Cobra Kai (sezon 1)

Wszyscy znamy tę historię. 34 lata temu miał miejsce turniej karate, który zaważył na tym, jak potoczyły się losy dwójki ludzi. Po miesiącach szykan i strachu, młody adept sztuk walki, Daniel LaRusso, stanął naprzeciw swego prześladowcy, Johnny’ego Lawrence’a. W finale, pomimo bezwzględnie wykorzystywanej przez przeciwnika kontuzji, Daniel zademonstrował niesamowitą dyscyplinę i technikę, pokonując Johnny’ego “żurawim kopniakiem”. Tyle przynajmniej wiemy z uwielbianego przez całe pokolenie dzieciaków filmu “Karate Kid”.

Kopniak, który wszystko zmienił.

Ale tegoroczna kontynuacja filmu z 1984 roku pokazuje nam, że na wszystko to można spojrzeć z innej perspektywy. Oczami Johnny’ego, chłopaka dla którego karate było sposobem na ucieczkę przed psychologiczną przemocą ojczyma. Chłopaka, który nie był z gruntu zły, ale który – jak każdy nastolatek – reagował gniewem, gdy z niego kpiono. Wreszcie chłopaka lękającego się, że straci swoją ukochaną – Ali.

W wyprodukowanym przez YouTube serialu “Cobra Kai” obserwujemy następstwa konfliktu sprzed 34 lat. Daniel LaRusso (w roli ponownie zobaczymy Ralpha Macchio) to człowiek sukcesu. Jest zamożnym dealerem samochodów, ma kochającą żonę i dwójkę dzieci. Ale pod tą fasadą szczęścia tli się coś niedobrego. Widzimy to ilekroć LaRusso nie potrafi zdyscyplinować swego syna, ale także wtedy, kiedy daje się ponieść miłości własnej i przekonaniu o swej nieomylności.

Miguel i Johnny.

Z kolei Johnny Lawrence (William Zabka), antagonista pierwszego Karate Kida, zaliczył dno. Żyje w cieniu swej porażki w karate i wszystkich życiowych porażek, które nastąpiły potem. Jest rozwodnikiem, a jego syn to drobny (a w zasadzie coraz mniej drobny) złodziejaszek. Na domiar złego Johnny jednego dnia traci pracę i samochód. Ale kiedy kilku rozwydrzonych nastolatków atakuje Miguela, syna sąsiadki Johnny’ego, z trwającej ponad trzy dekady hibernacji budzi się kobra. Sensei Lawrence wskrzesza słynne, a może raczej niesławne dojo. Przyjmie do niego wszystkich wyrzutków, pogardzanych i prześladowanych. Nauczy ich walczyć i przekaże im swoją filozofię asertywności, siły i agresji. A jego dawny rywal, Daniel LaRusso zrobi wszystko, aby go powstrzymać.

Powiem to wprost. Pomysł stojący za “Cobra Kai” jest po prostu genialny. Twórcom serialu udało się połączyć pozornie sprzeczne cele i metody. No bo tak, “Cobra Kai” polemizuje z przedstawionym w filmie “Karate Kid”, jednostronnym obrazem wydarzeń, ale robi to z niemal nabożnym szacunkiem dla pierwszego filmu. Serial jest bardziej zniuansowany i dojrzały, od filmu, a jednak ma w sobie podobne przesłanie. Mamy do czynienia z naprawdę rzadkim przypadkiem, kiedy za realizacją sequela stali ludzie, którzy darzyli oryginał ogromną miłością, ale znali się też na opowiadaniu wciągających historii.

Daniel LaRusso i jego córka – Samantha.

Bo trzeba przyznać, że historia Johnny’ego porwie nas bardzo szybko, i już po kilkunastu minutach będziemy z całych sił kibicować blond karatece. Przede wszystkim dzięki jego fantastycznej osobowości. Johnny jest wprost urokliwie niepoprawny politycznie i ma filozofię życiową, która we współczesnym świecie może się wydawać nazbyt nasycona testosteronem i przestarzała. Tyle że jego filozofia ma do spełnienia bardzo ważną rolę. Poza tym Johnny to swój chłop, który masę rzeczy w życiu zawalił, ale w końcu się pozbierał, zakasał rękawy i próbuje co nieco naprawić.

Bardzo żałuję, że scenarzyści w pewnym momencie chyba przestraszyli się tego jak bardzo zmierzają w stronę nietzscheanizmu, i postanowili w drugiej połowie sezonu parę swoich wcześniejszych pomysłów “odkręcić”. Szkoda, serial na tym traci.

Oj, będzie nas Daniel LaRusso trochę w serialu irytować.

Za to przez cały sezon niezmiennie doskonali są aktorzy. Ralph Macchio stanął na wysokości zadania, i jego Daniel LaRusso budzi nasze mieszane uczucia (co było zamierzone) pozostając wiernym obrazowi tej postaci sprzed lat. Ale prawdziwym fenomenem i “ponownym odkryciem” serialu jest William Zabka (bez pokrewieństwa z SithFrogiem). Można byłoby pomyśleć, że facet czekał na tę rolę 34 lata. Gra świetnie, idealnie uderza w tony komediowe i dramatyczne, a na dodatek prezentuje kawał dobrego karate (w scenach walki jest bardziej wiarygodny od 90% hollywoodzkich gwiazd kina akcji). Brakuje oczywiście w serialu zmarłego Pata Mority (odgrywającego rolę pana Miyagi), ale mam wrażenie, że w niektórych scenach jego duch się gdzieś na planie unosi.

Ogromne brawa dla castingowcom, bo na uznanie zasługuje też młodsza część obsady. Świetnie wypadają przede wszystkim Xolo Maridueña jako Miguel (pierwszy uczeń Johnny’ego), Jacob Bertrand (kumpel Miguela, nie będę zdradzał na czym polega jego metamorfoza, ale odegrał ją fantastycznie) oraz Mary Mouser (córka Daniela LaRusso, Samantha). Niestety trzeba też wspomnieć o łyżce dziegciu jaką jest nudna jak flaki z olejem gra Tannera Buchanana (w roli syna Johnny’ego). Na początku myślałem, że obsadzenie go w tej roli było nawet całkiem trafione, bo jest typem dość antypatycznym. Niestety w połowie sezonu jego postać miała przejść przemianę i – co gorsza – odgrywać znacznie większą rolę. Powiedzmy oględnie, że za bardzo to nie wyszło, a serial zyskałby bardzo wiele, gdyby cały wątek tej postaci po prostu wyciąć.

William Zabka wcielający się po latach w rolę Johnny’ego Lawrence’a to najjaśniejszy punkt serialu.

Oczywiście “Cobra Kai” ma też inne wady. Konwencja konwencją, ale twórcy nieco przesadzili z postępami, jakich dokonali uczniowie z dojo Johnny’ego Lawrence’a. Po kilku miesiącach (albo i tygodniach, ciężko powiedzieć), wymiatają tak, że Chuch Norris się chowa.

No i – o czym wspomniałem wcześniej – popsuło mi nieco odbiór serialu załamanie się narracji związanej z filozofią “Strike first, strike hard”. Również cliffhanger był zupełnie niepotrzebny, zwłaszcza, że mieliśmy w samym serialu scenę, która naprawdę byłaby fantastycznym podsumowaniem opowiadanej fabuły (mówię o scenie w barze). Wszystko co dzieje się potem trąci sztucznym kreowaniem konfliktu. Ale cóż, apetyt rośnie w miarę jedzenia, a twórcy najwyraźniej uznali, że kilkuodcinkowy, serialowy sequel to za mało. Powstanie więc sezon drugi.

A jednak – pomimo wszystkich problemów o których tu napisałem – serial pozostaje wprost fenomenalną kontynuacją legendarnego filmu. Na pewno kontynuacją lepszą od kinowych sequeli (a były ich aż trzy) i żałosnego rebootu z 2010 roku.

Polecam!

Na zachętę trailer:

Oraz pierwszy odcinek dostępny w serwisie youtube:

 

-->

Kilka komentarzy do "Cobra Kai (sezon 1)"

  • 3 lipca 2018 at 13:22
    Permalink

    “Wszyscy znamy tę historię.”
    to jest błąd 😀

    Reply
  • 3 lipca 2018 at 15:20
    Permalink

    Jesli nawet nie wszyscy znają “Karate Kid” to na sto procent znają fabułę filmu: poniżany/aspołeczny/wycofany nastolatek/nastolatka szkolony przez mistrza sztuk walki, przechodzi metamorfozę i ostatecznie pokonuje siły zła, oprawców, itp. Kwestia tylko jak to jest przedstawione ?

    Reply
  • 3 lipca 2018 at 15:53
    Permalink

    Podpisuję się ręcyma i nogami. Rewelacyjny pomysł z zatrudnieniem aktorów znanych z oryginału i opowiedzeniem historii z drugiej strony. Słabsza końcówka, ale na szczęście sezon jest krótki i z całą pewnością zasługuje na uwagę. Dałbym chyba nawet oczko więcej, chociaż za pierwowzorem nie przepadam.

    Reply
    • 6 lipca 2018 at 00:15
      Permalink

      Na tą chwilę są napisy polskie tylko do pierwszych siedmiu epizodów, a do ostatnich trzech jedynie z angielskimi. Ale sądzę, że do polowy lipca będą przetłumaczone dla całego sezonu. Obejrzysz na stronie (filmowo.co) lub nielegalnie z torrentów z lepszej jakości.

      Reply
  • 3 lipca 2018 at 17:50
    Permalink

    Nareszcie 🙂 Kocham historie opowiedziane z dwóch perspektyw. Daniel zawsze mnie irytował, oglądałam te filmy tylko dla Pana Miyagiego <3, ale Williama Zabkę polubiłam dopiero w HIMYM. Barney miał rację i tyle.
    Chętnie obejrzę dla samego faktu, że ta historia powstała. I będę czekać na kolejny sezon.

    Reply
  • 12 lipca 2019 at 17:33
    Permalink

    bardzo trafna recenzja. Zgadzam sie szczegolnie z wycieciem watku Robbiego. Postac niepotrzebnie zabierajaca czas ekranowy, ktora jest napisana slabo i zagrana slabo. Reszta super. Aczkolwiek zgadzam sie ze scena w barze byla spoko i wlasciwie to co sie stalo potem ( i akcja z pijanym Miguelem) to niepotrzebne kreowanie na sile nowych konfliktow. No ale oczywiscie bez tego budowania konfliktow szybko serial by sie skonczy.l bo tak naprawde nie bylo w pierwszym sezonie jakis zlych postaci ktore trzeba zwalczac i wszyscy by sie dogadali.

    Reply
  • Pingback: Cobra Kai (sezon 2) – FSGK.PL

Skomentuj Paweł Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków