FilmyRecenzje Filmowe

Fontanna Młodości (2025)

Sama podróż jest ważniejsza niż nagroda na jej końcu – takie motto przyświecało ojcu Luke’a (John Krasinski) i Charlotte Purude’ów (Natalie Portman). Gość był fanem historii, archeologii i – a jakże – poszukiwaczem artefaktów. Przekazał zamiłowanie do przygody swoim dzieciom, ale Luke okazuje się być mniejszym idealistą niż ojciec, natomiast Charlotte ma problemy rodzinne i zawodowe, więc nie w głowie jej pogoń za skarbami. Poszukiwania legendarnej fontanny młodości mają na powrót połączyć rodzeństwo, tchnąć w relację nowe życie, uwolnić ich od kłopotów i dać powód do nakręcenia sequela.

Guy Ritchie jest legendą i legendą pozostanie. Takie filmy jak „Porachunki”, „Przekręt” czy nawet „Sherlock Holmes” z Robertem Downeyem Jr. dały mu nieśmiertelność. Ostatnio mam jednak wrażenie, że reżyser – mówiąc potocznie – odwala chałtury, żeby dorobić sobie do emerytury. Nie wiem bowiem, jaki pomysł stał za „Fontanną młodości”, ale gdybym miał strzelać, to powiedziałbym, że żaden. To znaczy jestem pewien, że panowie w garniturach policzyli w Excelu, że jak wywalą 180 milionów zielonych, zatrudnią znane nazwiska i poproszą o wariację na temat Indiany Jonesa zmiksowanego ze „Skarbem narodów”, to wyjdzie murowany hit. Obawiam się, że będą musieli policzyć jeszcze raz.

„Fontanna Młodości” jest produkcją, w której w teorii wszystko się zgadza, a w praktyce nie zgadza się niemal nic. Krasinski i Portman (szczególnie ona) jadą na autopilocie i po prostu wygłaszają swoje kwestie. Nie ma tu chemii, nie ma zęba, nie ma żadnej energii. Nikt nigdy nie uwierzyłby, że to jest ekranowe rodzeństwo. W jednej scenie są mili, w innej niby się kłócą, ale wygląda to tak, jakby ich zachowania czy motywacji nie determinował scenariusz tylko forma dnia czy nastrój w danej chwili. Jeśli starali się zagrać dobrze – w ogóle tego nie widać. Krasinski jest Jimem z The Office w bardziej wytwornych ciuchach, a Portman gra na jednej minie.

Sama dynamika między siostrą, a bratem okraszona jest bohaterami drugiego planu. Wśród nich jest znudzony biznesmen, który sponsoruje wyprawę (Domhnall Gleeson), strażniczka fontanny (Eiza González), która wypełnia obowiązek, ale musi mieć jeszcze emocjonalną relację z Jimem… przepraszam – z Lukiem. Ten ostatni ciągnie za sobą dwójkę pomagierów, których odziedziczył po ojcu (w tych rolach Carmen Ejogo i Laz Alonso) i są oni w tym filmie tak bardzo po nic, że aż mi ich szkoda. Mam wrażenie, że mieli po prostu wypełnić jakieś wytyczne odnośnie różnorodności w obsadzie. Ich postacie nie mają żadnych cech, żadnego charakteru, nic ciekawego nie robią, nie mają nic do powiedzenia. Przypominają tych dwóch panów, co polecieli szukać nowej ziemi w „Interstellar” i stanowili zbędny dodatek to Matthew McConaughey’a i Anne Hathaway. Byłem w szoku, jak bardzo nie dali im nawet pół sensownej sceny, gdzie mogliby zrobić coś ekstra. Last and least: inspektor Jamal Abbas (Arian Moayed), czyli funkcjonariusz Interpolu, który ściga rodzeństwo pod zarzutem kradzieży dzieł sztuki. Z powyższego wynika, że jest odrobinę za dużo bohaterów? Wątków? A przecież są jeszcze członkowie azjatyckiego gangu, którzy ścigają Luke’a po całym świecie…

Najgorsza w tym wszystkim jest potworna, nieprawdopodobna wręcz nuda. Niby zaczynamy pościgiem, niby bohaterowie cały czas muszą się przemieszczać po świecie szukając wskazówek i odpowiedzi, ale nie ma w tym żadnej energii, żadnego sensu. Zagadki przypominają te z gier „Uncharted” albo nowej wersji „Tomb Ridera”, czyli jeśli jesteś w stanie obsłużyć sorter kształtów dla pięciolatków – znajdziesz fontannę.

Zaskakuje też warstwa techniczna. Dynamiczne pościgi, pojedynki i strzelaniny nakręcone w efektowny i imponujący sposób były wizytówką Ritchiego. No właśnie, były. Tu sceny akcji są nakręcone długimi statycznymi ujęciami, a strzelaniny niemal z parodystycznym zacięciem. W teorii na ekranie „się dzieje”, a w praktyce emocje jak na grzybach. Walczyłem ze sobą mocno, żeby nie sięgnąć z nudów po telefon.

Może chociaż finał wynagradza dwie godziny męczarni? W żadnym wypadku. Marna kopia rozwiązania z innego filmu przygodowego, podana w sposób zupełnie nieemocjonujący, płytki i żenujący. Z obowiązkowym zwrotem akcji, który widać od mniej więcej piętnastej minuty filmu.

Nikomu nie chciało się nawet dbać o warstwę historyczną. Do pewnego starożytnego pomieszczenia można się dostać wyłącznie używając „starożytnych” instrumentów. Te instrumenty nazywa się hangi (l. poj. hang) lub handpany. Wymyślone w… 2000 roku, premierę miały w 2001. Nie mam na myśli okresu przed naszą erą, przedmioty wymyślono 25 lat temu… A już o CGI to nawet nie każcie mi pisać. Jak zobaczycie (a nie polecam) ogień w scenie pierwszego pościgu albo wodę podczas zatapiania pewnego wraku – zrozumiecie, jak wyglądała kontrola jakości podczas montażu (spoiler alert: nie wyglądała w ogóle).

Niewiarygodne jak można „spalić” tyle pieniędzy i wyprodukować coś tak bezpłciowego, nijakiego i bez ikry. Jeśli miałbym na siłę szukać pozytywów, napisałbym, że jest tu kilka ładnych lokacji, samochody wyglądają pięknie, krajobrazy mogą się podobać, a raz na 20 minut padnie zabawny one-liner. I tyle. Żeby wam oddać skalę tej porażki, napiszę tak: wolałbym oglądać codziennie „Indianę Jonesa i Królestwo Kryształowej Czaszki” przez miesiąc, niż jeszcze raz obejrzeć „Fontannę młodości”. Ta produkcja nawet nie zasługuje na porównania z serią o Jonesie, a i obie części „Skarbu narodów” są o kilka klas lepsze. Ba, średnie i niezbyt emocjonujące „Uncharted” to nadal film nieporównywalnie lepszy. Redaktor kuba lubi powtarzać, że praktycznie każda produkcja Apple okazuje się dobra, bardzo dobra lub doskonała i… ja się z nim najczęściej zgadzam (pozdrowienia dla Letniegowina bez żadnego trybu. 😉 Teraz jednak gigant z Cupertino dał nam coś, co przeczy tej tezie i radzę wam omijać ten tytuł szerokim łukiem, bo łatwo się nabrać na kombo reżyser/obsada/plakat i stracić bezpowrotnie 125 minut.

Fontanna Młodości (2025)
  • Ocena SithFroga - 3/10
    3/10
To mi się podoba 5
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 3

  1. Jako archeolog mam nadzieję, że ten inspektor interpolu ich złapał 😀 ***** nielegalnych kopaczy!

    To mi się podoba 2
    To mi się nie podoba 0
  2. Akurat wczoraj oglądnąłem pierwszą godzinę i po recenzji widzę, że druga nie będzie lepsza 😀 Do listy zarzutów dodałbym jeszcze scenografię – niby jest sporo szczegółów, ale wszystko wygląda sztucznie.

    No i mam wrażenie, że umiejscowienie akcji we współczesności też tutaj nie pomaga.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. Takie moje spostrzeżenie: nikomu nie udało się powtórzyć sukcesu Indiany Jonesa w tego typu kinie. Może dlatego, że wszyscy po Poszukiwaczach próbowali zrobić to bardziej nowocześnie (czy to przez realia, czy technologię produkcji), a w rzeczywistości Poszukiwacze są filmem żywcem wyjętym z lat 30. Tam są dosłownie całe sceny wyjęte z innych produkcji, różne triki, sposób nagrywania, itp. Kino tego typu musi być „tongue in cheek” – z lekkim przymróżeniem oka, zrobione z przekąsem i luzem w tyłku. Nie potrzebuje za to wcale fajerwerków, teledyskowego montażu ani „fajnych” bohaterów.

    To mi się podoba 1
    To mi się nie podoba 0

Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:

Regulamin zamieszczania komentarzy


Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:

[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button