FilmyRecenzje Filmowe

The Batman (2022)

Jaki symbol budzi trwogę w nawet najbardziej zatwardziałych przestępcach? Oczywiście nietoperz. Przynajmniej od czasu wybuchu pandemii COVID-19.  Ten fakt zdecydował się wykorzystać ekscentryczny miliarder Bruce Wayne, w swej nieustającej krucjacie przeciw złu i występkowi.

A który to już raz Człowiek-Nietoperz będzie walczył w obronie mieszkańców Gotham? Szczerze powiedziawszy, tracę rachubę. I nie dziwię się, jeśli widzowie mają problem z nadążaniem za kolejnymi ekranizacjami. Czy nowy Batman będzie częścią filmowego uniwersum DC (o ile takowe jeszcze istnieje)? Teoretycznie powinien, bo pierwszy szkic scenariusza powstał z myślą o Benie Afflecku. A może łączy się z poprzednim uniwersum, zwanym Snyderverse, tak jak alternatywna wersja Ligi Sprawiedliwości? A może ma jakiś związek z niedawnym Jokerem? A może to kontynuacja Batmana i Robina Joela Schumachera? No, to ostatnie nam na szczęście nie grozi. Ale trudno nie przyznać, że w świecie ekranizacji komiksów DC panuje pewien bałagan. I nowy Batman Matta Reevesa go nie uporządkuje. To powiedziawszy – pomysł na film nieco oderwany od reszty uniwersum po raz kolejny (po niedawnym Jokerze) wypalił.

Tak jak w przypadku Jokera, The Batman jest filmem „na poważnie”, wyrywającym się (czasem bardziej, czasem mniej udanie) konwencji filmów o superbohaterach. Gdyby zmyć z niego komiksowy makijaż w postaci ludzi chodzących w dziwacznych kostiumach, to pewnie byłby z tego niezły thriller. Może nie film genialny (porównania z Siedem, które od czasu do czasu pojawiały się w internecie, są jak to często bywa przesadzone), ale wystarczająco interesujący, by obronić się bez peleryn i batmobilów. Cała historia jest bowiem ugruntowana w rzeczywistości. Oto w przesiąkniętym korupcją Gotham, seryjny morderca nazywany Riddlerem pozbawia życia przedstawicieli elit miasta. Zabójca pozostawia na miejscu zbrodni tajemnicze rymowanki, adresowane do Batmana, działającego na granicy prawa tajemniczego mściciela. By odnaleźć mordercę, Batman musi wyruszyć śladem wskazówek Riddlera, przeprowadzić własne śledztwo i odkryć prawdziwie mroczną stronę miasta. Ale czy dając prowadzić mordercy, nie stanie się po prostu jego narzędziem?

No cóż, tak naprawdę, to wiemy, że się nie stanie, a film ma w sobie pewną dozę przewidywalności, tym niemniej trzeba scenarzystów (to znaczy Reevesa i Craiga) pochwalić za to, że stworzyli opowieść wciągającą, z dobrze nakreślonymi sylwetkami postaci, a nawet – olaboga – udało im się nie zrazić nikogo głupimi nielogicznościami. Szkoda tylko, że w ostatnim akcie misternie budowana narracja na temat moralnych kompromisów trochę się wali, bo postać, którą Batman musi uratować, okazuje się być krystalicznie czysta, w przeciwieństwie do całej reszty elity Gotham. Szkoda, to była okazja, żeby poprowadzić film w ciekawym kierunku, niestety ją zaprzepaszczono. W ogóle z trzecim aktem problem jest taki, że służy poniekąd do ustawienia akcji przed sequelem (stąd cameo oraz „zmiana” która zachodzi w Gotham, nawiązująca do jednego ze znanych komiksów). A postawienie takiego celu, jak już dowiedziono wielokrotnie, zazwyczaj filmowi szkodzi.

To powiedziawszy, i tak oglądałem Batmana z autentycznym zaciekawieniem. Ba, oglądałem go z rosnącym uznaniem dla kunsztu Reevesa. Od pierwszych minut seansu, można wyczuć, że reżyser w warstwie estetycznej inspirował się w głównej mierze gatunkiem noir i współczesnym miejskim thrillerem sensacyjnym, ale dostrzeżemy tu także wpływy filmu Zacka Snydera. Choć nie tego, o którym myślicie. Mam bowiem na myśli Watchmen, z jego odważnym pokazywaniem brudu i beznadziei miejskich zakamarków. Zresztą nasz Bruce Wayne to wypisz, wymaluj wczesny Rorschach, co jest dodatkowo podkreślone przez fakt, iż prowadzi „rorschachowską” narrację we wstępie i zakończeniu obrazu. Aczkolwiek tym, co najbardziej imponuje w sferze wizualnej jest samo Gotham, którego tak bardzo mi brakowało. Rzecz w tym, że od czasu cudownie majestatycznego, łączącego gotyk z art deco Gotham z filmów Tima Burtona, żadna inna produkcja o Człowieku-Nietoperzu nie potrafiła oddać charakteru miasta Batmana. W filmach Snydera Gotham praktycznie nie występowało. U Nolana było kompletnie generyczne, nie do odróżnienia od co najmniej kilkunastu innych amerykańskich i kanadyjskich metropolii (no, może z wyjątkiem pierwszego filmu, gdzie pewne kroki w stronę nadania miastu charakteru były poczynione). W filmach Schumachera było kiczowatą mieszanką CGI i tandetnie wyglądających planów filmowych. No więc Reavesowi udało się stworzyć coś wartego zapamiętania i posiadającego niepodrabialny styl. Nie jest to Gotham z mrocznej bajki jak u Burtona, ale na pewno jest wyjątkowe.

Oczywiście samo miasto w filmie nie zagra, ale i od tej strony The Batman wypadł nie najgorzej. Robert Pattinson stworzył postać zupełnie inną od dotychczasowych wcieleń Batmana i Bruce’a Wayne’a. Jest zdystansowanym, zamkniętym w sobie odludkiem. I prawdę powiedziawszy, wbrew moim początkowym obiekcjom, „kupuję” takiego Batmana. A jeszcze bardziej „kupuję” Zoe Kravitz czyli nową Selinę Kyle/Catwoman. Wprawdzie prawdziwą Kobietą Kot zawsze pozostanie dla mnie Michelle Pfeiffer z Powrotu Batmana (to była naprawdę niesamowita kreacja!), ale Zoe stanęła na wysokości zadania i wypadła o wiele ciekawiej od Anne Hathaway (że o Halle Berry nawet nie wspomnę). No i z postaci, które warto wyróżnić został nam Pingwin, czyli Colin Farrell, odmieniony nie do poznania. Nie tylko przez tonę makijażu i charakteryzacji, o których się mówi, ale wprost genialne manieryzmy. Widać, że aktor miał masę frajdy grając kogoś tak dziwacznego. Pozostali aktorzy też wypadli całkiem nieźle, nie potrafię tylko zrozumieć czemu Andy Serkis, będący nowym wcieleniem Alfreda, nie dostał prawie niczego do zagrania. Na ekranie widzimy go łącznie może przez 10 minut.

Powiem szczerze, że wyjąwszy ostatni akt, w nowym Batmanie podobało mi się prawie wszystko – fabuła, gra aktorska, scenografia, kierunek reżyserski, muzyka… Aczkolwiek w trakcie seansu kilkukrotnie miałem problem z zawieszeniem niewiary. Wszystko przez to, że Reeves postanowił uczynić film naprawdę realistycznym i chyba niechcący dotknął zjawiska zbliżonego do tzw. „doliny niesamowitości”. Spróbuję rzecz wyjaśnić w możliwie najprostszy sposób. Otóż w robotyce (ale też np. w grafice komputerowej) znany jest efekt „uncanny valley” polegający na tym, iż im bardziej sztuczna ludzka twarz (na robocie, czy wygenerowana przez CGI) upodabnia się do twarzy prawdziwie ludzkiej, tym większy niepokój odczuwamy patrząc na nią. Ot, po prostu uruchamiają się jakieś części naszego mózgu, które wykrywają groźną mimikrę. W przypadku filmu odczułem coś podobnego. Im bardziej przyziemny i realistyczny stawał się nasz superbohater, tym bardziej śmieszyła mnie koncepcja faceta latającego po mieście w przebraniu nietoperza. Czy tylko ja mam z filmem Matta Reevesa ten problem? Nie wiem. Ale odrobinę mi to radość z seansu popsuło. Co nie zmienia faktu, że The Batman to naprawdę dobry, wart polecenia film.

  • Ocena DaeLa - 8/10
    8/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 1

Related Articles

Komentarzy: 42

  1. Niech DC oddaje swoje postacie ludzią mającym pomysł, zamiast robić drugie MCU. Dzięki temu dostaniemy świetne filmy, które jednocześnie będą mocno rozpoznawalne.
    A przez Daela przemawia nadmierna nostalgia za filmami Burtona 😜

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Przecież DC od dawna nie robi drugiego MCU. Shazam!, Joker, obecny Batman, nowe Suicide Squad.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. I to jest bardzo dobry kierunek. Cały czas pojawiają się jednak jakieś plotki o łączeniu tych filmów w jedno uniwersum i mam nadzieję że się one nie potwierdzą.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  2. Chyba oglądaliśmy dwa różne filmy. Ostatni Batman jest dla mnie filmem po prostu słabym. Po pierwsze, jest szalenie wręcz długi, ale w negatywnym tego słowa znaczeniu – tak jakby w ogóle nie wylądował w postprodukcji, a każda scena w miarę upływu czasu niesamowicie się dłużyła. Niektóre sceny wręcz rażące swoją naiwnością. Wiele bardzo uprzykrzających fabułę nielogiczności (niektóre miały popychać fabułę do przodu, co stanowi ich najpoważniejszy grzech), na szczęście sporo już zdołałem z głowy wyrzucić, ale które strasznie psuły seans. W innym filmie może by nie raziły, tutaj tak. Końcówka z nieustannymi, średnio ciekawymi zwrotami akcji przypominały mi końcówkę Glass, gdzie reżyser na siłę próbował nas zaskakiwać czymś, co nie zostało wcześniej choćby zasygnalizowane. Złoszczę się, bo to mógł być dobry film, ale niestety nie jest, mimo promyków słońca pomiędzy. I jeszcze ten pseudomrok – taki, aby przypadkiem nie wrzucili Batmana do wyższej kategorii wiekowej. Snyder potrafił to lepiej, choć wiadomo, jego filmy miały inne problemy.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Zgadzam się w całej rozciągłości. Tak jak doceniam, że bohater odpowiedzialny za to, że DC nazywa się „DC” (DETECTIVE Comics) w końcu pokazał swoją detektywistyczną twarz i zrobił sobie przerwę od bycia nieomylnym półbogiem, mafie Gotham nareszcie dostały więcej uwagi a Hush doczekał się aktorskiej ekranizacji (tylko dlaczego wszyscy nazywają go „Riddlerem”); tak muszę zganić Battisona za długość, jego największą bolączkę. Niemal trzy godziny to zdecydowanie za długo. Przecież to wręcz prosiło się, by zostać podzielonym na dwa filmy, które dalej klasyfikowałyby się jako pełnometrażowe. Zwłaszcza, że scenariusz składał się z dwóch, w dużej mierze, rozbieżnych fabuł.

      Ale nie, ciągnijmy to wszystko, co złego może się stać? Chociażby to zdążyłem zapomnieć, że jeszcze mamy Riddlera do ogarnięcia a potem okazało się, że czeka mnie jeszcze jeden cały akt because why not? Nie spodziewałem się, że to powiem, ale ten film ma jeszcze większe problemy z kończeniem się niż Powrót Króla. Złol pokonany, zagrożenie zażegnane a to trwa i trwa…

      Dalej, skrypt roi się od iście naiwnych momentów jak chociażby Nashton zakładający, że emo miliarder będzie się znać na narzędziach tapicerskich albo cały ten climax gdzie
      [spoiler]ludzie uciekli przed powodzią do wielkiej dziury XD[/spoiler]
      Do tego kilka momentów było niezrozumiałych. Na przykład to jak Gacek wskoczył na reflektor i się odciął. To wyglądało tak jakby planował popełnić samobójstwo, ale nie… chciał tylko zrobić cheesy walk z flarą w rękach. Tutaj jeszcze bym przytoczył jedną z naprawdę nielicznych scen akcji, tj. pościg. Acz w niej było ciężko się połapać z innego powodu. Otóż było tak ciemno, że nie było widać co się dzieje na ekranie. Już nawet nie wspominam, że
      [spoiler]Bacek spowodował katastrofę w ruchu lądowym, by złapać nie tego szczura co trzeba XD[/spoiler]

      Ponadto zmarnowali kilka dobrych okazji jak chociażby z Thomasem i Alfredem. Szczerze? Ten wątek wygląda tak jakby miał mieć inną pointę, ale zrobili dokrętki, by zmienić dokrętki, bo wystraszyli się zbyt odważnej zmiany. Co jeszcze? Pattison wyszedł średnio, zwłaszcza jako Bruce. Kravitz, jak to Kravitz, bez szału. Film stał na Pingwinie i Hushu. Całość oceniam na max 6/10.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
        1. W sali Dream Heliosa 😉 I tak, stylistyka była świetna, ale w scenach akcji była kulą u nogi. Pościg był jednym, wielkim, pomarańczowo-czarnym blurem 🙁

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Obejrzałem ponownie już w domu i dalej ta scena pościgu wygląda genialnie. Prawda że skala zniszczeń się mocno gryzie z realizmem filmu i Batman powinien za nią pójść siedzieć, ale wyglądała świetnie.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
  3. Czekałem na tę recenzję! Po pierwsze do tej pory tak naprawdę nie wiem co myśleć o filmie „The Batman” a minął już miesiąc odkąd go obejrzałem. Po pierwsze Pattison – momentami drażnił swoją grą, zwłaszcza jako Bruce, ale zdarzało się też, że irytował jako Batman, Człowiek zagadka – świetna rola, choć pełny potencjał pokazał tak naprawdę przy ostatnim filmiku. Pingwin – rozczarowanie? Niekoniecznie. Dobrze, że sam Farrell ostudził nieco nastroje zdradzając tak naprawdę jak będzie wyglądać jego rola w tym filmie. Kobieta Kot? Tu chyba mam najwięcej zastrzeżeń, jakoś nie podpasowała mi ani Kravitz, ani to jak była przedstawiona. Największą bolączką całego filmu jest końcówka, to ile razy ten film się kończy to jest jakaś porażka – konkuruje w tej kwestii z JL Snyders Cut. Scena kiedy Batman idzie z pochodnią to jest totalna bzdura, tak samo jak pożegnalna jazda Kobiety Kot i Batmana. W ogóle wszystko co po powodzi jest bez pomysłu.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Uważam, że Hollywood odszedł od robienia filmów w pewnych ramach”kultury chrześcijańskiej” – dobro — zło itp. W efekcie mamy jakiś misz-masz, w którym nie wiadomo, o co chodzi? Jakie są motywy bohatera, czym się kieruje, do czego dąży itp. Reżyser stara się wymyślać koło na nowo, a wychodzi, jak widać.
    Dla mnie główny bohater porażka — ni to twardziej, ni człowiek zbuntowany, ni mężczyzna ni młodzieniec. Tak w całym filmie, któremu brakuje spójności. Odetchnąłem jak film się skończył.
    Podobały mi się zdjęcia — deszczowe sceny podkreślały specyfikę Gotham … Pingwin świetnie zagrany, ale reżyser nie wykorzystał tej postaci.
    Słowem mocno poniżej oczekiwań

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  5. Zamiast wyjaśniać mimikry robotyczne, mogłeś po prostu napisać w którym momencie pod koniec filmu miałeś problem z zawieszeniem niewiary 😉

    Inna rzecz, że umówmy się: rozmawiamy o miliarderze, który przebeira sie za nietoperza ganiając po mieście, gdzie więcej dobrego by zrobił inwestując swój hajs na 10 sposobów. Niewiara jest potrzebna 😉

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Rorschach na początku nastawił mnie bardzo pozytywnie, Pattinson na plus chociaż się nie spodziewałem cały ten wątek główny nawet ujdzie, Pingwin i Falcon bardo spoko, jak na Holywood przystało poprawność wylewa się z ekranu (wszyscy źli to biali faceci albo bogacze u władze albo incele piwniczaki, jedyna nieskazitelna postać to czarna kobita, kobieta kot oczywiście biedna pokrzywdzona batman ją usprawiedliwia, tutaj pojawia się największy zgrzyt z Rorsachowską-obiektywistyczną wizją), ale scena w której [spoiler] nietoperz z kocicą całują się na dachu i ona mówi wprost „to wszystko wina białych uprzywilejowanych mężczyzn” [\spoiler] przebija wszelkie granice dobrego smaku, jedna z najbardziej żenujących scen jakie widziałem. Osobiście uważam, że subtelna propaganda jest bardziej szkodliwa, ale oni chyba mają ludzi całkiem za debili waląc ich takimi twierdzeniami po twarzy. Pomijając to chyba dałbym 7 na szynach jak na takie kino 8 na pewno nie bo u mnie w kategorii superbohaterskiego kina Watchmen ma 10, Dark Knight i Logan 9, Infinity War 8/9 a Batman na pewno jest klasę niżej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. W ogóle ten film to jakaś sinusoida – raz patetyczne do bólu sceny, jak latar… ups, znaczy się Batman z pochodnią (racą) czy inne zwolnienia na 10 sekund podkreślające „wyjątkowość” sceny/bohatera, innym razem pseudomrok tego rodzaju, że wywołuje uśmiech zażenowania. Co prawda nie jest to straszna wada, ale śmiać mi się trochę chciało z kostiumu Batmana, który wyglądał jak wyjęty z jakiegoś klubu sadomaso, zwłaszcza na zbliżeniach na maskę. Ogólnie nie rozumiem tylu pozytywnych ocen tego filmu, męczyłem się podczas jego oglądania, a niespójności i rozwleczone wątki w połączeniu ze sztucznymi i zrobionymi na siłę zwrotami akcji skutecznie zniechęciły mnie to jego odświeżania w przyszłości.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. „scena w której nietoperz z kocicą całują się na dachu i ona mówi wprost „to wszystko wina białych uprzywilejowanych mężczyzn””
      LOL, spadłem z krzesła. 😀 Jaka szkoda, że nie znoszę kina superbohaterskiego i omijam go szerokim łukiem. Ile to pożytecznych rzeczy mógłby się człowiek dowiedzieć. 🙂 Lewackim kretynom z Hollywood, wypisującym takie bzdury, polecam wycieczkę np. do Liberii, Sierra Leone, Rwandy i Konga. No, ale oni przecież wierzą, że Czarna Pantera to sama prawda, a Afryka to taka Wakanda.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Wakanda jest prawdziwa tzn nie jest obiektywnie ale jest ucieleśnieniem potencjału Afryki gdyby wstrętne białasy nie przyjechały tam łapać biednych murzynków. Pokazuje jakim cudem byłaby Afryka gdyby nie biali uprzywilejowani faceci i twoje fakty tego nie zmienią wstrętna rasistowska patriarchalna świnio!

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Wiem, wiem, czasem zdarza mi się przeczytać przemyślenia liderek BLM oraz niektórych członkiń ekipy Bidena. 🙂
          A swoją drogą, białasy łapiące w siatkę murzynów w Afryce to kulturowy mit. 99% niewolników po prostu kupiono. Od miejscowych wodzów i kacyków. Niektórzy dorobili się na tym kolosalnych fortun, jak niesławny król Dahomeju. Zresztą niewolnicy kupieni przez Europejczyków to i tak tylko wierzchołek góry lodowej tego procederu, w którym celowali Arabowie. Gros czarnych niewolników szło do państw islamskich. Czarni w Ameryce, którzy dzisiaj przebierają się za Arabów i udają, że wierzą w Islam, powinni o tym wiedzieć.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Oczywiście nikt przecież nie uganiał by się po dżungli za niewolnikami, sam pomysł żeby ogarnąć to logistycznie jest absurdem przy b. Małej gęstości zaludnienia w niedostępnym terenie wymienić towary za ludzi złapanych w niekończących się wojnach plemiennych było znacznie łatwiej. Rzecz jasna o tym nie można mówić bo przecież oni żyli pokojowo w zgodzie z naturą a to biali zdobywcy mordercy przynieśli wojny na wszystkie lądy na których się pojawili. Notabene z różnych punktów widzenia można by znaleźć kilka płaszczyzn do krytyki cywilizacji Zachodnio-Chrześcijańskiej (i kilku myślicieli w historii to robiło), ale nieważne jakie fikołki co niektórzy by robili to nie da się zaprzeczyć, że jest to najbardziej pokojowa cywilizacja w historii w której przestępczość jest marginalna jak nigdzie na świecie, tak naprawdę jedyna jej krytyka wypływa z jej środka z ludzi którzy teoretycznie są jej przedstawicielami i to mnie chyba najbardziej w tym wszystkim boli że ludzie zachodu stracili wiarę w mit niezwyciężalnego i doskonałego zachodu. Z jednej strony to pokaz wolności jednostki na zachodzie, ale z drugiej obawiam się że chińczycy i muzułmanie właśnie dzięki swojej wierze odpowiednio w nadrzędność państwa środka i swojej wiary nas pokonają. Jak zwykle miało być o filmie a zeszło na narzekanie na dekadenckie postępowe elyty xD

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Z Islamem to jest trochę, jak z tym Żydem, co to czytał tylko antysemickie gazety. Bo w żydowskich to ciągle – tu nas biją, tam nas biją. A w antysemickich – Żydzi rządzą światem! 🙂 Muzułmanów wszyscy się boją, więc lepiej być wśród tych, których się boją, niż samemu się bać. Chrześcijaństwo nie jest dziś atrakcyjne, a w dodatku przez różnych postępowców nie ma dobrej prasy. Ze strachem przed Chińczykami bym nie przesadzał. Amerykanie rozdmuchują to zagrożenie. Chiny nie były nigdy ekspansywnym imperium ciągle zagrażającym sąsiadom, jak np. Rosja. Ich interesuje podbój gospodarczy, a temu można zaradzić własną pomysłowością i pracowitością.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Tylko że za ekspansją gospodarczą idzie również ekspansja militarna i polityczna. I nawet historia Chin to potwierdza. Jak Chiny były silne a ich interesy w Korei czy Wietnamie były zagrożone, to kończyło się to wojną.
                Obecnie Chiny prócz ekspansji ekonomicznej, również zwiększają swoją militarną obecność. Wystarczy tylko wspomnieć o chińskiej bazie wojskowej w Dżibuti lub niedawnym paktem obronnym z Wyspami Salomona. O morzu południowochińskim i konfliktach granicznych z większością sąsiadów nawet nie wspomnę.
                Rosja jest bardziej imperialistycznym krajem i dla Polski stanowi dużo większe zagrożenie. Ale jak możliwości Rosji będą tylko się zmniejszać, tak zagrożenie ze strony Chin będzie tylko rosnąć. Przy czym nie mówię że powinniśmy się szykować na wojnę światową, ale raczej uważać na poczynania Chin, nie ułatwiać im ekspansji i zadbać o siłę własnych państw.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Militarna obecność tu czy tam jeszcze niewiele znaczy, jeżeli nie idą za nią imperialistyczne ideologie. Amerykanie też mają bazy po całym świecie, a chyba ich się nie boimy? To normalne, że supermocarstwo zabezpiecza swoje szlaki handlu i dostaw. Chiny, jak każdy kraj na świecie, miewały i mają konflikty z sąsiadami, najważniejsze jednak jest, że nigdy w historii chińska doktryna polityczna nie zakładała i nie zakłada podbojów terytorialnych. Ich interesuje tylko to, co chińskie, lub co uważają za chińskie, jak np. Tajwan (niebezpodstawnie zresztą). Chiny są problemem tylko dla Stanów, bo mogą ich zdetronizować na pozycji najsilniejszego światowego mocarstwa (co zapewne będzie miało swoje przykre dla USA konsekwencje, wszak gra idzie o to, kto na kogo będzie robić).

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                2. Powtórzę, historia Korei, Wietnamu, Mongolii czy Japonii to seria wojen z Chinami o niezależność polityczną. Tybet, Junnan czy Sinciang też były średnio chińskie przed XVIII wiekiem.
                  Historia Chin to w dużej mierze ciągłe podboje terytorialne w okresach świetności oraz wycofywanie się z nich w chwilach kryzysów. Czyli historia praktycznie każdego kraju imperialistycznego.
                  A czy Chiny chciałyby podbić Europę terytorialnie? Raczej nie. Ale jakby mieli okazje to nie zawahaliby się powtórzyć tego co Europa zrobiła z Chinami w XIX wieku. Pamięć o wieku hańby jest tam przecież silna. Ale nie trzeba tu odnosić się do jakiejś ideologii, tak działają imperia, że próbują zdominować inne regiony.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                3. „Historia Chin to w dużej mierze ciągłe podboje terytorialne w okresach świetności oraz wycofywanie się z nich w chwilach kryzysów.”
                  Sorry, ale to bzdury. Historia Chin to ciągła utrata ziem chińskich w czasach kryzysów i ponowne ich scalanie w czasach świetności. Chiny nie są żadnym imperium we właściwym rozumieniu tego słowa i nigdy nie były. To państwo duże, ale w miarę jednolite narodowo i językowo. Dlatego aż tylu tych Chińczyków jest.
                  Tybet i Sinciang to podboje za komunizmu, który jest ideologią zachodnią (konkretnie niemiecką), nie chińską. Ale nawet gdyby, to jaka była alternatywa? Podbój przez Sowietów oczywiście, jak Kazachstan, Uzbekistan i inne „stany”.
                  Mongolia? Korea? A po co wzniesiono Wielki Mur? Dla ekspansji terytorialnej? Dla obrony przecież. A Mandżurowie? Daj spokój. Ja rozumiem, że można nie lubić Chińczyków. Sam za nimi nie przepadam, ale bądźmy sprawiedliwi. To nie przed Chińczykami przez setki lat drżały Azja i Europa. Drobne utarczki z sąsiadami, albo Japonią (która zresztą nie pozostawała dłużna), jakoś nie zagroziło istnieniu żadnego z tych krajów ani ich niepodległej państwowości, podczas gdy wszystko to, co kiedyś istniało i kwitło między Chinami a Europą, już nie istnieje. Podbite i zniszczone przez różnych Mongołów, Turków, Tatarów i orków w spiczastych budionnówkach z czerwoną gwiazdą na czole. :/

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                4. Zobacz mapę Chin w starożytności, średniowieczu, XVII i XIX wieku. Wyraźna ekspansja terytorialna Chin, połączona z ekspansją ich kultury oraz sinoizacją podbitych ludów. Gdyby ludność dzisiejszego Wietnamu nie wywalczyła niezależności i nie utrzymała jej w XIX wieku to dziś pewnie byłaby taką samą częścią Chin jak prowincja Junnan. Ba, do dziś niektóre środowiska chińskie uważają region delty rzeki czerwonej (czyli obecną stolicę Wietnamu Hanoi) za teren historycznie chiński. Podobnie jest z Koreą, która przez lata była w różnym rodzaju zależności lennej od Pekinu. Mongolia pozostaje niepodległym państwem tylko dlatego, że przyjęli komunizm i byli pod protektoratem ZSRR. Przynależność Tybetu, Sinciangu i Mandżurii do Chin to dopiero czasy ostatniej dynastii mandżurskiej, więc nie do końca są to tereny rdzennie chińskie.

                  Chiny to imperium które dąży do ekspansji jak inne imperia. Nie jest to jednak bardzo gwałtowny proces jak w przypadku Europy Zachodniej, gdzie możliwe były podboje tysiące kilometrów od metropolii. Chiny są bardziej podobne pod tym względem do Rosji, choć również występuje wiele różnic. Chiny prowadzą swoją ekspansję na sąsiednich terytoriach, a po uzyskaniu władzy politycznej dążą do asymilacji kulturowej podbitych terenów. Obecnie jest to proces planowany i nastawiony na jak najszybsze wynarodowienie Tybetańczyków czy Ujgórów. W przeszłości był to proces powolniejszy i dotyczył w pierwszej kolejności miejscowych elit, które przyjmowały kulturę chińską trochę na podobnej zasadzie co Litwini przyjmowali kulturę polską (najlepszym przykładem są tutaj Mandżury, którzy po podbiciu Pekinu bardzo szybko ulegli sinoizaji). W przypadku obecnych Chin Południowych i Wietnamu proces ten był bardziej skomplikowany, ale też opierał się na procesach które dziś nazwalibyśmy imperializmem.

                  A historia Chin to rzeczywiście okresy naprzemiennego rozpadu i odbudowy. Tylko w tych okresach odbudowy Chiny podbijały okoliczne tereny, które w okresach rozpadu częściowo próbowały uzyskać ponownie niezależność. Każda jednak kolejna odbudowa rysowała tereny ,,prawowicie chińskie” na coraz większym obszarze. I tak cesarstwo Han było większe niż cesarstwo Qiun. Dynastia Tang kontrolowała większy obszar niż Han. Państwo Ming było jeszcze większe, a Quing osiągnęło w ogóle szczyt terytorialnej ekspansji Chin. Komuniści natomiast nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                5. A tak ogólnie rozumiem, że można nie lubić USA i Rosji. Oba kraje stosują czysty imperializm i dążą do podporządkowania sobie części świata i dla własnych interesów zrobią wszystko. Przy czym uważam Rosję za jednak bardziej niebezpieczny kraj, bo siła militarna to jedyne jej narzędzie; USA mogą oddziaływać jednak również na inne sposoby.
                  Ale uważam że Chiny są podobnie imperialistycznym krajem. Różnicą jest to, że jeszcze nie tak silnym i pewnym siebie żeby działać w tej skali co Stany. Ale w przeszłości Chiny prowadziły politykę imperialną, więc głupotą jest zakładać, że teraz też nie będą, jak poczują się wystarczająco silni (co już się powoli dzieje). Tylko obecnie imperializm to nie tylko podporządkowywanie sobie terenów przyległych jak robił to Rzym; nie jest to też zakładanie kolonii w stylu Brytyjskim. Dziś to dominacja ekonomiczna, połączona z obecnością militarną a także promowaniem na światową skalę swojej kultury i wartości.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                6. „Zobacz mapę Chin w starożytności, średniowieczu, XVII i XIX wieku.”
                  Ależ to oczywiste, że ich państwo stale się powiększało, tego nie neguję. To normalny proces historyczny. Zajmuje się tereny słabo zamieszkałe lub zamieszkałe przez plemiona o niższym stopniu rozwoju cywilizacyjnego, które często nawet nie wykształciły własnej świadomości narodowej. Nie zawsze w grę wchodzi też czynnik militarny. Często następuje to przez asymilację lub lepszą ofertę cywilizacyjną i kulturową (jak w przypadku Polski i Litwy). Ale jak sam napisałeś ten proces trwa setki, jeżeli nie tysiące lat i jest czymś zupełnie naturalnym. Imperium zaś jest wtedy, gdy powstaje jakieś państwo na drodze podboju innych narodów o odrębnej kulturze, religii i pochodzeniu etnicznym. Jak właśnie wspomniany Rzym, ale też Imperium Mongołów czy Rosja. Łatwo byłoby wymienić państwa i narody, których podbój i niewola złożyły się na Imperium Rzymskie lub Rosyjskie. Wymień coś takiego w przypadku Chin. Jakieś państwo lub naród niespokrewniony z Chińczykami lub nie związany z chińską kulturą, który Chińczycy podbili i wcielili na stałe. Nie znajdziesz niczego takiego. Owszem, można gdybać co by było gdyby to czy tamto, ale fakty są takie jakie są. Uwierzę w chiński imperializm dopiero, gdy najadą i zajmą jakiś sąsiedni kraj (nie dotyczy Tajwanu). Póki co zaś to tylko amerykańska propaganda i strachy na lachy. I żeby nie było – lubię Amerykę. I rozumiem ich działania. Robią to, co dobre dla Ameryki. A my musimy ich wspierać, bo to w tej chwili jedyny nasz sojusznik, na którego jako tako możemy liczyć. Ale nie musimy być w tym nadgorliwi, a tym bardziej wierzyć we własną propagandę. 🙂

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                7. Nie zgodzimy się w tej kwestii i tyle. Interpretujemy te same fakty w różny sposób, więc nie uda się dojść do porozumienia. Przyszłość pokaże

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                8. Ano pewnie się nie zgodzimy. Ale to nie szkodzi, bo te same zdanie na każdy temat mają tylko niewolnicy dyktatur, a my jesteśmy wolnymi ludźmi i mamy prawo się nie zgadzać. 🙂

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
            2. Ci, którzy wypisują takie brednie pod płaszczykiem „bycia ekspertem” czy „bycia profesorem” to są najczęściej ludzie, którzy na tym zarabiają i to nie mało lub też ich uczelnia bierze odpowiednie dotacje. Prawdziwych, rzetelnych opiniodawców, nie dopuszcza się do szerokiego grona mediów, zwłaszcza telewizjnych, ale też i coraz bardziej internetowych, przez co w świadomości ludzkiej oni nie istnieją. Dzisiaj zresztą kto pierwszy zakrzyknie, że jest pokrzywdzonym, wygrywa.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
      2. Liberia to akurat kiepski przykład, bo to sztuczne państwo założone przez Amerykanów. Jednym z pomysłów na rozwiązanie kwestii niewolnictwa było wysłanie Murzynów „z powrotem” do Afryki. Cudzysłów, bo pomysłodawcy wychodzili z założenia, że „Kongo? Rwanda? Czy Gambia? A co to za różnica, Afryka to Afryka” i wysadzali wszystkich na zachodnim wybrzeżu. To, że to potomkowie ludzi, których sprowadzili to też szczegół. I tak powstała Liberia, która wprowadziła jedyny ustrój, którzy „rekolonizatorzy” znali, niewolnictwo. Cywilizowani Murzyni z wybrzeża zniewalali tubylczych z interioru i tak się to kręciło przez baardzo długi czas.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Liberia, jak każde państwo afrykańskie, ma swoją specyfikę. Ale te, w których dobrze się żyje, można policzyć na palcach jednej ręki. Paradoksalnie to te, w których zachowano jakąś łączność kulturową i gospodarczą z metropolią, jak np. Kenia.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Czy w Kenii żyje się ok dlatego że zachowali jakieś kontakty z metropolią? A może dlatego że dawno nie było tam krwawej wojny domowej oraz rewolucji komunistycznej? A może dlatego że nie jest tak rozdrobniona etnicznie? A może to kombinacja iluśnastu czynników?
            No bo ok sytuacja jest też w Tanzanii, gdzie dość mocno zerwano z Brytanią i nawet zamiast angielskiego promuje się język suachili. Dobra sytuacja jest też w Ghanie, która przez lata przodowała w odcinaniu się od metropolii. A o Botswanie która jest chyba najlepiej rozwiniętym krajem kontynentu, tylko wspomnę że zbyt silnych kontaktów z Europą nigdy nie było.
            Z drugiej strony takie Mali czy Niger, które przez lata utrzymywały silne relacje z Francją, nie są krajami w których ktokolwiek chciałby mieszkać.
            Żeby nie było, Somalia czy Zimbabwe które w pewnym okresie całkowicie zerwały z metropoliami są również okropnymi miejscami.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. No może i jest to pewne uproszczenie, ale uzasadnione. Bo za utrzymywaniem dobrych stosunków z metropolią szła też zwykle niechęć do rewolucji oraz eksperymentów społecznych, z których nigdy nic dobrego nie przychodzi.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
  7. Nie podzielam zachwytu autora recenzji. Plastyczność miasta i obrazy super, ale… po pierwsze, to jakiś Batman-emo. Bruce Wayne, którego nie obchodzi kompletnie jego firma? Błagam. Po drugie, n-ty film pokazujący, ze wszyscy są jednak źli, np. Thomas Wayne. Ileż można. I Batman wchodzący do klubu nocnego to była trochę przesada.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. Obejrzałem film ponownie, na spokojnie już w domu i jakby wszystkie wady filmu sprowadzają się do jednej decyzji, kategorii wiekowej. Bo wszystkie elementy są na swoim miejscu, mroczny klimat jest budowany, ale brakuje tego wykończenia. Mamy serię brutalnych morderstw, ale bez pokazania efektu; mamy serię strzelanin, ale byle tylko nie pokazać krwii; mamy wyciąganie brudów z przeszłości, ale odpowiednie postacie są zaraz oczyszczane; no i mamy nową panią burmistrz i to zakończenie. To aż prosiło aby Ridler powiedział o jakiś ciemnych sekretach pani burmistrz (np o jakiś przekrętach przy tym schronie) i żeby Batman musiał wybierać i iść na jakiś zgniły kompromis. Tak aby nie możliwy był całkowity happy end.
    Albo współpraca ojca Waynea z mafią, ciekawy wątek wpisujący się w klimat; ale błyskawicznie odwrócony. A taki konflikt podważający motywacje Brucea świetnie nadałby dynamiki jego rozterkom. Zwłaszcza że Alber z doświadczeniem wojskowyn wpasowałby się w ten wątek, a wyrzuty sumie po śmierci Thomasa Waynea nadałyby niezwykłej głębi jego relacji z Brucem.
    Ale tak odważne wątki nie pasują do filmu pegi13 z superbohaterami, na który pójdą dzieci (sukces finansowy Jokera idzie na marnę). Tak samo nie można było pokazać szczegółów morderstw Ridlera (niedopuszczalne w filmie tak mocno wzorującym się na Seven) albo plamy krwi po zabójstwie Falcona (on dosłownie zginął od bezkrwawego postrzału w ramię, podczas gdy pani burmistrz radziła sobie ok przy postrzale w brzuch).
    Dla mnie to wyglądało na zmiany w ostatniej chwili, żeby tylko film nie okazał się zbyt mroczny.
    Mimo wszystko nowy Batman to dalej porządny film, dobry aktorsko i nakręcony w fantastyczny sposób. Tylko potencjał był na więcej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. Też miałam to uczucie. Fakt, że ogólnie nie przepadam za ekranizacjami komiksów i w kinie byłam trochę z przypadku (nic innego nie było akurat), ale przez sporą ilość czasu odczuwałam straszną żenadówę z powodu kolesia w śmiesznym kostiumie, wśród ludzi, którzy sprawiali wrażenie, jakby to było normalne, podczas gdy normalnie patrzyli by na typa jak na idiotę. Film ratowała tylko całkiem przyzwoita konkluzja fabularna, że superbohatera od creepa można odróżnić w sumie tylko poprzez grubość portfela. Co swoją drogą podkreśliło jeszcze dodatkowo idiotyzm biegania w lateksowych gaciach.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  10. Jako ze zerwałem z Netfloxem i przerzuciłem się na Hbo Go + amazon prime, właśnie skończyłem seans Batmana.

    Mogą być SPOILERY !!!

    Film byłby znacznie lepszy, gdyby wyciąć zatapianie miasta, a zagadkę Ridlerra powinna mieć mniejsza skale( moje zdanie)

    Czemu zawsze gra musi się toczyc o taka wielka stawkę?
    Gdyby Batman polatał za morderca który nie grozi całemu miastu a skrywa jakaś personalna tajemnice tez byłoby spoko, ale nie! Musi buc motyw ratowania świata.

    Zdjęcia ładne, montaż tez. Muzyka nieoczywista, ale zazwyczaj pasuje. Niektóre sceny są piękne i mógłbym je obejrzeć dla samej estetyki.

    Niestety leży tempo i dynamika. Blednie rozłożone punkty fabularne. Za mało Alfreda. Wątek miłosny, był żałosny.

    Sam Batman, hhmm Pattison jako przystojny aktor pasuje, chociaż trochę za mało atletyczny i za bardzo „emo”
    Niby taki milczący ale co chwile rzuca jakiś „kozackim” tekstem.

    To czego nie znoszę i uważam za profanacje Batmana jako postaci to fakt ze wchodzi do klubu i się bije na pieści.

    Dla mnie Batman to ktoś kogo NIE widzisz. On czai się w mroku, gra strachem, z perspektywy zbira to wyglada tak
    – ojej czy to Batman? On tu jest? Nie, to nie on… o cholera chyba tu jest! Co to było ? Słyszałeś ? Aaagrr ( Zlamany nos) tyle. Zbiry powinny się domyślać jak wyglada, prześcigiwac sie w opowieściach kto go widział etc
    Jakby Batman chciał pogadać z pingwinem to albo go porwie, albo zaczai do domu wypyta jeden na jeden, a nie wpada do klubu, bije kilku kolesi a później jak gdyby nigdy nic rozmawia z właścicielem w gabinecie. Z Batmanem rozmawiasz na JEGO warunkach, wtedy kiedy on chce.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Aha dodam jeszcze ze Barman nie powinien brać strzałów z pistoletów na klatę, nie dlatego ze nie stać go na super zbroje ale dlatego ze on nie dopuszcza do sytuacji w której ktoś może do niego wycelować.

      Ogólnie najlepsze w przedstAwiamiu Batmana są filmy animowane. Np w Batman rok poerwszy jest suoer scena w której Batman przesłuchuje kolesia.

      Gosc jest w bardzo niekomfortowym położeniu, Batman o coś go pyta, ale on nie chce mówić na to Batman mówi tylko ze -> on zna ból, zna bardzo dobrze i czasem się z nim dzieli… następuje zbliżenie jego twarzy widziany oczami przerażonego przestępcy, chwila niepokojącej muzyki budująca napięcie i tyle, w kolejnej scenie wiemy ze Batman dowiedział się tego co chciał. Niedopowiedzenia! To jest klucz do budowanja tajemniczych postaci, a nke wrzucanie ich do celi z 20 policjantami

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button