywatne Mimy przeplatają się, będą dla was jednym z najbardziej niesamowitych (choć dezorientujących) doznań kinematograficznych.

 

Ten film będzie Was trzymał w napięciu. Ale jednocześnie poszarpie emocjonalnie. Będzie doznaniem momentami bolesnym, ale przede wszystkim sprawi, że nabierzecie nowego szacunku do kina. A przy tym nie dostarczy wszystkich odpowiedzi. Perfect Blue to nie tylko thriller. To nie tylko arcydzieło wizualne. To nie tylko surrealistyczna jazda bez trzymanki, w której towarzyszymy przechodzącej załamanie nerwowe kobiecie. To również niezwykła zagadka, której być może nie rozwiąże się, nie oglądając filmu dwa, trzy albo nawet cztery razy.

Polecam Perfect Blue z całego serca, całej wątroby i jeszcze kilku innych organów wewnętrznych. Warto! To film niemal idealny. Niemal, bo choć trudno w to uwierzyć, Perfect Blue to zaledwie debiut reżysera. Jego najlepsze dzieło powstało później, dowodząc, że błyskotliwość w wizualnym przedstawieniu opowiadanej historii może wejść na jeszcze wyższy poziom. Ale to temat na inną opowieść.

*A ciekawym tego, który reżyser “ukradł” spore fragmenty Perfect Blue, tworząc słabszą wersję filmu, wyjaśniam, że chodzi o Darrena Aronofsky’ego i film Czarny Łabędź (choć Arronofsky kilka scen wkleił też do wcześniejszego dzieła – Requiem dla snu).

 

-->

Kilka komentarzy do "Perfect Blue (1997)"

  • 23 czerwca 2021 at 13:03
    Permalink

    ” Jego ciało odnaleziono, nim paczka z bombą dotarła do Björk, co ocaliło życie piosenkarki.”
    jeśli wierzyć wikipedii, ryzyko otwarcia bomby przez bjork było niewielkie, bo poczta nie trafiała bezpośrednio do niej

    i jeszcze mozna dodac jako ciekawostkę, że bjork sie rozstala ze swoim chlopakiem na kilka dni przed tym samobójem… xd

    Reply
  • 23 czerwca 2021 at 13:58
    Permalink

    O filmie, gdzieś już słyszałem,a o historii Björk dowiedziałem się całkiem przypadkowo. Kiedy szukałem informacji o Ricardo Lopezie-meksykańskim, niepokonanym bokserze, mistrzu świata dwóch najniższych kategorii wagowych i prawdopodobnie najlepszym pięściarzu w historii tej najniższej wagi. Szkoda, że sportowiec z takimi sukcesami jest mniej popularny od stalkera.

    Reply
  • 23 czerwca 2021 at 14:33
    Permalink

    Wyśmienity film, jeden z tych które się pamięta do końca życia. Odnośnie Czarnego Łabędzia: kiedyś jakiś (chyba) bloger kpił że wiele znanych filmów najwyższej klasy, to mniej lub bardziej jawne zrzynki z anime. Podobna sytuacja np. w takiej Incepcji, która sporo czerpała z Papriki.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków