Belfer (sezon 1)

W przeciwieństwie do polskiego filmu, który od kilkunastu lat znajduje się bardziej pod (jakościową) kreską, polski serial, a dokładniej jego kryminalna odmiana, potrafi dość regularnie produkować dzieła całkiem przyzwoite. Jeszcze w latach 90. polscy telewidzowie mogli z zapartym tchem obserwować świetnie zrealizowany (na tamte czasy, choć i dzisiaj broni się całkiem dobrze) przez Wojciecha Wójcika serial “Ekstradycja”, w którym główną rolę koncertowo odegrał Marek Kondrat. W początki XXI wieku wchodziliśmy wraz z “Pitbullem” nieodżałowanego (bo ambitnego jeszcze) Patryka Vegi, który ustrojowo-systemowe problemy stołecznej policji sportretował w niespotykanym już dzisiaj w jego produkcjach wyważeniem i kunsztem. Była jeszcze polsatowska “Fala zbrodni”, oraz wyprodukowany dla TVP “Glina”, który zresztą powszechnie uznawany jest za jeden z najlepszych telewizyjnych kryminałów, jakie powstały w naszym kraju.

W nową erę seriali, dyktowaną przez wysokobudżetowe produkcje HBO, a później Netflixa i resztę gigantów zza Oceanu, polscy producenci weszli nieco później, chociaż trzeba uczciwie napisać, że bezboleśnie i z dużymi sukcesami – zarówno od strony biznesowej, jak i jakościowej. Moim zdaniem, pierwszym efektownym wytworem współczesnej produkcji serialowej w Polsce, a zarazem kamieniem milowym, za którym podążają obecni twórcy, było pojawienie się w ramówce Canal+ serialu “Belfer”. I to właśnie jemu chciałbym poświęcić dzisiejszy tekst – jest bowiem nie tylko produkcją misternie przemyślaną, ale również udanie nawiązującą do światowych gigantów gatunku, z legendarnym serialem “Twin Peaks” na czele.

Paweł Królikowski – aktor mocno się starał, choć wygląd pociesznego Kusego z “Rancza” nieco przeszkadzał w uzyskaniu efektów dramatycznych.

Od razu wyjaśnijmy sobie jedną kwestię – “Belfer” to dla mnie świetna opowieść zamknięta w dziesięciu odcinkach pierwszego sezonu. Po opuszczeniu reżyserskiego stołka przez utalentowanego Łukasza Palkowskiego, serial w drugim sezonie wytracił swoje największe atuty, tj. sprawność narracji i konsekwencje poszczególnych wątków. Nie mam pojęcia, dlaczego ci sami scenarzyści – Monika Powalisz i przede wszystkim świetny pisarz Jakub Żulczyk tak mocno obniżyli swoje loty w drugiej części opowieści, ale na potrzeby niniejszego tekstu mam zamiar kontynuację tej historii zwyczajnie zignorować. I Wam, drodzy Czytelnicy, radzę to samo, w przeciwnym razie narazicie się na stratę czasu.

O czym opowiada pierwszy sezon serialu? Nieco przekornie napiszę o wrażeniu które towarzyszyło mi przez zdecydowaną większość z dziesięciu seansów. “Belfer” sprawia wrażenie osadzonego w polskich realiach i odseparowanego od surrealizmu “Twin Peaks”. W pierwszym odcinku, grupka znajomych odnajduje w lesie ciało swojej koleżanki – osiemnastoletniej dziewczyny, która właśnie miała rozpocząć naukę w klasie maturalnej. W tym samym czasie do miasteczka nieopodal – Dobrowic – przyjeżdża z Warszawy polonista, Paweł Zawadzki (Maciej Stuhr), który ma rozpocząć nauczanie w nadchodzącym roku szkolnym.

Grzegorz Damięcki jako Richard Horne, Grzegorz Molenda, miejscowy magnat i filantrop. Oczywiście z historią z przeszłości i tajemnicami, które okażą się kluczowe dla głównego wątku.

Podobnie jak w “Twin Peaks”, początkowo głównym wątkiem “Belfra” jest śledztwo związane z tajemniczą śmiercią młodej dziewczyny. Prowadzi je miejscowy komendant Sławomir Słota (Paweł Królikowski), który – jak się szybko okazuje – wraz z miejscowym burmistrzem, magnatem finansowym i podstarzałym właścicielem fabryki mięsa, od lat wspólnie zarządzają Dobrowicami. Lokalna wierchuszka akurat szykuje się do ubicia intratnego interesu ze Szwedami, toteż mocno zależy jej na jak najszybszym rozwiązaniu sprawy przynoszącej miastu wizerunkowe straty. Tymczasem, tytułowy belfer ma osobistą motywację by się w zagadkę tajemniczej śmierci zaangażować – a ta z kolei okazuje się zdecydowanie bardziej skomplikowana, niż pierwotne założenia śledczych.

Całości dopełniają rozbudowane historie bohaterów: zarówno tych pierwszo- jak i drugoplanowych. Wspomniany lokalny magnat Grzegorz Molenda(bardzo dobry Grzegorz Damięcki) pozornie wiedzie idealne życie, ale szybko okazuje się, że nie potrafił zapanować nawet nad swoimi krnąbrnymi dziećmi, które – jakże by inaczej – uczęszczają do liceum. Z kolei, właściciel rzeźni (świetna rola Joachima Lamży) ma na koncie bardzo kontrowersyjne historie z przeszłości, na których tropie znalazł się redaktor naczelny miejscowej gazety, Lesław Dobrzański (chyba jeszcze lepszy Krzysztof Pieczyński). Do tego dochodzą wątki związane z dobrowickim liceum: problemy uczniów (od miłosnych, przez rodzinne, po uzależnienia), wątek pedofilski w kontekście jednego z wuefistów, młodociana “gangsterka” aspirująca do przejęcia władzy po obaleniu aktualnie urzędującej “ekipy” oraz cała masa pobocznych historii.

Krzysztof Pieczyński jako Lesław – redaktor miejscowej gazety. Jedna z najlepszych i najbardziej zapadających w pamięć postaci z serialu.

Wszystkie w jakiś sposób związane są oczywiście ze śmiercią nastolatki. Wszystkie obserwujemy oczami Pawła Zawadzkiego – podobnie jak w przypadku “Twin Peaks” i agenta Coopera – osoby z zewnątrz, która próbuje się w tym galimatiasie odnaleźć. Zabieg scenariuszowy może wydawać się mało oryginalny, ale w tym przypadku jest po prostu skuteczny. Głównie ze względu na mnogość dobrze rozpisanych historii i pomysłów, po które sięgnęli scenarzyści budując bardzo wiarygodny obrazek wprost z krajowej prowincji.

I to jest jedną z największych zalet pierwszego sezonu “Belfra”. Misternie utkana sieć, która wciąga swoją atmosferą i wywołuje emocje dzięki wiarygodności opowiadanych historii, a także znakomitej egzekucji wielu wątków – czytaj: świetnej obsadzie. Maciek Stuhr gra tutaj introwertycznego gościa, któremu pozornie jest wszystko jedno, a który w kluczowych momentach odsłania swoją determinację i schowaną głęboko wrażliwość. Plusem było dla mnie również to, że protagonista nie jest postacią z papieru (na jakiego wykreowano go w sezonie drugim) – żaden z Pawła superman o nadprzyrodzonych zdolnościach, ani też chodzący posąg etyki i moralności. To facet, z którym widz szybko się utożsamia, a oszczędność jego charakteru jeszcze to ułatwia.

Paweł Zawadzki to w zasadzie najmniej istotna postać w scenariuszu. Służy widzowi jako narzędzie do przekazania opowieści, chociaż kilka razy jego decyzje wpływają na losy innych bohaterów. Maciej Stuhr w tej roli zaprezentował się co najmniej solidnie, zwłaszcza w kilku bardziej emocjonalnych scenach zachował ekranową wiarygodność.

Znakomitą rolę odegrał Krzysztof Pieczyński, o którym w ostatnim czasie można przeczytać niemal wszystko, tylko nie to, że jest wziętym i utalentowanym aktorem. A jest. Dobre wrażenie pozostawiają po sobie również Paweł Królikowski i Grzegorz Damięcki, chociaż z tym pierwszym panem miałem pewien problem. Aparycja aktora nie współgra zbyt dobrze z jego charakterem, chociaż po pewnym czasie można się przyzwyczaić.

Osobne słowa uznania należą się obsadzie młodych gniewnych, wśród których przede wszystkim trzeba wyróżnić Sebastiana Fabijańskiego (serialowy Adrian – gangster o gołębim sercu), Paulinę Szostak (Ewelina, wzięta przez Lesława na staż w redakcji początkująca dziennikarka śledcza tropiąca szwindle wokół rzeźni), Józefa Pawłowskiego (Maciek, postać bardzo wyraźnie wzorowana na Jamesie Hurley’u z “Twin Peaks”) oraz Mateusza Więcławka (Jasiek, pewny siebie i impulsywny syn bogatego tatusia). Generalnie, młodzi aktorzy momentami przejmują serial dla siebie i w żadnym przypadku nie zaniżają dobrego poziomu prezentowanego przez bardziej doświadczonych kolegów i koleżanki po fachu. Kilku z nich zdążyło już zresztą zaprezentować się w innych, kasowych produkcjach (szkoda, że Fabijański trafił pod skrzydła Vegi, kiedy ten skończył już uprawiać kinematografię).

Sebastian Fabijański, czyli Adrian – nieco oklepana już postać, wokół której toczy się spory fragment serialu. Jedna ze scen z jego udziałem jest wprost rewelacyjna.

Scenariusz – podobnie jak w przywoływanym klasyku Davida Lyncha – rozwiązanie zagadki śmieci młodej dziewczyny traktuję jako furtkę do snucia dalszej opowieści. Trzeba przyznać, że pomimo kilku męczących suspensów, zabieg ten został zrealizowany z konsekwencją. “Belfer” posiada własne tempo, w takt którego odkrywane są poszczególne elementy głównej układanki. Chyba tylko w jednej chwili – w odcinku ósmym – miałem wrażenie przesytu i przeciągania całej tej intrygi, jednak ostateczne rozwiązanie sprawy, zaserwowane w finale sezonu przekonało mnie do siebie. Na szczególne uznanie moim zdaniem zasługuje fakt, że praktycznie wszystkie mnożące się przez 10 odcinków pytania i wątki znajdują swoje rozwiązanie, a widz dostaje logiczne, choć zupełnie nieoczywiste odpowiedzi. Niewątpliwie jest to zasługa pary scenarzystów, zwłaszcza Jakuba Żulczyka, który w tkaniu podobnych historii w swoich książkach się specjalizuje (że wspomnę “Instytut”, lub wydane już po premierze serialu “Wzgórze psów”).

Jeszcze jeden młody gniewny polskiego aktorstwa: Mateusz Więcławek. Jego Jasiek to postać przechodząca chyba największe zmiany na przestrzeni dziesięciu odcinków.

Duże brawa należą się również Łukaszowi Palkowskiemu, obecnie jednemu z najlepszych reżyserów nad Wisłą. Twórca “Rezerwatu”, “Bogów”, czy “Najlepszego” bez problemu udźwignął zadanie postawione przez producentów, mianowicie uczynił “Belfra” serialem zrealizowanym we współczesnym stylu, który pod względem technicznym, czy realizacyjnym nie odstaje od produkcji zachodnich. Przyczepić mógłbym się chyba tylko do ścieżki dźwiękowej, która jest bardzo oszczędna i zupełnie nie zapada w pamięć. Cała reszta jest na wysokim poziomie, a sposób realizowania niektórych ujęć (jazda kamery zza pleców, nieoczywiste przejścia pomiędzy scenami) zdradzają, że pan Palkowski jest nowoczesnym twórcą znającym się na rzeczy.

Tekst w kilku miejscach wskazuje na podobieństwa “Belfra” do “Twin Peaks”, jednak należy pamiętać, że w tym przypadku mamy do czynienia z umiejętnym wykorzystaniem opracowanych przez Lyncha i Frosta rozwiązań, a nie żadną “polskojęzyczną” adaptacją. Serialowi brakuje elementów surrealistycznych, również samo miejsce akcji – miasteczko Dobrowice – jest tutaj potraktowane jako tło dla wielu bohaterów i związanych z nimi wątków. Nie uświadczymy więc w “Belfrze” wielu kontemplacyjnych ujęć przyrody, czy odtwarzania atmosfery wyjętej z prowincjonalnej mieściny na skraju głuszy. Realia odwzorowane w omawianym serialu są zdecydowanie bardziej nastawione na realizm i ekspozycję charakterów i wątków, niż samego otoczenia.

Według mnie największą zaletą “Belfra” jest jego spójność. Serial wciąga niemal od początku, posiada szeroki wachlarz naprawdę dobrych kreacji aktorskich i nieoczywisty scenariusz. Dużym osiągnięciem jest sprawność, z jaką te elementy zostały ze sobą połączone – nie ma tutaj niepotrzebnych dialogów, czy porzuconych historii. Całość po prostu ma sens, co – w kontekście dużej ilości opowiadanych historii i umiejętnym zwodzeniu widza w trakcie seansu, należy ocenić bardzo pozytywnie. Niewiele znam produkcji zamkniętych w 10 odcinkach, a jednocześnie stanowiących tak przemyślaną całość.

I tylko szkoda, że kontynuacja przeniosła bohatera do Wrocławia. Tam moja pierwsza miłość do “Belfra” skończyła się, zupełnie jak w telenoweli.

-->

Kilka komentarzy do "Belfer (sezon 1)"

  • 22 sierpnia 2018 at 12:12
    Permalink

    Bardzo dobry serial. Gdy usiadłem do niego z współlokatorami to momentalnie zleciały nam 4 odcinki ;). Z nowych polskich seriali na pewno też polecam “Krew z krwi” realizowany w Gdyni.

    Reply
  • 22 sierpnia 2018 at 12:26
    Permalink

    Z Żulczyka to polecam rewelacyjne ‘Ślepnąc od świateł’. Serial w drodze 🙂

    Reply
  • 22 sierpnia 2018 at 13:49
    Permalink

    Mnie w serialu raziły błędy rzeczowe. Przy takiej produkcji żeby na miejsce zdarzenia wzywać kryminologów zamiast techników kryminalistyki? Konia z rzędem temu, kto mi powie jak można kogoś tymczasowo aresztować na podstawie kodeksu prawa karnego (już mniejsza o to, że mówimy w polskim prawie raczej o kodeksie karnym lub ustawie prawo karne). Ale moim ulubionym kwiatkiem jest robienie imbecyli z prokuratury i laboratorium genetycznego, którym nauczyciel języka polskiego musi mówić, co powinni sprawdzić w wykonanym teście na ojcowstwo… Ja rozumiem, że różne błędy się zdarzają, ale w większości są to ludzie dobrze wykształceni, którzy posiadają odpowiednią wiedzę i doświadczenie i potrafią wykonywać swoją pracę bez przewodnictwa nauczycieli z liceum.
    Mimo wszystko oceniam serial na plus, choć za drugi sezon się nie biorę ze względu na negatywne opinie wśród znajomych.

    Reply
    • 23 sierpnia 2018 at 17:21
      Permalink

      No wiesz, troche musieli ponaginac zachowanie nniektorych procedur, ale w moim odczuciu to jakos mocno nie razilo. Wszystko dosyc skutecznie mozna bylo wsadzic w teczke ‘polska malomiesteczkowa policja’ i wg mnie zachowanie ‘specjalistow’ mocno nie odbiegalo od norm panujacych w naszym kraju 🙂

      A na 48h zatrzymac moga na zadnej podstawie, tak dla jaj/obserwacji. Czepiasz sie slowek, chociaz rozumiem ze Ciebie moze to razic 🙂

      Reply
  • 22 sierpnia 2018 at 14:45
    Permalink

    Absolutna zgodą co do oceny obydwu części serialu. Po pierwszej serii strasznie byłem ciekaw kolejnej, która w pierwszym odcinku obiecywała ciekawą tajemnicę, a skończyło się… No tak jak się skończyło. Pierwsza seria w ciemno, drugiej unikać jak ognia.

    Reply
    • 22 sierpnia 2018 at 19:19
      Permalink

      To byl pierwszy polski serial na kttorego kolejne odcinki czekalem z wypiekami, zupelnie jak w przypadku wielkich produkcji amerykanskich.
      Dobrze, ze pierwszy sezon stanowi zamknieta calosc i nie trzeba sie przejmowac drugim, ktory zmeczyl mnie w polowie. Swietna robota, a z podobnych klimatow warto polecic Watahe i Kruka-szepty slychac po zmroku.

      Reply
      • 22 sierpnia 2018 at 20:14
        Permalink

        Wataha – miodzio 😉

        Reply
        • 23 sierpnia 2018 at 11:51
          Permalink

          Wlasnie nie wiem czy lepsze od Belfra, czy jednak troszeczke nizej 🙂
          Bioraac pod uwage, ze Wataha ma 2 rownorzedne sezony to jednak srawiam na Rebrowa i spolke 🙂

          Reply
          • 23 sierpnia 2018 at 11:58
            Permalink

            Wataha i Kruk (zwłaszcza! bo kręcony był w stronach mi bardzo dobrze znanych) wciąż czekaja w kolejce.

            Reply
            • 24 sierpnia 2018 at 00:41
              Permalink

              Kruka nie oglądałam i też czeka w kolejce, ale do Watahy z calego serca zachęcam 😉 pierwszy sezon łyknęłam w 1,5 dnia zamiast się uczyć w sesji 😀 ale ten klimat Bieszczad uchwycony w serialu jest naprawdę genialny 🙂 ja się czułam jakbym tam prawie była a nie tylko oglądała serial 🙂 btw napisanie że to w Bieszczadach to chyba nie spoiler? 😀 bo to informacja podawana chyba przy opisie serialu 😉 (zaczynam łapać spoilerową obsesyjkę chyba :D)

              Reply
              • 24 sierpnia 2018 at 08:31
                Permalink

                easy, to żaden spoiler 🙂

                spoiler jest wtedy, kiedy tunningujesz bmw zdradzasz istotne elementy fabuły, o których ktoś kto nie oglądał nie ma bladego pojęcia. Bieszczady pojawiały się w kontekście Watahy w materiałach promocyjnych, wywiadach z twórcami etc.
                Również słyszałem same dobre opinie o Watasze. Jeszcze w kolejce mam Pakt z Marcinem Dorocińskim – serial co prawda na podstawie skandynawskiego formatu, ale podobno również bardzo dobry.

                Reply
  • 22 sierpnia 2018 at 20:13
    Permalink

    Serial bardzo mi się podobał, z niecierpliwością czekałam na kolejne odcinki, a finał i rozwiązanie zagadki naprawdę mnie zaskoczyły, zbierałam szczękę podłogi 🙂

    Spoiler! Pokaż

    Natomiast Grzegorz Molenda to jedna z moich ulubionych postaci, jeśli chodzi o autentyczność i świetną kreację aktorską. Tak naprawdę cała czwórka panów dobrowickich (nie wiem czy to się tak odmienia) “oligarchów” skupiona wokół Molendy jako postaci centralnej i ich wzajemne relacje są warte uwagi.

    Spoiler! Pokaż

    No i z innej beczki, zgrzytała mi postać Asi Walewskiej, ale z przyczyn czysto osobistych, gdyż niezbyt przepadam za aktorką odgrywająca jej rolę.
    Drugi sezon – dno, wymazałam z mojej świadomości fakt jego istnienia. Fabuła mnie nie porwała i nie przekonała, zresztą przypuszczam, że nie pamiętam połowy wątków, były takie ciekawe i zajmujące 🙂

    Reply
    • 22 sierpnia 2018 at 20:47
      Permalink

      Ashynka, byloby super gdybys oznaczyla niektore fragmenty swojego komentarza jako spoilery, bo jednak zdradzasz mnostwo szczegolow z fabuly 🙂
      Trzeba napisac [spoi.ler]TEKST[/spoiler.]
      Bez kropek w nawiasach.

      Co do postaci to zgoda, magnaci byli bardzo dobrze rozpisani. Dla mnie postaci tragiczne to wiekszosc obsady, bo watki bez wyjscia dotykaly i Zawadzkiego, Kumity, lub wuefisty.

      Reply
      • 22 sierpnia 2018 at 23:25
        Permalink

        Kurczę, masz rację. Przepraszam, kompletnie nie zwróciłam uwagi, że to co piszę to spoiler. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, jestem nowa i to dopiero mój 3 komentarz 🙂
        Obiecuję poprawę 😉

        Reply
        • 23 sierpnia 2018 at 02:07
          Permalink

          rozgrzeszam cie, idz w pokoju :*

          Reply
          • 23 sierpnia 2018 at 11:52
            Permalink

            Teraz jest idealnie 🙂

            Reply
          • 23 sierpnia 2018 at 20:51
            Permalink

            Dziękuję za zrozumienie 😉 :*

            Reply
  • 23 sierpnia 2018 at 09:03
    Permalink

    Ashynka – pozwoliłem sobie wyedytować Twój komentarz i oznaczyć spoilery, o których wspomniał tolkien. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe.

    Zgadzam się, że tercet Molenda-Kumita-burmistrz-komendant to jedne z najciekawszych postaci. Świetne – bo wiarygodne – były też relacje między licealistami, a to jest zawsze bardzo newralgiczna część i wyzwanie dla scenarzystów. Żaden z “dziecięcych” bohaterów nie zgrzytał mi powszechną w krajowych produkcjach pobieżną analizą umysłów młodych ludzi, nie zrobiono z nich dziecięcych pacynek do pchania fabuły do przodu.

    Postaci tragicznych jest bardzo dużo, własciwie każda ma jakiś tam grecki tragos w swojej historii. Lesław to najmocniej zaznacozny moim zdaniem akcent.

    Dziękuję za komentarz i witam wśród naszej społeczności 🙂

    Reply
    • 23 sierpnia 2018 at 21:04
      Permalink

      Oczywiście, że nie mam za złe 😉 jestem wdzięczna, że naprawiłeś mój błąd i przepraszam za kłopot 😉
      Zgadzam się, że każda postać ma swoje osobiste “demony”, zresztą uważam, że między innymi to nadaje im realizm, natomiast ja wymieniłam te dwie, które wzbudziły we mnie najwięcej sympatii i emocji 😉
      Dziękuję za ciepłe przyjęcie, pomimo mojego potknięcia na starcie 😉 uwielbiam czytać dyskucje komentarzowe równie mocno co same artykuły i cieszę się, że mogę stać się częścią tak pozytywnej społeczności 😉

      Reply
      • 25 sierpnia 2018 at 20:38
        Permalink

        Pozdrawiam nową userkę 🙂

        Reply
  • 23 sierpnia 2018 at 15:10
    Permalink

    Potwierdzam pierwszy sezon dał bym nawet 9/10.
    Co do drugiego sezonu to czysta abstrakcja i nie polecam. Wydaje mi się, że gdyby tą historię lekko zmodyfikować i przenieść akcję do jakieś dużej korporacji – wtedy może by coś z tego było.

    Reply
    • 24 sierpnia 2018 at 08:34
      Permalink

      być może trafiłeś(aś?) w sedno sprawy z tym drugim sezonem. Trochę za dużo zawoalowanych wątków, jakaś sieć intryg i gra agentów, które w kontekście uczniów liceum prezentują się po prostu jak wyssana z palca abstrakcja. Ja rozumiem, że twórcy chcieli poruszyć temat szkolenia szpiegów od “maleńskości”, ale jednak sposób w jaki to zaprezentowano był mocno pretensjonalny i… cóż, niekoherentny 🙂

      Reply
  • 24 sierpnia 2018 at 20:57
    Permalink

    Taki sobie ten serial. Wielka trójka polskich seriali to Janosik, Alternatywy 4, Dekalog. Moim zdaniem nie do zdetronizowania na podium. Dość dobre powiedzmy są też Czterej pancerni i pies oraz Stawka większa niż życie, ale są naiwne i wyraźnie odstają od pierwszych trzech wymienionych. Z nowszych polskich seriali najlepiej wypadają raczej Glina i Pitbull (wyraźnie lepszych od przeciętnych filmów Vegi) Belfer to produkcja z pewnością słabsza od Gliny i Pitbulla, ale słaby też nie jest na tle innych tandetnych seriali. Ode mnie 7/10.

    Reply
    • 24 sierpnia 2018 at 22:00
      Permalink

      Hmmm, Dekalog kieslowskiego obok Alternatyw 4, do tego Janosik? Hehe, wybacz reakcje ale troche to komicznie wyglada:)
      To juz chyba w ogole lepiej nie robic takiego zestawienia. Przeciez tego nie da sie porownac pod zadnym katem.
      Dekalog zreszta to raczej cykl krotkometrazowych filmow fabularnych, a nie serial.
      Janosika nigdy nie trawilem, na dzisiejsze czasy juz zbyt archaiczny moim zdaniem. Od Alternatyw 4 wolalem Czterdziestolatka, a jak juz wchodzimy w klimaty polskich seriali z PRL to koniecznie musze wymienic Dom – to sie do dzisiaj swietnie oglada, tylko odcinki sa po 80minut.

      Z nowych seriali dla mnie Belfer jednak bardzo wysoko, Pitbulla pewnie nie przebil – ale tez tylko jesli mowimy o pierwszych sezonach. Gliny niestety nie znam.

      Reply
  • 28 sierpnia 2018 at 12:22
    Permalink

    Dekalog to cykl filmów.

    Tez polecam “Dom”. Wielki serial wielkiego Jana Łomnickiego, zrobiony małym kosztem, ze wspaniałymi aktorami (Tomasz Borkowy jako Andrzej Talar, Henryk Buczkowski, Bożena Dykiel), wykorzystano w nim nawet materiały dokumentalne. Zbudowano w nim obraz polskiej rzeczywistości powojennej i komunistycznej – zarówno z punktu widzenia zwolenników, jak przeciwników systemu. Pierwotnie dwie serie, potem, w połowie lat 90 i w 2000 roku jeszcze wrócił z równie dobrym podsumowaniem lat transformacji ustrojowej. W 25 odcinkach (po półtorej godziny) przewinęło się w nim kilka pokoleń polskich aktorów. Naprawde wielki serial, zasługujący na osobny tekst i miejsce w panteonie krajowym.
    Można trochę powiedzieć, że to nasz taki polski “The wire”, tylko obyczajowy 🙂

    Reply
    • 28 sierpnia 2018 at 15:07
      Permalink

      Pelna zgoda. Dom to nieslusznie zapomniany serial. A portretowal polska rzeczywistosc jak zaden wczesniej i pozniej.

      Reply
  • 17 września 2018 at 10:21
    Permalink

    “Dużym osiągnięciem jest sprawność, w jakim te elementy zostały ze sobą połączone”

    Bardziej poprawnie językowo byłyby chyba:

    “Dużym osiągnięciem jest sprawność, z jaką te elementy zostały ze sobą połączone”

    Reply
    • 20 listopada 2018 at 15:01
      Permalink

      dzięki, poprawione.

      Reply
  • Pingback: Kruk. Szepty słychać po zmroku – FSGK.PL

  • Pingback: Ślepnąc od świateł – FSGK.PL

Skomentuj Pquelim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków