Kurz po Oscarach już opadł, historia została po raz kolejny napisana. Pierwszy raz w historii film nieanglojęzyczny zdobył nagrodę dla najlepszego filmu roku, pierwszy raz w historii kobieta zdobyła nagrodę za najlepszą muzykę. Spora część przewidywań okazała się trafna, ale nie obyło się bez niespodzianek, w tym tej największej, czyli koreańskiego triumfatora. Poniżej nasz krótki redakcyjny komentarz na temat wyników i zwycięzców sprzed tygodnia. Czy gdyby Oscary były przyznawane przez FSGK, wyniki byłyby podobne?
Najlepszy film – Parasite
Pq: Absolutnie niezasłużona nagroda. Myślę, że Parasite jest jak “Miasto gniewu” sprzed dekady, film przyzwoity i interesujący, nieco dziwny w formie, ale… jak rany, Film Roku? W roku, w którym akurat była taka mocna konkurencja?
Akademia obudziła się z ręką w asekuracyjnym nocniku i w imię niewywoływania kontrowersji postanowiła nagrodzić wszystkich po trochu, a wyświęcić obcokrajowca. Przy tym filmie (i Bong Joon-Ho, nie będę się niżej powtarzał) zwyciężyła miękkość przekazu i niemalże zerowy potencjał kryzysowy. Dając mu statuetkę, nie trzeba się martwić o oskarżenia z którejkolwiek strony wojujących społeczników. I tak powstał Chocapic kaganiec politycznej poprawności, którą Hollywood przesadnie się przejmuje.
SithFrog: Film dobry, ale nie wybitny. Po prostu były w tym roku lepsze i zgadzam się trochę z Pq. Niekoniecznie, że to kwestia zastraszenia, raczej akademicy chcieli pokazać, jacy są nowocześni i jak bardzo zagłosują pod prąd. Moim zdaniem powinien był wygrać Jojo Rabbit.
Crowley: Ja nie jestem tak ostry w ocenie głównego zwycięzcy. Uważam, że powinna wygrać Historia małżeńska, a za tym filmem niemal równo oceniam Pewnego razu…, Irlandczyka, Parasite i Jojo Rabbit, z lekkim wskazaniem na tego ostatniego. To wszystko bardzo dobre filmy i decyzja Akademii nie wydaje mi się szczególnie kontrowersyjna. Owszem, Parasite miał handicap związany ze swoim azjatyckim pochodzeniem, jednak tej decyzji nie będzie się trzeba wstydzić po latach.
Najlepszy reżyser – Bong Joon-Ho – Parasite
Pq: W tej kategorii widziałem tylko jednego zwycięzcę i był nim Quentin Tarantino.
SithFrog: Bez niespodzianek, dałbym Quentinowi. Joker akurat kulał reżysersko, 1917 to głównie genialne zdjęcia, Parasite jak mówiłem: lubię, ale bez przesady, a Irishmana… jeszcze nie widziałem. Ciężko mi znaleźć prawie 4h wolnego czasu.
Pq: Moim zdaniem warto. Chociaż “Irlandczyk” jest produkcją na niższym niż zwykle u Scorsese poziomie, a sami główni bohaterowie wyglądają po prostu groteskowo. Mimo to przyjemnie mi się go oglądało. Na laury nie zasłużył ze względu na poziom i jakość, a nie pochodzenie z Netflixa.
Crowley: A tu zgodzę się z wyborem i nie zgodzę. Nie zgodzę, bo dałbym Oscara Waititiemu za to, jak genialnie poprowadził młodych aktorów, ewentualnie Baumbachowi, ale oni nie byli w ogóle nominowani. Z pięciu możliwych kandydatów Bong i Tarantino wykonali znakomitą robotę, przy czym Koreańczyk zrobił to wszystko na bardzo małej przestrzeni z dużą precyzją.
Najlepsza aktorka w roli pierwszoplanowej – Renée Zellweger – Judy
Pq: Nie widziałem roli, bo film podobno kiepski. I nie wiem, czy nadrobię. Bridget Jones mnie nigdy nie porywała.
SithFrog: Dałbym Scarlett bez mrugnięcia okiem. Zellweger zagrała typową rolę w biografii. Poprawnie i bez zarzutu, ale też bez wielkiego efektu “wow”. Hollywood lubi jednak siebie i swoją historię, więc zagranie kogoś znanego to najlepsza droga po statuetkę.
Pq: Moim zdaniem Scarlett Johansson była kapitalna w Historii małżeńskiej i trochę ciężko mi sobie wyobrazić, czym Zellweger ją przebiła.
Crowley: Zdecydowanie zgadzam się z kolegami. Zellweger była dobra, ale odniosłem wrażenie, że cały czas bardzo ze sobą walczy i na siłę wykrzywia twarz w wyćwiczonych grymasach. Może zadecydował fakt, że sama śpiewała wszystkie piosenki? W każdym razie Johansson w ubiegłym roku pozamiatała i bardzo szkoda, że nic z tego nie wyszło. Powinna była wygrać co najmniej jedną statuetkę.
Najlepszy aktor w roli pierwszoplanowej – Joaquin Phoenix – Joker
Pq: Zgodnie z planem i bez zaskoczeń. O ile się nie mylę, to drugi raz w historii, kiedy dwóch aktorów dostało statuetkę za tę samą rolę.
SithFrog: Zasłużona nagroda, chociaż dla mnie występ Drivera był na tym samym, kosmicznym poziomie, ale sama rola/postać dużo bardziej stonowana, a więc trudniejsza do zagrania. Brakuje mi w nominacjach, że się powtórzę, co najmniej panów z Lighthouse i Tarona Egertona za Rocketmana.
Crowley: Nagroda oczywiście zasłużona, bo rola zostanie zapamiętana na lata, ale bardzo mi szkoda Drivera, że trafił akurat na Phoenixa. Obydwaj powinni wygrać, bo obie role były niesamowite. Zamiast DiCaprio piątym nominowanym powinien być Dafoe. Jestem bardzo ciekaw, co dalej z Joaquinem Phoenixem. Czy nadal pozostanie hollywoodzkim outsiderem, który gra wtedy, kiedy chce i u kogo chce, i praktycznie zawsze wymiata? Na pewno będzie przebierał w ofertach.
Najlepsza aktorka w roli drugoplanowej – Laura Dern – Historia małżeńska
Pq: Bardzo nie lubię Laury Dern. Wydaje mi się, że jej największym warsztatowym osiągnięciem jest sprawne operowanie wybitnym bitchface’em, którym obdarzyła ją natura. Ale w Historii małżeńskiej świetnie uzupełniła pierwszy plan. Duża zasługa reżysera.
SithFrog: A ja lubię i nagroda była niemal pewna. Świetna kreacja, wielowymiarowa, bo pięknie buja się od bezlitosnej prawniczki i manipulatorki do całkiem wesołej, towarzyskiej kobietki rozkochanej w sztuce. Chociaż tutaj też rozważyłbym przynajmniej jeszcze Scarlett Johansson za Rosie w Jojo Rabbit.
Pq: Ja wiem, czy wielowymiarowa? Po prostu nie zagrała swojego standardu, widocznie tyle wystarczyło.
Crowley: Powtórzę, że jak dla mnie Dern skopiowała swoją rolę z Wielkich kłamstewek i to mi zgrzyta. Trochę jak Waltz nagrodzony za dwie niemal identyczne role. Z tym „bitchface’em” to faktycznie coś jest na rzeczy. Dobra rola, ale czy na Oscara? Nie jestem do końca przekonany. A może skrzywiły mnie występy reszty obsady, która była niesamowita?
Najlepszy aktor w roli drugoplanowej – Brad Pitt – Pewnego razu… w Hollywood
Pq: TAK!
SithFrog: Tu chyba nie było wątpliwości. U bukmacherów najniższe kursy, u widzów zachwyt nawet większy niż nad Leo w roli głównej. Brawa za decyzję.
Crowley: Mało jest aktorów w Hollywood, którzy bardziej zasłużyli całą karierą na statuetkę i taki wybór po prostu mnie cieszy. ALE powinien wygrać Pesci albo Pacino. Obaj starzy wyjadacze moim zdaniem zagrali prawdziwy koncert i niesamowicie weszli w swoje role.
Najlepszy scenariusz adaptowany – Taika Waititi – Jojo Rabbit
SithFrog: Zdecydowanie tak. Dla mnie najlepszy film roku, więc niczego nowego od siebie nie dodam. Szkoda, że nie doceniono Waititiego bardziej, ale dobrze, że w ogóle.
Crowley: Pełna zgoda. Waititiemu się należało jak psu buda. Czyżby nastąpiła symboliczna zmiana warty i Nowozelandczyk miał zmienić Tarantino w roli wiecznie nominowanego autora wariackich scenariuszy? Mam nadzieję.
Najlepszy scenariusz oryginalny – Bong Joon-ho, Han Jin Won
SithFrog: Znów: bardzo dobry, ale czy wybitny? Wyżej oceniam Tarantino (znów) i Na noże Riana Johnsona.
Pq: Kiedy oddali tę statuetkę Parasite, poczułem, że to może być wielka porażka Quentina. Szkoda – uważam, że scenariusz Dawno temu w Hollywood był świetny. Znakomicie połączył swoje ulubione operowanie suspensem z przejmującą i w gruncie rzeczy niemal marzycielską bajką o alternatywnej rzeczywistości. Moim zdaniem to był jego najlepszy scenariusz. To już dziewiąty film Quentina. Jeżeli mówi serio, to nakręci jeszcze tylko jeden. Czy wtedy Akademia zamierza go w końcu docenić?
Crowley: Tarantino ma już przecież Oscary za scenariusz. Nawet dwa. Ale fakt, ta historia była po prostu świetna. Doceniam kunszt reżyserski Bonga, ale scenariusz Parasite był napisany jednak trochę zbyt grubą kreską. Na noże planuję obejrzeć w najbliższych dniach, ale wyżej od skryptu Koreańczyka cenię tekst Baumbacha.
Najlepszy pełnometrażowy film animowany – Toy Story 4
SithFrog: Ile razy można wałkować i nagradzać to samo? Klaus i Zgubiłam swoje ciało były lepsze i bardziej oryginalne, ale jeśli część akademików otwarcie mówi, że nie będzie głosować na produkcje Netflixa, to… no właśnie. Ręce nie mają gdzie opadać.
Pq: Ja stawiam veto w sprawie Klausa. Przeciętna i nudna bajka, mam wrażenie, że mocno podpompowano jej oceny w różnych serwisach.
Crowley: Klaus był fajny, ale czy na Oscara? Chyba nie. Toy Story powinno się zakończyć na przepięknej trzeciej części. Czwarta jest w porządku, wygląda obłędnie, ale nie wzbudziła we mnie większych emocji. Reszty niestety nie widziałem.
Najlepszy film międzynarodowy – Parasite, Korea Południowa
SithFrog: Gdyby Parasite nie zgarnęło głównej, dałbym tego Oscara, ale skoro zgarnęło – mogli postawić na większą różnorodność i docenić każdy inny film z tej kategorii. Niekoniecznie nawet nasze Boże ciało.
Pq: No właśnie. Niektórzy nie widzą logiki w podwójnym nagradzaniu Parasite, a dla mnie to jedyne logiczne wyjście. Skoro został Filmem Roku, to dziwnie byłoby, gdyby Akademia wybrała inny “najlepszy” nieanglojęzyczny.
Crowley: Pewnie nikt nie zakładał kiedyś, że obcojęzyczny film zdobędzie główną nagrodę. Dziwne to, ale jeszcze dziwniejszy byłby brak nagrody dla Parasite.
Najlepsze zdjęcia – Roger Deakins – 1917
Pq: Nadrabianie zaległości, jak w wielu poprzednich latach. Deakins powinien mieć na koncie co najmniej 3 Oscary.
SithFrog: Nie zgadzam się. Nadrabianie jest wtedy, kiedy dostajesz Oscara pocieszenia za niezły film/rolę, ale jednocześnie to nie jest nawet top 3 twojej kariery. Jak Scorsese za Departed czy DiCaprio za czołganie się i jęczenie w Zjawie. Deakins zasłużył wielokrotnie wcześniej, ale za 1917 zasłużył równie mocno. Pozamiatał konkurencję, drugi pewniak w stawce (obok Brada Pitta).
Crowley: Tu nie mogło być inaczej. Pozostali nominowani odrobili lekcje, ale ich pracy za rok raczej nikt nie będzie pamiętał. Deakins może i powinien wygrać dawno temu, ale to w niczym nie umniejsza jego ostatnim dokonaniom. Mam nadzieję, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Najlepsza muzyka – Hildur Guðnadóttir – Joker
Pq: Czy ja wiem? Mnie się tam soundtrack u Tarantino bardziej podobał.
SithFrog: Oscar jest za muzykę oryginalną, a nie stare piosenki dobrane do filmu 🙂 Z nominowanych nie słyszałem tylko muzyki z Małych kobietek, ale w porównaniu z pozostałymi – wygrała najlepsza opcja.
Crowley: Tak właśnie jest, chodzi o muzykę oryginalną. Myślę, że niegłupim pomysłem byłoby połączenie dwóch kategorii dźwiękowych, których i tak chyba nikt nie rozróżnia, a dołożenie nowej w postaci muzyki nieoryginalnej. Wyobraźcie sobie starcie Pewnego razu…, Jojo Rabbit i Irlandczyka!
A Guðnadóttir udało się to, co kilkakrotnie ominęło jej zmarłego przyjaciela – Jóhana Johanssona, z którym długo współpracowała. Szkoda, że Johansson nie doczekał swojej statuetki, ale uważam, że ten Oscar to w dużej mierze również jego zasługa.
Najlepsze efekty wizualne – Guillaume Rocheron, Greg Butler, and Dominic Tuohy – 1917
SithFrog: Dziwna sprawa. Pytanie zasadnicze dla tej kategorii jest takie: doceniamy efekty wizualne udające rzeczywistość czy zmieniające ją zupełnie. Bo w 1917 jest ładnie i efektownie, ale ciężko powiedzieć co tam było dołożone jako efekty wizualne. Prędzej dałbym Avengersom za wykreowanie kosmicznego świata, który wygląda jakby naprawdę mógł istnieć.
Crowley: Właśnie o tym pisałem w przedoscarowym podsumowaniu. To strasznie rozległa kategoria i porównuje się w niej bardzo różne rzeczy. Avengersi wizualnie mi się nie podobali, podobnie jak Skywalker. Najbardziej dopracowane wydawały się 1917 i Król lew, ale już samo to zestawienie pokazuje, że porównujemy jabłka do pomarańczy.
Według mnie galę można krótko podsumować: Nie dla Netflixa,
1 nagroda z 21 nominacji dla ich filmów
Podobno wielu akademików, szczególnie starszych, ma kosę z Netflixem „bo tak” i prędzej zagłosują na jakiś crap niż na film od N.
Nie rozumiem tylko czemu DiCaprio za jedną z najlepszych ról, sto razy lepszą niż w Zjawie budzi takie kontrowersje przy nominacji. Dla mnie otarł się o Oscara i ja bym go postawił z Driverem na drugim miejscu minimalnie za Phoenixem, który mógłby odskoczyć reszcie gdyby nie scenariusz i reżyser, którzy mało mu tej statuetki nie zaprzepaścili. Dobrze, że chociaż pozwolili mu improwizować na planie i wprowadzać własne poprawki. DiCaprio to była maestria – co najmniej dwie wybitne sceny – pierwsza w ciężarówce (garderobie czy jak tam to się nazywa) i wiążąca się z nią scena z L. Perrym (swoją drogą czy naprawdę akademia zapomniała, że umarł w tamtym roku). To jego jąkanie się, gra słowem. To tylko pokazuje czy różni się Tarantino od reżysera Jokera. Wyciągnął ze wszystkiego maksa i powinien dostać za reżyserię i scenariusz. A soudtrack z Pewnego razu… jeden z najlepszych od czasów Pulp Fiction (nie rozumiem tej kategorii z muzyką)
Parasite było jak juz pisałem kilka dni temu bezpiecznym (nie dali Netfliksowi, nie dali postaci z komiksu gdzie pełno jest przemocy i brudu, nie dali też Adolfowi, dla mnie powinien znów triumfować Tarantano – nie sądziłem, że tak zakochałem się w tym filmie.)
Skoro dali Parasite za najlepszy film w ogóle to według zasad logiki jest to też najlepszy film nieanglojęzyczny.
Judy – Reene, to był pewniak do oscara od pierwszego dnia po zamkniętej premierze. Nie pamiętam dokładnie, ale było to zdecydowanie wczesniej niż sierpień. Coś mi się kojarzy, ze to był chyba pierwszy kwartał roku. Trailery mnie nie zachęcają, zdjęcia, plakaty – dla mnie to nie wygląda dobrze, ale Amerykanie uwielbiają swoich bohaterów. Gdyby teraz zrobiono film o Franku Sinatrze – to podejrzewam, ze wystarczył by naprawdę tylko przyzwoity poziom i tez byłby oscar.
Największym przegranym gali – oczywiście Scorsese – ale jak dla mnie na własne życzenie – wiem, ze tu są obrońcy Irlandczyka, ale dla mnie ten film to niewypał, a scena bicia sklepikarza przez deNiro do dziś wzbudza we mnie śmiech, że też taki reżyser patrzy na coś takiego i się nie wstydzi. Dla mnie jednak przegranym zdecydowanie Tarantino – stworzył małe arcydzieło i dwa oscary? (drugoplanowa rola i scenografia).
Praktycznie każdy coś dostał. – Netfliks jedna statuetka, ale dla nich liczba nominacji jest najlepsza reklamą jaką mogli mieć. Platforma kojarzona głównie z tysiącem seriali robi oscarowe filmy. To też zachęta dla jeszcze większej liczby aktorów z najwyższej półki.
Nie wspomniano jeszcze o żarcie z Kotów jakiego dopuścili się grający w tym filmie aktorzy. Trochę to słabe.
Ciekawe kto zgarnie maliny?
Ale nagrody nagrodami, ale oby ten rok 2020 dał nam tyle samo a może i więcej wybitnych filmów. Nie tylko tych artystycznych, ale i rozrywkowych (parków rozrywki jak mawia śpiący na gali oscarów Scorsese).
’Nie rozumiem tylko czemu DiCaprio za jedną z najlepszych ról, sto razy lepszą niż w Zjawie budzi takie kontrowersje przy nominacji.’
bo Pattinson czy Egerton byli po prostu lepsi
btw. jedna z najlepszych ról Leo ? eeee no nie
co do Irlandczyka > widziałem lepsze filmy Scorsese. trochę tego było
„bo Pattinson czy Egerton byli po prostu lepsi”
Kolega Pawel234 idealnie podsumował.
To była jedna z lepszych ról DiCaprio w karierze, ale przy takiej konkurencji nie była top5 2019 moim skromnym zdaniem.
https://www.filmweb.pl/reviews/recenzja-filmu-Parasite-22608
Tekst Walkiewicza, którego szanuje, a który był 'Parasitem’ zachwycony. Dla równowagi.
'Akademia obudziła się z ręką w asekuracyjnym nocniku i w imię nie wywoływania kontrowersji postanowiła nagrodzić wszystkich po trochu, a wyświęcić obcokrajowca.’.
I w imię niewywoływania kontrowersji pierwszy raz w prawie stuletniej historii nagradza film nieanglojęzyczny. Cholera, jakby wygrał Mendes albo Tarantino, to też byś hejtował tylko w inny sposób?! Polakom nie dogodzisz.
Walkiewicz to nie ten od dyskusji o filmie w filmie w ramach filmu?
Może to trochę z powodu tego, z jakimi filmami wygrał Parasite. W kilku poprzednich latach nagroda dla najlepszego filmu dla Koreańczyków nie budziłaby żadnych kontrowersji. Tym razem trafiła się bardzo wyrównana stawka, na tle której Parasite nie wyróżniał się zbytnio w żadną stronę. Ja też miałem innego faworyta, ale tak jak pisałem – nie uważam, żeby to był zły wybór. To jest świetnie nakręcony i niegłupi, choć trochę dziwny film. Bardzo się dziwię, że nie było nominacji za zdjęcia, które moim zdaniem były rewelacyjne – kadrowanie i praca kamery oraz sama kompozycja kadrów niesamowite.
„Tekst Walkiewicza, którego szanuje, a który był ‘Parasitem’ zachwycony. Dla równowagi.”
Czytałem i nie podzielam zachwytu, ale o tym pisałem już w recenzji. Jak słyszę po raz kolejny, że ta czarna komedia z komentarzem społecznym to mieszanka gatunków to mam wrażenie, że coś mnie ominęło.
Film poza niespodziewanym zwrotem akcji z piwnicą nie ma w sobie nic zaskakującego, idzie od punktu A do B, do C itp. Koniec (szczególnie w przypadku ojca) przewidywalny, a metafory tak grubo ciosane, że aż boli.
Chociaż chyba niekoniecznie, może nawet napiszę osobny tekst, bo ostatnio zderzyłem się kilka razy z interpretacją, że tytułowym pasożytem są bogacze. WTF 😀
Nie dziwi taka interpretacja – w końcu bogacze też potrzebują tych biednych, co jest wiele razy podkreślane. Najwyraźniej wtedy, gdy zostaje zwolniona gosposia i mąż-bogacz snuje wizję utraty porządku, bo jego żona nie poradzi sobie z obowiązkami domowymi.
Jasne, że ciężko mówić o pasożytowaniu, kiedy służba dostaje wynagrodzenie za swoją pracę, ale moim zdaniem w filmie tym jest wiele podobnych niejednoznaczności.
No właśnie ja tego nie widzę. Momentami ci bogaci zachowują się jak zwykłe dupki, ale dupki są wszędzie, niezależnie od statusu majątkowego.
„może nawet napiszę osobny tekst, bo ostatnio zderzyłem się kilka razy z interpretacją, że tytułowym pasożytem są bogacze.”
No bo są? To jest właśnie ten zwrot akcji, na początku wydaje się, że to biedacy wykorzystują naiwność bogaczy, ale na końcu robi się to już zupełnie jasne kto tu naprawdę na kim pasożytuje
Gdzie jest ten zwrot akcji i jak bogaci pasożytują na biednych w tym konkretnym przypadku?
Bogaci Koreańczycy jeżdżą niemieckimi samochodami, kupują amerykańskie zabawki i nawet tradycyjne jedzenie kupują gotowe, jednocześnie nisko wykwalifikowanych pobratymców traktują przedmiotowo. Dodatkowo wszechobecny nepotyzm (ponoć w Korei problem jeszcze większy niż u nas) nie daje tym drugim szansy na podniesienie standardu życia. To wszystko prowadzi do tego, że nawet zdolni i przedsiębiorczy przedstawiciele klas niższych są skazani na życie w norach. Bogaci pasożytują nie tyle na konkretnych bohaterach, ile na ogóle koreańskiego społeczeństwa. Tak ja bym to widział. Symbolika tego filmu nie jest jakoś mocno wysublimowana, ani nawet ukrywana, ale już sam fakt, że jakaś symbolika w nim jest, sprawia, że był ciekawy.
Wszystko fajnie, ale ja tego nie widziałem, przynajmniej w rzeczonym filmie. Bogaci zatrudnili chłopaka do angielskiego, potem wyszli na naiwniaków dając się omotać jak dzieci z każdej strony i w zasadzie tyle. Byli trochę nadętymi bufonami, ale tak jak pisałem wcześniej – chamy, dupki i głaby są na każdym poziomie społecznej struktury. Natomiast zatrudnili ekipę uczciwie i płacili im kasę. Tamtym to jednak nie wystarczyło, musieli zrobić rozpierdol, bo im się należy i ch. Generalnie postawa matki i (szczególnie) ojca to jakiś kosmos. Dla mnie ich filozofia to był właśnie czysty „parasite”. Stało to w kontrze nawet do ich własnych dzieci, które próbowały coś ugrać, ale trafiały na ścianę (wybuch córki przy stole podczas świętowania). Serio, nie wiem czy mam problem z empatią, ale odniosłem wrażenie, że rodzice mieli bardzo bolszewickie zacięcie. Nam się też należy i ch, jak trzeba zabrać siłą tym co mają to trudno.
Zauważ, że ta bogata rodzina nie była pokazana jako postacie negatywne. Naiwniacy, owszem zadzierający nosa, ale w gruncie rzeczy właśnie uczciwi i po prostu korzystający z tego, co dał im los i na co sami zapracowali. To mi się właśnie podobało – Bong nie tyle pokazał walkę klas, ile sam fakt istnienia gigantycznych różnic, których w zasadzie nie da się w tym systemie przeskoczyć.
A to, że rodzinka też była pasożytami, to oczywiście wiadomo. Wszyscy byli pasożytami na różnych poziomach. Zauważ jednak, że oni nie byli nierobami w typie Feerdynanda Kiepskiego. Matka była olimpijką w rzucie młotem. Ojciec tracił pracę, bo jakiś biznes padł przez wierzycieli, kierowcą był bardzo dobrym. Dziewczyna miała talent artystyczny, a chłopak do języka. Pytanie, czy nie wykorzystali tych swoich zalet z powodu lenistwa, czy ten znienawidzony koreański kapitalizm postawił im bariery nie do przejścia? Nie wiadomo, wyglądało na to, że jedno i drugie. Wydaje mi się, że rodzice byli po prostu kompletnie zrezygnowani z powodu wcześniejszych porażek. Zresztą powódź pokazała, że nawet jak już udało im się wspiąć wyżej, to i tak w końcu siła wyższa zmyła ich z powrotem. Taki trochę koślawy i niezbyt subtelny symbolizm. 🙂
„Zauważ, że ta bogata rodzina nie była pokazana jako postacie negatywne. Naiwniacy, owszem zadzierający nosa, ale w gruncie rzeczy właśnie uczciwi i po prostu korzystający z tego, co dał im los i na co sami zapracowali.”
No właśnie, skąd więc wniosek, że to oni mieliby być pasożytami?
„Nam się też należy i ch, jak trzeba zabrać siłą tym co mają to trudno.” – przecież biedna rodzina daleka była od takiego podejścia. Oczywiście nie byli super uczciwi (czemu wg mnie ciężko się dziwić) i mieli swoje wady (jak każdy), ale nie byli roszczeniowi ani leniwi. Chcieli pracować, nie wynosili żadnych rzeczy swoich pracodawców.
Tzn. wiesz – ja rozumiem, że można im wiele zarzucić, ale chyba nie akurat to, co napisałeś.
„nie byli roszczeniowi ani leniwi. Chcieli pracować”
Dzieci tak, rodzice nie bardzo. Ojciec ucieka zamiast tamować krwotok córki, nie chce się mierzyć z konsekwencjami swoich czynów. Uważa bunkier, nicnierobienie i podjadanie za naprawdę fajne życie (tak to skomentował w rozmowie z poprzednim lokatorem). Nie będzie mył czy prał w innym mydle, bo nie i koniec. Zero inicjatywy. Nawet na końcu w liście leje jad, że jak można taki dom sprzedać, a to dziady, ci bogacze.
To, że im płacili wcale nie oznacza, że na nich nie pasożytowali. Nie płacili im wystarczająco dużo, by ci mogli wyprowadzić się z bunkra. Ich pasożytnictwo jest podkreślone w momencie, gdy okazuje się, że bez pomocy ludzi z niższych warstw nie są w stanie poradzić sobie z takimi podstawowymi rzeczami jak gotowanie. Generalnie są głupcami i beztalenciami, a mimo to cieszą się o wiele lepszym życiem niż o wiele bardziej utalentowani biedacy.
Zresztą w końcówce opadają im maski, gdy ojciec żartuje do bogacza, słyszy, żeby się nie zapominał. Albo później, gdy stoi nad zakrwawioną córką, bogaci się nią nie przejmują, tylko żądają by zawiózł ich syna do szpitala.
Generalnie to jest film o pasożytniczych stosunkach panujących w kapitalizmie:
1. Bogaci zawsze wyzyskują biednych, nawet jeśli są tego nieświadomi (biedni muszą im usługiwać, pomimo tego, że właśnie stracili cały dobytek życia)
2. Kapitalizm żeruje na wywoływaniu konfliktów wśród biednych i idealizowaniu bogaczy
3. Mobilność społeczna to mit (jest oczywiste, że chłopakowi nie uda się kupić domu)
Sorry, ale to jest jakiś manifest na granicy komunizmu 🙂
„Nie płacili im wystarczająco dużo, by ci mogli wyprowadzić się z bunkra. ”
Tej informacji nie ma w filmie. Biorąc pod uwagę podejście do życia rodziców z biednej rodziny: mogli płacić wystarczająco dużo, ale i tak by tam zostali. Bo byli bierni i kompletnie zrezygnowani.
„Ich pasożytnictwo jest podkreślone w momencie, gdy okazuje się, że bez pomocy ludzi z niższych warstw nie są w stanie poradzić sobie z takimi podstawowymi rzeczami jak gotowanie.”
Jak nie umiesz gotować, ale stać Cię na kupowanie gotowych potraw to nie jesteś pasożytem, kompletnie bez związku.
„Generalnie są głupcami i beztalenciami, a mimo to cieszą się o wiele lepszym życiem niż o wiele bardziej utalentowani biedacy.”
Żona tak, ale tez tylko momentami. Poza tym nigdzie nie jest powiedziane jak zdobyli majątek. A co jeśli po prostu zarobili?
„Mobilność społeczna to mit (jest oczywiste, że chłopakowi nie uda się kupić domu)”
Zależy do jakiego stopnia. Ja nie narzekam, w porównaniu z moimi rodzicami to żyję w krainie mlekiem i miodem płynącej i niczego w życiu nie dostałem za darmo. Da się.
> To wszystko prowadzi do tego, że nawet zdolni i przedsiębiorczy przedstawiciele klas niższych są skazani na życie w norach. Bogaci pasożytują nie tyle na konkretnych bohaterach, ile na ogóle koreańskiego społeczeństwa.
W tym momencie Ci przerywam, bo jeszcze do komunizmu dojdziemy 😉
” nigdzie nie jest powiedziane jak zdobyli majątek. A co jeśli po prostu zarobili?”
Nie jest powiedziane, bo faktycznie film nie operuje takimi uproszczeniami: bogaty-zły, biedny-dobry, tudzież odwrotnie (chociaż Ty tak to widzisz akurat). Jednakże można się domyślić, że stosunkowo młody człowiek, który w najmniejszym nawet stopniu nie utożsamia się z ludźmi, jeźdzącymi metrem, nie należał nigdy do klasy pracującej.
Ty nie widzisz tego, że klasa wyższa pasożytuje na niższej, a ja nie widzę tego lenistwa i bierności u biednych rodziców. Pewnie powinni całymi dniami i nocami składać pudełka na pizzę, po to by za oszczędzone pieniądze otworzyć własną restaurację, a po latach utworzyć sieć eleganckich lokali. W końcu doświadczenie życiowe nauczyło ich, że mit „od pucybuta do milionera” jest możliwy do zrealizowania.
„Ty nie widzisz tego, że klasa wyższa pasożytuje na niższej”
Zatrudniają ich i płacą im. Poza tym, że czasem traktują ich niezbyt uprzejmie nie widzę tego pasożytowania. I nadal nie usłyszałem argumentu objaśniającego. Bo bycie niemiłym czy zależność (nie umieją sami posiłku przygotować) to nie jest pasożytnictwo.
„lenistwa i bierności u biednych rodziców”
Obejrzyj jeszcze raz i zobacz zachwyt ojca nad miejscówką w piwnicy, a potem posłuchaj ojca w zbiorowej noclegowni po powodzi. Albo jak mówią o dodatkowym praniu.
„Pewnie powinni całymi dniami i nocami składać pudełka na pizzę, po to by za oszczędzone pieniądze otworzyć własną restaurację, a po latach utworzyć sieć eleganckich lokali. W końcu doświadczenie życiowe nauczyło ich, że mit “od pucybuta do milionera” jest możliwy do zrealizowania.”
Niekoniecznie aż tak i postaram się zignorować ironię, ale mieli – cała 4ka – pracę w dobrych warunkach i (zakładam) za lepszą kasę niż składanie pudełek.. Wystarczyło to szanować i nie robić syfu.
A co do tego okropnego kapitalizmu i rozwarstwienia. Nie chcę podawać detali, ale między tym jak żyję ja, a jak żyli moi rodzice jest kosmiczna przepaść. Nigdy niczego nie dostałem za darmo, w spadku, po kimś czy od kogoś. Wszystko zawdzięczam pracy (materialnie) i rodzicom (niematerialnie). Najłatwiej usiąść i obwiniać innych za swoje położenie.
1) Przyznaję bez bicia, że nie oglądałem Parasite, ale też jeszcze się nie spotkałem z opinią popierającą decyzję Akademii Filmowej (czyżby powtórka z Argo?). Trafiłem za to na kilka zarzutów, że wyszło rasistowsko. Lol, wprawdzie rozdanie wygrał Koreańczyk, ale dopóki Afroamerykanie nie dostaną parytetu, dopóty będą krytykowani.
2) Wielcy nominowani okazali się wielkimi przegranymi. 1917, Jojo Rabbit i Irlandczyk mieli tyle nominacji, a sumarycznie wyszło im tyle statuetek co jednemu Parasitowi i to w mniej prestiżowych kategoriach. Chociaż biedny Irlandczyk to nic nie dostał, nawet nagrody pocieszenia. Chociaż szczerze powiedziawszy nie żałuję go, bo nie zasłużył na żadnego Oscara. Ba… nawet te nominacje dostał na wyrost.
3) Największym przegranym natomiast okazał się Netflix. Na 21 nominacji tylko jedna nagroda. Widocznie leśne dziadki nie umio into Internety, a z bajek to tylko Disneya oglądają 😉 Ciekawe ile jeszcze dekad musi minąć nim leśne dziadki z Akademii Filmowej się ogarną? Dobre pytanie, bo na ten przykład efekty komputerowe od 40 lat są sekowane w kategorii wizualiów 😉
4) Chociaż męskie role obyły się bez zaskoczenia. Nie po to robili machlojki przy nominowaniu (Pitt powinien trafić do kategorii pierwszoplanowej), by nie nagrodzić dwóch weteranów. Szkoda trochę Drivera, ale to wybitny aktor. Na pewno nie raz i nie dwa będzie nominowany.
5) Tak samo, a nawet bardziej, szkoda Johansson. Nominacja w dwóch kategoriach to wybitna rzadkość, więc wydawałoby się, że ma co najmniej jednego Oscara w kieszeni, ale jednak nie… Czy zasłużenie przegrała z Zellweger i Dern? No niekoniecznie, ale Akademia Filmowa nigdy nie była zbyt hojna przy wydawaniu statuetek młodym (poza JLaw… do tej pory nie wiem za co ją nagrodzili), a że w tym roku postanowili na weteranów to nie miała podwójnie żadnych szans. Szkoda.
1 obejrzyj. solidne 8.5/10 co najmniej
2 nominacja dla Pesci’ego nie była na wyrost
3 nie znam się na animacjach
4 tak te amerykańskie leading-supporting..
5 widziałeś 'Małe kobietki’ ? Pugh zagrała tak że praktycznie wyzerowała szanse Ronan na Oscara
1) Zobacz, warto.
2) Tu zdania są podzielone. Nikt na Irlandczyka nie stawiał natomiast na pewno 1917 może się czuć zawiedziony, bo ostatnio urastał do pewniaka.
3) „leśne dziadki nie umio into Internety” – umio tylko otwarcie się przyznają, że gardzą streamingiem i „to nie jest prawdziwe kino”.
4) „Pitt powinien trafić do kategorii pierwszoplanowej” – powinien, ale po tym jak rok temu aktorów z „Green booka” rozdzielili, nic już mnie nie zdziwi 😀 Drivera szkoda, mam nadzieję, że nie skończy jako wiecznie nominowany, nigdy nie wygrywający.
5) Szkoda mi jej bardzo, przynajmniej jeden się należał jak psu buda.
1) Dodane do listy, zapewne w weekend nadrobię 😉
3) Zabawne, że leśne dziadki w jednych kategoriach są wielce elitarystyczni, a w innych bardzo niewybredni. Według mnie Oscary powinny zmienić formułę. Zamiast zbierać opinie po akademickim betonie, powinni powołać jury złożone z ludzi, którzy faktycznie się znają. Przydałoby się zrobić przetasowanie w kategoriach. Dźwięku i montażu dźwięku chyba nikt nie odróżnia, a charakteryzacja powinna być połączona z kostiumami i tak dalej…
4) Krzywe akcje są też w kategoriach scenariuszowych. „King’s Speech” to skrypt oryginalny, a „Dwóch papieży” adaptowany, chociaż oba to w zasadzie biografie.
„Zamiast zbierać opinie po akademickim betonie, powinni powołać jury złożone z ludzi, którzy faktycznie się znają.”
Oscary to nagroda Akademii, więc nic dziwnego, że głosują członkowie tejże Akademii. A nagrody bardziej niezależne to na przykład Złote Globy, których wyniki są na ogół jeszcze dziwniejsze od Oscarów.
Ale ja nie postuluję, by Jury składało się z losowych ludzi spoza Akademii. Nie, niech wybiorą z tego gremium przedstawicieli, którzy wykazują inicjatywę, bo na chwilę obecną głosy oddają ludzie, którzy tych filmów nawet na oczy nie widzieli…
„Zamiast zbierać opinie po akademickim betonie, powinni powołać jury złożone z ludzi, którzy faktycznie się znają. Przydałoby się zrobić przetasowanie w kategoriach.”
Tak i zamiast paru tysięcy głosujących powinno być 200-300 osób, fachowców, którzy na pewno obejrzą wszystko co można albo maksymalnie dużo i wybiorą najlepsze rzeczy. Teraz bez skrępowania przyznają przed kamerami, że czasem głosują na filmy czy role, których nie widzieli.
4) „Dwóch papieży” jest na podstawie książki. “King’s Speech” nie. Nie ma znaczenia czy coś jest biografią. Ważne czy scenariusz naskrobał sobie scenarzysta sam czy adoptował książkę/komiks/inne medium.
Nie wiedziałem, że „Dwóch papieży” jest na podstawie książki. To zmienia postać rzeczy. Chociaż… sprawa nadal jest śliska. Seidler tworząc skrypt do „Jak zostać królem” (brr… fatalne tłumaczenie) nie pisał z czapy, tylko trzymał się biografii, a dostał statuetkę za scenariusz oryginalny. Philips natomiast przedstawił całkowicie autorską historię, ale nawiązującą do komiksów, więc scenariusz adaptowany? Ki czort…
„Philips natomiast przedstawił całkowicie autorską historię, ale nawiązującą do komiksów, więc scenariusz adaptowany? Ki czort…”
Tak, tego też nie kumam za bardzo. Historia w wielu miejscach po prostu oryginalna, a cała adaptacja polega na tym, że Joker jest w komiksach. Trochę to z czapy.
Tu trochę o adaptowanych scenariuszach: https://www.studiobinder.com/blog/what-is-adapted-screenplay/
Nie wiedziałem na przykład, że sequele z automatu są kwalifikowane jako adaptacje. Chodzi o to, że jeśli coś bazuje w jakimś stopniu na innym dziele, to jest adaptacją. Nie musi to być transkrypcja innego tekstu, nie musi w żaden sposób nawiązywać fabularnie. Wystarczy właśnie, że dotyczy postaci stworzonej przez kogo innego, na potrzeby innego dzieła (tak jak Joker).
Redakcja to się w ogóle nie zna na Oskarach – spec z Rzeczpospolitej pisał, że to stracony rok dla Oskarów, bo trzeba było przyznać dużo nagród dla murzynów, LGBT i kobiet, a nie znowu dla heteroseksualnych, białych mężczyzn. Co prawda sam recenzent był białym mężczyzną, ale głęboko w moim lewicowym serduszku mam wierze, że chociaż nie jest heteroseksualny!
Zawsze podpiszę się pod takim tekstem o ile będzie taka konkurencja – w sensie będą oczywiste pominięcia czarnych aktorów czy dobrych reżyserek. W tym roku niespecjalnie widzę takie. Może poza Lulu Wang, którą prędzej bym nominował niż Todda Philipsa.
Dokładnie. Gdy Oscara dostaje ktoś taki jak Morgan Freeman raduje się moje wredne, białe, heteroseksualne serce. Ale pretensje jakichś wyszczekanych gnojków, których jedynym wkładem w kulturę jest roszczeniowa postawa, mam gdzieś.
No własnie. Denzel za “Dzień próby” dostał nie dlatego, że jest czarny tylko dlatego, że pozamiatał swoją kreacją.
Tarantino powinien dostać za scenariusz? To w tym filmie w ogóle był jakiś scenariusz? Cieszę się, że ten trzygodzinny popis autoerotyzmu nie dostał zbyt wielu nagród
Tak, był scenariusz. Była historia, były dialogi. Tak to wygląda w praktyce 😛
W końcu nadrobiłem Parasite i jestem pozytywnie zaskoczony. Idąc do kina spodziewałem się kolejnego bubla, ale o dziwo, tym razem Akademii Filmowej udało się nagrodzić bardzo dobry obraz. Ostatnimi czasy rzadkość. Joon-ho Bong zasłużył na wszystkie Oscary, które mu przyznali i chociaż wprawdzie jeszcze nie widziałem wszystkich nominacji, ale z tego co obejrzałem do tej pory, jego Parasite był zdecydowanie najlepszy. Miła odmiana po tych wszystkich Kształtach wody i innych Operacjach Argo.
Precedens wręcz. I to podwójny, bo nigdy wcześniej nie wręczyli najważniejszej statuetki filmowi nieanglojęzycznemu. Ciekawe czy w maju, kiedy to miała miejsce światowa premiera, ktokolwiek się spodziewał, że ten kameralny film koreański odniesie taki sukces? Pewnie nie i maks na co liczyli twórcy to nominacja w kategorii zagranicznej. A tu proszę, wygrali z takimi gigantami Hollywood jak Tarantino czy Scorsese.
No, ale mówienia o filmie w filmie w ramach filmu, pogadajmy o Pasożycie samym w sobie. Jest to komentarz społeczny utrzymany w konwencji czarnej komedii. Chociaż Joon-ho Bong mistrzowsko żongluje gatunkami. W jednej scenie mamy groteskowy slapstick, by w następnej przejść w thriller. Co ważne tranzycja jest naturalna, więc w ogóle nie psuje odbioru. Bardzo też podoba mi się lekkość z jaką film opowiada o bardzo trudnych tematach. Podchodzą do nich wręcz z luzem. Nie ma tego sztywnego nadęcia, a wiele spraw jest po prostu pokazanych i komentarz musimy wysnuć sami. Zupełnie inna jakość niż „Judy” prawiąca nam łopatologiczne morały.
No, ale dobra… jakie trudne tematy? Już odpowiadam, „Parasite” jest filmem o rozwarstwieniu społecznym i tym jak obie grupy wykorzystują się nawzajem. Cieszę się, że scenariusz nie opowiada się po żadnej ze stron. Ostatnimi czasy za dużo moralizowania w kinie. Dlatego doceniam, że tutaj nie ma tych dobrych. Każdy jest na swój sposób zły.
Z biednymi sprawa jest oczywista. Nie cofnęli się przed niczym, by poprawić swoją dolę. Od fałszerstwa, przez wrobienie w gruźlicę na próbie morderstwa kończąc. Acz nie są całkowicie zdehumanizowani. Zastanawiali się co dzieje się z kierowcą, mieli moralniaka i we własnym gronie wypowiadali się pozytywnie o szefostwie.
I tutaj pojawia się twist, bo w ostatecznym rozrachunku to wykorzystywani okazują się gorsi. Nie widzą w biedakach ludzi. Jedyne co mieli o nich do powiedzenia to to, że śmierdzą, a jak korepetytorka wykrwawia się na śmierć to się w ogóle nie przejęli. Tak samo jak trup przygniótł ciałem kluczyki. Leży martwy i tryska juhą na prawo i lewo, ale w ogóle ich to nie ruszyło. Nie to co zapach starej rzepy.
Także oni też są tytułowymi pasożytami. Biedni to bardziej komensalizm. Swoje maja za uszami, ale wywiązują się uczciwie z obowiązków. Natomiast bogaci biorą od nich co potrzebują nie dając w zamiast nawet szacunku. Jak zechcą to każą kierowcy przebrać się za Indianina i ani się waż do mnie uśmiechać Ty biedaku Ty!
Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to zakończenie. Z jednej strony było zaskakujące i spinało się (jak wszystko w tym świetnym scenariuszu), ale z drugiej wolałbym jakby było otwarte. Mogli zrobić cięcie po zabiciu Pana Parka i niech widz sam zdecyduje jak ta historia się zakończyła. Ewentualne posłowie mogłoby być w Director’s Cut.