Jak utopić doktora Mraczka (1974)

Noc. Szosą wzdłuż rzeki pędzi samochód, za kierownicą którego siedzi zażywny, starszawy dżentelmen. Dziewczyna obok niego najwyraźniej jest w dobrym humorze, śmieje się i wygłupia, próbując szarpać za kierownicę. Nagle z naprzeciwka wyjeżdża autokar. Pisk opon, chwila zamieszania i większa z maszyn ląduje w rzece. Samochód zatrzymuje się, grubawy pan i młoda dziewczyna patrzą na tonący autokar. “Nic takiego, to tylko ludzie” mówi jedno z nich. Rano w tym miejscu pracują nurkowie. Nagle orientują się, że ten, który zszedł do zatopionego autokaru, zapomniał zamknąć hełm. “31 minut pod wodą bez powietrza! Bohater!” – orzeka kierownik robót. Bohaterowi należy się nagroda. Będzie nią nowe mieszkanie! Decyzję o tym podejmuje doktor Mraczek, urzędnik średniego szczebla w praskim magistracie. Biedaczyna nie ma pojęcia, że w ten sposób wydaje na siebie wyrok śmierci. Tak się bowiem składa, że nurek i jego rodzina są wodnikami. Zamieszkują zawilgoconą kamienicę nad Wełtawą, gdzie w zalanej piwnicy przechowują porcelanowe dzbanuszki z duszyczkami topielców. Nie mogą przeprowadzić się do suchego mieszkania w bloku. Doktor Mraczek musi utonąć…

31 minut pod wodą, bez powietrza. Pestka dla wodnika.

Miłośnikom ambitnego kina Czechy kojarzą się pewnie z tzw. Czechosłowacką Nową Falą i postaciami takimi jak Milos Forman albo Jiri Menzel. Dla mnie kino z Czech i z dawnej Czechosłowacji to przede wszystkim inteligentne komedie oraz seriale dla dzieci, które skutecznie rozjaśniały szaroburą codzienność dogorywającego PRL-u. Były fantastyczne, dosłownie i w przenośni, i zarazem wolne od natrętnej dydaktyki. Po Praskiej Wiośnie i interwencji “bratnich armii” Czechosłowacja wcale nie była najweselszym barakiem w obozie, a cenzura miała ostrzejsze szpony niż w Polsce Ludowej. Stąd pewnie skupienie się na małych problemach, w czasie gdy my kręciliśmy kolejne narodowe epopeje i rozliczaliśmy się na ekranie z bolesnymi epizodami naszej historii. Nawet nasze komedie były tak bardzo powiązane z ówczesną polską rzeczywistością, jak tylko się dało i dopiero Machulski zmienił coś w tym względzie. W tym czasie Czesi i Słowacy robili swoje, specjalizując się w ukazywaniu z humorem trosk życia codziennego. Albo uciekali w świat baśni i fantastyki, czego przykładem jest komedia “Jak utopić doktora Mraczka” z 1974 roku. Wyreżyserował ją Václav Vorlíček, późniejszy twórca niezapomnianej “Arabeli”.

Sieć wodociągów jako system szybkiego transportu. Proste i praktyczne.

Jest to fantastyka swojska i bliskiego zasięgu. Odwołuje się do słowiańskich wierzeń w wodne demony, a zarazem jest zgrabnie osadzona w komunistycznej rzeczywistości lat 70. Głowa rodu czeskich wodników, niejaki Wassermann, wyjeżdża na międzynarodowe wodnicze sympozjum, na którym na stołach, zamiast tabliczek z nazwami państw, widnieją tabliczki z nazwami rzek. Przywódca światowych wodników udziela Wełtawianom reprymendy. Nie rozmnażają się, bo nie ma wśród nich młodych wodników płci męskiej. Tak się bowiem składa, że wodnicy i wodniczki swą wielką moc, na którą składają się nieśmiertelność, możliwość oddychania pod wodą i umiejętność zamiany w rybę, mogą utracić na kilka sposobów. Np. jedząc salceson, otrzymując ludzką krew w trakcie transfuzji albo… uprawiając seks z człowiekiem. W efekcie różnych wydarzeń w Wełtawie zostają już tylko dwie młode wodniczki. Jedną z nich jest córka Wassermanna a drugą śliczna Jana Vodickowa, córka nurka, który pracował przy zatopionym autokarze. Do Pragi zostaje więc wysłanych z pomocą dwóch wodników z Zachodu. Niestety zdarzają im się dość przykre przygody uniemożliwiające przedłużenie wodniczego gatunku. Na dodatek Jana zakochuje się w człowieku, a wybrankiem tym jest nikt inny jak tytułowy doktor Mraczek, na którego życie dybie cały klan wodników. Można tu jeszcze wspomnieć o mamie doktora Mraczka, która jest naukowcem pracującym nad zamianą ludzi w karpie, co w pewnym momencie skutecznie testuje na własnym synu.

Wodnicy ruszają, żeby uratować ciasto zrobione z mąki, w którą została zamieniona ich królowa. Czego nie rozumiesz?

Jeśli w tym momencie zastanawiacie się, czy „Jak utopić…” jest tak absurdalny, jak wynika z powyższego opisu, to śpieszę wyjaśnić, że dokładnie tak, i to jest w nim właśnie piękne i ponadczasowe. Film postarzał się niezwykle wdzięcznie. Efektów jest w nim niewiele. Niektóre rozczulają nieporadnością, jak np. karne zamiany wodników w ścierkę albo kaszankę. Niektóre robią wrażenie pomysłowością, jak chociażby zanurzanie się wodników w umywalce albo poruszanie się pod wodą. W ogóle „Jak utopić…” jest świetnym przykładem na to, jak za pomocą skromnych środków można nakręcić pełnoprawną fantastykę.

Naród, który robił fajne samochody, musiał robić fajne filmy.

Film Vorlíčka to także zwyczajnie bardzo sympatyczna i zabawna komedia, z plejadą gwiazd czechosłowackiego kina z tamtego okresu. Pełno w niej charakterystycznego klimatu lat 70. Wszystkie te stroje, fryzury i samochody! Jeśli komuś się spodoba, to w kolejce czekają inne perełki spod znaku knedlików i przygody takie jak „Lemoniadowy Joe”, „Adela jeszcze nie jadła kolacji” albo „Tajemnica zamku w Karpatach”. Warto poznać te filmy, żeby zrozumieć, że twórcy, tacy jak Jakub Dvorský z Amanita Design albo słynny rzeźbiarz-prowokator David Černý, nie wzięli się znikąd.

Szef wodników razem z małżonką w wersji XXXL.

P.S. Przepraszam za jakość zdjęć, ale przyznam się, że poszedłem na łatwiznę i złapałem klatki na YouTube. Można tam znaleźć cały film. W słabej jakości, ale to chyba jedyna alternatywa dla okazjonalnych seansów na kanale TVP Kultura.

-->

Kilka komentarzy do "Jak utopić doktora Mraczka (1974)"

  • 26 kwietnia 2019 at 13:16
    Permalink

    “Lemoniadowego Joe” i “Arabellę” i ja oglądałem. Świetne. 🙂

    Reply
  • 26 kwietnia 2019 at 19:59
    Permalink

    Adela i Joe ale szczególnie Adela to filmy mojego dzieciństwa 🙂 TVP puszczała onegdaj

    Reply
  • 4 maja 2019 at 21:02
    Permalink

    Jeden z filmów mojego dzieciństwa, którego prawdziwego tytułu nie udało mi się zapamiętać (funkcjonował jako “film o wodnikach). :)) W każdym razie klasyka, obok “Adeli”, “Lemoniadowego” czy “Jutro rano wstanę i oparzę się herbatą” (o ile dobrze zapamiętałem tytuł).

    Reply

Skomentuj Robert Snow Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków