Od dłuższego czasu noszę się z zamiarem napisania tekstu dotyczącego przyszłości filmowego świata “Gwiezdnych wojen”, ale tempo zapowiadania i kasowania kolejnych produkcji jest takie, że chyba nigdy go nie skończę. Nie ma ostatnio tygodnia bez rewelacji na temat kolejnych nowych filmów, które już już lada moment wejdą w fazę produkcji i przywrócą serii należną jej chwałę. Tymczasem gdzieś na uboczu, niezauważony prawie przez nikogo, pojawił się miniserial animowany, który być może jest najważniejszą produkcją z odległej galaktyki co najmniej od premiery “Przebudzenia mocy”. Mowa oczywiście o czteroodcinkowym “Lego Gwiezdne Wojny: Odbuduj Galaktykę”.
Być może niektórzy w tym momencie popukali się w czoło, ale za chwilę wszystko stanie się jasne. Bohaterem produkcji jest Sig, wypasający bydło na planecie Fenessa. Pewnego dnia odnajduje przypadkiem świątynię jedi, z której zabiera pewien ważny klocek. W wyniku kradzieży rozpada się cała galaktyka, a ponieważ to klocki Lego, w jej miejsce powstaje zupełnie nowa, niby podobna, ale jednak zupełnie inna. Od tej chwili rozpoczyna się przygoda, podczas której Sif wraz ze swoim nowo poznanym mentorem jedi Bobem będą próbowali przywrócić porządek i ład we wszechświecie. Okazuje się, że nie będzie to jednak proste zadanie, bo nowy świat jest pełen niespodzianek.
Pamiętacie Obłąkane Spekulacje o darth Jar Jar Binksie? Nareszcie mamy potwierdzenie tej teorii i możemy zobaczyć mrocznego lorda w akcji. Wkurzały was pocieszne ewoki? W nowej galaktyce są bezwzględnymi kosmicznymi piratami. Luke kantuje w wyścigach podów, Vader jest biały, Leia nie kocha Hana, tylko… sami musicie sprawdzić kogo. Wszystko jest wywrócone do góry kołami, co rodzi mnóstwo zabawnych sytuacji. Przy okazji widać, że “Odbuduj galaktykę”, w przeciwieństwie do większości produkcji Disneya, tworzyli ludzie znający “Gwiezdne wojny” i mający do siebie i swojego dzieła ogromny dystans. Żarty i nawiązania są naprawdę ciekawe, w dodatku rozbawią zarówno młodego widza, jak i starych wyjadaczy. Spokojnie można sobie obejrzeć ten krótki film (4 odcinki po 20 minut) razem z dzieciakami i znakomicie się przy tym bawić. Scenarzyści nie wahali się nabijać z różnych głupotek i mitów narosłych wokół wszystkich 9 filmów sagi. Wszystko jest zrobione samoświadomie i dużą dozą absurdu, więc ogląda się to świetnie.
Złego słowa nie można też powiedzieć o oprawie audiowizualnej. “Odbuduj galaktykę” utrzymane jest w stylu pozostałych animacji Lego, czyli wyglądają trochę jak animowane poklatkowo prawdziwe klocki. Dzieje się ogromnie dużo, czasami można dostać oczopląsu, ale to wszystko w ramach konwencji i z jajem. Robotę robią też różne stylizacje, dekoracje i maszyny, często poskładane z kilku innych w cudaczny sposób. Krótko mówiąc: jest na co popatrzeć. Posłuchać zresztą też, bo w dubbingu wziął udział nawet Mark Hamill.
Ale dlaczego stwierdzam, że ta mała bajeczka to jedną z najważniejszych produkcji w historii “Gwiezdnych wojen”? Bo być może testuje to, o czym tu i tam szepcze się od dawna. O resecie całego uniwersum. Nie jest przecież tajemnicą, że Disney wtopił ogromne pieniądze i każdym kolejnym nieudanym filmem i serialem coraz bardziej wyciera podłogę swoją flagową marką. Nie brakuje głosów, że nie ma sensu dalej ciągnąć tego w taki sposób i należy zaorać całość, a potem zacząć od nowa. “Przebudzenie mocy” było miękkim rebootem, ale potem wydarzył się Rian Johnson i wszystko pieprznęło. Dziś już nie ma za bardzo czego zbierać. “Ahsoka”, a wcześniej “Rebelianci” wprowadzili koncepcję zasłony mocy i podróży w czasie. Czy “Odbuduj galaktykę” nie jest aby balonikiem próbnym, mającym wysondować reakcje na równoległe wszechświaty, a co za tym idzie faktyczny reset świata? Nawet jeśli nie było to intencją twórców wprost, nie wykluczałbym takiego rozwiązania w przyszłości.
Póki co wiemy tyle, że czeka nas premiera kinowych przygód Mando i Grogu. Poza tym w “Gwiezdnych wojnach” panuje chaos jak w pudle z klockami Lego w pokoju mojego syna. Nie ma miesiąca, żebyśmy nie słyszeli o jakichś kolejnych powstających filmach, trylogiach i dziwnych projektach. Disney ewidentnie nie ma sensownego planu na rozwój serii. Kolejna duża wtopa finansowa może przepełnić szalę goryczy i ktoś wreszcie powie powie “dość”. A znając inwencję twórczą Myszki Miki, nie zdziwię się zbyt mocno, jeśli kiedyś w przyszłości zobaczymy aktorskiego dartha Jar Jara, mordercze ewoki i jedi Boba. Tymczasem pozostaje liczyć na to, że jednak ktoś tam się opamięta i zrobi wreszcie jakiś dobry film. Wystarczyłoby coś na poziomie “Odbuduj galaktykę”, bo to całkiem fajna produkcja.
LEGO Gwiezdne wojny: Odbuduj galaktykę (miniserial)
-
Ocena Crowleya - 7/10
7/10