Tego, że show business przyciąga ludzi z rozdmuchanym ego i skłonnością do koloryzowania rzeczywistości, nie trzeba nikomu tłumaczyć. Wszyscy wiemy, że hollywoodzkie gwiazdy nie należą do najskromniejszych, a w ich życiorysach wydarzenia fikcyjne przeplatają się z prawdą. Ale chyba tylko jeden człowiek zdołał całą swoją karierę zbudować na sieci krętactw i mimo, że dziesiątki razy był łapany na kłamstwach, nadal cieszy się statusem celebryty i mistrza sztuk walki. To Steven Seagal, człowiek-(zmyślona)-legenda.
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że nie zamierzam tu poruszać tematu efektywności praktykowanej przez Seagala sztuki walki. Aikido ma wprawdzie wśród ekspertów w dziedzinie sportów walki opinię sztuki skrajnie niefektywnej, o małej przydatności bojowej i kiepskim zapleczu sportowym. Ale nie powinno to być zarzutem wobec Seagala. W filmach akcji świetnie sprawdzali się aktorzy o bardzo różnych umiejętnościach. Byli wśród nich wybitni sportowcy (Chuck Norris to sześciokrotny mistrz świata w pełnokontaktowym karate, czarny pas w karate, taekwondo, tangsudo i brazylijskim jiu-jitsu); sportowcy może nieco mniej wybitni, ale pracujący przez lata nad ekranowym stylem (Jean-Claude Van Damme); niesamowici kaskaderzy (Jackie Chan); jak również… niemal kompletni laicy, którzy wyglądają na potrafiących walczyć dzięki szybkim cięciom i dublerom. Steven Seagal z bardzo efektownym aikido doskonale do tego świata pasuje.
W przypadku Seagala problemem jest… wszystko inne.
Agent CIA, płetwonurek Navy SEALs, mafiozo…
W większości swoich filmów Steven Seagal wciela się w rolę byłych (czasem aktualnych) komandosów lub agentów służb specjalnych. Wydawać by się mogło, że to typowe dla filmów akcji. Okazuje się jednak, że w przypadku Seagala sprawa ma drugie dno. Steven Seagal wymaga, aby odgrywane przez niego postacie były agentami CIA lub żołnierzami, ponieważ – jak sam mówi – świetnie zna ten fach.
Aktor wielokrotnie podkreślał swoje związki ze służbami specjalnymi oraz jednostkami komandosów.
Można powiedzieć, że stałem się doradcą dla kilku agentów CIA pracujących w polu i poprzez moich przyjaciół z CIA poznałem wielu bardzo wpływowych ludzi. Wykonywałem dla nich specjalne zadania.
—Steven Seagal—
Seagal twierdził też, że przeszedł szkolenie jako bojowy płetwonurek elitarnej jednostki Navy SEALs. Sprawę tę skomentował Gary Goldman – były najemnik, a przez pewien czas współpracownik aktora. W rozmowie z Los Angeles Times Goldman stwierdizł, że Seagal byłby kiepskim płetwonurkiem, bo ma problemy z pływaniem oraz nie potrafi posługiwać się mapą i kompasem.
Gdyby dać mu mapę i kompas, i wywieźć pięć mil od najbliższej restauracji, to umarłby z głodu.
—Gary Goldman—
Ale nie tylko służby specjalne i komandosi mieli na swoich usługach Seagala. Jak się okazuje, aktor miał też związki z włoską mafią. I zatarczki z Yakuzą. Przez pewien czas w swej karierze Seagal twierdził, iż jest z pochodzenia Włochem (w rzeczywistości jego matka była Irlandką, a ojciec rosyjskim Żydem). Na zlecenie włoskiej mafii miał walczyć z rosnącymi wpływami Yakuzy w Nowym Jorku. Światło na tę sprawę rzuciła pierwsza żona Seagala.
To kłamstwo. Kiedyś przegonił jakichś pijaków ze swojego dojo, ale to nie miało żadnego związku z Yakuzą.
—Miyako Fujitani, pierwsza żona Seagala—
O tym jak Seagal narobił w gacie (raz metaforycznie, raz dosłownie)
Jako wschodząca gwiazda kina akcji, Seagal miał dość niewyparzoną gębę. Niestety czasami wprowadzało go to w kłopoty. O jednej z takich sytuacji, zaistniałej na hollywoodzkim przyjęciu, wspominał Sylvester Stallone.
To było w 96 albo 97. Był tam Van Damme, Seagal, Willis, Schwarzenegger, Shaquille O’Neal, Don Johnson i Madonna. To była niesamowita impreza. Van Damme miał już dość tego, że Seagal ciągle opowiadał, że skopałby mu tyłek. Więc zaoferował, że mogą wyjść na zewnątrz, żeby Seagal pokazał jak go wgniata w ziemię. Seagal przytaknął, ale na chwilę wszystkich przeprosił, po czym zniknął. Okazało się, że pojechał do klubu na Ocean Drive. Van Damme, który był już w tym momencie w stanie kompletnego szału, wytropił go i ponownie zaoferował walkę. Ale kolejny raz Seagal „wykręcił Houdiniego” i uciekł.
—Sylvester Stallone—
Ucieczka z podkulonym ogonem to stosunkowo mała cena za przechwałki. Gorszy los spotkał Seagala, gdy próbował wmówić Gene’owi LeBellowi, legendarnemu judoce, zapaśnikowi i kaskaderowi, że posiada umiejętności, dzięki którym nie można go poddusić. LeBell poprosił o demonstracje. W trakcie krótkiej szamontaniny Seagalowi udało się uderzyć LeBelle’a w krocze. Nie powstrzymało to jednak starego zapaśnika przed odcięciem Seagalowi tlenu od mózgu. Jak twierdzą m.in. Joe Rogan (aktor, komik i komentator MMA) oraz Ronda Rousey (wicemistrzyni świata w judo i zawodniczka MMA), Seagal miał stracić przytomność i – co gorsza – kontrolę nad zwieraczem odbytu.
Jak to z czarnym pasem było…
Czyżby Steven Seagal nie był tak sprawnym wojownikiem, jak twierdzi? Tak jak wspomniałem, nie chcę dotykać tu kontrowersji związanych z użytecznością samego aikido. Ale i bez tego opowiadana przez Seagala historia ma pewne luki. Aktor twierdzi na przykład, że studiował sztuki walki w Japonii pod okiem twórcy aikido, Morihei Ueshiby. Problem polega na tym, że Ueshiba zmarł w 1968, kiedy Seagal miał zaledwie 16 lat. Aktor wielokrotnie zmieniał wersje wydarzeń, ale wszystko wskazuje na to, że do Japonii przybył w latach 70-tych, by pracować tam jako nauczyciel języka angielskiego.
Nie był to jedyny dowód na dziwne pętle czasowe, jakie towarzyszyły Stevenowi Seagalowi. Innym razem aktor opowiadał o tym, że Bruce Lee darzył go ogromnym szacunkiem i że rozmawiali kiedyś na temat swoich synów. I znów w grę musiał tu wejść wehikuł czasu, bo Bruce Lee zmarł w roku 1973, kiedy Steven Seagal miał 21 lat i był postacią kompletnie nieznaną. Na dodatek pierwsze dziecko miało się Seagalowi urodzić dopiero 3 lata po śmierci Bruce’a Lee.
Ale wracając do samego aikido i tego, w jaki sposób aktor zdobył stopień mistrzowski – światło na tę kwestię po raz kolejny rzuciła jego pierwsza żona. Wygląda na to, że aktor nabywał swe umiejętności w nieco mniej prestiżowych warunkach, niż twierdzi. Według Miyako Fujitani, sędzia, który przyznawał pasy, przespał prezentację Seagala. Dosłownie. W trakcie, gdy aktor demonstrował swoje umiejętności, oceniający go mistrz aikido spał obok. Wręczenie czarnego pasa było formalnością, wynikającą z zaliczenia przez Seagala odpowiedniej liczby lat w szkole.
Czarnoskóry bluesman
Jak wspomniałem wcześniej, Seagal kilkukrotnie zmieniał swoją tożsamość etniczną. W toku swojej kariery twierdził, że jest po części Włochem, Japończykiem i Indianinem. W ostatniej dekadzie zaczął mówić o swoich afrykańskich korzeniach. W swoim reality show „Steven Seagal: Lawman” posługuje się afroamerykańską odmianą języka angielskiego (tzw. ebonics). Opowiada też o początkach swojej kariery bluesmana. Otóż Seagal miał, mieszkając w młodości w Detroit, nawiązać liczne kontakty na scenie bluesowej. Legendy tej muzyki, takie jak B.B. King, Bo Diddley czy Clarence Brown były pod wrażeniem jego stylu, umiejętności i duszy.
Co jest tym bardziej imponujące, iż Seagal opuścił Detroit w wieku pięciu lat.
Symbol seksu
Steven Seagal powiedział kiedyś, że jego marzeniem jest, by przestano go traktować jako symbol seksu. W pewnym sensie marzenie to się spełniło, a nazwisko Seagala jest obecnie kojarzone raczej z seksualnym molestowaniem i seksualną przemocą. Na długo przed ostatnią falą oskarżeń, które wstrząsnęły Hollywood, to właśnie mistrz aikido był wiązany ze skandalicznym nadużywaniem pozycji i narzucaniem się kobietom.
O molestowanie seksualne oskarżyły Stevena Seagala m.in. aktorki Jaime Pressly, Jenny McCarthy, Portia de Rossi i Juliana Marguiles, a także cztery asystentki. Seagal miał podczas castingów domagać się, aby aktorki, przebywając z nim sam na sam, zdejmowały ubranie. Publicznie łapał je za piersi tłumacząc, że jest terapeutycznym masażystą albo że potrafi wykrywać nowotworowe guzki. Wytoczone Seagalowi procesy kończyły się ugodą i wypłatą sporych odszkodowań.
Być może odruchem skruchy było więc zachowanie aktora, gdy został zaproszony jako gość specjalny programu Saturday Night Live. Seagal odrzucił wszystkie napisane przez scenarzystów skecze komediowe i upierał się, aby wykorzystano jego własny scenariusz. A w nim znajdowały się takie perełki jak np. scena, w której Seagal wciela się w psychologa udzielającego porad ofiarom gwałtów. Po czym zaczyna je obmacywać. Wyperswadowanie tego pomysłu zajęło Lorne’owi Michaelsowi, producentowi SNL, ponad godzinę. W końcu Seagal się ugiął i zgodził się na nagranie oryginalnych skeczy przygotowanych przez etatowych scenarzystów. Michaels miał później nazwać aktora największym dupkiem, jaki kiedykolwiek gościł w Saturday Night Live.
Ale prawdziwe problemy miały go dopaść w 2010, kiedy postawiono mu zarzut handlu żywym towarem, stręczycielstwa, porwania i gwałtu. Aktor – jak twierdziła kolejna z jego asystentek, Kayden Nguyen – przetrzymywał w swojej rezydencji dwie młode Rosjanki. Oczywiście wbrew ich woli. I w celach seksualnych. Seagal stracił wówczas kontrakt na kolejny sezon swojego reality show (w którym wcielał się w policjanta), ale ostatecznie zarzuty oddalono. Poszkodowane zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach. A sam aktor stał się częstym gościem Władimira Putina, Aleksandra Łukaszenki i Ramzana Kadyrowa.
Dodajmy do tego fakt, że Steven Seagal był przez krótki czas bigamistą (zawarł drugie małżeństwo jeszcze przed rozwodem z pierwszą żoną), a obraz aktora stanie się pod tym względem kompletny.
Ucieleśnione bóstwo
Trzeba jednak oddać aktorowi, że ekscesy nie przeszkadzały mu w byciu osobą niezwykle uduchowioną. Seagal jest super-buddystą. Seagal to „tulku” – ucieleśnione w człowieku i odradzające się na nowo bóstwo. W swoim poprzednim wcieleniu aktor miał być XVII-wiecznym lamą. Zapewne tłumaczy to niezliczone talenty mistrza aikido. Seagal jest – jak sam twierdzi – jasnowidzem i uzdrowicielem. Jego historie na temat związków z tybetańskim buddyzmem najlepiej podsumował David Rakoff w magazynie GQ.
Seagal mówi o swoich związkach z Tybetem tak samo jak o swych związkach ze światem wywiadu i CIA – w sposób mglisty i trudny do zweryfikowania. „Byłem w klasztorze w Kioto” – opowiada. – „Spotkałem tam mnichów z Tybetu, których torturowali Chińczycy. Byłem jedyną osobą w klasztorze, która studiowała zielarstwo, kręgarstwo i akupunkturę, więc to ja ich wyleczyłem. Natychmiast nawiązaliśmy relacje.”
—Magazyn GQ—
Steven Seagal znalazł też sposób na wykorzystanie swych mistycznych talentów by uzdrawiać innych. W 2005 stworzył własną markę „leków” homeopatycznych. W 2006 wypuścił też mistyczny napój energetyczny o nazwie „Lightning Bolt”.
Seagal na planie
Trzeba przy tym przyznać, że Steven Seagal był w pierwszej połowie lat 90-tych autentyczną gwiazdą kina akcji. Był wysoki i dobrze zbudowany, co sprawiało, że wyglądał wiarygodnie w roli prawdziwego twardziela. Z kolei jego styl walki – aikido – doskonale prezentował się na ekranie, umożliwiając realizację dłuższych ujęć w scenach walki, bez obawy, że skończy się to źle dla kaskaderów. W 1992 roku miała miejsce premiera najbardziej kasowego filmu Seagala. „Under Siege”, przetłumaczony na polski jako (nie wiedzieć czemu) „Liberator” kosztował 35 milionów dolarów, a przyniósł wpływy rzędu 160 milionów. Ale dla Seagala był to początek końca. Jego zachowanie na planie kolejnych produkcji sprawiało, że mało kto chciał z nim współpracować. Bywało, że aktor spóźniał się na plan kilkanaście godzin. Nie chciał uczyć się scenariusza i zamiast tego improwizował swoje kwestie. Molestował aktorki i groził aktorom. Podczas kręcenia „Krytycznej Decyzji” (w oryginale „Executive Decision”) Seagal popadł w konflikt z producentami. Odmawiał nakręcenia sceny własnej śmierci, tłumacząc, że jego fani tego nie zaakceptują. Zaatakował też innego aktora, Johna Leguizamo, który zaśmiał się słysząc przechwałki Seagala.
Na domiar złego, filmy, które realizował Seagal, nie były już wielkimi sukcesami kasowymi. Z czasem aktor musiał pogodzić się z faktem, iż przeszedł do drugiej, a może nawet trzeciej ligi celebrytów. Zaczął więc masowo realizować niskobudżetowe produkcje nastawione nie na premiery kinowe, ale na zysk ze sprzedaży DVD. Jeden z tych filmów został zresztą zrealizowany w Polsce. To „Cudzoziemiec” („The Foreigner”) i mogę go szczerze polecić jako jedną z najlepszych, nieintencjonalnych komedii.
Ale prawdziwym sekretem Seagala, a zarazem ostatnią rzeczą, którą chciałbym dziś zdemaskować jest fakt, iż Seagal właściwie w swoich filmach nie występuje. Ten otyły, łysy (przyczerniony pastą do butów tupecik nikogo nie oszuka), mający problemy z mówieniem aktor, pojawia się może w 5-10% własnych scen. W znakomitej większości ujęć zastępowany jest przez dublerów. A wypowiadane przez niego kwestie są nagrywane w studiu przez innych aktorów.
Okazuje się, że Seagal nie tylko nie jest tym mistycznym, uduchowionym mistrzem sztuk walki z fantastyczną przeszłością. Seagal nie jest obecnie nawet Seagalem.
Spragnieni większej ilości demaskujących tekstów? Zapoznajcie się z cyklem „Demaskuj z DaeLem”.
spoznienie artykułu, lvl: dael
Ja gdy wszedłem na stronę około 14-tej i nie zauważyłem żadnego tekstu to się ucieszyłem. Od razu wiedziałem, kto będzie autorem.
To jest czwarty tekst który tworzę albo współtworzę w tym tygodniu. Musicie mi darować, że na ostatniej prostej spóźnię się te 2 godziny.
Mi opóźnienia nie przeszkadzają. Przypominają mi się czasy, gdy po nocach się odświeżało stronę w oczekiwaniu na nową szaloną teorię.
Zwykle czytam z przyjemnością artykuły na fsgk. Recenzje filmów, o nauce, świecie lodu i ognia (mój ulubiony temat). Ten artykuł mnie rozczarował. Jeśli już miałyby być o hosztaplerze Seagalu to według mnie forma w stylu portali plotkarskich, nie przystoi temu portalowi.
Portali plotkarskich? O, przepraszam bardzo, ale chyba jest wprost przeciwnie. Każda informacja ma swoje źródło, a tekst ma za zadanie zdemaskować gościa, który – jak to pięknie ujęto w jednym polskim filmie – „w życiu słowa prawdy nie powiedział”. Rozumiem, że może się komuś nie podobać, że tym razem była to polemika nie z ideą, ale z żywym człowiekiem, tym niemniej czułem potrzebę napisania tego tekstu.
Ostatni raz kontakt z postacią Saegala miałem chyba na początku szkoły średniej i jako młodzikowi bardzo podobały się filmy z jego udziałem. Ale nie o tym. Chodzi mi o traktowanie co jest źródłem informacji. Porównywanie dat zdarzeń jest jak najbardziej wiarygodne. Przytaczanie przeciwstawnych wypowiedzi bohatera artykułu jak i ocena jego durnych wypowiedzi również jest na miejscu. Natomiast posiłkowanie się wypowiedziami celebrytów, nawet jeśli zgodnie twierdzą że Saegal to d.pek to tylko słowo przeciw słowu osób, które często w ten sposób próbują zaistnieć. W żadnym wypadku nie neguję Twojej oceny Saegala 🙂
Chuck Norris to 7-krotny mistrz świata w karate w wadze średniej, a nie 6-krotny.
Proszę o korektę. Mało tego zdobywał te tytuły pod rząd 1968-1974.
Przypominają mi się lata 90 i klasowe VHS-y z Tomaszem Knapikiem jako lektorem ;]
Moim zdaniem artykuł bardzo fajny i czytałem go z zainteresowaniem bo sam dawno temu miałem taki okres w życiu, że lubiłem filmy ze Stevenem Seagalem, a potem zaczęło wychodzić, jaki z niego dupek i pozorant 🙂 A ta reklama napojów energetycznych rozwaliła system 😀
Daelu, a mógłbyś nieco rozwinąć przedostatni akapit tzn. info o tym, że Seagala zastępują dublerzy, a on sam bierze udział jedynie w 5-10% scen? Naprawdę tylko w tylu? Kurczę, wiem że aktorów często zastępują dublerzy, zwłaszcza w scenach akcji, no ale żeby wykonywali za niego niemal całą robotę? 😀
Według informacji jakie znalazłem w sieci (na podstawie opowieści ludzi, którzy pracowali na planie, a także na podstawie analizy jego filmów), każde ujęcie, na którym nie widać twarzy Seagala, zostało zrealizowane przy pomocy dublera. I mowa tu nie tylko o scenach akcji, ale wszystkich scenach. Jeśli w danym ujęciu nie ma facjaty Seagala (ale na przykład głowa od tyłu), to znaczy, że kręcono kogoś innego. Ponadto (i to można łatwo sprawdzić samemu, bo to po prostu słychać) niejednokrotnie nawet połowa słyszanych w filmie kwestii wypowiadanych przez Seagala, tak naprawdę została nagrana przez innego aktora. Gwiazdor na planie mówił zbyt niewyraźnie, a nie miał czasu, by dograć swoje kwestie w studiu.
Dzięki za odpowiedź. Kurczę, nadal ledwo mi się w głowie mieści, że on jest aż takim pozorantem i leniem 😀 W tej sytuacji nie zdziwi mnie, jeśli kiedyś pojawi się film ze Stevenem Seagalem, nakręcony… bez udziału Stevena Seagalla 😛 Wykorzystają komputerowo jego głos i podstawią twarz, a resztę załatwią dublerzy 😛
Protestuje! Nie można obrażać osoby która występowała w filmie mającym scenę z Erika Eleniak wskazującą z tortu!! 😉
a można, jak najbardziej
Istotnie, scena była legendarna 😉
https://www.youtube.com/watch?v=chHDDwHnPS4
> wskazującą z tortu!
Z tortu się „wyskakuje”, a nie „wskazuje”. Jeśli nie potrafisz korzystać z autokorekty, a i nie chce ci się nawet czytać bzdur, które ten mechanizm produkuje, to ją po prostu wyłącz. Dopóki tego nie zrobisz, w oczach ludzi czytających twoje komentarze, będziesz po prostu idiotą.
>Z tortu się „wyskakuje”, a nie „wskazuje”. Jeśli nie potrafisz korzystać z autokorekty, a i nie chce ci >się nawet czytać bzdur, które ten mechanizm produkuje, to ją po prostu wyłącz. Dopóki tego nie >zrobisz, w oczach ludzi czytających twoje komentarze, będziesz po prostu idiotą.
Każdy kto ma choć w połowie sprawny mózg zrozumiał o co chodzi. Dla każdego czytającego komentarze stałeś się miękką fają i frustratem, który próbuje się przypierniczyć do byle czego tylko żeby pokazać swoją wyższość.
Nawet nie zauważyłem. Po co zwracać uwagę komentarzem o idocie?
Z tym przyjęciem, gdzie był V.Damme, S.Seagal i S.Stallone to słyszałem już w latach 90′, że miało dojść między nimi do bójki i Seagal stchórzył. A Stallone wypowiadał się, że znał możliwości ich obu i twierdził, że V.Damme wtedy był w takiej formie, że Seagal nie wytrzymałby z nim nawet 2 minut.
Tutaj historia opowiadana przez „ŻanKloda” (więc może trochę nieobiektywna) jak to było z tą konfrontacją ze Stevenem: https://www.youtube.com/watch?v=tZCI-YwSlhA