Wczoraj swoje rekomendacje przedstawili DaeL i SithFrog, dziś pora na Pquelima i Crowleya.
Pquelim
Kazali krótko… a nie da się krótko! Polskie filmy to temat-rzeka. Pływa w niej mnóstwo zapomnianych skarbów, ale i zdecydowanie zbyt dużo lekkomyślnie wytworzonych śmieci. Na 100-lecie odzyskania niepodległości wybrałem jednak trzy tytuły wyciągnięte z mojej prywatnej szuflady: ulubione. O każdym z nich można napisać dziesiątkę tekstów. Każdemu też dałbym dychę, gdybym musiał.
„Rękopis znaleziony w Saragossie”. Arcydzieło Wojciecha Jerzego Hasa. Film, który jest otoczony kultem i czcią poza granicami naszego kraju, w Polsce chyba nigdy nie doczekał się uznania, na jakie zasługuje. Coppola i Scorsese z własnej kieszeni wyłożyli kasę na cyfrową restauracje oryginalnej, 180-cio minutowej taśmy (w USA wcześniej znana była okrojona wersja francuska), aby zaprezentować ją widzom w kinach i na VHS/DVD. „Rękopis…” jest wymieniany wśród największych dzieł światowej kinematografii. A wymieniających jest wielu, wśród nich mistrzowie tacy jak Luis Bunuel, David Lynch, Lars von Trier, Neil Gaiman. „Rękopis…” to ekranizacja powieści łotrzykowskiej Jana Potockiego, która sama również większą karierę zrobiła poza terytorium Polski zaborowej: została napisana po francusku i wydana w Petersburgu, później w Paryżu. Opowiada historię Alfonsa van Wordena (w filmie twarzy mu użyczył wybitny i po wsze czasy nieodżałowany Zbigniew Cybulski), kapitana armii walońskiej, który udaje się do Madrytu wypełnić rozkazy. I właściwie tyle trzeba o filmie wiedzieć – reszta jest milczeniem…, ekhm, seansem. To opowieść szkatułkowa, zrealizowana z niezwykłym kunsztem i „maestrią w narracji”, jak o filmie pisali amerykańscy krytycy. Jest w niej sporo humoru, szczypta surrealizmu i cale kilogramy opowieści, które toczą się w różnych kierunkach, przenikając i zazębiając się ze sobą. Naprawdę trudno to wszystko ogarnąć za pierwszym podejściem, toteż „Rękopis…” jest filmem, do którego się wraca. I wierzcie mi, za każdym powrotem wzrasta przyjemność i rozszerza się sposób interpretacji tego filmu. Trzeba znać. Chyba pierwsze polskie Wielkie Kino, do dzisiaj niepowtórzone, przez nikogo, na całym świecie.
„Psy”. Gorzka rozprawka na temat transformacji ustrojowej w Polsce. Film niemal profetyczny, bo pisany jeszcze zanim większość przedstawianych w nim wydarzeń miała miejsce. Chyba największe do tej pory dzieło Władysława Pasikowskiego, które łączy płytkość i wulgarność mainstreamu, z rodzimą martyrologią i szarzyzną rzeczywistości, tak głęboko eksploatowaną w naszym kinie od dekad. Przy okazji film, który wyznaczył trendy i kształt polskiej sceny aktorsko-filmowej na całe ostatnie dziesięciolecie XX wieku. Bogusław Linda w roli ikonicznej. Świetny Kondrat, fenomenalny Gajos, bardzo dobry Cezary Pazura. Znakomita kreacja Agnieszki Jaskółki, która po otrzymaniu statuetki w Gdyni porzuciła aktorstwo, tuż po swoim debiucie. Film opisywany był jako „pierwszy amerykański”, a zrobiony w Polsce. Dzisiaj to już tak mocno nie rezonuje, ale wybitne dzieła mają to do siebie, że oddziałują na widzów w różny sposób na przestrzeni lat. „Psy” to przede wszystkim świetna opowieść kryminalna, ze znakomitymi wykonawcami w pierwszym planie. Gdyby to naprawdę powstało za amerykańskie pieniądze, w amerykańskim studiu, dzisiaj mielibyśmy swojego klasyka na liście najlepszych sensacyjniaków w dziejach.
„Kiler”. Arcydzieło w swojej kategorii. Zaraz obok „Seksmisji”, najlepsza polska komedia, co oznacza, że Juliusz Machulski nie ma w tym kraju konkurencji. No bo nie ma. „Kiler” to bardzo lekka i przyjemna sytuacyjna satyra oparta na przypadkach, nieporozumieniach, niedomówieniach i łucie szczęścia głównego bohatera. Normalnie takie historie kończą jako scenariusze do sitcomów i topią się w zalewie pustynnych sucharów. Tym razem mieliśmy jednak do czynienia z cudownym zrządzeniem losu, w którym zagrało dosłownie wszystko: historia nie nudzi, dialogi są śmieszne, a oklepane komediowe narzędzia wspólnie tworzą całość, którą można oglądać w kółko. Wielka w tym zasługa odtwórców, którzy w całości zaprezentowali się wyraziście i z jajem. Pazura to klasa sama w sobie, ale przecież są jeszcze Rewiński, Englert, Kożuchowska, Kiersznowski, Jerzy Sthur… W tym filmie nie ma słabych kreacji. Intryga prześlizguje się po problemach polskiej rzeczywistości lat 90., ale to nie o nią tutaj chodzi. „Kiler” to przede wszystkim zestaw kapitalnych skeczy i sytuacyjnych gagów, które zapamiętujemy na zawsze. Swego czasu, mimowolnie i podświadomie, byłem w stanie recytować całą ścieżkę dialogową filmu, od dowolnego fragmentu. Wielkie Coś i piękny dowód na to, że potrafimy – jako Polacy – uśmiechnąć się do siebie, spojrzeć na nas samych z dystansem, zarechotać całkiem głośno. I całkiem naprawdę.
Crowley
„Dług”. Recenzując polskie filmy ciężko uciec czasami od stwierdzeń „dobry jak na polskie warunki”. Może to przejaw kompleksów, a może smutna konstatacja na temat kondycji naszej kinematografii. Ale „Dług” jest jednym z takich filmów, które w każdej chwili można by wyświetlić obywatelowi dowolnego kraju świata i jestem pewien, że ten ktoś zbierałby szczękę z podłogi. Krauze nie dość że w mistrzowski sposób zbudował nastrój niewypowiedzianej grozy, to jeszcze zrobił to w oparciu o prawdziwą historię. Wybitne aktorstwo, demoniczny Chyra, sceny, które zapadają w pamięć, bo mogłyby dotknąć każdego z nas. Myślę, że w kategoriach obiektywnych (to znaczy biorąc pod uwagę samo rzemiosło) jest to najlepszy polski film, jaki widziałem. I nie chcę go już więcej oglądać, żeby nie musieć po raz kolejny przeżywać dramatu na ekranie.
„Dzień świra”. Kiedy oglądałem go po raz pierwszy, pewnie gdzieś na początku nauki w liceum, była to dla mnie prześmieszna komedia absurdów, z niezapomnianym Markiem Kondratem w roli głównej. Kilkanaście lat później wciąż śmieję się z genialnych dialogów autorstwa Koterskiego, ale już same realia wydają się mniej zabawne. Z każdym kolejnym seansem widzę więcej bardzo gorzkiego komentarza, a śmieję się trochę wbrew sobie. To w gruncie rzeczy przeraźliwie smutny film, rzekłbym, że to takie rozliczenie z bycia Polakiem. Tak jak „American Beauty” opowiadał o kryzysie wieku średniego za wielką wodą, tak „Dzień świra” można odbierać jako studium permanentnego kryzysu w warunkach III RP. Film, który jeszcze długo będzie cytowany i który chyba nikogo nie pozostawia obojętnym, największe dzieło Marka Koterskiego.
„Hydrozagadka”. Po dwóch ciężkich filmach pora na coś lżejszego, żeby nie wyszło, że u nas jak śmiech, to tylko przez łzy. „Hydrozagadka” to polska odpowiedź na kino superbohaterskie, parodie braci Zuckerów i Monty Pythona… zanim te trzy zjawiska w ogóle powstały. Przecudownie absurdalna historia Asa, który próbuje rozwikłać zagadkę znikającej z Warszawy wody to kopalnia genialnych cytatów i niezapomnianych scen. Kto nie widział, ten nie zrozumie, dlaczego pije się tylko Balantajnsa, skąd wziął się krokodyl Herman, kto jest bezwzględnie inteligentny i co jest największą trucizną. Ten film dowodzi, że nad Wisłą poczucie humoru miał nie tylko Bareja, Chęciński i Machulski.
To był nasz krótki i bardzo subiektywny przegląd polskiego kina. A jakie polskie filmy Wy uważacie na najciekawsze? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach.
„Język złota to jedyne esperanto!”
„Hydrozagadka” to absurd absolutny. Film, który powinien leżeć w Sevres. Od genialnej czołówki, aż po napisy końcowe, uwielbiam każdy centymetr tej filmowej taśmy.
Dobrze, że Crowley wymienił. Nie rozumiem, dlaczego sam tego nie zrobiłem :O
Mam tak samo. Jakoś nie patrzę na Hydrozagadkę jak na film, tylko jak na doznanie 🙂
Hydrozagadka jest ekstra. Fenomenalne teksty, piekne kobiety i niepowtarzalny humor. Uwazam, ze ten film powinien byc duzo bardziej popularny i kultowy w naszym kraju.
Achtung achtung Hermann! 😀
Ta scena zawsze mnie kładzie na łopatki.
Torpedo los!
Najważniejsze jest przestrzeganie zasad BHP.
Zwłaszcza na kolei.
Cześć!
„Dług” i ” Dzień Świra” to zdecydowanie świetne filmy, ale zawsze jak je oglądam to wzbudzają we mnie niepokój, dlatego rzadko do nich wracam.
Wybaczcie post pod postem, ale mi się zapomniało zapytać. Można liczyć w najbliższym czasie na recenzje „Ślepnąć od świateł”?
O. I ja przylaczam sie do prosby.
Byl juz 'Belfer’ od Zulczyka, a to tez oparte na jego scenariuszu. I ksiazce.
Jestem po trzech odcinkach i strasznie sie wkrecilem. Sposob krecenia Warszawy to swiatowy top!
Myślę, że można 😉
Zgadzam się. O tym właśnie pisałem w odniesieniu do Długu. Ten film emanuje złem i bardzo silnie oddziałuje na widza. Widziałem go raz i nie śpieszno mi do kolejnego. Dzień świra widziałem pewnie kilkanaście razy, ale też ostatnio odpuszczam seanse w telewizji, bo mnie on najzwyczajniej w świecie dołuje. Ale to duża rzecz, gorzka i bolesna.
Do tego 'Rekopisu…’ to sie juz tyle razy przymierzalem, ze az sie tym zmeczylem.
Mam wrazenie, ze na ten film trzeba odpowiednio sie 'przygotowac’, tak mmentalnie jak i substancjalnie 🙂
Mam to samo. W zasadzie to nawet nie wiem, czego się po nim spodziewać. Mam na liście „do obejrzenia”, ale nie wiem, kiedy się do tego zabiorę.
Trzeba się spodziewać jednej z najdziwniejszych rzeczy, jakie dane będzie obejrzeć. To w sumie jak z Hydrozagadką – bardziej przeżycie, niż film.
I naprawdę przemyślana rzecz. Wydaje się bez sensu, a nie jest.
A mocno się zestarzał? Bo ja się zawsze boję, że stare filmy będą tak samo niestrawne, jak stare gry, jeśli się do nich nie podchodzi z dużą dozą sentymentu.
no, jak na 1964 to zestarzał się tak standardowo.
Ja miałem – przy pierwszym podejsciu – około 30 minutową awersję, jak w przypadku każdego filmu w dwóch kolorach. Ale potem to przestaje mieć znaczenie.
Kostiumy, kadrowanie, wszystko jest bardzo ładne nawet dzisiaj. Tylko, że nie wygląda to „współcześnie” że tak powiem.
no, i takie zestawienie to ja szanuje!
połowa filmow obejrzana dawno, ale do odswiezenia, a o drugiej polowie nawet nie slyszalem i wyglada na to, ze sa do nadrobienia
pq i crow >>> dealel i zaba
Pjona Pq! 😉
Pięć piw!
Ogolnie to chyba dobry pomysl takie zestawienia. Np. Najlepsze. Filmy gagsterskie, albo najlepsza czesc Rocky’ego. I jakas dyskusja redakcyja.
Takie rzeczy bym poczytal! Wiadomo, ze czesc klasykow sie zna i kojarzy, ale zawsze znajdzie sie jakis zapomniany/nieznany tytul, ktory warro obejdzec/odswiezyc.
Całe życie myślałam, że to jest: „memory… five… Siara” ?
To mnie Kiler zaskoczył.
Wśród moich znajomych do dziś trwa spór w tej sprawie. Ja jestem z opcji „five”, ale przyznaję, że oponenci też mają mocne argumenty.
Kto żył przed epoką smartfonów, to pamięta, co to szybkie wybieranie. Przy find musiałby więcej wciskać przycisków… Ale faktyczne, poszukałam na yt i Siara mówi „find”.
Five!
Bóg was opuścił?! „Psy” w tak szacownym zestawieniu? Drętwy, napuszony i pretensjonalny do bólu, jak całe kino Pasikowskiego. Mimo dość realistycznej fabuły, tak przeszarżowany (zwłaszcza pod względem dialogów i sposobu gry aktorów), że przez to kompletnie niewiarygodny. Jasne, kiedyś się nim zachwycałem i ja. Ale wtedy trwała jeszcze epoka video, ja byłem młody, świat był młody, a wartość filmów mierzyło się ilością wyrazów na „k”. 🙂 Dziś patrzeć na niego nie mogę. Wolę już „dwójkę”, choć to też bałach. Na jedyny plus Janusz Gajos, który zaskoczył wtedy taką rolą.
Nieśmiało przyznam, że również nie rozumiem fenomenu Psów i w ogóle filmów Pasikowskiego. W dodatku zestarzały się one przeokrutnie pod względem technicznym.
pod względem technicznym jak najbardziej. ale aktualnosci w nich wciaz jest wiele.
Magia Pasikowskiego w „Psach” polega w 80% na dialogach. Reszta to wykonawcy, ktorych dobierał sobie znakomicie.
Pretensjonalne? Przecież to kino akcji. Tam nie ma żadnej pompatycznosci. „Kroll” też jest pretensjonalny i pompatyczny? Wiele jestem w stanie o Pasikowskim powiedziec, ale w zyciu bym nie wpadl na pretensjonalizm i napuszenie. Reżyser zaczynał od kameralnych historii pokazujących polskie służby bez medialnej fasady, przełamywał tymi filmami społeczne konwenanse i tabu. Mówił ludziom wprost: „kurwa, chujowo jest”. I to było to, co większość Polaków lat 90. miała na końcu języka.
Dla mnie Pasikowski to największy polski reżyser okresu po transformacji. Prawdziwy piewca pokolenia.
Poza tym, „Psy” to pierwszy polski film z tak brutalnym językiem i obrazem. To szokowało, pokazywało nową drogę dla całej kinematografii.
Ok, nie lubić, nie mam z tym problemu. Ale oczerniać? To już niesprawiedliwe jest.
A dla mnie właśnie „Kroll” jest najlepszym filmem Pasikowskiego. Taki paradoks, że to debiut, w zasadzie praca dyplomowa i potem nic już lepszego nie zrobił… W tym filmie klimat jest taki, że można go nożem kroić. I jeszcze muzyka, z „Krew Boga” kultowego Kultu w tle…
No cóż, sprzeczać się z takim fanem Pasikowskiego nie ma sensu, bo i tak cię nie przekonam. Ale przesadzasz z tym „oczernianiem”. Piszę tylko to, co czuję. Mówisz o aktorstwie i dialogach? Dla mnie to właśnie najsłabsze elementy „Psów”. Rola Gajosa świetna, Lindy i Pazury przyzwoite. Reszta to najwyżej lepsze i gorsze średniaki. Rolę pani Jaskółki określiłbym krótko: „drewno”. Na jej usprawiedliwienie może jednak wpływać fakt, że nie była zawodową aktorką, więc to raczej wina reżysera, który ją w tej roli obsadził. Na szczęście dała sobie spokój z aktorstwem, co dobrze o niej świadczy. I owszem. Dialogi są pretensjonalne. I to do tego stopnia, że z czasem stały się swoją własną karykaturą. Do dzisiaj, gdy chce się rozbawić towarzystwo oglądające sensacyjny film, rzuca się czymś w rodzaju „w imię zasad, skurwysynu” albo innym sucharem z „Psów”. 🙂 Kurwa, kto tak mówi?! Chcesz zobaczyć wiarygodną scenę morderstwa, to obejrzyj choćby wzmiankowany tutaj „Dług”. U Pasikowskiego takie sceny wywołują co najwyżej salwę śmiechu, lub niezdrowej fascynacji (zależy od tego czy oglądający są już pełnoletni), a nie żadną refleksję. Fabuła „Psów” ujdzie, choć jego wizja rzeczywistości też jest mocno wykrzywiona. Można to było przedstawić znacznie lepiej. W 1992 byłem już człowiekiem dorosłym i zupełnie inaczej to pamiętam. Byłem w wojsku niemal w tym samym czasie, co bohaterowie „Krolla”. To właśnie moje pokolenie. Ale stwierdzenie jakoby Pasikowski miałby być jego piewcą brzmi jak ponury żart.
Przez hiperbole, kondensacje, świadome i celowe wynaturzenia – takie skróty myslowe, które pozwoliły wtedy wstrzasnać nieopierzonym polskim widzem – w pewien sposób był piewcą. Zdefiniował świadomość transformacji ustrojowej, fakt, że obszarach służby publicznej niewiele ona zmieniła, musiała być budowana przy udziale ludzi ze „starej” ekipy, bo po prostu nie było innych. A idealizm młodocianych rewolucjonistów rozbijał się o pragmatykę zycia codziennego.
Jestem wielkim fanem, bo to film rozliczeniowy, lecz nie plujący widzom w twarz cierpiętnictwem i martyrologią – jak np dyskutowany szeroko u nas Smarzowski. Są w nim bohaterowie szarości, a nie czarni lub biali, jest relatywizm moralny, a do tego całość ma strukturę opowieści sensacyjnej (a nie wydumanego kina artystycznego).
Pewnie, to są same hiperbole i przesadyzmy, ale w tym przypadku służą uwidocznieniu sensu przekazu, a ten sam w sobie jest czytelny i nie wymaga pogłębionej refleksji.
I za to Pasika szanuje. Mainstream plus powaga. Dzisiaj już takich filmów nie krecimy, nie wiem, może nie ma takich tematów. Chociaz przeciez są. Szkoda.
Dlatego powiedziałem, że sama fabuła nie jest zła. Temat przełomu ustrojowego i losów byłych esbeków mógłby być interesujący. Ktoś zdolny mógłby z tego zrobić dobry film. Ktoś, ale nie Pasikowski. Miał taki temat, a zrobił z niego to, co zrobił, bo inaczej nie potrafi. Świadczą o tym jego kolejne filmy, na czele z tym nieszczęsnym „Reichem”. Zresztą to ogólna bolączka polskiej kinematografii. Jakoś nie idzie nam łączenie poważnych tematów z wartką akcją, żeby nie popaść przy tym w groteskę, jak Pasikowski. Polska to nie Ameryka i film w amerykańskim stylu jest w naszym klimacie tak wiarygodny jak serial „Niania”. 🙂
Reich byl fajny. Tak jak i Sara, ktora byla chyba konsekwencja tej rozpoczetej przez Pasikowskiego wlasnie mody na polskie kino sensacyjne. Pamietam, ze w momencie premiery to lekko roozczarowywaly oba te filmy, ale wracajac do nich po latach, docenilem ze w ogole powstaly. Lepsze takie filmy, niz polska komedia romantyczna z Karolakiem.
„Sara” to nie Pasikowskiego.
Za prawdę o Polsce po transformacji. Nikt nie zrobił tego lepiej i trafniej niż Pasikowski w pierwszych 'Psach’.
„Bóg was opuścił?!”
to juz wiadomo skad ta nienawisc do „kleru” xD
No i doczekałem się na 'Psy’. Brawo Pq!
Tylko niech ktoś poprawi tego 'Konrada’ 🙂
No właśnie☺ Bo Konrad to raczej „Dziady” niż „Psy”…
Fixed. Dzięki, jakoś mi umknął ten komentarz.
łeee pany. obejrzalem ten dlug i jest niby spoko, ale bez szalu. a nazwanie go najlepsztm filmem polskim to juz gruba przesada 😛
Niepokój w „Długu” jest świetnie zarysowany. Ta bezradność i osaczenie, które prowadzą do rozpaczliwych kroków. Dla mnie jest to bardzo mądry film o bardzo złych rzeczach, jakie ludzie sobie wyrządzają. Gorzka pigułka.
Moje subiektywne typy:
„Ziemia obiecana”
„Potop” („Nie twoja sprawa, pachołku!”)
„Seksmisja”
„Miś”
„Wesele” (Wajda)
„Gorączka”
„Ucieczka z kina Wolność”
„Psy” (film wielki, pomimo potknięć Pasikowskiego, bo pokazuje „prawdę czasu”)
„Zawrócony”
„Kiler”
„Dzien świra”
„Dom zły” (nie widziałem jeszcze „Róży” – może zajmie jego miejsce)
W kategorii „Ambitna porażka” nominuję „Miasto 44”.
Miasto 44. Wielkie nadzieje, duze pieniadze, wysoka jakosc techniczna. Ostrzylem sobie zeby na ten film.
A potem obejrzalem i do konca zycia juz bede pamietal calujaca sie pare przy akompaniamencie wybuchow i skrecajacych wokol kul. Straszna tandeta.
Reszta filmu byla w porzadku, chociaz bez wielkiego szalu.
3. Seksmisja
2. Kanał
1. Człowiek na torze
O! „Człowiek na torze” to też bardzo dobry film jednego z twórców polskiej szkoły filmowej, Andrzeja Munka. Oglądałem dawno temu, chętnie odświeżę – dzięki za przypomnienie 🙂
Tak czytałem, czytałem a nikt nie wspomniał. „Symetria” Niewolskiego (też nietuzinkowa postać). Dla mnie genialny film. I również dobra rola Chyry. A co do jego gry w „Długu”, to on jest chyba stworzony do ról takich krawaciarzy, którzy są wcieleniem diabła. Podobną rolę miał w „Komorniku”. Z komedii – „Pieniądze to nie wszystko” warte wspomnienia.
„Symetria” była ekstra, ale w sumie najbardziej za pierwszym razem.
Po kolejnych seansach dostrzega się więcej niedociągnięć filmu i taki… cóż, dość mocno naciągany rozwój całej fabuły. Ale jest to kino mocne i wyraziste. Do tego pan Niewolski miał spore problemy w związku z przedstawieniem polskiej „sceny grypserskiej” w zakładach penitencjarnych. Chyba nawet fizycznie go zaatakowano.
Symetria była moim typem numer 3 na trzecie miejsce. Po Hydrozagadce i Kilerze. Świetny, mocny film ze znakomitą muzyką i fantastycznie zagrany. I tak samo brudny i ciężki jak Dlug.
Dla mnie ” Dzień Świra” nie jest komedią, kiedy go oglądam to się czuje super niekomfortowo i dziwi mnie jak ludzie potrafią się z tego śmiać. Podobnie z „nic śmiesznego”. Moze to kwestia wrażliwości, ale nie mogę znaleźć w nich wielu elementów komediowych.
Tak jest. To nie sa zadne komedie. To gorzkie tragifarsy.
Dla mnie to była kwestia wieku. Kiedyś zarykiwałem się ze smiechu po usłyszeniu jak tata robi dzióbek, albo jak Kondrat srał Bożenie Dykiel pod oknem. Dopiero potem dostrzegłem jak wielki jest ten ogrom frustracji, które przeżywa Adaś. I jak wiele z nich dotyka każdego dorosłego człowieka. Ale to trzeba trochę poznać życia, a nie tylko śmieszkować w szkole.
hydrozagadka obejrzana. jak na swoje lata film daje rade, ale ledwo. mimo ze trwal lekko godzine z groszami, pod koniec zaczal mnie nuzyc i chcialem zeby juz sie skonczyl xd pare ciekawych scen, pare smiesznych, reszta nuda. no i to troche dziwny uczuc, gdy ogladasz ludzi o ktorych wiesz, ze wiekszosc juz jest martwa albo sa 80-latkami. jesli ten rekopis jest podobny do hydrozagadki to nie wiem, czy warto w ogole sie za nią zabierac. no i trwa 3 razy dluzej, to moze oznaczac 3 razy wiecej zmarnowanego czasu ;o
Hydrozagadka za kazdym razem sprawia wrazenie, jakby trwala dwa tygodnie. A to tylko 70 minut 🙂
Dziwne masz poczucie humoru, skoro Cie nie rozbawil. Przeciez tam parodia goni parodie: od filmow, przez politykow, po ideologie i prl-wska codziennosc.
'Rekopis’ jest zdecydowanie bardziej odstraszajacy. Nie sadze, zeby Ci sie spodobal.
rekopis sobie obejrzalem z przewijaniem wiekszosci scen, trzeba przyznac, ze wartosc wizualna jest, jest na czym zawiesic oko ze tak powiem he he
Rozumiem, że to subiektywny zbiór filmów, ale trochę przykro, że zapomnieliscie o prawdziwych arcydziełach polskiego kina, o filmach, które należały do polskiej szkoły filmowej i które inspirowaly reżyserów takich jak Scorsese (polecam „Martin Scorsese presents: masterpieces of polish cinema”). Szkoda, że w zestawieniu znalazły się „psy” a zabrakło miejsca dla Polańskiego i jego genialnego filmu „nóż w wodzie”, niesmiertelnego „sanatorium pod klepsydra”, a nawet Kieślowskiego i jego powszechnie cenionej na świecie-chociaż wg mnie nudnej- trylogii kolorów (przecież wygrana pulp fiction w Cannes to było totalne zaskoczenie! Wszyscy byli pewni, że wygra „czerwony”), a choćby i nawet „Dekalogu”. Matka Joanna od aniołów, blaszany bębenek, faraon, eroica, popiół i diament, niewinni czarodzieje – przecież to filmy znane i cenione, w szkołach filmowych pokazywane do nauki montażu i reżyserii. Z lekkich i fajnych, ale mniej cenionych polskich filmów lubię va bank, samych swoich, Vinci i znachora ?popularyzujmy polskie kino, bo był czas, w którym inspirowali się nami najlepsi. stulecie niepodległości to najlepszy czas, żeby o tym przypomnieć lub się dowiedziec
No ja bym wyrzuciła Killera z tego dowcip jednak nie ten i tak jakoś prymitywizmem zalatuje. Dołożyłabym Sanatorium pod Klepsydrą też Wojciech Hass reżyserował, film magiczny i wielki.
Z polskiego absurdu film Upał – 1964 reżyseria – Kazimierz Kutz. Scenariusz Jeremi Przybora i Jadwiga Berens. Główne role: Przybora, Wasowski, Jędrusik Kalina.
Jak w Warszawie jest upał i wszyscy wyjeżdzją a starsi panowie przejmują oficjalnie władzę na kilka dni aż do czasu kiedy spadnie deszcz. Film absurdalnie rozkładający na łopatki, kto nie widział polecam.
I absurdalny obraz na podstawie scenariusza Tadeusza Różewicza, reżyseria Stanisław Różewicz – Piekło i niebo – 1966r.
Wyśmienita komedia jak ludzie po wypadku autobusowym trafiają przez sąd czynienia dobrego i złego.
Wizja nieba, piekła i czyśca wykręca mózg, mogę to bez końca oglądać. to jest dopiero abstrakcja i groteska na wiarę.
Dołożyłbym jeszcze „Rejs”, „Zaklęte rewiry”, „Nie lubię poniedziałku” i przede wszystkim jeszcze kolejną kopalnię cytatów czyli „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz”.