
Jeśli 2025 można uznać za rok wytwórni Warner Bros., która wypuszczała do kin hit za hitem, to tytuł największego przegranego bezsprzecznie należy do Sony Pictures. Trafił im się dosłownie jeden kasowy (i niespodziewany) film oraz cała masa katastrof finansowych. Przy tym potrafili jeszcze odsprzedać Netflixowi “K-popowe łowczynie demonów”, jakby włodarze wytwórni chcieli pokazać, kto tu jest prawdziwym mistrzem marketingu. Jedną z tych wpadek był niewątpliwie trzeci film w reżyserii Kogonady. “Wielka, odważna, piękna podróż” miała przyciągnąć widzów do kin znanymi nazwiskami – w rolach głównych występują tu Colin Farrell i Margot Robbie. Tymczasem filmu nie obejrzał dosłownie nikt. Nawet recenzenci ominęli go szerokim łukiem i ciężko w ogóle znaleźć w sieci materiały na jego temat. Co poszło nie tak?
“Wielka, odważna, piękna podróż” rozpoczyna się, kiedy David (Farrell) zmuszony jest wypożyczyć samochód, by dotrzeć na ślub przyjaciół. Korzysta z usług dziwacznej firmy, mieszczącej się w jakimś zapyziałym zaułku, dzięki czemu ma okazję pojeździć trzydziestoletnim gratem wyposażonym w dziwaczną wersję GPS-u. Na imprezie poznaje Sarah (Robbie), która wpada mu w oko, ale zdaje się nie być zainteresowana bliższą znajomością. W drodze powrotnej z wesela nawigacja prowadzi Davida do knajpy, gdzie ponownie spotyka dziewczynę, która okazuje się jeździć identycznym wysłużonym Saturnem z tej samej dziwnej wypożyczalni. Tak właśnie rozpoczyna się ich wielka, odważna i piękna podróż, której celem będzie oczywiście ich wspólna przyszłość. Nie mogło być inaczej, bo choć droga okazuje się nietypowa, to sam film konstrukcją nie odbiega ani trochę od utartych wzorców kinowych romansów.
Nietypowość obrazu Kogonady polega na zastosowaniu elementu fantastycznego. Podróż Davida i Sarah to tak naprawdę introspekcyjna wędrówka przez różne wydarzenia z ich przeszłości, które ostatecznie prowadzą parę bohaterów do przemiany i samoakceptacji, bez których nie mogliby się zakochać. Kierowani głosem Jodie Turner-Smith gadającej z magicznego pudełka, trafiają na drzwi stojące pośrodku niczego, a prowadzące do różnych miejsc, w których działy się ważne rzeczy z przeszłości ich obojga. Trafiają na szkolne przedstawienie, po którym David wyznał miłość dziewczynie, która nie odwzajemniła tego uczucia, do galerii sztuki, w której Sara przesiadywała z mamą, potem do szpitala, nad którym krąży widmo śmierci i wreszcie do niewielkiej kafejki, w której obydwoje będą musieli przeżyć ponownie bardzo bolesne rozstania. Z każdą kolejną wizytą robi się coraz bardziej nieprzyjemnie i ponuro, kiedy na jaw wychodzą różne skazy charakteru bohaterów, a widz zaczyna rozumieć, skąd u nich ta rezerwa z początkowych scen. Nie da się ukryć, że ani David, ani Sarah nie są idealnymi partnerami i popełnili wiele błędów, które w konsekwencji skumulowały się w popaprane, niezbyt szczęśliwe życie.
“Wielka, odważna, piękna podróż” miesza romans z fantastyką, pod którą kryje się warstwa psychologiczna. Film porusza kilka uniwersalnych tematów, jak choćby wpływ relacji z rodzicami na późniejsze życie. Jest to pokazane o tyle ciekawie, że scenariusz patrzy na problem kilkupoziomowo. David czuje rozgoryczenie, bo rodzice od małego wmawiali mu, że jest wyjątkowy, co doprowadziło potem do wielkiego rozczarowania i nagromadzenia pokładów cynizmu w zderzeniu z ponurą rzeczywistością. Ale to tylko pierwsza warstwa. Potem bowiem bohater odkrywa, co stało za takim postępowaniem rodziców, a następnie samemu przyjmując rolę własnego ojca akceptuje jego postawę. Sarah również musi cofnąć się do czasów dzieciństwa, aby wyzbyć się wyrzutów sumienia, które z dorosłości wpędzają ją w autodestrukcję. A kiedy już obydwoje postawią fundamenty pod nowe, lepsze życie, będą musieli jeszcze odważyć się zaufać sobie nawzajem. To wszystko, choć może brzmi głęboko, jest podane w bardzo przystępny sposób, a nietypowa, nieco bajkowa stylistyka nie jest zbyt kiczowata. Ale…
Film Kogonady niestety nie ustrzegł się kilku poważnych wad. Największą jest banalność i granie wyświechtanymi kliszami rodem z dziesiątek komedii romantycznych. Pal licho konstrukcja scenariusza, polegająca z grubsza na standardowej drodze: para się poznaje, rodzi się uczucie, następuje kryzys, a po nim pojednanie i happy end. To jeszcze nie jest najgorsze, chociaż na pewno nie zaszkodziłaby większa odwaga w kreowaniu historii. Większym grzechem jest forma niektórych fragmentów, które po prostu wyglądają tanio. Jest kilka scen, w których na ekranie migają ładne widoczki, zakochani pomykają wśród pięknych okoliczności przyrody, uśmiechając się ukradkiem, a w tle przygrywa jakaś mdła muzyczka. Ot, typowy teledysk z “babskiego filmu”. Albo odjazd za okno hotelowego pokoju, żeby pokazać bohaterów osobno w tym samym czasie i ze smutnym plumkaniem potęgującym samotność. Albo coś, co ja nazywam biedawersją muzyki Philipa Glassa, które pojawia się na samym początku filmu i ustawia mnie – widza – na pewien konkretny rodzaj filmu. Jest tego zdecydowanie za dużo i odniosłem wrażenie, że wrzucono te fragmenty wbrew zamiarom reżysera, żeby uczynić “Wielką, odważną, piękną podróż” bardziej przystępną i ściągnąć do kin widzów nastawionych na tradycyjną komedię romantyczną.
Nie da się też nie zauważyć, że film jest momentami dość pretensjonalny i stoi w rozkroku między lekkim romansidłem (którym w istocie jest i nic w tym złego) a bardziej ambitną produkcją, zgłębiającą tajniki ludzkiej duszy, bawiącą się w psychoanalizę, do tego jeszcze podaną w nietypowej, odważnej formie. Jak na awangardę jest zdecydowanie zbyt zwyczajnie i zachowawczo, jak na rom-kom z kolei trochę zbyt dziwnie i w zasadzie bez wstawek humorystycznych. Być może właśnie dlatego wynik finansowy jest tak mizerny, a i poziomem raczej nikt się nie zachwycał. Ja jednak stanę gdzieś pośrodku, bo chociaż nie umiem nie zauważyć wspomnianych niedociągnięć, to film mi się zwyczajnie podobał. Być może dlatego, że pomimo sztampy, historię opowiedziano z gracją i w całkiem ciekawy oraz przede wszystkim bardzo atrakcyjny wizualnie sposób. Jest w filmie Kogonady wiele naprawdę ładnych ujęć, są chwytające za serce dialogi, nawet te obyczajowe wątki, które ktoś w sieci porównał do prozy Paulo Coelho (i bynajmniej nie był to komplement), potrafią uderzyć w czułą strunę i zagrać na emocjach widza. Można się utożsamić zarówno z Davidem, jak i Sarah, którzy są postaciami skomplikowanymi i niejednoznacznymi. Można w nich zobaczyć cząstkę siebie i zastanowić się nad sobą, a o to chyba właśnie chodziło.
Duża w tym zasługa dwójki pierwszoplanowych aktorów. Colin Farrell i Margot Robbie są w “Wielkiej, odważnej, pięknej podróży” po prostu znakomici. Może aż za ładni, zbyt piękni i bajkowi, ale przez to ich wady można dostrzec wyraźniej. Film w dużej części składa się z dialogów tej dwójki i ja czułem w tych rozmowach autentyzm, jakiś niewymuszony luz oraz prawdziwe emocje. Może nie są to role oscarowe, ale uważam, że obydwoje stanowią ozdobę i dobór tej pary był strzałem w dziesiątkę. Bardzo sympatycznie wypadli też w epizodycznych rolach Kevin Kline (gdybym nie oglądał “Sprostowania”, nigdy bym go nie poznał) i Phoebe Waller-Bridge jako ekscentryczni pracownicy dziwacznej wypożyczalni samochodów.
Ostateczną ocenę nieco naciągam, bo “Wielka, odważna, piękna podróż” sumarycznie daje trochę więcej niż poszczególne jej elementy osobno. Ciężko wskazać w filmie coś wybitnego, ale równie ciężko znaleźć poważne uchybienia. To oczywiście nic przełomowego i pewnie miesiąc po premierze mało kto o nim pamięta (poza pewną (nie)sympatyczną osobą, która weszła mi na ambicję i sprowokowała do obejrzenia oraz napisania tej recenzji), ale takie skazywanie na zapomnienie jest niesprawiedliwe. Kogonada stworzył film ciepły, niegłupi i po prostu ładny. Taki, który po obejrzeniu zamiast dziury w duszy zostawia uczucie “miękkości” i nadziei, że każdemu w życiu może się przytrafić taka wielka, odważna i piękna podróż.
Wielka, odważna, piękna podróż (2025)
- 
			Ocena Crowleya - 7/10
			7/10
 
				





 
             
            



Hmm a czy oglądałeś w streamingu czy w kinie? Jestem za granicą i nie mam opcji pójścia do kina (wszędzie lokalny dubbing 😬) ale po tej recenzji chętnie bym obejrzał.
W Polsce i chyba całej Europie nie ma go jeszcze w żadnym streamingu. Na razie chyba tylko w USA jest dostępny do wypozyczenia/zakupu na AppleTV i na Amazonie. Wszędzie indziej trzeba czekać, aczkolwiek urok kin w małych miastach polega na tym, że można jeszcze obejrzeć niektóre filmy miesiąc i dłużej po premierze. Tak było w moim przypadku.