
Bractwo bez Chorągwi – znane też jako Rycerze Wydrążonego Wzgórza lub Zapomniane Bractwo, przez większość Siedmiu Królestw określane banitami, przez wrogów zaś zwykłymi bandytami – to w gruncie rzeczy niewielka, ale niezwykle aktywna frakcja biorąca udział w Wojnie Pięciu Królów, opowiadająca się początkowo za szóstym z nich: zmarłym Robertem Baratheonem.
Królewska sprawiedliwość
Historia Bractwa zaczyna się na Sali Tronowej Czerwonej Twierdzy. To właśnie tam, pod nieobecność króla Roberta Baratheona, działający w jego imieniu namiestnik Eddard Stark, słysząc o zbrodniach, jakich dopuścił się w Dorzeczu Gregor Clegane, skazuje go na śmierć. Ranny po niedawnym starciu z Jaime’em Lannisterem Pan na Winterfell nie mógł – zwyczajem władców Północy – osobiście wykonać wyroku. Nakazał zatem, by znajdujący się na dworze Beric Dondarrion, Thoros z Myr, Gladden Wylde oraz Lothar Mallery zebrali po dwudziestu ludzi każdy i udali się do Krain Zachodu, wymierzyć Górze królewską sprawiedliwość. Oddziałek wzmocnił dwudziestką własnych strażników pod wodzą Alyna oraz zbrojnymi Raymuna Darry’ego. Dowództwo nad karną ekspedycją powierzył Dondarrionowi.
Stark nie wiedział, że posłał tych ludzi w pułapkę, zastawioną zresztą na niego na rozkaz Tywina Lannistera. Clegane już na nich czekał.
Gregor jednak zasadził się na nas przy Brodzie Komedianta. Jego ludzie ukryli się na obu brzegach. Kiedy przeprawialiśmy się przez rzekę, uderzyli na nas od przodu i tyłu. Widziałem, jak Góra zabił Raymuna Darry’ego jednym uderzeniem tak straszliwym, że odciął mu rękę w łokciu i za jednym zamachem uśmiercił też jego konia. Gladden Wylde zginął wtedy razem z nim, a lord Mallery został stratowany i utonął. Lwy otoczyły nas ze wszystkich stron. Myślałem, że już po nas, lecz Alyn zaczął wykrzykiwać rozkazy i przywrócił porządek w naszych szeregach. Ci z nas, którzy nadal trzymali się w siodłach, skupili się wokół Thorosa i przebili na swobodę. Rankiem było nas stu dwudziestu, a z zapadnięciem zmierzchu najwyżej czterdziestu. Do tego lord Beric został poważnie ranny.
– Nawałnica mieczy, rozdz. 17, Arya III –
Karna ekspedycja wysłana przeciw Clegane’owi zakończyła się katastrofą. Dwie trzecie oddziału poległo, w tym większość oficerów, prawdopodobnie łącznie z Alynem, o którym więcej już nie słyszymy. Dowodzącego ekspedycją Dondarriona udaje się wydostać żywcem z pułapki tylko dlatego, że gdy Góra wbił mu kopię w pierś, zrzucając z konia, z wody wyłowił Berica jego giermek – Edric Dayne – który następnie czuwał nad nieprzytomnym panem z mieczem w dłoni i z pomocą jednego z towarzyszy zdołał wciągnąć na grzbiet wierzchowca. Młody lord jest jednak w stanie agonalnym i nikt nie ma nadziei, że dożyje choćby następnego dnia. Dzieje się jednak coś dziwnego…
Nocą Thoros wyciągnął mu z piersi odłamek kopii długi na stopę. Dziurę, która została, zalał gotującym się winem. Wszyscy byliśmy pewni, że jego lordowska mość nie dożyje świtu, Thoros jednak całą noc modlił się przy ognisku i gdy wzeszło słońce, lord Beric nadal żył i był silniejszy niż przedtem. Minęły dwa tygodnie, nim był w stanie dosiąść konia, lecz jego odwaga dodała nam sił. Powiedział nam, że wojna nie skończyła się dla nas przy Brodzie Komedianta. To był dopiero początek i każdy z tych, którzy tam padli, zostanie dziesięciokrotnie pomszczony.
– Nawałnica mieczy, rozdz. 17, Arya III-
Cudownie ocalony dowódca wlewa nową nadzieję w serca podwładnych, którzy zamiast myśleć o tym, jak ocalić skórę i wyrwać się z opresji, w której się znaleźli, zaczynają aktywnie działać i wydają Lannisterom wojnę podjazdową. Nie tracą ducha nawet wtedy, gdy dochodzi ich wieść o śmierci króla, w imieniu którego wyruszyli wymierzać sprawiedliwość, oraz namiestnika, który ich na tę misję posłał.
Niektórzy mówili, że powinniśmy się poddać, ale lord Beric nie chciał nawet o tym słyszeć. Powiedział, że nadal jesteśmy królewskimi ludźmi, tak samo jak ci, których masakrują lwy. Skoro nie mogliśmy już walczyć za Roberta, powinniśmy walczyć za nich, dopóki wszyscy nie zginiemy. Tak też zrobiliśmy, ale wtedy wydarzyło się coś dziwnego. Każdego człowieka, którego straciliśmy, zastępowało dwóch nowych. Była wśród nas garstka rycerzy i giermków, więcej jednak było nisko urodzonych ludzi, parobków, skrzypków, oberżystów, służących i szewców, a nawet dwóch septonów.
– Nawałnica mieczy, rozdz. 17, Arya III –
Królewski sztandar utracili u Brodu Komedianta, ale śmierć króla nie zwolniła ich z misji, którą powierzył im ich namiestnik. Sprawa, zdająca się na starcie przegrana, zyskuje coraz więcej zwolenników, w czym największa zasługa charyzmatycznego Dondarriona. Po tym, jak wykaraskał się z rany, której nie miał prawa przeżyć, jego ludzie traktują go niemal jak mitycznego herosa. Banici nie wiedzą jednak, albo nie chcą przyjąć do wiadomości, że kapłan Pana Światła – Thoros z Myr – po masakrze, jaką zgotował im Góra, w rzeczywistości nie zdołał uleczyć Berica.
Za pierwszym razem jego lordowska mość miał dziurę w piersi i usta pełne krwi. Wiedziałem, że nie ma nadziei. Dlatego gdy jego biedna, rozdarta pierś przestała się poruszać, dałem mu na pożegnanie pocałunek dobrego boga. Wypełniłem usta ogniem i wdmuchnąłem płomienie do jego płuc, serca i duszy. To się nazywa ostatni pocałunek. Wiele razy widziałem, jak starzy kapłani udzielali go zmarłym, a nawet sam robiłem to raz czy dwa, gdyż należało to do kapłańskich obowiązków. Nigdy jednak nie widziałem, by zmarły zadrżał nagle, gdy wypełnił go ogień, a potem otworzył oczy.
– Nawałnica mieczy, rozdz. 39, Arya VII –
Dondarrion po odprawieniu przez czerwonego kapłana rytuałów przynależnych wysyłaniu zmarłego w jego ostatnią drogę, z powodów niezrozumiałych zarówno dla Berica, jak i Thorosa, powrócił do życia. Nie był to jednak ten sam człowiek, który wyruszył na rozkaz Neda Starka z Królewskiej Przystani.
– Nie gryź się tym już.
– Jak mogę się gryźć czymś, co ledwie pamiętam? Miałem kiedyś zamek na Pograniczu. Była też kobieta, którą poprzysiągłem poślubić. Dzisiaj nie potrafiłbym już znaleźć drogi do tego zamku, ani powiedzieć ci, jakiego koloru miała włosy. Kto mnie pasował na rycerza, stary przyjacielu? Jakie były moje ulubione potrawy? Czasami wydaje mi się, że urodziłem się na tej cholernej trawie w jesionowym gaju, z ustami wypełnionymi smakiem ognia i dziurą w piersi. Czy jesteś moją matką, Thorosie?– Nawałnica mieczy, rozdz. 39, Arya VII –
Ożywiony Dondarrion dysponuje tylko szczątkami wspomnień sprzed swojej śmierci. Miejsce dumnego Pana Czarnej Przystani zastępuje posępny i nieustępliwy Lord Błyskawica, którego jedynym sensem i celem życia jest czynienie tego, co robił Beric w chwili swej pierwszej śmierci – wymierzanie królewskiej sprawiedliwości. Rozumie przez nią obronę bezbronnych przed okropieństwami wojny. Czyni to w dość charakterystyczny sposób, który szybko staje się znakiem rozpoznawczym Bractwa.
– Sznur sugeruje Dondarriona.
– Twój lord błyskawica nie jest jedynym człowiekiem, który potrafi zawiązać pętlę.– Uczta dla wron, rozdz. 33, Jaime V –
Miłe złego początki
Rozbity przez Górę oddział szybko przystępuje do działań zaczepnych, oczywiście na miarę swych skromnych możliwości. Już w rozdziale Tyrion VII w Grze o tron dowiadujemy się, że banici nękają tabory wojsk Tywina Lannistera. W Starciu królów ich działania stają się dla sił Zachodu na tyle uciążliwe, że głównym zadaniem służącego Casterly Rock do zadań specjalnych Gregora Clegane’a staje się wytropienie banitów. Robi to w charakterystyczny dla siebie sposób: terroryzując mieszkańców Dorzecza.
Pytania były zawsze te same. […] Gdzie się podział lord Beric Dondarrion? Kto z mieszkańców wioski mu pomagał? W którą stronę się udał, odjeżdżając? Ilu ludzi ma ze sobą? Ilu żołnierzy, ilu łuczników, a ilu zbrojnych? Ilu miało konie? Ilu było rannych?
– Starcie królów, rozdz. 26, Arya VI –
Zadanie jest podwójnie trudne. Po pierwsze Dondarrion okazuje się mistrzem wojny podjazdowej i sprawnie wiąże znacznie większe od swoich siły. Co jednak ważniejsze – banici co do zasady cieszą się sympatią miejscowych, między innymi dlatego, że z uzyskanych łupów utrzymują nie tylko siebie, ale dzielą się również z mieszkańcami miejscowości, w których panuje głód. W przeciwieństwie do wojsk westeroskich lordów, a szczególnie służących im najemników, nie tylko również nie grabią, jak popadnie i nie mordują bogom ducha winnych ludzi, ale nawet bronią ich, znosząc mniejsze kupy maruderów. Sami jednak również uciekają się do rekwizycji deficytowych dóbr.
– Nie jesteśmy zdrajcami. Tamci przyszli i wzięli sobie wszystko, co chcieli, tak samo jak ci.
– Ale lord Beric nie zrobił nam żadnej krzywdy – wyszeptała jej przyjaciółka. – A ten czerwony kapłan, który z nim był, zapłacił za wszystko, co zabrali.
– Zapłacił? Zabrał mi dwie kury i dał skrawek papieru z namalowanym znakiem. Czy stary wystrzępiony papier da się zjeść? Czy zniesie mi jajka? Odpowiedz mi.– Starcie królów, rozdz. 26, Arya VI –
Członkowie Bractwa to bynajmniej żadne anioły, a niektórzy, których bezpośrednio dosięgło piekło wojny, potrafią dopuszczać się straszliwych okrucieństw, szczególnie gdy w ich ręce wpadną srożący się w Dorzeczu maruderzy. Tym niemniej Beric Dondarrion potrafi utrzymywać dyscyplinę i nie toleruje torturowania jeńców. Widzimy to w Kamiennym Sepcie, gdzie oddział dowodzony przez Zielonobrodego i Cytryna natrafia na więźniów innego z banitów, znanego jako Szalony Łowca, pozamykanych nago w ciasnych wronich klatkach. Ujęci mężczyźni to mordercy i gwałciciele, ale rozkazy Lorda Błyskawicy są jasne: dla winnych jest stryczek, nie męki. Cytryn i jego ludzie dobijają udręczonych jeńców, skracając ich cierpienie.
Karność banitów widzimy również, gdy do głównej kryjówki Bractwa trafia powszechnie znienawidzony Sandor Clegane. Jego proces trudno uznać za szczególnie uczciwy, trzeba jednak przyznać, że gdy udaje mu się w specyficzny sposób udowodnić swą niewinność, banici – choć niechętnie – puszczają go wolno. Ograbiwszy wcześniej.
W Nawałnicy mieczy Bractwo jest już dość istotnym czynnikiem, który choć z pewnością nie jest w stanie przeważyć zwycięstwa w wojnie na żadną ze stron, musi być jednak brany pod uwagę. Banici są wszędzie i nigdzie: działają w rozproszeniu, uderzają w jednym miejscu, by zaraz zniknąć i zaatakować w innym. Mężczyźni w charakterystycznym płaszczu w błyskawice pojawiają się to tu, to tam, zaś miejsce przebywania prawdziwego Lorda Błyskawicy znane jest nielicznym. Nie bez znaczenia dla sukcesów Bractwa jest przychylność miejscowych. Do tego Dondarrion dysponuje własnymi agentami obsadzającymi kluczowe w Dorzeczu miejsca, w tym między innymi znajdującą się na rozstajach dróg gospodę. Bractwu udało się również nawiązać specyficzną współpracę z tajemniczą wiedźmą, zamieszkującą Wysokie Serce, która wie o rzeczach nie tylko dziejących się daleko od niej, ale nawet o takich, które dopiero będą miały miejsce.
Sukcesom sprzyja też fanatyczne uwielbienie, jakim Dondarrion cieszy się pośród swoich ludzi. A trzeba przyznać, że barwna z nich zgraja: Tom Siódemka – bard, który raz twierdzi, że jego przydomek wziął się z miejsca urodzenia, a raz z tego, do ilu urodzeń się przyczynił; Pello z Tyrosh, bardziej znany jako Zielonobrody – olbrzym mający bardzo zażyłe stosunki z właścicielką wesołego przybytku o poetyckiej nazwie Pod brzoskwinią; wesoły łucznik Anguy, który gigantyczną nagrodę zdobytą na turnieju namiestnika przehulał w burdelach Królewskiej Przystani; gburowaty Cytryn Cytrynowy Płaszcz, kryjący swą mroczną historię; prostolinijny i lojalny Harwin – być może ostatni pozostały przy życiu człowiek Neda Starka, z którym ten wyruszył do Królewskiej Przystani; dzielny i skromny Edric Dayne – lord Starfall i prawdopodobnie kolejny Miecz Poranka. Z bliska towarzyszymy im zaledwie przez kilka rozdziałów Aryi w Nawałnicy mieczy, ale nie sposób tej oryginalnej hałastry nie polubić. Do czasu.
Ogień pochłania
Nieuchwytność Lorda Błyskawicy ma swoją cenę. Powtarzane powszechnie wieści o jego licznych śmierciach bynajmniej nie są przesadzone.
– Thorosie, ile już razy przywołałeś mnie z powrotem?
Czerwony kapłan pochylił głowę.
– To R’hllor cię przywołuje panie. Pan Światła. Ja jestem tylko jego narzędziem.
– Ile razy? – nie ustępował lord Beric.
– Sześć – odparł z niechęcią Thoros. – A za każdym razem jest coraz trudniej. Zrobiłeś się nieostrożny, panie. Czyżby śmierć była aż tak słodka?
– Słodka. Nie, przyjacielu. Nie jest słodka.– Nawałnica mieczy, rozdz. 39, Arya VII –
Arya obserwuje Dondarriona, który bardziej przypomina szkielet niż przystojnego młodego lorda, którego widziała po raz pierwszy na ulicach Królewskiej Przystani. Przywódca Bractwa zdaje się nigdy nie spać ani jeść, nie zdejmuje też powgniatanej zbroi, dzięki czemu nie widać straszliwych ran, których dorobił się w czasie ciągłych walk. W rozdziałach, w których oglądamy go oczami Starkówny, wyraźnie widać, że Beric jest potwornie zmęczony – nie tyle walką, niekończącą się tułaczką czy nieustającym niebezpieczeństwem, co raczej samym życiem. Czy raczej jego namiastką. Tak naprawdę los Dondarriona jest przerażający: pozbawiony wspomnień i większości aspektów własnej osobowości obecnie jest tylko cieniem samego siebie.
– Ogień pochłania – Lord Beric stał za nimi. W jego głosie brzmiało coś, co kazało Thorosowi natychmiast zamilknąć. – Pochłania, a kiedy się dopali, nie zostaje nic. Absolutnie nic.
– Bericu. Mój słodki przyjacielu. – Kapłan dotknął przedramienia lorda błyskawicy. – Co chciałeś mi powiedzieć?
– Nic, czego nie mówiłbym już przedtem. Sześć razy, Thorosie? To za dużo.
Odwrócił się gwałtownie.– Nawałnica mieczy, rozdz. 39, Arya VII –
Lord Błyskawica niezależnie od piekła, jakim stała się jego nienaturalna egzystencja, niestrudzenie i sumiennie wypełnia zadanie, które w jego przekonaniu wyznaczyli mu inni dawno już zmarli. Do czasu. Gdy banici natrafiają na wyciągnięte z rzeki przez Nymerię ciało zamordowanej w czasie Krwawych Godów w Bliźniakach Catelyn Stark, udręczony Dondarrion popełnia specyficzne samobójstwo.
Kiedy ją znaleźliśmy, była martwa już od trzech dni. Harwin błagał mnie, żebym dał jej pocałunek życia, ale minęło zbyt wiele czasu. Nie chciałem tego zrobić, więc lord Beric pocałował ją zamiast mnie i płomień życia przeszedł od niego do niej. Wtedy… ożyła. Niech Pan Światła ma nas w swej opiece. Ożyła.
– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII –
Lord Błyskawica w końcu znajduje spokój, jego miejsce zajmuje zaś Pani Kamienne Serce – bo zdecydowanie nie jest to już Catelyn Stark, z której osobowości pozostało jeszcze mniej niż Dondarriona. Z jego odejściem, zmienia się również główny cel działań Bractwa, z czego jednak większość ludzi do niego należących nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Albo po prostu już im to nie przeszkadza.
Upadek
Bractwo pod nowym dowództwem wciąż niezwykle aktywnie działa w Dorzeczu, ale teraz banici nie polują już tylko na bandy maruderów – zwierzyną łowną stali się przede wszystkim Freyowie. Już w epilogu Nawałnicy mieczy dowiadujemy się, że w ich ręce wpada – zwabiony przez współpracującą z Bractwem markietankę – Petyr Pryszcz. Banici rozgłaszają, że porwali go dla okupu. W rzeczywistości jest to pułapka, w którą wpada Merrett Frey, wiozący porywaczom pieniądze. Obaj potomkowie lorda Waldera trafiają na stryczek. Dowodząca obecnie Bractwem Pani Kamienne Serce, którą w epilogu widzimy po raz pierwszy (jest to jedna z dwóch scen w dotychczas wydanych książkach, w których występuje), rozpoczyna tym samym swą straszliwą zemstę na Freyach. I jakkolwiek chyba mało komu ich tak naprawdę żal, uderzające jest coś innego: dotąd zabawni na swój łobuzerski, ale jednak przyjazny sposób banici wciąż dobrze się bawią, z tym że obiektem ich żartów staje się skazany na śmierć człowiek.
– Co chcecie zrobić? – Merrett wiedział, że to wyjątkowo głupie pytanie, nadal jednak nie potrafił uwierzyć własnym oczom. – Nie odważycie się powiesić Freya.
Żółty płaszcz ryknął śmiechem. – Ten pierwszy, ten pryszczaty chłopak, powiedział to samo.– Nawałnica mieczy, epilog-
Dobry humor Cytryna jest o tyle wstrząsający, że jeszcze niedawno, gdy dowodził nimi Beric Dondarrion, to właśnie Cytryn wściekał się na Szalonego Łowcę, że torturuje jeńców. Teraz ze swymi towarzyszami – w tym z przygrywającym wesoło wieszaniu człowieka Tomem Siódemką – robi to samo, przy czym męki są bardziej wyszukane, gdyż zamiast fizycznych mają aspekt psychiczny.
– No dobra, nie zwal się w portki. Wystarczy, że odpowiesz mi na jedno pytanie, a powiem im, żeby cię puścili. […] No dobra, na górę z nim.
– Nie – pisnął głośno Merrett. – Nie, nie, nie róbcie tego, przecież mówiłeś, że mnie puścicie.
– Wydaje mi się, że mówiłem, iż powiem im, żeby cię puścili. – Minstrel popatrzył na żółtego płaszcza. – Cytryn, puśćcie go.
– Pocałuj mnie w dupę – rzucił dosadnie rosły banita.
Minstrel popatrzył na Merretta, wzruszając bezradnie ramionami i zaczął grać Dzień, w którym powiesili Czarnego Robina.– Nawałnica mieczy, epilog –
Lord Błyskawica w swej walce o sprawiedliwość zdecydowanie nie stronił od stryczka, zabijanie nie sprawiało mu jednak przyjemności. Trzymał też swoich ludzi krótko. Gdy go zabrakło, a na czele banitów stanął kolejny ożywieniec, tyle że tym razem miast sprawiedliwości ogarnięty obsesją zemsty, w walczących od wielu miesiącach ludziach ujawniły się najgorsze instynkty. Nie mogło zresztą stać się inaczej.
– Pani – odparł Thoros. – Nie wątpię, że gdzieś w Siedmiu Królestwach można jeszcze odnaleźć dobroć, litość i przebaczenie, ale nie szukaj ich tutaj. To jaskinia, nie świątynia. Kiedy ludzie muszą żyć jak szczury w ciemnościach pod ziemią, szybko zapominają o litości, tak samo jak o mleku i miodzie.
– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII –
Wątek upadku Bractwa jest jednym z najlepszych i najbardziej wstrząsających w całej Pieśni. Głównie dlatego, że jest tak przejmująco prawdziwy. Martin zna historię oraz psychikę ludzką, wie zatem, że wojna nie prowadzi tylko do zniszczeń fizycznych, ale przede wszystkim duchowych, wyzwalając w ludziach wszystko co najgorsze. Mało kto nie da się zdeprawować zabijając i widząc, jak giną jego towarzysze. Trudno się dziwić, że dotyka to szczególnie szybko walczących w niesamowicie trudnych warunkach, będących praktycznie na granicy przetrwania banitów. Co więcej Martin fenomenalnie wręcz pokazuje, że większość ludzi dość ślepo podąża za przywódcami, szczególnie gdy są osobami charyzmatycznymi. O ile zatem Lord Błyskawica potrafił pokierować swymi podwładnymi w taki sposób, by to ta lepsza część ich charakteru miała więcej do powiedzenia, powracająca z otchłani piekieł Pani Kamienne Serce budzi w nich to, co dotąd lepiej lub gorzej skrywali na samym dnie swoich dusz.
– Sprawiedliwość. – Thoros uśmiechnął się blado. – Pamiętam ją. Miała dobry smak. Kiedy dowodził nami Beric, walczyliśmy o sprawiedliwość. Przynajmniej tak sobie powtarzaliśmy. Byliśmy królewskimi ludźmi, rycerzami, bohaterami… ale niektórzy rycerze są mroczni i straszni pani. Wojna z nas wszystkich robi potwory.
– Chcesz powiedzieć, że jesteście potworami?
– Chcę powiedzieć, że jesteśmy ludźmi. Nie tylko ty odniosłaś rany, lady Brienne. Niektórzy z moich braci byli dobrymi ludźmi, gdy to się zaczęło. Inni byli… powiedzmy mniej dobrzy. Są jednak tacy, którzy powiadają, że mężczyzny nie poznaje się po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy. Przypuszczam, że to samo dotyczy kobiet.– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII-
Dalszą degenerację banitów oglądamy już oczami Brienne. Tak: nadal polują na maruderów, którymi obwieszają hojnie drzewa w Dorzeczu, a współpracujący z nimi agenci ratują choćby sieroty, ale wielu walczących coraz rzadziej myśli o chronieniu bezbronnych, skupiając się bardziej na zemście. Tak jest chociażby w przypadku Cytryna, którego oddział miał czuwać w pobliżu gospody na rozstaju dróg i reagować, gdy tylko zobaczy unoszący się z komina dym. Gdy jednak banda Rorge’a i Kąsacza wpada do oberży, Cytryn nie jest w stanie przyjść na pomoc przebywającym tam dzieciom, gdyż dał się wyprowadzić niedobitkom Krwawych Komediantów w pole, gdy ścigał ich żądny krwi za masakrę w Solankach. To już nie jest ten sam człowiek, którego poznała Arya. Wściekłość i chęć rewanżu, które były widoczne już wtedy, lecz jednak wciąż trzymane na wodzy, w końcu nim zawładnęły.
Zatrwożony Thoros wessał powietrze w płuca. – Czy to prawda? Hełm z zabitego? Już tak nisko upadliśmy?
Potężnie zbudowany mężczyzna łypnął na niego spode łba.
– To dobra stal.
– W tym hełmie nie ma nic dobrego – sprzeciwił się czerwony kapłan. – Podobnie jak w ludziach, którzy go nosili. Sandor Clegane był udręczoną duszą, a Rorge bestią w ludzkiej skórze.
– Nie jestem żadnym z nich.
– Dlaczego więc pokazujesz światu ich twarz? Okrutną, wyszczerzoną, wykrzywioną… czy taki właśnie pragniesz się stać, Cytryn?
– Ten widok napełnia moich wrogów strachem.
– Ten widok napełnia mnie strachem.– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII –
Kolejnym dobrym przykładem degeneracji Bractwa są wciąż przeprowadzane przez nie procesy. Chociaż już za Dondarriona mocno problematyczne, teraz są już tylko parodią sprawiedliwości. Gdy w łapy Banitów wpada Brienne razem z Podrickiem Payne’em i Hyle’em Huntem, nikt nie zamierza słuchać tłumaczeń Dziewicy z Tarthu, praktycznie z automatu uznając ją za zdrajczynię. Że nie chodzi o sprawiedliwość, lecz zwykłą zemstę, świadczy warunek, jaki Pani Kamienne Serce stawia kobiecie: ona i jej towarzysze zachowają życie, jeśli Brienne przyniesie głowę Jaimego Lannistera. Gdy dziewczyna odmawia, banici obrzucając bluzgami wyprowadzają całą trójkę z jaskini i zaczynają wieszać, nie przejmując się tym, że Podrick to w gruncie rzeczy wciąż tylko chłopiec. Brutalne czasy ukształtowały brutalnych ludzi. Już nawet nie chce im się silić na okrutne żarty: zabijanie weszło im tak w krew, że stało się nużące.
Dokąd nas zaprowadzisz Panie (Światła)?
Ktoś mógłby powiedzieć: hola hola, za wcześnie z tymi podsumowaniami! Dopóki nie wyjdą kolejne części Pieśni lodu i ognia, nie wiemy, jak potoczy się dalsza historia Bractwa. Tyle że ona skończyła się wraz z ostateczną śmiercią Lorda Błyskawicy. Thoros z Myr – razem z Dondarrionem współzałożyciel Bractwa – nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Na początku byliśmy królewskimi ludźmi – odparł. – Ale królewscy ludzie muszą mieć króla, a my nie mamy żadnego. Byliśmy też braćmi, ale teraz nasze bractwo się rozpadło.
– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII –
Niektórzy – jak giermek Dondarriona Edric Dayne – odeszli, nie chcąc brać udziału w przerażającej wendecie Pani Kamienne Serce. Inni – choćby Gendry – nadal chronią bezbronnych. Harwin prawdopodobnie wciąż wierzy, że wymierzają sprawiedliwość, Cytryn zaś nie wiadomo, czy wierzy jeszcze w cokolwiek. Nie oznacza to, że Bractwo niczym wcześniej Krwawi Komedianci stało się nową plagą Dorzecza. Przecież to właśnie ludzie Cytryna ostatecznie przychodzą na pomoc sierotom w gospodzie na rozstaju dróg, co nie zmienia faktu, że gdyby nie odwaga Brienne i Gendry’ego, przybyliby za późno. Thoros ma jednak rację: kiedy ludzie muszą żyć jak szczury, szybko zapominają o litości. A jeśli od miesięcy walczą o życie, szybko uczą się, że najlepszym sposobem na jego zachowanie jest bezwzględność i brak jakichkolwiek wątpliwości. Banici rzeczywiście nie stali się potworami, nie da się jednak ukryć, że zostali przez wojnę potwornie odmienieni.
Wielu zakłada, że dawne Bractwo, już pod wodzą Pani Kamienne Serce, odegra jeszcze niezwykle istotną rolę we wciąż tlącej się w Dorzeczu wojnie, rozpalając ją na nowo. Całkiem możliwe, że jego osiągnięcia przyćmią dokonania banitów z czasów, gdy dowodził nimi Beric Dondarrion. Tyle że nie będą już one udziałem Bractwa bez Chorągwi. Te odeszło wraz z ideałami, którymi kierował się Lord Błyskawica. W jego miejscu powstało coś, czego nie potrafi pojąć nawet kapłan R’hllora, który choć nieświadomie, przyczynił się przecież w największym stopniu do powstania Bractwa.
Prawdę mówiąc nie wiem kim jesteśmy ani dokąd zmierzamy. Wiem tylko, że droga przed nami jest mroczna, a ognie nie zdradziły mi, co czeka na jej końcu.
– Uczta dla wron, rozdz. 42, Brienne VIII –








Za każdym razem jak czytam o Anguyu, dalej nie mogę się nadziwić jak on to przehulał xD
Przyznaję, że mam podobnie. A mógł zainwestować w rzepy…
Dokładnie. Podobnie zresztą jak Ogar, bo obydwaj dostali chyba podobne, gigantyczne nagrody, które pojedynczej osobie raczej trudno byłoby szybko roztrwonić. Rozumiem, gdyby jeszcze kupić sobie za to armię, ale przehulować w burdelach? Anguy chyba by musiał zasponsorować takie wizyty wszystkim mieszkańcom Zapchlonego Tyłka, a i tak by mu jeszcze zostało 😉
Ogar dostał dwa razy więcej, tyle, że akurat nie przehulał, tylko go okradli banici. Albo przehulał sporą część, bo nie wiem jak on miał wieźć tyle złota przy sobie…
Ano właśnie, w sakiewce się te wszystkie złote smoki raczej nie pomieszczą 😉 Musiał chociaż część przehulać, tylko kiedy i na co? A banici to co nimi z tym zrobili i gdzie to schowali?
Chyba kupili jedzonko – jeśli dobrze pamiętam albo Łowca albo Zielonobrody gdzieś się wybrali po zaopatrzenie. Ale mogę też dobrze nie pamiętać:)
Tekst z PLiO w piątek? Miła niespodzianka i fajna analiza 🙂
Nie da się ukryć, że Martin fajnie pokazał na przykładzie Bractwa co wojna robi z ludźmi, nawet tymi postępującymi początkowo bardzo etycznie. Choć też nie sądzę, że upadną tak nisko jak np. ludzie Gregora. Nawet jeśli ścigają teraz Freyów i nie będą mieć dla nich żadnej litości to zapewne nadal wierzą, że to co robią jest słuszne. Ciekawi mnie jak skończą, czy któryś z tych ważniejszych członków Bractwa przeżyje wojnę i jakie będą ich dalsze losy.
Dzięki!
Tak – Bractwo jest niezwykle wdzięcznym tematem, bo nie są to degeneraci jak wspomniani przez Ciebie ludzie Góry czy Komedianci, tylko raczej przyzwoici ludzie, których okoliczności ściągnęły w miejsce, gdzie znaleźli się na granicy dobra i zła, a niektórzy ją przekroczyli.
Gdybym miał stawiać, z ważniejszych – przynajmniej fabularnie, nie rangą – jeśli nie przeżyje, to przynajmniej ważną rolę odegra Edric Dayne. Brienne domyśliła się tożsamości Gendry’ego nim Kąsacz zjadł jej twarz. Jeśli uniesie głowę, może to mieć spore znaczenie. Byłoby ciekawie, gdyby Harwinowi udało się wrócić do Winterfell – byłby chyba jedynym z ludzi z którymi Ned wyruszył na południe, któremu by to się udało. Thoros zdaje się być w takim stanie, że chyba najlepiej zrobiłoby mu zaszycie się na Cichej Wyspie. Tom jest na tyle cwany, że może wyjść z tego wszystkiego cało. Cytryn – ewidentnie zmierza w jakieś złe miejsce, i nie wiem czy zdoła się jeszcze opamiętać.
Moim zdaniem Thoros nie dożyje do końca powieści. Odegra swoją rolę tak jak Beric, a potem Martin go uśmierci. Edric Dayne faktycznie może jeszcze gdzieś wypłynąć. Co do Cytryna to nie zdziwiłbym się, gdyby jego tożsamość odegrała jeszcze jakąś rolę. Może znów wesprze Targaryenów i poprze Daenerys albo Młodego Gryfa?
Tom i Anguy mogą gdzieś się wkręcić na służbę u jakiegoś lorda. Albo zginą obydwaj lub któryś z nich w dalszych walkach, które jeszcze czekają Bractwo.
Gdyby Harwin wrócił do Winterfell to byłoby super, chociaż jemu by się udało. Pytanie czy Martin będzie na tyle łaskawy, by ucieszyć tym czytelników 😉
Fajnie jakby był łaskawy w ogóle te losy jakkolwiek pociągnąć😉
Też się zastanawiałem, czy Cytryn będzie chciał się jeszcze do kogoś przyłączyć: nie wiem czy nie jest za bardzo już na to wypalony. Ale może będzie w tym widział możliwość zemszczenia się.
Anguy odszedł z Bractwa Pani Kamienne Serce, wraz z Edriciem Dayne’m, więc zobaczymy, czy w ogole odegra jeszcze jakąś rolę – fajnie by bylo, ale również dobrze Martin może go jedynie wpleść w jakimś zdaniu, że np. został na służbie u Lorda X.
Mam ogromną prośbę. Jeśli ktoś kojarzy w którym tomie i rozdziale jest wspomniane odejście Edrika i Anguyna z bractwa, to proszę o informacje. Za nic nie mogę tego znaleźć.
W dodatku dla Uczty dla Wron zdaje się. Przynajmniej Edric. Anquya też nie widzimy np. w jaskini gdzie trzymają Brienne, aczkolwiek w teorii mógł być gdzieś indziej.
Dzięki, chyba znalazłam. Chodzi o to, że Dayn i Anguy są wymienieni jako ludzie Lorda Berica zaś np. Thoros i Harwin jako ludzie Pani Kamienne Serce? Myślałam, że jest coś więcej na ten temat. W tekście sugerujesz motywy odejścia młodego Dayna.
Myślę, że Anguy nie musi szukać lorda u którego mógł by służyć. Pochodzi z dornijskiego pogranicza i świetnie zna lorda który tam wraca -Lorda Starfall.
Swoją drogą, do końca Edrik Dayn jest wymieniany jako giermek. Wygląda na to, że Dondarrion pasował na rycerzy wszystkich wokół, ale nie jego.
Tak to jest właśnie rozumiane, w kontekście też informacji Thorosa o tym, że Bractwo się rozpadło. Generalnie informacji jest dość mało, stąd właśnie sugeruję tylko motywy, chociaż wydaje się to dość prawdopodobne na tyle, na ile znamy Neda. I może faktycznie Anquy udał się razem z nim.
Zakładam, że brak pasowania wynikał co najwyżej z młodego wieku Neda.
Nie zapominaj o ludziach, których Ned wysłał ze szczątkami Damy do Winterfell i minimum trójce strażników, ktorzy strzegli statku, ktory mial zabrać Aryę i Sansę na Północ, a których Arya nie rozpoznała i zamiast udać się do nich, to zwiewała, co nie skończyło się dla niej zbyt dobrze.
Faktycznie! Zapomniałem o nich.
Znalazłem jeszcze człowieka! Jacksa!
Był on z Nedem, gdy ten poszedł do Motta, a potem wrocil z Cleosem Freyem do Starków. Teraz podróżuje z Hallisem Mollenem i kośćmi Neda na Północ.
Wow! Zakładam, że gdyby kolejne tomy jakimś cudem by się ukazały, pojawiłby się w nich. Niezłe odkrycie!
Najlepsze, że zupełnie przypadkowe xD. Sprawdzałem na ASoIaF Wiki zmotywowany komentarzem w „Czytamy… Arya XII” o Halu Mollenie i tam kliknąłem w linki dotyczące znanych z imienia jego towarzyszy w odwożeniu kości Neda, a tu taka niespodzianka 😀
Akurat ci strażnicy w barwach Starków, których Arya widziała na nabrzeżu, byli praktycznie na pewno podstawieni, bo trudno przypuszczać, żeby Lannisterowie pozwolili im sobie tam stać, skoro całą resztę ludzi Neda wymordowano…
Tylko, że to jedynie domysł. Ci ludzie mogli zostać po prostu przeoczeni – zresztą czemu ktoś miałby ich podstawiać? I czy w ogole by zdążono to zrobić? Treść PLiO nawet tego nie sugeruje.
Ten rozdział Aryi, w którym widzi trzech strażników, dzieje się w dniu egzekucji Neda, więc od jego pojmania i wymordowania jego ludzi musiało minąć dość sporo czasu. Cersei wiedziała (od Sansy), że Stark chciał odesłać córki drogą morską i mogła nawet znać statku (a nawet jeśli nie, to nie byłoby trudno to ustalić). Poza tym nawet gdyby statek uszedł uwadze Lannisterów, to złote płaszcze od razu by się przecież zorientowały, że coś nie gra, skoro pilnują go żołnierze w barwach siedzącego w lochu byłego namiestnika, który podobno chciał obalić króla. Na tym nabrzeżu Arya chwilę wcześniej widzi nawet patrol straży miejskiej. W dodatku tekst sugeruje, że to nie są prawdziwi strażnicy Starków, bo Arya, która zna przynajmniej z widzenia wszystkich jacy byli w stolicy tych trzech nigdy wcześniej nie widziała. No i gdyby to byli ludzie Neda, to ich zachowanie jest niewytłumaczalne. Wtedy wychodziłoby na to, że ich lord jest oskarżony o zdradę i siedzi w lochu, wszyscy ich kompani zostali wymordowani, a oni nie wiadomo po co siedzą i grają w kości i to jeszcze tak, żeby rzucać się w oczy w mieście pełnym wrogów. Dlatego uważam, że to praktycznie na pewno była pułapka. Możliwe, że ogólnie na ludzi Neda, którzy potencjalnie uszli z rzezi, ale całkiem prawdopodobne, że nawet konkretnie na Aryę.
OK, tak patrząc na to to masz rację, przychylam się do twojej hipotezy.
Ale zachowanie tych ludzi dałoby się wytłumaczyć tym, że najzwyczajniej w świecie… ich to ominęło. W Westeros nie ma neta, wiec jesli nikt im nie powiedział, to nie wiedzieli, że Ned został pojmany, jesli siedzieliby cały czas „na posterunku” i najzwyczajniej w świecie nikt nie raczył ich poinformować.
Dzięki za artykuł. Jak zwykle dobra robota.
Jeden z bardziej oczekiwanych przeze mnie wątków z nadchodzących (powiedzmy) tomów. Ciekaw jestem spotkania Jaime’a i lady Stoneheart, choć jestem niemal pewien, że Jaime wyjdzie z niego cało. Ktoś musi przecież udusić tę sukę Cersei. Zapewne Brienne go jakoś wyciągnie z opresji. Być może kosztem własnej głowy? Na pewno jednak będzie to moment przełomowy dla dalszych losów Jaime’a.
Dzięki!
Też uważam, że spotkanie z Panią Kamienne Serce to będzie przełom dla Jaima. I również mam obawy co do losów Brienne zważywszy na sen Lannistera odnośnie walki w jaskini pod Casterly Rock i gasnącego miecza. Z drugiej strony: liczę, że domyślenie się przez Brienne prawdziwej tożsamości Byka będzie miało jednak wpływ na dalsze wydarzenia.
To co stało się z Bractwem pod wpływem Pani Kamienne Serce i ona samo jest chyba najmroczniejszym wątkiem w książce. Nawet włączając w to Innych.
Zauważyłam pewną paralelę. Lady Stark już kiedyś pojmała Lwa, tego mniejszego. Też była tam karczma. Też oskarżyła go o coś w czy nie brał udziału. Też chodziło o krzywdę jej dziecka. Postawiła go przed sądem. Tyrion poprosił o próbę walki i przedstawicila. Czy Jaime zrobi to samo?
Cóż, pod tym względem Cat nie zmieniła się nawet po śmierci.
Dobre porównanie. Przy czym ciekawe co jeszcze wyjdzie w procesie, bo jak wiemy Jaime trochę akurat na sumieniu ma, szczególnie wobec Brana.
Im dokładniej wczytuje się w tą książkę, tym bardziej nie mogę wyjść z podziwu dla geniuszu z jakim Martin buduje swoje postacie. Przecież to co stanie się z Catrin Stark mamy przed oczami od pierwszych kart powieści. To takie drobne rysy na wizerunku idealnej żony i matki. Od początku potrafi być nieczuła wręcz okrutna, bezpodstawnie oskarżać, domagać się kar za nie popełnione czyny (Jon). To ona odkarża Lanisterów po liście od Łysy (niesłusznie). Oskarża Tyriona po kłamstwie Litelfingera i domaga się jego skazania po procesie- farsie (niesłusznie). Ukoronowaniem jej idei wymierzania kar jest zarżnięcie Dzwoneczka. Gdy dostaje do rąk bractwo idzie już z górki.
Myślę, że idąc tym wzorcem oskarży Janima o krwawe gody ( niesłusznie). W końcu Rose Bolton przekazał pozdrowienia w najgorszym możliwym momencie.
Pytanie czy w bractwie jest jeszcze na tyle poczucia honoru i sprawiedliwości by jakakolwiek próba walki ocaliła Lanistera? Nie sądzę. Thoros jest jedynym ktory może się jeszcze ocknąć i podjąć jakieś działania.
Patrząc na to w ten sposób, faktycznie Catelyn rzuca sporo bezpodstawnych oskarżeń. Jednocześnie jednak ma rację co do Freya czy Theona.
Z Thorosem wydaje mi się, że to dobry trop. Ma wciąż autorytet, widzi co dzieje się z Bractwem i Martin chyba po coś wskazał na jego przerażenie zaistniałą sytuacją.