Seriale

Fallout (sezon 1)

Wygląda na to, że serialem Fallout Amazon trafił bardzo w redakcyjne gusta, bo wszyscy zgodnie rzucili się do oglądania. Kuba pierwszy zabrał się do pisania, więc chcieliśmy z SithFrogiem jedynie dopisać krótkie komentarze pod recenzją. Wyszło z tego tak dużo tekstu, że postanowiliśmy podzielić to na trzy oddzielne artykuły. Dziś przeczytacie główną recenzję, a w kolejnych dniach pojawią się nasze uzupełniające teksty.

Crowley


„Sztylety w ludzkich uśmiechach są skryte” to zdanie z „Makbeta” Williama Shakespeare’a idealnie oddaje to, co dzieje się w pierwszym sezonie serialu Fallout. Bo kiedy tylko ktoś w tym serialu się uśmiecha, oznacza to, że albo skrywa niezwykle mroczny sekret, albo ewentualnie właśnie myśli o zrobieniu drugiej osobie poważnej krzywdy.

Na wstępie przyznaję się, że nigdy nie grałem w żadną grę z serii Fallout i przed włączeniem serialu nie miałem pojęcia, o czym on będzie. Jedynie tyle, że to świat post-apo i nic więcej. Produkcja zaskoczyła mnie swoim dziwnym humorem, pięknie podaną brutalnością, ale przede wszystkim tym, że ani przez chwilę nie byłem w stanie przewidzieć, co się za chwilę wydarzy. Mocnym punktem serialowego Fallouta jest przemyślane, powolne ujawnianie kolejnych elementów tajemnicy. Z biegiem czasu dowiadujemy się, czym tak naprawdę jest świat przedstawiony i mniej więcej kto jest kim. Mniej więcej, bo autorzy nie bawią się w dokładne tłumaczenia, pomijają wiele rzeczy, woląc od razu wrzucić widza w wir wydarzeń. Czasami jest to kłopotliwe, ale ogólnie fabuła to rekompensuje i można czerpać przyjemność bez poznawania growego backgroundu. Świat przedstawiony w serialu jest brudny, brutalny i nieco obleśny.

Uwielbiam eksperymenty ze stylizacją świata. Chwilami miałem skojarzenia z serialem, który uwielbiam, a mianowicie WandaVision (chodzi mi tylko o technikalia). Ilość szczegółów, jakie prezentuje Fallout jest porażająca. Te stare telewizory, fryzury, stroje, ten specyficzny sposób bycia, który zostaje przeniesiony wprost do społeczności krypt. A skoro już o tym wspomniałem, wątek  krypt jest po prostu fantastycznie poprowadzonym majstersztykiem. Ta pozorna utopia jest kapitalnie napisana, doskonale przemyślana i skonstruowana. Na maleńkiej przestrzeni dzieje się tak wiele rzeczy. Pokazany jest mechanizm władzy i tego, jak ludzie są nieświadomie sterowani, lub dają się sterować, byle tylko mieć wygodne i w miarę beztroskie życie. Sceny z wyborami na przewodniczącego krypty trochę przypominają nasz prawdziwy świat. Temat jest poważny, ale ten serial potrafi rozładowywać taką powagę subtelnymi żartami. Postać typowego wuja z wąsem pasuje do tego idealnie.

W tym miejscu chciałem płynnie przejść do postaci, bo to właśnie z krypty 33 wywodzi się dwójka interesujących bohaterów. Zacznę od Normana. Mówiąc szczerze, po pierwszym odcinku przekreśliłem tego chłopaka, uważałem, że będzie totalnie nudną postacią. Tymczasem gość uczestniczy w wielu fajnych scenach, a jego przemiana z olewczego, obrażonego na świat rozpieszczonego dzieciaka w buntownika, poszukiwacza prawdy jest niesamowita. Dodatkowo jeszcze aktor Moises Arias znakomicie odgrywa smutek, rozczarowanie, rozgoryczenie, czy zwykłą wściekłość. Emocje buzują na jego twarzy, co nie jest normą w tym serialu, ale o tym za chwilę.

W krypcie wychowała się także Lucy (grana przez Elle Purnell). Można powiedzieć, że jest ona jedną z trzech głównych postaci serialu. Jej przemiana z osoby wychowanej w beztrosce, w wojowniczkę przystosowaną do życia na pustkowiach jest mocna i napisana bez obecnej w dzisiejszych czasach przesady. To nie jest silna postać kobieca, której wszystko wychodzi, a raczej osoba uparta, zdeterminowana, by osiągnąć swój cel i uratować bliską sercu osobę. Tam gdzie trzeba, Lucy jest naiwna, kiedy indziej twarda i nieprzejednana, idealne wyważenie postaci, co nie zawsze w tym serialu się udawało, bo…

Największy minus tego serialu? Aaron Clifton Moten jako Maximus. Bez cienia przesady dla mnie to jest tragiczny casting. Zero niuansów, wszystko zagrane z jedną miną zbitego psa. Dodatkowo jest to postać po prostu fatalnie napisana. Akurat jego przemiana jest absurdalna. Gość niby wychował się na pustkowiu, niby szkolił się, by w przyszłości zostać rycerzem, niby tego pragnie, a czasami zachowuje się tak irracjonalnie, że aż zęby bolą. Jest naiwny i łatwowierny, jest kompletną przeciwnością Lucy. Nie wiem, czy taki był zamiar, żeby kobieta zaliczała na swojej drodze ciągły progres, a postać Maximusa regresowała? Jeśli tak, to zdecydowanie nie był dobry pomysł.

No i wreszcie na scenę wchodzi on… Walton Goggins jako beznosy rewolwerowiec. Najmocniejszy punkt tego serialu. Niemal pozbawiony ludzkich uczuć, bezlitosny kowboj, który przemierza pustkowie, wydawałoby się bez celu. Przeplatanie scen z teraźniejszości i przeszłości Coopera Howarda to strzał w dziesiątkę.

Jest też jeszcze jeden ogromny, ogromny plus. Nieprawdopodobnie dobry soundtrack. Pod wieloma względami ten serial przypomina mi „The boys”, poza ilością krwi, bezkompromisowością w niektórych kwestiach oraz ciekawym spojrzeniem na korporacje, jest jeszcze właśnie idealnie dobrana muzyka. Każda piosenka to jest małe cudeńko, a sceny walki z elementami slow motion z klimatyczną ilustracją muzyczną w tle – ubóstwiam takie sekwencje.

Poza wspomnianym Maximusem, pierwszym minusem przychodzącym mi do głowy jest rozczarowujący czas trwania odcinków 4 i 5. Nie rozumiem, dlaczego reszta może trwać około godziny, podczas gdy te dwa epizody po odjęciu przypominania i napisów końcowych trwają po 30 minut. Delikatnie mnie to zirytowało. Po drugie jest kilka minimalnych dłużyzn, ale to już tak mocno na siłę. Bo nawet jeżeli przez chwilę się nudziłem, to zaraz wjeżdżał gość z jednym okiem pośrodku czoła, albo jakaś inna scena, która rozwala system. Zwłaszcza jedna sekwencja w krypcie 32 sprawiła, że kompletnie zmieniłem zdanie o jednym z odcinków, który wcześniej był dość powolny.

Podchodziłem do tego serialu bez żadnych oczekiwań. Nie znałem tego świata, w ogóle nie jestem fanem gier innych niż sportowe i strategie. Tymczasem Fallout wciągnął mnie bez reszty i kiedy się skończył, poczułem niedosyt, a to znaczy, że chyba twórcy dobrze wykonali swoją robotę. Ponadto serial ma nieprawdopodobny przekaz. Przekaz o tym, że znajdą się na tym świecie ludzie i firmy, które nawet na końcu świata będą chciały zarobić, zmonopolizować rynek poprzez wyeliminowanie wszystkich, którzy nie są konsumentami twojego produktu. Bardzo, bardzo udana produkcja. Zakończenie wskazuje, że serial będzie kontynuowany. Pozytywne reakcje internetowej publiczności dają nadzieję na to, że na kontynuację nie trzeba będzie długo czekać. Ja zdecydowanie polecam ten serial. Amazon potrafi robić ciekawe i oryginalne rzeczy, aż dziwne, że ta sama platforma topi niewyobrażalne pieniądze, zatrudniając jakichś amatorów, którzy robią beznadziejną ekranizację ze świata Tolkiena.

Fallout (sezon 1)
  • Ocena Kuby: - 9/10
    9/10

Related Articles

Komentarzy: 11

  1. Zgadzamy się w stu procentach z recenzentem. Ten serial ma naprawdę dobry klimat, który wciąga od samego początku. Aktor grający Ghula jest wręcz urodzony do grania kowboja. Lucy świetnie się prezentuje jako łatwowierna, wychowana w ideałach mieszkanka krypty. Przypomina mi Emmę Stone w Zombieland co jak dla mnie jest mega on plus. Natomiast aktor grający Maximusa faktycznie jest bardzo słaby, ta jego mina wciąż przypomina mi Kita Harringtona w grze o tron. Muzyka robi taką robotę że głowa mała a scenografia naprawdę przenosi nas w czasy postapo. Daję dychę temu serialowi bo ostatnio naprawdę ciężko jest o takie produkcje. Porównując Fallout i pierścienie władzy to nie ma co porównywać 🙂

    1. Po prostu nad Falloutem albo czuwał wydawca gier, albo po prostu tworzyli go ludzie, którzy znają materiał źródłowy. Przy Pierścieniach władzy i Wiedźminie nikomu się nie chciało tracić czasu na takie pierdoły.

  2. Serial jest świetny i przyjemnie się go ogląda. Bez spoilerów – uważam, że wyjaśnienie tajemnicy krypt 31-32-33 sprawia, że działania Hanka z pierwszego odcinka są pozbawione sensu. Podobnie jak bierność Buda w odniesieniu do wydarzeń w krypcie 32. Populacja krypt również jest zbyt mała, jeżeli chodzi o ilość dostępnego materiału genetycznego. To tylko niektóre problemy, które mam z serialem, które trochę uwierają przy oglądaniu. Wszystko można „jakoś” wyjaśnić, ale będą, to wyjaśnienia na ślinę i glinę.

    1. Umówmy się może, że tu pod recenzją ograniczamy spoilery do minimum [spoiler]można dać tekst w tagi: [ spoiler ][ /spoiler ] likwidując spacje[/spoiler]a pod tekstami moim i SithFroga nie będziemy się bawić w subtelności.

      1. Znam opcję [spoiler][/spoiler], ale jest niepraktyczna. Dziękuję za komentarz, czekam na recke!

  3. Jako wielki fan F1 i F2, a także umiarkowany fan F3 i New Vegas ostrzył sobie żeby na ten serial jak na żaden inny. No i po zapoznaniu się z całością mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest klimat i cały setting zapożyczony z przebogatego kanonu (polski random przetłumaczył nawet Fallout Bible, teraz można rozkminiac co jeszcze z tego wezmą twórcy) więc wreszcie gra to co zwykle w takich serialach nie działa – świat jest przemyślany i intrygujący. Z drugiej bohaterowie papierowi, mocne gender studies też wjechało, no i sama fabuła w ogóle mnie nie zainteresowała. Było nieźle koniec końców, liczę ze kontynuacja podniesie poziom.

    1. No o czekam na pozostałe teksty, bo się redakcja rozochocona chyba różni w opiniach, skoro taki pomysł;)

  4. Ludzie piszą że nie ma poprawności. Nie ma poprawności? Nie chce pochłaniać całego serialu na raz więc opisze moje spostrzeżenia tylko z dwóch wstępnych odcinków. Fem domi jako główna postać, jej bohaterski hebanowy rycerz z bractwa stali, przyjaciółka/przyjaciel hebanowego rycerza nie ma określonej płci, męska biała postać wykreowana albo ciamajdę lub głupiego agresora (brat gł. bohaterki, kuzyn gł. bohaterki, mąż jej przyjaciółki blondynki, rycerz pod którym służył hebanowy, rówieśnicy agresorzy hebanowego, koleś na majtkach którego pytała o drogę, rajderzy, mąż tej od sklepiku).. A no przecież nasz ghul jeszcze miał czarną córkę ( ͡° ͜ʖ ͡°), jeżeli ktoś myśli ze kolor nie był specjalnie uwzględniony to żyje w swoje bańce. A no tak co do głównej bohaterki. Nie mam z nią problemu, ale gdzies przeleciał mi komentarz z opisem ze to wykreowana postać pod Mery Sue, także tego. Ale nie tylko ona jest pokazana jako silna niezależna kobieta. Bo jak mówię, występnie widziałem tylko dwa odcinki i zawsze rzucało mi sie w oczy ze kobieta jest ta „prowadzącą”. Ciężarna Blondi , przywódczyni rajderów, sklepikarka. Może w kolejnych odcinkach będzie lepiej może nie, ale wstęp sam mówi o sobie w jakich tonach był pisany scenariusz i wybierana śmietanka aktorska.

    1. Trochę tak, a trochę nie. Wszystko o czym piszesz faktycznie ma miejsce, ale ja po całym sezonie nie miałem wrażenia, że to są tematy przesłaniające fabułę i inne, ważniejsze rzeczy. Zresztą brat głównej bohaterki zaczyna jako najgorsza ciapa, ale jego wątek jest dalej świetnie poprowadzony. To jedna z fajniejszych postaci. Towarzyszcze Maximusa jest jakie jest, ale tej swojej inności nie próbuje nikomu wepchnąć do gardła. To postać czwartoplanowa. Ciemnoskóra żona ghula okazuje się nie być przykładną matką i żoną, a główna bohaterka przeżywa trochę przypadkowo, a nie dlatego, że nagle staje się terminatorką. Oczywiście można to było poprowadzić zupełnie inaczej, sporo rzeczy wywalić, ale na tle innych tęczowych produkcji Fallouta można oglądać bez bólu.

      1. Norman to najlepsza postać w tym serialu, mega zagrana i fajnie zbudowana. Główna bohaterka to żadna Mary Sue. Celem oglądania seriali powinno być czerpanie z nich przyjemności (o ile się da) a nie doszukiwanie się czy jest poprawność czy nie. Tutaj ta „poprawność” to jest niemal nie zauważalny margines.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button