Lata 60. XX wieku były czasem kontestacji. Dogorywał kolonializm. Amerykanie ugrzęźli w Wietnamie. Studenci wychodzili na ulice, żądając zmian w życiu społecznym i politycznym. Swoje trzy grosze dorzucali artyści. Eksplodowały nowe nurty we wszystkich dziedzinach sztuki, w tym także i w kinie. Francuska i czechosłowacka kinematografia doczekały się swojej „Nowej Fali”. W Anglii „młodzi gniewni”, z Tony Richardsonem, Karelem Reiszem i Lindsayem Andersonem na czele, realizowali zaangażowane filmy, krytykujące nierówności w brytyjskim społeczeństwie. Wiosną 1968 roku, gdy w Paryżu wznoszono barykady, do kin wszedł najnowszy film Richardsona. Chociaż zrealizowany został w konwencji dramatu historycznego, to był wówczas i pozostał do tej pory jedną z najbardziej bezkompromisowych i celnych krytyk militaryzmu i imperializmu w historii kina.
Osławiona szarża Lekkiej Brygady miała miejsce w czasie Wojny Krymskiej, podczas bitwy pod Bałakławą w październiku 1854 roku. Zapewne skazana byłaby na zapomnienie, gdyby nie fakt, że konflikt ten był pierwszym, w którym armii towarzyszyli korespondenci wojenni. Dzięki nim, a także dzięki poecie Alfredowi Tennysonowi, autorowi wiersza opiewającego bohaterstwo kawalerzystów, szarża zyskała status brawurowej, aczkolwiek krwawej pomyłki wynikającej z niekompetencji przełożonych. Nie udało się ukryć przed opinią publiczną, że wbrew logice i sztuce wojennej kawalerzyści atakowali rosyjskie baterie, galopując w dolinie ostrzeliwanej z trzech stron. Po bitwie dowodzący różnych szczebli zrzucali na siebie wzajemnie odpowiedzialność za błędy, umywając ręce od masakry. Richardson w swoim filmie, zatytułowanym po prostu „Szarża Lekkiej Brygady” (tak samo jak wiersz Tennysona), nie poprzestał na przedstawieniu samej bitwy oraz okoliczności, jakie do niej doprowadziły. Wziął się za bary z imperialną przeszłością swojej ojczyzny bardzo ostrą kreską, na granicy złośliwej satyry, odmalowując obraz kastowego społeczeństwa epoki wiktoriańskiej.
Głównym bohaterem filmu reżyser uczynił jedną z tragicznych figur osławionej szarży, czyli kapitana Louisa Nolana, którego zagrał trochę zapomniany dziś David Hemmings. Nolan był doświadczonym, gruntownie wykształconym oficerem. Pisał wojskowe podręczniki. Stanowił ewenement w armii, którą dowodzili nierozgarnięci arystokraci z kupionymi patentami oficerskimi. Zresztą cała brytyjska armia żyła wówczas wspomnieniem dawno minionej chwały z czasów Wellingtona. Nolan w filmie Richardsona jest nielubiany przez innych oficerów, których nazywa idiotami i leniami. Bardzo szybko popada też w konflikt z dowodzącym jego pułkiem lordem Cardiganem, ograniczonym prostakiem i tyranem, któremu przeróżne ekscesy uchodziły tylko z racji wysokiego urodzenia. Cardigana zagrał koncertowo Trevor Howard, kreując odrażającą postać zadufanego w sobie, wąsatego chama specjalizującego się w wygłaszaniu tyrad o chędożeniu i służebnej roli kobiet. Cardigan w filmie bez wahania łamie kariery podwładnych, którzy odważają się mieć własne zdanie. Tak robi ze starym sierżantem-wiarusem, który odmawia donoszenia na Nolana, okazując przy tym więcej godności i charakteru niż cała kadra oficerska pułku, tańcząca wokół Cardigana niczym tresowane pieski. Tak naprawdę i sam Nolan nie był kryształową postacią, a jego arogancja i niecierpliwość w pewnym stopniu przyczyniły się do masakry pod Bałakławą. Zrozumiałe jednak, że Richardson potrzebował pozytywnego bohatera, który mógł stanąć na ekranie w opozycji do panteonu nieudaczników z wyższych sfer i z którym mogli identyfikować się widzowie.
Ciekawym i charakterystycznym zabiegiem artystycznym są animacje uzupełniające fabułę. Pierwsza z nich, stanowiąca czołówkę filmu, przedstawia w alegoryczny, a zarazem ironiczny sposób triumfującą wiktoriańską Anglię z jej wielkim przemysłem, kolonialną potęgą i społecznymi kontrastami. Animacje posłużyły też reżyserowi do przedstawia tła politycznego konfliktu oraz sposobu, w jaki „urobiono” do wojny brytyjskie społeczeństwo. Rysunkowe przerywniki stylizowane są na szowinistyczne, propagandowe ryciny brytyjskie z okresu Wojny Krymskiej. „Dumny Albion”, przedstawiony w nich jako lew, rusza na odsiecz bezbronnej tureckiej „dziewicy” zagrożonej przez rosyjskiego niedźwiedzia. Animacje te w jakiś odległy sposób kojarzyły mi się z podobnymi wstawkami z „The Wall”. Oczywiście mam tu na myśli ich przesłanie, bo jeśli chodzi o styl artystyczny to ich autor, kanadyjski animator Richard Williams, miał swój własny. Zasłynął z niego realizując m. in. czołówki do serii o Różowej Panterze, a po latach reżyserując animowane sekwencje w „Kto wrobił Królika Rogera?”. Połączenie animacji z poważnym dramatem historycznym może wydawać się pomysłem karkołomnym, ale zapewniam, że sprawdza się na ekranie. Poza tym jest ciekawym znakiem czasów i artystycznego klimatu. Przecież „Żółta łódź podwodna” czekała już na zwodowanie, a amerykański animator Terry Gilliam wkrótce miał zacząć współpracę z piątką brytyjskich zgrywusów.
Oczywiście w warstwie czysto technicznej film trochę się zestarzał. Zrobiony jest z adekwatnym do tematu rozmachem, ale trzeba pamiętać, że to kino w starym stylu, ze wszystkimi jego wadami i zaletami. Batalistyka to tłumy statystów rozkładających ręce po wybuchu armatniego pocisku i teatralnie upadających na ziemię. Na szczęście emocje i przemyślenia towarzyszące seansowi są zapewne podobne jak 50 lat temu.
Jedna z kończących film scen przedstawia grupkę obdartych i poharatanych żołnierzy, wiwatujących na cześć swojego dowódcy, mającego ich w „głębokim poważaniu” i (czego już nie pokazano) zmierzającego właśnie na swój jacht i kolację popijaną szampanem. Tak właśnie zachował się Cardigan, po wojnie fetowany w Anglii jako bohater i wynoszony do zaszczytów. Richardsonowi udało się pokazać mechanizm stojący za większością konfliktów, kiedy to szare masy, otumanione za pomocą propagandy, idą na rzeź w przekonaniu, że robią coś wzniosłego i słusznego. Tymczasem ludzi czerpiących zyski z wojny tak naprawdę wcale to nie interesuje. Nawet jeśli to banał, to warto sobie o tym co jakiś czas przypominać, choćby za pomocą klasyki kina.
Szarża Lekkiej Brygady
-
Ocena Voo - 8/10
8/10
Tytułem komentarza i uzupełnienia do własnego tekstu – James Brudenell, Earl of Cardigan, czyli negatywna postać w filmie Richardsona, w podobnym charakterze pojawia się w grze Assassin’s Creed: Syndicate 😉
To ja od serca i osobiscie, ale czuje sie z Wami zwiazany od poczatkow (pamietam jeszcze poprzednie adresy) I z nieukrywana satysfakcja obserwuje jak sie Forumowicze przeksztalcili w tworcow na tej stronie.
Dwa najlepsze teksty na fsgk w tym tygodniu to Msciwoje i ten tu powyzej. Szkoda tylko, ze jak sie juz redaktor Voo rozkrecil, fascynujaco rysujac okolicznosci powstania i opisujac konteksty filmu, tekst dosc niespodziewanie 'pobiegl’ do konca.
I nie chce zeby to zabrzmialo jako krytyka czy nawet uwaga. Raczej – prosba. Przy tak dobrym warsztacie piora az chce sie poczytac wiecej: o formie, sposobie narracji, ciekawych scenach, a takze o refleksjach piszacego. Uwielbiam podobne analizy. Nigdzie indziej ich nie mozna znalezc. Filmweb to troche studnia I lowienie w bagnie, na film.org redaktorzy sie co I rusz osmieszaja, a jesli nie to zwykle jezyk jest na slabszym poziomie. Juz o tym pisalem, ale troche sie juz przyzwyczailem, ze na fsgk Pq zwykle 'dowozi’, a lektury tych tekstow to dla mnie przedlona przyjemnosc.
Zachecam Voo, abys tez probowal – potenjcal jest widoczny golym okiem 🙂
+1 Domagamy się dłuższych tekstów! 😉
to ja sie tylko przyczepie do „konflikt ten był pierwszym, w którym armii towarzyszyli korespondenci wojenni”. chodzilo nie tyle o samych dziennikarzy co o uzywanie telegrafu dzieki, ktoremu informacje splywaly do kraju blyskawicznie i z czego prasa bardzo chetnie zaczela korzystac. to pierwsza wojna relacjonowana w zasadzie na biezaco.
Nie lubię starego kina pacyfistycznego – a to też film z góry postawioną tezą – ale zważywszy na faktyczne okoliczności zdarzenia – uzasadnioną. Choć podobnych bezsensownych akcji było na dawnych wojnach wiele. Dopiero masakry I WŚ co nieco w tym zmieniły i – przynajmniej na zachodzie – zaczęto oficerami robić ludzi, którzy rzeczywiście znali się na swojej robocie oraz oszczędniej szafować życiem żołnierzy.
Oglądałem ten film nie tak całkiem dawno temu, po dość długiej przerwie. Faktycznie nieco się zestarzał realizacyjnie (ale w takim sensie jak zestarzał się „Potop”). Dalej jest to jednak kawał niezłego kina, nieco zaskakujące są wciąż wstawki z animacjami.
Przesłanie wydaje się trochę łopatologiczne ale warto pamiętać, że w zbiorowej brytyjskiej świadomości (czymkolwiek by ona nie była), Szarża Lekkiej Brygady jest symbolem. Czymś co Anglicy, jeśli najdzie ich depresja i chęć na historyczne samobiczowanie, wyciągają z ochotą. Jest symbolem, pojawiającym się nieustannie w ich kulturze, w dyskusjach politycznych i społecznych, metaforą, której używają przy licznych okazjach i porównaniach.
Polecam przy tej okazji „The Charge” New Model Army – jako przykład wykorzystania tego symbolu w brytyjskiej muzyce.