Kacze Opowieści (reboot, sezon 1)

Pora na małe wyznanie. Pochodzę z pokolenia Kaczych Opowieści. Właśnie tak nazywano w krajach dawnych demoludów dzieciaki urodzone w latach 80., które miały okazję na początku transformacji ustrojowej zapoznać się z fantastycznym serialem animowanym o siostrzeńcach Kaczora Donalda. W Polsce Kacze Opowieści emitowano w latach 1989-1993. Ale to tłumaczy wyłącznie moją nostalgię wobec tego tytułu. Chcąc wyjaśnić cały fenomen zjawiska Kaczych Opowieści, muszę przenieść Was w lata 80., do Stanów Zjednoczonych.

Musicie wiedzieć, że w Ameryce nie było czegoś takiego jak dobranocki, czy też wieczorynki. Owszem, niektóre stacje emitowały w ciągu tygodnia programy skierowane do młodszych odbiorców, ale za właściwe pasmo dla dzieci uważano sobotnie przedpołudnie, a dokładnie cztery godziny – od 8.00 do 12.00. Dzieciaki miały wolne, dorośli wciąż byli w pracy, a reklamodawcy zacierali ręce. W końcu boom gospodarczy ery Reagana sprawił, że i dzieciaki stały się ważnymi konsumentami. A jako że kablówka trafiła pod strzechy dopiero w latach 90., liczba stacji telewizyjnych walczących o młodych widzów była ograniczona. Chyba rozumiecie, do czego zmierzam. Rozpoczął się wyścig zbrojeń, prowadzący do powstania wysokobudżetowych seriali animowanych. Ale konkurencję jak zwykle zmiażdżył Disney.

Kadr z oryginalnych Kaczych Opowieści z 1987. Zwróćcie uwagę na bogactwo detali. Jeszcze do tego wrócimy.

W 1987 wyemitowano pierwszy odcinek serialu Duck Tales, opartego na komiksach Carla Barksa, a traktującego o przygodach trójki siostrzeńców Kaczora Donalda i ich opiekuna, a zarazem nieco dalszego krewnego (choć też nazywanego wujkiem) – Sknerusa McKwacza, najbogatszej kaczki świata. W swoim czasie był to najdroższy amerykański serial animowany. Disney zaangażował najlepszych scenarzystów, rysowników, animatorów i aktorów. Skonstruował fantastyczne historie, niejednokrotnie oparte na klasycznych dziełach literatury. Powiedzieć, że serial podbił serca widzów, to za mało. Kacze Opowieści doczekały się czterech sezonów i filmu kinowego. Zdobyły dwie nagrody Emmy i niemal jednogłośnie zachwyciły krytyków. A motyw przewodni został nazwany przez magazyn Time jedną z najbardziej wpadających w ucho piosenek w historii. Zaręczam, że to prawda, do dzisiaj potrafię ten utwór zaśpiewać.

 

Triumf Kaczych Opowieści doprowadził do powstania spin-offów (Darkwing Duck – w polskiej wersji Dzielny Agent Kaczor), a także szeregu innych wysokobudżetowych seriali Disneya – od Brygady RR przez Super Baloo aż po Aladyna. Niestety w latach 90. nastał kres ery sobotnich kreskówek. Pojawienie się kablówki rozbiło rynek reklamowy na szereg mniejszych segmentów. Cartoon Network serwowało kreskówki niemal przez cały dzień. Produkcja seriali o kosztach porównywalnych z animowanymi filmami kinowymi była po prostu nieopłacalna. A wielbiciele dobrej jakości animacji odnaleźli japońskie anime.

Ufff… to tyle przydługiego wstępu, który służył tylko jednemu celowi. Pokazaniu wyjątkowego kontekstu, w jakim powstały oryginalne Kacze Opowieści. Dzięki temu łatwiej będzie zrozumieć, dlaczego reboot serialu… nie dorasta do pięt kreskówce z lat 80. Niestety. Choć nie znaczy to, że kreskówka jest zła.

Nowy Sknerus nadal jest obrzydliwie bogaty…

Założenia są oczywiście identyczne. Trójka siostrzeńców Kaczora Donalda (Hyzio, Dyzio i Zyzio) znajduje się pod opieką niewiarygodnie bogatego Sknerusa McKwacza, i wraz z nim uczestniczy w kolejnych wyprawach i przygodach. Towarzyszy im cały szereg postaci drugoplanowych – Śmigacz McKwak, pani Dziobek, Tasia Van Der Kwak, itd… Siostrzeńcy stali się po raz pierwszy niemal rozróżnialni. Twórcy serialu postanowili chyba dodać im nieco lat i odrobinę indywidualizmu. Szkoda, że ujęli istotny element zaradności, związany z doświadczeniem skautingowym – to był istotny element pozytywnego przesłania oryginalnego serialu. Kompletnie zmieniła się Tasia Van Der Kwak, która z małej słodkiej kaczuszki stała się prawdziwą poszukiwaczką przygód – to zapewne w celu pozyskania kobiecej widowni. I fajnie, nowa Tasia jest całkiem zabawna. Gorzej, że przy okazji zmieniono charakter jej babci – pani Dziobek – która z cudownej gosposi/niani stała się nieciekawym babochłopem i ochroniarzem. Tak, hollywoodzka klątwa “silnych postaci kobiecych” dotknęła również Kaczych Opowieści. A skoro mowa o drastycznych efektach politycznej poprawności, to dodajmy, że Sknerus nie jest już takim sknerą ani błyskotliwym przedsiębiorcą, ale raczej heroicznym poszukiwaczem skarbów. Ktoś chyba zapomniał o tym, że źródłem inspiracji dla tej postaci był Ebenezer Scrooge z Opowieści Wigilijnej Dickensa. No cóż… przy okazji ogłupiono też Śmigacza McKwaka. Nie był to może nigdy ptak szczególnie lotny, ale jego bohaterstwo nie wynikało wcześniej z czystej ignorancji.

…choć serial prezentuje go głównie jako poszukiwacza przygód, a nie przedsiębiorcę.

Swoistemu przeobrażeniu uległ też sposób snucia opowieści. Mam przeczucie graniczące z pewnością, że twórcy spodziewali się, iż znaczną część widowni stanowić będą ludzie po trzydziestce, wychowani na oryginalnych Kaczych Opowieściach. Tylko w ten sposób jestem w stanie wyjaśnić ogromną ilość humoru słownego i dwuznaczności, które rozgryzie tylko widz dorosły. Gorzej, że to, co serial zyskuje inteligentnym humorem, traci poprzez nieco chaotyczną konstrukcję odcinków. I brak przesłania. W oryginalnych Kaczych Opowieściach urzekające było to, że serial pozostawał bajką z morałem. Czasem nietypowym, bo niektóre odcinki uczyły np. dlaczego inflacja jest zła, albo czemu konkurencja daje pozytywne skutki… no, ale zawsze to był morał. W nowym serialu fabuła wydaje się tylko pretekstem do żartów… Szkoda.

Poczucie humoru zdecydowanie nie zawodzi.

No i w końcu dochodzimy do największego problemu – kwestii animacji. Stoi ona na poziomie, jakiego można oczekiwać od współczesnych kreskówek. Czyli… niskim. O ile sama płynność ruchu jako taka nie jest tragiczna, a projekty postaci są w większości wypadków znośne (choć nie dorównują oryginałowi), o tyle jakość tła zdradza ograniczenia budżetowe. Scenografia przygód naszych kaczek jest po prostu płaska i pozbawiona detali. Próba ukrycia tego poprzez nakładanie dziwnej faktury na niebo (dla dodania detali) nie oszuka naszego wzroku. Nowe Kacze Opowieści po prostu wizualnie stoją o dwa poziomy niżej.

Nowej pani Dziobek niestety nie polubiłem.

Nie podejmę się oceny serialu z perspektywy małoletniego widza. Wiem tylko tyle, że przygotowując się do tej recenzji odświeżyłem sobie dwa odcinki klasycznej kreskówki. I dostarczyła mi ona dużo więcej frajdy od nowego serialu. I choć nowe Kacze Opowieści nie są złe, ba, pewnie na tle innych seriali animowanych wyróżniają się nieco na plus, to na pewno nie spełniły nadziei, jaką w nich pokładałem. Jeśli ktoś czuje mocną potrzebę zaspokojenia nostalgii, to radzę wrócić do oryginału. Podróbkom (i podrobom) dziękujemy!

-->

Kilka komentarzy do "Kacze Opowieści (reboot, sezon 1)"

  • 12 lipca 2019 at 13:04
    Permalink

    Najlepsi byli Bracia Be – te ich miny, intrygi i w ogóle całokształt. Maski na twarzy i identyfikatory na koszulkach, boskie 🙂

    Reply
  • 12 lipca 2019 at 19:34
    Permalink

    Pokolenie Kaczych Opowieści? Pierwsze słyszę. Ja też jestem z pierwszej połowy lat 80-tych. I to było POKOLENIE POLONII 1 ! O jej kultowych serialach animowanych coś byś napisał.

    Reply
  • 13 lipca 2019 at 10:53
    Permalink

    “niektóre odcinki uczyły np. dlaczego inflacja jest zła, albo czemu konkurencja daje pozytywne skutki…”

    Ten odcinek był największym hitem lekcji podstaw przedsiębiorczości i WOS-u jeszcze kilka lat temu 🙂

    Reply

Skomentuj Purpura Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków