Seriale

Fallout (sezon 1) – okiem Crowleya

Wczoraj mieliście okazję przeczytać recenzję kuby pierwszego sezonu Fallouta, a dziś obiecany pierwszy suplement, czyli zdanie odrębne, acz nie do końca. Jutro pojawi się domykający całość tekst SithFroga.

Od czego by tu zacząć? Mam po pierwszym sezonie Fallouta prawdziwy mętlik w głowie. Serial mi się podoba, ale do prawie każdej jego części składowej mam jakieś uwagi. Z jednej strony odczułem wielką ulgę, że twórcy mimo wszystko podołali i nareszcie zrobili coś dobrego na podstawie gry, a z drugiej nie mogę przejść obojętnie nad mnóstwem błędów, niedoróbek i złych decyzji. Serię Fallout znam od części pierwszej, patrzę więc na serial z zupełnie innej perspektywy niż kuba i chociaż wolałbym ten naprawdę bury i ponury świat z pierwszych gier, to muszę przyznać, że bardziej kolorowa wersja w stylu Fallouta 4 jest całkiem przyjemna dla oka. Jest wystarczająco dużo ruin, pustkowi i dziwacznych miejsc, żeby kupić ten świat. Co prawda dziwi trochę ciągłe skakanie między bujnym lasem a jałową pustynią, ale detale i smaczki to rekompensują. Serial jest napakowany mniejszymi i większymi mrugnięciami okiem do tych, którzy zjedli zęby na grach i robi to w rozsądny i kreatywny sposób. Przedwojenny retrofuturyzm w postaci sprzętów użytkowych, samochodów oraz przede wszystkim krypt wygląda prześlicznie, a do tego mamy go ukazanego na dwóch płaszczyznach czasowych – przed i po apokalipsie. Co i rusz na ekranie pojawia się a to świetnie odwzorowana broń, a to robot, czy inny telewizor, jakby żywcem wyjęte z pierwowzorów. Nie ma wątpliwości, że Fallout jest serialem miłym dla oka. Może aż zbyt miłym? Zbyt kolorowym? Nie wszystkim się to spodoba, ale wyszło lepiej, niż spodziewałem się po zwiastunach.

Trailery zapowiadały też trójkę głównych bohaterów. I tu jest pełen rozstrzał. Walton Goggins w podwójnej roli oczywiście wygrywa ze wszystkimi i właśnie zapisał się w historii. O jego Ghoulu będzie się wspominać za każdym razem, kiedy ktoś wspomni o serialu. Fajnie napisana rola, bardzo niejednoznaczna, tym bardziej że widzimy gigantyczną różnicę charakterów między Cooperem sprzed wojny i bezimiennym rewolwerowcem przemierzającym pustkowia. Jestem bardzo ciekaw, co go czeka w kolejnych odcinkach i co sprawiło, że przeszedł taką przemianę. Z kolei Lucy, czyli „najgłówniejsza” bohaterka tej historii budziła moje największe obawy. Kiedy Amazon robi serial i na pierwszy plan rzuca silną i niezależną młodą dziewczynę, to każdemu powinny się zapalić lampki ostrzegawcze. Tymczasem Lucy jest… świetna. Irytująca, infantylna, kompletnie niepasująca do postnuklearnego świata, ale mimo to, a może właśnie dlatego świetna. Przede wszystkim dlatego, że nie jest Mary Sue w stylu Rey Skywalker, co to się mocy nauczyła sama w tydzień. Lucy jest niedostosowana do świata zewnętrznego i wygłasza urocze pompatyczne banały, ale jest w tym po prostu autentyczna. Nie raz dostaje w twarz, albo chociaż kosą pod żebra, a mimo to wytrwale kontynuuje swoją misję. Co prawda niestety ostatecznie wszystko jej się udaje, nawet odzyskuje utracone części ciała, ale powiedzmy, że mieści się to w szerokiej koncepcji (to postać z wysokim współczynnikiem szczęścia). Nie mieści się za to w koncepcji ani w głowie logika, która kazała komuś napisać a później obsadzić postać Maximusa. Zgadzam się w 100% z Kubą, że Aaron Moten to castingowa, a jego bohater scenariuszowa pomyłka i to przez wielkie „P”. Nie dość, że to dosłownie kalka 1:1 postaci Finna z tak zwanych sequeli Gwiezdnych wojen – ten sam wiecznie zagubiony i zdziwiony facet, sapiący, dyszący i pocący się przed kamerą, to jeszcze jest absolutnie zbędny z punktu widzenia całej historii. W momentach jego interakcji z Lucy można by spokojnie zastąpić go kilkoma postaciami drugoplanowymi i serial tylko by zyskał. Zamiast tego mamy absurdalny obóz Bractwa Stali gdzieś na amerykańskim wypizdowie, gdzie rekruci żyją w warunkach niemieckich obozów jenieckich, dowodzeni przez nawiedzonych dziwaków, jedzą trociny, ale za to latają gigantycznym sterowcem i vertibirdami. Kompletnie bez sensu. Ileż lepiej by to wyglądało, gdyby rycerze Bractwa wpadli dopiero w ostatnim odcinku, robiąc totalną rozwałkę i pokazując prawdziwą moc pancerzy wspomaganych? Po co było pokazywać kreskówkową sekwencję niekontrolowanego lotu w przestworza, albo utkniętej nogi między jakimiś deskami? To już nie była komedia, ani nawet farsa. To była żenada.

Odnośnie komedii – doceniam walory humorystyczne Fallouta. Wiem, że od początku seria była przesiąknięta bardzo czarnym poczuciem humoru i różne groteskowe elementy pojawiały się w każdej odsłonie serii. Absolutnie kupuję ogromny dystans, z jakim twórcy podeszli do poważnego i dramatycznego tematu wojny nuklearnej. Nie mam problemu z tym, że Fallout jest napakowany elementami komediowymi, bo to tylko dodaje uroku tej dziwacznej wizji świata. Odniosłem jednak wrażenie, że wszystko to poszło o krok, albo nawet dwa za daleko. Serial Fallout to komedia. Wszystko jest tematem drwin i żartów, wielokrotnie niezbyt wysokich lotów. Wspomniana latająca zbroja to może skrajny przykład, ale cały sezon to nieprzerwany ciąg fruwających flaków i prób rozśmieszenia widza. Humor jest dobry, żeby rozładować napięcie, albo jako przerywnik. Kiedy jest samą istotą filmu, trzeba być geniuszem pokroju Mela Brooksa, żeby to zagrało. Niestety twórcy Fallouta aż tak utalentowani nie są, więc trochę z tym śmieszkowaniem przeszarżowali. Niektóre naprawdę mocne sceny i poważniejsze tematy nie wybrzmiały dostatecznie mocno. A narada w siedzibie Vault-Tech nie przeszłaby nawet w Doktorze Strangelove, jest aż tak absurdalna.

Trzeba też przyznać, że tych wątków, tematów i pobocznych historii nie brakuje, wręcz przeciwnie – jest ich tak wiele, że starczyłoby na trzy inne produkcje. Ciężko nawet powiedzieć, co jest główną osią fabularną. Niby poszukiwanie ojca przez Lucy. Ale może jednak pogoń wszystkich za MacGuffinem? A może spisek korporacji? A może jednak losy Bractwa? No i jeszcze Cooper szukający… nie będę zdradzał, ale on też poszukuje. Zgadzam się, że informacje są dawkowane równomiernie przez cały sezon, dzięki czemu wszystkie odcinki są ciekawe i dzieje się bardzo dużo, ale w pewnym momencie to skakanie po różnych elementach układanki przypominało mi moje granie w Skyrima. Niby wziąłem jakieś zadania, ale po drodze zająłem się kowalstwem i ziołolecznictwem, a na koniec, nie wiedzieć jak i po co, zmieniłem się w wilkołaka. Wszędzie sidequesty i odwracanie uwagi, przez co można nie zauważyć, że od wyjścia Lucy z krypty do finału mija raptem kilka dni. Przez ten czas niektórzy zwiedzą trzy różne strefy klimatyczne i zmienią całkowicie swój charakter.

Kuba wspomina o znakomitej muzyce. Owszem, stare kawałki, bardzo charakterystyczne dla serii, znakomicie pasują do stylistyki serialu. Niestety nie można tego samego powiedzieć o całkowicie beznadziejnej muzyce oryginalnej. Tak zwany „score” to typowe ostatnio pompatyczne przynudzanie, stworzone chyba przez jakieś AI. Kilka razy pojawia się w drugiej części sezonu dosłownie na sekundy fajny ambientowy element żywcem wyjęty z soundtracku pierwszej albo drugiej części gry i to tyle. Wielka szkoda, bo kompozycje Marka Morgana z oryginalnych Falloutów to moim zdaniem absolutny top.

Ostatecznie sam nie wiem, jaką ocenę wystawić. Patrząc z boku, pod kątem rzemiosła filmowego i jakości scenariusza nie powinno być więcej niż 6/10. Patrząc z perspektywy fana serii, któremu ciepło się robi na widok Pip-Boya, czuję ogromną ulgę, że nie zmasakrowano tego jak Wiedźmina i dziesiątek innych kultowych dzieł. Dodaję więc jeden bardzo duży punkt za to, że udało się świat Fallouta pokazać z wdziękiem, szacunkiem dla widza, rozmachem i spójną wizją. To się po prostu bardzo dobrze ogląda, ale przy kolejnym sezonie już tak łaskawy nie będę i nie pozwolę, żeby fan serwis przesłonił mi ewidentne niedostatki. Mam nadzieję, że twórcy odrobią zadanie domowe i staną na wysokości zadania.

Fallout (sezon 1) - okiem Crowleya
  • Ocena Crowleya: - 7/10
    7/10

Related Articles

Komentarzy: 32

    1. Miało być 6,5, ale połówek nie dajemy, więc jest ta siódemka na kredyt. W końcu obejrzałem na dwa nocne posiedzenia, więc ostatecznie niech nawet będzie, że to guilty pleasure.

  1. Zgadzam się praktycznie w całej rozciągłości. Jako fan przede wszystkim pierwszych, izometrycznych Falloutów najbardziej odczuwałem brak realnego zagrożenia – obracanie wszystkiego w żart pozbawiło serial napięcia, a do tego jeszcze scenariusz niedomagał.
    Fabuła nijaka, dodalbym jeszcze że naprawdę męczące są już te przechodzące ewolucję postacie kobiet, podczas gdy mężczyźni z reguły ograniczają się do tępych, papierowych półgłówkow. Niestety tutaj było pododobnie bo jak nie papierowy Maximus to jeszcze bardziej papierowy (choć świetny) Cooper.

    Ogólnie uważam że serial jest niezły, ale mocno przehajpowany. Dokładnie tak samo jak Westworld po pierwszym sezonie. Oby nie poszli tą drogą, bo potencjał jest żeby to solidnie rozwinąć i zrobić naprawdę fajna serię.

    1. Cooper jest pisany na jedną nutę, ale nie do końca. No bo w retrospekcjach pokazali go jednak jako zupełnie inną osobę. Coś musiało się wydarzyć po drodze, że zmienił się w bezwzględnego ghoula nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Pytanie tylko, czy ktoś faktycznie ma to gdzieś sensownie rozpisane i poznamy tę historię, czy to zwyczajny „botak”?

  2. Jako fan uniwersum cieszę się, że osoby nieznające uniwersum dają 9/10, a takie smutne kiepy „bo jestem fanem od pierwszych gier” dają 6-7/10
    Serial faktycznie 8-9/10, a miło czytać takie skowyty „nadfanów”, którzy chcą się mocno dowalić do czegoś, ale z płaczem stwierdzają, że nie mają do czego, więc wymyślają na siłę

    1. Jeśli 7/10 to jest skowyt „nadfana” (cokolwiek to znaczy”), to ja nie wiem, co by było, gdyby serial faktycznie się komuś nie podobał i dał powiedzmy 3 albo 4. Gdzie ty tu widzisz jakiekolwiek płacze? Warto czytać teksty ze zrozumieniem i rozróżniać punktowanie ewidentnych (chociaż zawsze widzianych subiektywnie) wad od bezpodstawnego krytykanctwa.
      Co to znaczy, że jesteś fanem uniwersum, ale nie „smutnym kiepem, fanem pierwszych gier”? Twój komentarz brzmi raczej jak pretensje tych wszystkich niewydarzonych reżyserów: mój film był dobry, ale zła publika nie zrozumiała, więc strzelam focha.

      1. Hur nie podobać mi się bractwo stali, ja bym zrobić tak, że wchodzom na koniec i pif paf bum bum Dur

        No faktycznie jest z czym dyskutować, zarzuty typu „ja bym wymyślił lepiej, jestem fanem od pierwszej części”

        I zacytuję odnośnie tego:

        „Zamiast tego mamy absurdalny obóz Bractwa Stali gdzieś na amerykańskim wypizdowie, gdzie rekruci żyją w warunkach niemieckich obozów jenieckich, dowodzeni przez nawiedzonych dziwaków, jedzą trociny, ale za to latają gigantycznym sterowcem i vertibirdami. Kompletnie bez sensu.”

        Walisz takimi tekstami jak kulą w płot powołując się na bycie fanem od pierwszej części, a nie znasz lore, bazujesz na jakimś swoim własnym wyobrażeniu i puentujesz to brakiem sensu. Bractwo zostało przedstawione tak jak powinno. Ale może 99,9% społeczności się myli i zrobiłbyś lepiej.

        Pif paf bum bum

        1. Moje ulubione: „nie znasz lore, bazujesz na jakimś swoim własnym wyobrażeniu i puentujesz to brakiem sensu. Bractwo zostało przedstawione tak jak powinno.”

          Panie Omnibus, podaj pan składowe tych wyliczeń, jakieś cząstkowe wyniku, źródła danych, kategorie i kryteria składające się na to perfekcyjne o precyzyjne określenie skali w jakiej „powinno być” przedstawione Bractwo. Ja np po przejściu Brotherhood of Steel mogę powiedzieć, że bractwo jest wyplaszczone do maxymalnych cepow ideologicznym,religijnym zacietrzewieniem – bez sensu, bo głównym źródłem władzy była siła i przewaga militarna, a nie idealistyczne pierdololo. Ale no ja e zyyciu coś yam przeszedłem, przeżyłem, obejrzałem, a Twoim źródłem wszystkich tych opinii jest głównie własny tyłek, z którego je wyciągasz ;P xD

          1. „, bo głównym źródłem władzy była siła i przewaga militarna, a nie idealistyczne pierdololo.”

            Przeszedłeś chyba filmik na jutubie, Bractwo miało odłamy w różnych częściach USA i się od siebie różniły

      2. „Nie dość, że to dosłownie kalka 1:1 postaci Finna z tak zwanych sequeli Gwiezdnych wojen – ten sam wiecznie zagubiony i zdziwiony facet, sapiący, dyszący i pocący się przed kamerą, to jeszcze jest absolutnie zbędny z punktu widzenia całej historii.”

        Abstrahując od poziomu aktora, nie ma to jak porównać cukierkową postać Finna do bohatera, który w trakcie jednego sezonu zrobił więcej złych rzeczy niż dobrych i z postaci charakterologicznie złej powoli dopłynął do neutralnej.

        Może doskwierać ci aktorstwo, żeby złośliwie nie docinać, ze kolor skóry, ale dowalić się do zbędności bohatera to już fajny fikołek. Twórcy stworzyli szereg głównych postaci, każdej przyporządkowując jakieś cechy/perki z gry. Maximus jest idiotą (nie ogarnianie własnego penisa), ale przechodzi własną drogę.

        1. „Abstrahując od poziomu aktora, nie ma to jak porównać cukierkową postać Finna do bohatera, który w trakcie jednego sezonu zrobił więcej złych rzeczy niż dobrych i z postaci charakterologicznie złej powoli dopłynął do neutralnej.”

          Wymień te złe rzeczy proszę.

      3. „Serial Fallout to komedia. Wszystko jest tematem drwin i żartów, wielokrotnie niezbyt wysokich lotów. Wspomniana latająca zbroja to może skrajny przykład, ale cały sezon to nieprzerwany ciąg fruwających flaków i prób rozśmieszenia widza. Humor jest dobry, żeby rozładować napięcie, albo jako przerywnik.”

        Yep, Fallout to pastisz naszego świata, od pierwszej gry do ostatniej. W każdej grze było tego do usrania. Nawet nie w losowych wydarzeniach czy dialogach, a w samych fundamentach świata. Chcesz coś poważniejszego to odpal Mad Maxa (pierwszą część z Gibsonem).

      4. „Dodaję więc jeden bardzo duży punkt za to, że udało się świat Fallouta pokazać z wdziękiem, szacunkiem dla widza, rozmachem i spójną wizją. To się po prostu bardzo dobrze ogląda, ale przy kolejnym sezonie już tak łaskawy nie będę i nie pozwolę, żeby fan serwis przesłonił mi ewidentne niedostatki. Mam nadzieję, że twórcy odrobią zadanie domowe i staną na wysokości zadania.”

        Raz, że spójna wizja im nie pykła, bo się rozjechali w niektórych miejscach z New Vegas i było wiele tłumaczeń w wywiadach co i jak.

        Dwa, że w drugim sezonie będzie jeszcze więcej fan serwisu i bardzo dobrze, oglądamy to dla dobrej zabawy, durnego humoru, rozwałki i nawiązań do gier. Poważne produkcje? Zapraszamy do regału obok.

        Ale muszę ci oddać, że jak przejrzałem twoje oceny seriali na tagu z fsgk to chyba ani razu niczemu nie dałeś więcej niż 7/10, więc niczym profesor na uczelni (na 5 to umiem tylko ja). Czas może zmienić repertuar, chętnie przeczytałbym twoją recenzję jakiegoś serialu z oceną 9-10/10, o ile to możliwe xd

        1. tak przeglądając na szybko to z ostatnich to będzie „1670” (8/10) i „Zadzwoń do Saula” (9/10)

        2. Czas może zmienic ton i dorosnąć emocjonalnie ? Chociaż na tyle, żeby zadać sobie trudu przeszukania zasobów tej strony przed defekacja? Twoje dyletanctwo i ignorancja bijącą od tych wylewów sprawiają że jesteś przezroczysty 😉

        3. Na temat tego całego „lore” nie ma sensu dyskutować, bo ewidentnie piszesz jak nawiedzony fan co to się naczytał Fallout Bible i artykułów na Wikipedii i cię to strasznie ekscytuje. Gdyby w „lore” było że Power Armor były różowe, albo że w Bractwie byli tylko ludzie z jednym uchem, to koniecznie by to trzeba było umieszczać w serialu? Ma być z sensem i pasować do konwencji. Lot rakietą był jak żywcem wyjęty z kreskówki, a gdyby od pierwszej gry Bractwo zajmowało się głównie opróżnianiem kibli, to wątpię, czy ktokolwiek by się nim zainteresował.

          A co do seriali, to proszę bardzo:
          Kompania Braci 9/10, Rzym 9/10 (DaeL recenzował), Garth Marenghi’s Darkplace 9/10 (DaeL recenzował), Czarnobyl 9/10 (SithFrog recenzował), pierwszy sezon Detektywa 9/10, The Last Dance 9/10 (recenzowałem), pierwszy sezon Cobra Kai 8/10 (były recenzje, sam chyba opisywałem dwa sezony, akurat te gorsze), Wielkie kłamstewka 8/10 (recenzowałem), pierwszy sezon Stranger Things 8/10 (SithFrog recenzował, 4 sporo słabszemu sezonowi dałem mocne 7), Gambit królowej 8/10 (Voo recenzował). Mam wymieniać dalej? Jeśli wszystko byłoby 9/10, to po jaki grzyb w ogóle pisać albo czytać recenzje i oceniać filmy? Milion razy już pisałem, że stosuję skalę zbliżoną do opisówki na Filmwebie. 7/10 znaczy dobry, 5/10 średniak, 9/10 rewelacja. Zresztą co to w ogóle za postawa: ktoś ocenia film/serial inaczej ode mnie, więc się będę na niego złościł jak mały dzieciak i wylewał żale w komentarzach, bo jak on mógł? Recenzja to opis czyichś wrażeń. Jak chcesz potwierdzania i pustych ochów i achów, to na Youtube i w ogóle w internecie jest pierdylion ludzi, którzy się tylko tym zajmują. Wystarczy poczytać komentarze na rottentomatoes, jakie to wszystko jest cudowne i wspaniałe, i przełomowe.

        4. Ale zdajesz sobie sprawę, że jedziesz (brzydko) po kimś, bo ma inne subiektywne odczucia niż ty? Przecież to bez sensu.

          Każdy ma prawo do swojej opinii i do uzasadnienia jej i o ile nie mówi tylko „to było ekstra, bo tak” albo „to było ujowe, bo tak” to nie ma co się przywalać? Można napisać: ja daję 9/10, bo wady, o których mówisz są małe i mi nie wadziły albo wręcz dla mnie to nie wady.

          To tylko czyjaś opinia, a nie prawda objawiona, a ty się tu trochę zachowujesz – cytując klasyka – jakby ktoś ci krzywdził matkę.

    2. @Kapustnik – forum daje Ci możliwość przedstawienia własnej opinii oraz przeprowadzenia ciekawej dyskusji. Widać, że jesteś fanem gier, więc zakładam, że twój komentarz może zawierać ciekawe szczegóły i odniesienia. Z twoich komentarz bije wysoka kultura osobista oraz lekkość piór. Podzielisz się z nami swoimi spostrzeżeniami nt. serialu? Jeżeli tylko to możliwe, to bez wycieczek osobistych w stronę recenzentów i forumowiczów.

  3. Jako „nadfan” 1, 2 i NV (trzy moje ulubione gierki, więc chyba się łapie) myślałem, że będzie tragedia pooglądałem pierwszy odcinek i porzuciłem, koledzy namawiali po drugim to samo xD potem faktycznie robi się lepiej sceny akcji z Ghulem i pozostałe „klasyczno westernowe” są git, ale jak wchodzi power armor to zaczyna się żenada. Fabuła jest tragicznie zła i głupia dodatkowo sprzeczna z grami, mimo, że Todd stwierdził, że to kanon (chęć naplucia na NV?). Myślałem po wprowadzeniu postaci, że Lucy będzie Mary Sue tu faktycznie tak nie jest obrywa jej się za naiwność razem z Cooperem ratują trochę serial. Mimo tego „woke” jest sporo: Bractwo hierarchiczna i quasi-religijna struktura – be, korpo – be, Chiny ani razu nie wymienione z nazwy, tylko lokalne hipisy dobre. Jako fan ww. gierek dałbym 0/10 siląc się na obiektywność 3-4/10 można dać chyba lepsze niż fallouty bethesdy. Może w oderwaniu od gier faktycznie więcej, natomiast twórcy serialu (tak samo jak bethesda zresztą) nie rozumieją fallouta, przesłania, czarnego humoru, estetyki i całej reszty i płacz redditowych trolli tego nie zmieni.

    1. Wyjaw nam to wspaniałe przesłanie gier, które rozumiesz tylko ty. Legendarnych gier 1 i 2 z granatem świętym grallem, szczekającym gościem, ćpajacym i obrażającym wszystkich dzieciakiem Myronem, milionami dluzacych się potyczek turowych ze szczurami, pistoletem kosmitów i strzelającymi kolcami z mordy roślinami. Co było tu tak trudnego do zrozumienia, ze twórcy nie zrozumieli, a ty w swojej piwnicy posiadłes te wiedzę?

      1. Oho, trafił się nawiedzony neofita Falloutów którego cztery litery bola że jest za młody żeby pamiętać prawdziwy lore i klasyczne części, więc pluje jadem wymieszanym z własnym nasieniem z podniecenia że może kogoś w swoim mniemaniu grillowac bo myśli inaczej. Spodobał Ci się serial? Fajnie. Masz swoją opinię i chcesz się nią podzielić? Nie ma sprawy. Na nauczenie się kultury osobistej i nabranie doświadczenia w krytyce popkultury masz jeszcze dużo czasu, więc spokojnie.

        A przesłanie Fallouta to 'war never changes’ a nie komediowy slapstick, do tego też może kiedyś dojdziesz choc przypuszczam że wątpię.

        1. O matko, Fallouty klasyczne przeszedłem jak na chleb mówiłeś pep, ale żeby gloryfikować stare gry, bo były stare to trzeba mieć sieczkę zamiast mózgu
          Typowe polskie „kiedyś to było”, „tego nie zrozumiesz jak na”, „jestem wyjątkowy”
          Lore proste jak budowa cepa, odpaliłbys teraz grę i przyszedł to byś narzekał przez tydzień na milion rzeczy, ale pan poważny KIEDYŚ zagrał w GRĘ to teraz broni jak biblii
          Jeszcze napisz, że New Vegas to gówno i się zesraj jak wyjątkowy płatek kału
          Serial cię przerósł, mimo, że prosty dla prostych ludzi, przesłanie to samo, ale nie skumałeś, bo wolałes się brandzlować w trakcie oglądania, że kolor zbroi ciut inny niż na pixelach w Falloucie 1

          1. O i następny wylew: „żeby gloryfikować stare gry bo są stare”

            Halo, halo, ale to ty dzwonisz. Nikt tu niczego nie gloryfikował, dydkutujesz z własnymi urojeniami xD

            Ale spoko, wylewaj dalej, dla zasięgów 😉

          2. „matko, Fallouty klasyczne przeszedłem jak na chleb mówiłeś pep, ”

            No i wszystko jasne, masz 16 lat. Nikt w moim wieku nie używa nawet takich sformułowań. Pewnie jest też jakaś szansa, że faktycznie masz te 40-45 lat (w takim razie przypomnij mi kto był głównym złym w grze Wasteland, bo jakoś zapomniałem) ale w takim wypadku musisz być bardzo sfrustrowanym i smutnym człowiekiem.

          3. Główną filozofią fallouta jest pesymizm antropologiczny, atomowa zagłada nie była resetem, ludzie wrócili do starych nawyków dalej szerzą się problemy przedwojennego świata, ludzkość nie podążyła wraz z rozwojem technologicznym ku rozwojowi moralnemu, tylko rozpętała wojnę z użyciem potężniejszych środków (intro pierwszego fallouta polecam). Widzimy różne próby radzenia sobie w nowym świecie i odbudowy, ale przez immanentne wady ludzkości problemy są podobne do tych w naszym świecie. No ale teraz dzięki serialowi wiemy, że hipisy są dobre, komuniści wsm też, tylko złe korpo i hierarchiczne organizacje.

      1. na razie to tylko ty tutaj defekujesz, atakując i obrażając każdego, kto ma inne zdanie niż ty 🤣 jak nie umiesz kulturalnie prowadzić dyskusji to raczej długo tutaj nie zabawisz 😉

        1. Stronka z artykułami raz na miesiąc, elitarny klub jak widać, że udzielanie się tu to wyróżnienie xd raczej klub spoconych parów jak w miejskim domu kultury xd

      2. Dziecko, kultury osobistej to już Cię nikt – poza upływającym czasem – nie nauczy, ale spróbuję czegoś innego. Jak już samego ciebie PESEL dogoni, w krzyżu zachrupie, a z dupy wypadnie Ci sztywny pal który w niej obecnie nosisz, kiedy jakiś inny niedojrzały pryszczaty frustrat zacznie za jakiś czas wylewac swoje wysrywy na Twój zakuty łeb, wspomnij co żeś tutaj nawypisywal. My pewnie dalej tu będziemy, jak jesteśmy od 30 lat. Wtedy może zrozumiesz, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, że wartość opinii polega na jej wymianie i dyskusji, że krytyka zawsze jest subiektywna, że do innych należy mieć szacunek, a każdemu trochę pokory nie zaszkodzi. A tymczasem to bądź tak łaskaw i jeśli nie chcesz się tu kompromitować na dłużej na oczach reszty – wypierniczaj do swoich elit. My mieliśmy tu już niejednego dzbana, niektórzy nawet razem z nami zdążyli.zmadrsec, ale u Ciebie nie widzę potencjału więc wracaj skądś przylazl.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button