FilmyRecenzje Filmowe

Diuna: Część druga (2024)

Witajcie po (zbyt) długiej przerwie! Tak dawno nie pisałem, że mam lekki stres czy jeszcze potrafię to robić. Muszę jednak napisać, bo pojawił się długo wyczekiwany film, który nie tyle zaspokoił oczekiwania, co rozbił bank i zostawił mnie ze szczęką na podłodze. Zapraszam do recenzji złożonej z ochów, achów i wszelkich możliwych form zachwytu.

Długo musieliśmy czekać na drugą część „Diuny” od Denisa Villeneuve’a. Pierwsza odsłona oczarowała mnie (i wielu widzów na świecie) w 2021 roku. Kolejna miała uwieść w listopadzie 2023 , ale strajki aktorów i scenarzystów mocno przesunęły premierę. Na pewno ku uciesze zdobywców Oscara na tegorocznej gali, szczególnie tych w kategoriach technicznych. Na szczęście nadszedł luty i film trafił do kin.

Kadr z filmu "Diuna: Część druga"
Chalamet jest doskonały. Urodzony do tej roli na tej zasadzie, co Jackman do Logana.

Druga część domyka historię znaną z pierwszej książki Franka Herberta. Paul Atryda wtapia się w społeczność Fremenów i staje się jednym z nich. Z czasem awansuje na przywódcę otoczonego czcią i wreszcie ma narzędzia, które pozwolą nie tylko pomścić ojca, ale też zachwiać obecnym układem sił w galaktyce. Kto zna książki, nie będzie zaskoczony.

Nie będę sztucznie budował napięcia i powoli odsłaniał kart. Napiszę wprost: Diuna jako całość (obie części) to najlepsza saga od czasów „Władcy pierścieni” Petera Jacksona i umieszczam ją na tej samej półce, może razem z pierwszą trylogią „Gwiezdnych wojen”. Jeśli uwielbiasz pierwszą „Diunę”, tutaj się zakochasz. Jeśli jedynka była zbyt powolna, było za mało akcji, a za dużo kreowania świata – dwójka zaspokoi potrzeby z nawiązką. Zaczynamy dokładnie tam, gdzie skończyliśmy: Fremeni niosą ciało Dżamisa do siczy Tabr, a Jessica i Paul idą z nimi jako ni to jeńcy, ni to towarzysze. Potem fabuła rusza z kopyta i nie zatrzymuje się aż do finału.

Dzieje się dużo, ale Villneuve nie zaniedbał głównego przesłania z oryginału. Żądny zemsty na Harkonnenach widz z każdą minutą zaczyna się zastanawiać, czy na pewno o taką zemstę chodziło. Postępująca przemiana Paula fascynuje, ale jednocześnie przeraża. Chłopak najpierw ucieka od brania na siebie przywództwa, by na koniec wykorzystać absolutnie wszystkie najgorsze cechy religii i fanatyzmu.

Kadr z filmu "Diuna: Część druga"
Sceny batalistyczne zapierają dech w piersiach.

Wielkie brawa w tym miejscu dla Timothée Chalameta za doskonały i zniuansowany obraz młodego Atrydy, który przechodzi od wrażliwego chłopca, przez żałobę po ojcu, aż do przerażającego władcy rzędu dusz z obłędem i determinacją w oczach. Niesamowita kreacja aktorska, ale nie jest w tym sam. Mógłbym poświęcić osobny artykuł tylko na chwalenie obsady: Stellan Skarsgård jako Vladimir Harkonnen ponownie wybitny, Josh Brolin jako Gurney Halleck świetny, a Javier Bardem jako Stilgar genialny. Ten ostatni w pierwszej odsłonie dostał niewiele czasu na ekranie. Tym razem jest naszym papierkiem lakmusowym, pokazującym jak działa mechanizm „wsiąkania w religię”. Na początku ma wątpliwości, widzi znaki, ale nie dowierza. Bywa nawet „comic reliefem”, ale kiedy zaczyna wierzyć, to wierzy na 110%. Zamienia się w człowieka, który poszedłby na pole minowe na jedno skinięcie swojego proroka. Cudowna, ale przerażająca kreacja.

Na osobny akapit zasługuje Austin Butler. Feyd-Rautha Harkonnen w jego interpretacji to najlepszy filmowy „złol” od bardzo dawna. Z jednej strony żądny krwi psychopata, z drugiej inteligentny i nieprzewidywalny, z trzeciej ma przedziwny i wręcz uwodzicielski urok. Taki, który sprawia, że nienawidzisz go całym sercem, ale chcesz go oglądać na ekranie jak najdłużej. Po pierwszej scenie bałem się, że aktor przeszarżował, ale nic z tych rzeczy. Kreacja brawurowa, ale od początku do końca pod kontrolą i idealnie wpasowująca się w historię.

Kadr z filmu "Diuna: Część druga"
Najważniejszy pojedynek w tej historii nie jest na noże czy inne rodzaje broni.

Na koniec zostawiłem sobie panie. Bo to panie rządzą. Przemiana lady Jessici (Rebecca Fergusonjest niemniej ciekawa niż ta Paula. Jej walka o duszę i umysł syna wybrzmiewa jako jeden z najważniejszych wątków, a ostateczny triumf nie cieszy tylko przeraża. Korespondencyjny pojedynek z Wielebną Matką Gaius Helen Mohiam (Charlotte Rampling) budzi skrajne emocje, bo widz najchętniej nie kibicowałby tu żadnej ze stron. Chani (Zendaya) również wybija się często jako postać na pierwszy plan. Jako jedyna zdaje się widzieć osuwanie się Paula w otchłań obłędu i żądzy krwi. Czuje, że mimo dobrych pobudek i szczerego serca, młody Atryda zamienia się w lidera niebezpiecznego ruchu, który może podpalić coś więcej niż Arrakis (kto wie, ten wie). Z jej perspektywy Paul – mimo bycia protagonistą – do końca wydaje się być tylko pionkiem w rozgrywce, na planszy, przy której siedzą Jessica i wielebna Mohiam, a Chani najchętniej po prostu zrzuciłaby tę planszę ze stołu.

Dlatego napiszę jeszcze raz: wszystkie kreacje aktorskie są świetne, ale gdybym miał wybrać jedną najlepszą, to miałbym ogromny problem. Na pewno jednak wybierałbym z trójki: Zendaya, Chalamet i Fergusson.

Kadr z filmu "Diuna: Część druga"
Wizualnie reżyser przechodzi samego siebie. Znów!

Strona audiowizualna – od początku do końca – zachwyca, poraża i onieśmiela. Arrakis żyje i oddycha, mimo że jest to oddech zabójczy. Oddech o temperaturze 50 stopni Celsjusza, pełen pyłu, przyprawy i płonnych nadziei Fremenów na raj. Pojazdy i statki kosmiczne, wnętrza, budowle, kostiumy, efekty specjalne – absolutnie wszystko jest na najwyższym możliwym poziomie. Zakochałem się szczególnie w scenach z Geidi Prime. Świat Harkonnenów, wyzuty z kolorów, przerażający i fascynujący, niczym wyjęty z projektów H.R. Gigera. Do tego niezbyt subtelne nawiązanie do „Triumfu woli” i mamy przepis na idealne ukazanie kosmicznych nazistów. Szukałem w warstwie audiowizualnej wad, szukałem długo i dokładnie (jestem po trzech seansach, dwa w IMAXie,  jeden mini-maraton 1+2). Nie znalazłem punktu zaczepienia, ba, za każdym razem zachwycałem się bardziej. Pod tym kątem film jest arcydziełem.

A czy są inne minusy? Owszem. Ten jeden szczególny element, który przeszkadzał w jedynce, przeszkadza też tutaj: dziwne przedstawienie działania tarcz ochronnych. W pierwszej części wyjaśniono sposób działania idealnie („tylko powolne ostrze przejdzie przez tarczę”), a potem… widzimy na ekranie standardową sieczkę i ciosy zadawane z pełnym impetem, które raz odbijają się od tarczy, a raz zmieniają kolor na czerwony i rażą przeciwnika. Nie ma to żadnego znaczenia dla fabuły, ale trochę uwiera. Szczególnie ultra-fanów pierwowzoru.

Kadr z filmu "Diuna: Część druga"
Stilgar bywa zabawną postacią, ale na przestrzeni obu filmów pokazuje bardzo niebezpieczny proces zachodzący w człowieku, który zaczyna wierzyć.

No właśnie, jedyne poważne zastrzeżenie do arcydzieła (tak!) Villeneuve’a można mieć o spłycenie książki Herberta (Franka, nie Zbigniewa) i pominięcie ważnych wątków. Alia od noża, Gildia Kosmiczna, Thufir Hawat, hrabia Fenring. Na pewno brakuje ikonicznych postaci czy wątków, linia czasowa jest skrócona, ale nie postrzegam tego jako wady. Film – jako medium – rządzi się innymi prawami. Dostaliśmy w sumie pięć godzin i dwadzieścia jeden minut kreacji fantastycznego świata, rozwinięcia i przemiany najważniejszych bohaterów, a najistotniejsze motywy wybrzmiewają głośno i wyraźnie. Chcąc zekranizować więcej – Villeneuve musiałby mieć budżet i zgodę na 4-5 filmów albo serial na kilka sezonów. Prawda jest taka, że nawet nakręcenie drugiej części było uzależnione od tego, jak widzowie przyjmą pierwszą odsłonę.

Na koniec polecam wszystkim czytelnikom wizytę w kinie. Znajdźcie najlepszy i największy ekran w okolicy i obejrzyjcie choć raz w takich okolicznościach. Ba, ten film jak mało który jest wart całodniowej wycieczki do miasta, w którym jest IMAX. Orgia dla zmysłów. Uważam, że mamy do czynienia z fenomenem i wydarzeniem, które zapisze się w historii kina. Warto być jego częścią. Dlatego powtórzę to, co chodzi mi po głowie od premiery: druga odsłona „Diuny” jest arcydziełem i wraz z jedynką stanowi dla mnie sagę fantasy/sci-fi na miarę Władcy Pierścieni. Może da się jeszcze lepiej, bardziej w zgodzie z książką i dokładniej, ale na ten moment sobie tego nie wyobrażam. Dzięki Dennis! Long live the fighters!

Słowo od Crowleya: Cytując Zbigniewa Łomnika: “tak, ale nie”. Byłem na drugiej Diunie w dniu premiery, obejrzałem ciągiem obydwie części w czasie mini maratonu i wyszedłem z kina bardzo zadowolony. Wyraźnie zaznaczam, że Villeneuve podołał, zrobił dwa znakomite filmy i z niecierpliwością czekam na trzeci. Nie przeszkadza mi też zupełnie większość skrótów i zmian w stosunku do pierwowzoru. Rozumiem, że dzieło filmowe rządzi się innymi prawami niż powieść, zwłaszcza pisana ponad pół wieku temu. Wizualnie Diuna 2 jest kompletna. Wszystko wygląda jak trzeba, jest wielkie, monumentalne, hipnotyzujące. Udźwiękowienie wyrywa z butów. Wybuchy, wystrzały, szum pustyni, muzyka, ale także jej brak w odpowiednich momentach(!), to wszystko sprawia kolosalne wrażenie i potęguje immersję. Aktorsko i castingowo to też pierwsza klasa, ale niestety mam pewne zastrzeżenia.

O ile rozumiem konieczność uwspółcześnienia postaci Chani, to już sposób, w jaki to zrobiono, jest po prostu zły. Ona jest antypatyczna, nieatrakcyjna i wiecznie naburmuszona. W dodatku potraktowana przez Paula w sposób niegodny na sam koniec i nie wiem, jak reżyser zamierza ten wątek pociągnąć dalej. Fenomenu Zendayi (jak to odmienić?) nie rozumiem i uważam, że to jedyny nietrafiony casting w Diunie. 

Nie podobał mi się Stilgar jako comic relief. Wyszło na to, że fanatyzm religijny to takie rojenia śmieszkujących wariatów i w ogóle nie czuć w filmie konsekwencji powstania Fremenów. Nieznających książki informuję, że w wyniku dżihadu życie straciły dziesiątki miliardów ludzi. No właśnie, to już może czepialstwo, ale bali się twórcy tego dżihadu jak ognia. Ba, jeśli dobrze zanotowałem, to pada w filmie nawet hasło “krucjata”, ale „dżihad” już nie. Mam pewien problem z tym, że film pokazuje w jakiś sposób strach Paula przed konsekwencjami swoich czynów oraz narodziny fanatyzmu, ale nie robi tego w odpowiednio dobitny i mocny sposób. Nie czułem, że fremeńscy fundamentaliści religijni mają ściągnąć zagładę na całe planety. Wyglądało na to, że Paul bardziej boi się kultu własnej osoby, niż nadchodzącej hekatomby. 

Idąc dalej mamy kompletnie skopaną postać imperatora. Zamiast Lorda Vetinariego, przebiegłego, bezwzględnego i wszechwładnego mistrza intryg, mamy bełkoczącego staruszka, który daje się wszystkim ogrywać. Plus jego Sardaukarzy to takie popierdółki, że szkoda gadać. Padają jak muchy, a mieli wzbudzać strach.

A Feyd Rautha? Owszem postać jest zagrana świetnie, wzbudza strach i odrazę, ale czy nie jest tylko bardziej odczłowieczoną wersją Bestii Rabbana? A przecież według planu Barona on miał uspokoić nastroje po rządach swojego bezwzględnego kuzyna. Feyd jest sadystą, ale powinien też uwodzić charyzmą i inteligencją, a tego niestety nie robi.

To nie są może bardzo poważne zarzuty, jeszcze raz powtórzę, że obydwa filmy bardzo mi się podobały i obejrzę je jeszcze nie raz. Zgadzam się z porównaniami do Władcy pierścieni – to podobny kaliber. Chwalebne jest to, że Villeneuve umiejętnie połączył w tej superprodukcji komercyjne i bardzo przystępne kino z czymś bardziej ambitnym i zrobił to, szanując pierwowzór. Uważam, że to bardzo dobrze zbalansowane produkcje, chociaż może momentami zbyt zachowawcze, to pod każdym względem co najmniej dobre, a w wielu aspektach znakomite. Nie mogę jednak powiedzieć, że pochłonęła mnie ta wizja bez reszty. Widzę pewne wady i w sumie trochę żałuję, że naprawdę niewiele zabrakło do ideału.

I trzy grosze od DaeLa: Niech będzie błogosławiony Reżyser i jego woda. Błogosławione Jego przybycie i odejście. Strasznie się tej drugiej Diuny bałem, bo w jakimś na poły profetycznym śnie (wywołanym przez zjedzenie przed pójściem do łóżka zbyt dużej porcji świeżo upieczonego sernika) widziałem wszystkie możliwe ścieżki, którymi mógł kroczyć Villeneuve. Również takie, w których górę bierze skłonność Villeneuve’a do poświęcania opowieści na ołtarzu atmosfery, co prowadzi go do ostatecznej porażki. Ale tak się na szczęście nie stało, reżyser kroczył drogą środka. Swoją Złotą Ścieżką. Część druga Diuny to film wyśmienity, ośmielę się nawet powiedzieć, że wybitny. W kategorii doznań dla zmysłów jest to absolutne cudo. Tu można – jak u Kurosawy – brać każdy pojedynczy kadr i go oprawiać w ramkę jak obraz. Dźwięk i muzyka też są świetne, Hans Zimmer postarał się trochę bardziej niż przy części pierwszej (w której jego muzyka zła nie była… acz budziła pewne kontrowersje). Aktorsko też narzekać nie można (chyba że na Zendayę), ba, Chamelet odwalił kawał świetnej roboty. Nie spodziewałem się, że udźwignie pewną intensywność tej roli, objawiającą się w drugiej połowie opowieści, ale zrobił to wprost niesamowicie. Teraz traktuję aktora jako moje prywatne odkrycie. To, że wcześniej odkryło go pół świata, to detal. No i wreszcie podobało mi się to, jak Villeneuve opowieść poprowadził. Sądzę, że część zmian była wręcz błyskotliwa (Alia!). Ale nie wszystkie. Zabrakło dopięcia niektórych wątków politycznych w końcówce, a sam finał (dosłownie ostatnia minuta), jest przez swoje uproszczenie trochę rozczarowujący. A może raczej – rozczarowujący w jednym wymiarze, ale tchnący otuchę w innym, bo sugeruje, że powstanie część trzecia, być może łącząca wątki Mesjasza Diuny i Dzieci Diuny. Więc te drobniutkie rysy na wspaniałym dziele wybaczam. I gorąco zachęcam do obejrzenia Diuny w IMAX-ie.

  • Ocena SithFroga - 10/10
    10/10
  • Ocena Crowleya - 8/10
    8/10
  • Ocena DaeLa - 9.5/10
    9.5/10

Related Articles

77 Comments

  1. „ten film jak mało który jest wart całodniowej wycieczki do miasta, w którym jest IMAX.” – zdecydowanie potwierdzam 🙂
    Prawie wszystkie minusy Crowleya wywodzą się z braku czasu. Nie było miejsca na rozwinięcie pewnych dość ważnych postaci. Co do Stilgara to w godzinę stał się legendą internetu, bohaterem memów a przez to „Diuna część 2” zaistniała w świadomości większej ilości osób.
    Co do Zenday’i to nie znalazłem chyba jednej recenzji w internecie gdzie ktoś szukając jakichkolwiek minusów nie wskazałby właśnie tej aktorki. Tak jak Chalamet potrafił przeobrazić się z nastolatka w dorosłego mężczyznę tak Zenday’i się to nie udało. Nawet jak udaje obrażoną to to ni jak nie wychodzi. Nie wiem czy to wina aktorki, czy ma aż takie braki w warsztacie, że nadaje się tylko do gry nastolatek (jako MJ była przekonująca i fajna).
    Rebecca Ferguson kradnie show w każdej scenie, w której występuje.
    Przed drugim seansem zastanawiałem się o co chodzi Sithfrogowi z tymi tarczami, bo w natłoku wrażeń jakoś zapomniałem gdzie tam są te tarcze, przy drugim seansie już zwróciłem na to uwagę, ta scena jest bardzo krótka, ale tu rzeczywiście jest wpadka.

  2. Orientuje się tu ktoś ilenma być tych części? Bo im dalej las to niestety w przypadku tej serii jest tylko gorzej. Myślę, że jakby dał jeszcze Mesjasza to byłoby ok.

    Sam film zgodnie z oczekiwaniami – sztos. Dziękujemy Pan Dennis.

  3. Uważam, że Stilgar, to najsłabsza część filmu i popsucie świetnej książkowej postaci. Został sprowadzony do „comic relief” i przez to nie mógł ponieść ciężaru religijnego fanatyzmu. Ciekawe, jak po popsuciu roli Chani, dadzą radę poprowadzić wątek rywalizacji z Irulianą i ciąży z bliźniakami? Mam nadzieję, że kolejna część połączy wątki z „Mesjasza” i „Paula z Diuny”. Ciekawe, czy zdecydują się na maskaradników i ghole?

    1. Nie zgadzam się tak do końca. Bo z jednej strony Stilgar bywa zabawny (w niewymuszony sposób), ale to po nim widać największy skok od „nie dowierzam, widzę jakieś tam znaki” do „ruszę za Tobą w ogień i zabiję każdego”.

      Jedna z najmocniejszych scen to jak Paul mówi, że nie wierzy, a Stilgar wydziera się, że to „bez znaczenia, bo on w niego wierzy”. Dla mnie to było przerażające.

    2. Ja uważam że takie podejście do Stilgara jest bardzo powierzchowne. Gość zaczyna faktycznie jako mem, ale jego przemiana jest po prostu przerażające. A w finale filmu, kiedy Paul mówi „zabierz ich do raju” a on odpowiada swoim firmowym „Lisan al-Gabib!” to już nie ma krzty humorystyki w tym.

      Zmiana Stilgara jest niepokojąca, podbudowana jeszcze obawami Paula, że jego przyjaciele stają się jego wyznawcami.

      Ja nie wiem czy Stilgar to nie jest najlepsza rola w filmie, ale konkurencje ma olbrzymiaą.

      Co do Chani, ja nie uważam żeby jakkolwiek jej rola została popsuta, wręcz przeciwnie: w książce jest wiernopoddańczą konkubiną, która nie ma swojego zdania i jedyny jej cel istnienia to rodzić dzieci Paula. Tutaj ona staje się kompasem moralnym dla Paula, jedyną osobą która daje kontrast jego przemianie + toczy fantastyczny pojedynek z Lady Jessiką o której pisał autor recenzji.

      1. Ze Stilgarem – 100% zgody. Prosty człowiek, trochę śmieszny dziadek plemienny, który zamienia się w żądnego krwi wyznawcę.

        Chani – też pełna zgoda i jeszcze ten jeden moment, który mi utkwił: jak Paul podchodzi do niej w sali tronowej i mówi, że będzie ją kochał do ostatniego oddechu, a ona takie WTF, co to za wyznanie teraz. A potem klamra: mówi głośno, że weźmie Irulanę za żonę i mina Chani. Świetnie to było zaplanowane i ograne.

  4. Nie znam ksiażek dla mnie film jest odnosnikiem Diuny. Pierwsza część akurat dla mnie trochę powolna się wydawała, druga część dużo lepsza. Zdecydowanie do oglądania w IMAX

    1. Wymarzona pierwsza część, to thriller, w którym szukamy zdrajcy. Mamy Leto i Paula, a wszyscy dookoła to potencjalni wrogowie. Leto wie, że podróż na Arrakis to pułapka, wie, że baron zaatakuje oraz, że ktoś musi go zdradzić – wybiera między najbliższymi. Widz razem z Leto dochodzi do wniosku, że to musi być Jessica (tym bardziej, że odkrywamy, kogo jest córką), a tu mamy plot twist i wyskakuje dr. Yueh. Wychodząc z tego punktu można było zrobić naprawdę fajne kino, a śmierć Leto byłaby piękną „klamrą” dla całości. Niestety z samego filmu z ’21, widz nie dowiaduje się, jak wielka to była zdrada. Ani Diuna z ’84, ani ta z ’21 nie potrafiły oddać klimatu książki, a skupiły się na dojrzewaniu Paula. Szkoda.

      1. „nie potrafiły oddać klimatu książki”

        Tej książki, w której wiemy kto jest zdrajcą od pierwszych stron niemal? 🙂

        1. „Tej książki, w której wiemy kto jest zdrajcą od pierwszych stron niemal? 🙂”. Ale, to wiemy wyłączeń my – czytelnicy (a zresztą nie możemy być tego pewni, aż do chwili jak czytamy, o tych wydarzeniach). Zobacz, że np. kto jest ojcem Lady Jassici dowiadujemy się jeszcze wcześniej, niż o zdradzie Wellingtona. W filmie dowiadujemy się dopiero w ostatnim akcie, co wcale nie przeszkadza w odbiorze dzieła.

          1. „a zresztą nie możemy być tego pewni, aż do chwili jak czytamy, o tych wydarzeniach”

            Nieprawda.

            „Zobacz, że np. kto jest ojcem Lady Jassici dowiadujemy się jeszcze wcześniej, niż o zdradzie Wellingtona.”

            A tu dla odmiany… też nieprawda 😉

            Akurat czytam więc szyba weryfikacja: w moim wydaniu Diuny info o zdradzie Youeha jest na 27 stronie, drugi rozdział zaledwie, rozmowa de Vriesa z baronem. Paul natomiast o dziadku dowiaduje się w scenie w namiocie (w filmie też była) jak z matką uciekają. Tam się nawdychał przyprawy i ma wizje. W książce mniej więcej 230-250 strona 😉

            Swoją drogą to też jest lepsze w filmie, bo w oryginale Paul w tym namiocie czuje przypływ mocy i już wszystko wie i od ego momentu jest jak Rey w SW, wszystko wie i wszystko widzi wprzód 😛

            1. Sprawdziłem zdradę Wellingtona i muszę Cię przeprosić, rzeczywiście o niej dowiadujemy się najpierw. W tym rozdziale Jessica jest przedstawiona jako wabik, ale nie znamy szczegółów. Czas wrócić do książki. Dziękuję, że to sprawdziłeś i poświęciłeś swój czas.

              1. Daj spokój, nie ma za co! Sam musiałem sprawdzić organoleptycznie, bo nie pamiętałem 🙂 Swoją drogą momentami książka ma słabsze rozwiązania niż film. Zapomniałem już, że Paul stał się wszystkowiedzący i wszystkomający w sekundę.

  5. To nadal jest bardzo dobry film. Ale jako psychofana książki, razi mnie kilka skrótów. Usunięcie wątku „zdrady” Jessiki powoduje, że z automatu Thanos staje się w drugiej części potrzebny jak k*wie majtki. Bo jego głowice ze strychu nie dość że są deus exem, to jeszcze pogróżki Kudłatego gwałcą zależność czerwia i przyprawy. Aha, tego też nie pokazali.
    A razem z Hawatem spuścili do kibla intrygi między Feydem a baronem Giedi Prime, zredukowali tego pierwszego do sztampowego zwyrozłola który bije mniejszych, kopie psy, zabiera lizaki dzieciom i sika do studni a jak idzie to kwiatki więdną (ale umie się bić) no i zabrali epickie, gardłocisnące zejście starego mentata.
    I kolejny raz (bo jedynkę odświeżyłem 1go a 2go poszedłem na dwójkę do kina) stwierdzam że chemia między Paulem a Trzema Muszkieterami lepiej wyszła Lynchowi.
    Gdybym nie znał książki pewnie byłby z mojej strony pisk i latające staniki. Bo – powtarzam się – to nadal bardzo dobry film.
    [spoiler][i]…Podczas gdy nas, Chani, nas, które nosimy miano konkubin – nas historia nazwie żonami[/i][/spoiler]

    1. Jasne, ale żeby oddać wszystko co jest warte oddania książce to musiałby być serial na miarę Gry o tron, nic mniej.

      1. Może ktoś tam wpadnie na pomysł zrobienia dokrętek. I wypuszczą serial z który będzie zawierał te 3 kinowe filmy + dodatkowe wątki 😀

        1. Mam już prawilny serial, z Jamesem McAvoyem w obsadzie: „Dzieci Diuny”. Można oglądać, można się zachwycać :).

            1. Zrealizowano dwa mini-seriale. „Diuna” (3 odcinki, każdy ponad godzinę) z 2000 r. [ekranizacja Diuny] oraz „Dzieci Diuny” (3 odcinki, każdy ponad godzinę) z 2003 r. [ekranizacja Mesjasza i Dzieci Diuny]. Są to seriale telewizyjne, z efektami na miarę serialu telewizyjnego z lat ’00 i raczkującym CGI. Obejrzałem wyłącznie „Dzieci Diuny” – fabuła nie odbiega znacząco od książek, aktorsko przyzwoicie, tempo serialu dobre, a biorąc pod uwagę budżet do rezultatu, to serial wart jest polecenia.

            2. Oglądałem te seriale dawno temu i pamiętam, że mi się podobały. Ale poziom budżetowy jest taki, że w Siczy Tabr widać pustunie w tle namalowaną na prześcieradle. Były chyba dość wierne książkom.

        2. Nie ma opcji 🙂 Zresztą: nie chciałbym, niech temat odleży 10-20 lat i potem niech ktoś zrobi wielowątkowy serial od zera. Oglądałbym.

  6. Mam wrażenie, że osoby które czytały książki nie umieją (podobnie jak w przypadku Władcy Pierścieni) oddzielić jednego dzieła od drugiego. Nie jest to jakaś zarzut, tylko neutralna obserwacja.
    Dla mnie film to absolutne mistrzostwo, najlepszy film od Fury Road, a może nawet od trylogii Jacksona.
    Mogę tylko się podpisać nad zachwytami nad historią, aktorami, stroną audio-wizualną itp. (podkreślę tylko jak wybitna jest sekwencja na Geidi Prime).
    Co do zarzutów, to jestem jeszcze w stanie zrozumieć krytykę Zenday jako Chani (ale się z nią nie zgadzam, zagrała dobrze, po prostu nie wybitnie), tak nie rozumiem problemu z Stilgarem. Daje jeden żart, który do tego pasuje do jego rozwoju na tym etapie i już jest ogłaszany jako „comic relief”.

    1. Masz waść absolutną rację. Z małą uwagą że ci co czytali wiele razy.
      Dlatego na (offtop) nowym Szogunie co chwilę kwikam z zachwytu a tu się zżymam że to tzrecia (z trzech) adaptacja w której nie ma śmierci Hawata
      Quod attinet Stilgara, na początku JEST comic relief. Ale potem jego dociąganie ideologii do faktów robi się co najmniej niepokojące

  7. Podpisze się pod zdaniem Crowleya, choć może bez kwestii feyd raucha, bo tu bliżej mi do sithfroga. Chyba najbardziej przeszkadzało mi to śmieszkowanie z całego tego fundamentalizmu i pewne uwspolczesnianie wątków w drodze politycznej poprawności (zauwazmy, że przeciwko fundamentalistom protestowali głównie młodzi i kobiety, których prawie nie było pokazanych po stronie fundamentalistow, tzn tak, matka Paula skutecznie wiele z nich zachęciła do poparcia, ale nie było widać tego uniesienia, religijnego żaru po ich stronie, jak po stronie mężczyzn, a to jest już wypaczeniem narodzin takich ruchów). Faktycznie, chyba tylko słowo krucjata się pojawiło, co jest dosyć śmieszne biorąc pod uwagę cała stylizacje Fremenow. Ale to drobnostki tylko, w ogólnym rozrachunku dzieło wybitne.

  8. Z zdaniem Sithafroga nie mogę się zbytnio zgodzić. Film (ja raczej będę Diune oceniał za całokształt jak jeden film) ma za dużo wad, aby ocenić go jako arcydzieło. Dam w spoiler, choć tam ich niewiele.
    [spoiler]
    1. Warstwa audiowizualna. Stroje (no może niewielkie zastrzeżenie do kombinezonu Fremenów, bo nie wydaje mi się, aby tak idealnie chronił przed utratą wody), krajobrazy, Arrakin, wszelkiego rodzaju maszyny, statki kosmiczne – tu bez zastrzeżeń. Z niestety kilkoma ale.

    Może byłem na niewłaściwym kinie (a dokładnie na minimaratonie w Heliosie), ale przed delektowaniem się w pełni przeszkadzał jakiś taki filtr, przez który barwy są jakby przefiltrowane przez szary kolor. Ja oczekiwałem czegoś pokroju nowego Mad Maxa. No i planeta Giedi Prime. Mnie wyjątkowo odpychał sposób przedstawienia tego świata. Nie dość, że już wspomniany filtr sprawia, że obraz nie wygląda tak doskonale, jak mógłby wyglądać, to do tego by podkreślić, że to miejsce zła, użyto w niemal całości sceny czarno – białego kadru. Uważam to za niepotrzebne i wcale tak dobrze nie wyglądające. To wyglądało wręcz tanio. W współczesnych czasach tak trzeba umieć kręcić – za przykład podam Lighthouse. Za to sceny z Baronem już w pomieszczeniach wyglądały olśniewająco. Sicz Tabr też daleka jest od moich wyobrażeń książkowych.

    Muzyka Zimmera… przecież to klasyczny Zimmer, on nie zagrał nic ani trochę wybitnego xD, po prostu średnia rzemieślnicza robota. Temu daleko do jego najlepszych dzieł z innych filmów, muzyki Williamsa z Gwiezdnych Wojen albo Howarda Shora… nawet z Hobbita. Temu daleko do klasyków Siergio Leone’a, muzyki z ostatniego „Czasu Krwawego Księżyca”, nawet muzyki Dana Leana & Mauricea Jarre z „Laurcenca z Arabii”. No w rankingu najlepszych soundtracków wszech czasów, nie mógłbym umieścić soundtracku najnowszej Diuny.

    2. Fabułka / scenariusz. No też no nie. Jest poprawnie, ale daleko od ideału. Pominięcie wątku Gildi Kosmicznej, gdzie poruszono go TYLKO w napisach wstępnych do części pierwszej(stanowczo za mało – to wręcz zbrodnia), w drugiej „zniknięcie” wątku mentatów i Hawata, który ma istotne znaczenie dla choćby zdolności Paula czy ogólnie polityki.

    Cysarz Imperator Paradyszach – no urwa xd co to miało być, miły staruszek, bez widocznych rozterek(a je miał) ale też bezwględności, dziadunio nie nadający się nawet na burmistrza Pcimia Dolnego. Brak Hrabiego tylko pogrążył wątek jeszcze bardziej. Ogólnie cały dwór miał świecić przepychem, spiskami, skorumpowaniem, koteriami – nic tu nie ma. Cesarz jakby rządził tylko swoim ogródkiem na emeryturze niczym jakiś Dioklecjan. To chyba najgorszy wątek całego widowiska.

    Alia od Noża – bez żartów, wątek w książce był groteskowy, ale wystarczyło tylko JEDNO – rozciągnąć lata trwania fabuły, aby wszystko uwiarygodnić (przemiana Paula byłaby wiarygodniejsza) i by Alia miała 6 lat zamiast 3. Tak wyszło… jeszcze bardziej groteskowo z mówiącym płodem na czele oraz wrzuconym cameo z Anyą Taylor – Joy.
    [/spoiler]
    cdn

    1. [spoiler]
      W części pierwszej brakło kilku scen z Leto – na przykład jak próbował tworzyć sojusze, bo był całkiem blisko tego co chciał osiągnąć ale atak nadszedł za szybko, do tego z zupełnie niespodziewanej strony. Tak wyglądało to jakby ktoś podmienił Leto na Neda.

      No i wreszcie – całkowicie unikanie jakiegoś wpływu doświadczeń przeszłości dla świata przedstawionego. Dlaczego nie używa się SI ? Zupełne pominięcie tego, że religia w świecie nie tylko istnieje, ale też jest jakimś zgniłym kompromisem, trochę wypaczeniem współczesnego chrześcijaństwa, islamu, nawet buddyzmu czy hinduizmu. Denis tak bardzo bał się użyć słowa Dżihadu, ze zamiast tego tylko raz albo góra dwa razy użył Krucjaty, ale bez mocy znaczenia tego słowa. Jednocześnie wszystko wskazuje na to, że właśnie to chce pokazać w kolejnej części.

      3. Aktorstwo. Ja tam nie widzę nic szczególnego. To znaczy Chalamet gra dobrze do czasu ostatniej sceny – tu akurat nie wyszło.

      Najlepszy aktor to taki, którego gra i charakteryzacja jest tak bardzo niewidoczna, że myślisz sobie, że to nie zagrana postać, tylko faktycznie postać. Ja tak miałem tylko w przypadku Barona Harkonnena,w którego wcielił się doskonale Skarsgård. Zendaya i dobra gra? Bez żartów. Rebbeca Ferguson? Dobrze, ale w części pierwszej było zdecydowanie lepiej. Aktor grający Feuth – Rautha jest dobry, ale chyba scenariusz go ograniczył – tu brakło 1-2 scen z Harkonennami więcej bo to nie sielankowa rodzinka okrutników a sam Feuth nie miał tak idealnych relacji z Baronem. Cysarza Walkonena już wspomniałem. Stilgar – Bardem gra świetnie to co mu scenarzyści napisali, ale kreacja jest wypaczeniem książkowego Stilgara. Ten comic-relief był niepotrzebny. Psuje całą kreacje postaci.

      4. Tarcze. Dla nie czytającego widza książek, który lubi gdy obraz jest wiarygodny, kompletnie nie ma sensu sposób prowadzenia walk.. Do tego trzeba by jednak jakieś dodatkowej sceny. Ja czytałem „Diune”(tylko cz.1), ale tutaj to powinno być w filmie.

      5. Sardakaurzy zostali wyjątkowo bardzo skrzywdzeni w części 2. Elita wojsk galaktycznych, w części 1 również przerażają, są tajemniczy ale również widać, że to grupa gotowa spuszczać jesień średniowiecza przeciwnikom cesarza, niestety w ekranizacji dają się Fremenom jak dzieci. Nie widać ich przewagi wyszkolenia. Część druga pod tym względem to ogromna porażka.
      [/spoiler]

      Gdybym był bardziej drobiazgowy, do kina przyszedł notować niepasujące elementy, to wspomniałbym jeszcze więcej. Nowa Diuna, mam na myśli całokształt, jest pomiędzy 6 a naciąganym 7 w skali 10-stopniowej. To są dobre filmy, ale za dużo w nich niedociągnięć, abym ja uznał to za arcydzieło, zaś scenariusz powinno się lepiej napisać. Można było też obie części zrobić dłuższymi o jakieś 30 minut. Dużo mogły na tym te filmy zyskać. To nie jest zbrodnia niczym nowy Hobbit, ale rozczarowanie? Od Denisa Villeneuve’a oczekiwałem więcej.

      1. Dzieki za długi i wartościowy komentarz! Aż wpadł w automatyczny system antyspamowy i wymagał zatwierdzenia 😉

        „Może byłem na niewłaściwym kinie (a dokładnie na minimaratonie w Heliosie), ale przed delektowaniem się w pełni przeszkadzał jakiś taki filtr, przez który barwy są jakby przefiltrowane przez szary kolor.”

        To niestety kwestia kina, widziałem 2x IMAX i raz w zwykłym Heliosie i w Heliosie widać wręcz brud i fakturę… płótna ekranu. Na jasnych scenach z pustyni to wygląda źle i i generalnie kolory są jakieś takie przygaszone i stonowane. Trochę szkoda, że to aż tak zdegradowane.

        Z Geidi Prime się nie zgadzam, moim zdaniem stylizacja była świetna i bardzo zgodna z zasadą „szhow, don’t tell”, plus klimat rodem z „Triumfu woli”.

        Muzyka była ok, ale sam też nie jestem jakoś wielce zachwycony.

        Z fabułą tak jak pisałem – mieli budżet na jeden film, z opcją na dwa jak pierwsza część zażre. Gdyby chcieli wziąc jeszcze wątki mentatów, gildii i inne to by zrobili mało zrozumiały, skomplikowany wstęp i pewnie dwójka by nie powstała.

        „bez widocznych rozterek”

        Ja widziałem.

        „ale też bezwględności”

        No tak, tylko skazał Atrydów na wymarcie, a potem jeszcze powiedział Paulowi, że jego stary był słaby.

        „cały dwór miał świecić przepychem, spiskami, skorumpowaniem, koteriami – nic tu nie ma”

        Miał? No nie, nie miał 🙂 W sensie: to jedynie Twoje oczekiwanie.

        „W części pierwszej brakło kilku scen z Leto – na przykład jak próbował tworzyć sojusze, bo był całkiem blisko tego co chciał osiągnąć ale atak nadszedł za szybko, do tego z zupełnie niespodziewanej strony.”

        Akurat czytam i kompletnie się nie zgadzam, pierwsza scena ze Stilgarem oddała intencje Leto idealnie.

        „Dlaczego nie używa się SI?”

        Obawiam się, że jesteś jednym z 3 widzów na całym świecie, który zadaje sobie to pytanie 😉

        „Denis tak bardzo bał się użyć słowa Dżihadu, ze zamiast tego tylko raz albo góra dwa razy użył Krucjaty”

        To było słabe, a już użycie „krucjaty” to jakaś kosmiczna głupota.

        „Sardakaurzy zostali wyjątkowo bardzo skrzywdzeni w części 2. Elita wojsk galaktycznych, w części 1 również przerażają, są tajemniczy ale również widać, że to grupa gotowa spuszczać jesień średniowiecza przeciwnikom cesarza, niestety w ekranizacji dają się Fremenom jak dzieci. Nie widać ich przewagi wyszkolenia. Część druga pod tym względem to ogromna porażka.”

        Dawno czytałeś? Bo ja dopiero co przeszedłem przez rozdział gdzie baron Harkonnen jest w szoku, że Fremeni ubili jakiś duży oddział Sardukarów tracąc tylko 3 wojowników…

        Generalnie mam wrażenie, że jesteś wielkim fanem książki i miałeś inne oczekiwania i wyobrażenia niż dostałeś więc jesteś (słusznie) rozczarowany. Szanuję Twoje zdanie, ale z większością się po prostu nie zgadzam 🙂

      2. Tarcze w drugim filmie są już totalnym tłem, dostajemy tylko info że nie są zbyt często używane na otwartych terenach. To że w jednej scenie gdzieś tam zachowują się nie do końca jak powinny to już pierdółka. Dla mnie najważniejsza scena z tarczą w dwójce to ta na Giedi Prime, gdzie Rauha chce pokazać że pokona przeciwnika bez ułatwień.

        Co do Saurdarkarów zgoda, jest mocny dysonans między tym kim byli w jedynce a kim w dwójce.

    2. 2) co by Ci dał wątek Gildii Kosmicznej w tym filmie? Tak obiektywnie?
      Dostajesz info że przyprawa jest super ważna bo pozwala na podróże. Wiadomo że Gildia kosmiczna czy mentaci którzy funkcjonują na przyprawie śą super ważni. To jest element tła, w filmie kolejna frakcja której zależy na tym żeby na Diunie był spokój, nie jest potrzebna.

      Analogicznie do Hawata i mentatów – są pewnym ubogaceniem uniwersum Diuny, ale jeżeli odpuściliśmy w pierwszej części śledztwo to w drugiej jego rola już może spokojnie zostać pominięta. To jest błąd pierwszej części (gdzie ten wątek zdrady powinien być bardziej rozbudowany) a nie drugiej.

      Padyszach – nie wiem kiedy czytałeś książkę ostatnim razem, ale typ u Herberta jest po prostu żałosny. Zachowuje się histerycznie i irracjonalnie. Taki wątek jest w oryginale – ponieważ Imperator to nie jest jakiś nadbyt, tylko jedna ze stron, trzymany w ryzach. Przecież cała fabuła Diuny opiera się na tym że IMPERATOR OBAWIA SIĘ ATRYDÓW WIEC TRZEBA SIĘ ICH POZBYĆ. I tu wyszło świetnie – dawno stracił kontrolę nad wydarzeniami, Bene Gesserit go ograły, a świetnie to zostało podsumowane w zdaniu do Irulany „bez względu na wynik, twój ojciec straci tron”.

      Alia – imo odejście od niej jest świetnym zabiegiem. Dla mnie niewiele zmienia czy temat kończy 3 latka czy 6 latka, do tego rozbudowa jej postaci niepotrzebnie wydłużyłaby film. Zamiast tego dostaliśmy zamknięcie historii zemsty Paula na Vladimirze + przy zmienionym wątku Chani, trzecia część zapowiada się na bardziej odchodzącą od źródła (i słusznie, bo Mesjasz przeniesiony 1:1 będzie gniotem) więc i tutaj zmieniony los Alii może być plusem.

      1. Zgadzam się, że uproszczenia – brak wprowadzenia KHOAM, Gildii Kosmicznej, Bene Tleilax, czy Ixa – nie szkodzą filmowi, a jednocześnie poprawiają jego odbiór. Nie ma przecież przeszkód, aby wprowadzić tych graczy, w późniejszym okresie. „Mesjasz” jest dość, krótki i szczerze, to niewiele z niego pamiętam (czas odświeżyć), ale mam nadzieję, że będą 4 filmy :).

  9. Film jest arcydziełem, perełką, ale pełna zgoda co do postaci Chani – nie udźwignięta aktorsko i fabularnie przekoszona przez reżysera. I tak było bardzo mało woke (ot, chyba jedynie zmiana płci planetologa).

    1. „ot, chyba jedynie zmiana płci planetologa”

      Która to zmiana nie ma żadnego znaczenia.

      Mnie bardziej bolało ugrzecznienie, nie pada słowo „dżihad”, a i krwiożerczość Fremenów tak średnio pokazana.

      1. Fremeni którzy przez cały film pokazywani nam są jako ci co nie marnują wody z ciał swoich wrogów, na samym końcu palą ciała harkonennów tak jak harkonenni palili atrydow na początku – ten obrazek pokazuje IMO bardzo dużo w tym jak bardzo się zagalopowali w całej tej akcji.

  10. To, że osoby, które nie zapoznały się z książką nie mają problemu ze zrozumieniem filmu świadczy o tym jak dobry jest to film. Brak zrozumienia fabuły był jednym z głównych problemu filmu Lyncha z ’84, choć poprawiony fanowski montaż, trochę tutaj pomógł. Dalej uważam, że ktoś inny mógł rzucać śmieszne bon moty, a Stilgar pozostawać bliżej książkowemu pierwowzorowi.

    1. Villeneuve zrobił literówkę, dał „piaski” i tak zostało 🙁 Stąd tyle tego piachu, a zero psinek ;(

  11. Jak dla mnie film był fantastyczny. Nie uniknął kilku słabszych momentów, ale biorąc pod uwagę jak trudny był materiał źródłowy i tak jestem pełna podziwu. Sceny na Geidi Prime, jazda na czerwiu wręcz wgniatały w fotel, były monumentalne, pełne napięcia, estetycznie przepiękne. Drobne smaczki dla fanów książek też doceniam- choćby wizja ze świątyni czaszki Leto. Większość postaci wypada bardzo dobrze, w sumie jak większość jedyny zgrzyt miałam przy Chani. Czy nie da się dziś przedstawić w kinie zakochanej, wiernej i wspierającej swojego faceta kobiety? Patrząc na „ideał” przedstawiany w powieściach Herberta, mógłby się on poczuć nieswojo z taką wersją Chani. Z drugiej strony rozumiem, że chcieli zrobić podbudowę pod to, że nie wszystkie pomysły Paula są takie super. W sumie, w powieści jedyną osobą która widzi zagrożenie wynikające z jego działań jest on sam- chodzi wiecznie zły, marudzi, krzyczy na matkę- a przecież wszystko układa się po jego myśli 😉 Widzieliśmy już w Grze o Tron jak wygląda nagły przeskok z protagonisty na antagonistę i nie wyszło to dobrze. Tutaj przynajmniej dano Paulowi jakąś opozycję, poprowadzono widza za rękę jeśli chodzi o jego dylematy, przekładając dyskusje, które toczył sam ze sobą na spór z Chani. Niby rozumiem, ale trochę szkoda, że trafiło akurat na nią.

    1. Też miałem zagwozdkę, ale już rozumiem. Po pierwsze podobno w latach 60tych po premierze książki masa ludzi do końca kibicowała Paulowi i nawet Herbert mówił, że dopisał Mesjasza, bo wkurzało go jak dużo ludzi nie zrozumiało, że wcale nie jest on ostatecznie pozytywną postacią. Po drugie: to się nadal dzieje, parę dni po premierze rozmawiałem z osobą, która świeżo po seansie też była zdziwiona, że można na Paula spojrzeć negatywnie. MIMO, że Chani jest tu kompasem moralnym do pomocy.

  12. Od siebie jeszcze dodam że w pełni podzielam zachwyt recenzenta, a szczególnie zwrócę uwagę na audiowideo – jestem pewny że ten film trafi na sale wykładowe i dosłowne będzie wykładany, rozkładany na czynniki pierwsze i analizowane przez rzesze przyszłych specjalistów od efektów dźwiękowych, wizualnych i kreacji świata.

    A to co zrobił Dennis w kwestii Giedi Prime jest po prostu majstersztykiem -> pod kątem tego jak dalej pchnięto możliwości w tej dziedzinie, Diune 2 po prostu trafia na półkę kamieni węgielnych całego filmotwórstwa obok Gwiezdnych Wojen, Obywatela Kane’a czy Doktor No.

    1. Powiem szczerze: większość filmów tego rezysera zasługuje na takie potraktowanie, bo i Arrival i BR2049 były audiowizualnie wybitne.

  13. Zaiste, faktycznie „najważniejszy pojedynek w tej historii” nie jest na noże czy inne rodzaje broni, ani nawet nie toczy się między mężczyznami. To kobiety – i to 3 na raz – walczą o duszę Paula i jego jabłko niezgody. Kogo Paul wybierze i czyją wizję wdroży? Uwielbiam te wielkie, greckie tragedie…

    1. W sumie są trzy, ale podział jest taki: o Paula walczą dwie, i dwie inne walczą o panowanie w imperium, a najzabawniejsze, że jedna z czystej zemsty mimo, że mści się za partnera, który „nie wierzył w zemstę’. Taka tam ironia losu 😉

  14. Na razie obejrzałem połowę pierwszej części. Nic nie rozumiem z tego filmu ani z zachowań bohaterów. Mam nadzieję, że będzie lepiej, bo film na razie jest potwornie nudny.

      1. Jutro obejrzę sobie drugą połowę to napiszę. Ale na razie o co chodzi z tym wybrańcem. Przecież nic nie wskazuje żeby był niezwykły a wszyscy pierniczą że ma być mesjaszem, choć nie ma żadnych poszlak ale już na początku wszyscy tak mówią. Czemu ? Ci Harkoonenowie wyglądają ponuro i tyle zero podbudowy. Spisek cesarza bez sensu, chce się kogoś pozbyć więc dam mu planetę. Postaci są jakieś nijakie. Parę zdań i tyle. Chyba lepszy byłby serial. W jakim stopniu film odzwierciedla książkę, porównując wierność do GOT do jakiego sezonu należałoby porównać pierwszego czy piątego ?

        1. „o co chodzi z tym wybrańcem”

          Ma się pojawić i tyle, a matka wierzy, że to jej syn nim jest.

          „Przecież nic nie wskazuje żeby był niezwykły a wszyscy pierniczą że ma być mesjaszem”

          Wszyscy? Nikt poza matką i może…(nie wiem jak daleko jesteś, nie chcę spoilerować).

          „Spisek cesarza bez sensu, chce się kogoś pozbyć więc dam mu planetę.”

          Najważniejszą w całym kosmosie, zapewniającą największe bogactwo i zabraną wkurzonym nazistom. Jak nie widzisz sensu to obejrzyj do końca i pogadamy 😉

          „W jakim stopniu film odzwierciedla książkę, porównując wierność do GOT do jakiego sezonu należałoby porównać pierwszego czy piątego?”

          Moim zdaniem dość wiernie, ale pewne duże wątki wycina, natomiast nie na tyle, żeby był niezrozumiały. I owszem, najlepszy byłby serial o skali GoT, ale nikt nikomu nigdy nie da(ł) na to kasy.

          1. Kasa nie GoT wcale nie była taka duża na początku. Pierścienie władzy to jest budżet o wiele wiele większy jeśli wierzyć temu co się pisze. Kasa na seriale jest, ale moim zdaniem tu nie zgadzają się dwie rzeczy. Tacy ludzie jak Villanueve nie zaangażują się w taki projekt, i zazwyczaj wychodzi na to że pracują przy tym ludzie kompletnie bez żadnego pomysłu. GoT był tym czy był dzięki zaangażowaniu Martina po jego odejściu nie było jednego dobrego oryginalnego pomysłu. Kto miałby pracować przy „Diunie”. Problem jest taki że producenci jak ognia boją się zaangażowania pisarzy przy swoich projektach.

          2. Nie prawda ci ludzie pustyni też się zastanawiają czy on jest wybrańcem czy nie ot tak chociaż go nie znają.
            Nie rozumiem mocy jego matki. Czyli jak może głosem każdemu kazać zrobić cokolwiek ? To po co była ta walka na koniec Paula skoro mogła po prostu zabić się gościowi i nie narażałaby syna ?

            1. Wybraniec ludzi pustyni i wybraniec Bene Gesserit to nie jest to samo. Ten pierwszy to taki wsadzony im wzorzec przepowiedni która ma służyć zakonowi (z tego co rozumiem jakby się tam kiedyś zapodziała dowolna siostrzyczka z synem). Oni oczekują dosłownie mesjasza z poza świata, no a Paul jest gościem spoza planety wokół którego mniej lub bardziej wspomaganie zaczynają pojawiać się znaki. Ten drugi to człowiek tak specjalnie wyhodowany że jakoś dostanie supermoce (tu już trzeba uwierzyć autorowi że tak się da). Tyle że taki nadczłowiek jest obejmowalny rozumem, jest dobrze określone co finalnie ma umieć robić. No i wygląda jakby Paul miał jakieś zaczątki tych rzeczy i jest dość blisko planowanego dziecka, że siostry to akceptują (w sensie planowo Paul zamiast „mesjaszem” miał się urodzić „matką boską” ale Jessica wydała chłopca). Co do głosu to jest pokazane że on kontroluje ludzi na jeden wypowiedziany im rozkaz na raz. Wtedy chodziło o sprawne wejście do kultury Fremenów i pogwałcenie pojedynku by nie pomogło. Jessica musiałaby wtedy cały czas rozkazywać ludziom głosem 1 rzecz za drugą, aż by musiała zasnąć czy coś i wtedy by ją z synem dorwali.

              1. Dokładnie, jakby się Jessica wmieszała to wszystko by szlag trafił. W tym świecie ciągle są bardzo feudalne zwyczaje więc Paul musiał pokonać Harkonnena, żeby utrzymać szacunek i wiarę Fremenów i przypieczętować władzę nad imperatorem w tej chwili.

  15. Boję się cenzury, więc podzielę na 3 😀
    Z perspektywy osoby, która może w ciągu 10 lat dokopie się do książkowej Diuny w kupce wstydu, więc materiału źródłowego nie zna – mam dosyć ambiwalentne uczucia. Z jednej strony filmy są absolutnie fantastyczne i fenomenalne, a rozmach dzieła powala, dosłownie wszystko jest epickie (scena stawania na nogi przy pierwszej przejażdżce na czerwiu – wow). Z drugiej – świat jest okropnie pusty i płaski, a historia zmierza w dziwnym kierunku, wiele rzeczy mi się nie klei i drażni w trakcie seansu 😅
    Chani – jak chyba większość, nie trawię postaci, nie pasuje mi do całości, castingowo tragedia. Ot, wiecznie obrażona i przemądrzała (i oczywiście zawsze ma rację) Galadriela 2.0. Pisano tutaj, że ma stanowić kompas moralny dla Paula – no dla mnie ona co najwyżej stanowi powód do kibicowania mu bardziej, nie widzę w niej żadnej moralności, a raczej typową dla współczesnej sztuki postępowość (nie to, co te leśne dziadki wierzące w bajki hehe) i zwykłe zacietrzewienie, brak otwartości, brak gotowości do kompromisów, do zmiany, refleksji. Można rozwodzić się, ale szkoda znaków – Chani to najsłabsza część filmu i mam wrażenie, że historia dąży do tego, że Prawdziwa Dzielna Niezależna Kobieta obali wreszcie tego, tfu, męskiego fałszywego proroka. Mam nadzieję, że jestem po prostu przewrażliwiona przez to jak obecnie większość filmów wygląda i bełkoczę, ale serio takiej ścieżki się obawiam. 1/3

    1. Fremeni – wychodzi na to, że to banda fanatycznych pustynnych dziadków z kilkoma postępowymi nastolatkami i płaczącymi obdartymi mamuśkami z dziećmi wegetujący w jaskiniach, mamroczący o proroku (albo nadejdzie, albo nie nadejdzie) i jadący na perpetuum mobile z odzyskiwanego moczu. Nie wiem jak miałabym uwierzyć, że tam było jakieś życie – ta pusta jaskinia z nieużywanym basenem, w której siedzieli (właśnie – nic ponad to nie robili) to nieśmieszny żart, w ogóle nie pokazano ich miasta/wioski, codzienności. Wielkiej sali zlokalizowanej dwa metry za burzami piaskowymi na południu już nie będę komentować. Kult wody z ciał przez pół filmu, żeby na końcu spalić stos zwłok – serio? No i jak oni złażą z tych czerwi cholibka :D?
      Przedstawienie świata – absolutnie wszystko jest wielkie i puste. Pewnie miało takie być, ale mi to zaburzało odbiór – jak niby w tych przestrzeniach ma się dziać normalne życie? Wszystko wyglądało jak instalacja i nie umiałam uwierzyć w autenytyczność tych miejsc.
      Harkonneni – wiem, że taka była stylistyka, ale dla mnie już w pierwszej części byli śmieszni do przesady w tym uber złolstwie, przerysowaniu. Dowalenie im do tego wszystkiego walniętego następcy z płonącym konarem, jak kogoś wypatroszy i czarno-białej planety zrobiło się już żenujące. Szkoda, że nie jedli noworodków w jakiejś scenie. 2/3

      1. Filmy takie już są. Władca pierścieni też nie pokazał gospodarki Mordoru. A przecież w książkach Frodo widział to rolnictwo i przemysł, które w tej krainie się rozwijały. W filmach zawsze muszą być uproszczenia i skróty. Planeta Harkonenów to po prostu artystyczna wizja, czarne promienie słońca, dla mnie wyszło to obłędnie.

    2. „typową dla współczesnej sztuki postępowość (nie to, co te leśne dziadki wierzące w bajki hehe) i zwykłe zacietrzewienie, brak otwartości, brak gotowości do kompromisów, do zmiany, refleksji”

      Ciekawe ujęcie tematu. W ksiązce Chani jest zakochaną bez reszty, zapatrzoną w Paula dziewoją, która słucha go we wszystkim, rodzi mu dzieci i patrzy jak w obrazek. W filmie działa jak kompas moralny i… no kurde, ma rację. Bo jako jedna z niewielu widzi, że religijne bajki to nie jest sposób na wyzwolenie Arrakis i że to wszystko ściema, żeby ich kontrolować i jak sami nie wyzwolą się spod niewoli to nigdy wolność nie będzie tak naprawdę ich. Na jakie kompromisy miałaby iść? Mogę
      dyskutować czy jest dobrze zagrana czy napisana, ale jako postać stoi po stronie rozsądku.

      „Fremeni – wychodzi na to, że to banda fanatycznych pustynnych dziadków z kilkoma postępowymi nastolatkami i płaczącymi obdartymi mamuśkami z dziećmi wegetujący w jaskiniach, mamroczący o proroku”

      Yop, mniej więcej tak to wygląda w oryginale 😀

      „Przedstawienie świata – absolutnie wszystko jest wielkie i puste. Pewnie miało takie być, ale mi to zaburzało odbiór – jak niby w tych przestrzeniach ma się dziać normalne życie? Wszystko wyglądało jak instalacja i nie umiałam uwierzyć w autenytyczność tych miejsc.”

      Mi to nie przeszkadzało zupełnie, bo to częśc spektaklu, ale rozumiem zarzut. Po prostu nie pokazano miejsc gdzie dzieje się normalne życie zwyklaków.

      „Harkonneni – wiem, że taka była stylistyka, ale dla mnie już w pierwszej części byli śmieszni do przesady w tym uber złolstwie, przerysowaniu. Dowalenie im do tego wszystkiego walniętego następcy z płonącym konarem”

      I znów: taka jest stylistyka w filmie i mocno bazuje na oryginale, to jest naprawdę stara książka s-f/fantasy, a nie kryminał noir ze złożonymi postaciami i głebokim rysem psychologicznym. Bardziej LotR niż Milczenie owiec 😉

      „Były “generał”, który w 1 części uczył Paula walczyć, a w drugiej odnalazł się jako przemytnik – po prostu lol.”

      W książce było to samo 😀 A jak Ty byś go wprowadziła do fabuły z powrotem?

      „I do tego ci niedorozwinięci Fremeni, którzy zamiast handlować i zdobywać info od przemytników – tak po prostu ich atakują i zabijają nie orientując się chyba nawet, że to nie personel najeźdźcy.”

      Fremeni nie robili rozróżnienia, każdy kto „kradnie” ich przyprawę na ich terytorium jest wrogiem do ubicia.

      „No i Paul jak rozumiem ma w końcu stać się antagonistą – tylko, że póki co poza mrocznymi scenkami (no i wszechwiedzącą, obnażoną Galad.. Chani znaczy) mało co to sugeruje.”

      Moim zdaniem katastrofę zapowiadają od 1 części jego wizje, a potem absolutnie każde słowo i gest Paula po obudzeniu się ze śpiączki po zażyciu moczu Szej-Haluda. Zwróciłem uwagę na to oglądając kolejne razy. Zupełnie zmieniła się jego postawa, argumenty, sposób mówienia czy rozkazywania innym. Zaczyna się podczas sceny rozmowy z matką gdzie mówi wprost: jesteśmy częściowo Harkonnenami zatem zachowamy się jak oni.

  16. Były „generał”, który w 1 części uczył Paula walczyć, a w drugiej odnalazł się jako przemytnik – po prostu lol. Wiadomo było, że wróci, nie umarł w 1 części, ale sposób w jaki to zrobiono jest śmieszny. Pół filmu słyszymy, że Atrydzi zostali wybici (poza 3 randomowymi dziadkami z areny), żeby w końcu usłyszeć, że jednak Harkonneni i sardukarzy (którzy też zaliczyli srogie upośledzenie od 1 części) ot tak postanowili dogadać się z połową wojska Atrydów, której z jakiegoś powodu w końcu nie zabili (która przypominam brała udział w walce i wie, że imperator brał we wszystkim udział), część ot tak odesłać do domów, części po prostu pozwolić zostać na planecie, niech sobie kradną (wybór dowolny). No błagam. I do tego ci niedorozwinięci Fremeni, którzy zamiast handlować i zdobywać info od przemytników – tak po prostu ich atakują i zabijają nie orientując się chyba nawet, że to nie personel najeźdźcy.
    No i Paul jak rozumiem ma w końcu stać się antagonistą – tylko, że póki co poza mrocznymi scenkami (no i wszechwiedzącą, obnażoną Galad.. Chani znaczy) mało co to sugeruje. Na razie mamy gościa ze zdradziecko wybitego rodu, który cudem przeżył i sprzymierzył się z terroryzowanymi tubylcami w walce o wolność i sprawiedliwość i wziął na klatę ciężar, który na niego spadł. Gust do kobiet ma może nietrafiony, ale to jeszcze nie zbrodnia 🤷‍♂️
    To powiedziawszy (mimo że wyszło długo to i tak jest to tylko uproszczona i szybka wyliczanka rzeczy, które po seansie zaczęły mnie uwierać) – totalnie nieobiektywnie i tak daję 10/10, nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam tak monumentalne dzieło 😉 3/3

  17. No widzisz a tego rozóżnienia między mesjaszami nie widać. Ja tam znaków wokół niego nie widziałem. Ale teoretycznie ten gostek wyzwał ją Paul walczył za nią gdyby walczyła osobiście to chyba nie byłoby pogwałcenie pojedynku. (zresztą nie wiem czy oni wiedzieli o głosie). Sam pomysł że chcieli wywieźć Paula z matką na pustynie a nie zabić był głupi. Bali się tej prawdomówczyni ale przecież po pierwsze taka ,,wysoko postawiona” ? osoba nie przesłuchiwałaby dwóch no namów, a poza tym przecież mogła zapytać o wszystko, czy skrzywdziliście Atrydów no i wtedy lipa.
    Głupie było z czerwiami, co one jedzą na tej pustyni przecież tam nic nie ma.

    1. „Ja tam znaków wokół niego nie widziałem.”

      Znał ich zwyczaje, znał częściowo ich język, mnóstwo rzeczy rozumiał w lot. poza tym to tylko konstrukt bene gesseirt z zajawką religijną. Jak z przepowiedniami Nostradamusa.

      „Bali się tej prawdomówczyni ale przecież po pierwsze taka ,,wysoko postawiona” ? osoba nie przesłuchiwałaby dwóch no namów, a poza tym przecież mogła zapytać o wszystko, czy skrzywdziliście Atrydów no i wtedy lipa.”

      No nie, bo przecież by ich wypuścili, to jakie „skrzywdzili”? To jest właśnie ten trik, że skrzywdzenie jest subiektywne, a jak kogoś zadźgasz to już się nie wybronisz gadaniem dookoła.

      „Głupie było z czerwiami, co one jedzą na tej pustyni przecież tam nic nie ma.”

      Z tego co pamiętam działają jak pustynne wieloryby.

  18. Od pewnego czasu sprawdzam czy RRS nie zapomniał wysłać powiadomienia :/

    Planujecie wypuścić jakiś tekst?

    1. Niestety w Daela wstąpił Martin i ciężko to widzę ;/. Tak samo z nową stroną, która miała być

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button