Hydrozagadka (1970)

To niesamowite, że kiedyś ludzie potrafili kręcić takie filmy bez narkotyków. Chociaż nie wiem, czy powinienem od razu przesądzać kwestię użycia bądź też nieużycia środków psychoaktywnych. Bo Hydrozagadka niewątpliwie jest filmem innym niż wszystkie, spokrewnionym intelektualnie i humorystycznie z pełnometrażowymi komediami Pythonów. Choć tamte produkcje wyprzedza. I jest nasza, na wskroś polska… a zarazem bardzo eksperymentalna.

Profesor Milczarek: Pozwoli pan, że się przedstawię: jestem profesorem.

Nie będę kłamał – Doktor Plama jest moim idolem.

Zacznijmy jednak od samego początku. Polska, początek lat 70. W trakcie letniej fali upałów w Warszawie zaczyna brakować wody. Czy winna jest na pewno wysoka temperatura powietrza? Profesor Milczarek ma wątpliwości. Tajemniczy geniusz – Doktor Plama – rozpoczął budowę stosu atomowego pod Zalewem Zegrzyńskim. A do Polski przybył Książę Maharadża z małego pustynnego Kaburu. Czy fakty te są ze sobą powiązane? Tajemnicę może rozwiązać tylko Jan Walczak… czyli tak naprawdę As – polski superbohater (“w nomenklaturze międzynarodowej: Superman”). Tak zaczyna się wielowątkowa opowieść, w której pastisz komiksów superbohaterskich oraz kina gangsterskiego sąsiaduje z czystym surrealizmem. A obraz – mimo paru sprytnych ciosów w PRL-owską popkulturę lat 70. (i jej rzekome otwarcie na Zachód) – pozostaje dziś równie aktualny co 50 lat temu. I równie szalony.

Panna Jola: Nie jestem z cukru, nie obawiam się deszczu. Mam znakomitą parasolkę, wyrób krajowy, kupiłam w centralnym domu towarowym. Śmiało więc mogę wyruszyć za miasto.

Czytam Time i Epocę… Zdejm kapelusz.

Zresztą Hydrozagadka to jedna z tych polskich komedii, które przeniosły się do kultury popularnej za pośrednictwem kultowych “powiedzonek” i “cytatów”. Powtarzają je często nawet ludzie, którzy filmu nie widzieli na oczy. I jest w tym pewien sens, bo scenariusz Bonarskiego i Kondratiuka jest tak błyskotliwy, że w pojedynczych sentencjach kryły się całe skecze, ze zrozumiałym set-upem i puentą.

Doktor Plama: Jestem człowiekiem interesu. I nie lubię mokrej roboty.
Książę Maharadża: To dlaczego sprzedaje mi pan wodę?
Doktor Plaama: To jest quid pro quo, Votre Altesse.
Książę Maharadża: Altesse?
Doktor Plama: Ha, ha, ha, ha!
Książę Maharadża: Ha, ha, ha!
Doktor Plama: Komary rypią, przejdźmy do środka.

Ta oranżada nie ma bą… bąbelków.

Wydaje mi się, że Kondratiuk (do spółki z Bonarskim) uchwycił nurty i trendy w komedii, które miały się w następnych latach dopiero ukształtować. Nikt przed nim w Polsce z podobnym absurdem słownym (przynajmniej w kinie) nie eksperymentował. Na Zachodzie grupa Monty Pythona wciąż była stosunkowo nieznana, a swoje surrealistyczne zabawy przeprowadzała na antenie radiowej i telewizyjnej. Więcej – chyba nikt nie mógł w 1970 roku przewidzieć powstania kina superbohaterskiego – pierwsza wielka produkcja z tego gatunku miała powstać 8 lat później. Kondratiuk stworzył więc sprawny pastisz niszowego gatunku, czyniąc go jednocześnie przystępnym i zrozumiałym dla przeciętnego widza. I przesycając go surrealizmem, groteską i absurdem.

Doktor Plama: Przepraszam, książę, ten chłopczyk ma kaca.
Książę Maharadża: Rozumiem.

Dwóch geniuszy zła.

Oczywiście film nie miałby swojej mocy, gdyby nie fenomenalne kreacje aktorskie. W Asa wcielił się Józef Nowak, cudownie oddając niemal harcerską szlachetność superbohatera (i ciamajdowatość jego alter ego). Ale to, co tu się wyczynia w rolach drugoplanowych, to prawdziwe mistrzostwo świata. Duet Doktora Plamy (Zdzisław Maklakiewicz) i Księcia Maharadży Kaburu (Roman Kłosowski) to jedna z najbardziej komicznych par, jakie kiedykolwiek znalazły się na ekranie. Wymiata też Ewa Szykulska jako panna Jola, Jerzy Turek wcielający się w Dróżnika, Franciszek Gołas Pieczka jako Marynarz… Ach, bez sensu jest tak wyliczać. Każda, nawet najmniejsza rólka to prawdziwa perełka, wnosząca swój wkład w absurdalny nastrój filmu.

 

Jurek: Będziemy pili koktajl Głuszka, zdejm kapelusz.
Jola: Jurku, uspokój się!
Jurek: Czytam „Time” i „Epokę”, pijam tylko Ballantine’a, palę winstony, dla ciebie mam wintermensy zagraniczne czekoladowe cygara. Zdejm kapelusz.
(…)
Jurek: Kładziemy się do łóżka, zdejm kapelusz!
Jola: Jurku, uspokój się!
Jurek: Będziemy uprawiać miłość francuską! Zdejm kapelusz!

Hydrozagadka nigdy nie doczekała się takiej popularności jak Miś czy Rejs. Ale na pewno zasługuje na to, by o niej i dziś pamiętać. Jeśli więc jeszcze, elemencie aspołeczny, nigdy nie widziałeś szarżującego krokodyla Hermana, pora zaległość nadrobić!

 


 

-->

Kilka komentarzy do "Hydrozagadka (1970)"

  • 10 marca 2020 at 13:41
    Permalink

    Marynarza grał Franciszek Pieczka a Wiesław Gołas taryfiarza 😮
    Ponieważ szanuję dobro społeczne i spokój publiczny, nie wyrwę tej witryny, aby rozprawić się z panem!

    Reply
    • DaeL
      10 marca 2020 at 13:43
      Permalink

      Ach, oczywiście. Na usprawiedliwienie mam to, że przyszło trzech ludzi i przystawiali mi butelkę do nosa.

      Reply
  • 10 marca 2020 at 14:21
    Permalink

    Jeden z najzabawniejszych filmów, jakie widziałem. Absolutne mistrzostwo absurdu. Zapomniałeś DaeLu wspomnieć o kultowej roli krokodyla Hermana.
    No i ta Ewa Szykulska w kapeluszu…

    Reply
    • 10 marca 2020 at 16:50
      Permalink

      No i beznapisowa czołówka wyśpiewywana przez Igę Cembrzyńską.

      Nieco mniej porąbany (aczkolwiek podobnie surrealistyczny) jest “Upał” Kabaretu Starszych Panów

      Reply
      • 10 marca 2020 at 16:51
        Permalink

        A, i filmowy Herman to aligatorzyca Marta. W tym roku będzie obchodzić 90 urodziny.

        Reply
  • 10 marca 2020 at 18:05
    Permalink

    Naprawdę, jeszcze nikt?

    “Achtung, Achtung Herman!”

    “Pan tu nie wejdzie. Pan nie ma krawata!”

    “Jestem bezwzględnie inteligentny!”

    “Proszę sie nie lękać. Jest Pan wśród przyjaciół i naukowców.”

    “Zdejm kapelusz!”

    Ten film to istna kopalnia świetnych tekstów do użycia w normalnej rozmowie. Chociaż ja najbardziej cenię go za dłuższe, fenomenalnie akapity wplecione do scenariusza. Jeden z moich ulubionych: “Niech mu pan powie, że dawno skończyliśmy z arystokratycznymi przesądami. Nawet za tysiąc pięćset nie będę się wygłupiał i upokarzał, a pan dopiero dał pięćset.”

    No i te dialogi. Absurdy i surrealistyczne poczucie humoru, właściwe dla Kondratiuków. Perełka:
    ” Niech ryczy z bólu ranny łoś, zwierz zdrów przebiega knieje.
    – Ktoś nie śpi, żeby spać mógł ktoś, to są zwyczajne dzieje.
    – Bredzi pan!
    – Nie, lubię Shakespeare’a.
    – To bardzo dobrze, lecz bardzo źle, że pan śpi na służbie! Muszę pana ukarać!
    – Głowa mnie boli… szum taki… tu… tu… i tu. Byli jacyś ludzie, dawali butelkę, przystawiali do nosa.
    – Dlaczego dopiero teraz pan o tym mówi, gdzie jest ta butelka?!
    – Tam.
    – Alkohol! Jest pan usprawiedliwiony. ”

    Wybtny film, wyprzedzający swoje czasy i ówczesne trendy w kinematografii. Na krajowe warunki – wcale nie taki rodzynek, bo w tamtych czasach sporo kręciło sie róznych wiarołomców kanonu, głównie wychowywanych przez Munka. Eksperymenty formalne (takie jak niecodzienna czołówka) były w latach 60. w rodzimej kinematografii na porządku dziennym. Warto poznać inne dzieła braci twórców tamtego okresu – zarówno Kondratiuków, jak i im podobnych.

    Reply
  • 10 marca 2020 at 18:23
    Permalink

    O tym filmie powiem jedno: Big show…wielkie widowisko…colossal. Gdyby nie trudności obiektywne, powiedziałbym bis!

    Reply
  • 10 marca 2020 at 20:26
    Permalink

    Kocham ten film. Zrecenzuj jeszcze Upał Jeremiego Przybory i Wasowskiego .Wczesniejszy i też surrealistyczny o fali upałów.

    Reply
  • 10 marca 2020 at 20:28
    Permalink

    I niebo i piekło to jest surrealizm dopiero.

    Reply
  • 10 marca 2020 at 20:31
    Permalink

    Raczej Piekło i niebo Różewicza z 1966r to wyżej to film Kurosawy.

    Reply
  • 23 marca 2020 at 08:47
    Permalink

    Ten moment, gdy nowe sezony GoT oceniasz na 5/10, ale jakieś stare g*wno ma 10/10. No sorry, ale nie kupuję tego

    Reply
    • 23 marca 2020 at 09:01
      Permalink

      gówno zawsze pozostanie gównem. Stare czy nowe – nie ma tu znaczenia. Nazywać “Hydrozagadkę” gównem, bo jest… stara? Dziwi mnie, ze nie wstydzisz się tak obnosić ze swoją ignorancją.

      Btw: Wiesz, że kiedyś też będziesz stary?

      Reply
      • 23 marca 2020 at 09:34
        Permalink

        Te błyskotliwe cytaty, które są tu przytoczone to jakaś żenada. W tle powinien lecieć taki śmiech jak w sitcomach, żeby widzowie wiedzieli kiedy jest zabawny moment, bo to jest po prostu głupie, a nie śmieszne czy błyskotliwe. Po drugie, te cytaty podobno przedostały się do popkultury? Taaaa, akurat. Pozwól, że podam kilka przykładów cytatów w popkulturze: “Cycki se usmaż” z killera, “Podejdź no do płota” z Karguli i Pawlaków, czy nawet ten cytat na temat mniejszego zła z Wiedźmina. To jest popkultura. Hydrochłam i jego cytaty, to szajs z którym porządny człowiek nie chce mieć nic wspólnego

        Reply
        • 25 marca 2020 at 18:18
          Permalink

          och, mój ulubiony styl komentarzy. Wszystko po mojemu. Nie rozumiem, nie chce mi się rozumieć, więc szajs i ścierwo.

          No cóż, współczuję.

          Reply
        • 19 kwietnia 2020 at 18:34
          Permalink

          A inteligencja chwali 😀

          Reply

Skomentuj tolkien Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków