
Z Muru dwukrotnie rozlega się dźwięk rogu. Nieprzyjaciel u bram.
Streszczenie
We śnie Jon przemierza krypty pod Winterfell. Posągi królów mówią mu, że nie jest Starkiem i ma się wynosić. Woła swoją rodzinę i prosi ojca o pomoc. Słyszy, że wyżej trwa uczta, na której go nie chcą. Ciemnieje. Snow błaga Ygritte o wybaczenie. Pojawia się ubroczony krwią szary wilkor o złotych oczach.
Budzi się we własnym łóżku. Panuje chłód. Wspomina, jak dawniej spał obok Ducha, a potem Ygritte. Zastanawia się, co stało się z jego wilkorem. Czy to Ducha oznaczał wilk ze snu? Przypominał raczej Latę. Czy zabili go Thennowie i po Branie nic już nie zostało?
Dobiega głos rogu. Myśli półprzytomnego Jona biegną ku Rogowi Zimy. To jednak niemożliwe. Dźwięk znów się odzywa. Ból w postrzelonej nodze osłabł, więc Snow wstaje i wsparty na kuli idzie odpowiedzieć na wezwanie. Cieszy się nawet, że atak nareszcie nadszedł. Po walce odpoczną – choćby wiecznie.
Wychodzi w noc i ziąb. Inni bracia kierują na Mur. Po zniszczeniu schodów jedynym sposobem dotarcia na jego szczyt jest wciągana klatka. Gdy czekają na jej powrót, Atłas pyta, czy to Mance. Jon ma taką nadzieję, bo pamięta, jak Rayder powiedział mu na Pięści, że z umarłymi nie da się walczyć.
Wjechawszy na Mur, Snow widzi, że zebrano spory zapas różnych pocisków, kamieni i beczek. Akurat tego Straży nie brakuje. Gorzej z ludźmi. Gdy Donal Noye zwraca uwagę Jona na dziwny odgłos, wyjaśnia mu, że to mamut. Na północy panuje nieprzenikniony mrok. Jedynie w oddali da się dostrzec płomienie. To zatem nie Inni. Noye rozkazuje, by wystrzelić z dwóch trebuszy zapalone beczki smoły. W tym świetle da się dojrzeć mamuty. Kolejna wystrzelona beczka uderza w drzewo. Okazuje się, że mamutów jest setka.
Po kolejnym podwójnym sygnale z Muru Dzicy też zaczynają grać na rozmaitych instrumentach. Trebusze wciąż strzelają. Pyp krzyczy, że Dzicy dotarli pod bramę. Jon wie, że to jedyny praktyczny sposób pokonania Muru. Kręty, wąski tunel jest dobrze zabezpieczony trzema wewnętrznymi żelaznymi bramami z mordownią przy każdej i zewnętrznymi wrotami z dębiny. Czy to zatrzyma jednak mamuty i olbrzymy?
Na polecenie Noye’a bracia strącają płonące słoje oleju. Za nimi podąża beczka smoły. Z dołu dolatują wrzaski. Septon Cellador zaczyna pieśń do Matki, ale kowal mu przerywa. Teraz do walki włączają się łucznicy. Noye zamierza pójść strzec tunelu wraz z czterema ochotnikami. Dowodzenie na górze powierza Jonowi. Ten jest zdumiony. Przecież nie ma doświadczenia, a poza tym podejrzewają go o zdradę.
Późniejsze wydarzenia wydają mu się nierealne. Łucznicy nieustannie posyłają strzały w ciemności pod Murem. Katapulty miotają kamieniami. Płonący mamut wpada na Dzikich. Nadwyrężony trebusz się rozpada. Przeciwnik uczy się unikać drugiego. Jon chciałby mieć ich dwadzieścia, i to umieszczonych na saniach. Wie jednak, że może na to liczyć tak samo jak na trzy smoki.
Męczą go ból i gorączka, ale wciąż strzela. Zaczyna świtać. Ukazuje się pobojowisko… a za nim cała armia Dzikich. Rozumie, że starcie ze Styrem i to wciąż trwające to tylko zapowiedź. Na stu mamutach siedzą olbrzymy. Inne prowadzą taran. Po obu stronach ciągnie konnica, a z nią łucznicy i piechota. Na skrzydłach jadą rydwany. Przerażony Atłas sądzi, że zebrało się sto tysięcy Dzikich. Jon zapewnia go, że Mur wytrzyma. Zaczyna przemawiać do wszystkich, wołając, że Mur sam się broni, a Mance chce ich tylko nastraszyć, bo cała ta przewaga liczebna nic nie pomoże po niewłaściwej stronie Muru. Jeśli utrzymają bramę, Dzicy nie przejdą.
Jon każe łucznikom czekać na komendę i celować wyłącznie w olbrzymy z taranem. Rozkazuje też załadować na trebusz krucze stopy i szykować katapulty oraz skorpiony. Łucznicy Dzikich nie są w stanie dosięgnąć ludzi na Murze. Snow ocenia, że bezsensowny ostrzał to dowód niezdyscyplinowania. Na sygnał Jona bracia wypuszczają na dół co się da. Jakiś mamut zderza się z drugim. Olbrzymy z taranem giną. Inny mamut wpada w szał i zaczyna tratować wszystkich na swej drodze. Rydwany i jazda stoją bezczynnie pod Murem. Grenn i Pyp zrzucają pod bramę płonącą beczkę. Za nimi mkną kolejne. Widać płonącego olbrzyma. Ogień wywołuje panikę mamutów. Dzicy i olbrzymy uciekają. Jon odnotowuje, że gdy Dzicy się łamią, klęska jest zupełna. Okazuje się, że tylko jeden z braci na Murze został trafiony – w drewnianą nogę. Zapanowuje powszechna radość, ale Jon znów czuje nieznośny ból. Zostawia Mur zdziwionemu Grennowi i zjeżdża z Pypem. Marzy o odpoczynku, ale musi sprawdzić, co z Noye’em.
Po ataku Thennów niektórzy radzili, by nie usuwać rumowiska. Przeważyło zdanie kowala, który uważał, że nie można odpuścić obrony tunelu, w którym wrogowi nic nie pomoże przytłaczająca przewaga. Nadchodzi Aemon z zapasowym kluczem, a także Clydas. We czterech wchodzą do tunelu. Za drugą bramą widać światło. Pyp zauważa krew. Zewnętrzne wrota są rozbite i przecisnął się przez nie olbrzym. Jon wolałby nic nie widzieć, jak Aemon.
Noye i jego ludzie walczyli do końca przy trzeciej żelaznej bramie. Olbrzym wciąż trzyma jednorękiego kowala, któremu złamał kręgosłup. Miecz Donala tkwi w gardle Maga, króla olbrzymów. Nie mogąc dłużej wytrzymać, Jon przeciska się obok martwego mamuta na zewnątrz. Po powrocie stwierdza, że trzeba naprawić bramę i zasypać tunel aż po drugą bramę. Dowodzić powinien ser Wynton Stout. Aemon wskazuje, że rycerz już temu nie podoła. Jon proponuje, by zastąpił go Aemon, ale maester odmawia. Dowodzenie musi objąć Jon, którego wybrali Noye, Qhorin i Mormont. Pochodzący z Winterfell krewny Benjena Starka.

Postaci występujące w rozdziale
- Jon Snow
- Atłas (Satin)
- Mully
- Zapasowy But (Spare Boot)
- Baryła (Kegs)
- Hareth, zwany Koniem
- Clydas
- Trzypalcy Hobb
- Donal Noye
- Czerwony Alyn
- Pypar
- Grenn
- Owen Przygłup
- septon Cellador
- Zei
- Czarny Jack Bulwer
- Arron
- Emrick
- maester Aemon
Wspomniani
- Eddard Stark
- Bran Stark
- Rickon Stark
- Benjen Stark
- Ygritte
- Jeor Mormont
- Joramun
- Mance Rayder
- Bowen Marsh
- Jarl
- Tormund
- Styr
- Dick Follard
- Pate Plama
- Mag Mar Tun Doh Weg, zwany Magiem Mocarnym
- Wynton Stout
- Qhorin Półręki
Poniżej pojawiają się informacje pochodzące z dalszych rozdziałów Nawałnicy mieczy i kolejnych tomów PLiO.
Ważne informacje
- Pod Mur dotarła cała armia Mance’a Raydera, złożona z Dzikich i olbrzymów. Niektórzy z tych ostatnich jeżdżą na mamutach, których jest przynajmniej setka. Atłas uważa, że Dzikich jest sto tysięcy, ale raczej przesadza ze strachu. Z rozdziału Jon X w Nawałnicy wynika, że Snow ocenia liczebność zastępu Mance’a na 30-40 000 tysięcy (prawdopodobnie uwzględniając wszystkich, a nie tylko walczących).
- Snow zwraca uwagę, że siły Mance’a nie są zbyt zdyscyplinowane, a gdy walka przybiera niepomyślny dla nich obrót, szybko idą w rozsypkę.
- Donal Noye i czterech innych zaprzysiężonych braci (w tym Pate Plama) polegli broniąc tunelu przed Magiem Mocarnym, królem olbrzymów. Kowal zdołał wbić przeciwnikowi miecz w gardło, ale zginął zmiażdżony w uścisku Maga.
- Przed trzydziestu laty ser Wynton Stout niemal został wybrany lordem dowódcą – zabrakło mu dwunastu głosów. Aemon uważa, że jeszcze dziesięć lat temu świetnie by się sprawdził. Teraz jednak sędziwy rycerz nie jest w stanie dowodzić. Maester nie chce samemu dowodzić, bo nie zgadzałoby się to z rolą jego zakonu. Jon obejmuje zatem dowodzenie obroną Czarnego Zamku.
- Wchodząc do tunelu, Jon czuje się, „jakby wchodził do przełyku lodowego smoka”, co może być aluzją do utworu George’a R.R. Martina pod takim właśnie tytułem.
- W rozdziale Jon X Tormund wspomni, że pod Murem zginęło dwustu Dzikich i tuzin olbrzymów. Nie wiadomo, czy nie zaniża strat przed Jonem, ale z drugiej strony Tormund nie słynie z dyskrecji, a liczby wydają się prawdopodobne. Część atakujących poległa w późniejszych szturmach niż ten opisany w tym rozdziale, ale patrząc na jego skalę, odpowiadał raczej za znaczny odsetek strat.
Kwestie tłumaczeniowe
- Gdy Jon rozgląda się u podnóża Muru, w zdaniu „Podniósł wzrok” brakuje fragmentu „ku miejscu skąd przyszli” („He looked up at where they’d come from”).
- Tam gdzie w polskim przekładzie pojawia się „machikuł” chodzi raczej o mordownię, bo GRRM używa określenia „murder-hole”. Trudno też sobie wyobrazić, jak w tunelu w Murze miałby zostać zbudowany machikuł.

Komentarz
Warta Donala Noye’a dobiegła końca. Był to jednak koniec godny największych bohaterów z westeroskich legend. Śmierć kowala oznacza, że Jon traci kolejnego mentora. Ned, Benjen, w jakimś sensie Tyrion, Jeor Mormont, Qhorin – oni wszyscy albo już nie żyją, albo są daleko. Z ludzi udzielających dobrych rad został przy nim Aemon. Potem powróci Sam Tarly, ale jedynie na krótko, a wraz z nim odjedzie wiekowy maester. Czy Jon nauczył się od nich wszystkich wystarczająco wiele, by skutecznie przewodzić Strażą? Ostatnie chwile, w których jak dotąd go widzieliśmy, podpowiadają, że wciąż nie. Czy będzie mu dane to naprawić? Dla Straży będzie lepiej, jeśli tak. Przedstawiona w tym rozdziale obrona Muru pokazuje, że Noye, Półręki i Stary Niedźwiedź nie mylili się, gdy dostrzegali w Jonie wielki potencjał. Niestety – na razie Jon okazuje się lepszy we wzbudzaniu u swych podkomendnych woli walki w chwilach próby niż w utrzymywaniu poparcia, gdy sytuacja się uspokaja i w szeregach zakonu pojawia się niezadowolenie.
W poprzednim odcinku Dżądżen skontrastował pod tym względem Jona z Davosem, który był w stanie właściwie ocenić otoczenie i wybrać zaufanych ludzi, odpowiednich do wprowadzenia w czyn zamiaru uratowania Edrika Storma. W komentarzu Ksaveriusz podniósł, że Jon miał odpowiednich ludzi, tylko rozesłał ich w różne strony. Z kolei Kacper widział różnicę raczej w tym, że Jon nie rozpoznał rzeczywistego przeciwnika, czyli rozgoryczonych jego decyzjami członków Straży. Dodałbym, że Jona zgubiło to wszystko po trochu. Swoich najlepszych doradców odesłał. Co do nich, trzeba jednak prędko dodać, że kierowały nim także obawy o życie Aemona i syna Mance’a, które – biorąc pod uwagę dotychczasową działalność Melisandre – nie były pozbawione podstaw. Czy jednak koniecznie musiał wysłać także swoich zaufanych ludzi – Żelaznego Emmetta i Edda Cierpiętnika – do innego zamku, żeby zajęli się jego odbudową? Czy musiał wysyłać do Hardhome Cottera Pyke’a, w wyniku czego dowództwo we Wschodniej Strażnicy objął ser Glendon Hewett – człowiek Allisera Thorne’a? Kto zresztą wie, czy to właśnie u swojego znajomego Hewetta nie wypłynie w przyszłości przebywający obecnie za Murem ser Alliser Thorne, jako 999. lord dowódca Nocnej Straży, przynajmniej w opinii swojej i swoich popleczników. Idąc dalej, czy Jon musiał ignorować wzbierający i nawet nieszczególnie skrywany sprzeciw Marsha, Yarwycka i Celladora wobec jego planów związanych z Dzikimi? A jeśli rację mają ci, którzy sugerują, że w tle Jon nie zauważył jeszcze wielu innych sygnałów ostrzegawczych, to wyłania się obraz kogoś, kto za dokładnie trzymał się wzoru swego domniemanego ojca, Eddarda Starka. (Na przykład: niektórzy wskazują, że być może Clydas przez dłuższy czas – ale przede wszystkim w tym ostatnim, kluczowym dniu – coś dosypywał Jonowi do napojów. Argumentem za mają być dziwne problemy z czytaniem zdarzające się Jonowi, rozmazujący się mu obraz, czy przypadki, gdy ręce odmawiają mu posłuszeństwa).
Donal Noye był innym człowiekiem niż Ned i Benjen czy Aemon. Nie był wysoko urodzony. Nikt go nie szkolił w dowodzeniu, choć był kiedyś żołnierzem. Nie umiał się wysławiać jak lord – a pewnie gdyby nawet to potrafił, to nie miałby najmniejszej chęci tego robić. Ned Stark był człowiekiem kierującym się honorem i obowiązkiem – Donal Noye też, ale jednocześnie twardo stąpał po ziemi i nie pozwalał sobie na zatracenie właściwego oglądu sytuacji. Nie zakładał choćby, że inni (jak Thorne) też będą postępować uczciwie. Lepiej rozumiał zwyczajnych ludzi – a takich w Straży zostało więcej niż synów lordów i rycerzy. Jak pokazał Jonowi na samym początku jego pobytu na Murze, Snow, choć nie nazywał się Stark, patrzył na innych z pozycji bliższej jednak lordowi Winterfell niż ludziom, którzy na ogół przywdziewają czarny płaszcz. Wówczas Jon nie rozumiał nawet, że nie każdego rekruta w Straży od najmłodszych lat walki uczył zawodowiec, taki jak w jego przypadku ser Rodrik. Szkoda, że rad Noye’a zabrakło Jonowi, gdy potrzebował ich najbardziej – gdy jako lord dowódca coraz bardziej oddalał się od swoich podwładnych, przechodząc na poziom intryg i dalekosiężnych planów. Donal pewnie powiedziałby mu – rzecz jasna, w swoim szorstkim stylu – że szeregowi członkowie Straży nie rozumieją jego wysublimowanych konceptów zawarcia sojuszu z Dzikimi i zamienienia ich w sojuszników, a to w celu walki z mitycznym wrogiem, którego zdecydowana większość nie widziała na oczy. Wskazałby, że gdy ogłasza, iż chce iść na Winterfell na czele Dzikich, to stwarza coraz większe wrażenie, że Alliser Thorne i Janos Slynt mieli rację, gdy oskarżali go o krzywoprzysięstwo. Jon jednak będzie stawał się coraz bardziej osamotniony. Nikt nie będzie pilnował mu pleców, a o opłakanych skutkach przekona się, gdy będzie za późno. Jeśli okaże się, że jego warta jeszcze nie dobiegła końca i będzie miał szansę stać się lepszym lordem dowódcą, to z pewnością przyczyni się do tego mądrość Donala Noye’a – dzielnego, jednorękiego kowala i byłego żołnierza, którego Stannis, znając go z dawnych czasów, uznawał za doskonałego kandydata na lorda dowódcę.

Na razie jednak trwa „oblężenie” Muru. Jest to jeden z tych przypadków, w których barwny opis nieco przesłania fakt, że przedstawione zmagania i ruchy są jednak dość dziwne. Przede wszystkim, trudno tak naprawdę zrozumieć, czemu właściwie Mance uparł się, że przejdzie w Czarnym Zamku. W dziesiątym rozdziale Jona Rayder sam stwierdzi, że jeśli go nie zdobędzie, to może wysłać oddziały z mamutami do wszystkich opuszczonych zamków i odkopać zablokowane tunele. Jednocześnie może zaatakować przytłaczającymi siłami Wieżę Cieni i Wschodnią Strażnicę. Pojawia się więc pytanie, dlaczego nie zrobił tego od razu, gdy okazało się, że Czarny Zamek stawia bardziej zaciekły opór, niż się spodziewano. Rayder wyjaśni to w cokolwiek zastanawiający sposób: ataki wiązałyby się z dużymi stratami, a Wolni Ludzie przelali już wystarczająco wiele krwi. Czy naprawdę lepszym rozwiązaniem jest, by pod bramą Czarnego Zamku ginęły ich setki? Czy rzeczywiście zamiast próbować z odkopywaniem bram, lepiej blefować z Rogiem Zimy, w który dowódcy Czarnego Zamku (zresztą samozwańczy), w osobach Thorne’a i Slynta, nawet nie wierzą? Wątpliwości można mnożyć. Czy nie lepiej byłoby skoordynować atak oddziału Styra od południa z nadejściem armii od północy? Dzięki zdolnościom Varamyra Mance nie powinien mieć z tym najmniejszego problemu, ale przecież są też zupełnie zwyczajne sposoby, by to zgrać. W dodatku tak naprawdę Mance nie musi skupiać się na tych bramach, czy to zasypanych, czy też używanych. Czy nie mógł wysłać w jakieś odludne miejsca grup, które wyrąbałyby zupełnie nowe przejścia przez Mur? Czy kilkudziesięciu olbrzymów wspartych przez mamuty nie poradziłoby sobie z lodem i kamieniem (na samym dole) w rozsądnym czasie? Gdyby takich prób było wiele, w różnych miejscach, to Mallister, Marsh i Pyke bez wątpienia nie daliby rady wszędzie ich powstrzymać.
Także po stronie obrońców Muru są aspekty, które mogą dziwić. Przykładowo – najwyraźniej Noye i jego ludzie zamknęli się w tunelu od środka, bo gdy Jon chce go otworzyć, trzeba szukać zapasowego klucza. Skoro jednak Noye był przy ostatniej żelaznej bramie, to czy nie byłoby dobrze zachować jednak komunikację z zamkiem, by wezwać posiłki, choćby najmniejsze? Co dałyby dwie pozostałe bramy w tunelu ze swoimi mordowniami, skoro pozostali obrońcy o przedarciu się wroga dowiedzieliby się dopiero, gdy Dzicy wypadliby po ich stronie na dziedziniec? Zastanawia też stały refren w postaci niechęci kolejnych decydentów z Czarnego Zamku, by zasypać tunel (potem takie rady będzie otrzymywał Jon). W tym rozdziale przeciwko temu rozwiązaniu pada argument, że w tunelu paru zbrojnych może odeprzeć setkę Dzikich. Może to i prawda, ale czy większym wyzwaniem dla nieprzyjaciela nie byłoby odkopywanie tunelu, gdy z góry lecą kamienie, pociski i bryły lodu, a na dodatek leją się smoła i olej? W tym miejscu warto podkreślić bohaterską postawę Pate’a Plamy – jednego z czterech ochotników, którzy poszli z Noye’em do tunelu. Wcześniej to właśnie Pate, jeden z budowniczych, protestował razem ze swoim kolegą Baryłą przeciwko udrażnianiu wyjścia z tunelu. A jednak, gdy trzeba było, podążył z Donalem w jego mrok. Wracając do słabych stron planu obrony można dodać, że chyba nie podjęto żadnych środków na wypadek, gdyby wróg się przedarł – wokół bramy nie ma barykad, a dałoby się przygotować różne pułapki i przeszkody.
Krótko mówiąc – wyraźnie widać, że autor chciał zapewnić swoim bohaterom, a głównie Jonowi, sporo do zrobienia przy obronie Muru. To musiała być konfrontacja Czarnego Zamku z całą potęgą Zamurza. Jon Snow przeciwko Mance’owi Rayderowi. Odbywa się to jednak częściowo kosztem sensowności przedstawionych działań Króla za Murem. Licentia poetica…
Jeśli zaś chodzi o inne sprawy, to godna uwagi jest obserwacja Jona, że armia Dzikich jest dobra w pokrzykiwaniu, dęciu w rogi, graniu na piszczałkach i ogólnie tworzeniu przeraźliwej wrzawy, ale gdy tylko coś przestaje iść zgodnie z planem, wybucha wśród nich panika i rozpierzchają się. W zupełności potwierdzi się to już niebawem, gdy nadciągnie przeciw nim wyszkolone wojsko. Przy okazji okazuje się też, że rację miał Ned Stark – najgorsze, co się może stać, gdyby nawet Straż nie poradziła sobie z Dzikimi, to konieczność zwołania sił Północy i poprowadzenia ich do boju. W typowych warunkach Dzicy nie mają żadnych szans, by podbić całą Północ, a zajęcie przez nich całego Westeros to zupełna mrzonka. Nawet po wielkich stratach poniesionych przez Północ w Wojnie Pięciu Królów jej wojska powinny sobie poradzić z zagrożeniem, choć pewnie przedtem Dzicy zdążyliby wyrządzić więcej szkód. W swoim dziesiątym rozdziale Jon wspomni, że Dzikich zebranych przez Mance’a jest 30-40 000. Chodzi mu raczej o wszystkich, nie tylko wojowników. Robb pod presją czasu zdążył przed wymarszem zwołać 20 000 zbrojnych. Gdyby miał więcej czasu, byłoby ich jeszcze więcej. Trzeba też wziąć pod uwagę, że zawsze do obrony własnego terytorium Północ mogłaby wystawić znacznie większe siły niż na ekspedycję we względnie dalekie strony Dorzecza i Krain Zachodu (uwzględniając jak ogromny jest obszar Siedmiu Królestw). Bitwa pod Murem pokaże zaś jasno, jak sprawdzają się Dzicy w starciu z prawdziwym wojskiem. Przy okazji: w 93. odcinku Pytań do maesterów w odpowiedzi na pytanie pod nagłówkiem „Olbrzymy” dałem się nabrać na te 100 000 Dzikich. To jednak liczba pochodząca od przerażonego Atłasa. Nie pierwszy raz okazuje się, że przestraszony człowiek liczy podwójnie, jeśli nie potrójnie. Bardziej prawdopodobne szacunki pochodzą od Jona, który w dodatku dość długo przebywał wśród Wolnych Ludzi i był lepiej zorientowany.

Na koniec wróćmy do początkowej sceny rozdziału. Sen o kryptach (jeden z wielu) na pewno wiąże się z wątpliwościami Jona, czy jest dla niego miejsce wśród Starków. To doprowadzi w tym tomie to dylematu Jona, czy przyjąć ofertę Stannisa i zostać Jonem Starkiem, lordem Winterfell, czy pozostać Snowem, ale dochować wierności przysiędze. Paradoks polega oczywiście na tym, że prawdziwy Stark wybrałby to drugie. (Przynajmniej Stark taki jak Ned, bo w dawnych czasach – co jasne – zdarzali się najróżniejsi). Żeby być Starkiem, Jon musi pozostać Snowem. A jeśli Jon nie jest tak naprawdę synem Eddarda, to ujawniłoby się drugie znaczenie snu – Królowie Zimy po prostu stwierdzają ten fakt. Dlatego Ned nie odpowiada, gdy Snow woła ojca. Jon nie jest Starkiem, ale może być – jak sądzi wielu – Targaryenem, synem Rhaegara i Lyanny. Inni mają go za Dayne’a – np. syna Brandona i Ashary. Co jednak ma oznaczać pojawienie się w krypcie Laty? Dlaczego wystepuje tu wilkor Brana, a nie – co łatwiej dałoby się zrozumieć – Duch? Czy chodzi po prostu o to, że w tym momencie Lato jest jeszcze po południowej stronie Muru, podczas gdy Duch jest za Murem, przez co Jon go nie wyczuwa? (A trzeba pamiętać, że rozdziały PLiO z punktu widzenia różnych postaci często nie są ułożone chronologicznie). Czy Jon spotyka pod Winterfell właśnie Latę, bo to tego wilkora widział jako ostatniego (w Koronie Królowej) i to on uratował mu życie? Czy Bran próbował się jakoś porozumieć z bratem? Czy ten element snu miał pokazać, że Bran ukrył się w kryptach? Jest jednak inna możliwość, i to bardziej prawdopodobna. Dżądżen zwrócił mi uwagę, że nie musimy wcale przyjmować za Jonem, że widział we śnie Latę. To mógł być Szary Wicher, który też ma złote oczy, co wiadomo choćby z pierwszego rozdziału Catelyn w Starciu. Wówczas wyjaśniłoby się dlaczego wilkor ze snu jest zakrwawiony. Tak jak Bran we śnie widział w jakiś sposób Krwawe Gody (o czym wspomina początek jego czwartego rozdziału), tak teraz wieści w nadprzyrodzony sposób docierają do Jona, który jednak nie odczytuje ich znaczenia poprawnie, bo za bardzo skupia się na wilku Brana, który ocalił go przed Thennami.




Jak zwykle świetne opracowanie rozdziału, bardzo fajnie się czytało 🙂
Atak Mance’a akurat na Czarny Zamek faktycznie nie miał zbyt dużego sensu, nawet pomimo posiadania znacznej przewagi liczebnej. Były inne, dużo łatwiejsze do zdobycia twierdze na Murze albo, tak jak wspomniałeś, można było próbować przekopywać się przez Mur w jakichś odludnych miejscach. Albo właśnie skoordynować atak z tym oddziałem, w którym była Ygritte. No ale wiadomo, Martin musiał postawić Jona w sytuacji objęcia dowodzenia i wykazania się, a przy okazji doprowadzenia do jego konfrontacji z Mance’m. No i zbudować podwaliny do odsieczy Stannisa 😉
Szanowny Panie,
Powinien pan ostrzegac czytelnikow, ze rozdzialy Snowa, sa rozdzialami zdrajcy swojej cywilizacji! Rozdzialami bydlaka, ktory jest odpowiedzialny za smierc tysiecy swoich krajan!
Na szczescie spotkala go zasluzona kara. I niech to bedzie ostrzezenie dla wszystkich, ktorzy pluja na swoj kraj i na swoja cywilizacje. Kara predzej czy pozniej nadejdzie.
Pozdrawiam
Prawak