FilmyRecenzje Filmowe

Contagion – Epidemia strachu (2011)

Zamykane sklepy, kina, koniec masowych imprez. Kontrole na granicach, przymusowe kwarantanny. Ludzie zamykają się w domach. Epidemia zamienia się w pandemię, a licznik zarażonych rośnie równomiernie z liczbą ofiar. Cały świat wstrzymuje oddech, służby medyczne dzielnie walczą, naukowcy szukają szczepionki, a wszystko zaczęło się od niemycia rąk i wirusa odzwierzęcego na dalekim wschodzie. Ale dość już o tym, co się dzieje na świecie. Tak się składa, że powyższy opis pasuje jak ulał do filmu Stevena Soderbergha „Contagion” z 2011 roku.

Kadr z filmu "Contagion – Epidemia strachu"
Matt Damon jako najbliższy zwykłemu widzowi everyman.

Nigdy nie znudzi mi się obśmiewanie polskich tłumaczeń i zbędnych dodatków językowych. Nigdy. Chyba założę specjalną ramkę do każdej recenzji z problematycznym tytułem. Kącik durnego tłumaczenia im. Jerzego Łozińskiego. W dzisiejszym odcinku mamy „Contagion”, czyli „Epidemię strachu”. Można było zostawić contagion, można było przetłumaczyć na zakażenie, infekcję, śmiertelną infekcję nawet, jeśli chcieli dodać dramatyzmu. Ewentualnie coś zbliżonego. Tym bardziej, że mimo tytułu – samego strachu w filmie za dużo nie ma. Można było wreszcie dać nieszczęsne „Epidemia strachu”. To nie, musieli zrobić takiego polsko-angielskiego potworka. Ech… brak słów. W każdym razie to jedna z niewielu wad filmu Soderbergha. Cała reszta jest co najmniej niezła.

Chory nietoperz spotyka chorą świnię. Wymieniają się wirusami, tworząc przy okazji nowy szczep. Zabójczy dla ludzi. Wybucha pandemia. Najpierw jest kilku zarażonych, a potem liczba ta rośnie w tempie wykładniczym. Nic odkrywczego, teraz obserwujemy podobną sytuację na żywo w środkach masowego przekazu. Co jednak mnie osobiście urzekło to sposób, w jaki przedstawiono tę historię. Nie ma tu narracji typowej dla filmów fabularnych. Nie ma tu heroizmu i scen akcji jak w „Epidemii” z Dustinem Hoffmanem. Nikt nie biega z karabinem, nie ma spektakularnych pościgów, wybuchów ani bomb próżniowych. Rozprzestrzenianie się choroby i reakcje ludzi obserwujemy z boku. Bohaterów praktycznie nie poznajemy, wpadamy do ich życia w momencie X i wypadamy w momencie Y. Tyle. Daje to wrażenie fabularyzowanego dokumentu i przez to mocniej działa na wyobraźnię. A dziś po prostu bardzo przypomina obrazki z Chin, Włoch czy już teraz nawet z Polski.

Kadr z filmu "Contagion – Epidemia strachu"
Marion Cottliard dostała najsłabszy wątek w filmie. Szkoda.

Sytuację oglądamy z kilku perspektyw. Raz jest to rodzina, której członkowie są zarażeni, a to pracownica CDC (amerykańska jednostka rządowa do zwalczania chorób), a to szef tej organizacji, wreszcie wysoka urzędniczka WHO i nadpobudliwy blogger, który wszędzie widzi spiski rządu albo firm farmaceutycznych. Taki typowy antyszczepionkowy oszołom bez wiedzy medycznej co zaleca leczenie raka witaminą C (wszelkie skojarzenia z Ziębą zamierzone). Tyle punktów widzenia pokazuje niejako cały obraz tego, jak łatwo rozprzestrzenia się taki wirus i jak działa (lub nie) system, który jest na takie sytuacje przygotowany przez ludzi. Rzekłbym nawet, że to pandemia i sam wirus są głównymi bohaterami, a ludzie… cóż. Ledwie nosicielami reagującymi na pojawienie się intruza.

W obsadzie gwiazda za gwiazdą: Marion Cotillard, Matt Damon, Laurence Fishburne, Jude Law, Gwyneth Paltrow, Kate Winslet i Bryan Cranston. Imponujący zestaw! Wszyscy w swoich rolach sprawdzili się świetnie i nie próbowali ukraść show dla siebie. Ciężko kogoś mocniej wyróżnić. Jedynie Cotillard miała pecha, bo jej wątek jest zdecydowanie najsłabszym, ale to nie jest wina aktorki tylko scenariusza. Warto pochwalić jeszcze pokręconą i trochę psychodeliczną, ale rewelacyjną ścieżkę dźwiękową. Trochę drażni, ale w pozytywnym sensie – potęguje napięcie i ciarki na plecach.

Kadr z filmu "Contagion – Epidemia strachu"
Jude Law gra blogera tropiącego rządowe spiski, odradzającego szczepienie się i zalecającego homeopatię – oczywisty czarny charakter.

Jedyne czego mi tu zabrakło to jakiejś konkluzji, jakiegoś finału, czegoś na koniec. Nawet filmy dokumentalne mają zazwyczaj jakąś puentę. Tu jej zabrakło, a szkoda. Może poza ostatnią sekwencją, gdzie widać jak doszło do pierwszego zarażenia i z uwagi na sposób – jak ważne jest mycie rąk. Z drugiej strony może o to chodziło? Żeby widz mógł zobaczyć, jak taka sytuacja może wyglądać? Jak może się rozwinąć i jakie mieć konsekwencje, a także jak groźni w tym czasie są samozwańczy specjaliści siejący fake newsy.

„Epidemia strachu” nie jest filmem przełomowym ani wybitnym, ale naprawdę solidną pozycją wartą poznania. Szczególnie teraz, kiedy rzeczywistość doścignęła fikcję.

Kadr z filmu "Contagion – Epidemia strachu"
Myjcie ręce kurde bele, lepiej za dużo razy niż za mało!
Contagion – Epidemia strachu
  • Ocena SithFroga - 7/10
    7/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 44

    1. „Epidemia” jest fajna, ale bardzo hollywoodzka. Takie Contagion + Mission: Impossible, a już finał jest jak z Jamesa Bonda więc patrzę na film jak na czystą rozrywkę, a nie poważne podejście do tematu. Początek daje do myślenia, ale im dalej w las tym bardziej popłynęli w stronę dynamicznej akcji.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  1. Skoro przez cały tydzień fsgk będzie w temacie epidemii to co następne, recenzja „Dżumy” ? Czy „Miłość w czasach zarazy”? Podobno ta „Miłość w…” to całkiem niezła książka, czytał ktoś? : )

    A film mnie zaciekawił, chyba wieczorem trzeba będzie obejrzeć.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Pierwsze 70-120 stron jest moim zdaniem ciężkie do przebrnięcia, ale… warto. Czytałem niedawno drugi raz i to jest naprawdę niesamowita książka. Polecam gorąco 🙂

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    2. Książkowe 'World war Z’ polecam. Wprawdzie to o zombiakach jest, ale sporo fragmentów można odnieść i do tradycyjnej epidemii.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Muszę w końcu przeczytać, bo same dobre opinie słyszałem. W odróżnieniu od tych o filmie, szczególnie od ludzi lubiących książkę.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
    3. Ja czytałam i tak bylo różnie, zostawia ślad na psychice, ale są książki które czyta się szybciej np. Gra o tron hehe.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Zależy który wątek. Ja po każdym rozdziale z Dany czy z Quentynem Martellem musiałem sobie robić przerwę 🙂

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
    4. Dżuma jest lepszą książką niż Milość w czasach zarazy, przynajmniej mi się Dżuma bardziej podobała, jeżeli można użyć takiego słowa do tych książek.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Mi też, ale to zupełnie inne książki. U Marqueza narracja jest dużo bardziej leniwa, a sama zaraza jest gdzieś tam w tle. Głównie chodzi o tę miłość i jej niezmienność przez lata u jednych, a kompletne wywrócenie się do góry nogami u innych 🙂

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Marquez to znany komunistyczny pożyteczny idiota i wielki przyjaciel Fidela Castro. Warto o tym pamiętać czytając.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. A są w książce jakieś wątki z tym związane? Bo ja kojarzę Marqueza, ale nie czułem, żeby jego poglądy jakoś specjalnie przekładały się na treść.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
              1. Zostanę przy swoim jeśli chodzi o „Miłość w czasach zarazy”. Autor artykułu ani słowem nie wspomina co konkretnie w tej książce jest związanego z poglądami Marqueza.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
          2. Czy dla Ciebie wszystko wiąże się z polityką i sprawami światopoglądowymi?
            Czy przy ocenie filmu/ książki/utworu jest to dla Ciebie aż tak bardzo ważne?

            Nie chcę żebyś odebrał to jako atak, ale mam wrażenie że przy każdej okazji stajesz do walki z wrogiem jakim jest albo komunizm albo polityczna poprawność albo inne postępowe tfu tfu lewactwo.

            Błagam, nie wariujmy w tym kierunku, bo niedługo nic nie będzie można pochwalić w obawie przed znalezieniem jakiegoś powiązania z wrogiem który czyha na nasze dzieci. Niedługo spać nie będziemy mogli spokojnie, bo producent ryżu czy papieru toaletowego okaże się wrogiem czy piewcą kolejnej postępowej zarazy, która próbuje zniszczyć nasz naród wybrany.

            Jeszcze raz, nie odbieraj tego jako atak i błagam nie traktuj tego jako zaproszenie do dyskusji o takich sprawach. Chciałem jedynie życzliwie zwrócić uwagę, byś może ochłonął i zrobił krok tył. Piszę to tym bardziej szczerze, bo sam kiedyś się podobnie zachowywałem.
            Już wcześniej miałem wrażenie że piszesz hasłami, które można wyczytać w tubach jedynej słusznej polskiej racji. Teraz mam pewność, bo nawet linka wrzuciłeś.

            Strach pomyśleć co będzie gdy któryś z redaktorów odważy się zrecenzować książkę Tokarczuk lub film Holland czy sióstr Wachowskich…

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Marquez jest pisarzem politycznie zaangażowanym, więc nie da się oceniać jego twórczości w zupełnym oderwaniu od jego poglądów politycznych. On sam pewnie by tego nie chciał. To nie Martin, który pewnie też ma jakieś poglądy, ale trzyma je dla siebie. W odróżnieniu od Marqueza czy choćby od pań Tokarczuk i Holland. Pisałem kiedyś coś politycznego przy okazji omawiania twórczości Martina? Nie? No właśnie. Może właśnie dlatego?
              Nie zabraniam tu nikomu oglądania ani czytania czegokolwiek, nie agituję za żadną opcją polityczną, nie namawiam do wstępowania do PiSu czy Konfederacji, więc o co te pretensje? Czy aby kolega nie przypisuje mi tu własnych politycznych obsesji?
              Do Rzeczy nie jest żadną „tubą” tylko zwykłym czasopismem opiniotwórczym. Owszem – o profilu prawicowym – ale wyważonym i obiektywnym. A już na pewno nie zajmuje się propagandą.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Holland jest politycznie zaangażowana.
                Tak samo jak J.K. Rowling, Roger Waters, Billie Joe Armstrong, Lady Gaga, Katy Perry, Clint Eastwood i tysiące innych artystów, którzy decydują się coś/kogoś poprzeć lub stanąć w opozycji.

                Czy gdy chcemy poddać ocenie wartość ich dzieł, to jako najważniejszą informację podajemy poglądy polityczne?

                Napiszę jeszcze bardziej dosadnie byś zrozumiał. Nikt nie chciał tej informacji, którą podałeś. Była ona zbędna i nie dotyczyła nawet dyskusji. Ludzie mają dość wkładania wszędzie polityki i chcieliby odetchnąć choć w kilku miejscach. Myślę, że dyskusja o fikcji fabularnej jest właśnie czymś takim.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. „Napiszę jeszcze bardziej dosadnie byś zrozumiał. Nikt nie chciał tej informacji, którą podałeś.”

                  Nie zgadzam się. Albo zgadzam się połowicznie. Informacja jest istotna jeśli Robert Snow dorzuci jakiekolwiek powiązanie między poglądami Marqueza, a treścią „Miłości w czasach zarazy”.

                  Poza tym dla mnie każdy komentarz jest cenny o ile nie jest hejtem. Ja o Marquezie wiedziałem, ale może ktoś inny nie i chętnie się dowie więcej o jego romansie z Kubą Fidela.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                2. „Napiszę jeszcze bardziej dosadnie byś zrozumiał. Nikt nie chciał tej informacji, którą podałeś.”
                  To ja też będę dosadny. Powiewa mi czego chcesz, a czego nie chcesz. I nie wypowiadaj się w imieniu wszystkich, bo to brzydki nawyk. Póki co, to wolny kraj. I o ile nie łamię prawa to będę pisał co chcę i gdzie chcę. Zrozumiała osoba?

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                3. „Informacja jest istotna jeśli Robert Snow dorzuci jakiekolwiek powiązanie między poglądami Marqueza, a treścią “Miłości w czasach zarazy”.”
                  Nie będę dokładał off-topu, bo i tak już się szum robi. Może kiedyś przy okazji.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
                4. SithFrog, źle się wyraziłem. Chodziło właśnie o to, że informacja pojawia się gdy nie ma nic wspólnego z treścią książki o której dyskutowaliście.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
              2. Jeśli „Do Rzeczy” nie jest tubą propagandową, to co nią jest? Wolski, Lisicki, czy Ziemkiewicz są już nawet oficjalnie opłacani z budżetu państwa.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. TVN, Newsweek, Polityka, o GW nie wspominając. A z prawicowych Gazeta Polska i wpolityce.pl. I co z tego, że Wolski czy Lisicki ma program w TVP? Każdy bierze kogo mu pasuje. Za poprzedniej władzy byli Lis i Żakowski.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
              3. Skończyły się odpowiedzi w tamtym wątku więc daję tu.

                „Nie będę dokładał off-topu, bo i tak już się szum robi. Może kiedyś przy okazji.”

                Ależ dokładaj, to mnie najbardziej teraz interesuje, bo samą fidelofilię Marqueza znam, tylko nie zauważyłem jej w książce, ale jest szansa, że jestem ignorantem i faktycznie były tam wątki pro-kubańskie czy pro-komunistyczne.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
                1. Nie no, bez przesady. To oczywiste, że nie ma tam hymnów pochwalnych na rzecz Fidela i komunizmu. To nie ta klasa pisarza. Gdyby Marquez był tępym propagandystą to nie strzępiłbym sobie o nim języka. Chodzi mi o ogólne, subtelne przesłanie książki, zdradzające lewicową wrażliwość autora. Choćby krytykę mieszczańskiego stylu życia, kiedy Fermina poślubia bogatego lekarza zamiast ubogiego poety. Uznałem, że po prostu warto wiedzieć skąd u Marqueza to czy tamto. Ale jeżeli kogoś takie rzeczy nie interesują to spoko i bez urazy.

                  To mi się podoba 0
                  To mi się nie podoba 0
          3. „Choćby krytykę mieszczańskiego stylu życia, kiedy Fermina poślubia bogatego lekarza zamiast ubogiego poety. Uznałem, że po prostu warto wiedzieć skąd u Marqueza to czy tamto. Ale jeżeli kogoś takie rzeczy nie interesują to spoko i bez urazy.”

            Ja tego nie odebrałem jako krytyki mieszczan. Dla mnie to była raczej kwestia tamtych czasów i zwyczajów. Małżeństwa z rozsądku i pod kontrolą rodziców to nie jest mieszczański wymysł i nie tylko w mieście był praktykowany 🙂

            Mnie interesują tylko właśnie fajnie o tym podyskutować, bo ja tam tego nie widziałem i dlatego byłem ciekaw Twojej opinii. Urazy nie ma żadnej i nie było od początku 🙂

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Sorki, być może użyłem nie tego słowa co powinienem. Chodziło mi raczej o to, co wszelkiej maści socjaliści i postępowcy z dawien dawna nazywają „drobnomieszczańskim” stylem życia. Oczywiście w znaczeniu mocno pejoratywnym. Z kolei konserwatyści nazywają to tradycyjnym modelem rodziny i ma się rozumieć czynią to w pozytywnym kontekście. Jak najbardziej jednak nie ma to nic wspólnego z miejscem zamieszkania. 🙂

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
    5. „Miłość w czasach zarazy” czytałam dawno i kompletnie wywietrzała mi z głowy, ale „Sto lat samotności” tego samego autora, czyli Garcii Marqueza, to absolutna rewelacja, polecam!!!

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Brienne z Tarthu własnie już od jakiegoś czasu czatuję na „Sto lat samotności”, nie pamiętam gdzie wpadłam na ten tytuł, ale opis książki i recenzje strasznie mnie zachęciły, tylko przez jakiś czas nie było w księgarni z której zwykle zamawiam, więc wzięłam „Rzecz o mych smutnych dzi*kach”. Sama w sumie nie wiem dlaczego, chyba kontrowersyjny tytuł mnie skusił, ale jeszcze nie czytałam.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
    6. W temacie byłoby też „12 małp”, ale sprawdziłam – recenzja na FSGK już jest.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
    1. Pierwszy temat do dyskusji w tym kąciku: czy nowy przekład dzieła, które ma już (kultowe) tłumaczenie, ma w ogóle sens? Czy tylko nazwy własne trzeba zostawić w spokoju?

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Robert Śnieg, Elżbieta Piasek, Piotrek Paluszek, Tadeusz Szararadość z Żelaznych Wysp, Edward Sztywny ze Spadłejzimy – można by poszaleć w GoT, oj można by.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. No właśnie, właśnie. A tak w polskiej wersji umyka martinowski foreshadowing czytelny w oryginale: że jedni skończą sztywni, drudzy w piachu, a jeszcze inni na śniegu…☺

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
            1. Bluetiger chyba coś kiedyś o tym pisał przy okazji jednego z artykułów, ale nie pamiętam gdzie i nie jestem pewna w 100%, aczkolwiek myślę, że mógłby cos podpowiedzieć 🙂

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
            2. Powiedziałabym, że temu rodowi pisana jest zguba w lany poniedziałek, ale po pierwsze nie ma Wielkanocy w PLiO, a po drugie to już taki suchar, że zęby bolą.

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button