Uwielbiam ten gorący okres przedwyborczy. Odpalam radio, kilka ogłoszeń kandydatów, a potem debata. Co z tego wynika? Nieważne na kogo zagłosuję, będzie WSZYSTKO. Odwrotnie niż u Kononowicza.
Będą nowe drogi, tramwaj na Nowy Dwór. Ba! Na Muchobór! Tramwaj na Psie Pole, radykalna zmiana zarządzania stadionem, radykalna odnowa lokalnego ruchu i infrastruktury PKP, wydarzenia kulturalne codziennie, pierdylion nowych miejsc pracy, parkingowych i w żłobkach. No co tylko można sobie zażyczyć. Ten będzie działał na rzecz sportu, ta kultury, a jeszcze inny biednych, kolejny niepełnosprawnych, a ta ostatnia na rzecz biednych i niepełnosprawnych.
Niewiarygodne jak niskich lotów są te hasła. Przestałem rozumieć czy to jest pro forma, bo ludzie i tak głosują na szyldy, czy może idiotów jest takie zatrzęsienie i naprawdę ktoś wierzy w te brednie. Przecież nie można być aż tak naiwnym! Nawet jak ktoś obiecuje, że da to jest jasne, że wcześniej zabierze. Komu? Sąsiadowi? Hehe, dobrze by było, co? Nie. Zabierze nam, wszystkim. Z górką, żeby było na „obsługę” nowego przywileju/dodatku/udogodnienia. Nóż się w kieszeni otwiera, a rower sam jeździ po piwnicy.
Do tego dziennikarze, nawet z mojego ukochanego Polskiego Radia Wrocław, zamiast punktować te bzdury jak zawodowy bokser, siedzą i słuchają. Bezkrytycznie. Pada pytanie, zazwyczaj banalne w rodzaju „co zrobi Pan/Pani dla Dolnego Śląska”, a potem wysyp banałów, nierealnych obietnic i idiotyzmów. Wkurzam się, bo obraża to inteligencję szympansów z wrocławskiego ZOO, a co dopiero moją. Nie ma to jednak znaczenia, karuzela wyborcza się kręci. Kto obieca więcej, dalej, mocniej.
Obok „merytorycznej” strony jest też artystyczna. Festiwal obciachu, żenady i braku pomysłów. Piosenki disco polo gonią idiotyczne filmiki na youtube, a wszystkiemu patronuje rozgrzany do czerwoności paint, bo przecież to nie jest nawet photoshop. Próbki tej twórczości możecie zresztą obejrzeć tutaj. Grafik płakał jak projektował.
Coraz częściej zastanawiam się czy jest w tym w ogóle jakiś sens. Może odpuścić sobie kampanię wyborczą, zabronić całego tego cyrku i po prostu wrzucić w net listy kandydatów i ich programy? Gdyby jeszcze dało się ich potem rozliczyć z realizacji programu pod groźbą zabrania czteroletnich zarobków… Wiem, że nawet wtedy po program sięgnęłoby nie więcej niż 1% wyborców, ale przynajmniej usunęlibyśmy z przestrzeni publicznej te żenujące „politykalia”.
SithFrog