Ostrzegamy, że poniżej i w komentarzach znajdują się spoilery z serialu Ród Smoka oraz z Ognia i krwi George’a R.R. Martina!
W Harrenhal straszy (Daemon)
Daemon Targaryen smacznie sobie śpi w przeklętym Harrenhal. A skoro śpi, to i śni. Konkretnie o pustej sali tronowej w Czerwonej Twierdzy. Podchodzi do Żelaznego Tronu, na którym siedzi młodsza Rhaenyra (czyli Milly Alcock). Królowa, używając języka starovalyriańskiego oskarża mężowuja o to, że chce ją zniszczyć, bo nie może pogodzić się z tym, że jego teściobrat bardziej kochał córkobratową niż bratozięcia. Ach, uwielbiam te relacje rodzinne u Targaryenów.
Przyzwyczajenie drugą naturą Księcia Łotrzyka, więc Daemon ścina swą żonobratanicę. Głowa Rhaenyry spogląda na mężowuja, mówiąc, że dostał to, czego zawsze chciał. Rzeczywiście, korona leży teraz u jego stóp. Daemon budzi się, a jego dłoń jest pobrudzona krwią. Pamiętajcie, jeśli coś takiego Wam się przydarzy, natychmiast udajcie się z tym do maestera rodzinnego.
Gdy już Daemon się budzi, Simon Strong informuje go, że Criston Cole wyruszył z Królewskiej Przystani i zajął zamki Rosbych i Stokeworthów, dołączając ich siły do swoich. Prawdopodobnie teraz Cole ruszy na Harrenhal.
Daemon chciał spotkać się z lordem Dorzecza, Groverem Tullym, ale – o czym serial nas już chyba informował, choć powtórzyć nie zaszkodzi – ten jest już konający. Zamiast niego do Harrenhal przybywa Oscar, który może zaoferować słowa lojalności, ale tak długo jak żyje jego dziadek, nie podejmie żadnych działań.
Tu należą się dwa słowa komentarza, bo serial nieco pozmieniał drzewo rodzinne Tullych. Sympatyczna rodzinka miała w tym czasie czterech istotnych przedstawicieli: Grovera, jego wnuka Elmo, oraz prawnuków o imieniach Kermit i Oscar. Wygląda na to, że showrunner chcąc uniknąć nadmiaru muppetów, postanowił połączyć postacie Elmo, Kermita i Oscara w jedną. Na jego miejscu ochrzcił bym tego człowieka mianem Wielkiego Ptaka (znajdując przy okazji bardzo martinowskie wyjaśnienie przydomka), no ale Condal poszedł inną drogą.
Na marginesie Tullych warto też wspomnieć o tym, że w książkach stary lord Grover wspierał Aegona II, a Elmo skłaniał się ku Rhaenyrze. I zresztą to opowiedzenie się Elma po stronie Czarnych doprowadziło – rzekomo – do śmierci patriarchy rodu.
Pogawędki
OK, dość już Dorzecza. Lądujemy na Driftmarku. Rhaenys pojawia się na przystani i ucina sobie pogawędkę z Alynem. Widzi podobieństwo pomiędzy nim, a kimś znajomym. Mówi Corlysowi, że wie, kim jest ojciec Alyna, a on nie zaprzecza. Więcej – uważa, że Morski Wąż nie powinien wstydliwie Alyna ukrywać.
Powiem Wam szczerze, że troszkę mi się ta scena nie podobała. Po prostu uważam, że niepotrzebne były te szlachetne intencje Rhaenys. Gdyby Corlys ukrywał swe bękarty przed Rhaenys i pozwolił im dosiąść smoków dopiero po ich śmierci, jego zachowanie byłoby bardziej naturalne. Rozumielibyśmy, że wstydził się błędu (o ile to rezultat zdrady, bo przy wieku Alyna i Addama to na dwoje babka wróżyła), a na pewno nie chciał żonie dokładać zgryzot. Dopiero po jej śmierci zdecydował się, że może zachować się wobec synów fair. To by było bardzo ludzkie, dostalibyśmy Corlysa niedoskonałego, ale też wcale nie jakoś szczególnie okrutnego. Zamiast tego serial podkłada nam cudowną Rhaenys, która wstawia się za bękartami i Corlysa, który – jak sądzę – podniesie Alyna i Addama do zaszczytów by spełnić życzenie zmarłej żony. Nie-po-trzeb-nie. Na odchodne Rhaenys mówi, że udaje się na Smoczą Skałę, bo Rhaenyra znowu wzięła sobie urlop i jej doradcy są niespokojni.
W Królewskiej Przystani, Alicent prosi Wielkiego Maestera Orwyla o miesięczną herbatę, czyli środek antykoncepcyjny/poronny. Oboje udają, że to dla jakiejś dziewczyny – damy dworu albo kolejnej ofiary Aegona. Alicent, wiedziona wątpliwościami pyta Orwyle’a czy Viserys naprawdę chciał, aby Aegon odziedziczył Żelazny Tron. Cóż, trzeba było tak ze dwa tygodnie temu tej opinii zasięgnąć. Orwyle odpowiada – zgodnie z prawdą – że król się nie dzielił z nim przemyśleniami na ten temat.
Jeszcze mała dygresja z mojej strony – obawiałem się, że serial będzie chciał uczynić Maelora dzieckiem Alicent i Cristona. Wydaje się, że ta opcja już odpadła. Więc – jeśli twórcy zdecydują się chłopaka wprowadzić, zapewne będzie on synem Helaeny i… Aemonda.
BT: Niedawno na swoim nie-blogu GRRM pisał o niektórych zmianach jakie poczynił serial w stosunku do Ognia i krwi (w przedstawieniu Viserysa i Helaeny) i przy tej okazji wspomniał też o Maelorze. Zapowiedział, że kiedyś jeszcze się odniesie do zmian związanych z Twarogiem i Juchą… i z „Maelorem Zaginionym” (Maelor the Missing). Czyli wygląda na to, że najmłodszego z potomków Aegona i Helaeny w serialu w ogóle nie będzie. [Nie zdążyłem jeszcze napisać swojego komentarza do odcinka, więc na razie dodałem tylko kilka uwag do tekstu DaeL-a.]
Na Smoczej Skale doradcy Rhaenyry kłócą się o to, co zrobić z rosnącą armią Cristona Cole’a. Głównym narzekającym jest Ser Alfred Broome, który natychmiast zostaje uciszony przez Corlysa. To w ogóle motyw przewodni odcinka – ludzie z otoczenia Rhaenyry Okrutnej podnoszą sensowne problemy, a w nagrodę dostają połajanki. Oj, Rhaenyro, żeby z tego nie było jakiejś tragedii <dyskretne mruganie okiem do czytelnika>.
Wojna nabiera rozpędu
Przenosimy się do świeżo zdobytego Duskendale. Criston Cole, prowadząc armię Aegona, splądrował miasto i zrobił porządek z wojskami lojalnymi wobec Rhaenyry. Na egzekucję załapał się również lord Gunthor Darklyn. Przed śmiercią Darklyn nazywa Cole’a (ironicznie) Twórcą Królów i przestrzega rycerza, że też umrze ścięty.
I znów – dwa słowa komentarza. Po pierwsze – to co powiedział lord Gunthor zabrzmiało profetycznie, co troszkę mnie martwi, bo Cole’a spotkała w książkach nieco inna śmierć. Po drugie – przydomek Królotwórca faktycznie trzeba było wprowadzić jako żart, bo niestety w pierwszym sezonie nie dano ser Cristonowi zbyt wiele do roboty w kontekście knowań, by osadzić Aegona na tronie.
BT: Co wiąże się z tym, że w serialu w momencie śmierci Viserysa Cole nie stał jeszcze na czele gwardii królewskiej, więc miał mniejsze pole do działania. Jednak podobnie jak w OiK, włożył Aegonowi na głowę koronę Zdobywcy w Smoczej Jamie, więc można jakoś uwierzyć, że mógłby powstać taki przydomek. W zasadzie nawet książkowemu Cole’owi daleko do tego, żeby odegrać tak istotną rolę jak historyczny „Twórca Królów,” Ryszard Neville, hrabia Warwick.
Cole oznajmia Gwayne’owi Hightowerowi, że poprowadzą armię na północny wschód, wzdłuż wybrzeża. Ser Gwayne zauważa, że Harrenhal jest na zachód (tak naprawdę północny zachód, nieuku Hightowerowy!). Ale ser Criston wie co robi.
BT: Uwaga Hightowera miałaby sens, gdyby nawiązał do tego, że idąc z Duskendale na zachód armia dotarłaby do królewskiego traktu, którym mogłaby potem pomaszerować na północ ku Harrenhal.
Na Małej Radzie Aegon złości się, bo Daemon zdobył Harrenhal. Larys Strong zapewnia go, że Harrenhal to ruina, przeklęte miejsce, i Książę Łotrzyk w nim zwariuje. Aemond, który potajemnie wymienia z Cole’em krukogramy, informuje brata, że ser Criston maszeruje na mały, słabo broniony zamek – Gawronie Gniazdo. Jeśli go zdobędzie, statki i armie Rhaenyry będą musiały podróżować bardzo daleko, aby znaleźć bezpieczne miejsce do lądowania w Westeros. Aegon znów się złości, że nikt mu o niczym nie mówi, więc Aemond szydzi z brata, ale robi to w taki sposób, aby nie pozbawić brata twarzy przed Małą Radą – czyli przy użyciu języka starovalyriańskiego. Aegon odpowiada dukając. Widać, że do szkoły miał pod górkę, choć świadomi tego są pewnie tylko dwaj bracia i Wielki Maester.
Larys odwiedza Alicent, aby zapytać o jej nieobecność na Małej Radzie. I oczywiście natychmiast łączy ze sobą kropki. Zauważa puste naczynie po herbacie miesięcznej i widzi, że Alicent ma bolesne skurcze. Pyta o jej uczucia do Cristona Cole’a i odnotowuje jej reakcję. No i w końcu docieka czemu Alicent jest zainteresowana książkami, które studiował Viserys, po czym łączy to z nagłymi wątpliwościami królowej co do ostatniej woli jej męża. Alicent mówi mu, że bez względu na to, kogo Viserys chciał mianować swoim następcą, teraz nie ma to już znaczenia.
Horrorowate halucynacje w Harrenhal
Wracamy do Harrenhal. Śpiący książę podąża za blondwłosą postacią przez korytarze zamku. Nagle mężczyzna odwraca się, i widzimy, że to sam Daemon, tylko w opasce na oku. Co to może znaczyć? Czy Daemon i Aemond są swoimi lustrzanymi odbiciami? A może Daemon zawsze chciał zostać piratem? Któż to może wiedzieć. Książę Łotrzyk wpada do kuchni, w której Alys Rivers coś pichci. Po wymianie uprzejmości, Alys zaczyna wymieniać nieuprzejmości.
Opowiada mu o klątwie Harrenhal i wspomina, że wie o jego kłótni z żoną, ponieważ przebywa w zamku od jakiegoś czasu i nie wysłał do niej żadnych kruków. Czy przypadkiem nie ma nadziei zebrać armię, aby samemu ją wyzwać? Czy nie żywi do niej urazy? W końcu podaje mu miksturę, którą przygotowała. Ma to pomóc mu zasnąć.
Tu jeszcze słowo komentarza – Alys wskazuje, że źródłem klątwy są ścięte czardrzewa. Zauważa, że ich drewno zostało użyte do umeblowania wnętrz (Daemon śpi sobie na łóżku wykonanym z drzewa-serca). I wreszcie, stwierdza wprost, że w drzewach żyją dusze dzieci lasu. Pisałem o tym sześć lat temu w jednej z Szalonych Teorii. I gorąco ją polecam, bo sądzę, że właśnie została potwierdzona. A teraz wracamy do serialu…
„Co było w tym pićku?” – myśli sobie pewnie Daemon budząc się w połowie spotkania z lordami Dorzecza. Ponieważ najwyraźniej przespał przywitanie, dopytuje się o tożsamość ser Willema Blackwooda (to chłopiec, którego wszyscy pamiętamy – zabił Brackena podczas objazdu w poszukiwaniu męża dla Rhaenyry). Rycerz zapewnia, że dołączy do Czarnych, jeśli Daemon użyje swojego smoka, aby dać łupnia Brackenom. Daemon kwestionuje motywy ser Willema, ale ogólnie to rozmowa się nie klei, bo ma halucynacje i wydaje mu się, że jedna ze służących jest jego zmarłą żoną – Laeną Velaryon.
BT: Czyli jest jeszcze szansa, że serial pokaże w pewnym stopniu wydarzenia związane z bitwą pod Płonącym Młynem, których nie było w poprzednim odcinku.
Jak zdobycie Kamiennego Płotu, siedziby Brackenów, przez Daemona na Caraxes. A gdyby się okazało, że serial tego nie wyciął, tylko zmienił i przełożył na kiedy indziej, to tylko umocni się moje wrażenie, że zmiany na początku „Płonącego Młyna” miały na celu tylko to, żeby w sepcie Rhaenyra i Alicent mogły mówić, że wojna się jeszcze naprawdę nie zaczęła, i żeby pierwszą bitwą z udziałem smoków była ta pod Gawronim Gniazdem.
Król rusza na wojnę (a królowa nie)
W Czerwonej Twierdzy, Aegon ma dość rozmów Małej Rady o apetycie Vhagar i bohaterstwie Cristona Cole’a. Wychodzi z Sali i udaje się do swojej komnaty. Tu spotyka matkę, przeszukującą meble w poszukiwaniu starych ksiąg Viserysa. Obydwoje są w nie najlepszych nastrojach, a konwersacja kończy się konkluzją, że Aegon jest niewdzięczny, bezużyteczny i najlepsze co mógłby zrobić, to zamknąć jadaczkę i słuchać się mądrzejszych od siebie.
Tymczasem w pobliżu Gawroniego Gniazda, armia ser Cristona przygotowuje się do ataku. Siły Zielonych to 1400-1500 zbrojnych (zaskakująco realistyczny rozmiar średniowiecznej armii). Gwayne uważa atak za dnia za szaleństwo, które sprowadzi smoki Rhaenyry. Ma rację, ale Criston ma plan. Jaki? Kurka, sprytny.
BT: Co ciekawe, serial zaniża tu liczebność armii Cole’a – według OiK już wyruszając ze stolicy było w niej stu rycerzy, pięciuset zbrojnych i 1800 najemników, a potem Cole wcielił do swoich sił jeszcze zbrojnych z Rosby, Stokeworth i Duskendale.
Królowa Rhaenyra wraca na Smoczą Skałę. Członkowie Małej Rady reagują na historię wyprawy do Królewskiej Przystani podobnie jak widzowie. Co ciekawe, wśród krytyków jest też jej syn, Jacaerys. Królowa wyjaśnia, że musiała się upewnić, iż pokój nie jest już opcją. Teraz jest już pewna, że musi iść na wojnę. Postanawia zacząć z wysokiego C, od wpakowania się w oczywistą pułapkę. Chce wysłać smoka, aby rzucił wyzwanie armii oblegającej Gawronie Gniazdo.
BT: „Oblegającej” to w tym przypadku dużo powiedziane. W OiK rzeczywiście doszło do oblężenia, które trwało na tyle długo, że zaczęły się nawet wyczerpywać zapasy. A od samego wysłania kruka po pomoc do jej otrzymania minęło dziewięć dni. Serial po raz kolejny upraszcza bitwy.
Rhaenyra sama chce polecieć na Syrax, bo ma niewiele więcej oleju w głowie od Aegona. Ostatecznie zostaje jednak od tego pomysłu odwiedziona. Jacaerys zgłasza się na ochotnika, ale jest zbyt niedoświadczony. W końcu zgłasza się Rhaenys, podnosząc argument swojego (i swojej smoczycy) doświadczenia w bojach. Żałuję, że nie brałem w tej naradzie udziału, bo zapytałbym o to w jakich to konkretnie bitwach Rhaenys rzekomo brała udział. Jakoś mi się żadna nie przypomina, chyba że uwzględnimy patrolowanie Gardzieli (o ile tam stoczono jakieś potyczki). Ale nawet w takim wypadku to doświadczenie bardzo świeże.
Smoki tańczą
Pora na montaż! Pijany Aegon odlatuje na Sunfyre. Rhaenys dosiada Meleys. Malownicza armia Zielonych rozpoczyna szturm na Gawronie Gniazdu. A Rhaenyra opowiada Jacaerysowi o Pieśni Lodu i Ognia. Swoją drogą, skoro wcześniej o tym nie słyszał, to zapewne musiał uważać opowieści Cregana Starka za bredzenie szaleńca.
Pod Gawronim Gniazdem pojawia się Meleys i gromi nacierającą armię. Gwayne wrzeszczy do Cole’a, ale ser Criston ma plan. Płonące strzały przeszywają powietrze. To znak dla trębaczy. Jeden za drugim dmą w swe instrumenty, przesyłając sygnał coraz dalej.
„Gondor wzywa pomocy!” – krzyczy Aemond do swego smoka. No dobrze, może coś pomieszałem, ale sens sceny jest następujący: oto Aemond i Vhagar czekali ukryci w lesie, by rozprawić się ze smokiem jakiego wyśle Rhaenyra. I jednooki książę już jest gotów do działania, gdy nagle dostrzega swojego brata lecącego na Sunfyre. Aemond jest rozzłoszczony i postanawia dać głupcowi okazję, by spróbował swych sił. Pozwala Vhagar jeszcze pospać.
Aegon atakuje Rhaenys, ale jego niewielki smok nie ma szans w starciu z wielką Meleys. Smok niedoszłej królowej zaczyna rozrywać smoka Aegona swymi szponami i zębami. Sunfyre wydaje przeraźliwe jęki bólu. I wtedy zjawia się Aemond. To scena jak z horroru, łopotanie skrzydałe tego monstrum wzbudza dreszcze. Przez krótką chwilę Aegon cieszy się na widok brata. Ale jednooki książę nie bardzo troszczy się o życie króla. Atakuje płomiennym oddechem obydwa smoki. Sunfyre i Aegon toną w ogniu i spadają na ziemię. To nauczka, by nie latać po pijaku. Solidnie okopconej Rhaenys udaje się wykaraskać i odlecieć na bezpieczną odległość. Zresztą Aemond nie wydaje się szczególnie zainteresowany pościgiem.
Ale Rhaenys postanawia wyrwać porażkę z paszczy zwycięstwa. Zamiast cieszyć się z prawdopodobnej śmierci Aegona i jego smoka, poświęcając zamek którego i tak nie jest już w stanie obronić, decyduje się wrócić do walki. Tyle że idzie jej słabiej niż z Aegonem. Smoki przypalają się ogniem, Vhagar mocno rani Meleys. W tym tańcu obydwa monstra spadają na pole bitwy, tratując żołnierzy i obryzgując ich gorącą, czarną krwią. Ser Criston, który wyruszył na ratunek Aegonowi, zostaje dosłownie zmieciony ze swego konia i urywa mu się film. Vhagar wstaje i odlatuje.
Rhaenys rozgląda się poszukując Aemonda pośród unoszących się z pola bitwy dymów. Nie wpada jej do głowy by wzbić się wyżej w powietrze, zresztą niewykluczone, że umęczona smoczyca miałaby z tym problem. Gdy przelatuje nad zamkiem stojącym na morskim klifie, płaci za to cenę. Vhagar atakuje z ukrycia, zaciskając zęby na szyi Meleys i wznosząc się w przestworza. Smok rzęzi, by w końcu wyzionąć ducha. Rhaenys i jej smoczyca spadają na ziemię i giną, efektowny wybuch płonącej substancji z trzewi potwora niszczy fragment murów zamku.
Cole budzi się na pobojowisku. Słyszy czyjś (prawdopodobnie Gwayne’a) okrzyk nawołujący do szturmowania wyłomu w murach Gawroniego Gniazda. Rycerz prosi o pomoc jednego ze zbrojnych, ale jak się okazuje – facet jest kompletnie spopielały, w pozycji wertykalnej trzyma go tylko zbroja. Tak po prawdzie, to smoczy ogień, który by go tak załatwił powinien też stopić zbroję, ale wyjątkowo nie będę się tego czepiał, bo rozumiem zabieg artystyczny.
Cole odnajduje ciężko rannego Sunfyre, a także Aemonda, który zbliża się do smoka swojego starszego brata z wyciągniętym mieczem. Cole krzyczy, Aemond zatrzymuje się. Czy chciał dobić brata? Mayhaps – jak mawiał lord Frey. Jednooki kuca i podnosi Najważniejszy Sztylet w Historii Westeros™.
Gdy Cole podchodzi bliżej, widzi ciało Aegona leżące pod Sunfyre. Aemond odchodzi. Koniec.
Parę słów komentarza
Ufff! Co za ciekawy odcinek! Nie będę owijał w bawełnę, tradycyjnych głupotek było sporo, ale należały do gatunku mało irytujących, za to spektakularnego widowiska było aż w nadmiarze. Reżysersko szturm na Gawronie Gniazdo był naprawdę znakomity, i bił na głowę zachwalane, acz bardzo niemądre, sceny batalistyczne z ostatnich sezonów Gry o Tron. Potyczki smoków przedstawiono tak, jak sobie je wyobrażałem. Nie obrażam się za zmianę formuły tego tańca – w książkach Aegon i Aemond współdziałali, żeby pokonać Rhaenys, tutaj rozegrało się to inaczej. Król był pijany i ogłupiony, jego brat najwyraźniej nie miał nic przeciwko zabiciu dwójki krewnych zamiast jednego. Biorąc pod uwagę intencje Aemonda (o których dowiadujemy się z książek na późniejszym etapie) jest to logiczne. Oczywiście to zmienia nieco dynamikę tej batalii, Rhaenys teoretycznie mogłaby uciec przez samą Vhagar, scenarzyści postanowili więc odebrać jej na chwilę rozum. W zasadzie jest to zgodne z dotychczasową kreacją tej postaci, która najwyraźniej wsiadłszy na smoka ma problemy z myśleniem. Można się zżymać na jeszcze kilka detali (małą teleportację nieprzytomnego Cole’a, pojawienie się rumaka, który stał jak zahipnotyzowany pośród popiołów, czy wreszcie wzmiankowaną wcześniej niestopioną zbroję), ale koniec końców był to najlepszy finał odcinka w tym sezonie. I chyba po prostu najlepszy z tegorocznych odcinków Rodu Smoka.
Jakie intencje miał Aemond w książkach względem Aegona? Tam chyba nie było otwartej próby zabicia go, tym bardziej że Aegon później nawet stawiał pomnik Aemonda.
Nie, oczywiście nie próbował go zabić (a przynajmniej nic o tym nie wiemy), ale jeśli dobrze pamiętam, to zszokował cały dwór nosząc koronę i opowiadając, że leży na nim lepiej niż na Aegonie. Odniosłem wrażenie, że raczej życzył bratu śmierci, by zająć jego miejsce.
Gdyby Zieloni wygrali wojnę, to z biegiem lat mogłoby między nimi dojść do otwartego konfliktu. Nie to, żeby Aemond był w czymkolwiek lepszy od Aegona, ale skoro raz zasady zostały złamane to dlaczego nie? Skoro Aegon ukradł koronę to można ukraść i jemu. A zabijanie krewnych to też już nie żadne tabu. Obaj to robili.
Książkowy Aemond był chyba najbardziej zainteresowany walką i wyzwaniami (a w mniejszym stopniu, jeśli w ogóle, przejęciem schedy po starszym bracie); podziwiał i chciał prześcignąć swojego osławionego w boju wuja Daemona, a najlepiej to zrobić pokonując go w walce (to chyba była jego obsesja, dla której był gotów zginąć, i tak się stało).
Był, był. 🙂 Co prawda dawał temu wyraz tylko werbalnie i nic w tym kierunku nie robił, ale z chęcią by tę schedę przejął.
Nie odniosłem wrażenia, żeby go podziwiał i chciał prześcignąć. Aemond, podobnie jak Aegon, każdego traktował z góry. Ale na pewno uważał go za największe zagrożenie i skupiał na nim swoją uwagę, to fakt.
Podziw dla wuja brał się własnie z tego że w nim widział największe zagrożenie, na pewno wiedział o jego wojennych dokonaniach, ta relacja wydała mi się pewną fascynacją, że wreszcie będzie mógł zmierzyć się z godnym siebie (w jego mniemaniu) przeciwnikiem.
Ogólnie Aemond na plus w tym odcinku, ale Daemon jakiś zagubiony od początku sezonu, nie dostał roli lidera czarnych.
Widocznie mamy różne definicje podziwu. 🙂
A co do Daemona to cały czas piszę, że od wybuchu wojny zrobili go irytującym dupkiem, który łazi, miota się i przypierd… do sojuszników. A teraz jeszcze dodatkowo pełnym jakichś dziwnych rozterek. To nie jest Daemon z książki, podpora stronnictwa Czarnych. :/
Czyli odcinek pół na pół, jak zwykle u HBO. Tam gdzie w miarę trzymają się książek (bitwa pod Gawronim Gniazdem) jest OK. Tam gdzie wciskają własne, wydumane bzdety, skręca flaki. 🙂 Największy idiota wyciągnąłby już z tego właściwe wnioski, ale nie, oni są uparci.
Z Viserysem im się udało. Naprawdę wyszła im ciekawsza, bardziej zniuansowana postać niż w książkach. To pewnie skłania do kolejnych, nie zawsze trafionych eksperymentów.
Dokładnie, serialowy Viserys był postacią wspaniale napisaną i zagraną. Gdyby przedstawili książkowego, sezon pierwszy nie osiągnąłby równej dramaturgii, a pozostali przy życiu bohaterowie byliby jeszcze bardziej antypatyczni niż są obecnie.
Fakt, Viserysa oddali ładnie (wrażenie trochę zepsuły te bzdury z niby-trądem, chorobą nieistniejącą na Planetos, ale niech im tam). Choć z drugiej strony niczego przecież w książkowym Viserysie nie zmieniali, on taki był. Po prostu go rozbudowali. Trafili też pasującego aktora, który dobrze zrozumiał swoją postać.
Zgadzam się, że był to najlepszy odcinek tego sezonu. Tak, głupotek było sporo, choćby pomysł szturmowania zamku w nocy (bitew w nocy unikano zawsze, nawet obecna wojna na Ukrainie pokazuje, że walka w nocy jest problemem).
Motywację Rhaenyrys w bitwie mogę od biedy przyjąć: zakładam, że walka może skłaniać do podobnych motywacji. Używając kompletnie nieadekwatnego, ale jedynie mi dostępnego doświadczenia: jeśli gram w grę strategiczną i widzę możliwość odniesienia całkowitego zwycięstwa, często podejmuję ryzyko, które zwykle kończy się porażką.
Odcinek największy plus ma dla mnie za wątki Harrenhal – lubię motywy snu i horroru, szczególnie, że współgrają z twórczością Martina. Odcinek potwierdził moim zdaniem minimum dwie teorie Daela, za co chwała twórcom (pewnie czytają).
Podobała mi się bardzo rozmowa Alicent z Aegonem. Podoba mi się Szpotawa Stopa w tym sezonie: tego po nim oczekiwałem, cieszę się, że próbują zrehabilitować błędy poprzedniego sezonu.
Generalnie naprawdę dobry odcinek. Walka skoków super i spełnia oczekiwania, ale dla mnie ważniejsze są dobre dialogi, w miarę rozsądne przedstawienie kwestii politycznych, wierność materiałowi książkowemu (nie odnoście fabuły 1 do 1, ale rozumienia przedstawionego świata) oraz klimat.
Odcinek fajny i nie fajny.
Nie fajny.
Czy ja dobrze rozumiem że Szprotawa Stopa pokłada nadzieję na pokonanie Daemona w tym że ten zwariuje w zamku ? To już taktyka Tyriona w 8 sezonie miała więcej sensu. Przecież Daemon może bo ja wiem, opuścić zamek ? Zakładając nawet, że nie mógłby tam wytrzymać.
Wkurza mnie traktowanie Aegona przez radę. Ok król popełnia błędy ale nie jest Joefreyem, tekst pod tytułem do niczego się nie nadajesz ze strony matki był kretyński. Powinni dać mu jakieś zajęcie, które leży w jego możliwościach choćby palenie wrogich terenów na smoku, patrol, nadzór nad murami, cokolwiek. Niech chociaż myśli że jest przydatny. Poza tym Cole i Aemond są głupsi od Robba. On ukrył plan kampanii przed podwładnym, a oni bitwy, przed zwierzchnikiem a Cole przed głównym oficerem. Aemond próbował zabić brata na oczach całej armii, jak on z tego wyjdzie cało to ja nie wiem.
Nienawidzę tych wizji w Harrenhall i Larysa Stronga który całym sobą krzyczy ja coś knuje jak Petyr i Varys w GOT i nie lubię cudownej Rhaenys. Co do jej doświadczenia odebrałem to raczej jako większe doświadczenie w samym lataniu na smoku a nie w walce, coś jak z jazdą na koniu.
Bitwa fajna i Criston Cole zapunktował u mnie, że naprawdę wydawał się dbać o dobro króla.
Zgoda, odcinek najlepszy z 2 sezonu, ale też niemało głupotek i irytujących scen.
Ogólnie bitwa wyszła super wizualnie; ale Cole najpierw snuje plany z samym Aemondem (pomijając króla), a potem rzuca dowodzenie atakiem i leci sprawdzić czy król żyje po upadku ze sporej wysokości – nie wyglada to dobrze.
Jak zauważył Dael, irytująco prowadzony jest też wątek Corlysa i Niedoszłej Królowej.
W poprzednim odcinku chyba Aegon wypadł zaskakująco dobrze, w tym słabiej, ale Aemond dużo, dużo lepiej. Niestety Daemon ciągle ponizej oczekiwań w tym sezonie.
Abstrachując od Epickości całego starcia Smoków, które razem z widzami zamierzał także chyba podziwiać lord Staunton. Chciałbym się odnieść do czegoś co w końcu zostało przedstawione jak należy. Mianowicie do pierwszego w historii świata PLiO szturmu na zamek, gdzie obrońcy robią to co powinni i atakujący wice versa. Jak widać da sie umiejscowić strzelców na murach a nie przed nimi XD. Świetnie też oddano również fakt iż strzelcy strzelali seriami na zmianę i na komendę a nie na pałę jak to zazwyczaj bywa w kinematografii. Pięknie też wyglądała współpraca atakujących gdzie zbrojni z tarczami szli w małych grupkach osłaniając kuszników. Bardzo dobrze zagrało też wierne oddanie w postaci kilku taranów gdyż ,prawdą jest że jeden zazwyczaj nie wystarczył. Zabrakło tak naprawdę dwóch rzeczy. Po pierwsze jak małe gawronie gniazdo by nie było to jednak mury miało dość wysokie więc szkoda że nie przyszło nam ujrzeć drabin, gdyż byłby to jednak problem dla atakujących w momencie, w którym doszliby pod mury. Po drugie szkoda że nie pociągnięto bitwy dużej zanim przybyły smoki ponieważ albo mi się wydawało albo w jednym z ujęć obsługa w okolicach wrót gotowała smołę także kolejny plus. Mam też jedno pytanie do Daela i Bluetigera. Panowie czy waszym zdaniem poszukiwania zaginionych ksiąg Viserysa prowadzone przez Alicent nie bedą miały na celu uchylenia kolejnego rąbka tajemnicy związanej z Przepowiednią i sztyletem ? Sam Odcinek 8/10 (wieź pomiędzy jeźdźcem i smokiem top i starovalyriański też)
szkoda że na tej stronie nie ma możliwości dawania plusów, bo bym dała
A tak przy okazji – jesteśmy na półmetku tej serii, więc postaramy się z Bluetigerem przygotować osobną dyskusję o pierwszej połowie sezonu. Mnie parę rzeczy umknęło, bo starałem się pisać od razu po obejrzeniu odcinków, Bluetiger też ma jeszcze uwagi, którymi chciał się podzielić. Więc myślę, że na weekend coś ciekawego dla Was przygotujemy.
Świetnie. Lubię te wasze debaty i ciekawostki które często umykają mi z książek
A nie myślałeś DaeL, żeby jakoś reaktywować kanał na YT? Generalnie na polskojęzycznym YT jakościowych materiałów o PLiO jest całe 0, aż się prosi żeby sobie tam wykroić swój kawałek tortu. Wiem, że Twoje stare materiały gdzieś tam wiszą na kanale FSGK, ale kanał jest mocno zaśmiecony tematyką przeróżną, nowy kanał od zera, poświęcony tylko tej tematyce miałby dużo większą szansę na zasięgi. To apropos takiej dyskusji, o której piszesz, świetnie sprawdziłaby się w wersji audio.
Ogólnie odcinek mi się podobał , ale najbardziej urzeka mnie to, że mimo różnych głupotek które twórcy wciskają , jeden spory aspekt świata przedstawionego jest bardzo miło odwzorowany , a nawet bym powiedział że rozwinięty , mianowicie te wszystkie magiczne sprawy , materiały na internetowe teorie np. Daemon śpiewający smokowi , jego zdalne sterowanie smokiem , czardrzewa w Harrenhall i mnóstwo innych. Druga rzecz która mi się też podoba to są różne wzmianki w dialogach odwołujące się do szerszej historii westeros , które pokazują że twórcy serialu mają szacunek do materiału źródłowego i nie tworzą takich kwiatków jak np. Maegor The Third w którymś z późniejszych sezonów gry o tron , co było totalną olewką , a nawet więcej , ze strony showrunnerów. Z takim podejściem jak mają twórcy Rodu Smoka , nie zdziwiłbym się jakbyśmy w serialu zobaczyli takie postacie jak Racallio Ryndoon w późniejszych sezonach , albo czarnego Trombo , co było by frajdą dla mnie , bo poprzedni serial miał pod górkę z przedstawianiem postaci pochodzących z kompani najemniczych i w ogóle z innych miejsc niż westeros przez to brakowało Dzielnych kompanionów , a przecież wynajmowanie wolnych kompani to był częsty proceder wśród westerosian
Maegor III? Przybliżysz kiedy była o tym mowa w serialu?
Sezon piąty, odcinek dziewiąty. Mace Tyrell odwiedza bravos i opowiada o ty że maegor III kazał zakazać lichwy czy coś.
Sezon 5, odcinek 9. Winowajca – Mace Tyrell. A tak naprawdę to scenarzyści.
Maegor III? lol 🙂 Nie zauważyłem tego, ale w sumie nie dziwi mnie to nic a nic. Zawsze twierdziłem, że oni nigdy nie czytali PLiO.
Ja podczas oglądania tego odcinka GOT odebrałam tę scenę tak, że to miało na celu pokazać jaki Mace jest niedouczony, że nawet królów nie zna. Ale może to moja naiwność 😅
Pozwolę sobie zadać pytanie, bo książki czytałam dawno temu i pamięć mnie zawodzi — czy smoki nie posiadały wrodzonej odporności na ogień? Bądź naturalnego pancerza (smocze łuski), który chronił przed obrażeniami zadawanymi właśnie przez ogień?
Dziwnie oglądało się moment, w którym skrzydła Sunfyre tak szybko zajęły się ogniem; nie będę może odnosiła się do tego, z jaką łatwością przebito jego skórę, bo to pewnie można wytłumaczyć chociażby faktem, że jest smokiem młodszym niż starszym i potencjalny pancerz nie jest rozwinięty w pełni. I o ile rozumiem zamysł, pt. „tylko smok może zabić drugiego smoka”, tak byłam zaskoczona, jak bardzo nieodporny okazał się na płomień posłany przez Vhagar — jakby nie patrzeć, smoki są dosłownie zrodzone z ognia i zieją tym ogniem.
Uprzedzając pytanie — wiem, że Targowie nie posiadają żadnej odporności jako ludzie. Pytam tylko i wyłącznie o te smoki ze skrzydłami (chociaż to bardziej wiwerny, no ale).
Jeśli dobrze pamiętam (a zazwyczaj fakty na temat smoków zapamiętuję nieźle), to smoki są odporne na ogień (a przynajmniej smoki dorosłe), ale nie na smoczy ogień. Prawdopodobnie chodzi o różnicę temperatury, smoczy płomień jest bardzo gorący, większość normalnie palących się materiałów (drewno) zapewne nigdy nie osiąga zbliżonej temperatury. W książkach na pewno wiemy o jednym smoku, który został zraniony przez smoczy ogień, ale nie wiem, czy mam ten przypadek tu przytoczyć, bo to byłby spoiler dla serialu 🙂
Nie wykluczam też, że smokom mógłby zagrozić dziki ogień.
Myślę że chodzi o wiek Sunfyre.
Ogniem ziała w końcu sama Vhaegar wiec ciężko o potężniejszy ogień. W książkach jest napisane ze młodsze smoki miały słabszy armor który twardniał z wiekiem.
Dziękuję za odpowiedź. <3
I od razu pociągnę temat dalej dla odświeżenia wiedzy o Tańcu Smoków.
Co prawda nie pamiętam detali, bo zatarły się w mojej głowie, ale jedyna sytuacja ze zranieniem przez smoczy ogień z książek, która przychodzi mi do głowy to ta z oślepieniem Księżycowej Tancerki przez Sunfyre — czy właśnie o tym mowa? Czy pomieszałam fakty albo imiona?
Aczkolwiek oczy uchodzą chyba za najdelikatniejsze i najbardziej podatne na zranienia miejsce, nieważne jak potężny czy wiekowy jest smok — Meraxes była tego doskonałym przykładem — więc podejrzewam, że to jedyny organ pozbawiony jakiejkolwiek odporności na ogień, nawet ten zwykły?
Ze wszystkich potencjalnych obrażeń, które stworzenie mogłoby odnieść w walce, utrata wzroku wydaje się niezwykle sensowna i niekoniecznie wymaga obecności drugiego smoka do tego (ser Swann chyba próbował własnoręcznie oślepić jednego podczas Tańca?); tak przynajmniej uważam. Chyba że Tancerka została jeszcze poważnie poparzona w okolicach pyska, to już przestaję marudzić. 🙂
Swoją drogą, dostrzegam delikatną ironię w starciu Vhagar oraz Meleys, mając w pamięci, że wcześniej były dosiadane przez Baelona i Alyssę.
Lekko zmienię temat bo mnie ciekawi a nie znam odpowiedzi, jeśli Targowie nie posiadają odporności na ogień jako ludzie to co powodowało że Daenerys była odporna na ogień?
Sytuacja Daenerys była jednorazowa i związana bodajże z magią krwi (?) oraz przeprowadzonym rytuałem, jednak nie posiadała ona jakiejkolwiek odporności na ogień sama w sobie; w rozdziale chyba dopiero po wypowiedzeniu jakiś słów przez maegi Mirri mogła przekroczyć ścianę ognia, bo wcześniej parzył jej skórę jak normalnemu człowiekowi. Ważnym elementem tamtego zdarzenia — czego niestety zabrakło w serialu — było to, że włosy książkowe Daenerys całkowicie spłonęły.
W książkach nie było więcej takich sytuacji, w których bezpośrednio wkraczała w ogień.
Ponadto gdzieś w późniejszych rozdziałach były fragmenty, że sam oddech Drogona opisywała jako na tyle gorący, że wywołujący poparzenia bądź pęcherze na skórze (nie pamiętam dokładnie, jakie słowo zostało użyto, bo czytałam książki wieku temu).
Tak , ogólnie spalenie mirri na stosie to była , jakby dalsza część rytuału magicznego , zaczętego w namiocie. W namiocie dusze khala Drogo , jego konia i syna weszły w jaja smocze , a na stosie doszło do ich wyklucia. Nie pamiętam czy w serialu było to widać, ale w książkach jak Mirri maz dur zaczęła inkantować zaklęcia to płomienie jej nie ruszały dopóki Daenerys nie weszła do ognia- jej magiczna krew zaczęła działać.
Nie najlepszych* stopniowanie przymiotników;). Jakimś cudem ten błąd jest też w wielu książkach
Dzięki za zwrócenie uwagi. Nie pierwszy raz mi się ten błąd zdarza. Mózg sobie zakodował, że to przymiotnik, a zapomina, że w stopniu najwyższym.
Ta krytyka to mimo wszystko zawsze z miłości <3
Odcinek najlepszy, ale wciąż brakuje do pełni satysfakcji.
Czego szuka Alicent? Tutaj można być zaintrygowanym. W końcu coś ciekawego robi w tym sezonie.
Cole z dala od niej też staje się ciekawszy.
Aegon i Larys to niezmiennie jasne postacie tego sezonu. Oby tak dalej, to kulminacyjny moment serialu może być wybitny. Albo spaprany jak zabicie dziecka 😜
W zasadzie brakło jednej rzeczy. Cały sezon jakieś postacie coś mówią by widz zrozumiał, zamiast pokazać.
Ale tutaj kurka wódka aż się prosiło, by w czasie walki Vhagar i Maelys ktoś powiedział coś o tańcu. Bo to wyglądało niemal idealnie.
Daemon przez pół sezonu zmarnowany. Wielka szkoda.
Odcinek niezły, nie podobał mi się tylko ten ostatni manewr Aemonda, który się teleportował ze swoim smokiem i wziął z zaskoczenia Rhaenys
Odcinek szynko zleciał, dobrze się oglądało, smoki zatańczyły. Nie do końca rozumiem ten wątek z ciążą i herbatką i Alicent, zastanawia mnie też jak zostanie pociágnięty temat jej szukania tej przepowiedni. Oczytana w tych książkach powinna być bo jak pamiętam za młodu dużo czytała królowi. W dorzeczu jedno jest stałe, lord Tully jest umierający i w jego zastępstwie pojawia się ktoś bez charakteru. Inna kwestia to co taki lord może? Lub powinien zrobić jak mu wasal deklaruje się po innej stronie? Jak powiedzmy w tej wersji Bracenowie? Chyba nie tylko ja tak to odebrałem że Aemonda bardziej interesowało usmażenie swojego brata, co trochę mnie zaskoczyło. Jedyne do czego bym się przyczepił to ognioodporność smoczych jeźdźców, bo jednak w tych płomieniach wyglądają jakby nic się im nie działo. Dalej odbieram że jest przekaz girl power, bo dziewczyny chcą uniknąć wojny ale jak muszą to w ostatecznośći a faceci tylko by krew przelewali. I przestroga dla tych co pili jakieś arborskie lub ale, nie latamy na smokach w takim stanie, tak jak nie prowadzimy auta.
Sprostowanie na temat Maelora: sam Condal niedawno powiedział, że „he hasn’t been born yet”. Więc ta postać nie może być wycięta – urodzi po prostu się później (no chyba że Condal kłamał w żywe oczy :P) Pytanie tylko, czyim będzie synem? Aegon w najbliższym czasie nie będzie w stanie płodzić dzieci, a teoria z Aemondem nie wydaje się prawdopodobna. Scenarzyści nie robili by całego tego wątku mommy issues i romansowania z o wieeeele starszą kobietą tylko po to, by za chwile wepchnąć go do łóżka z Helaeną. Synem Alicent i Cole’a też nie może być. Hmm, a może to Dyana jest w ciąży a Maelor będzie bękartem Aegona? Musi być jakiś w końcu jakiś powód, dlaczego ta postać wróciła w drugim sezonie.
Healena zawsze już może być w ciąży już teraz, chociaż byłoby dziwne, że nie dali ani jednej sceny pt „ja też nie mam ochoty, ale nie mamy już męskiego potomka. Zamknij więc oczy i myśl o Anglii”.
Sto lat mnie tu nie było 🙂 Dobry odcinek, trochę mnie irytuje, że Vhagar, którą powinno być widać i słychać z bardzo daleko, kolejny raz notuje zabójstwo metodą asasyńską, pojawiając się znikąd i zadając cios. No ale rozumiem, że to dla budowania dramaturgii.
O aronio losu, słuszna uwaga. Assasin Creed Vhagar Edition. Wciśnij ctrl aby schować się za zamkiem.
Dlaczego tych smoków nie poleciało więcej ze smoczej skały?
Smoki synów Rhaenyry były jeszcze małe, a przede wszystkim oni byli jeszcze gówniarzami. Skończyłoby się jak z Lucerysem. Teoretycznie mogłaby polecieć sama Rhaenyra, ale narażać królową dla nie wiadomo czego? Gdyby wiedzieli, że szykuje się wspólny atak Aegona i Aemonda to pewnie by poleciała, ewentualnie nikt by nie poleciał. Zaś Daemona nie było na Smoczej Skale. Rhaenys miała tylko wspomóc obronę przed ludźmi, nie walczyć z dwoma wielkimi smokami.
Miala, ale uznała ze siła woke/girl power pomoże jej pokonać dużo potężniejszego smoka kierowanego przez dobrego wojownika
Podejrzewałam, że pomiędzy Aegonem a Aemondem dojdzie do konfliktu ale nie spodziewałam się bezpośredniego ataku na króla. To bez wątpienia nie był wypadek a wykorzystanie okazji i to na oczach armii. W ogóle nie podoba mi się to jak Rada, Alicent, generalnie wszyscy jawnie poniżają Aegona. Już nie mówię o tym, że jego gwardziści to skończeni idioci.
Kolega kolegi pyta:
Rhaenyrys w książce też zginęła?
Aegon w książce zginął?
Rhaenys tak. Co do Aegona – idą też zgodnie z książką.
Moglibyście uważać co piszecie o książkach
Nadia właśnie zepsuła komuś zabawę. 😛 Miałem to napisać ze spoilerem, ale wcięło mi posta. :/ Aha – Rhaenys, nie Rhaenyrys.
Ach te imiona. Staram sie robić kopiuj wklej bo mógłby byc jeszcze większy babol.
Też w sumie niedoprecyzowałem że chodzi mi o tą bitwę bo że zginą to oczywiście jest jasne.
Ale jestem tez ciekaw tego twojego spojlera.
Chętnie bym sie teraz pośmiał.
Gram w AGOT, więc te valyriańskie imiona mam obcykane na pamięć. 🙂
Domyśliłem się, że chodzi tylko o tę bitwę. Z grubsza napisałem to samo co Nadia, tyle że pod spoilerem, bo pewnie nie wszyscy czytali, a niektórzy pewnie nie chcieliby psuć sobie niespodzianki. Ale Vermithor coś pisał, że chyba spoilery nie działają. Pewnie dlatego mój post nie wszedł.
szkoda że na tej stronie nie ma możliwości dawania plusów, bo bym dała
Świetny odcinek, jestem zaskoczona że nie było większych głupot.
Nawet końcowa walka Rhaenys wydaje mi się sensowna, bo w momencie gdy pojawiła sie Vhagar Rhaenys wiedziała, że nie wyjdzie żywa. Nawet w przypadku ucieczki na Meleys Vhagar jest w stanie je dogonić z racji rozmiarów. A przynajmniej będąc na miejscu Aemonda bym je goniła, bo mogę zmniejszyć liczebność smoków przeciwnika o jeden. Wydaje mi się, że Rhaenys zdawała sobie z tego sprawę oraz że nie ma innej opcji jak walczyć
Akurat nie trafione totalnie, tzn rozmawiamy o najwolniejszym smoku Vhagar i o najszybszym w każdych warunkach pogodowych Meleys (może teraz przy ładnej pogodzie Moondancer jest szybsza). Nawet smok Lucerysa Arrax był od niej szybszy i gdyby pod Storm End nie byłoby burzy to Vhagar by nie dogoniła młodego.
Tu zdania będą podzielone, bo wielkość nie przeklada się na szybość i zwrtność. Smok bojowy w zależności od swej wielkości i wieku ma swoje cechy które jeździeć powienien umieć wykorzystać.
1. Czy uważacie że Zieloni wiedza że Deamon ma focha na współpracę? Bo sobie tak myślę co zrobił by Aemond gdyby nadleciały Caraxes/Meleys/Syrax jednocześnie? Nie dostałby sygnału? Przecież mielibyśmy faktycznie Crispy Cola. Poleciałby i dostałby na p…
2. Czy uważacie że zalety Meleys i Vhagar zostały pokazane dobrze w tej walce? Dostajemy drugiego killa Vhagar z zaskoczenia. Tzn ten pierwszy można jakoś wytłumaczyć dopiero co wylecieli z burzy itd. Ale tutaj przebiegłość jak na gabaryty jest dość zastanawiająca. Wydawało mi się że Meleys będzie ogólnie unikał starcia kontaktowego z Vhagar a wlatuje prosto w szpony. Wydawało się właśnie to powinien być koniec Meleys, złapana szponami powinna być rozdzierana w jakiś sposób. Moim zdaniem w książce jednak jest przedstawione dość realistycznie. Meleys pali sobie wojska zielonych nadlatuje Sunfyre i Vhagar. M walczy jest zwinna, gdzieś szczepia się z młodym S a V atakuje z góry i dociska cielskiem w dół. Łamiąc przy okazji skrzydło S. Dodatkowo M robi takie kabooom jak w serialu i przy okazji trochę przysmażając Aegona.
3. Już jakiś czas temu czytałem Ogień i Krew, czy walk smok na smoka nie ma tak dużo czy ja po prostu nie pamiętam. Poza tymi dwoma akcjami
Arrax vs Vhagar (cieżko to nazwac walką),
Meleys vs Vhagar/Sunfyr,
wiadoma walka z Oka Boga
Słońce vs Księżyc
Tumbleton 2
i koniec? 2/5 już za nami
Według odcinaka to tak:
1. Wiedzą że coś nie gra bo Deamon siedzi i dostaje szajby wedlug Stonga
2. Tu mamy rozjazd, ja odbieram że Aemond w sumie bardziej był zainteresowany grillowaniem brata króla niż rywalki dalekiej ciotki. Może miał tski plan, jednak to by wymagało dużego doświadczenia bo widzimy że wszystkie smoki zaliczyły glebę, OK wielszy sobie lepiej poradził. Jak pamiętam w książce to oni sobie pomagali.
3. Tu pamiętam jeszcze mniej.
Przypomina mi się jeszcze Dareona walka. Książki leża obok to chyba wiem co w weekend vedę robił 🤣.
To moje zdanie a kazdy moze miec swoje, zupelnie inne
UWAGA! BĘDĄ SPOILERY!
Jako książkowego ultrasa coraz bardziej wkurwia mnie w tym serialu to, co oni robią z Aegonem. Jak wiadomo jestem fanem Czarnych i Aegona szczerze nienawidzę. Ale jestem też obiektywny, a oni robią tu z niego kompletną cipę i przygłupa, który nie potrafi jednocześnie iść i żuć gumy. I nawet jak rusza do boju to oczywiście musi być nawalony. :/ To nie jest książkowy Aegon! Książkowy Aegon był okrutnym podłym sukinsynem, ale nigdy nie był cipą ani klaunem. Był mądrzejszy i twardszy od tej fałszywej jednookiej pizdy Aemonda, którego jedyną zasługą było to, że ukradł największego smoka. A potem dał się wraz z nim zabić, jak ostatni dureń. Aegon odniósł pod Gawronim Gniazdem straszliwe rany. Miał połamane żebra, biodro i poparzoną połowę ciała. Zbroja na lewej ręce stopiła się i połączyła z ciałem. Na Smoczej Skale też odniósł ciężkie rany, m.in. miał połamane obie nogi. A jednak zrezygnował z przyjmowania makowego mleka, żeby zachować jasność umysłu. Trzeba mu to przyznać – był naprawdę pieprzonym twardzielem. Aegon nie był dobrym królem, a jeszcze gorszym politykiem i strategiem. A jednak mając do pomocy jedynie paru ludzi potrafił przechytrzyć i pokonać Rhaenyrę. Gdzie w tym czasie był ten rzekomy świetny strateg, rozsądny i robiący w serialu efektowne miny, waleczny Aemond? Czy aby nie obszczypywały go raki na dnie Oka Boga? Co zrobił dla królestwa poza zrażeniem dla sprawy Zielonych całego Dorzecza i romansowaniem z wiedźmą? Dał się zabić, pozbawiając ich największego smoka? Tak czułem już po tamtym sezonie, że będą chcieli przeciwstawić sobie obu braci, szmacąc Aegona i hajpując pod niebiosa Aemonda, którego wyreklamowali nawet z zabójstwa Lucerysa. Krewnego i posła. :/ Jest to biegunowo sprzeczne z duchem książki, ale udało im się. Fanboye serialu wychwalają tę postać, co strasznie mnie wkurza.
Moim zdaniem kreacje większości bohaterów są bardzo złe, żeby nie powiedzieć tragiczne, jeśli porównać wszystko do książki — wciąż mnie boli drastyczna zmiana wieku Alicent oraz wykreowanie przyjaźni z młodą Rhaenyrą, bo już samo to wiele odbiera temu konfliktowi, nie wspominając o pozostałych postaciach; do tego jeszcze dochodzi wybielanie i przekształcanie wydarzeń czy faktów z mieszanym skutkiem, jednak przeważnie gorszym niż lepszym.
Nie wspieram ani jednej, ani drugiej strony, oczekiwałam po prostu serialu oddającego dobrze obraz politycznych rozgrywek i wojny samej w sobie, niestety już pierwszy sezon mocno mnie rozczarował, a absurdów czy niemających sensu zmian przybywało (i pewnie jeszcze trochę tego zobaczymy).
Dokładnie. Też o tym pisałem. Odmłodzenie Alicent i zrobienie ich przyjaciółkami to strasznie głupi pomysł. Zamiast klasycznego archetypu złej macochy, mamy tu jakąś mdłą niby-przyjaźń, zupełnie nieuzasadnioną fabularnie. Bohaterki MÓWIĄ o przyjaźni, ale jej nie pokazują. A klasyczna zasada filmowa brzmi: nie mów – pokaż. Odbiera to też sens tej niechęci między dziećmi bohaterek. Dlaczego właściwie się nie lubią, skoro matki się przyjaźnią? Przecież to bez sensu.
Myślę, że dużym problemem pierwszego sezonu jako całości było również tempo, dosłownie co odcinek mieliśmy przeskok czasowy, który nawet dla osoby znającej uniwersum mógł być zaskoczeniem, bo w pewnym momencie nie wiedziałam, gdzie jesteśmy ani co za chwilę nastąpi. Mogli inaczej rozłożyć materiał na dwa pierwsze sezony, poświęcić więcej miejsca na zarysowanie podłoża późniejszych konfliktów — szkoda również, że oglądaliśmy tak mało interakcji między smokami a jeźdźcami; rozumiem, że budżet bywa ograniczeniem, ale smoki to najważniejszy element tego konfliktu.
Jeśli już zależało twórcom na odmłodzeniu Alicent oraz jej przyjaźni z Rhaenyrą, to od momentu okaleczenia Aemonda ta drastyczna zmiana w ich relacji powinna być konsekwentnie prowadzona, za to my otrzymujemy absurdalne spotkanie z poprzedniego odcinka, wysyłanie listów, wyrwanych kartek ze starych ksiąg, które czytały w młodości. Niby każda chce zapobiec wybuchowi wojny oraz rozlewowi krwi (co jest poniekąd zrozumiałe), ale pytanie brzmi — czy którakolwiek potrafiłaby dobrowolnie ustąpić i oddać tron?
Absolutnie nie.
To jest dla mnie największy zgrzyt we wszystkim, co oglądamy; mówienie o bezkrwawym zakończeniu tego wszystkiego i niedopuszczeniu do wojny, i jednocześnie brak jakiegokolwiek rozwiązania, które mogłoby realnie mieć szansę na powodzenie.
Jestem też ciekawa, czy gdyby obie strony zostały pozbawione smoków, to Alicent oraz Rhaenyra wciąż opowiadałyby się za pokojowym rozwiązaniem i wyjaśnieniem „nieporozumienia” związanego z sukcesją, czy prędzej obie strony wysłałyby zastępy żołnierzy do walki na śmierć i życie.
Nie, ten pomysł z przyjaźnią był od początku skazany na porażkę. Pomyśl, gdyby one przyjaźniły się aż do momentu afery z Aemondem, to czy ich dzieci chlastałyby się nożami pod byle pozorem? Wśród przyjaciół skończyłoby się na paru kuksańcach, śmiechu i wspólnej zabawie. Problem w tym, że twórcy wzięli większość fabuły z książek, ale bez tych elementów, które czyniły tę fabułę logiczną i wiarygodną. W książce obie rodziny od początku się nienawidzą, bo mają konkretne powody do tej nienawiści, są sobie konkurencją. A dzieci widzą tę nienawiść rodziców i dziedziczą ją.
Domyślam się powodów czemu tak zrobiono. Niestety są to powody polityczne. Kobiety miały tu być dobre, przyjaźnić się i marzyć o pokoju, a źli mężczyźni odmawiać im praw i przeć do wojny. Przyznasz chyba, że książkowa Alicent niezbyt pasuje do takiej wizji? Twórcy nie mogli pozwolić, żeby kobieta-Rhaenyra oraz pokój w królestwie był krzywdzony nie przez złych mężczyzn tylko przez drugą kobietę, podłą i chorobliwie ambitną. Stąd ta przyjaźń i te idiotyczne zabiegi pokojowe naszych pań.
Nie twierdzę, że pomysł miał szansę powodzenia — uważam jedynie, że twórcy mogli rozrysować go inaczej, nieco bardziej wiarygodnie i z dozą konsekwencji, której ostatecznie zabrakło. Za to pierwsze konflikty (o ile to właściwe słowo do użycia przy dzieciach) pomiędzy synami obu stron wówczas pisałyby się same, bo dystans wraz z wrogością matek naturalnie przenosiłby się dalej i rozrastał na najbliższe otoczenie. W książkach, jak dobrze pamiętam, na samym początku stosunki między Alicent i Rhaenyrą były poprawne, aczkolwiek ta druga miała chyba dziesięć lat w momencie drugiego ślubu ojca, za to pierwsza szczerze wierzyła, że urodzenie syna zmieni spojrzenie Viserysa na sukcesję. Wszystko zmieniło się dopiero później, kiedy jego córka dalej figurowała jako ta, która odziedziczy władzę.
Chociaż w pierwszym sezonie Aemond wypowiada do brata słowa „she’s your future queen” odnośnie Helaeny, co mogło być delikatnym skinieniem ku temu, że Alicent w obecności dzieci nie kryła planów dotyczących ich przyszłości. Tylko — no właśnie, serialowa Alicent niewiele ma wspólnego z tą książkową. I bardzo szkoda, że jej kreacja obrała taki kierunek na ekranie, bo jeśli podążyliby za oryginałem, mogłaby być jedną z lepszych, a już na pewno jedną z ciekawszych postaci serialu.
W książce wszystko jest logiczne i wiarygodne. Alicent wchodzi w łaski Viserysa i rodzi mu syna. Cieszy się, bo myśli, że wygrała. Ale Viserys uparcie odmawia zmiany kolejności sukcesji, więc poświecenie Alicent idzie psu na budę. Jest wściekła i przypisuje Rhaenyrze wszelkie możliwe wady i złe intencje. Rhaenyra nie pozostaje jej dłużna, bo przecież nie ma żadnego powodu, żeby lubić macochę. A dzieci, jak posłuszne wojsko, idą za swoimi matkami. Taniec Smoków to konflikt między dwiema kobietami, a nie tam żadnymi mężczyznami pragnącymi wojny, jak ciągle bredzi Rhaenys. Ale w dzisiejszych rozpolitykowanych czasach to nie jest dobre przesłanie na serial. 🙂
Stary, na Reddicie wychwalają wszystko, dosłownie najbardziej nieudane momenty serialu są tam uważane za cudo. Ludzie nie potrafią już krytycznie myśleć o czymkolwiek. Zresztą w 1 sezonie tutaj bywało momentami podobnie. Aegon musi być głupkiem bo jest facetem, to proste. Natomiast mi się nie podoba jak zmienia się non stop podejście ludzi do jego osoby. Raz się go boją, raz z niego kpią jak z prostaka
Myślę, że to wynika z czegoś innego — podejrzewam, że 80% osób oglądających HOTD czy GoT nigdy nie przeczytało ani jednej książki Martina, może nawet nie zajrzało do żadnej i to przekłada się na te reakcje oraz zachwyt. Dorzućmy do tego elementy wybielania niektórych wydarzeń czy przeinaczanie faktów, by ludzie bardziej sympatyzowali z jedną stroną, za to drugą traktowali z większą niechęcią; niestety serial od początku borykał się ze zbyt wieloma uproszczeniami, zniekształceniami czy wreszcie zmianami, które nie wyszły na dobre. 😡
Pełna zgoda, choć co do wybielania to myślę, że nie wybielają żadnej konkretnej frakcji, a pewne wybrane osoby z obu (inne zaś poczerniają, jak właśnie Aegona i Daemona). Bez dwóch zdań najbardziej wybielają Alicent i Aemonda u Zielonych oraz Rhaenys i Laenora u Czarnych. Z niepokojem widzę też, że właśnie zaczęli wybielać Alfreda Broome, a to może być już ponad moją wytrzymałość. :/
W moim odczuciu wybielanie równa się tutaj również wycinaniu niektórych postaci czy przeinaczaniu zdarzeń, chociażby niedawny brak Sary Snow (niby pierdoła, ale trochę szkoda) czy wyjątkowo łagodne ujęcie morderstwa syna Aegona — ta scena w książce ma cholernie smutny i okrutny wydźwięk, kiedy stawiają Helaenę przed wyborem „wskaż dziecko, które mamy zamordować” a finalnie zabijają to drugie; strasznie zmarnowali tutaj potencjał.
Ciężko mi mówić o wybielaniu frakcji jako całości, bo głównie oglądamy na ekranie Targaryenów i teoretycznie obserwujemy konsekwencje ich decyzji (czasem bardziej, czasem mniej indywidualnych), ale z drugiej strony… to właśnie oni są filarami owych frakcji, prawda?
Hmm, to o czym mówisz, to raczej wygładzanie niż wybielanie. Ale fakt, zupełnie niepotrzebne. Ujmuje dramatyzmu.
Chyba, że tak. Nie czytałam Plio, więc tylko się domyślam jak mogło być.
Ta cała historia o śnie Aegona. Czy to nie jest to samo co wyczytał Rhaegar za młodu?
Jeżeli tak, to gdzie to znalazł.
Gdzieś w Czerwonej Twierdzy. Możemy to wywnioskować z faktu, że zaraz po lekturze poprosił Willema Darry’ego, aby zaczął go szkolić.
Jeszcze pytanie spóźnione, bo do poprzedniego odcinka, ale.
Czy uważacie, że wprowadzenie Daerona tak późno jest dobrym pomysłem?
Czy byłoby lepiej, gdyby został jednak całkowicie wycięty z serialu?
A może serial spróbuje go teraz przedstawić jako swoiste „zastępstwo” za Aegona, a jednocześnie przeciwwaga dla Aemonda (pod względem charakteru oraz ewentualnych motywacji)?
Wiem, że to niezwykle ważna postać i nie mogę się doczekać szansy zobaczenia go wraz Tessarion na ekranie, ale został totalnie wypchnięty za margines wszystkich odcinków pierwszego sezonu, nigdy nie było o nim słowa, dosłownie nie istniał, a przynajmniej nie pamiętam, by ktokolwiek wyrzekł jego imię, przez co teraz w oczach przeciętnego widza (który książek nie czytał) będzie obcym człowiekiem pojawiającym się… znikąd.
Moim zdaniem wprowadzili go stanowczo za późno. Wystarczyły dwa zdania w drugiej połowie pierwszego sezonu, tłumaczące, że w czasie „przeskoku czasowego” Daeron został wysłany do Starego Miasta (choćby jako maleńkie dziecko), i to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej.
Natomiast jeśli mam wybrać Daerona wprowadzonego ni z gruchy, ni z pietruchy albo całkowity brak Daerona, to wolę wersję pierwszą. Daeron to obok Nettles jedna z nielicznych naprawdę pozytywnych postaci w tej opowieści. Przyda się choćby dla kontrastu.
Aha, i myślę, że zobaczymy go dopiero w sezonie trzecim. Ale pewnie zostanie jeszcze kilka razy wspomniany w tym sezonie, żeby przynajmniej część widzów załapała, że jest jeszcze jeden syn Alicent.
Słyszałeś DaeL o wywiadzie aktorki odgrywającej Rhaenys ? Twierdzi, że w serialu jest ona najbardziej pozytywną postacią i gdyby rządziła to nikt by jej nie podskoczył bo by się jej bali. Po posiedzeniach rady to tego nie widać. A i porównała ją do Hillary Clinton. Normalnie tylko spaść z krzesła.
Kolejna nawiedzona. Dla mnie to najbardziej irytująca postać w serialu, a nie pozytywna. :/
Z głównych ?
W zasadzie ze wszystkich. A przynajmniej z tych, na które zwraca się jakąś uwagę. Tych jej powtarzanych do urzygu przemówień o złych mężczyznach szkolonych i prących do wojny (oraz wolących spalić królestwo niż dać w nim rządzić kobiecie) nie dawało się już słuchać. Ma się to do treści książki i serialu, jak pięść do nosa. Taniec Smoków to była przede wszystkim wojna dwóch kobiet (nie żadnych mężczyzn szkolonych do walki). Ich ambicji, wzajemnej niechęci i uporu. To po pierwsze, po drugie tysiące mężczyzn nie tylko godziło się na rządy kobiety, ale i oddało za nie życie. To co pieprzy w serialu Rhaenys brzmi jak ponure szyderstwo. A jeżeli sama aktorka w to wierzy, to albo nie miała w ręku Ognia i Krwi albo jest idiotką.
Też nie znoszę Rhaenys( nie lubię też aktorki która ją odgrywa), wkurzająca baba, zresztą nie znoszę całej jej rodziny męża, dzieci, wnuczek, postacie nudne jak flaki z olejem, aktorzy słabo dobrani.
Ja akurat lubiłem Laenę i lubię jej córki. To jedne z niewielu postaci w tym serialu tak po ludzku sympatyczne. A czy nudne? Na razie nie mają wiele do roboty. Ich czas jeszcze nadejdzie (o ile HBO czegoś znowu nie naputa). Podobnie zresztą jest z Corlysem. W książce to jedna z trzech najważniejszych postaci, a tutaj tylko się snuje, bo przyćmiewa go wszechmądra bohaterska żona. Wina scenarzystów, bo aktor jest całkiem spoko (jak na wiadome zmiany). Absolutnie za to nie da się patrzeć na tych niby jego bękartów. Całkowicie spieprzone postaci, aktorzy zupełnie z de, a wątek nadaje się tylko do kosza. :/
Masakra… Za bardzo się wczuła w rolę 😂
5 odcinek tak słaby, że szkoda komentować? 😜
DaeL ma jakąś niespodziewaną obsuwę. Problemy techniczne. Stay tuned.
Szczerze ? Moim zdaniem strasznie.
no ja większość odcinka oglądałem na przyśpieszeniu x2, taki był ciekawy xd