FilmyRecenzje Filmowe

Strażnicy (2009)

Zack Snyder obrywa dziś (częściowo słusznie… ale tylko częściowo) za katastrofę jaką jest filmowe uniwersum DC. Ale niektórzy, bardzo starzy górale pamiętają czasy, kiedy reżyser wsławiony ciekawą ekranizacją komiksu 300, uważany był za nadzieję kina superbohaterskiego. To on, obok Christophera Nolana miał rozpocząć renesans filmów o facetach noszących rajtuzy i peleryny. Nim jednak Snyder wziął się za filmy w których Superman i Batman okładają się wyrwanymi ze ściany umywalkami, miał jeszcze okazję zekranizować chyba najsłynniejszą powieść graficzną wszech czasów – Watchmen szalonego Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa. Do dziś trwają spory czy adaptacja była marna, czy wprost przeciwnie – genialna.

Jest rok 1985. Ale to czas zupełnie inny od tego, jaki znamy z naszej historii. Amerykanie wygrali wojnę w Wietnamie. Czwartą kadencję w Białym Domu sprawuje prezydent Nixon. I istnieją superbohaterowie, mimo, że większość z nich nie ma tak naprawdę nadludzkich mocy. Zamaskowani bohaterowie zaczęli pojawiać się w Stanach Zjednoczonych jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej. Założyli pierwszą zwalczającą kryminalistów grupę – Minutemen. Jedwabna Zjawa, Nocny Puchacz, Kapitan Metropolis, Zamaskowany Sędzia, Dolar, Ćma, Komediant i Duszyczka byli zwykłymi ludźmi, ale w ciągu kolejnej dekady z powodzeniem walczyli ze zbrodnią i występkiem. I stali się ikonami amerykańskiej kultury. Po nich przyszło następne pokolenie. Nowy Nocny Puchacz i nowa Jedwabna Zjawa. Rorschach i Ozymandiasz. No i pierwszy prawdziwy nadczłowiek, niemal bóg… Doktor Manhattan. Wspierani przez najmłodszego z członków starszej grupy – Komedianta – mieli kontynuować dzieło walki o sprawiedliwość. Nazwali się Watchmen. Ale nie było im dane długo nosić swych peleryn. W latach 70. zakazano działalności takich straży obywatelskich. Nocny Puchacz i Jedwabna Zjawa przeszli na przedwczesną emeryturę. Komediant został rządowym specem od mokrej roboty. Ozymandiasz stał się miliarderem, a Doktor Manhattan oddał się pracy naukowej. I tylko Rorschach wciąż ściga największe bestie w ludzkiej skórze. Ale sam już niewiele się od nich różni.

Strażnicy (jeszcze) w komplecie.

Pewnej chłodnej, jesiennej nocy, ktoś włamuje się do apartamentu Komedianta. Dawny superbohater, żołnierz i zabójca, próbuje stawiać opór. Ale nie daje rady. Umiera, wyrzucony przez okno. Jego los nie obchodzi nikogo, poza Rorschachem, który przypuszcza, że sprawa ma drugie dno. Postanawia ostrzec swoich dawnych towarzyszy.

Tak zaczyna się zarówno film, jak i powieść graficzna. Nawiasem mówiąc, w odniesieniu do Strażników ten nieco górnolotny synonim słowa komiks jest jak najbardziej na miejscu. Watchmen to nie tylko dzieło wybitne. To również potężny tom, który samą ilością tekstu, dorównuje niejednej literackiej cegle. Podejmując się tej adaptacji, Snyder postawił sobie poprzeczkę niezwykle wysoko. A to, czy mu się udało, czy nie, zależy od perspektywy.

Narodziny superbohatera… czy boga?

Zacznijmy od tego, czym Strażnicy są dla przeciętnego widza, który nie miał z komiksem styczności. Otóż widz taki zobaczy z jednej strony opowieść bardzo dorosłą, momentami błyskotliwą wizualnie, ale jednocześnie zbyt długą i chwilami kompletnie niezrozumiałą. Wątki się mieszają, głównych postaci jest multum, retrospekcja goni retrospekcję, kilkukrotnie zmieniamy perspektywę patrzenia na akcję, a w sercu historii jest przecież kryminał… więc Snyder siłą rzeczy nie może zbyt szybko ujawniać wszystkich kart. To musi konfundować i to nie tylko publiczność przyzwyczajoną do lekkiego i łatwego kina w stylu Marvela. Film, nie dość, że stawia bardzo poważne pytanie (zresztą zawarte w tytule, nawiązującym do rzymskiej paremii „Quis custodiet ipsos custodes?”), to jeszcze próbuje być wierną adaptacją dzieła, o którym przez 20 lat mówiono, że nie da się go zekranizować.

Strażników można byłoby bardzo długo chwalić za grę aktorską. Brak tu nazwisk największych gwiazd Hollywood (i dobrze! Jedyną rozpoznawalną twarzą jest Patrick Wilson, a i on nie jest „A-listerem”), ale jednocześnie nikt nie zawodzi. Zdjęcia, jak wspomniałem, trącą czasem trochę snyderowskimi manieryzmami (slow-motion, itd…), ale bywa też tak, że są wprost genialne. Dobór muzyki może i był nieco kontrowersyjny, ale mnie się bardzo podobał. Do tego scenografia, świetnie oddająca klimat epoki, bez popadania w klisze i przesadę. Do żadnego technicznego elementu produkcji nie można się przyczepić. Ale wiem, że dla widza, który nie zna dzieła Moore’a, ten film po prostu będzie zbyt trudny w odbiorze. Zbyt chaotyczny. I to jest jego największy dramat.

Nocny Puchacz II, Jedwabna Zjawa II i Rorschach.

Jeśli natomiast ktoś komiks zna i ceni, to będzie wniebowzięty. Nie, przepraszam, nieco przesadziłem. Wielu fanów powieści graficznej narzekało. Czasem na takie drobiazgi jak kostiumy. Otóż w filmie Snydera stroje Strażników uległy zmianie (Minutemen są przedstawieni wiernie). Ale powód jest – moim zdaniem – oczywisty. Dla Moore’a i Gibbonsa kostium nie był celem samym w sobie. Nawiązywał do tego, co nosiły postaci komiksowe w dziełach z epoki. Dziś oryginalny strój Nocnego Puchacza budziłby raczej śmiech, natomiast jego nowa wersja spełnia swoje zadanie, budząc skojarzenia z Batmanem. Więc kwestia kostiumów to klasyczne czepialstwo.

Ozymandiasz.

Nieco mocniejszy wydźwięk ma kwestia okrojenia filmu z wielu komiksowych wątków. Gwoli wyjaśnienia – w powieści graficznej równolegle do akcji, obserwujemy też pewnego rodzaju meta-narrację. Otóż w komiksie jest postać, która czyta inny komiks – bardzo brutalny i szokujący, acz w pewnym sensie powiązany motywami z głównym wątkiem. Zadaje to samo pytanie o granice moralności, ale prezentuje je w innym kontekście. Jeśli ktoś jednak uważa, że wycięte przez Snydera fragmenty powinny wrócić na miejsce, to jest w koszmarnym błędzie. I bez tego film jest po prostu za długi. W kinie trwający 2 godziny 43 minuty seans po prostu męczy. A gdyby Snyder próbował zekranizować każdą stronę powieści, to musielibyśmy doliczyć co najmniej kolejne 90 minut.

Moim zdaniem dokonane przez Snydera skróty były mistrzowskie. Więcej, w dwóch miejscach poprawił on samego Alana Moore’a. Drobna zmiana charakteru ataku w końcówce filmu jest jeszcze lepiej rozwiązana niż w komiksie. A początek filmu, przedstawiający bohaterów na tle ikonicznych fragmentów historii (tudzież historii alternatywnej), jest po prostu majstersztykiem. Zresztą zobaczcie sami.

 

Czy taki film można zarekomendować komuś, kto nie zna materiału źródłowego? Mimo świadomości wszystkich problemów z tą ekranizacją (a może raczej z formą jaką przybrała), powiem – tak! Chociażby dlatego, że film ten był ambitny. Gdyby Strażnicy byli kilkuodcinkowym serialem, nie wątpię, że odbiór dzieła byłby łatwiejszy. Gdyby Snyder pozwolił sobie na większe odstępstwa od treści komiksu, to może wyszedłby z tego hit na miarę Mrocznego Rycerza. Ale reżyser naprawdę chciał oddać sprawiedliwość twórcom oryginalnego dzieła. Dlatego warto poświęcić Strażnikom czas.

Warto to zrobić tym bardziej, że niebawem zaczną się próby niszczenia spuścizny Moore’a i Gibbonsa. W zeszłym roku Strażników – a więc postmodernistyczną dekonstrukcję mitu superbohaterskiego – włączono już do klasycznego uniwersum DC. I – jak można się tego było spodziewać – nowe komiksy z tego cyklu nie mogą nawet leżeć na jednej półce z oryginałem. Teraz dowiadujemy się, że trwają prace nad serialem Watchmen… którego akcja toczyłaby się współcześnie. To są – nie bójmy się tego słowa – bluźnierstwa. Więc jeśli nie możecie sięgnąć po powieść graficzną Moore’a, to oddajcie hołd jego dziełu oglądając film. Nim próby zbicia kasy na tej marce kompletnie nas zniesmaczą.

Watchmen
  • Dla znających powieść graficzną - 9/10
    9/10
  • Dla nieznających powieści graficznej - 6/10
    6/10
7.5/10

Trailer:

 

PS. A jeśli już będziecie oglądać film w domu, to możecie sięgnąć po wersję reżyserską. Pewnie, jest jeszcze dłuższa, i wprowadza jeszcze więcej drugorzędnych wątków, ale jest też w niej kilka scen po prostu pięknych. Takich jak ta, którą wklejam poniżej.

https://www.youtube.com/watch?v=fPGPOBWfQS4

To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 14

  1. A jak ktoś zbytnio nie przepada za filmami o superbohaterach to warto zobaczyć ? Bo z recenzji można odnieść wrażenie, iż nie jest to film typowy dla tego klimatu.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. To jest coś kompletnie innego. To dekonstrukcja kina superbohaterskiego. Rewelacyjny film. Mnie zachęcił do komiksu, który rzeczywiście jest jeszcze lepszy. Ale to nie ma jak być porównanie do xmanow deadpooli czy nawet nolanowskiego batmana. Ja gorącą polecam

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  2. Jeeeezuuuuuu, dzień cudów !!!!! Najpierw ManUtd wygrał ( informację sprawdzam rano) potem wpadło 3 z metrologii ( możliwe że wezmę warunek), a teraz dostaję recenzję o której prosiłem od jakiegoś pół roku. No żyć nie umierać.
    W moim przypadku było tak, że najpierw oglądałem, potem wziąłem się za komix. Wolę bardziej Marvela, lecz tym razem się nie zawiodłem. U mnie oba dzieła mają 11/10. Film jest po prostu cudowny, mający sens, ręce i nogi. Najlepsza wg mnie sceny to Rorszak w więzieniu. Przekozackie.
    Co więcej, wcześniej czytałem ,,Dzikie Karty” Martina. Początek filmu ( czyli ukazanie czasu od końca IIWŚ do lat 80. ) to żywcem stworzona ekranizacja dzieła Martina. Po pozmienianiu czyjiś imion, otrzymujemy praktycznie pierwsze 100 stron.
    Bóg Ci zapłać drogi DaeLu. I niech jeszcze ktoś coś napisze, że administratorzy strony nie liczą się z czytelnikami xD

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  3. Film naprawdę bardzo skomplikowany, wymieszanie głównego wątku z retrospekcjami wprowadzało chaos dla osób nieznających oryginału. A dla mnie film jako osobne dzieło powinien bronić się sam.
    Nie zgodzę się do występów aktorów, nie nazwał bym ich wybitnymi, czasem denerwowali. Wyjątkiem tu jest Rorschach, który był świetny.
    Ocena 6/10 wydaje mi się adekwatna

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. Uwielbiam. To jeden z moich ulubionych filmów w ogóle. Zupełnie nie przeszkadza mi w nim Snyderowski styl, wręcz przeciwnie – on idealnie współgra z materiałem źródłowym. To jest kino superbohaterskie i nie jest jednocześnie. Niby dekonstrukcja, ale nadal widowiskowa. Niby realistyczna, ale zupełnie inaczej niż Mroczny rycerz. No i te dziesiątki poukrywanych dosłownie wszędzie smaczków i nawiązań, które dostrzega się dopiero za którymś razem. Mało tego, Strażnicy to ewenement, bo odchodząc od oryginału w końcówce, stał się lepszy niż być mógł. Teleportowanie wielkiej ośmiornicy z kosmosu jakoś mniej do mnie przemawiało od groźby nuklearnej zagłady. Zgrzytał mi jedynie sztuczny nos Nixona, ale za to ścieżka dźwiękowa nadrabiała z nawiązką. Dla mnie Strażnicy to dzieło kompletne, zasługujące na dychę.
    Dodam jeszcze, że najpierw oglądałem film w wersji kinowej, potem dopiero czytałem komiks i wróciłem do wersji ultimate cut (jeszcze dłuższa od reżyserskiej) i to było całkiem dobre posunięcie. Nie wiem, jak odebrałbym film, znając wcześniej komiks.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  5. Mialem wielkie oczekiwania co do tego filmu. Jak sie pozniej okazalo, zbyt wielkie.
    Jestem fanem komiksu (najlepszego w dziejach) i poczatkowo, jak wielu mi podobnnych, zzymalem sie na Snydera. Mialem wrazenie, ze zrobil ze Straznikow popkulturowa papke pelna uprszczen i ze zmienionym zakonczeniem.
    Po czasie przyznaje jednak, ze jak na skale przedsiewziecia niewiele wiecej dalo sie osiagnac. Komiks sie tak wielowatkowy i precyzyjnie skonstruowany, ze drastyczne ciecia byly konieczne, a pomysl z konfliktem nuklearnym lepiej pasowal do konwencji kinowej.
    Dzis uwazam Straznikow za jeden z lepszych filmow o superbohaterach. Zdecydowanie warto obejrzec.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  6. Aha i wszystkim fanom polecam wersje Ultimate Cut – wyszla w 2009, to poszerzona rezyserska z dodatkowymi sekwencjami i fenomenalna animacja opowiesci z glosem Gerarda Butlera.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  7. Ze mną było inaczej. Najpierw obejrzałem film i dałbym dychę. Ale potem sięgnąłem po oryginalny komiks i dziś mógłbym dać filmowi najwyżej ósemkę, bo widzę wszystkie niedociągnięcia i razi mnie przesadne efekciarstwo (Strażnicy Moore’a, poza Manhattanem, byli zdecydowanie bardziej ludzcy niż ich filmowi odpowiednicy). Największą zaletą filmu jest więc to, że zachęca do sięgnięcia po komiks – który jest dziełem kompletnym, doskonałym.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  8. 6/10 dla nieznających komiksu? Nie zgodzę się, jak dla mnie 7,5-8/10. Ja komiksu nie znałem, a film mi się podobał i wśród znajomych też były głosy pozytywne. Jestem jedna jeszcze przed lekturą komiksu, więc zobaczymy jak ocenię po przeczytaniu.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  9. Również nie zgadzam się, że ludzie nieznający komiksu ocenią niżej. Ja nie znałem i dałem 9/10. Za styl, formę i przede wszystkim za inne spojrzenie na mity superbohaterskie. Poważne, wieloznaczne, przewrotne.

    Gwiazd nie ma, ale z tym brakiem rozpoznawalnych twarzy to przesadziłeś. Ja wszystkich aktorów rozpoznaje 🙂

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  10. Nie lubię filmów Marvela, więc niechętnie zasiadłem i do tego filmu. W mojej opinii 9/10. Normalny film, gdzie jest fabuła, a moce bohaterów to tło dla ich historii i relacji. Nie ma tu debilnego rozwoju gościa w superbohatera i finałowej walki z arcynudnym wrogiem, który zawsze przegrywa. Podsumowanie na końcu recenzji powinniście zmienić na:

    Dla znających powieść graficzną lub po prostu potrafiących myśleć w trakcie filmu – 9/10
    Dla konsumentów papki Marvela – 6/10

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  11. Nie znałem komiksu, nie chciałem oglądać, bo zwiastun wyglądał żenująco z tymi śmiesznymi lateksami.

    A potem obejrzałem i dałem 10. Najlepszy superbohaterski film w historii kina. Mimo kilku drobnych baboli.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button