Wonder Woman (2017)

Kiedy słońce wzejdzie na zachodzie i zajdzie na wschodzie. Kiedy wyschną morza, a wiatr będzie przenosił góry jak liście. Kiedy DC zrobi dobry film. Kiedy… wróć! Że co? Moim zdaniem to trochę niesprawiedliwe podejście – wiadomo, że Batman v Superman i Suicide Squad (delikatnie mówiąc) nie wyszły, ale to tylko dwa filmy. Od wytwórni, która dała nam trylogię Nolana! W każdym razie śpieszę donieść, że Wonder Woman mimo kiklu wad nie popełnia błędów swoich poprzedników i wypada więcej niż przyzwoicie.

Themyscira to mała, rajska wyspa, ukryta magicznie przed wzrokiem ludzi. Żyje na niej plemię Amazonek pod wodzą Hippolity (Connie Nielsen). Jej córka – Diana (Gal Gadot) – wesoła, energiczna i ciekawa świata, chce się szkolić na wojowniczkę, wbrew woli matki. Pomaga jej w tym Antiopa (Robin Wright), najlepsza z najlepszych. Kiedy na wyspę przypadkiem trafia szpieg i pilot, Steve Trevor (Chris Pine), a za nim niemiecki oddział – cały świat Diany wywraca się do góry nogami. Razem z przybyszem młoda Amazonka wyrusza w podróż do świata z początków XX wieku, aby powstrzymać szaleństwo i rzeź pierwszej wojny światowej.

Kadr z filmu Wonder Woman
Tu może nie widać, ale Themyscira to pierwsza lokacja w DCEU, która ma tyle kolorów.

Przed reżyserką Patty Jenkins stało naprawdę trudne zadanie. Wonder Woman to postać podobna do Supermana czyli faceta, co strzela z oczu laserem, lata i nosi majtki na spodnie. Tytułowa super-bohaterka jest skrajnie dobra, uczciwa, walczy w obciachowym wdzianku i używa śmiesznych gadżetów. Gdzie im do mrocznego i realistycznego Batmana? Pomimo tego problemu – znów się udało. Piszę znów, bo jestem fanem filmu Man of Steel. Uważam, że była to pierwsza ekranowa inkarnacja Clarka Kenta, która nie wywoływała zażenowania u widza mającego więcej niż 12 lat. Wonder Woman wypada dobrze, ciekawie, a jej moce, ciuchy, fikołki i skoki to tylko tło dla ciekawej opowieści.

Genialnym posunięciem było uczynienie relacji Diana-Steve osią całej historii. W dodatku jest to relacja bardzo symetryczna. Najpierw on trafia do obcego świata, którego kompletnie nie rozumie, a ona jest jego przewodniczką. Potem brudna, ogarnięta wojną Europa to terra incognita dla bohaterki i Steve musi zadać sobie sporo trudu, żeby wyjaśnić jej dlaczego tyle złego dzieje się właściwie bez powodu. Co ważne – wypadło to wszystko bardzo naturalnie. Naiwność Diany jest czysta, nieskazitelna i wiarygodna. Dzięki temu świetnie widać jej przemianę pod wpływem tego czego doświadcza na froncie. Przeobrażeniom ulega również Steve. Najpierw traktuje on towarzyszkę jak niewygodną konieczność, a potem dostrzega, że sam też o świecie wie mniej niż sobie wyobrażał. Podoba mi się też fakt, że sporo jest tu momentów kiedy akcja zwalnia i pozwala poznać bohaterów, pogłębić ich charakter. Jest chociażby scena na łodzi i pewna całkiem zabawna dyskusja, która pokazuje, że każdego gieroja można zagiąć i że Diana może być naiwna, ale nie jest głupiutka. To właśnie te sceny sprawiają, że widz zżywa się z bohaterami i nie przeszkadzają mu panoszące się w tle greckie bóstwa, wojna i inne dziwaczne połączenia dwóch różnych światów.

Kadr z filmu Wonder Woman
Wokół tej dwójki kręci się cały film. I dobrze!

Główna zasługa leży tu w genialnej roli Chrisa Pine’a. Z każdym kolejnym filmem facet zaskakuje. Po świetnej kreacji w Hell or high water, kolejny raz kradnie dla siebie pół filmu. Drugie pół to Gal Gadot, która też wypadła powyżej oczekiwań. Reżyserka wyciągnęła z Gal wszystko co mogła najlepszego, ukrywając średni warsztat aktorski pod dobrze napisanymi dialogami. Na drugim planie fantastyczną robotę zrobiły Connie Nielsen i Robin Wright. David Thewlis bardzo się stara, ale uważam, że to trochę nietrafiona decyzja castingowa.

Jak na film na podstawie komiksu przystało, mamy sporo scen akcji, walk i pojedynków. Tu jest pierwszy poważny zgrzyt. Z jednej strony mamy rewelacyjną i efektowną scenę szarży Wonder Woman przez ziemię niczyją aż do okopów wroga – to chyba najlepsza pod tym względem scena w filmie. Z drugiej – kilka ujęć z użyciem CGI wypada dramatycznie źle. Jak efekty specjalne sprzed dekady (jeśli nie gorzej). Najsłabiej wyglądają dalekie skoki Diany. Jak z kreskówki. Warto wspomnieć jeszcze o dwóch-trzech scenach walki gdzie Wonder Woman tłucze kilku przeciwników na raz. Poza przesadnym użyciem slow motion całość ogląda się świetnie. Nie ma ćwierć-sekundowych ujęć, od początku do końca widać kto gdzie jest i co się dzieje. To ostatnio wcale nie jest standard.

Kadr z filmu Wonder Woman
Klasyczne zdjęcie, znane już z innego filmu

Czarne charaktery, których w filmie jest kilku, są… no po prostu są. Nie zapadną w pamięć na dłużej (poza jednym), ale kompletnie mi to nie przeszkadza. Film miał opowiadać o Dianie, o tym kim jest, skąd się wzięła i jak wyglądało jej wejście w świat zwykłych ludzi. Złoczyńcy nie są tu po to, by kraść “show” dla siebie. Są wystarczająco źli, żebyśmy mogli kibicować tym dobrym. Jedyne co powinno było wypaść z produkcji na etapie montażu, to pewna scena z… diabolicznym śmiechem dwójki niemilców. Nie wiem jaki był zamiar twórców, ale poczułem się jakbym oglądał Allo Allo.

Jeśli miałbym jeszcze na coś narzekać, to na nierówny finał. Z jednej strony są tu momenty dramatyczne i to tak, że chwytają za gardło, z drugiej walka z głównym antagonistą to znów bardzo dużo średniej jakości efektów i jedna naprawdę zła decyzja. Wąsy! Nie mogą napisać więcej, żeby nie spojlerować, ale pewne wąsy po prostu na chwilę kompletnie mnie rozstroiły i zamiast przeżywać wydarzenia na ekranie, nie mogłem przestać głupio chichotać.

Kadr z filmu Wonder Woman
Standardowy niemiecki czarny charakter

Na koniec uwaga na temat ocen jakie zbiera film. Jak widzę oceny na Rotten Tomatoes  (w tej chwili 93%) to przyznam, że nie rozumiem czy to ze mną jest coś nie tak, czy jednak fakt, że reżyserem i główną bohaterką jest kobieta dodaje parę procent/punktów do oceny? Takie Ghostbusters z 2016 roku ma 73% na “rottenach”, a to jest abominacja, a nie film. Płytkie i nieśmieszne podeptanie legendarnej marki. Z Wonder Woman jest inaczej, bo to naprawdę niezły film i dobre “origin story”, ale też moim zdaniem żadna rewelacja. Na pewno nie stawiałbym tej produkcji w jednym rzędzie z Mrocznym Rycerzem, Strażnikami Galaktyki czy Iron Manem.

Kadr z filmu Wonder Woman
Sceny walk poza nadużywaniem “slo-mo” naprawdę dają radę

Tym niemniej film naprawdę warto zobaczyć. Dla fanów komiksu będzie to chyba pierwsze godne sportretowanie Wonder Woman na ekranie, a dla takich kompletnych laików jak ja, jest to świetna okazja, żeby poznać i polubić Dianę Prince. Liczę na dobry sequel.

-->

Kilka komentarzy do "Wonder Woman (2017)"

  • DaeL
    6 czerwca 2017 at 15:43
    Permalink

    Nie wiedziałem, że DC robi filmy kolorowe 🙂

    Reply
  • 6 czerwca 2017 at 18:39
    Permalink

    Nie wiem jak to się stało, ale przeczytałem tę recenzję około 12 w nocy wczoraj i napisałem nawet dość długi post, ale jak skończyłem go pisać recenzji już nie było.

    Reply
    • DaeL
      6 czerwca 2017 at 18:42
      Permalink

      To akurat moja wina, nie SithFroga. Ustalając harmonogram publikacji wpisałem mu złą godzinę i musiałem to skorygować. Wybacz.

      Reply
    • SithFrog
      6 czerwca 2017 at 18:53
      Permalink

      Kurczę, szkoda. Jak będzie Ci się jeszcze raz chciało choć część z tego napisać – chętnie podejmę dyskusję.

      Reply
  • 6 czerwca 2017 at 21:23
    Permalink

    Jak dla mnie film o ile wizualnie jeszcze jako tako wygląda ( co u DC nie jest takie pewne) to jednak trzeba przyczepić się do CGI. Niestety pod tym względem film wyglądał jakby kręcił go Uwe Boll wykorzystując technologię z “Superman:powrót”. Inną sprawą jest brak wyrazistego czarnego charakteru. Oczywiście można uważać jak redaktor SithFrog że w “origin story” niema potrzeby by taki się pojawił. Ale szkoda, po prostu szkoda że scenarzyści nie potrafili wymyślić nic ciekawszego niż utarty schemat, co również odbiło się na każdej postaci z wyjątkiem Wonder Women i Steve Trevora. Jednak “WW” przede wszystkim stanowi problem dla dalszego tworzenia DCCU. W jaki sposób? W pewnym momencie filmu dowiadujemy się o historii świata według Amazonek. Kto stożył ludzi, po co są amazonki oraz co ważne, że cały panteon greckich bóstw wymarł. To wszystko jest bardzo niebezpieczne dla DCCU. Czemu? Ponieważ te rewelacje utrudniają wprowadzenie innych postaci opartych na greckim panteonie, takich jak Shazam. Jak William Batson ma otrzymać moce związane z greckimi bogami jeśli oni nie żyją? A jak wprowadzić w to wszystko Atlantydę? A Black Adam? To już kilka ważnych pytań a one się jeszcze mnożą i mnożą.

    Reply
    • SithFrog
      7 czerwca 2017 at 20:29
      Permalink

      O CGI pisałem. Nie wiem czy aż tak bym pojechał, ale… ale właściwie to masz rację. Momentami CGI było ok, ale tam gdzie jest złe, jest po prostu potwornie złe. Dosłownie jak ze wspomnianego Supermana.

      Z czarnymi charakterami jest taki problem jak pisałem, w origin story niekoniecznie są ważni, a jak są zbyt fajni to jest ryzyko, że przykryją czapką bohatera. Zobacz na Batmana. Ra’s al Ghul jest w Batman Begins fragmentami i Bruce Wayne jest w centrum opowieści, a w The Dark Knight? Genialny Joker, długo długo nic i potem Batman. Jest w ogóle jakiś film, gdzie bohater pozytywny jest tak samo dobry jak czarny charakter (czy tam odwrotnie)? Do głowy przychodzi mi tylko Gorączka Michaela Manna, ale to nie ten gatunek.

      Zresztą – to standardowa przypadłość filmów komiksowych, czy poza Lokim i Jokerem jest w filmach jakiś złoczyńca warty uwagi?

      O Shazama i resztę bym się nie martwił, coś wymyślą jak będzie szansa na zysk, a czy to będzie miało sens? Zobaczymy.

      I mała poprawka: Marvel ma MCU, ale DC (nie wiedzieć czemu) ma DCEU. Expanded universe. Nie mam pojęcia skąd tak, ale tak wszędzie wrzucają.

      Reply
      • 7 czerwca 2017 at 21:58
        Permalink

        Rzeczywiście ich filmowe uniwersum nazywa się DCEU i chyba wiąże się to z tym że u DC filmy są niekompatybilne z serialami i dlatego jest zamiast CU jest EU żeby nie robić nadziei fanom seriali, że ich ulubieńcy pojawią się na scenie. Co do czarnych bohaterów w filmach o komiksach to wydaje mnie się, że scenarzyści zawsze trochę mniej przykładają się do nich. To znaczy nie do antagonistów tylko do całego filmu. To właśnie jest największym problemem większości tego rodzaju filmów. Wystarczy spojrzeć na filmy takie jak “Batman vs Superman”, “Legion Samobójców” czy “Fantastyczna Czwórka”. Te filmy miały olbrzymi potencjał i niezmierzone nakłady komiksów do wykorzystania jako inspirację i cóż… Dlatego boli mnie za każdym razem gdy widzę takie durnowate rozwiązania jak w “BvS” gdzie koncept pojedynku dwóch największych i najważniejszych postaci w DC zostaje sprowadzony do błazenady w niesmacznym stylu jaki otrzymaliśmy. Inną sprawą jest to że wiemy jak te filmy się kończą; dobry wygrywa, zły przegrywa i z reguły ginie. To powoduje że zarówno DC jak i Marvel wolą skupiać się na protagonistach o których tworzą całe serie filmów. Co do uwagi o Jokerze i Lokim jako najciekawszych złoczyńcach, to o ile Joker jest klasą samą w sobie to, Loki przed filmami nie robił jakiś zawrotnej kariery. Marvel ma do zaprezentowania dużo ciekawszych i ważniejszych przeciwników niż przyrodniego brata Thora. Takimi postaciami jest Red Scull, Dr. Doom, Magneto czy Thanos. Loki otrzymał niewiarygodny dar od losu i zastał wybrany najważniejszym antagonistą pierwszych faz MCU.

        Reply
        • SithFrog
          8 czerwca 2017 at 12:26
          Permalink

          No tak, zapomniałem o Magneto, ale to nie jest taki typowy czarny charakter, bo on ma swoje motywacje i nie zawsze staje po złej stronie.

          Co do pozostałych – Red Skull w pierwszym Cap. Ameryce był żenujący więc trochę zrobili tej postaci krzywdę. Podobnie Dr Doom w tej nowej wersji, ale tu ewidentnie studio zawaliło.

          Liczę, że Thanos będzie miał coś do powiedzenia w tej kwestii, bo jak zrobią z niego Ronana bis to będę bardzo zły.

          Reply
  • DaeL
    9 czerwca 2017 at 21:55
    Permalink

    Obejrzałem dzisiaj Wonder Woman i potwierdzam prawie wszystko, co napisał SithFrog. Może dodam tylko, że Wonder Woman była lepszym Supermanem od Supermana z Man of Steel. Oglądając sceny w Londynie przypomniałem sobie jak bardzo brakowało mi w ostatniej ekranizacji przygód Ostatniego Kryptończyka tego ciepłego, naiwnego, lekko gapowatego Clarka Kenta.

    Reply
    • SithFrog
      13 czerwca 2017 at 09:20
      Permalink

      Boskie 🙂

      Reply
  • 18 czerwca 2017 at 21:18
    Permalink

    Moim zdaniem film mega.. Tego brakowało w tym całym zamieszaniu filmów o super bohaterach. Odnalazłem w nim wszystko tj. Śmiech, niespodziewane zwroty akcji, fajnie opowiedziana historia, jakiś rodzaj romantyzmu się przewlukł, ciekawe sceny walk.. ? i zgadzam się z autorem artykułu.. “nie supermen” tak tego się obawiałem,wyszło super ode mnie 9/10 🙂

    Reply
    • SithFrog
      19 czerwca 2017 at 18:17
      Permalink

      Dla mnie to w ogóle dziwne, bo to taki dobry miks. Mało tu rzeczy oryginalnych, wszystko już było w innych “origin stories”, ale jednak tak to wymieszali, że ogląda się lepiej niż Ant-mana czy nawet Dr Dziwago (aka Dr Strange’a).

      P.S. Ned, Ty żyjesz?!?!?!

      Reply
  • Pingback: Jesień Filmowa 2017 – najciekawsze premiery kinowe – FSGK.PL

  • Pingback: Mściwoje: Epilog (?) – FSGK.PL

  • Pingback: Wonder Woman 1984 (2020) – FSGK.PL

Skomentuj SithFrog Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

 pozostało znaków