FilmyRecenzje Filmowe

Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy (2015)

Tak tak, dobrze widzicie! Nie pomyliliśmy tytułów, po prostu z okazji premiery „Ostatniego Jedi” prezentujemy recenzję poprzedniej odsłony serii, pisaną na gorąco dwa lata temu. Uznaliśmy, że po prostu nie można napisać recenzji najnowszego filmu, nie wracając na chwilę do poprzedniej, gwiezdnowojennej produkcji Disneya. A recenzja „Ostatniego Jedi” – już na dniach!
PS. I pomyśleć, że niektórzy mówią, że to DaeL spóźnia się z tekstami!

***

Naprawdę chciałem, żeby było pięknie. Bardzo chciałem! Nie oglądałem wszystkich zwiastunów, nie czytałem spojlerów ani teorii. Nawet w recenzje zaraz po premierze zajrzałem tylko na sekundę. I co? I kij Ci w oko, Dżej Dżeju Abramsie! Owszem, w filmie czuć Moc, starwarsowy klimat i na pewno jest to warsztatowo produkcja dużo lepsza od epizodów 1-3. Tyle że to jeszcze nic nie znaczy. Przeskoczyć poprzeczkę leżącą na ziemi to żadna sztuka. Miała być nowa jakość, nowa przygoda, nowe przeżycie, a jest współczesne kino akcji SF, zmontowane w tempie dziesięciu dynamicznych sekwencji na sekundę. Dostaliśmy film, który odwraca uwagę widza fajerwerkami, byle tylko ten widz nie zastanowił się przez chwilę i nie doszedł do wniosku, że to wszystko jest trochę bez sensu. Czego jednak nie wybaczę reżyserowi i Disneyowi nigdy? Okłamania ludzi. Nowy numer epizodu i podtytuł to kłamstwo. To nie jest „Przebudzenie Mocy”. To bezczelny remake „Nowej Nadziei” z niewielką liczbą odchyleń fabularnych. Ech… Jestem nabuzowany i nie będę się szczypał. Dalsza część zawiera przemysłowe ilości spojlerów!!!

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Ford jako Han Solo wygląda kwitnąco.

Zacznę od pozytywów. Czuć w tym filmie Moc i to od pierwszych minut. Kadry stylizowane na starą trylogię, dekoracje, efekty specjalne oparte nie tylko o CGI, świetne lokalizacje i klimatyczne ujęcia. Naprawdę ma się wrażenie, że to prawdziwe „Gwiezdne Wojny”, robione przez tych samych rzemieślników, którzy pracowali nad oryginalną trylogią, a nie jakieś suche, wyprane z emocji klipy wideo (pozdro, George’u Lucasie!). Pod tym względem jest dobrze. Szturmowcy strzelają (i trafiają – miła odmiana!), miecze świetlne robią “wziuuuum”, a bitwy TIE Fighterów z X-Wingami przyprawiają o pozytywny zawrót głowy. Były momenty, kiedy miałem ciarki na plecach.

To chyba najzabawniejsza odsłona sagi. Śmiesznych sytuacji, niezłych puent i żartów sytuacyjnych jest sporo, większość jest dobrze umiejscowiona, stanowiąc dobrą przeciwwagę dla kilku ciężkich i mrocznych scen. I tylko w pojedynczych sytuacjach dowcip pojawia się zbyt szybko i trochę niweluje szok, umniejsza wagę ważnego wydarzenia. Ale i tak nie wygląda to źle, o czym przekona się każdy, kto pamięta Bitwę o Naboo z „Mrocznego Widma”, kompletnie „położoną” pod względem dramatycznym przez figle Jar-Jar Binksa.

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Poe zapowiadał się na Hana Solo 2.0, ale było go tak mało, ze trudno coś więcej o nim napisać.

Aktorzy są niesamowici. Daisy Ridley i John Boyega to godni następcy wielkich nazwisk sagi. Jest między nimi chemia, świetnie się uzupełniają i często kradną całe show. Wcale nie gorszy jest Adam Driver w roli najnowszego czarnego (szarego?) charakteru? Carrie Fisher pokazano godnie. Nawet Luke, dawkowany bardzo ostrożnie, wygląda rewelacyjnie. Najlepiej wypadł jednak Harrison Ford. Bałem się, że będzie parodią samego siebie jak w czwartym Indiana Jonesie. Nic z tych rzeczy. Stary, trochę zgorzkniały szmugler wrócił i trzyma się świetnie. Jedyny poważny minus to Domhnall Gleeson, ale o nim później.

Na osoby akapit zasługuje wątek Kylo Rena. Wszyscy spodziewali się Vadera 2.0, a dostaliśmy coś z zupełnie innej beczki. Kylo to Anakin Skywalker taki, jakim powinien być w prequelach. Młody człowiek, syn pary wielkich bohaterów. Niezdrowo zafascynowany dziadkiem, po odkryciu w sobie Mocy postanawia iść ścieżką ciemnej strony. Młodzieńczy bunt, który poszedł parę kroków za daleko. Pod maską nie ma bezdusznego, poranionego osobnika powiązanego z maszyną do podtrzymywania życia. Jest człowiek z całą gamą emocji, których wymykają się spod kontroli. Strach, ból i jeszcze jasna strona mocy, która też potrafi kusić! Mimo, że w połowie filmu wiedziałem już, gdzie ta historia zmierza, to i tak scena ostatecznego (?) przejścia na Ciemną Stronę Mocy zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jeśli bohater ma odejść, to albo w stronę zachodzącego słońca („Powrót Jedi”), albo w taki sposób, jak Han. Poetycko i ściskając wszystkich żalem za gardło.

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Młodzi aktorzy zdali egzamin, jest urok, jest chemia, jest dobrze!

No, to tyle jeśli chodzi o pozytywy. Niestety, im dłużej myślę o tym, co zobaczyłem, tym bardziej mi smutno. Nawet nie wiem, od czego zacząć wyliczankę… Przede wszystkim film jest przeładowany akcją. Praktycznie nie zwalnia, nie ma chwil wyciszenia i po pewnym czasie męczy. Obecnie panuje moda na rozciąganie historii w celach zarobkowych („Hobbit”, ostatnie części „Harry’ego Pottera” czy „Igrzysk śmierci”). „Przebudzenie Mocy” przesadza w drugą stronę. Mam wrażenie, że spokojnie można było pokazać tę historię wolniej, w spokojniejszym tempie. Tak, żeby podbudowa i kulminacja fabuły robiła większe wrażenie. Kylo Ren jest synem Hana i Lei? Wow, ale numer!… a nie, nie ma czasu, bo już lecimy z koksem na inną planetę. Dzieje się! Han Solo zginął? Co za sce… a nie, bo przecież bitwa i w ogóle się wszyscy szczelajo. Ledwie poznajemy bohaterów, a już są przyjaciółmi. Już ich tyle łączy. Tak bardzo się o siebie troszczą. Już się stracili z oczu. Już tęsknią. A nie, już się ratują! Kiedy się to wszystko stało? I tak przez całe dwie godziny. Jak patrzenie w kalejdoskop, który kręci się jak bęben w pralce, ani na chwilę nie zastygając w jednej pozycji.

„Oryginalny” scenariusz woła o pomstę do nieba. Na gotowca z „Nowej Nadziei” naniesiono trochę poprawek i wszyscy udają, że stworzyli coś nowego. Znów droid (jeden zamiast dwóch), znów ma tajne plany (tym razem mapa do Luke’a), znów pustynna planeta (Jakku zamiast Tatooine), znów tenże droid opuszcza planetę w Sokole Millenium. Jest też trzecia Gwiazda Śmierci (niby inaczej nazwana, ale nie czarujmy się, to Gwiazda Śmierci) i też zostaje zniszczona. Recycling, recycling, recycling. Postmodernizm level expert. Czym innym jest ukłon w stronę fanów, czym innym oddanie ducha oryginałów, a czym innym żerowanie na nostalgii. Na tym drugim ostatnimi czasy przejechało się wiele tytułów.

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Kylo Ren – nie jest Vaderem, ale jest szalenie interesującym bohaterem.

Smutno mi jeszcze bardziej, kiedy przypominam sobie ten cały First Order. Rany, jakie to było słabe! O ile Kylo Ren do mnie trafił, o tyle cała reszta, na czele z generałem Huxem, to jakieś gigantyczne nieporozumienie. First Order – organizacja powstała na gruzach Imperium – najwyraźniej kadry wysokiego szczebla rekrutuje w okolicznych liceach. Tak niecharyzmatycznego, niedojrzałego i karykaturalnego przywódcy nie widziałem dawno, w żadnym filmie. Czekałem, aż zacznie tupać nóżką. Ba, miałem wrażenie, że w każdej scenie z jego udziałem słyszałem ciche, żałosne westchnienia Moffa Tarkina. Hux to parodia. Cały ten Frist Order to parodia. Przy okazji: nie dowiedziałem się za wiele o sytuacji politycznej. Zniszczono jakieś planety z flotą (statki typu Mon Calamari na powierzchni?), ale nie wiem kto, co i gdzie. Stolica Republiki? Coruscant? Domyśl się, widzu. A, byłbym zapomniał. Jest nowy Palpatine. Nazywa się Smark i wpadł gościnnie prosto z planu Władcy Pierścieni. Jest tak straszny, tak przerażający, że musi sobie coś (ciekawe co?) rekompensować hologramem wielkości małego budynku. Kapitan Phasmę wymyślono chyba tylko po to, żeby sprzedać parę zabawek/książek/komiksów. Jej rola w filmie to jakiś żart, zwłaszcza w stosunku do ilości materiałów promocyjnych, w których się pojawiała. Tak samo Poe Dameron. Owszem, śmiesznie żartuje, ale mógłby się nazywać “losowy pilot X-Winga nr 3” i mniej więcej tak samo bym go zapamiętał. Za dużo postaci upchniętych w zbyt krótkim filmie.

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Akcja pędzi na złamanie karku, czasem nie ma czasu przetrawić ważnych momentów, bo znów gdzieś biegniemy/strzelamy/lecimy.

Najbardziej smutno mi jednak z powodu podtytułu. „Przebudzenie Mocy” jest dosłowne i przybiera taką formę, że nie wiedziałem w kinie czy się śmiać ,czy płakać. Rey odkrywa w sobie Moc w rewelacyjny sposób – udaje jej się siłą woli zablokować “dostęp” do swojej pamięci. To, co się dzieje potem, woła jednak o pomstę do nieba. Dziewucha, która kilka(naście?) godzin wcześniej uważała Jedi za legendę, sama wpada na „Jedi Mind Trick” i jest w stanie go odpalić w trzeciej próbie. To samo w walce z Kylo Renem. Umiała władać długim kijem, więc równie dobrze radzi sobie z mieczem świetlnym przeciw wyszkolonemu użytkownikowi Mocy. Jak wiadomo, halabardnicy znani byli z tego, że przy pierwszym kontakcie ze szpadą pokazywali mistrzostwo fechtunku. To chyba największy merytoryczny babol w filmie. Jak w „Matrixie”. Rey zamyka oczy, czuje Moc i nagle wczytują jej się do głowy te wszystkie umiejętności. Chociaż jeśli woźny/początkujący szturmowiec jest w stanie świetnie wywijać mieczem świetlnym, to czemu Rey nie może wczytywać sobie skilla z niebytu? Zanim ktokolwiek napisze mi, że to Moc i w ogóle – od razu mówię – to żadne wyjaśnienie. Wszystkie dotychczasowe filmy (ale też książki, gry, itd…) utwierdzały nas w przekonaniu, że talent talentem, ale nad rozwojem umiejętności trzeba długo pracować. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że gdy Rey osiąga wszystkie swe cele bez wysiłku, to po prostu znika suspens. Luke swoje wielkie zwycięstwo z „Nowej Nadziei” okupił serią porażek. Obijali go Tuskeni. Pomiatały nim żule z baru w Mos Eisley. Han Solo miał go za wieśniaka. W śmietniku o mało co nie zeżarła go Dianoga. Nawet małe triumfy – uwolnienie Lei czy zestrzelenie TIE Fightera – były uzasadnione czynnikami zewnętrznymi (Tarkin chciał, by Leia uciekła i doprowadziła go do bazy rebeliantów). Dlatego czuliśmy tak wielkie napięcie, gdy doszło do ataku na Gwiazdę Śmierci. A w „Przebudzeniu Mocy” tego suspensu brak. Bo wiadomo, że Rey i tak zwycięży.

Kadr z filmu "Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy"
Rey ma ciekawą historię, ale szybko przestałem się emocjonować wydarzeniami z jej udziałem. Jest wszystkomająca. Z każdej opresji wyciągnie się sama. Doskonały pilot (nigdy wcześniej nie latała), rewelacyjny mechanik (wcześniej zbierała złom), potężny Jedi (dopiero co usłyszała, że Moc to nie mit). Dlaczego miałbym jej kibicować? Poradzi sobie doskonale i bez mojego wsparcia.

J.J. Abrams zrobił niezły film w klimacie „Gwiezdnych Wojen”. Miejscami czuć Moc, ale poza tym to tylko sprawnie i pięknie nakręcone kino akcji science-fiction, bez magii, która do dziś siedzi w sercach fanów oryginalnej trylogii. Fakt, że nie powtórzono kardynalnych błędów Lucasa z czasu tworzenia prequeli, to za mało. Zabrakło odwagi do czegoś więcej. Szkoda, po stokroć szkoda. Mam nadzieję, że epizod ósmy spróbuje to naprawić. Tymczasem z wielkim bólem rezygnuję z planowanych (przed seansem) kolejnych eskapad do kina na „The Force Awakens”. Jak najdzie mnie ochota na obejrzenie „Nowej Nadziei”, odpalę DVD. To lepsze niż średnio udany remake na wielkim ekranie.

Gwiezdne wojny: Przebudzenie Mocy (2015)
  • Ocena SithFroga - 6/10
    6/10
To mi się podoba 0
To mi się nie podoba 0

Related Articles

Komentarzy: 27

  1. A ja powiem tyle, że mam nadzieję. Mam nadzieję na to, że te wszystkie wątki zostały zaczęte po to, żeby je rozwinąć w trakcie całej trylogii. Może 19 lat to za mało, żeby być nastawionym do świata wystarczająco sceptycznie, ale i tak trzymam kciuki za nowe produkcje. I to mimo, że po Disneyu nie możemy się spodziewać niczego innowacyjnego.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
      1. „Porzuccie nadzieję wy którzy tu wchodzicie”. Last jedi ładne wizualnie ale… za szybko, znowu za szybko!

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  2. Pełna zgoda, z jednym zastrzeżeniem. Pomysł na Kylo Rena był super. Tak samo jego wewnętrzne rozdarcie jest autentyczne i pod tym kątem wciąga nosem Anakina z części I-III. Ale błagam… Gość jest tak niecharyzmatyczny i chłoptasiowaty, że aż odpycha. Darth Vader i Imperator budzili grozę. Aurę tego drugiego w częściach I-III podtrzymywał Palpatine. Hrabia Dooku to jedyny powód dla ktorego warto oglądać II część, nawet Darth Maul budził jakiś lęk i respekt. Ren faktycznie wydaje się prawdziwie rozdarty, ale w ogóle nie wywołuje strachu.
    Jego wejście w większe buty w VIII części sprawia, że jest jeszcze bardziej żałosny i karykaturalny 😉

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „Tak samo jego wewnętrzne rozdarcie jest autentyczne i pod tym kątem wciąga nosem Anakina z części I-III”

      Brzmi to troche jak „wciaga nosem Karolaka z „Listow do M” 😉

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Wzoruje się na swoim idolu, dziadku Vaderze. No i uważa, że tak bardziej budzi grozę.

        Aval: dla mnie Kylo jest straszny w filmie póki nie ściąga maski, a potem jest właśnie taki jak miał być, wrażliwy, rozdarty chłoptaś, który bardzo chce być bad-assem, ale nie potrafi.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. Faktycznie – nie da się ukryć, że po zdjęciu maski strach totalnie opadł 😉

          I z tą wrażliwością i rozdarciem to wszystko ok. Ale można być wrażliwym, rozdartym, a jednocześnie charyzmatycznym i wzbudzającym respekt bohaterem. Kylo niestety wzbudza zażenowanie – i nie w wyniku wahania, rozdarcia, wrażliwości – tylko przez aparycję i brak wielokrotnie przywoływanej przeze mnie charyzmy, której Mr Driver nie ma 🙂

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
          1. Kwestia gustu chyba. Mnie przekonał, że jest niedojrzałym bachorkiem, który bardzo chce być straszny i zły, ale jest na to zbyt wrażliwy.

            To mi się podoba 0
            To mi się nie podoba 0
            1. Po co komu drugi Lord Vader? Jak chcecie oglądać Vadera to odpalajcie sobie poprzednie filmy :] Fajnie, że dali zupełnie nową postać. Nie budzi grozy bo nie ma jej budzić ale zdecydowanie ma charyzmę i przekonuje jego rozdarcie w scenach kontemplacji jak i złość i zawziętość w walce. Jak dla mnie to tylko on ciągnie tę sagę. Adam Driver <3

              To mi się podoba 0
              To mi się nie podoba 0
              1. Zgadzam się. W Ostatnim Jedi fajnie pociągnęli ten jego wątek, a potem… ech. Napiszę w recenzji. Coming soon.

                To mi się podoba 0
                To mi się nie podoba 0
  3. Tytuł może wam się nie pomylił, ale dni tygodnia ewidentnie już tak. Czwartek to dzień na tekst związany z PLiO i GoT. Pokaż mi, gdzie tu jest związek?

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
  4. „Aktorzy są niesamowici. Daisy Ridley i John Boyega to godni następcy wielkich nazwisk sagi. Jest między nimi chemia, świetnie się uzupełniają i często kradną całe show. Wcale nie gorszy jest Adam Driver”
    to jest jakis sarkazm ktorego nie łapię? xD

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Nie, dlaczego? To, że fabuła jest taka, a nie inna to nie wina aktorów, dla mnie – mając nadal w pamięci Hejdena Kryszczansena czy jak mu było – to są naprawdę dobrze dobrani ludzie.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
  5. Zasadniczo zgadzam się z autorem. Scenariusz jest koszmarnie wtórny, a przy tym przejrzysty jak cegła. Po obejrzeniu filmu nic nie wiem i niczego nie rozumiem. Co się stało z Republiką? Istnieje, upadła, podzieliła się władzą z NP? Czym jest Najwyższy Porządek i jak wielka jest jego potęga? Jak ją osiągnął? Film niczego tu nie wyjaśnia, a nie jestem aż tak wielkim fanem, żeby szukać informacji w dodatkowych źródłach. A sposób w jaki Rey opanowuje Moc budzi pusty śmiech. A raczej budziłby, gdyby w ten sposób mimochodem nie zrobiono tępaka i przygłupa z Luke’a, który na swoje sukcesy musi ciężko pracować najpierw z Obi-Wanem, potem z Yodą.
    Nie zgadzam się natomiast w kwestii aktorów (tych nowych), którzy są do niczego. Może za wyjątkiem Rey, która momentami przypomina mi Amidalę i dobrze komponuje się z całością (w końcu to nie jej wina, że taki napisano jej scenariusz). Za to Kylo Ren to jakaś żałosna pipa, której ktoś wyświadczyłby łaskę zabijając ją w pierwszej części. Obnosi po planie ten zupełny brak charyzmy i minę zbitego psa, przez co jego motywacje są kompletnie niewiarygodne. Niewiarygodne były już motywacje Anakina Skywalkera w 2 i 3 części, ale Hayden Christensen miał odpowiednio mroczną fizjonomię, żeby przymknąć na to oko i kupić tę naciąganą historyjkę. Tutaj to nie przejdzie. Kylo jest śmieszny, a fundując mu przegrany pojedynek (bądź co bądź wyszkolonemu wojownikowi Jedi/Sith) z kompletną amatorką, utopili tę postać i nic już jej nie uratuje.
    Ten były szturmowiec (nie zapamiętałem nawet imienia) też absolutnie bez charyzmy. Idealny Pan Nikt. Przez co zupełnie mi powiewa, on sam i jego los. A Poe’a było zdecydowanie za mało, żeby bardziej zapadł w serce. Film więc ratowali starzy aktorzy i stare postaci. Niestety, uśmiercono nie tę postać, którą powinno się uśmiercić (wiem jak to brzmi) i w rezultacie w „Ostatnim Jedi” nie zobaczymy ani Hana Solo, ani księżniczki Lei. Mam więc podejrzenie graniczące z pewnością, że kolejna część okaże się jeszcze większym gniotem.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. „Film niczego tu nie wyjaśnia, a nie jestem aż tak wielkim fanem, żeby szukać informacji w dodatkowych źródłach. ”

      No właśnie, a zaraz wyskakują fani wszystkiego związanego z SW i mówią, że tu i tam jest wyjaśnione. Zgadzam się z Tobą, jak film czegoś dostatecznie nie wyjaśnia, bo jest w książce/komiksie/kreskówce to coś tu nie gra.

      Z Driverem się nie zgadzam, on miał taki być. To ludzie oczekiwali bad-assa, a on miał być bad-assem w masce, a po zdjęciu maski miał być rozdygotanym chłoptasiem, który chce być zły, ale nie potrafi.

      Leia pojawia się w epizodzie VIII całkiem sporo.

      A co do tego czy Ostatni Jedi jest gorszy czy nie… sam jeszcze nie wiem. Właśnie wróciłem z kina i próbuję to przetrawić, a jest co. Generalnie na pewno da się obejrzeć, ale wtórność straszna bije po oczach i wiele rzeczy jest zbędnych albo bez sensu.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0
      1. Uważam, że jest lepszy niż FA. Ale nadal nie jest dobrze. Totalne przeładownie fabuły, masa bezsensownych wątków, wszechmoc Rei, totalnie zmarnotrawiony wątek Luke’a.
        Największym pozytywem była gra aktorska Hamilla – wymiótł, gość pokazał jak należy zagrać zarówno złamanego człowieka, jak i pewnego siebie Mistrza. Szkoda, że to, co musiał grać było tak chaotyczne i bezsensowne.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
        1. @Aval: im dłużej o tym myślę tym chyba jednak wolę TFA, tam przynajmniej historia była prosta i zwarta, a tutaj bałagan w scenariuszu jest (nomen omen) kosmiczny i przełączanie na niepotrzebne i nudne wątki co chwilę wybija z rytmu.

          To mi się podoba 0
          To mi się nie podoba 0
      2. „Leia pojawia się w epizodzie VIII całkiem sporo.”
        Fakt. Przepraszam, ale dopiero teraz dowiedziałem się, że Carrie Fisher zmarła już po zakończeniu zdjęć do „Ostatniego Jedi”. Myślałem, że nie zdążyła już wystąpić w tej części.

        To mi się podoba 0
        To mi się nie podoba 0
  6. Szczerze powiedzieć ciężko mi jest ocenić w skali liczbowej nowe produkcje bo z pewnością znajdę porównywalną liczbą plusów jak i minusów. Jak dla mnie z nowszych produkcji zdecydowanie najlepszy jest Łotr(z genialnym wejściem Vadera).
    Przebudzenie mocy to nic innego jak kalka IV części podane w nowszej ładniejszej wizualnie formie. Film ogląda się dobrze ale mimo wszystko przez cały seans miałem wrażenie, że oglądam jedną z poprzednich części.
    Co do przebudzenia mam jeszcze większy problem. Strasznie denerwuje mnie ta niekonsekwencja jeżeli chodzi o moc. Bardzo podobał mi się motyw relacji trójki bohaterów: Luke, Rey i Kylo. Stary Mark Hamill jako depresyjny, zgorzkniały Jedi wypadł znakomicie. Daisy też dała radę chociaż przy jej postaci stawiam największy znak zapytanie bo nie wiem jak jej postać rozwiną w następnym epizodzie. Chociaż największy plus stawiam przy Kylo Renie. Bardzo podoba mi się ewolucja jego postaci. Co do reszty postaci na plus: Leia, Poe. Reszta na pograniczu +/-. Zdecydowanie najbardziej na minus: Rose i generał Hux. Jeju….. ta postać jest tak karykaturalna, że za każdym razem gdy pojawiał się na ekranie miałem ochotę zamknąć oczy i założyć stopery. Obraz stereotypowego dyktatora(w tym przypadku genrała) krzykacza widziałem tyle razy, że budzi to moją niechęć i ten kompletny brak charyzmy… Denerwuje mnie prawie tak mocno jak Jar Jar. Z większych zawodów to z pewnością Snoke. Mam nadzieję, że dowiemy się o Nim więcej.

    To mi się podoba 0
    To mi się nie podoba 0
    1. Powstrzymam się z komentarzem, bo właśnie klecę tekst o The Last Jedi, ale mam podobne odczucia. Chociaż chyba bardziej na minus. Niestety.

      To mi się podoba 0
      To mi się nie podoba 0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Back to top button