DaeL: Od premiery Iron Mana minęło już dziewięć lat (chociaż pewnie gdybym tego nie sprawdził, to zarzekałbym się, że nie więcej niż pięć). W tym czasie do kin trafiło siedemnaście pełnometrażowych produkcji umiejscowionych we wspólnym, filmowy uniwersum Marvela. W przyszłym roku premierę będą miały trzy kolejne. Już w momencie zakończenia drugiej fazy MCU, filmy Marvela stały się najbardziej dochodową serią w historii kina. Wydaje mi się, że to dobry moment, by podsumować ostatnie dziewięć lat fenomenu, jakim były filmy o przygodach Iron Mana, Kapitana Ameryki czy Thora.
Faza pierwsza
DaeL: SithFrogu, czy pamiętasz swoją reakcję na pierwszego Iron Mana? Czy przeczuwałeś wówczas czym stanie się MCU? Możesz powiedzieć, że tak, bo nikt tego nie sprawdzi.
SithFrog: Tak, oczywiście, że przeczuwałem. Nakupiłem wtedy akcji Marvela i dziś śpię na kasie… a tak poważnie to nie, wręcz przeciwnie. Pamiętam mój zachwyt nad Iron Manem. Film, w którym mało znany heros zyskał twarz charyzmatycznego, aroganckiego i skrajnie ludzkiego w tej roli Roberta Downeya Juniora? To się nie mogło nie udać. Tylko, że potem nastąpiła seria małych katastrof: taki sobie „Iron Man 2” i dramatycznie słabe „Thor” oraz „Captain America: The First Avenger” (tytuł polski: „Kapitan Rajtuz: Pierwszy Mściwój”).
D: A ja będę bronił pozostałych filmów z tzw. „pierwszej fazy”. Rozumiem, że na tle „Iron Mana” (tytuł polski: „Człowiek z Żelaza”), wypadły trochę blado. Ale nie ma w tym nic dziwnego, „Iron Man” był fenomenem. Niemal wszystko w tym filmie było trafione. Przede wszystkim świetny casting, nawiązujący do popularnego wówczas quasi-rebootu komiksów Marvela w serii „Utlimate” (to właśnie w tych komiksach Nick Fury dostał twarz Samuela L. Jacksona). Do tego zwięzła, wciągająca historia. I jakiś taki urok, serce, łotrzykowaty czar. Film był z jednej strony wiarygodny dla widza, a z drugiej puszczał do nas oko. Unikał „kampu” Batmanów Schumachera, ale unikał też mrocznego realizmu Batmanów Nolana. To było w „kinie superbohaterskim” coś, czego nie widziano chyba od czasu „Supermana” z Christopherem Reevem. Dobrze się stało, że to właśnie ten film był fundamentem na którym zbudowano MCU. Ale nie znaczy to, że pozostałe filmy były złe. Ja mam sentyment przede wszystkim do „Thora” (tytuł polski: „Pierun”), który urzekł mnie swoją przerysowaną teatralnością. „Increadible Hulk” (tytuł polski: „Niesamowity Gniewko”), „Captain America: The First Avenger” oraz Iron Man 2 były produkcjami obarczonymi sporymi problemami, ale też dostarczyły mi w kinie sporo frajdy.
S: Ja nie jestem aż tak wyrozumiały. Te produkcje marnowały potencjał, który pokazał nam „Iron Man”. „Thor” był przerysowany, ale jednak trochę za mało. Za dużo tam było nadęcia i patosu, w zbrojach a’la „Power Rangers”. Dopiero Taika Waititi swoim „Ragnarokiem” pokazał jak się powinno podchodzić do tematu. Natomiast „Kapitan Rajtuz” był po prostu zbyt generyczny, zbyt nijaki. Dziś pamiętam z niego tylko żenujące CGI kiedy na ciało chuderlaka nałożyli wielką głowę Chrisa Evansa i moment kiedy Red Skull pokazał pierwszy raz swoje oblicze, a ja wybuchłem śmiechem. Poza tym nędza. „Iron Man 2” był w porządku. Miał swoje wady, ale Downey Jr. swoją charyzmą mógłby uratować nawet odcinek „M jak miłość”.
D: Cóż, ja na „Iron Manie 2” zawiodłem się chyba najbardziej. Po raz pierwszy mieliśmy wtedy do czynienia z wyraźną ingerencją studia, które zmusiło reżysera do przerobienia oryginalnej wizji na film. Utrącony został ciekawy wątek alkoholizmu Tony’ego Starka, za to dostaliśmy całą masę nawiązań do „Avengers”. Zresztą nawiązania te pojawiły się również w „Hulku”…
S: Tyle że Hulka w ogóle trudno oceniać w kontekście MCU. Grał tam Edward Norton i co tu dużo gadać – to jednak ma ogromny wpływ na spójność świata przedstawionego. Od dłuższego czasu kiedy myślisz Hulk/Banner, widzisz twarz Marka Ruffalo.
D: Nie był to jedyny przypadek zmiany aktora w MCU. W rolę Jamesa Rhodesa, czyli War Machine’a wcielił się w „Iron Manie” Terrance Howard. Ale już w sequelu rolę tę otrzymał Don Cheadle. Tylko, że była to oczywiście zmiana postaci drugoplanowej. Swoją drogą, mimo, że lubię Edwarda Nortona, to cieszę się, że Hulkiem został Mark Ruffalo. Jego debiut w „Avengers” (tytuł polski: „Mściwoje”) był doskonały.
S: Tak, świetny, tylko szkoda, że w filmie bardzo średnim, posiadającym szczątkową fabułę. Tu zasłaniam głowę przed nadlatującymi kamieniami, bo wiem, jak popularny jest ten film. Publika go pokochała, bo zarobił ponad miliard zielonych.
D: Tego nie jestem w stanie pojąć… Jak mogły Ci się nie podobać „Mściwoje”? Toż to fantastyczny film, pełen akcji i przekomarzania się bohaterów (po prawdzie wszyscy mówią głosem Xandera z serialu „Buffy: Postrach Wampirów”, ale to drobiazg). Powiedziałbym nawet, że wydawał się wprost stargetowany na ciebie. Co w nim twoim zdaniem nie zagrało?
S: „Mściwoje” to dla mnie dwugodzinny „fan-service” i nic poza tym. Film zrobiony po to, żeby bohaterowie mogli się spotkać. Pretekstowa fabuła, tak generyczna, że zęby bolą. Finał jeden do jednego skopiowany z „Transformers” i kompletne zero emocji. Zero poczucia zagrożenia, zero poczucia, że stawką jest tu coś ważnego. Zamiast tego jest stos żarcików i „one-linerów”. Nawet śmierć Coulsona okraszona jest dowcipem (jego ostatnie słowa). Nie jestem hardkorowym fanem komiksów, więc samo pojawienie się na ekranie gromady herosów to nie był mój mokry sen. Chciałem jeszcze jakiegoś punktu zaczepienia, jakiegoś emocjonalnego doznania. Mnóstwo filmów Marvela to ma, a „Avengers” akurat moim zdaniem nie. To taki śliczny, kolorowy, najeżony efektami specjalnymi teledysk rodem z MTV. To znaczy z czasów, kiedy puszczali tam muzykę.
D: Wydaje mi się, że twoje oczekiwania wobec „Avengers” popsuły ci radość z oglądania filmu. To z założenia miała być komedia w gatunku nazywanym po angielski „ensemble”, to znaczy opowiadająca o nietypowej grupie ludzi, którzy muszą stworzyć sprawny zespół. Joss Whedon stworzył wcześniej parę tego typu produkcji – weźmy tu wspomnianą wcześniej „Buffy”, albo western sci-fi pt. „Firefly”. Rozumiem dysonans pomiędzy oczekiwaniem, że będziemy mieli to wielkie zagrożenie, które musi zjednoczyć wszystkich bohaterów, a ostateczną atmosferą filmu, która okazała się zadziwiająco lekka… Ale mnie to nie przeszkadzało. Jak dla mnie pierwsza faza MCU zakończyła się bardzo dobrze.
Faza druga
S: W takim razie powiedz który film z drugiej fazy podobał Ci się najbardziej? I dlaczego właśnie „Strażnicy Galaktyki”?
D: To chyba dość jasne. „Strażnicy Galaktyki” byli najmniej marvelowskim z marvelowskich filmów. Formuła pozwalała na eksperymenty. A Marvel potrafił to wykorzystać. Studio zdecydowało się dać szansę Jamesowi Gunnowi (nawiasem mówiąc to chyba najbardziej nieprawdopodobny, ale świetnie trafiony wybór reżysera odkąd Peter Jackson dostał szansę zrealizowania „Władcy Pierścieni”). Wyszło coś niesamowitego.
S: Oj tak. Po zwiastunie z gadającym szopem pomyślałem sobie „o nie, to nie przejdzie”. Tylko nazwisko reżysera dawało nadzieję (przy okazji polecam jego pierwszy film superbohaterski pod tytułem… „Super”). Strażnicy okazali się zabawni, ciekawi i to był naprawdę spory powiew świeżości w tym uniwersum. Jeden z niewielu filmów ze stajni Marvela, który oglądałem wielokrotnie i nie raz do niego wrócę.
D: Marvel mógł to zresztą powtórzyć przy okazji „Ant-Mana”, ale komuś zabrakło cojones, by zrealizować od początku do końca koncepcję komedii typu heist, jaką proponował Edgar Wright. Skutkiem tego Wright, mistrz komedii wizualnej i twórca hitów takich jak „Hot Fuzz” czy ostatnio „Baby Driver”, został w ostatnim momencie wymieniony na skłonnego do większych ustępstw w stosunku do studia Peytona Reeda. Oryginalny scenariusz przerobiono, by wpasować go bardziej w marvelowską sztampę. Trochę pozostało w filmie z tego specyficznego humoru Edgara Wrighta, ale za mało, by pociągnąć cały film.
S: Tak, Ant-Man to jednak w ostatecznym rozrachunku bardzo typowy film Marvel. Siedem na dziesięć. Można się zaśmiać kilka razy, raz wzruszyć, wizualnie jest bez zarzutu i w zasadzie więcej o nim powiedzieć nie można… Szkoda, bo Esgar Wright mógł wyciągnąć z tej formuły coś więcej, dodać swój niepowtarzalny sznyt. To mogła być silna konkurencja dla „Strażników”, a wyszło tak sobie.
D: Przeskoczyliśmy do ostatniego filmu drugiej fazy, ale dla porządku powinniśmy wspomnieć o wcześniejszych produkcjach. „Iron Man 3” zazwyczaj zbiera pochlebne recenzje, choć według mnie film zawiódł, kompletnie psując najciekawszego superłotra ze świata Iron Mana – Mandaryna.
S: Ha! Veto! Iron Man 3 to świetny film z ciekawą koncepcją, zaskakującymi zwrotami akcji (lęki Starka, Mandaryn) i próbą zrobienia dość kameralnego dramatu w świecie bzium, wzium i paf! Niestety Shane Black, który jest geniuszem („Ostatni Skaut”, „Nice Guys”) jakby opuścił gardę na koniec i finał jest już właśnie w stylu bzium, wzium i paf! Ciekawe czy to była jego pomysł, czy po prostu był bardziej elastyczny w rozmowie z producentami niż Edgar Wright…
D: Może na tym etapie byłem zmęczony postacią Iron Mana, ale film naprawdę mnie nie porwał. Ale to jeszcze nic, bo następny film z Marvela, „Thor: The Dark World” (tytuł polski: „Pierun 2: Na Czarnym Lądzie”) działał jak chloroform, albo gorzej – pigułka gwałtu. Jestem pewien, że film widziałem, ale nawet na torturach nie byłbym w stanie przypomnieć sobie jego fabuły.
S: Ja pamiętam piąte przez dziesiąte i nie żałuję. Oba pierwsze Thory nie trafiły tonalnie. Na szczęście ktoś poszedł po rozum do głowy przy trzeciej odsłonie. Nie uprzedzajmy jednak faktów, bo było po drodze parę innych filmów. „Captain America: Winter Soldier” (tytuł polski: „Kapitan Rajtuz kontra Generał Morozow”) to bardzo solidne i – jak na Marvela – oryginalne kino. Do pewnego momentu film szpiegowski rodem z lat 70-tych. Potem jednak wszystko siada, bo dochodzi wątek infantylnie komiksowy. Za wszystkim stoi Hydra w postaci śmiesznego ludzika, który cyfrowo zapisał się w jakimś stuletnim komputerze i stamtąd infliltruje cały S.H.I.E.L.D. Tak, wiem, że to kolorowy film o superbohaterach, ale w miarę poważny początek nie przygotował mnie na taki zwrot fabularny w stronę totalnej dziecinady.
D: Trudno mi się nie zgodzić. Ten sam problem miałem zresztą (i to chyba w większej skali) z „Avengers: Age of Ultron” (tytuł polski: „Mściwoje 2: Czas Unitry”). Fajny pomysł, który po prostu z każdą minutą staje się coraz głupszy. Najgorsze, że pod koniec filmu twórcy próbowali się jeszcze ratować poprzez dramatyczną śmierć jednej z postaci. Ale było już za późno. Wydarzenia obserwowane na ekranie były tak absurdalne, że nie miało to żadnego ciężaru.
Faza trzecia
S: A potem nastała faza trzecia. Zaczęło się od „Captain America: Civil War” (tytuł polski: „Kapitan Rajtuz: Północ-Południe”).
D: „Civil War” podobało mi się trochę bardziej od „Czasu Ultrona”, czyli ostatniego filmu, w którym nagromadziło się tak wielu superbohaterów. A właściwie to powinienem powiedzieć, że pierwsza połowa „Wojny Bohaterów” bardziej mi się podobała. Niestety gdzieś po akcji w Niemczech całe napięcie zaczęło siadać. Akcja na lotnisku była kulminacją złych decyzji scenarzystów, ratowaną tylko i wyłącznie przez humor. Gdybym się nie śmiał z tekstów Spider-Mana, to pewnie bym ziewał. Na tym etapie już czułem, że stawka konfliktu jest równie niska, co zarobki gości, którzy odpowiadali za CGI tej sceny. A tego co działo po akcji na lotnisku już prawie w ogóle nie pamiętam. Była jakaś ucieczka samolotem, jakieś więzienie na morzu, jakaś baza Zimowego Żołnierza. Ale cały ten trzeci akt był wymuszony i nudny. „Civil War” to najlepszy przykład na to, że Marvel też może zrobić to, w czym wyspecjalizowało się DC. Wziąć najlepszy materiał komiksowy ostatniego ćwierćwiecza i go zmarnować.
S: Ciekawe, bo dla mnie pierwsze dwa akty to właśnie dęty konflikt, gdzie w ogóle nie wiem dlaczego oni się spierają. Tzn. znam powód, ale czuć tu jakiś fałsz, naciąganą historię. Za to trzeci akt i wyjawienie co naprawdę zrobił w przeszłości Bucky?
D: Ale to nie było zaskoczenie, o ile nie spóźniłeś się na seans. O tym kto odpowiada za śmierć Starków (i że nie jest to Joffrey) wiedzieliśmy od pierwszych scen filmu.
S: Wiedzieliśmy, ale ujawnienie tego faktu w świecie filmu przeniosło konflikt na zupełnie inny poziom. Teraz to sprawa osobista, a nie jakieś farmazony o kontrolowaniu superbohaterów. O tym, że role wydają się bezsensownie odwrócone nawet nie wspominam. Harcerzyk Ameryka jest przeciw kontroli rządu, a narwany Stark chętnie się dostosuje? Komuś się pomyliło.
D: Tu akurat bym polemizował. Komiksowi bohaterowie są często utożsamiani z pewnymi frakcjami politycznymi. Przykładowo Green Arrow (to akurat z DC) jest zazwyczaj prezentowany jako socjalista. Większość X-Menów jest centro-lewicowa. W świecie amerykańskiej polityki Kapitan Ameryka to konserwatysta starej daty, z mocnym nurtem indywidualistycznym. Nie podoba mu się brak wiary w ludzi oraz nadmiar praw, które ich ograniczają. Z kolei Tony Stark to neokonserwatysta, facet, który w kwestiach bezpieczeństwa jest jak najbardziej za poszerzeniem roli państwa. Więc politycznie miało to pewien sens, tylko że poprzednie filmy nie namalowały nam wystarczająco wyraźnie poglądów obu facetów.
S: W każdym razie z naszych opinii o kolejnych częściach „Kapitana Ameryki” płynie jeden wniosek: czy to pierwszy, drugi czy trzeci – obaj lubimy jakieś akty, także tego…
D: Obydwaj żałujemy, że Czarna Wdowa nie doczekała się własnego filmu. Ale wracając do tematu – po „Wojnie Bohaterów” przyszła pora na film „Doctor Strange” (tytuł polski: „Doktor Dziwago”). Historia chirurga, który odkrywa magię cofnęła nas w czasie. I to potrójnie. Po pierwsze – cofnęła nas chronologicznie, bo film toczy się równolegle do Iron Mana 2. Po drugie – cofanie czasu było istotnym elementem fabuły. I wreszcie po trzecie – „Doctor Strange” to „origin story”, przypominająca to co widzieliśmy pierwszej fazie filmowego Uniwersum Marvela. Dostajemy więc historię, która czerpie dużo z pierwszego „Iron Mana”, ale na pewno nie ma tego czaru, co film Jona Favreau. Powtarza się też kolejny problem Marvela – nieciekawy łotr. Wypada jednak wspomnieć o kilku zaletach tej produkcji. Jest to jeden z nielicznych filmów o superbohaterach, które zaprezentowały ostateczną konfrontację ze złem w sposób kreatywny, zaskakujący i po prostu ciekawy…
S: Z Dziwago mam podobnie jak z drugim Pierunem. Pamiętam, że był, pamiętam, że oglądałem i w zasadzie tyle. Był zabawny suchar z hasłem do wi-fi i faktycznie całkiem oryginalny finał. Poza tym kolejny „Ant-Man” i nic więcej. Dopiero po zajrzeniu w metryczkę dotarło do mnie, że grał tam Mads Mikkelsen. Jak można zmarnować dobrego Madsa? Skandal! James Gunn by dobrego Madsa nie zmarnował. Tak jak nie zmarnował sequela „Strażników Galaktyki”. Dużo ludzi kręciło nosem, ale na moje oko byli zawiedzeni tym, że nic ich tym razem nie zaskoczyło. A reżyser nie poszedł w więcej i śmieszniej. Poszedł za to w odrobinę poważniejsze motywy z poszukiwaniem ojca, syndromem odrzucenia przez społeczeństwo i mierzeniem się z traumatyczną przeszłością. Moim zdaniem „vol. 2” jest inne, ale tak samo dobre jak jedynka. Ty – z tego co pamiętam – znasz się tylko na „Grze o tron” i niesłusznie nisko oceniasz drugą część przygód Starlorda i spółki, prawda li to?
D: Myślę, że to dobry film, ale ze sporymi problemami. I to głębszymi niż tylko brak efektu świeżości. Drugi akt jest rozwleczony. Bohaterowie docierają na planetę, chodzą, oglądają lasy, pola, pastwiska, droga na Ostrołękę. No i nic się nie dzieje. Ja wiem, że to zabieg celowy, że Gunn chciał nas trochę wyciszyć. Ale moim zdaniem przesadził, drugiemu aktowi brakło suspensu. Poza tym lubię Karen Gillan, ale cały ten konflikt pomiędzy Nebulą, a Gamorą wydawał mi się wrzucony do filmu na siłę, tylko po to, żeby istniało kilka wątków powiązanych tematycznie. Chyba niepotrzebnie. Co nie zmienia faktu, że sequel „Strażników Galaktyki” to film naprawdę dobry. Ale nie zapominajmy, że w tym roku na ekrany kin zawitały jeszcze dwie produkcje wchodzące w skład MCU. Pierwsza, to tak naprawdę koprodukcja z Sony. „Spider-Man: Homecoming”. Nie wiadomo na jak długo Pająk zawitał do uniwersum Marvela. Prawa do tej postaci należą do Sony, które zgodziło się wypożyczyć Petera Parkera Marvelowi dopiero po długiej serii własnych wtop filmowych (The Amazing Spider-Man 2, remake Ghostbusters, itd…). Niestety głupota nieleczona ma złe skutki. Wieść gminna niesie, że w Sony uważają, iż sami dadzą sobie radę z kolejnymi filmami o Człowieku-Pająku. Więc możliwe, że kariera Petera Parkera w Avengers będzie bardzo krótka i zakończy się w przyszłym roku. A szkoda, bo Homecoming było filmem całkiem niezłym…
S: Niezłym ogólnie, ale w porównaniu z dwiema odsłonami serii „Amazing”, to tegoroczny „Homecoming” jest dziełem wartym Oscara… Stąd, jak sądzę, jego kasowy sukces. Poprzednia próba była tak zła, że wystarczyło zrobić film przyzwoity, ładnie nakręcony, z niewymuszonym humorem i standardowym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Widownia więcej nie potrzebowała, ja więcej nie potrzebowałem. Spidey o twarzy Toma Hollanda spełnił pokładane w nim nadzieje. Natomiast Taika Waititi dał mi o niebo (o Asgard*?) więcej. „Ragnarok” to wszystko o czym marzyłem i więcej. W końcu ktoś podszedł do materiału źródłowego z taką „powagą” jak należało. Kolorowa, szalona i najeżona dowcipami przygoda będąca czystą komedią i tęczowym „acid-tripem” w towarzystwie Jeffa Goldbluma grającego Jeffa Goldbluma… Czego tu nie lubić? Jedyny minus to trochę za mało czasu na ekranie dla Heli, ale nie można mieć wszystkiego. Zresztą, jak się ma Korga i jego teksty, to naprawdę nie można już więcej wymagać.
D: Trzecia część „Thora” to rzeczywiście film wyjątkowy. Kupa śmiechu, ale też ciekawa przygoda. Pomysł na film był tu trochę podobny do tego, co widzieliśmy w „Strażnikach Galaktyki”, ale Waititi wrzucił Asgardczyków w tę formułę ze zdumiewającą gracją. Mam do filmu pewne zastrzeżenia. Sądzę na przykład, że kwestie improwizowane przez Marka Ruffalo w trakcie ucieczki nie są zbyt śmieszne i nie bardzo pasują do sytuacji, w jakiej w danej chwili znajdują się bohaterowie. Brakło mi też tych niesamowicie spektakularnych, a jednocześnie malowniczych ujęć, w rodzaju starcia Heli z Walkiriami – niestety wszystko co film ma do zaoferowania widzieliśmy w trailerze. Ale to naprawdę drobiazgi, które nie zmieniają mojego zdania o samym filmie. Był świetny. I – jak rozumiem – to twój ulubiony film Marvela.
S: Nie do końca. Na podium wepchnąłbym cztery produkcje. Pierwszego „Iron Mana”, obie części „Strażników Galaktyki” i „Ragnarok”. Wygrywa jednak James Gunn i „Strażnicy”. Film oryginalny, mający własny charakter, niejednoznacznych bohaterów: odrzutków i cwaniaków. No i do tego humor wylewający się z ekranu. We are Groot! Najsłabszym filmem jest za to „Thor”, chociaż może się wymieniać miejscami ze swoim własnym sequelem i pierwszym „Kapitanem Ameryką”. Dziś te filmy wydają się być wyjęte żywcem z lat 90tych, a nie z epoki post-iron-manowej.
D: Dla mnie rządzi trójca „Iron Man”, „Avengers” i „Guardians of the Galaxy”. O tym, że pierwszy „Thor” nie był taki zły już wspominałem. Ale zgadzam się, że jego sequel to prawdopodobnie najsłabszy film całego uniwersum. Chociaż mogę się mylić, bo – jak mówiłem – 95% treści filmu wyparowało z mej głowy chyba jeszcze przed opuszczeniem kina. Ale nawet w tym wypadku film nie był zły. Był po prostu… czymś idealnie przeciętnym. A wytwórnia przyzwyczaiła nas do czegoś innego.
Dokąd zmierza Marvel?
D: Patrząc na filmy Marvela, trudno uciec od porównania do drugiego wielkiego uniwersum komiksowego, czyli DC. I nikt nie ma wątpliwości, że od momentu zamknięcia trylogii Christophera Nolana, to Marvel święci triumfy na polu ekranizacji komiksów. DC w teorii ma wszystko – utalentowanych aktorów i reżyserów, ciekawe postaci, potężne pokłady materiału źródłowego, który aż prosi się o ekranizację. A jednak coś się nie udaje, a kolejnym produkcjom DC towarzysz aura desperacji. Jak myślisz, gdzie popełniono błąd?
S: Myślę, że ktoś się zagapił. Zagapił na Marvela i wpływy z box office’u. Zamiast budować własne uniwersum zaczęli się ścigać. Początek jeszcze jako-tako rokował. „Man of Steel”, wbrew powszechnej opinii i mimo kilku minusów, naprawdę mi się podobał. Ale potem pojawiła się ta desperacja, o której mówisz. Najpierw „Batman v Superman”, potem „Suicide Squad”. Rozszerzanie świata bez ładu i składu. Spychanie fabuły na plan dalszy. Byle szybko spieniężyć najbardziej rozpoznawalne marki ze świata komiksów i dogonić Marvela w budowaniu własnej wersji „Avengers”. Szkoda, bo bohaterowie z uniwersum DC zasługują na lepszy los. Na tym etapie już nie wiem czy jest sens dalej to ciągnąć czy resetować. Z jednej strony są iskierki nadziei (fragmenty „Justice League”, „Wonder Woman”), z drugiej kolejne dziwne wiadomości dochodzące z produkcji filmu o Batmanie z Benem Affleckiem…
D: Myślę, że DC przegapiło jeszcze jeden ważny element układanki. Samych bohaterów. Marvelowskie postaci są dobrze nakreślone i budzą sympatie, bohaterowie DC (może z wyjątkiem Wonder Woman) nie prezentują się na filmie od najlepszej strony.
S: Racja. Postaci są zdecydowanie siłą Marvela. Tony Stark to najlepszy, najciekawszy i najbardziej spójny bohater MCU. On rozpoczął budowę uniwersum i nie wyorażam jak miałoby wyglądać bez jego udziału. Jego indywidualne filmy trzymają zawsze wysoki poziom, a jego wpływ na fabuły w kolejnych „zespołowych” produkcjach jest zasadniczy. To niewątpliwie zasługa charyzmy i talentu Roberta Downeya Juniora, ale też szczęścia do scenarzystów, którzy tę postać ewidentnie lubią i wiedza jak się z nią obchodzić. Ale nie jest tak, że Marvel zawsze trafiał w dziesiątkę. Pudło też się przydarzyło, a był nim… Hawkeye. Śmieszny facecik z łukiem na doczepkę. Widzę całe uniwersum, w którym ktoś powycinał sceny z Jeremy Rennerem i niczego byśmy nie stracili. Z Czarną Wdową jest niewiele lepiej.
D: Pod pewnymi względami jest dużo lepiej…
S: Ale to postać zupełnie niewykorzystana. Przynajmniej od czasu „Iron Mana 2”. Mam wrażenie, że jest w uniwersum tylko po to, żeby ktoś się nie doczepił, że brakuje tam kobiet.
D: Bo jednak trochę brakuje. Na szczęście pojawiła się już Scarlet Witch, a niedługo zobaczymy również Captain Marvel (w żeńskiej inkarnacji, czyli Carol Danvers). Ale wiesz czego Marvelowi brakuje jeszcze bardziej niż ciekawych superbohaterek? Wiarygodnych superłotrów.
S: Tak, antagoniści to pięta achillesowa Marvela. Stąd takie oczekiwania wobec Thanosa. W zasadzie nie potrafię wskazać najlepszego łotra z filmów Marvela. To jak wybieranie najlepszej drużyny w polskiej lidze piłki nożnej. Źle, gorzej, albo dramatycznie. Naturalnym kandydatem wydaje się Loki z „Avengerów”, ale on jest bardziej antybohaterem niż faktycznym czarnym charakterem, złym do szpiku kości. On tylko szuka poklasku i uwagi, no i miewa chwile heroizmu. Od biedy mogę wspomnieć o Heli z trzeciego „Pieruna”, której jest jednak w filmie za mało.
D: Był jeszcze Sęp, czyli Michael Keaton w „Spider-Man: Homecoming”.
S: O tak, ten aktor jest w stanie zagrać wiele. Scena rozmowy z Parkerem w samochodzie była bardziej przerażająca i pełna napięcia niż wszystkie sceny z pozostałymi niemilcami MCU. Tylko że Sęp nigdy nie był pomyślany jako wielki złoczyńca. Sęp to zagrożenie dla Petera Parkera, ale nie dla świata.
D: Z drugiej strony mieliśmy multum złoczyńców nudnych…
S: Najgorszego nie jestem natomiast w stanie wskazać. Większość z nich jest tak generyczna i bezpłciowa, że wszyscy zajmują ex aequo ostatnie miejsce. Od Malekhita, przez Ronana Accusera (Roman Prokurator?:)) i Mandaryna (tego prawdziwego), po łysego z Ant-Mana czy Ultrona. Spuszczam na nich zasłonę milczenia. Thanosie, ratuj!
D: Szalony Tytan Thanos może przyjść na ratunek już w przyszłym roku. To antagonista, który pojawił się na moment na ekranie w obu częściach „Avengers”, a także w pierwszej odsłonie „Guardians of the Galaxy”. Tym razem ma mieć do odegrania większą rolę, jako główny wróg naszych bohaterów w filmie „Avengers: Wojna bez granic”. Nawiasem mówiąc w tym wypadku to nie jest nasze śmieszne tłumaczenie, tylko oficjalny polski tytuł „Avengers: Infinity War”. Ale nie będzie to jedyny film ze stajni Marvela, jaki zobaczymy w przyszłym roku. Na ekranach zawita również „Czarna Pantera” oraz sequel „Ant-Mana”. Oczywiście Avengers to największy z tych trzech filmów. Ale czy właśnie na ten film czekasz najbardziej?
S: Nie bardzo. Thanos to ma być nowa jakość jeśli chodzi o czarne charaktery od Marvela, ale uwierzę jak zobaczę. Póki co spodziewam się raczej kolejnego „Civil War”/”Age of Ultron”. Dużo, głośno i efektownie. Pytanie też jak rozłożą akcenty. No bo ilu będzie bohaterów na ekranie? Dwudziestu? Trzydziestu? Starczy w ogóle czasu na dialogi? Co do „Czarnej Pantery” – nie znam komiksów, krótki występ w „Civil War” umiarkowanie mnie zainteresował. Obejrzę, ale się nie napalam. Wychodzi na to, że najbardziej czekam na „Ant-Man and the Wasp”. Raz, że lubię Paula Rudda, a dwa, że mimo mojego zdania o pierwszej części, tu czuję największy potencjał na jakąś oryginalną fabułę. Mam nadzieję, że tym razem reżyser Peyton Reed wybierze „odważnie” zamiast „bezpiecznie”.
D: Ja mam bardzo mieszane odczucia. Chyba powoli zaczyna mi się udzielać zmęczenie filmami o superbohaterach. I to mimo, że ostatnie tego typu produkcje dostarczyły mi sporo frajdy. Nie wiem co zobaczymy w „Ant-Manie” pozbawionym nawet strzępów scenariusza Wrighta. Za to na pewno pójdę obejrzeć „Czarną Panterę”. Z ciekawości. Film będzie wydarzeniem politycznym. Nawet nie dlatego, że bohater jest czarnoskóry (to nie powinno budzić emocji), ale raczej z powodu całej otoczki wokół niego. W Stanach od jakiegoś czasu wzrastają napięcia rasowe, a tutaj dostajemy film z bohaterem, którego imię nawiązuje (przypadkiem) do radykalnej, nacjonalistycznej i socjalistycznej Partii Czarnych Panter, a „mitologia” otaczająca mityczną krainę jest żywcem wzięta z tekstów Czarnych Supremacjonistów. Innymi słowy jest to stąpanie po kruchym gruncie i twórcy muszą wykazać się dużym wyczuciem, aby stworzyć jednocześnie film trafiający do czarnoskórych odbiorców, ale nie alienujący reszty widowni. Jestem ciekaw jak im to wyjdzie.
S: Nie wiem czy to dobrze, że filmy odwołują się do kontrowersji politycznych, żeby przyciągnąć uwagę widowni. Bardzo mnie ciekawi co będzie dalej. „Infinity War” to kulminacja trzech faz, ale jaki plan ma Marvel? Pokazali, że potrafią iść nieoczywistą ścieżką („Strażnicy Galaktyki”, „Ragnarok”), a wytwórnia 21st Century Fox pokazuje („Logan”, „Deadpool”, „The New Mutants”), że da się iść nawet dalej. Mam nadzieję, że też będą eksperymentować i szukać nowych sposobów na kreowanie swojego świata.
D: Myślę, że jeśli dojdzie do zapowiadanego wykupienia wytwórni Fox przez Disneya, to cała masa komiksowych marek (X-Men, Deadpool, Fantastyczna Czwórka) wróci pod skrzydła Marvela. A to pewnie dostarczy im paliwa na długie lata działania. Wszyscy będą ciekawi rebootu X-Menów. Pewnie wielu ludzi będzie chciało zobaczyć, czy z Fantastycznej Czwórki da się zrobić sensowny film…
S: Więc i my pewnie spotkamy się by pogadać za kilka lat…
D: Gdy tylko powstanie kolejne siedemnaście filmów.
S: A swoją drogą to ciekawe co o filmach Marvela sądzą nasi czytelnicy…
Marvel Cinematic Universe
-
Iron Man (DaeL) - 9/10
9/10
-
Iron Man (SithFrog) - 8/10
8/10
-
Increadible Hulk (DaeL) - 5/10
5/10
-
Increadible Hulk (SithFrog) - 6/10
6/10
-
Iron Man 2 (DaeL) - 5/10
5/10
-
Iron Man 2 (SithFrog) - 7/10
7/10
-
Thor (DaeL) - 7/10
7/10
-
Thor (SithFrog) - 2/10
2/10
-
Captain America: The First Avenger (DaeL) - 6/10
6/10
-
Captain America: The First Avenger (SithFrog) - 3/10
3/10
-
Avengers (DaeL) - 9/10
9/10
-
Avengers (SithFrog) - 5/10
5/10
-
Iron Man 3 (DaeL) - 7/10
7/10
-
Iron Man 3 (SithFrog) - 8/10
8/10
-
Thor: The Dark World (DaeL) - 4/10
4/10
-
Thor: The Dark World (SithFrog) - 4/10
4/10
-
Captain America: Winter Soldier (DaeL) - 7/10
7/10
-
Captain America: Winter Soldier (SithFrog) - 5/10
5/10
-
Guardians of the Galaxy (DaeL) - 10/10
10/10
-
Guardians of the Galaxy (SithFrog) - 9/10
9/10
-
Avengers: Age of Ultron (DaeL) - 7/10
7/10
-
Avengers: Age of Ultron (SithFrog) - 6/10
6/10
-
Captain America: Civil War (DaeL) - 7/10
7/10
-
Captain America: Civil War (SithFrog) - 8/10
8/10
-
Doctor Strange (DaeL) - 7/10
7/10
-
Doctor Strange (SithFrog) - 7/10
7/10
-
Guardians of the Galaxy vol.2 (DaeL) - 8/10
8/10
-
Guardians of the Galaxy vol.2 (SithFrog) - 9/10
9/10
-
Spider-Man: Homecoming (DaeL) - 8/10
8/10
-
Spider-Man: Homecoming (SithFrog) - 7/10
7/10
-
Thor: Ragnarok (DaeL) - 8/10
8/10
-
Thor: Ragnarok (SithFrog) - 9/10
9/10
6,8/10 wystarczy za całą dyskusję.
W sumie to nie jestem zdziwiony. Większość z tych filmów jest po prostu ok, do odfajkowania. Pisałem o tym kiedy narzekałem na marvelozę w SW.
tl;dr
lepiej było wstawic cos o plio, w koncu dzis czwartek
Czołem Panowie,
Miło się to czytało, masa tekstu ale przedstawiona w bardzo fajnej formie. Oby więcej takich recenzji.
Co do samych filmów Marvela to jakoś po pierwszych 'msciwojach’ już nawet wszystkich nowych nie oglądałem. Robiły się monotonne i nudne, często miałem tak jak Wy, że obejrzałem film ale o czym on był? Chyba o tym co wszystkie: bohater przechodzi kryzys, robi się silniejszy, pokonuje złych, wszyscy są szczęśliwi. Ogólnie fajnie ale ile można takich samych filmów klepać?
Mam nadzieję że w nowych msciwojach trup będzie się gęsto ścielił bo na serio tych bohaterów jest za dużo. Mogliby dać Martinowi scenariusz do napisania i żeby tak uśmiercił z 80% bohaterów. Tylko bez żadnych rezurekcji…
'Ty – z tego co pamiętam – znasz się tylko na “Grze o tron”’ hehehe 😀
Jakby dali scenariusz Martinowi to połowa postaci by zginęla w trakcie napisów początkowych xD
„Tylko bez żadnych rezurekcji…”
Będą, muszą być. Coulsona reaktywowali to i innych będą. A jak nie to dowalą jakieś multiversum i będzie po sprawie. Trzeba doić póki leci.
Apropo Zimowego Żołnierza, skąd ten wniosek (a nawet zarzut) – „Za wszystkim stoi Hydra w postaci śmiesznego ludzika, który cyfrowo zapisał się w jakimś stuletnim komputerze i stamtąd infliltruje cały S.H.I.E.L.D.”?
Dochodzenie Kapitana i Wdowy doprowadziło ich do odkrycia tajemnego pomieszczenia w dawnej kwaterze S.H.I.E.L.D. W tym pokoju przechowywany był komputer (super komputer?), na którym zapisana była świadomość złego doktorka. Ale gdzie tam jest informacja mówiąca (albo choćby wskazująca na to), że to on stoi za Hydrą? Wg mnie jest wręcz przeciwnie. Doktorek wyjaśnia, że Hydra tak na prawdę nigdy nie została pokonana, tylko wtopiła się w S.H.I.E.L.D. i od lat sabotowała jej akcje (m.in. zabicie ojca Starka). On sam był po prostu jednym z elementów tej układanki.
Może już mnie pamięć zawodzi, ale wydawało mi się, że on im wyjawia wielki plan i to, że wcale nie umarł, a przeniósł się na leciwego kompa i to on zarządza/kieruje całym master planem HYDRY.
Oglądałem kilka dni temu i prawda leży pomiędzy. On tłumaczy, że S.H.I.E.L.D. go zrekrutowało i przeniosło umysł do tego komputera ale tak naprawdę dalej wspierał hydrę, która zresztą i tak całkiem prężnie się rozwijała. Tak więc on mocno w tym planie uczestniczył ale nie jest tak, że sam stał za wielkim odrodzeniem Hydry.
Propozycje polskich wersji tytułów niszczą 😀
Z Thora 2 też nic nie pamiętam, poza tym, że były tam mroczne elfy xD
+1
Przepraszam ale czy “Increadible Hulk” po polsku nie powinien byc „Niesamowity Kloc? 🙂
Chyba rzeczywiście lepsze od naszego tłumaczenia 😀
DaeLu skąd wiadomo, że akcja Dziwago dzieje się równolegle do Człowieka z Żelaza 2?
Nie wiem, może niezbyt uważnie oglądałem.
Wyraziłem się trochę nieprecyzyjnie. Film zaczyna się równolegle do Iron Mana 2, ale duża część toczy się po Mściwojach 🙂 A skąd to wiemy? Bo tuż przed swoim wypadkiem Strange przegląda listę potencjalnych pacjentów. Jednym z nich jest gostek, który doznał obrażeń podczas testu zbroi, która skręciła się łamiąc mu kręgosłup. W Iron Manie 2, widzimy fragment testu zbroi Hammera, który kończy się właśnie takim wypadkiem. Oczywiście potem jest wypadek Strange’a i wiele miesięcy rekonwalescencji, a następnie lata (jak sądzę) treningu. Na pewnym etapie pada odwołanie do samych Avengerów, więc wiemy, że musiało upłynąć sporo czasu.
A to nie chodziło o wypadek WM? Ja przynajmniej tak to odebrałem ;P
Ja też, wydawało mi się, że chodziło o WM po upadku z dużej wysokości w Civil War.
Nie. War Machine to James Rhodes, który jest pułkownikiem lotnictwa. W filmie mówiono o pułkowniku marines. Poza tym wiek się nie zgadza. No i to, że zbroja jest eksperymentalna.
Chyba powinienem zacząć uważniej oglądać filmy, dzięki 🙂
To jest nas dwóch, też byłem pewien, że to WM.
Tak na serio to polskie tytuły filmów Marvela są odpowiednie i naprawdę dźwięczne. Jak widzę w internecie jakieś spiny na ten temat to zastanawiam się czy ludzie nie mają poważniejszych problemów.
To prawda, my sobie śmieszkujemy, ale generalnie dają radę. Chociaż Wojna bohaterów i Wojna bez granic teraz to nie są najlepsze możliwe wybory. Prędzej zostawiłbym oryginał, szczególnie w drugim przypadku, bo tytułowe infinity odnosi się przecież do czegoś innego niż wojna.
Ale ja za bardzo nie widzę innych opcji, bo co niby? Kapitan Ameryka: Wojna domowa albo Avengeres: Wojna nieskończoności albo Nieskończona wojna ??? Wiem, że tytułowe Infinity odnosi się zupełnie do czegoś innego, ale czy obejdzie to zwykłych widzów, z których większość i tak nie zna się na komiksach?
Wojna domowa byłaby ok – przecież dokładnie taki jest tytuł oryginału! A wojna bohaterów w zasadzie nie mówi nic o tym, że chodzi o wojnę między nimi.
A z IW wystarczyło dać „Wojna o kamienie nieskończoności”. Brzmi może średnio, ale lepiej niż „Wojna bez granic”, która znów nie mówi kompletnie nic, ani nie ma żadnego związku z treścią.
A najlepiej w ogóle zostawić oryginał 😛
Co wy gadacie Thor to mój ulubiony film z fabryk marvela przecież ma najbardziej rozwiniętą psychologię postaci Thor z pyszałkowatego palanta jest gotów do poświęcenie dla przyjaciół, rozumie wreszcie brata, jego podróż naprawdę go zmienia a nie jak Tony Stark lata z punktu A do B i rzuci dowcipem, w Thorze macie też najlepszego złego czyli Lokiego który robi złe rzeczy ale ma MOTYW a nie jak reszta szablonów są źli bo chcą niszczyć. No co wy tak zjechać pierwszego Thora :// nie daje okejki :c
Zwracam uwagę, że tylko kolega SithFrog psioczy na pierwszego Thora. Ja go oceniłem wysoko i powiedziałem, że mam do filmu sentyment. Także tego… SithFroga bij, nie mnie 😀
Dla mnie Thor z plastikowym Asgardem, plastikowymi zbrojami rodem z Power Rangers, z tęczą, po której jedzie się konno, żeby podróżować między światami to forma, której nie da się sprzedać serio. No po prostu się nie da. A pierwszy i drugi Thor próbują i dla mnie to jest porażka na całej linii. Nie przebiłem się przez formę, a i motywacja Thora czy Lokiego były bardziej wyrażone w dialogach niż faktycznie pokazane na ekranie. Dlatego też nie dałem okejki.
Ale Gothica to pewnie lubisz bardziej niż Risena. Nie na grafę się patrzy Ty casualu :/ Co z tego, że wygląda słabiej jak cała fabuła się klei i dramaturgia wypływa z charakterów i historii postaci a nie z tego, że przyszedł Big Bad Wolf podmuchał i poprzewracał kilka budynków w Srajwendżersach. W dodatku sceny są naprawdę dobrze zagrane, są jakieś emocje na twarzach postaci jak smutek, żal, wstyd, a nie tylko odgrywanie wysiłku podczas podnoszenia kartonowych przedmiotów -.-
Dael 7/10
SithFrog 2/10
„Dael 7/10
SithFrog 2/10”
To i tak więcej niż nam zazwyczaj dają kobiety. I to w skali stustopniowej.
„Nie na grafę się patrzy Ty casualu :/ ”
Ała 😛
Mnie ten film nie kupił. Forma mnie odrzuciła. Jest coś takiego jak zawieszenie niewiary, ja nie dałem rady. Nie urzekła mnie „prawdziwa miłość w jeden weekend” (tak, film „dzieje się” na przestrzeni 3 dni :D), ani sama przemiana Odinsona. Ani dziwny wielki straszny zły stwór ziejący ogniem, ani nawet Loki jeszcze wtedy. W dodatku wszystko okraszone anturażem rodem z kreskówek w sobotę o 9:00. No nie kupiłem tego, co poradzę 🙁
Dałeś Thorowi 2/10 który ma autentyczną przemianę bohatera, ludzkiego realistycznego villiana który robi to co robi bo jest zazdrosny i nienawidzi swojego pochodzenia a nie „bo tak”, gdzie są emocjonalne dialogi wynikające z charakterów i przeszłości postaci a nie dlatego że świat jest znowu zagrożony kolejnym atakiem z „upy, gdzie jest autentyczne poświęcenie (Thor niszczy przejście i nigdy więcej nie zobaczy Portman) a bohatera którego lubi widownia faktycznie spotyka dramatyczny koniec a nie film tylko udaje że ktoś był zagrożony (Loki ginie na końcu) i dałeś 2 na 10 bo co? bo zbroja była plastikowa? a tej kolorowej kupie Last Jedi 5/10? Jestem zażenowana.
Nazywasz kolorową kupą film, w którym ludzie giną w masie wręcz niepoliczalnej? W którym ginie Luke Skywalker? W którym pokazuje się jak zwierzęta trzymane są w niewoli, w strasznych warunkach i służą rozrywce? Gdzie dzieci są niewolnikami i muszą sprzątać stajnie całe życie? Który porusza mądry temat tego, ze cyniczni bogacze obłowią się na wojnie kosztem obu stron? Który pokazuje, że ważniejsze jest ocalenie przyjaciół i ukochanych niż zabicie nieprzyjaciół? Który pokazuje, że mądrość jest w ludziach? Który pokazuje pierwszy raz od dawna, że kobiet jest dużo i wiele rzeczy robią lepiej niż mężczyźni? Który pokazuje, że ważniejsze od ryzyka i chwały są odpowiedzialność i troska? Który pokazuje, że nadzieja, miłość, pokora i poświęcenie są najważniejsze? To wszystko nazywasz kolorową kupą? Jestem zażenowany!
Mam nadzieję, że mnie teraz zrozumiesz 😉
Ta kolorowa kupa za miliony baksów to recykling 6 innych filmów a każda z postaci to reinkarnacja poprzednich oprócz Luka, który ewidentnie nie jest sobą, zamiast być wybrańcem Jedi co to się nigdy nie poddaje ucieka na koniec galaktyki jak ostatni frajer po jednej porażce xD Infantylne dowcipy, główny zły Snork o którym NIC nie wiadomo ginie jak kretyn, główna bohaterka mniej charyzmatyczna od robotów z pierwszych części kręconych w latach 70. A gdzie te dzieci mają tak źle? Mają dach nad głową i jeszcze się bawią zamiast zapychać z robotą… xD i gdzie ta mądrość w ludziach? Może nasz kapitan, który ciągle lekkomyślnie naraża wszystkich na niebezpieczeństwo? Gdzieś ty wyczytał w tym filmie tyle pięknego przekazu i czemu nie zawarłeś tego w swojej recenzji, która była mocno nieprzychylna z tego co pamiętam?
Dael zabierz koledze moderatora bo chyba pisze posty po zakrapianych imprezach xD
„zamiast być wybrańcem Jedi co to się nigdy nie poddaje ucieka na koniec galaktyki jak ostatni frajer po jednej porażce”
Prawda! Jak np. Obi-Wan albo Yoda wcześniej… a nie, czekaj…
„Gdzieś ty wyczytał w tym filmie tyle pięknego przekazu i czemu nie zawarłeś tego w swojej recenzji, która była mocno nieprzychylna z tego co pamiętam?”
Nie zrozumieliśmy się. Ja tylko odwróciłem Twoją argumentację a propos Thora i przeniosłem ją na TLJ. Tylko tyle. To wszystko są odczucia indywidualne i subiektywne. Ty piszesz: „gdzie jest autentyczne poświęcenie (Thor niszczy przejście i nigdy więcej nie zobaczy Portman)” – i okej, przyjmuję, że tak to widzisz. Ja widzę kolesia, który niszczy przejście w niedzielę, a Portman poznał w piątek (serio, sprawdź sobie na jakim odcinku czasowym dzieje się akcja). Po 3 dniach na mnie ani przemiana ani ich miłość i poświęcenie nie robią wrażenia. Wręcz przeciwnie, wszystko, co jest w scenariuszu wydaje mi się równie sztuczne, niepoważne i plastikowe jak te zbroje własnie. Z tym że to tylko MÓJ punkt widzenia. Ty tam widzisz przemianę, miłość i poświęcenie na serio i ok, nie mam z tym problemu 🙂
„Dael zabierz koledze moderatora bo chyba pisze posty po zakrapianych imprezach xD”
Wyłącznie!
Meh nie mogę ci odpisać bezpośrednio SithFrog. Zrozumieliśmy się a ja ośmieszyłam twoje odwrócenie bo powołujesz się na film który kilka dni temu sam zjechałeś.
I co się tak przyczepiłeś do linii czasowej? W Titanicu wszystko się dzieje też w kilka dni a jest to najlepszy romans filmowy w dziejach, więc twój argument jest po prostu głupi.
Ogólnie Thor to nie jest arcydzieło ale c’mon mate 2/10? Nie będę czytać już żadnych twoich recenzji bo widocznie tyle są warte co tak ważne dla ciebie CGI w filmach czyli zero merytoryki, nic ważnego nie wnoszą tylko na chwilę zajmują wzrok. Elo
Ja też nie mogę odpisać bezpośrednio pod, chyba ilość komentarzy w ciągu się wyczerpała.
„powołujesz się na film który kilka dni temu sam zjechałeś”
Tak – i jak wyśniłem – każdy film może się komuś podobać albo nie, może zinterpretować pozytywnie, albo zjechać od góry do dołu. Dopóki ma argumenty inne niż „bo to jest fajne/głupie” to jest ok.
„W Titanicu wszystko się dzieje też w kilka dni a jest to najlepszy romans filmowy w dziejach, więc twój argument jest po prostu głupi.”
Znów, skoro nie podzielam Twoich subiektywnych odczuć to moje są głupie, bo tylko Twoje są mądre, tak? 🙂 Jakby Titanic był zrobiony z kartonowych pudeł to tez byłoby słabo. O tym, że charaktery i pozycje Jacka i Rose są o niebo lepiej zagrane i rozpisane nawet nie wspominam 🙂
„Nie będę czytać już żadnych twoich recenzji bo widocznie tyle są warte co tak ważne dla ciebie CGI w filmach czyli zero merytoryki, nic ważnego nie wnoszą tylko na chwilę zajmują wzrok. Elo”
Wyjaśniłem co mi się w Thorze nie podobało i nie było to tylko CGI, bo dobry film/serial obroni się nawet jak ma mały budżet (CGI w pierwszym sezonie Stranger Things jest dramatycznie złe). Ja w Thorze nie uwierzyłem w nic, ani w intencje/przemiany bohaterów, ani w spójność czy prawdziwość świata, nic tam nie zagrało jak trzeba i tyle.
A co do moich recenzji – tyle jest różnych w necie, że znajdziesz na pewno coś lepszego i bardziej godnego uwagi, powodzenia 😉
Nie rób z oponenta chama i głupa bo to nieładnie 🙁 Przyczepiłeś się do linii czasowej argumentując, że przez nią nie możesz uwierzyć w romans więc ci udowodniłam, że ten powód jest idiotyczny patrząc np na Tytanica gdzie akcja się dzieje nawet krócej.
Masz swoje zdanie, ja uważam je za niesprawiedliwe a ocenę całkowicie nieadekwatną ale cóż mogę zrobić? Nie chcesz się przyznać do błędu bo 2/10 to naprawdę krzywdząca ocena zwłaszcza, że jest to portal opiniotwórczy i macie posłuch u ludzi, będą z tego artykułu wynosić że Thor to syf i 2 kilo mułu ale co mnie to tam obchodzi, to tylko film. Nie chciałam, żeby brzmiało że robię łachę czytając twoje artykuły po prostu mamy zupełnie inny gust więc nie ma dla mnie sensu ich czytać ani się nimi sugerować w jakikolwiek sposób. Pozdrawiam
Nie robię z oponenta/tki chama i głupa w żadnym wypadku, nie mam pojęcia skąd ten wniosek.
Nie przyczepiłem się do linii czasowej w ogóle tylko dot ej konkretnej w Thorze. Jak film jest dobrze zrobiony to takie detale umykają i człowiek najwyżej potem pomyśli: „hehe, wielki low, a oni się przecież na tym statku poznali” – tylko to nie przeszkadza, bo scenariusz jest dobry, dialogi świetne, a i aktorzy wybitni w swoich rolach. Analizowanie logiki schodzi na dalszy plan, bo działa magia kina.
W Thorze (DLA MNIE) nie działa magia kina, ani nic innego. Dla mnie ogromnym szokiem było wtedy, że po niemal doskonałym Iron Manie, z kompleksowym, charyzmatycznym głównym bohaterem, z ciekawą przemianą z sensowną fabułą nagle wyskoczyli mi z Thorem i Kapitanem Ameryką. Z paździerzami, przez które poczułem się jakbym wrócił do lat 90tych, do epoki Batmana i Robina, Daredevila czy późniejszych Elektry i Catwoman.
Możesz uważać, że moje zdanie jest niesprawiedliwe i się z nim nie zgadzać, to najnormalniejsze w świecie. Natomiast wymaganie, żebym się przyznał do błędu to jest o jeden most za daleko. Dałem 2 i podtrzymuję. Tak jak dałem swego czasu 3/10 dla Interstellar, które jest piękne, ale tak źle napisane i tak bardzo puste udając jednocześnie coś mądrego, że nie mogłem dać więcej.
Poza tym jeśli nie odradzam wprost (jak Geostorm, Covenant, Mumia czy inni Piraci 5) to znaczy, że zawsze trzeba się samemu przekonać, a nie bazować na moim guście. Każdy ma inny. Jak z „Ostatnim Jedi”. Dla mnie to zawód i porażka, ale każdy powinien sam ocenić.
„mamy zupełnie inny gust więc nie ma dla mnie sensu ich czytać ani się nimi sugerować w jakikolwiek sposób”
A nie zgadzałaś się z moimi wcześniejszymi recenzjami? Nie mieliśmy podobnego zdania o niektórych produkcjach? Coś mi się kołacze. Jak nie to może coś pomieszałem, moja culopa. A jeśli tak to… trudno oczekiwać, że zawsze będziemy się zgadzać.
Pozdro!
„…to forma, której nie da się sprzedać serio.”
Ale Ty chcesz sprzedawać serio filmy o latających gościach i magicznym młotku? 😉
Ja nie*. Twórcy Thora 1 i 2 tak.
* – co podkreślałem już kilkukrotnie, chwaląc Ragnarok za pójście w komedię
Za każdym razem gdy ktoś przypomina, że Strażnicy Galaktyki są częścią universum Marvela gdzieś na świecie umiera mały kotek.
I tak i nie. Połączyłbym chętnie Thora w wersji „Ragnarok” z GotG 🙂
Ale narzekacie 🙂 Sith co się tak przyczepiłeś do słowa 'generyczny’?
Choroba zawodowa, poza tym generyczność to zło 😛
z ta Czarna Pantera to faktycznie wtopa. pomyslcie jaka bylaby afera, gdyby ktos stworzyl np. jakiego Capitan White. a tutaj mamy postac pelna nawiazan do czarnych supremacjonistow i rasizmu, a postac jest nazywana co najwyzej „kontrowersyjna”!
Chyba jestem jedyną osobą, która nie poczuła zachwytu nad Strażnikami Galaktyki. Zmiana scenerii to zawsze coś nowego, ale to chyba nie wystarczy aby nazwać ten film najlepszym z uniwersum. Żarty jakoś specjalnie mnie nie rozśmieszyły (w przeciwieństwie do najnowszego Thora), a dzisiaj już nie potrafiłbym sobie przypomnieć żadnego lepszego dowcipu. Nie mówiąc już o czarnym charakterze. To był ktoś zły chcący zniszczyć jakąś planetę? Chyba tak. Ten film po prostu powiela schemat arcyłotra, tak jak wszystkie inne filmy Marvela i w tej kwestii nie jest niczym przełomowym. Bohaterowie też może są niestandardowi, ale podczas jednego filmu nie ma czasu nadać im głębi jaką po sześciu filmach nabrał Iron Man. Tego mi w nich brakuje. Nawiasem mówiąc uważam Strażników Galaktyki rzeczywiście za film wnoszący powiew świeżości, ale wcale nie rewelacyjny albo taki którego warto obejrzeć wielokrotnie. Może miałem za wysokie wymagania, bo przed obejrzeniem nasłuchałem się wychwalających ten film recenzji, ale to nie zmienia faktu, że mnie nie porwał i dałbym mu solidne 7/10.
Tylko GotG to ani nie jest historia łotra więc jest on rzadko – to tylko pretekst, żeby opowiedzieć historię bandy wyrzutków formujących niechętnie zespół do walki z większym złem. Poza tym to komedia i film przygodowy w lekkim klimacie, a nie jak Iron Man, który czasem uderza w naprawdę poważne tony.
Przez ostatnie dni obejrzałem ponownie wszystkie Iron Many, drugiego Kapitana i pierwszych Mściwojów (senk ju Netflix) i w kwestiach tych filmów zgadzam się z Sithem. Pierwszy Iron Mana to perełka. Zgrabnie wprowadzona przemiana bohatera z nieodpowiedzialnego playboya w gościa, który chce wziąć odpowiedzialność za to co robi jego firma… Ale nadal jednak jest wyluzowanym śmieszkiem. Druga część jest chyba najsłabsza bo najwięcej jestem piu piu wziuuum a bardzo mało jakiegokolwiek rozwoju bohatera. A pierwsi Avengers… Są bez fabuły :(. Żarty są spoko, akcja jest prawilna… Ale całe to ryzyko jest takie „meh”.
A jesli mówimy o GotG (moim zdaniem również są to najlepsze pozycje MCU), to nie sposób nie wspomnieć o jednym z silniejszych punktów tych produkcji. Genialnej ścieżce dźwiękowej.
No tak, ale powiedzmy, że to połowicznie zasługa filmu/twórców. Po prostu wybrali genialne utwory z odpowiedniego okresu. Ale masz rację, bo muzyka i piosenki w GotG pełnią rolę fabularną, a nie tylko jako tło.
Termin 'Mściwoje’ wymyslil na forum Pquelim w temacie o tlumaczeniach filmowych. Nieladnie Panowie, mogliscie chociaz wspomniec autora!
Tak, Mściwoje to termin używany od jakiegoś czasu na forum. Zapomniałem już kto na niego wpadł. Myślałem, że SithFrog, bo jego mózg zazwyczaj chodzi takimi właśnie ścieżkami. Ale oczywiście oddajemy Pquelimowi co pquelimowe, i sugerujemy szybkie otrademarkowanie tej nazwy, zanim ją zgapią oficjalni tłumacze.
Jestem ciekawy Waszej recenzji odnośnie seriali osadzonych w MCU 🙂 Macie to na tapecie?
Tu DD s1: http://fsgk.pl/wordpress/2016/10/daredevil-sezon-1/
Poza tym widziałem jeszcze JJ – bardzo mi się podobała, recenzję wrzuciłem chyba tylko na swojego bloga, może kiedyś dokleję na fsgk. Drugi sezon DD podobał mi się bardziej (głównie – co oczywiste – przez Punishera), ale tekst ostatecznie się nie ukazał.
Luca, IF, Defendersów i Punishera nie widziałem póki co, za mało czasu 🙂
No to polecam kolejne 🙂 Te które wypisałeś to są z produkcji Netflix i moim zdaniem dobrze się uzupełniają, a każdy ma swój klimat (Luce Cage np. jest zupełnie odmienny od reszty).
Poza tymi serialami poleciłbym jeszcze Agent Carter 🙂 dwa sezony już wyszły. Innych nie widziałem – próbowałem obejrzeć Agentów Tarczy, ale po pierwszym odcinku nie zachęciłem się do dalszego oglądania. Czekam zatem na recenzje 🙂
Może nawet napiszę w końcu recenzję 2 sezonu DD jeśli znajdę czas. Kolejne seriale mam zamiar oglądać tylko muszę sobie jakoś czas zorganizować. Tak, żeby wystarczyło mi 2 h snu na dobę 😉
Recenzja w typie rozmowy dwóch kumpli przy piwie 🙂 Luubię to. Muszę się przyznać, że uwielbiam filmy z marvelowskiego universum (oczywiście, nie wszystkie w równym stopniu, generalnie jednak zawsze z zainteresowaniem oglądam). Zresztą, dawno temu zaczęło się od komiksów…. ale niestety mój mąż nie podziela mojego zachwytu i nie chce chodzić ze mną do kina na najnowsze produkcje :(. Chciałam jednak powiedzieć, że nie wszystko stracone, a MCU jest na tyle uniwersalne, że rośnie mi kolejne pokolenie podzielające zachwyt mamusi – moja 8-letnia córa uwielbia Strażników Galaktyki, a 4-letni syn jest największym fanem Avengersów (zwłaszcza Hulka). Jeszcze parę filmów z MCU i to z nimi pójdę do kina :)))
„moja 8-letnia córa uwielbia Strażników Galaktyki”
Rośnie nam wspaniałe pokolenie! U mnie jest mini-fascynacja Spider-manem, ale to dlatego, że Marvela jeszcze nie znają. Indoktrynacja Gwiezdnymi Wojnami ma priorytet. Są rzeczy ważne i ważniejsze! 😀
Od indoktrynacji Gwiezdnymi Wojnami jest u nas tata ;-). Ale jakoś dzieci odporne…. Spider-Mana syn też przerabia, z tym większym zachwytem odkrył jego obecność wśród Avengersów. To było dopiero coś. A scena walki na lotnisku w Captain America – Civil War była u nas oglądana niezliczoną ilość razy… teraz czeka nas SpiderMan – Homecoming, znowu młody będzie miał radochę 🙂
„Od indoktrynacji Gwiezdnymi Wojnami jest u nas tata ;-).”
Szanuję! Tata wie co dobre!