Zemsta Filmołaza, czyli między nami, starymi pierdołami

Wiemy, jak bardzo tęsknicie za naszymi wspaniałymi recenzjami filmowymi, których ostatnio jak na lekarstwo, więc nadal nie będziemy ich pisać. Jak zapewne zauważyliście, ostatnio dopadły nas pewne problemy, ale pogłoski o naszej śmierci są nieco przesadzone. Dla rozruszania klawiatur postanowiliśmy pogadać chwilę, o czym ćwierkają filmowe ptaszki i co tam słychać w Hollywood. Wyszła z tego taka konwersacja:

Crowley: Będzie kolejna część Matrixa, słyszeliście? Film, którego nikt się nie spodziewał i którego nikt nie potrzebuje, a jednak ktoś inny pomyślał, że warto go nakręcić.

SithFrog: Jak śpiewała pewna szwedzka grupa estradowa: money, money, money! Nie było powodu, żeby kręcić 2 i 3. Nie było żadnego uzasadnienia dla Zmartwychwstań. Jak patrzę na Matrix z perspektywy czasu, to widzę dużo podobieństw do serii Terminator. Jedyna różnica taka, że naprawdę świetne filmy z elektronicznym mordercą były dwa. Matrix był jeden, potem dwa nieudane sequele, które zrobiły z tematu nieudaną trylogię, a czwarta odsłona wygląda jak Genisys, który nakręcono… żeby nie stracić praw do marki, bo takie było zobowiązanie.

Crowley: Z tym Genisys to całkiem trafna analogia. Wcześniejsze filmy próbowały udawać jakąś całość, a potem ktoś stwierdził, że to i tak nie ma sensu. Oby nie było jak z Dark Fate… Piąty odcinek serii Matrix ma nakręcić na podstawie własnego scenariusza Drew Goddard, co może być minimalnym promyczkiem nadziei. Już sam fakt, że wytwórnia zaczęła produkcję dużego filmu od zatrudnienia scenarzysty jest pokrzepiający, bo nie wszyscy o tym pamiętają. Goddard ma na koncie nominowany do Oscara scenariusz Marsjanina, World War Z, ostatnio pracował przy Project Hail Mary, reżyserował też całkiem ciekawy Dom w głębi lasu i Źle się dzieje w El Royale. Nie są to może żadne wiekopomne dzieła, ale Goddard sprawia wrażenie profesjonalnego filmowca, czego nie można powiedzieć o wielu innych “twórcach”. Tyle z potencjalnych plusów.

SithFrog: Zgadzam się. Nawet średnio udane filmy jak “…El Royale” miały w scenariuszu sporo dobrych pomysłów. Pytanie kto będzie reżyserował i czy bra…sio… osoby Wachowskie będą miały coś do powiedzenia, jeśli chodzi o produkcję.

Pquelim: Moje ptaszki ćwierkają, że Wachowskie nie będą miały nic wspólnego ani ze scenariuszem, ani stołkiem reżyserskim piątej części.

Crowley: Na ten moment reżyserować ma sam Goddard, a Lana będzie producentem wykonawczym (cokolwiek to teraz znaczy). Sam fakt, że Warner dał zielone światło na kolejnego Matrixa jest zastanawiający. Zmartwychwstania poniosły spektakularną klęskę w box office – wpływy z kas biletowych nie pokryły nawet połowy budżetu produkcji (dowodząc przy okazji, że wypuszczanie premier filmowych od razu w streamingu to idiotyzm). Artystycznie też nikt raczej nie był zachwycony, chociaż muszę stanąć w obronie Lany Wachowski. W recenzji filmu skarżyłem się dosłownie na wszystko, ale dopiero później doczytałem historię, jaka stała za produkcją czwartej części. Wytwórnia zwróciła się do Wachowskiej z propozycją reżyserii jednocześnie informując, że film powstanie niezależnie od tego, jaka będzie jej decyzja. Mogła więc oddać projekt swojego życia w kompletnie obce ręce, albo nakręcić film, którego tak naprawdę nie chciała. I wszystko to, niemal identyczna historia jest przecież wprost zawarta w scenariuszu, który według mnie można odczytać jako krzyk zakładniczki, zmuszonej do pracy wbrew sobie. Nie usprawiedliwia to żadnej z wad filmu, ale w moim odczuciu każe nieco inaczej spojrzeć na całą sprawę. Tym razem to podobno Goddard przyszedł z zarysem projektu do wytwórni, a nie na odwrót, jest więc nikła szansa, że gorzej już nie będzie. No bo chyba nie może być jeszcze gorzej?

SithFrog: Tak sobie powtarzałem po Terminatorze: Salvation, a przed Genisys. Albo po “Phantom Menace”, a przed “Atakiem klonów”. Tak, że tego… Poprzeczkę można obniżyć, ale nie zakopać.

Crowley: A wiedziałeś, że Danny Boyle wyreżyserował musical/performance na podstawie Matrixów? Nawet leciało w BBC niedawno. O, proszę trailer:

SithFrog: Powtórzę: nie da się zakopać poprzeczki… W temacie zasadności produkcji: przemysł filmowy to zawsze był biznes, ale od ponad dwóch dekad to jest przede wszystkim biznes. Mamy korporacje, które mają finansowe cele, raporty z zysków, inwestorów, stopy zwrotu i inne Kej-Pi-Aje. Tu nikt nie myśli o stronie artystycznej, wszystko podporządkowane jest tabelkom w Excelu. Stąd szantaż wobec Wachowskiej. Zrobimy film tak czy siak, bo z liczb wynika, że się opyla. Teraz pewnie podejmują ostatnią próbę reanimacji. Nadzieja w tym, że po ostatniej klapie budżet będzie okrojony i zmusi do bycia kreatywnym, a nie leniwym.

Crowley: Na to bym nie liczył. WB ma ostatnio dobrą passę, jeśli chodzi o duże produkcje. Barbie, Wonka, druga Diuna, Joker, Batman (ten z Patinsonem), a teraz Godzilla x Kong. Mogli poczuć krew. Inna sprawa, że nowy Matrix jest zupełnie niepotrzebny. Tak jak niepotrzebne są nowe Gwiezdne wojny i kolejne części Avengersów odcinające kupony i “poszerzające uniwersum”. Pierwszy Matrix był przełomem, kamieniem milowym, przejawem realizacyjnego geniuszu i dziecięcej fascynacji. Każda kolejna próba rozwijania go w coś więcej była z góry skazana na niepowodzenie, tak samo jak skazane na niepowodzenie było dobudowywanie do fantastycznej baśni George’a Lucasa (dla niepoznaki dziejącej się w kosmosie) kolejnych warstw, rozdziałów i światów.

SithFrog: Masz rację, ale nie unikniemy tego tak czy siak. Już się mówi o “rimejku” czy “ribucie” pierwszych “Piratów z Karaibów”. Ja nie mam żadnych oczekiwań, chciałbym, żeby pozwolono marce umrzeć. Tak jak napisałeś: jeden genialny i przełomowy film, a potem zło i womity. Jedyna nadzieja w tym, że Goddard napisze nam nową, ciekawą historię, a nie kolejne odcinanie kuponów z Keanu Reevesem.

Crowley: S. Craig Zahler też kręci nowy film! Autor Bone Tomahawk (nie polecam, doskonały horroro-western, ale jedna scena prześladuje mnie do dziś, brrrrr –  przyp. SithFrog), Bloku 99 i Krwi na betonie podobno lada moment ma ogłosić start produkcji The Big Stone Grid. Scenariusz autorstwa samego reżysera krąży po Hollywood od kilkunastu lat. W 2011 pojawił się na “The Black List”, czyli dorocznej ankiecie, dotyczącej najciekawszych niezrealizowanych scenariuszy. Film mieli już reżyserować Michael Mann oraz Pierre Morel (ten od Uprowadzonej), ale na razie nie udało mu się opuścić produkcyjnego piekła. Wygląda jednak na to, że Zahler postanowił wziąć sprawy we własne ręce. Scenariusz ma opowiadać historię dwóch detektywów badających sprawę serii makabrycznych morderstw. Powolna, bardzo mroczna fabuła ma ich prowadzić do odkrycia tajemniczych powiązań oplatających całe miasto oraz konieczności walki o życie, kiedy ze ścigających sami staną się ściganymi. Na pozór brzmi to bardzo podobnie do Siedem Finchera i pierwszej serii Detektywa, podlanych tradycyjną dla Zahlera dużą dozą brutalności i makabry, ale podobno historia jest naprawdę oryginalna i nie pachnie tanią kalką. Osobiście nie mogę się doczekać, bo styl tego reżysera bardzo mi pasuje. Udowodnił też, że nie kłania się modom ani nie politykuje, tworząc filmy w pełni autorskie, niekoniecznie popularne, za to doskonałe technicznie i bardzo charakterystyczne. Obawiam się jedynie, żeby nie przesadził z powolnością, do czego ma przecież skłonności. Klimat klimatem, ale żeby potem nie było narzekania jak na Zodiak Finchera.

SithFrog: W zasadzie mogę się podpisać pod całością Twojej wypowiedzi Crow. Brzmi bardzo ciekawie i intrygująco. Dobrych kryminałów nigdy za wiele, szczególnie tych mniej sztampowych (jak “True Detective”) no, ale… właśnie. Oby Zahler nie przesadził z gore i oby nie wyszedł z tego kolejny “Zodiak”, który według Filmwebu trwa dwie godziny i trzydzieści osiem minut, a w kinie wydawało się, że co najmniej trzy tygodnie i dwa dni.

Crowley: Mnie się Zodiak podobał. Ale to było dawno temu, chyba na studiach, więc mogłem nieco inaczej postrzegać pewne sprawy. Czasu też było sporo, więc może faktycznie oglądałem to trzy tygodnie? Co do flaków i krwi, również mam nadzieję, że będzie to bardziej Krew na betonie niż Bone Tomahawk.

Pquelim: Panowie, niestety lepiej wstrzymać konie w sprawie tego filmu. Zahler od kilku lat próbuje znaleźć na niego finansowanie, z widocznie niewidocznym skutkiem. Ostatnio wspomniał na swoim blogu o tajemniczym nowym projekcie, nad którym pracuje od kilku tygodni. Niewykluczone, ze dostał inną propozycję i w obliczu braku powodzenia “Big Stone Grid” zajmie się czymś innym. Ja tam zawsze kibicuje, jego specyficzny styl do mnie przemawia, a reżyser zbyt długo już milczy jako twórca.

Crowley: A słyszeliście, że Francis Ford Coppola w końcu nakręcił Megalopolis – film, o którym słyszy się od niemal 40 lat? Pod koniec marca grupka szczęśliwców miała okazję obejrzeć wart co najmniej 120 milionów dolarów film-widmo. Ponoć nawet niektórym się spodobał. Coppola przepisywał scenariusz wielokrotnie, więc nie wiadomo tak do końca, o czym ostatecznie opowiada. Będzie miasto przyszłości po wielkiej katastrofie i dyskusja na temat kierunku, jaki obrać w trakcie jego odbudowy. Zderzenie nowoczesności z tradycją, postępu z dekadencją, wzorowane na antycznej tragedii. Będzie Adam Driver jako architekt-wizjoner i Giancarlo Esposito w roli jego przeciwnika. Do tego plejada znakomitych aktorów na tle ponoć oszałamiającej wizji przyszłości. Czy to się mogło udać? Myślę, że nie.

SithFrog: Ja (niestety) też.

Crowley: Pewnie będzie na co popatrzeć, ale obawiam się, że pociąg pod nazwą Coppola już odjechał. Chciałbym się mylić, ale ciężko mi uwierzyć, że po tylu przeróbkach, plotkach o chaosie panującym w czasie kręcenia, ten mocno polityczny i ideologiczny film okaże się czymś więcej niż przejawem megalomanii wielkiego reżysera. Reakcje po tym jedynym pokazie były utrzymane w tonie grzecznej aprobaty. Mówiono o przepychu wizualnym i oryginalnych zabiegach, ale chyba nikt nie zachwycił się historią, a to według mnie zły znak. Jest zresztą możliwe, że nikt nie porwie się na globalną dystrybucję Megalopolis, bo pojawiają się głosy o tym, że to film niesprzedawalny szerokiej publiczności. Wraz z kosztami promocji będzie kosztował co najmniej 200 milionów i musiałby zarobić drugie tyle, żeby się zwrócić. Przed pandemią pewnie nie byłoby z tym problemów, ale teraz?

SithFrog: Nie wiem, co o tym myśleć. Z jednej strony Ridley Scott, który ostatnio kręci seryjnie, ale rzadko co jest warte uwagi (chociaż “The Last Duel” polecam). Z drugiej strony George Miller też kręcił pingwiny i świnki, a jak wrócił na drogę gniewu to rozwalił system. Sama realizacja i chaos związane z kręceniem “Megalopolis” trącą mi “Diuną Jodorowskiego”. Nie wierzyłem, że uda się do dopiąć, a teraz nie do końca wierzę, że uda się to zobaczyć. Tym niemniej nadal ciekawość wygrywa u mnie z ostrożnością i poszanowaniem własnego czasu, więc nawet jeśli to będzie katastrofa, chcę obejrzeć z bliska.

Pquelim: A wiecie, że scenariusz jest – z grubsza – oparty na szekspirowskiej “Romeo i Julii”? Film jest już po pierwszych seansach dla dystrybutorów w Kalifornii i Wielkiej Brytanii, reakcje są intrygujące. Podobno dla takich filmów warto żyć na tym świecie. Jedni mówią, że nadaje się do muzeum sztuki, inni nazwali go historycznym momentem dla kina. Większość zgadza się, że jest to niezwykle eksperymentalna, wręcz szalona produkcja (w orginale “batshit crazy”) i z tegoż powodu ma zerowy potencjał komercyjny. Wygląda na to, że ten film albo się pokocha, albo znienawidzi – jest polaryzujący. Ja Coppolę kocham i nie zamierzam go zdradzać.

Crowley: Dosłownie w chwili pisania tego artykułu potwierdzono, że film zostanie wystawiony do konkursu głównego na festiwalu w Cannes. To oznacza, że albo ma już dystrybutora – Coppola ponoć nie chciał publicznie go pokazywać przed podpisaniem umowy, żeby reakcje widzów nie odstraszyły nikogo – albo jest tak zdesperowany, że wszystko mu jedno i liczy na to, że jakaś Palma skusi kogoś do kupna. Czyli nie wiemy, co to oznacza, poza tym, że festiwalowej premiery filmu możemy spodziewać się 17 maja. Przy okazji jego kolega George Lucas odbierze Złotą Palmę za całokształt.

Na dziś tyle. Co Wy sądzicie o nadchodzących premierach? Piszcie w komentarzach i do zobaczenia, oby jak najszybciej.

 

Ilustracje do artykułu, poza okładką komiksu S. Craiga Zahlera zostały stworzone przez sztuczną inteligencję.

-->

Kilka komentarzy do "Zemsta Filmołaza, czyli między nami, starymi pierdołami"

  • 20 kwietnia 2024 at 14:50
    Permalink

    Powiedziecie mi drodzy redaktorzy: dlaczego nazywacie chłopów Wachowskim mianem sióstr? Te “mogła”, “Lana”? Przecież oni nie mają pojęcia o istnieniu FGSK, więc po co im nadskakiwać? Obrazili by się? W jakim celu pętać się polityczną poprawnością? Jak gdzieś w internetach widzicie kuriozalne feminatywy, to je przyjmujcie do wiadomości i akceptujecie? Piszecie tu pod nickami, avatarmi, jesteście całkowicie anonimowi, więc po cóż ta nowomowa?

    Reply
    • 20 kwietnia 2024 at 15:28
      Permalink

      Ja też ich nazywa siostrami. Dlaczego? Bo zmieniły swoją płeć i teraz są kobietami. Nie rozumiem co tu jest do tłumaczenia.

      Reply
    • 20 kwietnia 2024 at 16:13
      Permalink

      Obydwaj Wachowscy z tego co oficjalnie wiadomo przeszli operacje zmiany płci, zmienili też imiona. Nasze prywatne poglądy nie mają absolutnie żadnego znaczenia wobec faktu, że rodzeństwo publicznie od ładnych paru lat funkcjonuje i istnieje jako Lana i Lilly, nie Andy i Larry. Jakkolwiek by o nich nie napisać, zawsze komuś nie będzie to pasować, więc chyba nie ma powodu, żeby na siłę trzymać się takiej czy innej linii. Według mnie pisanie o Wachowskich jako o mężczyznach to w tym momencie trochę szukanie taniej sensacji i prowokowanie wśród czytelników niepotrzebnej gównoburzy.
      Zwłaszcza że, cokolwiek by o tym nie sądzić, zmiana płci jest technicznie możliwa, przypadki są różne. Gdyby utożsamiały/li się jako helikoptery szturmowe, to by było po prostu głupie (choć zabawne), a tak to nie widzę sensu robić z zagadnienia afery.

      Reply
      • 20 kwietnia 2024 at 20:25
        Permalink

        Rada języka polskiego odradza używania słowa murzyn, więc nagle trzeba będzie zmienić nawyki bo tak sobie uznała jakaś instytucja? Zygmunt Solorz-Żak to był kiedyś Piotr Krok, czy nazwanie go prawdziwym imieniem będzie jakąś ujmą? No i z tym oficjalnie: Rosja oficjalnie nie jest w stanie żadnej wojny, prowadzi operację specjalną. To że ktoś sobie coś uznał za Atlantykiem, to chyba nie znaczy, iż u nas nagle musi być pewnikiem?

        Reply
        • 20 kwietnia 2024 at 20:55
          Permalink

          Jeszcze rozumiem jakby to były chłopy, które z dnia na dzień stwierdziły, bez żadnych podstaw że chcą być nazywane kobietami to można by kręcić nosem, ale one przeszły pełną operację zmiany płci więc o co cho?

          Reply
          • 21 kwietnia 2024 at 10:12
            Permalink

            To będzie przerażające dla Ciebie – ale TAK. TRZEBA BEDZOE ZMIENIAC PRZYZWYCZAJENIA. Tak samo z feminatywami. Dla nasz brzmią dziwnie, niektórych śmieszą, innym przeszkadzają, a za dwa pokolenia nikt nie będzie nawet na nie zwracał uwagi. Język jest płynny i ewoluuje od swoich początków. Kurwa oznaczała kiedyś zakręt na gościńcu (między innymi) a kutasy zwisały mężczyznom z surdutow.

            Nadmiernię jednak, że słowo murzyn jest jak najbardziej dla mnie akceptowalne i z pewnością nie ma podobnych konotacji co czarnuch. Więc tu Rada się wygłupiała, nie pierwszy zresztą raz.

            Reply
            • 21 kwietnia 2024 at 13:46
              Permalink

              Nieprawda. To nie żadna naturalna ewolucja języka tylko sztucznie zapleniona polityczna nowomowa. Młodzi jesteście to nie pamiętacie, ale z dokładnie tym samym mieliśmy do czynienia w PRL-u (zwłaszcza wczesnym). I ta także odejdzie w zapomnienie, gdy przeminie modna aktualnie ideologia. Jesteśmy ludźmi na poziomie, więc nie przyłączajmy się do tego szaleństwa i nie zachwaszczajmy naszego języka. Już nawet w TV Republika króluje ta nieszczęsna “ministra”. Jakieś kompletnie z dupy wyciągnięte słowo, nieistniejące w polszczyźnie. Albo ta nieszczęsna “posłanka”. Posiadaczom bezstresowej matury wyjaśniam, że “posłanka” to nie feminatyw od “posła” – naszego reprezentanta w sejmie – tylko od “posłańca”. Chłystka, którego wysyła się gdzieś z listem, rozkazami, albo gorącą chińszczyzną. Albo to cholerne “w Ukrainie”. Jakiś sprytny ruski troll wmówił kretynom, że polskie “na Ukrainie” rzekomo uwłacza naszym walczącym sąsiadom i teraz mamy “w”. Niedługo zamiast do sklepu będziemy chodzić “w magazin” a zamiast na wakacje jeździć będziemy “w otpusk”. Jeżeli rada języka polskiego klepie te bzdury, to nie z nami, ale z nimi jest problem, a swoje wskazówki mogą sobie w dupę wsadzić. :/

              Reply
              • 21 kwietnia 2024 at 17:38
                Permalink

                Ej, ale nie mylmy feministycznej/lewackiej nowomowy z prostym przypadkiem, kiedy ktoś całkowicie zmienił płeć i zamiast panem jest panią. Tu się nadal obracamy w tradycyjnych dwóch płciach, a nie w jakichś tam “osobach z macicami”, “cis-genderach”, “aktywiszczach”, “gościniach” i innych cudactwach.
                W pełni zgadzam się na niezgadzanie się na te wspomniane wyżej potworki słowne. Ładnie kogoś zgasił jakiś czas temu Bralczyk mówiąc, że “ministra” jest jak najbardziej poprawnym słowem, ale oznaczającym służącą, a nie żeńską wersję ministra.

                Reply
                • 21 kwietnia 2024 at 19:24
                  Permalink

                  “kiedy ktoś całkowicie zmienił płeć i zamiast panem jest panią”

                  Nie jest panią. Jest przebierańcem. Owszem, taka przebieranka to już coś znacznie więcej niż założenie kiecki i umalowanie się, jak to kiedyś bywało. Ale jednak tylko przebieranka. Żaden bóg czy czarodziej nie zmienił go w kobietę. Nie uzyskał nagle drugiego chromosomu X zamiast Y. Nie będzie miał menstruacji ani nie pocznie i nie urodzi w naturalny sposób dziecka. Jeżeli komuś to potrzebne do szczęścia to jego sprawa, ale nie dajmy się zwariować.

              • 22 kwietnia 2024 at 09:06
                Permalink

                No muszę się wtrącić, bo znowu wysyp chłopskiego rozumu, a tego nie znoszę (tolerate).

                Język się zmienia. Wiecie co znaczy słowo “zajebisty”? Niosący spektakularną śmierć. Od “zajebać”, czyli gwałtownie pozbawić życia. Broń nuklearna jest zajebista. Karabin AK-47 jest zajebisty.
                Michał Wiśniewski krzyknął kiedyś na koncercie w latach .90 do widowni, że jest “zajebista” i rozpoczął proces, na którego końcu “zajebisty” znaczy dzisiaj: bardzo, fajne, mocno, przerażająco, etc.

                W Ukrainie panuje ustrój demokratyczny. Na Ukrainie rosną lasy sosnowe.
                Forma “na Ukrainie” wywodzi się z starej polszczyzny i oznacza Ukrainę jako region, stąd utarło się pisanie/mówienie w tej formie. Forma “w Ukrainie” jest, była i będzie w 100% poprawna językowo – w kontekście Ukrainy jako podmiotu, instytucji, jej państwowości.
                Obecnie użytkowanie się zmienia – coraz więcej osób zaczyna mówić “w Ukrainie” nie w odniesieniu do jej terytorium, ale do niej jako autonomicznego bytu państwowego. I to jest poprawna forma, biorąc pod uwagę zasady języka polskiego. W ogóle to obie formy są poprawne, a użytkowanie z czasem zdecyduje – za X lat być może już nikt nie będzie mówił “na Ukrainie”, chociaż ta forma wciąż pozostanie formą poprawną w odniesieniu do konkretnego konteksu.

                Mylenie propagandowej nowomowy (a’la komunistyczny proletariat i imperialistyczne stonki ziemniaczane) ze zmianami wynikającymi z ewolucji użytkujących język jest dużym błędem, którego wyjaśnienie wymagałoby odrębnej analizy komunistycznej nowomowy – tam z rzadka pojawiały się nowe słowa i prawie nigdy nie nadawano im innego znaczenia. Nowomowa komunistyczna była oparta na strukturach i organizacji wypowiedzi, użyciu odpowiednich słów (jak w przykładzie wyżej) w totalitarnym i zdeindywidualizowanym kontekście. Np “Bumelanctwo wrogiem narodu” – to była nowomowa oparta na sloganach i manipulacji językiem, nie na zmianie jego znaczeń.

                Nie jest łatwo rozdzielić, która nowinka się przyjmie, a która odejdzie do lamusa. Np. osobiście uważam, że bez względu na konotacje, “posłanka” się przyjmie. Jest łatwe w zrozumieniu, jednoznaczne i nie brzmi pejoratywnie. I nie ma tu znaczenia, że dzisiaj, w tym dniu i miesiącu jest to zwrot używany w niewłaściwym znaczeniu. Język się zmieni, jeżeli ludzie będą go zmieniać (czytaj – używać w taki a nie inny sposób).
                Mam wątpliwosci co do ministry, natomiast Bralczyk się nieco skompromitował tą swoją wypowiedzią o “służącej”. Minister to właśnie służący – wyraz pochodzi z łaciny i oznacza sługę, pomocnika. Więc ministra – służaca, pomocniczka. Nie wiem o co chodziło profesorowi, ale jest dokładnie tak jak powiedział.

                Część feminatywów się nie przyjmie. Część zmieni znaczenia słów i będzie stosowana. Tak będzie, to cecha języków, że ewoluują.

                Reply
                • 22 kwietnia 2024 at 13:39
                  Permalink

                  Sorry, ale powtarzasz bzdury. Po pierwsze wyraźne odróżnienie formy, że tak powiem “państwowej” od geograficznej, to dopiero XIX wiek, gdy zaczęły kształtować się państwa narodowe, a formy “w”, “na”, “do” są stare jak nasz język. Przedtem to znaczyło to samo. Nieprawidłowe użycie formy “w” to klasyczny rusycyzm, każdy niezaczadzony polityczną poprawnością polonista ci to powie. W rosyjskim formy “na” i “do” istnieją w formie szczątkowej, więc Rosjanin zawsze powie “w”, niezależnie od tego czy ma na myśli państwo, pojęcie geograficzne czy cokolwiek innego. Wyjątkiem jest, gdy nazwa miejsca również zaczyna się od litery “w” wtedy w ogóle pomija się przyimek (“dawaj Warszawu” zamiast “dawaj w Warszawu”). W polskim jest inaczej, mamy szerszy zakres przyimków. Mówimy “w”, “na”, “do” niezależnie od tego czy mamy na myśli organizm państwowy, pojęcie geograficzne czy cokolwiek innego (choćby wspomniane przeze mnie wakacje). Mówimy, że coś wydarzyło się “w Węgrzech” czy “na Węgrzech”? “W Cyprze” czy “na Cyprze”? Ukraina to ten sam przypadek. “W Ukrainie” brzmi głupio, bo jest głupie. Gdybyśmy chcieli użyć “w” w kontekście państwa powinniśmy powiedzieć “w państwie ukraińskim”, “w państwie węgierskim” itd. Polska być trudna język…

                • 22 kwietnia 2024 at 13:52
                  Permalink

                  W jednym masz rację. Całkiem możliwe, że ten obmierzły rusycyzm się przyjmie. Tak jak przyjęły się te cholerne “dokładnie” i “na chwilę obecną” (exactly, at the moment). :/

                • 22 kwietnia 2024 at 18:48
                  Permalink

                  No nie da się dyskutować jeżeli na argument za zasadami języka polskiego przytaczasz zasady języka rosyjskiego a poprawne formy nazywasz głupimi (w Węgrzech jest całkowicie poprawną formą). To, że coś Ci się nie podoba to nie znaczy, że są to bzdury. Taka polemika nie ma żadnego sensu, bo zaraz zaczniesz mi przyrównywać polską gramatykę do chińskiej i też Ci wyjdzie, że coś jest głupie, a to co Ty uważasz – mądre. EOT z mojej strony, bo ja tu tylko chciałem wyjaśnić głupoty, a nie z nimi dyskutować.

                • 22 kwietnia 2024 at 19:34
                  Permalink

                  Jak mam ci wyjaśnić ten rusycyzm bez przytoczenia odpowiedzialnej za niego zasady z rosyjskiej pisowni? Zresztą nieważne. Jeżeli dla ciebie “w Węgrzech” jest poprawną formą to powinieneś jeszcze pochodzić trochę do podstawówki i faktycznie żadna dyskusja z tobą nie ma najmniejszego sensu, panie “wyjaśniaczu głupot”.

                • SithFrog
                  23 kwietnia 2024 at 11:50
                  Permalink

                  Widzisz PQ, masz rację i jednocześnie jej nie masz. Bo ewolucja to jest powolna i jak pewne formy wchodzą i zastępują je inne z czasem.

                  To co obserwujemy to jest rewolucja, bo jak ktoś powie poprawnie “na Ukrainie” czy “na Węgrzech” albo nie użyje feminatywu to jest odsądzany od czci i wiary, sekowany i cancelowany 🙂

                  Nie mam problemu z ewolucją języka, mam problem jak ktoś chce mnie prześladować za używanie dotychczasowych form, bo ma jakiś ideologiczną wizję nowego świata i formy używane przeze mnie mają zniknąć natychmiast i koniec.

                  O różnych potworkach językowych dla “niebinarnych” nawet nie wspominam.

                • 24 kwietnia 2024 at 10:51
                  Permalink

                  Ta dyskusja z ,,na” i ,,w” Ukrainie jest niezwykle jałowa. Obie formy są poprawne i nie potrzebnie unoszą się emocjami osoby walczące o to żeby używać tylko jednej z nich. Więcej z tego szkody niż pożytku. Osobiście staram się używać “w”, ale jak powiem “na” z przyzwyczajenie to nie kajam się z tego powodu.
                  I myślę, że tak powinniśmy podchodzić do wszystkich tych zmian, akceptować te które nam pasują, inne nie; a z czasem jako społeczeństwo dojdziemy do kompromisu. Dziś wiele form brzmi śmiesznie lub nienaturalnie, ponieważ jesteśmy do nich przyzwyczajeni. Ale wystarczy poczytać stare gazety (szczególnie lokalne), żeby się pośmiać jak śmiesznie pisali. A przecież tamci ludzie według nich mówili zupełnie normalnie.

                  W ogóle francuski pomysł na jedną poprawną wykładnię językową uważam za przesadzoną i nienaturalną dla języka, który wcześniej naturalnie ewoluował. Oczywiście pewne standardy powinny obowiązywać, abyśmy mogli się nawzajem zrozumieć; więc też nie przesadzajmy w drugą stronę.

              • 22 kwietnia 2024 at 10:04
                Permalink

                w sumie ciekawie że wrzuciłeś tutaj temat PRL w zakresie feminatywów, bo to za czasów komunizmu kiedy “wszyscy byli równi i tacy sami” feminatywy zaczęły znikać. W Polsce okresu międzywojennego były one bardzo popularne.

                Jeżeli jest pielęgniarka i pielęgniarz to dlaczego nie może być pilota i pilotki?

                Argument o tym że jakieś słowo ma kilka znaczeń (jak pilotka która jest nakryciem głowy) działa też w drugą stronę (pilot to urządzenie do obsługi telewizora) i jest czymś zupełnie normalnym.

                Reply
                • 22 kwietnia 2024 at 12:06
                  Permalink

                  Ja może jestem z tej głupiej chłopskorozumowej grupy, ale po prostu niektóre wyrazy brzmią dobrze a inne nie. Gościni brzmi idiotycznie, ministra też. Ale co ja tam się znam?

                • 22 kwietnia 2024 at 12:29
                  Permalink

                  Crowley: ale przecież ja właśnie to napisałem. Jak się będzie używać jakiegoś znaczenia powszechnie, to zmieni się konotacja znaczeniowa danego terminu. Ten proces zawsze wymaga masowości, czyli ludzie muszą sami (spontanicznie) dokonać zmiany, jak w przypadku Ukrainy. Czy będzie tak z ministrą nie wiem, gościnia również moim zdaniem brzmi idiotycznie. Takie przypadki moim zdaniem są z góry skazane na porazkę, bo – jak wyżej – ludzie tego nie będą stosować.

            • 21 kwietnia 2024 at 14:25
              Permalink

              Mi się bardzo podoba zwrot “gościnia” zamiast “gość” 😁

              Reply
            • 21 kwietnia 2024 at 17:36
              Permalink

              Okej, to jest Twoje zdanie, że walec postępu jest nieubłagalny i zmiażdży normalny język. Ja tam jestem umiarkowanym optymistą i sądzę, że anglosaski hegemon trochę dostanie po łapach i jeszcze będzie normalnie. Ale ja na chwilę obecną będę się starał trzymać moich przyzwyczajeń i zwracać uwagę na to co mi nie pasi. Bo tolerare to nie znaczy akceptować, ale znosić.

              Reply
    • SithFrog
      22 kwietnia 2024 at 10:30
      Permalink

      Mi jest w zasadzie wszystko jedno i generalnie nie lubią mnie ani konserwy ani postępowi. Z jednej strony jak występują pod nowymi imionami i mają wszystko zoperowane to nie mam jakiegoś wielkiego dyskomfortu na mówienie o nich per siostry (tu mnie nie lubią konserwatyści), natomiast nigdy nie zamierzałem i nigdy nie będę udawał, że czarne jest białe i mówił, że Matrixy 1-3 zrobiły siostry Wachowskie (tu hejtują mnie postępowcy za “deadnaming”, he he). Tak samo jak nie zgadzam się na zmiany w serwisach filmowych Jak przy Ellen Page. Bo wiecie kto grał nastolatkę w ciąży w bardzo dobrym filmie “Juno”? Jakiś Elliot… Porąbane jak stado pędzących kombinerek…

      https://www.filmweb.pl/film/Juno-2007-272177

      Reply
      • 22 kwietnia 2024 at 11:03
        Permalink

        Deja vu z dyskusji pod Matrix Zmartwychwstania.

        Reply
  • 20 kwietnia 2024 at 21:08
    Permalink

    Skoro już wróciliście, to nie mogliście pogadać o czymś bardziej wartym pogadania? Na przykład o nadchodzącym nowym “Obcym”. 😉

    Co zaś do rozwijającej się dyskusji światopoglądowej. Jak kiedyś takie “kobiety” zaczną rodzić dzieci to uznam je za prawdziwe kobiety. Na razie to po prostu facet z uciętym kutasem. Koniec i kropka.

    Reply
    • 20 kwietnia 2024 at 23:46
      Permalink

      Na Obcym to już chyba wszyscy postawili krzyżyk… A może nie? Zaraz zapytam.

      Reply
      • 21 kwietnia 2024 at 13:49
        Permalink

        Ja nie postawiłem. Przynajmniej dopóki jeszcze się nie ukazał. Są serie, którym zawsze daję szansę. Na ewentualne wieszanie psów zawsze będzie czas. 🙂

        Reply
  • 21 kwietnia 2024 at 17:09
    Permalink

    Ciekaw jestem waszej opinii o Dreamworksie
    Po fenomenalnym kocie w butach, wydali takiego se kung fu pandę. I to rodzi ryzyko że Shrek będzie niewypałem :/

    Reply
    • 21 kwietnia 2024 at 17:41
      Permalink

      Akurat Dreamworksa przestałem oglądać już dość dawno temu, bo te filmy były strasznie nijakie. 4 Pandy nie obejrzałem, Kota w butach też, a Shrek 3 i 4 były padaczne. Nie spodziewam się nic wielkiego. Zresztą kryzys wielkiej trójki animacji: Disney, Pixar, Dreamworks to temat na osobną dyskusję.

      Reply
      • 23 kwietnia 2024 at 19:41
        Permalink

        Zgoda co do shreków, ale polecam zainteresować kotem w butach ostatnie życzenie. Jest naprawdę dobrze zrobiony.

        Reply
  • 21 kwietnia 2024 at 21:23
    Permalink

    Ciekawą dyskusję! 🙂 Czekamy!

    Reply
  • 21 kwietnia 2024 at 23:36
    Permalink

    Dozobaczenia w czerwcu

    Reply
  • 22 kwietnia 2024 at 04:37
    Permalink

    “Wiemy, jak bardzo tęsknicie za naszymi wspaniałymi recenzjami filmowymi, których ostatnio jak na lekarstwo, więc nadal nie będziemy ich pisać.”
    <3

    "Bone Tomahawk (nie polecam, doskonały horroro-western, ale jedna scena prześladuje mnie do dziś, brrrrr – przyp. SithFrog)"
    co to za scena?

    Reply
    • SithFrog
      22 kwietnia 2024 at 10:27
      Permalink

      W jaskini, oglądałeś film?

      Reply
      • 22 kwietnia 2024 at 13:36
        Permalink

        oglądałem, ale dawno. to była jedna z ostatnich scen?

        Reply
        • 22 kwietnia 2024 at 14:26
          Permalink

          Normalna scena górę, nie wiem o co SithFrogowi chodzi ;P

          Reply
        • SithFrog
          23 kwietnia 2024 at 11:45
          Permalink

          Tak.

          [spoilery]

          Jak oskalpowali gościa żywcem, ze skalpu zrobili knebel, obrócili do gory nogami, nogi odgięli na boki i uderzając w krocze jakimś tępym narzędziem, rozwalili go na pół, ale dość wolno. Mi się to do dziś śni po nocach, bo było wyjątkowo realistycznie i bez żadnych cięć czy groteskowej przesady. Brrrrrrrr. Mam ciarki nawet jak o tym piszę.

          Reply
      • 22 kwietnia 2024 at 19:35
        Permalink

        Na początku nie zauważyłem przecinka XD. W jaskini oglądałeś film? 🙂

        Reply
  • 22 kwietnia 2024 at 16:50
    Permalink

    Se możesz się nie zgadzać haha

    Reply
  • 23 kwietnia 2024 at 00:48
    Permalink

    Akurat Megalopolis jest chyba najbardziej wyczekiwanym przeze mnie filmem pomijając może trzecią Diunę, którą dopiero mają zacząć.

    Reply

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków