KsiążkiPieśń Lodu i Ognia

Czytamy Nawałnicę Mieczy #58: Daenerys V

Trwa podbój Zatoki Niewolniczej. Po zdobyciu Astaporu i rzuceniu na kolana Yunkai, Matka Smoków dociera pod ostatnie, a zarazem największe z tamtejszych miast…

Streszczenie

Na tle wielobarwnych murów Meereen jego równie barwnie odziany czempion lży Daenerys i jej armię.

Pstrokaty wojownik pragnie zmierzyć się z reprezentantem najeźdźców, a bracia krwi khaleesi zamierzają uczynić jego żądaniom zadość. Królowa nie ma jednak zamiaru narażać swoich najlepszych zwiadowców. Cały jej sztab przygląda się pyszałkowi z coraz większym zniecierpliwieniem. Mormont podobnie jak Daenerys radzi, by zignorować krzykacza, Arstan uważa jednak, że nie można pozostawić wyzwania bez odpowiedzi, gdyż bezczelność meereeńskiego czempiona podnosi ducha obrońców, osłabiając go jednocześnie wśród ich własnych żołnierzy. Wydzierający się pod murami kretyn jest najmniejszym z problemów królowej. Przybyła pod Meereen na czele blisko dwudziestu tysięcy żołnierzy, którym towarzyszyło trzy razy tyle bezbronnych wyzwoleńców. Jedni i drudzy muszą coś jeść, tymczasem Meereeńczycy – nim wycofali się za swoje kolorowe mury – spalili do gołej ziemi całą okolicę. Jakby tego było mało, do odmierzających nadmorski szlak z Yunkai kamieni milowych przybili zwłoki niewolnych dzieci tak, by ręka każdego z nich wskazywała Matce Smoków drogę. Dowodzący strażą przednią Naharis nakazał zdejmować ciała, nim zobaczy je królowa, ale Daenerys odwołała ten rozkaz. Zamierzała ujrzeć je wszystkie. I zapamiętać.

Krzykacz jest wyjątkowo pomysłowy w wymyślaniu obelg. Brązowy Ben Plumm informuje królową, iż nazywa się Oznak zo Pahl. Najemnik, który w miejsce Mera z Braavos objął dowodzenie nad Drugimi Synami, był kiedyś osobistym strażnikiem jego stryja, ale z powodu zatargu z Oznakiem musiał salwować się ucieczką z miasta.

Wzmiankowanemu akurat znudziło się wydzieranie, postanowił więc urozmaicić swój występ zsiadając z konia i oddając mocz w kierunku gaju oliwnego, w którego cieniu Daenerys skryła się ze swą świtą. Gest spotyka się z owacją stojących na murach obrońców, którzy przyłączają się do „olewania” napastników. Królowa nie ma zamiaru tak tego zostawić. Nie chce uchodzić za słabą – zarówno w oczach przeciwników, jak i własnych ludzi. Wzywa Silnego Belwasa. Eunuch walczył jako niewolnik na arenach – jego zwycięstwo ośmieszy Wielkich Panów, zaś ewentualna porażka uczyni triumf marnym w ich oczach.

Belwas uzbrojony jest wyłącznie w arakh i małą tarczę. Krzykacz za nic ma to, że przeciwnik zamierza walczyć pieszo i wskakuje na konia. Czempion ma na sobie pancerz, zaś w ręce dzierży kopię. Rusza do szarży.

Belwas spokojnie czeka, by w ostatniej chwili uniknąć – z zadziwiającą jak na kogoś tej postury gracją – mierzącej w środek jego piersi kopii. Kolejna szarża jest równie bezskuteczna: Belwas znów odczekuje, by tym razem w ostatniej chwili odbić koniec kopii arakhem. Eunuch nauczony jest walczyć nie tylko skutecznie, ale też efektownie, tak, by zadowolić żądną krwi widownię.

Gdy Oznak atakuje po raz trzeci, Belwas przetacza się pod kopią i tnie arakhem konia. Pstrokaty jeździec zręcznie zeskakuje z rannego wierzchowca, a nim wpada na niego eunuch, udaje mu się nawet wydobyć miecz. Kilka uderzeń później jest już jednak po walce. Belwas wychodzi z potyczki z płytką raną na piersi, Oznak – z rozrąbaną głową. Meereeńczykom nie jest już do śmiechu.

Po walce – i stokroć dramatyczniejszych próbach opatrzenia płytkiej rany eunucha – królowa wzywa swoich doradców i dowódców na naradę. Musi wyżywić swój zastęp, dlatego zamierza zdobyć miasto i przejąć jego spichlerze. Nie mówi, że ma też inny powód: zamierza pomścić zamordowane okrutnie dzieci.

Mormont jest sceptyczny. Przyglądał się murom od strony lądu i nie znalazł w nich słabych punktów. Żeby je sforsować, musieliby podjąć prace saperskie, co byłoby jednak bardzo czasochłonne, oni zaś nie mogą czekać – okolica została całkowicie spustoszona przez cofających się Meereeńczyków, a zapasy zastępu Daenerys są na wyczerpaniu. Z tego samego powodu oblężenie również jest niewykonalne. Mając tylko trzy statki, nie są w stanie zablokować portu ani też uderzyć na niego z rzeki bądź morza. Nie mogą zbudować machin oblężniczych, gdyż wszystkie drzewa w promieniu sześćdziesięciu mil od miasta zostały spalone. Bezpośredni szturm na bramy skutkować będzie ciężkimi stratami wśród atakujących. Jedynym, co w tej sytuacji Jorah może poradzić, to zostawić miasto w spokoju. Nie przybyli do Zatoki Niewolniczej wyzwalać niewolników, lecz zdobyć armię. Skoro już ją mają, czas ruszać do Pentos, a stamtąd do Westeros. Gdy tam dotrą, smoki będą na tyle duże, by walczyć.

Dothrakowie popierają Mormonta. Daenerys nie chce się jednak pogodzić z myślą, że nie pomści zabitych dzieci. Zresztą: skoro brakuje im zapasów, jak mają maszerować na zachód? Jak wykarmi ludzi, których wyzwoliła?

Mormont ze spokojem przyznaje, że nie zdoła tego zrobić. Wyzwoleńcy albo sami sobie poradzą, albo umrą. Do tego drugiego dojdzie z pewnością, gdy dłużej zostaną na tych spustoszonych ziemiach. Daenerys nie ma jednak zamiaru pozwolić na powtórkę z Czerwonego Pustkowia, gdzie straciła już dość ludzi. Musi być sposób, by zdobyć miasto!

Plumm zna drogę: miejskie kanały uchodzące do rzeki. To właśnie nimi uciekł przed gniewem Oznaka. I za nic nie chciałby tam wrócić. Jeśli jednak znajdą się jacyś śmiałkowie, muszą się z liczyć z tym, że w całkowitych ciemnościach będą brodzić co najmniej po pas w nieczystościach, uważając na zamieszkujące ten labirynt stworzenia, z których gigantyczne szczury są zdecydowanie najsympatyczniejszymi…

Daenerys waha się. Wie, że jej ludzie wykonaliby rozkaz, gdyby kazała im tam zejść, ale czy naprawdę chciałaby ich na to skazać? Musi to przemyśleć.

Gdy doradcy ją opuszczają, z przygnębieniem konstatuje, jak wciąż niewielkie pozostają jej smoki. Na grzbiecie Drogona mogłaby zdobyć miasto. Kto jednak dosiadłby pozostałych? Jej myśli uciekają ku Naharisowi. Gdy maszerowali w kierunku Meereen, co wieczór najemnik składając raport przynosił kwiaty, jakoby w ten sposób pomagając jej zaznajomić się z okolicą. Wyobraża sobie, jakby było, gdyby zamiast Mormonta właśnie Tyroshijczyk pocałował ją na statku, na pokładzie którego przybyli do Astaporu. Myśl jest tyleż ekscytująca, co niebezpieczna. Naharis wydaje się co prawda wesoły i czarujący, ale jednocześnie to szalenie niebezpieczny i okrutny człowiek. Nie miał skrupułów, by zabić współdowodzących z nim Wronami Burzy kapitanów. Z drugiej strony Drogo był równie niebezpieczny, a potrafiła go pokochać. Zastanawia się, czy Naharis mógłby być jej mężem i smoczym jeźdźcem. Rozwścieczyłoby to Mormonta, z drugiej jednak strony to Jorah namawiał ją, by idąc śladami Zdobywcy, miała dwójkę małżonków. Mogłaby poślubić zarówno Niedźwiedzia, jak i najemnika.

Nie chcąc dłużej o tym myśleć, postanawia przejść się po obozie, biorąc za towarzyszy Missandei i Arstana. Nie ma szczególnych obaw o swoje bezpieczeństwo i uważa, że starzec w roli obrońcy wystarczy. W trójkę jadą wzdłuż brzegu morza. Docierają nim do obozu wyzwoleńców, którzy entuzjastycznie reagują na przybycie Daenerys. Wielu nazywa ją matką, prosi o dary lub błogosławieństwo. Klękają, dotykając jej strzemion lub nóg. W pewnym momencie jeden z nich łapie ją za nadgarstek i zrzuca z konia. Jest wysoki i ogolony na łyso. W dłoni dzierży miecz. Królowa rozpoznaje w nim Mera – niedawnego dowódcę Drugich Synów, który najwyraźniej postanowił wyrównać z nią rachunki. Może gdyby mniej gadał, to by mu się udało, a tak – nim wykrzyczał wszystkie swoje groźby – między nimi pojawił się Arstan. Starzec uzbrojony w kij nie zrobił wrażenia na potężnie zbudowanym najemniku, który znowu zamiast mieczem, wolał mielić ozorem. Kosztuje go to kilka zębów. Staruszek, jak na osobę w swoim wieku, porusza się zaskakująco szybko. Z kocią zwinnością unika ostrza Bękarta Tytana, znów robiąc użytek z kija. Wywija nim nadzwyczaj efektownie, ale też efektywnie, najemnik szybko kończy zatem ze złamaną łydką. Kolejny cios rozbija mu głowę. Na powalonego rzucają się rozwścieczeni wyzwoleńcy, kończąc to, co zaczął Białobrody.

Arstan przyklęka przed królową, błagając o wybaczenie za swoje niedbalstwo. Podobnie jak ona, nie rozpoznał w pierwszej chwili ogolonego Mera.

Wracają do namiotu, do którego niedługo później przybywa niczego nieświadomy Mormont. Daenerys pyta go, dlaczego jej nie powiadomił o ucieczce Bękarta. Zdziwiony rycerz nie widział powodów, by ją tym niepokoić. Tym bardziej że wyznaczył nagrodę za jego głowę. Wściekła Daenerys każe wypłacić ją Arstanowi. Gdyby nie starzec, zginęłaby z ręki ukrytego wśród wyzwoleńców dawnego kapitana Drugich Synów.

Mormont bardziej niż zamachem zaskoczony jest tym, że giermek kijem ukatrupił sławnego zabijakę. Królowa nakazuje Jorahowi pasować Białobrodego. Mormont protestuje. Arstan o dziwo również.

Jorah sięga po miecz. Byle kto nie pokonałby w walce Bękarta, tym bardziej uzbrojony tylko w drąg. Chce wiedzieć, kim naprawdę jest giermek. Arstan odpowiada, że lepszym rycerzem niż Mormont. Daenerys nic nie rozumie. Arstan klęka przed nią. Nigdy jej w niczym nie okłamał, ale też nie powiedział całej prawdy. Błaga o wybaczenie zarówno za te, jak i wcześniejsze winy.

Daenerys dość ma już tych gierek. Żąda wyjaśnień. Wcześniej jednak Mormont domyśla się prawdy. Bękart zgolił brodę, starzec zaś zapuścił, dlatego go nie poznał, choć przez cały czas wydawał mu się dziwnie znajomy. Nigdy nie widział go z bliska, jedynie z odległości na turniejach. A na tych Barristan Selmy, lord dowódca Gwardii Królewskiej Roberta Baratheona, zapadał w pamięć.

Biedna Daenerys kompletnie się już pogubiła. Chce wiedzieć, czemu Selmy tu przybył. Jeśli jest zabójcą na usługach uzurpatora, dość osobliwie wykonuje swą misję, drugi już raz ratując jej życie. Nie wie zupełnie, co o tym myśleć. Selmy zdradził jej ród, przechodząc na stronę Baratheona i pozwalając, by ona z bratem marnieli na wygnaniu. Pyta go, komu służy i czyim jest człowiekiem.

– Twoim, jeśli zechcesz mnie przyjąć. – Ser Barristan miał łzy w oczach. – To prawda, że przyjąłem ułaskawienie Roberta. Służyłem mu w Gwardii Królewskiej i w radzie, razem z Królobójcą i innymi niewiele lepszymi od niego, którzy splugawili biały płaszcz, noszony również przeze mnie. Nic nie może tego usprawiedliwić. Ze wstydem przyznaję, że gdyby nie wygnał mnie obmierzły chłopiec, który zasiada na Żelaznym Tronie, mógłbym po dziś dzień służyć w Królewskiej Przystani. Gdy jednak zabrał mi płaszcz, który włożył na moje ramiona Biały Byk, i tego samego dnia wysłał za mną zabójców, to było tak, jakby zerwał z mych oczu bielmo. Wtedy właśnie pojąłem, że muszę odnaleźć prawdziwego króla i zginąć w jego służbie…

Jorah ostatnie życzenie chętnie by spełnił, ale Daenerys chce wysłuchać starego do końca. Selmy przyjmie z pokorą wyrok śmierci za zdradę, jeśli Królowa taki wyda. Ale nie zamierza umierać sam. Co prawda przyjął ułaskawienie od Roberta, przedtem jednak z nim walczył. Nad Tridentem to Mormont był po stronie buntowników. Barristan nie chciał się zdradzić przed Królową, obawiając się, że Lannisterowie natychmiast dowiedzieliby się o tym, że się do niej przyłączył. Mają tu przecież swojego szpiega. Zasiadając w Małej Radzie wysłuchiwał dostarczanych przez niego raportów o niej i Viserysie. Varys otrzymywał je od Joraha Mormonta.

Daenerys nie wierzy. Mormont dołącza do Selmy’ego w klęczkach przez królową. Wyznaje, że szpiegował dla Varysa do momentu, aż zrozumiał, że ją kocha.

Udało mu się obudzić smoka! Rozwścieczona i zdruzgotana Daenerys chce wiedzieć, co mu obiecali.

Złoto, czy to było złoto? – Nieśmiertelni zapowiedzieli, że spotkają ją jeszcze dwie zdrady, jedna za złoto i jedna z miłości.

Mormont przyznaje, że Varys obiecał mu ułaskawienie. Chciał po prostu wrócić do domu.

Daenerys tak jak my nie może już dłużej patrzeć na tę żenadę. Jest zdruzgotana. Najchętniej obu by spaliła żywcem. Na razie jest jednak na etapie, na którym tego typu myśli nie przekuwa w czyn. Każe im więc zejść jej z oczu. Potem jednak wpada na lepszy pomysł…

Postaci występujące w rozdziale

  • Daenerys Targaryen
  • Jorah Mormont
  • Barristan Selmy („Arstan Białobrody”)
  • Jhogo
  • Aggo
  • Rakharo
  • Irri
  • Jhiqui
  • Missandei
  • Szary Robak
  • Daario Naharis
  • Brązowy Ben Plumm
  • Silny Belwas
  • Oznak zo Pahl
  • Mero z Braavos, zwany Bękartem Tytana

Wspomniani

  • Aegon I Targaryen
  • Aegon IV Targaryen
  • Aerys Targaryen
  • Robert Baratheon
  • Rhaegar Targaryen
  • Aegon Targaryen (niedoszły Aegon VI)
  • Viserys Targaryen
  • Elaena Targaryen
  • Jaime Lannister
  • Gerold Hightower
  • Varys
  • Illyrio Mopatis
  • khal Drogo
  • Groleo
  • Scarb
  • Prendahl na Ghezn
  • Sallor Łysy
  • Ossifer Plumm
  • Manfred Swann (którego giermkiem był Barristan)

Ważne informacje

  • Meeren jest największym z miast Zatoki Niewolniczej: wielkością dorównuje Astaporowi i Yunkai razem wziętym. Leży na półwyspie u ujścia Skahazadhanu, otoczone murami zarówno od strony lądu, jak i morza. Rządząca nim arystokracja określa się Wielkimi Panami. O ile Astapor wzniesiono z czerwonych cegieł, zaś Yunkai z żółtych, Meeren zbudowano z cegieł wielu kolorów. Jego najokazalszą budowlą jest Wielka Piramida, wysoka na osiemset stóp (ok. 244 m) i zwieńczona potężną harpią odlaną z brązu. Jak słusznie zauważył BT, rozmiary piramidy są jednym z wielu przykładów Martinowskiego „przeskalowania”. Dla porównania: Wielka Piramida w Gizie miała pierwotnie ok. 147 metrów, a obecnie ma ok. 137 metrów1Encyclopaedia Britannica, s.v. „Great Pyramid of Giza”. https://www.britannica.com/place/Great-Pyramid-of-Giza [dost. 20.9.2025]. W dodatku meereeńskie piramidy są siedzibami możnych rodów i mają liczne pomieszczenia na różnych poziomach, także najwyższych.
  • Daenerys dociera pod mury Meeren na czele osiemdziesięciu tysięcy ludzi, z czego mniej niż jedna czwarta jest żołnierzami.
  • Drugimi Synami dowodzi obecnie Brązowy Ben Plumm, którego w miejsce Mera z Braavos wybrali w głosowaniu należący do kompanii najemnicy. Smoki Daenerys wyraźnie go lubią, Viserion nawet ląduje mu na ramieniu. Najemnik utrzymuje, że wywodzi się od Plummów z Westeros i ma w sobie „kapkę” smoczej krwi. Faktem jest, że Ossifer Plumm wziął za żonę Elaenę Targaryen – siostrę Baelora Błogosławionego. Wielu jednak zastanawiało się, czy pogrobowiec, którego urodziła sędziwemu Ossiferowi, był rzeczywiście jego synem, czy raczej synem Aegona Niegodnego. Do tych właśnie wątpliwości co do ojcostwa Ossifera nawiązuje pogłoska przytoczona przez Bena, choć najemnik najwyraźniej nie rozumie jej znaczenia.
  • Ben wyznaje zasadę, że są starzy najemnicy i odważni najemnicy, ale nie ma starych odważnych najemników.
  • Wronami Burzy dowodzi Daario Naharis.
  • Silny Belwas daje się zranić jeden raz każdemu ze swych przeciwników. Rany nie robią na nim wrażenia. Co innego próba ich opatrzenia.
  • Nieskalani, na tle innych żołnierzy, ponadstandardowo dbają o higienę. Codziennie się kąpią, zaś w przypadku braku wody, czyszczą się piaskiem.
  • Po raz kolejny mamy informację, że smoki wyczuwają nastroje Daenerys. Gdy ta wścieka się na swoich – pożal się R’hllorze – rycerzy, gady ryczą, machają skrzydłami i buchają ogniem.

Kwestie tłumaczeniowe

  • [Po tym, jak Jorah mówi Daenerys „Woda w tej rzece również mi się nie podoba” brakuje zdania: „Meereen sra do Skahazadhanu, lecz czerpie swą wodę pitną z głębokich studni” („Meeren shits into the Skahazadhan but draws its drinking water from deep wells”). – BT]
  • [W opisie przejażdżki Daenerys brzegiem morza zamiast: „Mimo to wciąż słyszała za plecami drwiące okrzyki Meereeńczyków. Gdy obejrzała się za siebie, dostrzegła harpię z brązu, która stała na szczycie Wielkiej Piramidy, lśniąc w promieniach popołudniowego słońca” powinno być raczej: „Mimo to czuła za plecami szydzące z niej Meereen. Było tam, gdy obejrzała się za siebie, a popołudniowe słońce lśniło na wieńczącej Wielką Piramidę harpii z brązu” („Even so, she could feel Meereen at her back, mocking her. When she looked over one shoulder, there it stood, the afternoon sun blazing off the bronze harpy atop the Great Pyramid”). – BT]

Komentarz

Daenerys Targaryen przetacza się przez Zatokę Niewolniczą z gwałtownością tsunami i podobnie jak one wytraca swą niszczycielską siłę, im głębiej zdoła się wedrzeć. Astaporczycy – widząc żałosną namiastkę jej khalasaru – nie mogli się spodziewać, że grozi im jakiekolwiek niebezpieczeństwo, dlatego dali się zaskoczyć. Yunkai podjęli rozpaczliwe przygotowania, ale nie mieli zbyt wiele czasu, dlatego gdy stojąca już na czele Nieskalanych Daenerys rozprawiła się z ich pośpiesznie zebranymi siłami, szybko się poddali. Znajdujące się znacznie dalej na północ Meereen zdołało się przygotować i zrobiło to bardzo metodycznie. Najeźdźców przywitały spalone pola i obsadzone mury. Dodatkowo Daenerys postanowiła ułatwić zadanie obrońcom, przybywając na czele dwóch armii: mniejszej – złożonej z wojowników – oraz trzy razy liczniejszej, składającej się, jak to brutalnie, lecz trafnie określił Mormont – z gęb do wyżywienia.

Daenerys na własne życzenie znalazła się w sytuacji, w której nie ma dobrego wyjścia. Takie można było znaleźć rozdział wcześniej. Gdyby przystała na warunki zaproponowane przez Yunkai – to jest gigantyczny okup, być może powiększony o zapasy żywności lub okręty – mogłaby na czele swych Nieskalanych ruszyć na zachód albo morzem, albo też znacznie dłuższą i trudniejszą, ale możliwą do pokonania dla doborowej piechoty Drogą Demonów. Może nawet zdołałaby uzupełnić zapasy w Meereen, jeśli tylko to pozwoliłoby Ghiskarczykom szybciej się od niej uwolnić. Tyle że Daenerys nie uznaje kompromisów – przynajmniej jeśli chodzi o handlarzy niewolników. Dlatego zamiast maszerować do Westeros, kontynuuje podbój Zatoki.

W obecnej sytuacji – nawet gdyby porzuciła wyzwoleńców – jej pozbawione zapasów wojsko w drodze do Volantis poniosłoby poważne straty marszowe. Tyle że Królowa nie zamierza pozostawić swoich „dzieci”. Ani wyrzec się zemsty za okrutną śmierć stu sześćdziesięciu trzech przybitych do słupów małoletnich niewolników. Ten drugi aspekt Martin kilkukrotne w tym rozdziale podkreśla. I chociaż po ludzku jest to w pełni zrozumiałe, a ghiskarskich panów obiektywnie należy uznać za wyjątkowo podłych ludzi, ten rys charakteru Daenerys musi dać do myślenia, szczególnie w kontekście jej ambicji.

Kolejnym jest to, jak łaknie uwielbienia. Po cóż innego kieruje się do obozu wyzwoleńców, jeśli nie po to, by zbierać hołdy od swych „dzieci”, i w ten sposób choć na chwilę uciec od ponurych rozmyślań? Gdy padają na kolana i dotykają z czcią jej strzemion, Daenerys sama przed sobą tłumaczy, że dzięki temu czują się lepiej. Co jednak z jej samopoczuciem? Martin nie zdradza nam myśli Królowej, możemy zatem co najwyżej porównać postępowanie Daenerys z innymi występującymi na kartach powieści władcami. Joffrey gardzi poddanymi, a w rzeczywistości się ich boi, Robb cieszył się szacunkiem swych ludzi, zaś Renly sympatią, ale kompletnie inaczej wyrażanymi, Stannis podobnym zachowaniem byłby zażenowany. Z nich wszystkich tylko Daenerys być może nie wymaga, ale ewidentnie cieszy się ze składanych jej hołdów oraz wzbudzanego fanatycznego wręcz uwielbienia.

Triumf szybko przeradza się w grozę – pośród tłumu kryje się zamachowiec. Atak udaremnia Selmy, w wyniku czego nie może już dłużej ukrywać swej tożsamości. A także motywacji. I chociaż stary rycerz wykazał się bezprzykładną odwagą, drugi raz ratując już życie Daenerys, to jego słowa o śmierci w służbie swego władcy każą się zastanowić, czy Gwardzista potrafi wyznaczać priorytety tejże. Na miejscu Królowej wolałbym, by mój obrońca marzył o tym, by – póki nade mną czuwa – nigdy nie stała mi się krzywda, a nie o tym, że polegnie, broniąc mnie, pozostawiając tym samym na pastwę jego zabójców. I chociaż samokrytyka Selmy’ego jest surowa, to znów trudno uciec od faktu, że przejrzał na oczy dopiero wtedy, gdy odebrano mu jego drogocenny biały płaszcz. Swoją drogą jego złe zdanie o swych niedawnych współbraciach jest o tyle zastanawiające, że to przecież on dowodził Gwardią, zatem w jakimś zakresie sam odpowiada za jej żałosny stan.

Wobec oskarżeń o zdradę i opowiedzenie się po stronie uzurpatora, jakim w oczach Daenerys był Robert Baratheon, Selmy postanawia pociągnąć za sobą na dno Mormonta. Rzecz jasna, jeśli Barristan rzeczywiście zamierzał służyć Królowej, powinien ujawnić ponurą rolę, jaką u jej boku pełnił dawny lord Niedźwiedziej Wyspy, ale moment i sposób, w jaki tego dokonał, może budzić pewne wątpliwości.

Informacja ta jest ciosem dla Daenerys – zawiódł ją przyjaciel, któremu bezgranicznie ufała, a także jej najrozsądniejszy i najzdolniejszy doradca. Człowiek absolutnie, jak pokażą kolejne rozdziały, niezastąpiony. Bo chociaż Mormont rzeczywiście był agentem, który – szczególnie na początku – udzielał jej rad dziwnym trafem zbieżnych z interesami Roberta Baratheona, to były one paradoksalnie korzystne również dla niej.

Tak było, gdy po śmierci khala Drogo Jorah namawiał ją, by uciekli na wschód, sprzedali tam smocze jaja i żyli do końca życia w luksusie. Oczywiście w interesie Baratheona było odsunąć pretendentkę do tronu jak najdalej od Westeros, ale czy byłoby to takie złe dla samej Daenerys? Gdy ją poznajemy, jeszcze w Grze o tron, jej jedynym marzeniem jest wrócić do domu. Do Domu z Czerwonymi Drzwiami, nie Westeros, którego przecież nie może pamiętać. To Viserys pożądał tronu, nie ona. Po nim przejmuje tę ambicję, lecz widząc w Zatoce Niewolniczej, jaki ogrom nieszczęścia jeden człowiek potrafi zgotować drugiemu, potężnieje ona do chęci zmiany świata na lepsze. Dalsze rozdziały dobitnie wykażą, że mimo najlepszych chęci, jest to zadanie niewykonalne, przynajmniej dla niej. Bo cała historia Daenerys Targaryen zdaje się prowadzić do punktu, w którym przekonujemy się, że powinna była posłuchać Joraha i popłynąć z nim na wschód, pozostawiając grę o tron innym.

To mi się podoba 22
To mi się nie podoba 0

Dżądżen

Fan twórczości Martina i dobrego wina. Lubię historię i suchary. Wolny czas spędzam w ogrodzie przeklinając Matkę Naturę za jej hojność.

Polecamy także

Komentarzy: 26

  1. W serialu nie poznaliśmy Belwasa:(
    Mało tego Selmy jeśli dobrze pamiętam tak od razu przyszedł i się przedstawił:)

    A pamiętam, że gdy czytałem to on mi trochę zaimponował, ponieważ Stary Rycerz rozczarowany swoimi dotychczasowymi przełożonymi, zanim zdecydował się ofiarować służby Dance -> najpierw chciał ją trochę poobserwować, upewnić się czy dziewucha będzie dobra królową.

    Co do walki piechura z konnym.
    Nie do końca potrafię sobie wyobrazić jak Belwas unikał szarży.

    Odnośnie szukania przez Dankę atencji i poklasku.
    Równie dobrze mogła szukać tam nie tyle uwielbienia, co siły.
    Jesteś w trudnej sytuacji -> chcesz zobaczyć poddanych, zmotywować się do działania.
    Niekoniecznie musi chodzić o gwiazdorzenie.
    Ale trop spoko.
    Jeffrey raczej nie boi się poddanych, on traktuje ich jako osoby które mają obowiązek słuchania jego rozkazów.
    Co z kolei stoi w kontrze do postawy Stannisa, który samą władzę postrzega jako obowiązek.

    To mi się podoba 9
    To mi się nie podoba 0
    1. W serialu przedstawienie się Baristana było o tyle zasadne, że cały efekt ukrycia tożsamości w związku z tym, że go widzieliśmy, nie miał za wiele sensu i w mojej ocenie akurat tu scenarzyści słusznie postąpili.

      Co do Daenerys – masz rzecz jasna rację: traktuje to uwielbienie jako argument polityczny, szczególnie istotny, że arystokratów ma przeciw sobie.

      Natomiast mając wgląd w jej myśli, widzimy że faktycznie nazywa w nich wyzwoleńców swymi dziećmi. Więc ma do nich również emocjonalny stosunek, a także: w mojej ocenie – ich uwielbienie to coś co przekonuje Daenerys, że obrała słuszną drogę oraz jest jej potrzebne dla budowania własnej wartości w swoich oczach.

      To mi się podoba 7
      To mi się nie podoba 0
    2. te łaknienie uwielbienia przez Dankę to jakaś nadinterpretacja pana redaktura, żeby nie powiedzieć: odklejka. wyzwoliła ludzi, podróżuje z nimi i co, nie ma prawa się z nimi spotkać? to, że uważają ją za bóstwo to efekt uboczny jej działań, a nie jej cel. co ma im powiedzieć, żeby sobie poszli w swoją stronę, albo zakazać czczenia jej osoby a może totalnie ich olewać, żeby nie zostać posądzoną o łaknienie atencji? xD takie uwielbienie wśród poddanych jest na rękę każdemu władcy i rezygnowanie z tego to głupota. ciekawe co pan redaktur by zrobił na jej miejscu 🙂

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 3
      1. Pan redaktur wziąłby Nieskalanych i nie przejmował się resztą niewolników. I tak: to jest moja interpretacja albo i nadinterpretacja 😉

        To mi się podoba 7
        To mi się nie podoba 0
        1. Zrobiłbym to samo co Redaktor, a na odjezdnym hurtem sprzedał całą tę hałastrę Meereeńczykom za prowiant i okręty. Daenerys ma zdobyć Żelazny Tron, a nie uszczęśliwiać obcych ludzi na końcu świata, znanych z tego, że od uwielbienia do nienawiści droga u nich krótka. Niestety, to nie Dany. Dlatego, mimo iż kocham Daenerys, nie wierzę, że kiedykolwiek ten tron zdobędzie. A nawet, że w ogóle dotrze do Westeros.

          To mi się podoba 2
          To mi się nie podoba 0
          1. Łatwo powiedzieć.
            Młoda dziewczyna pełna ideałów, która dosłownie z roku na rok z kopciuszka przeistacza się w wyzwolicielkę.

            Bardzo trafnie autor zauważył, że Danka początkowo chciała tylko domu, a marzenie o podboju zostało jej w spadku po bracie.

            Byłoby zabawnie, gdyby Danka po prostu została na dalekim wschodzie.
            Zżyła się z tymi ludźmi, poznała tutejsza kulturę, wypracowała imię, pozycje. W zasadzie po co jej się pchać na zachód?
            Rozumiem kwestie zemsty na Robercie, ale on już nie żyje.
            Ryzykować wszystkim aby odebrać królestwo znane z opowieści?

            To mi się podoba 3
            To mi się nie podoba 0
            1. Powiedziałem tylko co ja bym zrobił. Wiem, że Daenerys tego nie zrobi. Są ludzie, którzy, gdy już wyznaczą sobie cel, to nic innego ich nie interesuje, a są ludzie płynący na fali. Dany to ten drugi typ. Kiedyś pomyślała, że fajnie byłoby zdobyć ten Żelazny Tron, ale w międzyczasie trafiła na coś, co się jej bardziej spodobało i teraz robi to. Wszystko zależy od tego, jak długo będzie podobała jej się rola Mhysy. Moim zdaniem niedługo. Tym bardziej, że wbrew temu co piszesz miejscową kulturę zna jedynie powierzchownie i co gorsza nie czuje się z nią dobrze. W odróżnieniu np. od takiego Joraha, któremu podoba się na wschodzie. Może i Westeros zna jedynie z opowieści, ale została wychowana w jego kulturze i myśli po westerosku.

              To mi się podoba 3
              To mi się nie podoba 0
            2. „Byłoby zabawnie, gdyby Danka po prostu została na dalekim wschodzie.
              Zżyła się z tymi ludźmi, poznała tutejsza kulturę, wypracowała imię, pozycje. W zasadzie po co jej się pchać na zachód?
              Rozumiem kwestie zemsty na Robercie, ale on już nie żyje.
              Ryzykować wszystkim aby odebrać królestwo znane z opowieści?”

              Problem w tym, że Daenerys ma myślenie westeroskie, które nijak nie pasuje do Essos i ona nie ma tam za bardzo czego szukać. Próbuje znieść niewolnictwo w zatoce niewolniczej, co jest z góry skazane na niepowodzenie, bo samą siłą nic tam nie zdziała. Musiałaby zmienić mentalność wszystkich ludzi, co będzie procesem bardzo długim, liczonym pewnie w setkach lat. W Astaporze jeszcze mądrze to rozegrała, bo zdobyła Nieskalanych i ruszyła dalej, ale już w Yunkai zamiast wziąć duży okup, który jej oferowano, bawiła się w obalanie tamtejszych rodów i wyzwalanie niewolników, tak samo jak zresztą w Meereen, tyle że tam już na dobre ugrzęzła i tylko straciła czas, bo harpie dalej z nią walczą i odzyskają władzę jak tylko opuści miasto, zresztą w Astaporze i Yunkai już to się stało. Zamiast bawić się w budowanie idealnego świata w całkowicie obcym dla niej miejscu, które wcale tego idealnego świata nie chce, powinna wziąć od Yunkai i Meereen tak wielki okup jak tylko się da, ewentualnie złupić te miasta, a potem kupić statki i zapasy i ruszyć na zachód, bo tam ma o wiele większe szanse zdobyć i utrzymać władzę. I przede wszystkim to są jej rodzinne strony i znalazłaby tam zwolenników, w przeciwieństwie do wrogo nastawionych do niej i kompletnie obcych kulturowo miejsc na dalekim wschodzie.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
  2. Ciekawi mnie, kto zostałby królem, gdyby pod uwagę brać krew. Nie chodzi mi tu o to kogo byśmy chcieli na tronie, ani kto najlepiej nadawałby się, aby rządzić. Gdyby w westeros zwołano radę podobną do tej zwołanej przez Jaehearsa i każdy mógłby zgłosić swoją osobę, kogo wybraliby lordowie/maesterowie. Co ważne pomijam tu kwestie liczenia na zaszczyty czy układ sił, ale jak wspomniałem, jedynym czynnikiem jest krew.
    Według mnie wysuwają się 4 osoby:
    1. Dany – Ostatnia z Targaryenów, pomijamy tu obawy czy odziedziczyła szaleństwo albo, że nie zna kraju, którym ma rządzić. Patrząc po linii krwi, ma do tego pełne prawo
    2. Aegon – Musiałby udowodnić i przekonać ludzi, że faktycznie jest TYM Aegonem. Pytanie jak chciałby to zrobić oraz czy lordowie by w to uwierzyli. Gdyby tak się stało, to jego prawa są większe niż Dany.
    X. Robert – Da facto to nie kandydat, ale warto omówić tę postać, bo ułatwi to rozważenie 2 kolejnych kandydatów. Robert zdobył tron siłą, ale oprócz tego był spokrewniony z Targaryenami. Linii dokładnie nie podam, ale bodajże jego praprababka była królową. Biorąc pod uwagę drzewo genealogiczne targaryenów, to po śmierci Dany i Viserysa, byłby pierwszy w kolejce, bo inne linie wymarły. Oczywiście Dany żyje, więc patrząc na drzewo genealogiczne ma większe prawa do tronu. W tej sytuacji pytanie czy akceptujemy go jako uzurpatora, który zabrał siłą tron więc tron mu się należy, czy oddajemy tron w ręce tych, którzy są pierwsi w linii krwi?
    3. Tommem – Oficjalnie syn Roberta. Pytanie czy należy mu się siłą zabrany tron? Jeśli tak to sprawa prosta, syn dziedziczy po ojcu
    4. Stannis – Tu jest kwestia podobna jak z Aegonem. Stannis musi udowodnić, że Tommen nie jest synem Roberta, a lordowie/maesterowie muszą dać temu wiarę. Oczywiście musi być też spełniony warunek, że tron faktycznie przechodzi do linii Roberta, a nie wraca do tej „właściwej” linii krwi

    Oczywiście zdaję sobie sprawę, że większość z was chciałaby Stannisa na tronie, w końcu to Jedyny Prawdziwy Król. W tym przypadku chodzi mi jednak stricte o linię krwi, bo uważam, że jest to ciekawe. Za kim według was opowiedzieliby się lordowie/maesterowie? Ewentualnie odwrócone pytanie, kogo na pewno by nie poparli?

    Jestem też ciekawy opini BT i dżądżena oraz DaeLa, jeśli jeszcze żyje.

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
    1. A czy w przypadku Dany nie mamy do czynienia z sytuacją Rhaenyry? Tzn. jest na przegranej pozycji z racji płci? Na pewno ten argument miałby znaczenie gdyby walczyła o tron z bratem…

      I właściwie jaka zasada dziedziczenia sprawia że Aegon jest wyżej? Jest on synem następcy tronu, podczas gdy Daenerys jest córką króla. Czy w grę wchodzi zasada majoratu (najstarszy syn najstarszego syna?)? Pytam bez złośliwości, po prostu mam wybrakowaną wiedzę…

      To mi się podoba 3
      To mi się nie podoba 1
      1. Tak, w większości Westeros idzie linia dziedziczenia po najstarszym synu. Dlatego np. po śmierci Stevrona Freya, dziedzicem lorda Waldera jest syn Stevrona czyli wnuk Waldera, a nie drugi syn Waldera.

        To mi się podoba 5
        To mi się nie podoba 0
        1. Oczywiście trzeba by się wpierw zastanowić czy w przypadku dziedziczenia Żelaznego Tronu obowiązują te same prawa co w przypadku dziedziczenia ziem zwykłych szlachciców? To wcale nie jest takie oczywiste. Siedem Królestw to ledwie 300 lat historii i nie dorobiło się jeszcze jakichś uświęconych wieloma wiekami tradycji. W dodatku powstało w drodze valyriańskiego podboju, a w Valyrii królów nie było. Był w ogóle taki przypadek u Targaryenów, bo tak ad hoc nie pamiętam?

          To mi się podoba 1
          To mi się nie podoba 0
      2. Też byłem swego czasu zdziwiony, że po śmierci następcy tronu kolejnym następcą zostaje jego syn, a nie brat (jak wskazywałaby logika, że po ojcu powinien dziedziczyć syn). Ale tak twierdzi Bluetiger, a ja mu wierzę w tych sprawach.

        To mi się podoba 1
        To mi się nie podoba 1
        1. Co w tym dziwnego? W ramach primogenitury dziedziczy najstarszy syn. Syn najstarszego syna w razie przedwczesnej śmierci wchodzi w jego miejsce, bo reprezentuje starszą linię – młodszy brat starszego syna to boczna linia.

          Inaczej jest w wypadku dziedziczenia na zasadach senioratu, ale ono chyba nigdzie nie obowiązywało de facto.

          To mi się podoba 3
          To mi się nie podoba 0
          1. Z drugiej strony powstaje jednak sytuacja, że po zmarłym królu dziedziczy nie jego syn, a wnuk (tylko 1/4 wspólnej krwi). Wymarzona sytuacja do rebelii. 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Wnuk by i tak dziedziczył, tyle że trochę później 😉 Ważne, że dalej jest to najstarsza linia, a nie boczna gałąź.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
    2. Uważam, że lordowie tylko w deklaracjach zwracaliby uwagę na linię krwi, w rzeczywistości na własny interes. To eliminuje Stannisa, który trzymałby lordów krótko.

      Bardziej prawdopodobna jest Daenerys, ale osłabia ją bycie kobietą.

      W tej sytuacji najlepsze papiery mają Tommen i Aegon. Ten pierwszy może być jednak zbyt słaby i lordowie mogą się obawiać rządów regentów. Mogliby również być niechętni zbyt silnej pozycji znienawidzonych jednak dość powszechnie Lannisterów. Więc wydaje mi się, że najlepszym kandydatem dla lordów jest Aegon.

      Rzecz jasna o tym, kto faktycznie zostałby królem decydowałoby to, jakie sojusze zbudował.

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0
    3. Ja akurat nie chciałbym Stannisa na tronie. Jestem w teamie Targaryenów. 🙂 No i kandydatury Tommena raczej nie widzę na Wielkiej Radzie. Albo Tommen jest synem Roberta i żadna rada nie jest potrzebna, albo jest bękartem i nie ma żadnych praw.

      To mi się podoba 3
      To mi się nie podoba 1
    4. Obawiam się, że nie ma nawet hipotetycznej możliwości, by taka rada kierowała się tylko kwestią krwi 😉 Zawsze w takich sytuacjach wchodzą w grę interesy poszczególnych rodów. A tu mamy problem, bo sporo znaczących lordów walczyło w rebelii Roberta po jego stronie, zatem trochę trudno wyobrazić sobie, że nagle opowiedzieliby się za powrotem Targaryenów, już choćby z obawy o ich zemstę. Z kolei część z tych lordów opowiedziała się potem przeciwko Tommenowi, a inni przeciwko Stannisowi więc byłby ten sam problem. Nikt by raczej nie poparł kandydata, którego wcześniej zwalczał (albo jego ród).
      Krew to jedno, ale o własną głowę trzeba zadbać, żeby za szybko nie spadła 😛

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  3. Mini ironia, głęboko się kryjąca, w śmierci Bękarta Tytana. Jako wywodzący się z Bravos (miasta, które powstało od niewolników-uciekinierów, prekursorów nowej wolności) zostaje dobity właśnie przez niewolników. Głębia jest jeszcze lepsza, to niewolnicy właśnie tutaj stają w obronie Valyrianki, której przodkowie parali się niewolnictwem.
    Jest to doszukiwanie się, ale cóż, czego się nie znajdzie analizując teksty…

    To mi się podoba 7
    To mi się nie podoba 0
    1. Rzeczywiście, o tym nie pomyślałem 😉Przy czym Mero sobie zasłużył. Obrzydliwy typ, który strasznie dużo klapał dziobem.

      To mi się podoba 1
      To mi się nie podoba 0
  4. Odnośnie tego cwaniaczka zabitego przez Silnego Belwasa. Tak sobie wyobrażam dalsze losy.

    Po kilku latach od walki jego mała córeczka pyta mamy o tatę:
    – Mamo, jak umarł tata?
    Matka bierze głęboki wdech, nakazuje córce usiąść, a sama idzie pod okno i patrzy na wzburzone morze. Milczy długo.
    – Wiedziałam, że kiedyś o to zapytasz…
    – Źle zrobiłam? Nie powinnam pytać. – wystraszona dziewczynka podciąga kolana i mocno je obejmuje.
    – Nie, kochanie, ależ skąd. Nie mów tak! – matka przytula córeczkę, całując po głowie i policzkach zwilżonych łzami.
    – Kochanie… – mówi i znowu wraca pod okno.
    – Trzeba być dzielnym, aby pytać o przykre sprawy. A ty jesteś dzielna, wiem o tym. Widzę odwagę w twoich jasnych oczach. Twój ojciec miał takie, wiesz?
    – Tak? – wyjąkała dziewczynka.
    – Były takie same. Niebieskie i błyszczące niczym morze w południowym słońcu. Ale gdzieś głęboko tkwiła w nich wielka siła, odwaga i honor. – kobieta przykucnęła na wprost dziewczynki, czułym ruchem odgarnęła z czoła kręcone włosy i utkwiła spojrzenie w szczerym błękicie, tak jak czyniła to przed laty.
    – Nawet pachniesz jak twój tatuś – solą, żywicą i zachodem słońca.
    – Mamo… – zaczęła dziewczynka.
    – Nic, nic, kochanie… ja tylko… – wstała nagle, wyprostowała pierś.
    – Twój ojciec był dzielnym wojownikiem. Trzeba nie lada odwagi, aby wyjść w pole przeciwko królowej smoków. Nikt inny nie ośmielił się wyściubić nosa za murów. Żaden z wielkich, mocnych w gębie wojowników. NIKT! Rozumiesz?! – uniosła głos, a za jej plecami fale runęły na ostre skały.
    – Tylko twój ojciec… mój kochany… Tylko on rzucił wyzwanie Smokom. Potężnym smokom! I niestety poległ.
    – A dzieci mówią, że zabił go łysy grubas i na niego naszczał.

    To mi się podoba 9
    To mi się nie podoba 0
    1. Bohater którego potrzebowaliśmy, a na którego nie zasługujemy (CrazyPants!, a nie czempion Meereen).

      To mi się podoba 2
      To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button