Nomadland (2020)

Tegoroczne Oscary z pewnością przejdą do historii jako jedna z najdziwniejszych ceremonii w dziejach. Zarówno w kwestii organizacji samej imprezy i jej prezentacji, jak również ocenianych filmów. Covidowy rok 2020 spowodował, że kina przeszły w stan hibernacji, wytwórnie kompletnie pozmieniały swoje plany, co z kolei miało dać zaistnieć platformom streamingowym oraz różnym niezależnym produkcjom. Nominacje zdawały się potwierdzać taki stan rzeczy – wyróżniono zarówno przedstawicieli mniejszości etnicznych, jak i więcej niż zwykle kobiet. Wydawało się, że wszystko zostanie wywrócone do góry kołami, a tymczasem na koniec i tak wygrał stary biały heteroseksualny (chyba) facet. No i Nomadland, czyli prywatny zamach na Akademię wykonany przez Frances McDormand.

Lubię Frances, zresztą ciężko jej nie lubić. To wspaniała aktorka i, jak się okazuje, jedna z najpotężniejszych postaci w Hollywood. Nie da się bowiem traktować sukcesu Nomadland inaczej, jak pokazu potęgi i zdolności sprawczej McDormand. To ona wynalazła książkowy reportaż Jessiki Bruder, wymyśliła sobie, że zatrudni do jego ekranizacji młodą obiecującą reżyserkę nieprzypadkowego pochodzenia. Następnie powtórzyła swój występ w Trzech billboardach za Ebbing, Missouri i przekonała cały filmowy świat, że w ten sposób powstał najlepszy film ubiegłego roku. Tyle że nie. To nie jest najlepszy film ubiegłego roku, ani nawet dobry film w ogóle.

Siedzenie przy ognisku i gadanie to ważne zajęcia w życiu nomadów.

Główną bohaterką Nomadland jest Fern – niemłoda już mieszkanka Nevady. Po śmierci męża i upadku wielkiego zakładu, jedynego pracodawcy dla całego miasteczka, w którym mieszka, zmuszona jest sprzedać dom i postanawia zostać tytułowym nomadem. Przerabia furgonetkę na dom na kółkach i podróżuje po amerykańskim końcu świata, poznając przy okazji innych jej podobnych wędrowców. I tyle. Razem z Fern poznajemy trudy i uroki bycia niezależnym podróżnikiem, z jak najmniejszym bagażem na plecach, za to niejednokrotnie z ogromnym bagażem doświadczeń. Jeśli jeszcze tego nie wiecie, Stany Zjednoczone to kraj gigantycznych kontrastów. Niewyobrażalne bogactwo miesza się tam z niewyobrażalną dla cywilizowanego człowieka biedą i zacofaniem. Jeśli dodać do tego element wykluczenia z nowoczesności, niedostosowania do brutalności XXI wieku, to oto widzimy przed sobą nomadów. Chociaż nie do końca. Bo być może najważniejsze w tym wszystkim jest to, że ci ludzie na ogół wybrali takie życie w pełni świadomie. Owszem, niejednokrotnie zmuszeni do tego okolicznościami, jednak to nie jest tak, że społeczeństwo wyrzuciło ich poza margines. Oni sami za niego wyszli i nie zamierzają stamtąd wracać.

To dość specyficzne podejście do życia, umiłowanie wolności i prostoty, których większości z nas z pewnością brakuje, może i zasługiwało na uwiecznienie na celuloidowej taśmie, ale chyba lepiej by się stało, gdyby nie dorobiono do tego tak zwanej fabuły. Piszę “tak zwanej”, bo chociaż historia Fern istnieje i coś się w Nomadland dzieje, to trzeba powiedzieć sobie wprost: to nie jest fascynujący film. Bohaterka znajduje dorywczą pracę, naprawia samochód, gada z ludźmi przy ognisku, poznaje sympatycznego faceta, ale nie chce się z nim wiązać, bo woli dalej pracować w magazynie Amazonu, naprawiać samochód i gadać z ludźmi przy ognisku. I dużo patrzy w zachodzące słońce. Taki to film o niczym. Ładny, spokojny, być może niektórych nawet skłoni do refleksji, ale znacznie lepiej sprawdziłby się jako tradycyjny dokument. Może gdyby ci ludzie zamiast udawać, że opowiadają swoje historie Fern, po prostu mówili do kamery, wzbudziliby we mnie więcej empatii, a może nawet sympatii. Tymczasem pozostałem obojętny i niestety nieźle wynudziłem się na seansie.

Ładnych widoków i malowniczych zachodów słońca w filmie nie brakuje.

Może więc Nomadland jest modną ostatnio krytyką dzikiego kapitalizmu, który odziera nas z człowieczeństwa i każe pędzić przez życie na złamanie karku, jednocześnie nie biorąc jeńców po drodze? Trochę tak, a trochę nie. Bo owszem, nomadzi w wielu przypadkach są ofiarami bezwzględnego świata, ale jednocześnie, jak już wspomniałem, nie czują się poszkodowani. Po prostu chcą być obok całego tego zgiełku i może dlatego ten film jest zupełnie nijaki. Ładny, powolny, trochę refleksyjny, ale tak naprawdę pusty i nieciekawy. Skąd tu nominacja za najlepszy adaptowany scenariusz, doprawdy nie wiem. Podobnie zresztą i inne kategorie. Statuetka dla Zhao za reżyserię to wybór po prostu kuriozalny. Być może nie doceniam geniuszu, ale według mnie tu po prostu nie za bardzo było w ogóle co reżyserować. To surowy quasi dokument, kręcony w bardzo stateczny i powolny sposób. Fakt, że bohaterowie opowieści wypadli bardzo autentycznie, wskazuje raczej na ich kunszt i zdolności, a nie na wybitną rolę pani reżyser. W kategorii nieprzeszkadzania ekipie na pewno nie ma sobie równych, ale to trochę mało, jeśli się chce aspirować do bycia wśród najlepszych. Jednocześnie to kolejny dowód na skuteczność akcji agitacyjnej wśród członków Akademii. Nomadland z pewnością zasłużył na statuetkę w kategorii “najlepsza promocja”.

Wielu aktorów to prawdziwi nomadzi, którzy opowiadają autentyczne historie. Pytanie, na ile to jeszcze film fabularny, a na ile fabularyzowany dokument?

To może chociaż pochwalę McDormand? Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie odmówi jej talentu aktorskiego. Przyznaję bez bicia, że nie oglądałem konkurentek i jednocześnie nie powiem złego słowa na rolę Fern, jednak mam z nią pewien problem. Przez cały czas miałem wrażenie, że już to przecież widziałem. Konkretniej jakieś cztery lata temu we wspomnianych Billboardach. Tyle że tam był fantastyczny scenariusz, rewelacyjni partnerzy i wciągająca historia. Tu mamy tę jedynie zmarnowaną i zaniedbaną starszą panią, która niewiele mówi i świdruje wzrokiem. Sytuacja podobna jak z Christophem Waltzem, nagrodzonym dwukrotnie za tę samą rolę.

Jeśli jeszcze się nie zorientowaliście, nie polecam Nomadland. To nie jest dobry film. Jeśli chcecie ucieczki od zgiełku i pochwały prostego życia, obejrzyjcie Patersona Jima Jarmuscha. Jeśli chcecie dobrego dokumentu, na pewno znajdzie się takich wiele i nie będą przy okazji nic udawać. Jeśli chcecie Frances McDormand, wróćcie do Fargo i Trzech Billboardów za Ebbing, Missouri. Poza ładnymi widokami i dziwnymi ludźmi, nie znajdziecie w Nomadland wiele więcej.

-->

Kilka komentarzy do "Nomadland (2020)"

  • 14 maja 2021 at 13:30
    Permalink

    A ja jednak looknę. Zawsze fascynował mnie ten amerykański interior. Jakaś wiata, parę przyczep mieszkalnych, gdzieś w pobliżu stacja benzynowa i już mamy ludzkie osiedle. A w promieniu dziesiątek mil nic, tylko półpustynia. Żyć nie umierać. 🙂

    Reply
  • 14 maja 2021 at 14:55
    Permalink

    Jedno jest pewne Crowley nie lubi oceniać filmów bardzo nisko, nawet tych których nie poleca.

    Reply
  • 14 maja 2021 at 14:59
    Permalink

    Tak przejrzałem i chyba ostatnim filmem, który przebił się w dolną połowę skali było 365 dni, no ale tego już chyba nie dało się nijak naciągnąć. Nawet Zenek z 5.

    Reply
    • 14 maja 2021 at 15:33
      Permalink

      Chciałem pisać Mortal Kombat i dać w okolicach 4/10, ale SithFrog mnie ubiegł. 😉
      Druga rzecz, to Nomadland nie jest jakimś bardzo złym filmem, co to to nie. No ale dobrym też nie.
      Trzecia rzecz, jeśli spojrzę na swój profil filmwebowy, to rozkład ocen wyglądem przypomina rozkład normalny przesunięty w prawo. To zrozumiałe, bo przecież oglądam raczej filmy z gatunków, które lubię, niż takie, które mnie zupełnie nie interesują.
      W większości filmów znajdą się dobre elementy, rzadko który nie ma wad. Realnie większość z nich powinna być na skali gdzieś między 4 a 7, inaczej wygląda to podejrzanie.

      Reply
      • 14 maja 2021 at 20:12
        Permalink

        Albo po prostu inni w redakcji poświęcają się dla ludzkości i oglądają więcej bardzo słabych filmów, które potem oceniają.

        Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków