Bez Prądu: Baobab

Dawno dawno temu, jeszcze “za dzieciaka”, przeczytałem sienkiewiczowskie “W pustyni i w puszczy” (chyba jak większość, wszak to lektura) i zakochałem się w baobabie. W potężnym i długowiecznym drzewie, w którym Staś i Nel znaleźli kryjówkę, a które posiada bardzo specyficzną budowę. W drzewie, które w porze suchej wygląda jakby ktoś dla zgrywu obrócił je korzeniami do góry, zakopując koronę. O tym jak mylne to wrażenie można się z kolei przekonać w porze deszczowej, gdy pokrywa się bujnym liściem. Ale ja nie o drzewach! Równie dawno temu (no dobra, w 2012 roku) wydawnictwo Piatnik wypuściło na polskim rynku zręcznościową grę karcianą “Baobab”. I umówmy się – była ona wydana… brzydko. Niemniej jednak rok 2018 sprawił, iż ujrzeliśmy w kraju nad Wisłą tę samą pozycję odświeżoną przez wydawnictwo Rebel i właśnie tę wersję chciałbym Wam dziś przedstawić.

Baobaby w rzeczywistości…
…oraz nasz baobab domowy.

Jak już wspomniałem, obecne wydanie to odświeżona graficznie wersja gry z 2012 roku. Tylko moim skromnym zdaniem odświeżona w sposób fenomenalny! Po pierwsze, grę otrzymujemy w solidnej metalowej puszcze, w której znajduje się 108 kart służących do rozgrywki. Natomiast samo opakowanie spełnia jeszcze jedną niesłychanie istotną funkcję! Staje się ono dla nas podstawką imitującą pień baobabu, na którym toczona będzie rozgrywka. Efekt jest wyśmienity!

Nasz rosnący na pudełku baobab

No dobrze, ale czym jest “Baobab”, dla kogo jest “Baobab” i czy w ogóle warto się “Baobabem” zainteresować. Po kolei – jak już mogliście przeczytać jest to zręcznościowa gra karciana. Tym razem inaczej niż w pierwszym wydaniu, miejsce kwadratowych kartoników zastąpiły karty w kształcie dysków. Nie zmienia to założeń rozgrywki, a jedynie umila organoleptyczne obcowanie z grą. Wg informacji zawartych na pudełku, gra jest przeznaczona dla 2-4 graczy w wieku 6+, aczkolwiek uważam, spokojnie poradzą sobie z tym tytułem dzieci młodsze. Moja 5-latka radzi sobie w niego świetnie, a śmiem twierdzić że bystry 4-latek również ogarnąłby rozgrywkę po wytłumaczeniu zasad. No dobrze, może faktycznie miałby pewne problemy w aspektach zręcznościowych, ale hej! – czyż to nie świetny pomysł właśnie na ćwiczenie zręczności dziecka?

Korona drzewa rozrasta się

Sam przebieg rozgrywki jest banalny – na początku wszystkie 108 kart rozdajemy pomiędzy uczestników gry. Następnie pierwszy z graczy określa ile kart chciałby spróbować umieścić na baobabie. Może się zdecydować na 1, 2 lub 3. Karty posiadają przepięknie ilustrowane zwierzęta, kwiaty oraz liście. Jednak każdą z tych kart możemy kłaść tylko i wyłącznie w określony sposób – przykładowo Tukanem rzucamy jak frisbee, Lamparta zrzucamy na drzewo z góry a małpy czy liście muszą wystawać poza “zarys” naszego rozrastającego się baobabu. Jeśli w którymkolwiek momencie zrzucimy jakieś karty na stół – lądują one na naszym karnym stosie (wraz z tymi których decydujemy się z jakichś względów nie zagrywać). A wierzcie mi – karty zaczną spadać, gdyż podstawka jest mała, a zagrywane dyski spore oraz śliskie. W grze występuje również pewna doza negatywnej interakcji w postaci kart pszczół – otóż po ich zagraniu dotykać ją mogą tylko i wyłącznie karty liści oraz kwiatów. I to do momentu zakrycia wszystkich owadów. Rozgrywka kończy się gdy jeden z graczy zagra ostatnią swoją kartę. Wówczas wszystkie dotychczas nie zagrane karty innych graczy dołączają do ich karnych stosów, a całą partię wygrywa osoba z najmniejszą ilością dysków na tym właśnie stosie.

Karny stos czy stos dociągu?

Charakterystyczna dla “Baobaba” jest szybka rozgrywka – jedna partia nie powinna nam zająć więcej niż 15 minut. Oczywiście jak na grę karcianą “przystało” nie uciekniemy tutaj od losowości – może się okazać, iż jakimś dziwnym trafem jeden z graczy dostanie wszystkie karty liści, a inny np. wszystkie uczestniczące w rozgrywce tukany (moim zdaniem najwredniejsza do zagrania karta). Ale to co najważniejsze to fakt, iż rozgrywka i tak potrafi sprawić ogromną frajdę zarówno dzieciakom jak i graczom w samym dorosłym gronie. Dodatkowo wspomniane przeze mnie na początku recenzji wykonanie sprawia, że pozycję tę możemy spokojnie wrzucić ze sobą na wyjazd w niemal dowolne miejsce. Tak więc czy warto zainwestować w “Baobab”? Moim zdaniem tak, tym bardziej że często możemy dostać grę już za 40 złotych. Ja w każdym razie bawiłem się przy niej bardzo dobrze, mimo, że nie przepadam ani za grami zręcznościowymi. Wystawiam jej solidne:

 

-->

Kilka komentarzy do "Bez Prądu: Baobab"

Skomentuj planszoman Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków