Miasteczko Salem

Stephen King pojawił się już na łamach naszego portalu przy okazji recenzji powieści “To”.  Mistrz grozy i jego dzieła wracają nie bez kozery właśnie dziś – jest to oczywiście związane z naszym halloweenowym tygodniem. Tym razem chciałbym zachęcić Was do zapoznania się z kingowską wersją historii o Drakuli, zaprezentowaną w powieści “Miasteczko Salem”.

Okładka z szalenie klimatyczną grafiką. Żałować można jedynie że nie jest ona na cały front książki

Moją recenzję będę opierał na egzemplarzu wydanym przez “Prószyński i S-ka”, który powstał na bazie odświeżonej wersji dzieła, wydanej w związku z jego 30-leciem. I już na samym początku chciałbym podkreślić, iż jest to wersja ilustrowana. Tak, zgadza się – jest to egzemplarz ilustrowany przez Jerrego N. Uelsmanna, którego grafiki fantastycznie wpasowują się w klimat książki. Tym bardziej, iż jest ich bodajże… 6 (dodatkowo ta z okładki) – i chwała za to twórcy i wydawcom, bo ilustracje nie wybijają się dzięki temu na pierwszy plan. Poprzez tak oszczędne operowanie grafikami, absolutnie nie przeszkadzają one w odbiorze książki, pozostając ciekawym jej uzupełnieniem. Choć oczywiście określenie “wersja ilustrowana” może się wydawać określeniem nadanym nieco na wyrost. Mój egzemplarz książki liczy 482 strony, ale… no właśnie, to nie jest tylko i wyłącznie “Miasteczko Salem”. Jak już wspomniałem, książka powstała na 30-lecie, które autor uświetnił nowym wstępem. Ponadto znalazły się w książce dodatkowe materiały:

  • opowiadanie “Strzemiennego”,
  • opowiadanie “Dola Jerusalem”,
  • sceny usunięte.

To wszystko doskonale uzupełnia powieść, zajmującą 380 kart książki.

Jedna z grafik/fotografii w powieści. Po drugiej stronie fantastycznie wprowadzające w nastrój fragmenty tekstów zaczerpnięte z innych źródeł.

Przejdźmy jednak do tego co najważniejsze, czyli samego “Miasteczka Salem” – jednego z pierwszych horrorów napisanych przez Stephena Kinga – powieść powstała w latach 1972 – 1975. King przenosi nas do prowincjonalnego miasteczka Jerusalem w stanie Maine. Dotrzemy tam wraz z Benem Mearsem, pisarzem powracającym po wielu latach w rodzinne strony celem napisania kolejnej książki. Przynajmniej taka jest oficjalna wersja wydarzeń, a my już od początku możemy podejrzewać, że chodzi o coś więcej. Coś związanego z posępnym domem Marstenów – budowlą posępnie górującą nad miasteczkiem, będącą świadkiem przerażającej historii. Pierwszą budowlą Jerusalem, którą widzi nasz powracający w rodzinne strony bohater. Domem, który właśnie został zakupiony przez dwóch wspólników planujących otworzyć w Salem sklep z antykami.

Akcja powieści budowana jest z początku leniwie, bez pośpiechu… Poznajemy różnych mieszkańców miasteczka, którzy powoli przekonują się do naszego bohatera. Sporo uwagi King poświęci zarówno postaciom mocno związanym z główną osią fabularną, jak i tym będącym tylko tłem dla wydarzeń. Ich monotonne, małomiasteczkowe życie opisywane jest wraz z ludzkimi wadami, jak i małymi radościami. Ale i w tych fragmentach stopniowo budowany jest nastrój grozy i, podobnie jak w Derry z “To”, odkrywamy otaczającą miasteczko niepokojącą atmosferę tajemnicy i zepsucia. W międzyczasie w Salem zaczynają się dziać coraz bardziej niepokojące rzeczy: ktoś nadział psa na bramę cmentarza, giną bądź znikają w tajemniczych okolicznościach kolejni mieszkańcy. A to wszystko zostaje polane i doprawione kingowym sosem fantastycznie plastycznych opisów i świetnie prowadzonych dialogów. Ani przez moment nie mamy  odczucia, że historia jest “przegadana”. Po lekturze zwykła gałąź uderzająca w okno czy nawet dziecięcy śmiech jeszcze przez dłuższy czas mogą powodować pewien niepokój.

Przykładowa karta powieści.

Jak zwykle nie chcę zdradzić zbyt wielu szczegółów fabuły, więc przejdę do podsumowania moich wrażeń. Mówiąc wprost – uwielbiam historię Jerusalem przedstawioną przez Kinga. W klimat powieści wprowadzi nas już sam prolog (tworzący z epilogiem fantastyczną całość). Powieść czytana w odpowiednich warunkach niejednokrotnie powoduje ciarki na plecach. Książka z jednej strony praktycznie czyta się sama, z drugiej potrafi bardzo wiarygodnie pokazać nam poczucie osaczenia oraz bezsilności bohaterów. Dzięki “skondensowaniu” treści na niespełna 400 stronach klimat jest wręcz namacalny. Ponadto, co dla mnie bardzo ważne, “Miasteczko Salem” jest powieścią zaskakująco realistyczną. King łamie tabu, pokazuje ludzkie zepsucie, nie próbuje też w sztuczny sposób oszczędzać tych, którzy w horrorach są oszczędzani lub wręcz pomijani: osób starszych czy dzieci. Pamiętam jedną z burzowych nocy jeszcze w czasach studenckich, gdy pierwszy raz zetknąłem się z tą pozycją – był to chyba jedyny raz kiedy musiałem odłożyć książkę w trakcie czytania. Napięcie które się we mnie skumulowało było nie do zniesienia.  Uwielbiam również zakończenie, jakże dalekie od tego, co niejednokrotnie możemy spotkać w książkach czy filmach z różnych gatunków. Autor nawet przez sekundę nie silił się na… a zresztą, przeczytajcie sami.

 

 

 

 

 

Osobne słowa należą się dwóm niezależnym opowiadaniom zamieszczonym na łamach książki. Moim zdaniem fantastycznie komponują się z całym tekstem, mimo że spokojnie mogą istnieć również osobno.

“Strzemiennego” to krótkie, zaledwie 13 stronicowe opowiadanie, którego akcja dzieje się w okolicach Jerusalem. Niesamowicie wciągające i klimatyczne, w którym poznajemy raptem trzech bohaterów w pewną mroźną noc pełną śnieżnych zamieci. Polecam jej lekturę zwłaszcza w towarzystwie mocnego wiatru lub śniegu. Ostatni raz czytałem to opowiadanie właśnie przy okazji przechodzenia przez Opole orkanu Grzegorza, co potrafiło wywołać gęsią skórę. Jako opowiadanie dostaje ode mnie czyste 10/10.

“Dola Jerusalem” jest z kolei dłuższe, mieści się bowiem na 31 stronach. Utrzymane w konwencji dziennika i mocno przypomina mi stylem i historią opowiadania H.P. Lovecrafta. Otrzymujemy w nim tematykę i rozwiązanie zbliżone do tekstów samotnika z Providence. Oceniam je na 7/10.

Sceny usunięte pozwalają nam zapoznać się z 40 stronami fragmentów, które autor postanowił usunąć lub zmienił w ostatecznej wersji tekstu. Czyli miłe uzupełnienie historii, niemniej absolutnie nie wpływające na odbiór.

W recenzji “To” wspominałem że jest powieść Kinga, którą cenię bardziej… Jest nią właśnie “Miasteczko Salem”. I mimo iż dostają one ode mnie dokładnie taką samą ocenę czyli:

to jednak palmę pierwszeństwa dzierży właśnie ta książka. A wydanie związane z jej 30-leciem podkreśla jeszcze bardziej jej mistrzostwo. Razor poleca z czystym sumieniem i zachęca do zanurzenia się w tajemnice Salem.

-->

Kilka komentarzy do "Miasteczko Salem"

  • 3 listopada 2017 at 15:21
    Permalink

    Oj, wróciły wspomnienia… Książkę czytałem jako dzieciak i do dziś pamiętam dreszczyk emocji ?
    Ale TO wspominam równie dobrze.

    Reply
  • 3 listopada 2017 at 19:32
    Permalink

    Świetna powieść, ale dla mnie numerem jeden książek Kinga jest “Bastion”.

    Reply
    • 3 listopada 2017 at 21:30
      Permalink

      Zabij, ale jeszcze nie przeczytałem “Bastionu” :O

      Reply
  • 3 listopada 2017 at 19:33
    Permalink

    Świetna książka , nie mogłem się od niej oderwać, choć wydaję mi się że Cmentarz Zwierząt był lepszy, na pewno był mroczniejszy.

    Reply
    • 3 listopada 2017 at 21:32
      Permalink

      Myślę ze to juz kwestia indywidualnych odczuć po prostu. Podobnie jak “To” dla wielu jest liderem. Na bank w top 5 by sie znalazł…

      Reply
  • 4 listopada 2017 at 06:11
    Permalink

    Popieram mega książka. A polecić mogę jeszcze “Dallas 63”

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków