Speed: Niebezpieczna prędkość (1994)

Wynalezienie standardu VHS uważam za jedno z dziesięciu największych dokonań ludzkości w XX wieku. W każdym razie spośród tych, z którymi miałem bezpośredni kontakt. Początki mojej filmowej przygody, która szczęśliwie trwa do dziś, to w znacznej mierze filmy z wypożyczanych kaset, niejednokrotnie zjechane do niemożliwości. Czasem boję się wracać do hitów z tamtych lat, bo wiem, że dziś oceniłbym je dużo bardziej surowo niż kiedyś. Na szczęście jednak wiele z nich trzyma się zadziwiająco dobrze, zwłaszcza w gatunku napakowanych adrenaliną akcyjniaków. I taki właśnie jest Speed, w Polsce dystrybuowany z głupim dopiskiem: Niebezpieczna prędkość.

Twój przyjaciel i obrońca: Keanu Reeves w jednej ze swoich ikonicznych ról.

Oglądałem ten film ze dwadzieścia razy. Na VHSie z wypożyczalni ze trzy razy, potem nagrany z telewizji też na kasetę i jeszcze parę razy zupełnie bez okazji, kiedy pokazywała go któraś ze stacji telewizyjnych. I obejrzę jeszcze nie raz, bo niewiele lepszego kina sensacyjnego nagrano w latach dziewięćdziesiątych. Są tu wszystkie składniki, o których zapominają dziś producenci i reżyserzy takich filmów:

  • Świetny, charakterystyczny główny bohater – nie żadna popierdółka, tylko Keanu Policjant Reeves, który cię zastrzeli, jeśli przekroczysz prawo. Jest stanowczy i profesjonalny, ale kiedy trzeba czuły i opiekuńczy. Walczy ze złem, jest gotów poświęcić się dla dobra innych, a do tego niezły z niego przystojniak (choć w takim trochę niedbałym stylu). Nie straszne mu skoki między pędzącymi samochodami, rozbraja bomby, na poczekaniu wymyśla rozwiązania każdego problemu, a przy tym wygląda jak trochę ładniejsza wersja zwykłego człowieka. Bez wahania wskakuje do zaminowanego autobusu i nie wysiada z niego, dopóki wszyscy cywile są bezpieczni. Takich bohaterów nam potrzeba.
  • Rewelacyjna główna bohaterka – Sandra Bullock jest urocza, zadziorna, prowadzi wielki autobus i jest PRZEŚLICZNA. Pamiętajmy, że to lata dziewięćdziesiąte, więc kobieta raczej się nie bije i nie przeklina oraz należy ją ratować z opresji. Filigranowa, wtedy trzydziestolatka wyglądająca na 10 lat mniej, staje się bohaterką z przypadku i dzielnie staje u boku supergliny. Oczywiście nawet się w sobie zakochują, ale to dopiero pod sam koniec. Sandra Bullock to było chyba moje pierwsze filmowe zauroczenie i zdania swego nie zmienię (chyba że pierwsze obejrzałem Cztery wesela i pogrzeb, to wtedy Sandra była druga). Zawsze chciałem przejechać się z nią przytulony na deskorolce przyczepionej do autokaru, chociaż jest niewiele młodsza od mojej mamy.
Piękni, młodzi, atrakcyjni i uroczy. Do dziś nic się nie zmieniło.
  • Porządna, choć prosta fabuła – jest początek, koniec, dzieje się w miarę z sensem jak na film o autobusie, który nie może zwolnić poniżej pewnej prędkości. Wiadomo od razu, kto jest kto. Zawiązanie akcji prowadzi do kolejnych zdarzeń, a chociaż połowa filmu dzieje się w pędzącym autobusie, to nie ma czasu na nudę. Ba, ten film aż kipi od akcji, ale nigdy nie gubi po drodze widza jakimiś zbędnymi zawiłościami.
  • Charakterystyczna, porządnie zaaranżowana ścieżka dźwiękowa. Nie żadne robione przez kalkę orkiestrowe pierdu-pierdu, tylko temat, który poznam zawsze i wszędzie. Mark Mancina odwalił kawał dobrej roboty trochę w stylu wczesnego Hansa Zimmera. Gdzie się podziały takie wpadające w ucho motywy? Odnoszę wrażenie, że w ostatniej dekadzie panuje na tym polu straszna posucha. Starzy mistrzowie wystrzelali się z błyskotliwych pomysłów, a następców nie widać.
  • Odpowiednia dawka humoru. Żeby nie było zbyt poważnie i sztywno, w filmie sensacyjnym powinny pojawiać się akcenty humorystyczne dla rozładowania napięcia. Tu mamy oczywiście całą sekwencję z porwaniem jaguara pewnego afroamerykanina oraz smaczki w rodzaju głównej bohaterki, która jedzie autobusem, który wyleci w powietrze, jeśli zwolni poniżej pewnej prędkości, bo straciła prawo jazdy za zbyt szybką jazdę. Zwracam przy tym uwagę, jak świetny jest to zabieg scenariuszowy – wszystko do siebie pasuje. Jeśli chodzi o sam humor, to w ramach dygresji wyrażę tęsknotę za bezpretensjonalnością kina sensacyjnego z przełomu lat 80 i 90 minionego wieku. Film sensacyjny nie mógł wtedy właściwie istnieć bez mniejszej lub większej dawki komedii, czego najlepszym przykładem jest chyba seria Zabójcza broń, ale także Godzina zemsty, Godziny szczytu, czy wczesne filmy Guya Ritchiego (to już bliżej roku 2000, w zasadzie ostatnie podrygi tamtej epoki). Gdzieś się to potem rozdzieliło na filmy poważne i czyste komedie (na ogół mało udane).
Jeśli chodzi o liczbę kadrów z prędkościomierzem w roli głównej, Speed bije wszelkie rekordy.
  • Charakterystyczne postacie drugoplanowe – nic tak dobrze nie dodaje kolorytu jak dobrze dobrani aktorzy w tle. Każdy, kto oglądał Speed pamięta śmiesznego kierowcę jaguara, panią, która próbowała wysiąść z autobusu w biegu, nadpobudliwego kolesia z bronią, czy Głupiego i głupszego w roli speca od bomb. Tu ukłony w stronę ekipy castingowej za kawał świetnej roboty, ale i dla scenarzystów, którzy te zapamiętywalne role napisali.
  • No i wreszcie clou całego show, czyli po prostu świetnie zrealizowane, trzymające w napięciu sceny akcji. Poza słynnym i niestety idiotycznym skokiem przez wyrwę w drodze same klasyki: rozwałka na zatłoczonej autostradzie, scena z rozjechaniem wózka dziecięcego, cała sekwencja z przesiadaniem się z jaguara do autobusu, pękające opony i Bullock z Reevesem jadący przytuleni na deskorolce. Wszystko zrobione przez speców od praktycznych efektów specjalnych i w granicach rozsądku, niewymagające przymykania oka i do tego przy bardzo niewielkim udziale komputerów.
Ciemnoskóry człowiek w charakterze comic relief. Lata 90 w pełni chwały.

Żeby oczywiście nie było zbyt różowo, wspomnę dla porządku o największym zgrzycie, jaki przychodzi mi do głowy: przerysowanym czarnym charakterze, granym przez Dennisa Hoppera. Robi wszystko, co przystało na kretyńskiego bandytę z amerykańskiego filmu, z diabolicznym śmiechem włącznie, powtórzył zresztą tę rolę rok później w innym klasyku (odsądzanym swojego czasu od czci i wiary) – Wodnym świecie Kevina Costnera. Podobnie cała ta intryga, przecinanie kolorowych kabelków, żeby rozbroić bombę i epilog z zasadzką na dzielnego Jacka policjanta są szyte grubymi nićmi i gdyby nie to, że pozostałe elementy zagrały tak dobrze, pewnie kłułyby dość mocno w oczy. Szkoda, bo mogłoby być idealnie. Ma się rozumieć idealnie jak na napakowany nieustanną akcją letni blockbuster o pędzącym autobusie z Keanu Reevesem w roli głównej. Trzeba brać poprawkę, że to tylko i aż taki właśnie lekki i przyjemny akcyjniak, a nie dramat egzystencjalny, poruszający głębokie kwestie. Dziś takie filmy kręci się już w zasadzie tylko z sentymentu, a i to od wielkiego dzwona. Dobrze, że są kasety wideo.

-->

Kilka komentarzy do "Speed: Niebezpieczna prędkość (1994)"

  • 12 sierpnia 2020 at 15:16
    Permalink

    “Poza słynnym i niestety idiotycznym skokiem przez wyrwę w drodze”

    o to, to. Kilka miesięcy temu obejrzałem Speeda w TV i ta scena mnie absolutnie rozbroiła. Do momentu pojawienia się tego rajdu po budowanej obwodnicy czy czymstam, film jeszcze trzyma jako-taki poziom realizmu konwencji. Ten skok jest jak przeskakiwanie rekina w amerykanskich serialach.

    No i ta napompowana sztucznie koncowka tez zgrzyta.

    Ogólnie jako dziecko jarałem się Speedem na VHS. Obecnie uwazam, ze jest to jeden z najgłupszych hitów sensacji lat .90; wlasnie przez tą sztuczną powagę. Bo np w takim “Commando” nikt nie udaje, ze to wszystko na serio. A w Speedzie trochę tak to wygląda. Ale moze tez dlatego jest dzisiaj takim klasykiem 🙂 mnie w kazdym razie przestał porywać już jakiś czas temu.

    Reply
    • 12 sierpnia 2020 at 15:54
      Permalink

      A najlepsze jest to, że oni faktycznie skoczyli tym autobusem w powietrze podczas realizacji. Co prawda wyrwę w jezdni dodano komputerowo nakładając na siebie obrazy, ale skok był. Zawsze walę się w czoło, kiedy widzę w amerykańskich filmach pojazdy wyskakujące na rampach. Nigdy nie udało się tego zrobić sensownie.

      A w ramach ciekawostki warto dodać, że Speeda miał reżyserować John McTiernan, ale nie chciał kręcić kolejnej sensacji w stylu Szklanej pułapki. Odrzucając propozycję studia, podsunął producentom Jana De Bonta, który był… autorem zdjęć do Szklanej pułapki. Myślę, że znać tu trochę ręki McThiernana.

      Reply
  • 12 sierpnia 2020 at 16:33
    Permalink

    Nigdy jakoś specjalnie nie jarałem się tym filmem i szczerze mówiąc zaskoczyło mnie, że ma aż takich fanów. 🙂 Ale z Pquelimem (mam nadzieję, że dobrze odmieniłem?) też się całkiem nie zgodzę. Moim zdaniem to dobry film. Wolę go niż większość tych dzisiejszych “hitów”.

    Reply
  • 12 sierpnia 2020 at 17:05
    Permalink

    Moja mama (rocznik ’60) uważa że Sam Drabulok jest najpiękniejszą aktorką w amerykanskim kinie. Ja, młody zoomer, oczywiście się z tym nie zgodziłem i z pomocą Google Grafic zaczęłem pokazywać mojej kochanej rodzicielce najpiękniejsze (moim zdaniem) aktorki: Olsen, Clarke, Johansson (jej nie lubię, ona ma strasznie wąską twarz – autentyk), Gadot, Heard czy Dormer.
    A weś pokaż Sandrę, jak ona teraz wygląda, usłyszałem. I, co cóż, czar prysł. Jednak ćwierćwiecze temu Sandra wyglądała inaczej, więc w wyszukiwarkę dopisałem ”speed 1996”. Tak, teraz ona może z nimi konkurować.
    Nie opisywał bym tego, ale ta rozmowa odbyła się dosłownie wczoraj xD

    Reply
  • 12 sierpnia 2020 at 19:55
    Permalink

    Film spokojnie przeszedł “test małolata”, tzn. pokazałem go niedawno synowi, który nie ma z nim związanych żadnych sentymentów a już na pewno nie wyobrażał sobie żadnej Sandry Bullock przed snem, jak to było w przypadku Crowleya. Zresztą chyba w ogóle nigdy o niej nie słyszał jak i o innych aktorkach będących obecnie w starszym wieku.

    No i co? No i super, był zachwycony filmem, który nie tyle “zestarzał się godnie” co właściwie wcale się nie zestarzał. Podobnie jak i całkiem sporo innych filmów akcji/sf z lat 90-tych zrobionych już we współczesnym stylu ale wciąż jeszcze bez epatowania komputerową tandetą i zawracania sobie i widzom gitary regułami politycznej poprawności. Cóż, złote czasy gdy za kinowych twardzieli robili Willis, Gibson albo Reeves a nie Charlize Theron 😀

    Do wyliczanki Crowleya co film ma a czego współczesne filmy nie mają dodałbym jeszcze wpadającą w ucho piosenkę promującą. Kiedyś to był standard, że kinowy hicior musiał mieć swoją piosenkę. Tej ze Speeda moim zdaniem wciąż dobrze się słucha, zwłaszcza w samochodzie 😀

    Reply
  • SithFrog
    13 sierpnia 2020 at 09:58
    Permalink

    Dla mnie 9/10. Przesadzona końcówka – cała sekwencja w metrze – plus skok przez dziurę w autostradzie (ten moment jak nagle z czapy unoszą się przednie koła 😀 ) działają na minus, ale cała reszta to po prostu dycha. Świetny, dynamiczny, pomysłowy, nie dłuży się, kolejne przeszkody pojawiają się naturalnie, rewelacyjny Keanu, dobry Daniels, świetna Sandra, genialny Dennis Hopper.

    Moim zdaniem to absolutny panteon filmów akcji z lat 90tych. Ta sama półka co The Rock, Bad Boys czy Last Boyscout.

    Reply
    • 13 sierpnia 2020 at 10:51
      Permalink

      Wstęp z windą i końcówkę w metrze dodano do scenariusza na życzenie wytwórni. Producenci twierdzili, że film dziejący się tylko w autobusie będzie nudny. Widać, że te sekwencje są inne od reszty filmu.

      A co do Ostatniego skauta, to przyznaję bez bicia, że nie widziałem tego filmu, chociaż wszyscy mówią mi, że genialny. Nigdy nie trafiłem na niego w telewizji, nie oglądałem na VHS, nie było go w żadnej gazecie na DVD, nie ma na Netflixie. Muszę się w końcu zebrać.

      Reply
  • 11 września 2020 at 14:53
    Permalink

    Niezłe kino akcji. Najlepiej wychodziły im w latach 80′ i 90′ np: Mad Max 2 1981, Rambo 1982,
    Terminator 1984, Commando 1985, Rambo 2 1985, Obcy 2 1986, Predator 1987, Robocop 1987, Zabójcza broń 1987, Szklana pułapka 1988, Krwawy sport 1988, Płatny morderca 1989, Pamięć absolutna 1990, Szklana pułapka 2 1990, Na fali 1991, Terminator 2 1991, Dzieci Triady 1992, Ścigany 1993, Na krawędzi 1993, Leon zawodowiec 1994, Speed 1994, Prawdziwe kłamstwa 1994, Szklana pułapka 3 1995, Bad Boys 1995, Twierdza 1996.
    Później też czasami im wyszło czego dowodem są Tożsamość Bourne’a 2002, Kill Bill 2003, Ultimatum Bourne’a 2007, Uprowadzona 2008, Szybcy i wściekli 5 2011, Niezniszczalni 2 2012, Mad Max. Na drodze gniewu 2015, Mission Impossible – Fallout 2018. Te starsze kino akcji z lat 80′ i początku lat 90′ ma lepszy klimat.

    Reply

Skomentuj Crowley Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków