„Geneza planety małp” opowiadała o próbie leczenia Alzheimera, która zamieniła się w globalną epidemię śmiertelnego wirusa. Przy okazji w tempie ekspresowym wyewoluowała małpy w stworzenia o wysokiej inteligencji. Na ich czele stanął szympans Cezar. Druga odsłona („Ewolucja”) koncentrowała się na konflikcie między ludźmi, a kuzynami komiksowego Tytusa. Jak koegzystować, żeby sobie nawzajem nie szkodzić i nie dać się zmanipulować jednostkom dążącym do wojny? Wojna o planetę małp to całkiem zgrabne domknięcie opowieści o emancypacji małpiszonów i tym razem akcenty przesunięto niemal zupełnie na małpią stronę. Ludzie są tu tylko narzędziami dla reżysera Matta Reevesa, użytymi by opowiedzieć ostatni rozdział historii Cezara i jego kompanów.
Nikczemny Pułkownik bez imienia poluje na małpy. Marzy mu się kompletna eksterminacja i zwrócenie planety ludziom. Złapane osobniki, które nie zostały ranne, zamyka w obozie koncentracyjnym i zmusza do katorżniczej pracy. Cezar jest celem numer jeden na liście i konfrontacja wydaje się być nieunikniona. Przywódca małpiego plemienia zostanie wystawiony na ciężką próbę i będzie on zmuszony do zmierzenia się z samym sobą. Wojna o planetę małp to opowieść o zemście, ślepej furii, nieludzkim (albo wręcz przeciwnie, porażająco ludzkim) okrucieństwie i o rewolucji pożerającej własne dzieci.
Małpia część filmu jest rewelacyjna. Motywacje i zachowania są jasne i czytelne dla widza. Przemiana Cezara ma w sobie sporo głębi, coś tragicznego ale i element nadziei i dobra. Ewidentnie Reeves skupił się na „małpim Mojżeszu” i jego historię opowiada w szczegółowy i bardzo emocjonalny sposób. Wtórują mu kompani wodza futrzastych – Maurice, Zła Małpa oraz ludzka dziewczynka Nova – którzy świetnie uzupełniają drugi plan i dodają głębi. Oddziałują na Cezara dając mu powody do kwestionowania własnych zachowań.
Gorzej jest z ludźmi. Tak jak pisałem – to tylko narzędzia. W dodatku raczej nieociosane pseudo-młotki z epoki kamienia łupanego. Nawet wspomniany Pułkownik nie dostał imienia. Szkoda, bo liczyłem na więcej, liczyłem na czynnik ludzki, który będę w stanie zrozumieć i może nawet trochę się identyfikować? Nic z tego. Woody Harrelson się stara, ale z piasku bicza nie ukręcisz. Po prostu nie miał z czym pracować. Scenariusz narysował płaską, jednowymiarową postać psychopaty, który karmi się cierpieniem i kiedy widz myśli, że gorszy nie może być – robi coś straszniejszego. Aż do przesady, do groteski. W połowie filmu przestał mnie przerażać, a zaczął śmieszyć. Dodano mu osobisty wątek, ale chyba tylko pro forma. Kompletnie tego nie kupiłem. Zresztą, cały jego misterny plan i to, do czego wykorzystuje małpy jest tak bezdennie głupie, że zaburzyło mi generalny odbiór filmu. Szkoda, godny przeciwnik dla Cezara wyniósłby „Wojnę o…” o poziom wyżej. Zabrakło wyczucia, zabrakło subtelności w rysowaniu tej postaci. To samo tyczy się podwładnych Pułkownika. Mając do wyboru strzelanie do szarżujących na nich oddziałów uzbrojonych po zęby lub do bezbronnych małp – zawsze wybiorą to drugie. Sensu to nie ma, ale jak pokazuje ich wewnętrzne zło! Patrzcie jacy oni nikczemni!
Nie klei się tez kilka innych wątków, ale nie będę spojlerował. Dużo rzeczy trzeba tu wziąć na wiarę i przymknąć oko, bo jeśli się tego nie zrobi, można się ostatnia odsłoną trylogii trochę rozczarować. Wkurzały mnie też rzeczy, które w filmie za tyle pieniędzy nie powinny mieć miejsca. Chodzi mi o bałagan w montażu. Postać wchodzi do bazy wojskowej wieczorem (na dworze szaro), a po przejściu (na oko) 50-100 metrów nagle mamy ciemną noc. Małpy wchodzą do tunelu w nocy, wychodzą kiedy świta. Z dialogów wynika, że tunel ma około… 57 kroków… Postaci stoją w rzęsistym deszczu i rozmawiają. Wszędzie dookoła leje, ale na nich już nie. Szczególnie to razi kiedy na pierwszym planie mamy doskonale gładką i sucha łysinę Pułkownika.
Efekty specjalne to kolejny problematyczny temat. Z jednej strony małpy po raz kolejny wyglądają ultra-realistycznie i wiarygodnie. Z drugiej – finałowa bitwa momentami prezentuje się jak amatorska produkcja robiona chałupniczo, do publikacji na jutiubie. Przecierałem oczy ze zdumienia, jak dwa tak różnej jakości efekty specjalne mogły się znaleźć w jednym filmie… cały finał pod tym katem wygląda jakby zabrakło budżetu na sam koniec i wszystko zrobili po kosztach, byle zamknąć produkcję.
Wojna o planetę małp to dobre, angażujące emocjonalnie i godne zwieńczenie historii Cezara. Szkoda, że wszystko co nie jest małpią perspektywą potraktowano po macoszemu. Z uwagi na to dostaliśmy film tyleż dobry, co nierówny i pozostawiający po sobie dość mieszane uczucia. Małpi wątek domknięto po mistrzowsku, ale wszystko wokół to artystyczny i logiczny bałagan co rusz wybijający widza z rytmu. W moim odczuciu druga część – „Ewolucja planety małp” – pozostaje najlepszą. Przynajmniej w tej trylogii.
Wojna o planetę małp
-
Ocena SithFroga - 7/10
7/10
Znowu jakoś tak wszyscy konsekwentnie milczą, więc żeby nie było tak smutno, znowu nadmienię, że to kolejną Twoja recenzja, która zainteresowała mnie filmem (a w zasadzie trylogią – nawet nie wiedziałam, że to jest częścią czegoś większego :D), który do tej pory wydawał mi się absolutnie nieciekawy. Brawo miszczu 😉
Dziękuję pięknie. Polecam wszystkie trzy filmy. Miałem podejście „film o inteligentnych małpach, to się nie może udać”, a wyszło naprawdę dobrze.
No i dzięki za troskę, to naprawdę miłe 🙂
SithFrog to maupa.
(naprawdę tak nie myślę, ale zauważyłem, że ludzie mało komentują, więc próbuję wywołać jakiś flame war)
Biorąc pod uwagę treść trzech filmów to w zasadzie komplement 😀
To tez coś dodam bo lubię te recenzje – po przeczytaniu nawet można by się skusić żeby to obejrzeć, ale ta seria mnie tak nie rusza, że tym razem odpuszczam :).
Rozumiem, chociaż tracisz całkiem niezłą trylogię 😉
Jakos nie moge zdzierzyc ryjkow tych malp
Są specyficzne, ale to i tak kolosalny krok do przodu od wersji Tima Burtona z 2001…
Świetna recenzja!
A trylogia ciekawa, tylko oglądając pierwszą część uznałem, że będę kibicował ludziom, co w następnych odsłonach było coraz trudniejsze 🙁
Ale i tak dla mnie 8/10
No w Wojnie o planetę małp po prostu nie ma opcji kibicowania ludziom. Tak to odwrócili, że widz nie ma wyjścia. Trochę szkoda, zabrakło odcieni szarości.
SithFrog, jako korektorka gratuluję ładnego tekstu, jako czytelniczka dziękuję za przyjemną recenzję ;).
Dzięki za poprawki i przepraszam, że na chwilę wtrąciłem się w proces korekty z jedną własną poprawką 😉
Super, że fsgk dorobiło się korektorki 🙂 Rozmawiałem z kilkoma znajomymi i wszystkim się bardzo podobała trójka, co po dwóch poprzednich częściach wcale mnie nie zaskoczyło. Podkreślali mroczny klimat, emocje i mało akcji (to jako plus). Ty wlewasz w te opinie nieco dzięgciu.
Trochę tak, trochę nie. Wszystko zależy od podejścia. Może miałem zbyt duże oczekiwania, ale ja lubię mroczny klimat, kiedy jest oddany tak, że wierzę w świat przedstawiony. A tu jest zbyt czarno-biało. Jak we Władcy Pierścieni – piękna baśń, ale to książki Sapkowskiego są bliżej rzeczywistości z bólem, smrodem, biedą i mięsem 😉
Poza tym dziegciu jest tylko łyżeczka, to naprawdę niezły film.
Piszesz, że nie chcesz spojlerować, a zaczynasz od słów o małpim obozie koncentracyjnym. Przecież to się ujawnia ok. 50 min filmu! SPOJLER i to niezły. W samej recenzji za dużo jest obrazków, a za mało słów.
Na problemy techniczne i te z efektami w ogóle nie zwróciłem uwagi i ich nie zarejestrowałem (a skończyłem seans 10 min temu). Więc albo ja widzę za słabo albo ty za dobrze 🙂
Perspektywa ludzka już była. To raz. Kwestia Pułkownika jest dyskusyjna. Po pierwsze zapomniałeś wspomnieć o 'Czasie apokalipsy’, a Reeves wyraźnie do tego nawiązuje. To z jednej strony uzasadnia symbolizm postaci Pułkownika (bo to symbol jest, figura Kurtza), a z drugiej nieco odmienia perspektywę. U Coppoli był szczeniak Willard i weteran Kurtz. U Reevesa jest Cesar, który w postaci pułkownika odbija się jak w zwierciadle. Wybitna scena ich konfrontacji! To jest wciąż film o Cezarze, a Pułkownik robi za kontrę. Dzięki Pułkownikowi Cezar wartościuje własne priorytety. W ogóle w całej tej serii ludzie zawsze robili za element ewolucji Cezara.
No i to niesamowite zdanie Pułkownika: 'to będzie Planeta Małp’, a my będziemy waszym bydłem’. Kto oglądał oryginał Schaffnera ten zrozumiał, że tym jednym zdaniem Pułkownik z fanatyka przemienił się w wizjonera. Albo on jest i fanatykiem i wizjonerem. Jak Kurtz?
Genialny wątek ewolucyjny, Cronnenberg i Jeunet by się nie pogniewali. Zła Małpa staje się z czasem elementem komediowym, ale jego pojawienie się w tej rezydencji to wybitna scena! Równie wybitne jest odkrywanie genetycznych kart. Aż do finału.
Wspaniałe nawiązania do oryginału. Od Novy i Corneliusa wolę galop po plaży. Aż czekałem na pojawienie się… pewnego kawałku kamienia 🙂
Na takie produkcje opłaca się wydawać miliony zielonych. Cała trylogia jest wspaniała. Został domknięta i chyba się zakończyła. Każda z części świetna, jako całość prezentuje to się jeszcze lepiej.
9/10
Spojler – wydaje mi się, ze sceny z obozu były w zwiastunach. To było jakiś czas temu.
Co do CGI: „więc albo ja widzę za słabo albo ty za dobrze” – wróć do filmu, obejrzyj bitwę i zwróć uwagę na spadające z nieba, płonące helikoptery. To zapamiętałem aż za dobrze.
Co do reszty: to masz rację z Czasem Apokalipsy, ale dlatego właśnie dla mnie to nie zagrało. To jak Nolan robiący ukłon do Odysei Interstellarem. Gdzie Rzym, a gdzie Krym?
Pułkownik Kurtz to postać metodycznego szaleńca o wyjątkowo spokojnym usposobieniu. Jego postać jest zagadkowa, mroczna, samą swoją obecnością wywołuje strach, niepewność, ale też jakiś dziwny rodzaj szacunku i respektu.
Pułkownik Harrlesona to typowy przykład gdzie aktor przeszarżował. Jest zły, krzyczy, zachowuje się jak szaleniec rodem z kreskówek i filmów peleryniarskich. Wymachuje bronią, miota się, itp. itd. Ani przez chwilę nie był straszny, może przez ułamek sceny. Poza tym był groteskowy i jak dla mnie to w zasadzie ten element położył film. Miał być zwierciadłem dla Cezara, ale wyszło to moim zdaniem zbyt pokracznie i niepoważnie.
„No i to niesamowite zdanie Pułkownika: ‘to będzie Planeta Małp’, a my będziemy waszym bydłem’. Kto oglądał oryginał Schaffnera ten zrozumiał, że tym jednym zdaniem Pułkownik z fanatyka przemienił się w wizjonera.”
Heh, a dla mnie to był czysty „fan service” 🙂
I o jakim kawałku kamienia na plaży mówisz? Ja bym się spodziewał kawałka metalu raczej 😉
Nie wszyscy oglądają zwiastuny, weź na to poprawkę. Trochę cię rozumiem, bo nie szło pisać recenzji i pominąć obóz. Ale tak na zaś: 'to było w zwiastunie’ to nie jest dobry argument.
Cytat pułkownika to jest fan service, ale i coś więcej. Sam pomyśl. Przy całym swoim ześwirowaniu on bronił ludzkości. Nie załapał tylko tego, że walczy o przegraną sprawę. Albo załapał i nie chciał zaakceptować. Co miał zrobić z tą wiedzą? Palnąć sobie w łeb na samym początku? Wirus i tak by dał małpom ostateczne zwycięstwo. Pułkownik robi z siebie ostatniego obrońcę ludzkości i sensu stricto nim jest.
Gdzie Rzym, gdzie Krym? Jeden autor wysokobudżetowego epickiego widowiska nawiązuje treściowo do drugiego. Może i Reeves to nieco niższa półka niż Coppola (ale i czasy inne), ale idzie właściwymi śladami. Jest w pół drogi między Krymem, a Rzymem. Gdzieś na wysokości Bałkanów 🙂 Nie ma co deprecjonować Reevesa. Świadomie wykorzystał motyw z klasyka i zrobił to bardzo inteligentnie.
Takie małe stopniowanie.
Coppola -> Schaffner -> Reeves -> Conrad -> Boulle. Jak ktoś szuka przykładów, że 'film lepszy od książki’ to mam kilka na raz 🙂
„Przy całym swoim ześwirowaniu on bronił ludzkości. […] Pułkownik robi z siebie ostatniego obrońcę ludzkości i sensu stricto nim jest.”
Nie bronił i nie jest. Był jakimś samozwańczym watażką, którego ludzkość de fato ścigała za zbrodnie, a on, żeby się przygotować na szturm ciężkich maszyn za pomocą małp z obozu koncentracyjnego budował murek z luźnych kamieni… nie możemy udawać, że tego nie ma w filmie 🙂 W poprzednich odsłonach motywacje poszczególnych bohaterów były o niebo lepsze i przede wszystkim powagą przystawały do tonu filmu. Tutaj Cezar nadal przystaje, a Harrleson odleciał w kosmos.
„Nie ma co deprecjonować Reevesa. Świadomie wykorzystał motyw z klasyka i zrobił to bardzo inteligentnie.”
Ja go nie deprecjonuję za ciekawy pomysł, ambitną wizję itp. Ja krytykuję efekt końcowy za to, że nie do końca wyszło.
z całym szacunkiem, ale jednak Conrad był świetnym pisarzem, a Jądro Ciemności może powalić czytelnika
Zgadzam się w pełni.