Bez PrąduGry

Bez prądu: Potwory w Tokio

Wstęp

Richard Garfield to człowiek-legenda, który na zawsze zapisał się na kartach historii jako twórca Magic: the Gathering – karcianki ponad karciankami. Warto jednak wiedzieć, że to nie jedyna dobra rzecz, jaką dał światu ten pan. 13 lat temu popełnił niewielką, imprezową grę planszową pod tytułem Potwory w Tokio i chyba można powiedzieć, że po raz drugi stworzył legendę. Korzystając z okazji, że mamy nieoficjalny tydzień z potworami, postanowiliśmy z Razorbladem przybliżyć wam tę sympatyczną grę.

Cel gry

Tytułowe potwory z japońskiej stolicy walczą ze sobą na śmierć i życie o tytuł króla. Królem Tokio zostaje ten, kto bijąc z karata, gryząc i strzelając laserami uzbiera 20 punktów zwycięstwa, lub jego potwór jako ostatni pozostanie przy życiu.

Przebieg rozgrywki

Gra toczy się na najprostszej planszy, jaką kiedykolwiek widziałem. Ma całe dwa pola, z czego jednego używa się tylko w rozgrywce pięcio- i więcejosobowej. Każdy z graczy wybiera swojego ulubionego potwora spośród sześciu dostępnych i umieszcza jego figurkę obok planszy. Oprócz tego otrzymuje tabliczkę z licznikami punktów życia i energii. W swojej kolejce rzucamy 6 specjalnymi sześciościennymi kośćmi, z możliwością dwukrotnego przerzucenia dowolnej ich liczby. Na ściankach kostek znajdują się zamiast oczek następujące symbole:

  • Pazury symbolizujące atak – za każdy taki symbol nasz potwór zadaje 1 punkt obrażeń wszystkim potworom, znajdującym się na innym polu niż on. Czyli kto stoi w Tokio, wali po ryju wszystkich poza Tokio, a wszyscy poza Tokio tłuką tego, kto stoi w mieście.
  • Serduszko symbolizujące leczenie – każde serce przywraca jeden punkt życia, ale nie działa to na króla Tokio.
  • Piorun symbolizujący energię – za każdy symbol dobieramy kostkę energii, którą następnie można wydać na zakup kart z ulepszeniami.
  • Cyfry 1, 2 lub 3 – wylosowanie co najmniej trzech takich samych wartości daje odpowiednio 1, 2 lub 3 punkty zwycięstwa.

Najważniejszą mechaniką gry jest to, w jaki sposób zostaje się królem Tokio oraz plusy i minusy piastowania tego stanowiska. Pierwszy potwór, który wylosuje chociaż jeden pazur zostaje królem Tokio. Jego figurka jest umieszczana na planszy i od tej pory wszyscy atakują jego, a on zadaje obrażenia wszystkim pozostałym. Nie może się też leczyć, ale za to każde wkroczenie do miasta to jeden punkt zwycięstwa, a rozpoczęcie kolejki na tym polu – kolejne dwa. Jedyny inny sposób na zdobycie drogocennych punktów to użycie niektórych kart specjalnych. Tak czy siak nie da się stać z boku i wygrać. Za każdym razem, gdy król Tokio otrzyma obrażenia, może zdecydować się wycofać i wtedy atakujący zajmuje jego miejsce. Cała gra polega więc na zdobywaniu kolejnych punktów zwycięstwa, kosztem ryzyka zostania zmasakrowanym przez wszystkich pozostałych graczy.

Dodatkowo za zdobyte kosteczki energii można nabyć wspomniane karty ulepszeń. Ich działanie bywa stałe lub jednorazowe i zwykle dają one naszej kreaturze dodatkowe zdolności, pozwalają zadawać więcej obrażeń, manipulować kośćmi, a nawet zyskać dodatkową, siódmą kostkę, co znacznie ułatwia grę. Do kupienia zawsze są 3 karty odkryte ze stosu, z którego dokłada się kolejne w miarę zakupów ulepszeń przez graczy.

Komponenty

Chociaż gra jest niewielkich rozmiarów, to w pudełku znajduje się całkiem sporo elementów. Figurki chociaż kartonowe, to są pokaźnych rozmiarów i świetnie wyglądają na planszy. Planszetki z ruchomymi tarczami do oznaczania punktów to efektowny bajer. Karty są bardzo ładnie ilustrowane, w komiksowym i zabawnym stylu, jak zresztą cała reszta elementów. Nawet kosteczki energii, wykonane z zielonego półprzezroczystego tworzywa świetnie pasują do swojej roli. Jakość wykonania nie budzi żadnych zastrzeżeń, a gra wygląda naprawdę ładnie i efektownie.

Wrażenia z gry

Może nie wynika to z opisu zasad, ale Potwory w Tokio są prawdziwą imprezową petardą. Proste do wyjaśnienia zasady, efektowne wykonanie, bardzo szybka rozgrywka oraz ten dreszczyk emocji towarzyszący każdej rundzie sprawiają, że nie znam nikogo, kto nie bawiłby się świetnie przy tym tytule. Oczywiście gra jest bardzo losowa, w końcu polega na turlaniu kostkami, ale tak naprawdę chodzi o kontrolowanie ryzyka. Czy opłaca mi się zostać w Tokio na kolejną rundę i zaryzykować otrzymanie obrażeń od wszystkich pozostałych? Podobnie z kostkami – które z nich warto przerzucać, żeby utrzymać się przy życiu? Na szczęście rozgrywka jest krótka, więc pokonani nie będą musieli długo czekać na okazję do rewanżu. A ten jest pewny, bo nigdy nie kończy się na pojedynczej partyjce. Każda gra trwa ok. 20-30 minut, więc podczas jednego wieczoru można spokojnie rozegrać ich kilka.

Warto zaznaczyć, że chociaż teoretycznie da się grać nawet w dwie osoby, to gra zdecydowanie najlepiej działa przy 4, 5, a nawet 6 graczach. Więcej jest wtedy chaosu i nieprzewidywalnych sytuacji, ale rozgrywka jest po prostu ciekawsza i bardziej urozmaicona. Nie ma co się bowiem oszukiwać – to nie jest gra do specjalnego móżdżenia i wymyślania skomplikowanych taktyk.

Dodatki, rozszerzenia

Do gry ukazały się w Polsce dwa pełnoprawne dodatki: Doładowanie (Power Up!) oraz Halloween. Dodawały jednego lub dwa nowe potwory oraz dodatkowe karty ewolucji i kostiumów, pozwalające na jeszcze większe modyfikacje zasad i sposobów na uprzykrzanie życia rywalom. Ponadto osobno można dokupić dodatkowe potwory, co może nie jest zbyt opłacalne, ale zawsze stanowi kolejne urozmaicenie.

Jakby tego było mało, cztery lata temu ukazała się Mroczna edycja Potworów. Coś w rodzaju wersji kolekcjonerskiej, jeszcze lepszej jakości komponentami, szatą graficzną przywodzącą na myśl filmy katastroficzne, a nie komiksową oraz z niewielką modyfikacją zasad, związaną z dodatkowymi kartami pokręcenia. Jeśli planujecie grać w gronie dorosłych, możliwe, że taka “poważniejsza” wersja bardziej wam się spodoba.

Podsumowanie

Potwory w Tokio to dziś już planszowy klasyk. Od lat pojawiają się kolejne dodruki i pomimo miliona nowości ta gra ciągle się sprzedaje. I słusznie! Idealnie sprawdza się przy niezobowiązującej posiadówce ze znajomymi. Jest szybka, nieprzewidywalna i pełna negatywnej interakcji. Oczywiście stratedzy analizujący swoje posunięcia na kilka rund do przodu, albo dostający gorączki na widok kostek, raczej będą zawiedzeni brakiem głębi i ogromną losowością, ale nie o to w takich grach chodzi. Tu ważna jest dobra, dynamiczna i pełna humoru zabawa, a takiej Potwory w Tokio dostarczają w dużych ilościach.

Okiem Razorblade’a

Crowley wspomniał o tej poważniejszej wersji „Potworów w Tokio”, w związku z czym wywołał mnie do klawiatury. Nawet nie tyle aby wdać się w jakąś głębszą polemikę. Uważam że Crowley doskonale opisał samą pozycję. Jest ona również na tyle nieskomplikowana że zabawa nawet z dziećmi (testowane na 8 latce)nie jest żadnym problemem, a emocji co nie miara. Natomiast jako posiadacz najnowszej edycji, chciałbym kilka rzeczy dopowiedzieć. „Potwory w Tokio: Mroczna Edycja” (bo tak brzmi dokładny tytuł) przeszły minimalną metamorfozę. Tak jak Crowley napisał, zostały przede wszystkim wydane w odrobinę poważniejszym klimacie graficznym (co uważam za pozytywną zmianę), postawiono na lepszą jakość komponentówe, ale delikatnie pobawiono się również zasadami. Po pierwsze, autorzy stworzyli opcjonalne zasady dla 2 graczy, podmieniając zdobywane punkty za wejście do Tokio i rozpoczęcie w nim tury na otrzymywanie energii. Mała zmiana, ale naprawdę dzięki niej gra nawet we 2 osoby staje się przyjemniejsza. I pomimo że zgadzam się z Crowleyem że im więcej graczy tym lepiej, tak mimo wszystko lubię zagrać w potwory nawet w 2 osoby właśnie w tym wariancie rozgrywki. Druga ze zmian wnosi już trochę więcej do samej zabawy. W grze pojawił się tor pokręcenia. Punkty te dostajemy wyrzucając zestawy cyfr na kościach, tak że suma uzyskanych PZ oraz Punktów Pokręcenia daje nam 3. I tak wyrzucenie 3×1 daje nam 2 punkty pokręcenia, 3×2 daje 1 punkt, a 3×3 nie daje żadnego. Kiedy nasz znacznik przekracza pola 3, 6 oraz 10 – możemy wybrać jeden z kafli pokręcenia, który rozwinie naszą kreaturę. Liczba kafelków jest ograniczona, więc warto i na tym torze się spieszyć bo kto pierwszy ten lepszy. Co do samej oceny, absolutnie nie mogę się nie zgodzić z przedmówcą. To świetna oraz emocjonująca pozycja, która sprawdza się zarówno jako zabawa z dziećmi, szybki fillerek czy też gra imprezowa – i w każdym wariancie bawi, a to najważniejsze.

Zdjęcia z „Mrocznej Edycji” możecie zobaczyć poniżej ocen.

Bez prądu: Potwory w Tokio
  • Ocena Crowleya - 8/10
    8/10
  • werdykt Razora - 8/10
    8/10
0/10
User Review
0/10 (0 votes)

 

Related Articles

Komentarzy: 2

  1. Kolejna gra z serii „znam słyszałem ale nie zagrałem” 😀 Ale brzmi ciekawie; gdybym miał jeszcze możliwość skołowania 4 czy 5 graczy, to bym spróbował. A na 2 osoby to ma za jakiś czas się ukazać wersja pojedynkowa, także będziecie mieli okazję do sprawdzenia, czy podobny trik jak przy 7 cudach i tu zadziała.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button