
Ruiner stawia na dynamiczną, pompującą adrenalinę rozgrywkę, bez zbędnych fabularnych przestojów i filozoficznych dygresji. Ten szybki, izometryczny twinstick-shooter na pierwszy rzut oka przypomina romans Hotline Miami z cyberpunkowym klimatem, w którym nie ma czasu na taktyczne rozważania. Tu liczy się pełne skupienie i błyskawiczne działanie.
Gra nie stoi fabułą, ta jest raczej pretekstowa. Ot, brat protagonisty zostaje porwany, a naszym zadaniem jest wyrwać go ze szponów bezlitosnej korporacji. Problem w tym, że przez większość czasu tej wędrówki czułem się jak marionetka w cudzych rękach, a nawet gorzej – jak pies na posyłki. Tak jakby ktoś decydował o każdym moim kroku. Zupełnie jakbym był nic nieznaczącym trybikiem w wielkiej machinie, która mnie przemieli i wypluje. W pewnym momencie naszła mnie taka dygresja: zważywszy na fakt, że założyciele studia odpowiedzialnego za grę (Reikon Games) pracowali wcześniej u dużych graczy takich jak CD Projekt RED, Techland, 11 bit Studios czy Flying Wild Hog, to czy przypadkiem w tej opowieści nie pobrzmiewają echa ich własnych frustracji i doświadczeń?
Podczas podróży przez industrialne korytarze nie byłem sam. Przez całą drogę towarzyszyła mi ONA – tajemnicza hakerka, która uratowała mi tyłek i postanowiła pomóc ocalić brata z rąk korposzczurów. Tylko czy faktycznie można jej zaufać?
Najmocniejszą stroną jest design…
Otoczenie, po którym przyjdzie nam się poruszać, jest mocno industrialne. W większości są to jakieś magazyny, parkingi czy fabryki. Wszędzie kręcą się roboty przemysłowe, z którymi możemy spróbować zamienić słowo lub dwa, ale nie są jakoś specjalnie rozmowne. Podczas wędrówki natkniemy się na całkiem szeroki przekrój wrogów, nieźle przemyślanych i fajnie zaprojektowanych. Design gry bardzo mi się skojarzył z komiksami Adlera i Piątkowskiego publikowanymi niegdyś w Resecie*.
…zaraz po muzyce…
Udźwiękowienie jest rewelacyjne, z wkręcającą się w mózg elektroniczną muzyką. Ścieżka dźwiękowa jest niezwykle klimatyczna, mocno inspirowana cyberpunkowymi klasykami. To jeden z najmocniejszych elementów. Łączy w sobie elektronikę, darkwave, industrial i ambient. Idealnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie, nadając odpowiedniego tempa walkom, a w chwilach kiedy gra zwalnia, dając chwilę wytchnienia, potrafi być hipnotyczna i niepokojąca.
…Ruiner jednak walką stoi.
Walka nieco przypomina to, z czym mieliśmy do czynienia w Hotline Maiami. Przy czym tu jest ona bardziej chaotyczna i zdecydowanie mniej taktyczna. Wszystko rozgrywa się tak szybko, że czasami bardzo ciężko nadążyć za akcją rozgrywającą się na ekranie. Na wyższych poziomach trudności gra może być całkiem niezłym sprawdzianem dla myszy czy padów.
Żeby zbyt łatwo nie było, w grze możemy jednocześnie korzystać tylko z dwóch broni. Białej, na krótki zasięg, oraz palnej dystansowej. Do dyspozycji mamy różnego rodzaju strzelby, karabiny, miotacze ognia, broń laserową a także plazmową. Każda nadaje się wyśmienicie do eliminowania innego rodzaju wrogów. Warto eksperymentować i sprawdzać, która sprawdzi się najlepiej w walce z danym przeciwnikiem.
W starciach pomogą nam odblokowywane zdolności. Na samym początku dostajemy zryw, który pozwala szybko zmieniać pozycję, by unikać trafień czy służyć jako doskok/odskok. Drugą ważną zdolnością jest tarcza energetyczna, która posiada możliwość odbijania strzałów z broni palnej. Oprócz tego jest jeszcze kilka innych, takich jak: Bariera Kinetyczna, Włamanie (pozwalające na hackowanie umysłów wrogów i przejmowanie nad nimi kontroli) czy Przeciążenie, dzięki któremu na krótki czas wzmocnimy zadawane obrażenia. Zdolności możemy rozwijać za znajdowane co jakiś czas skill pointy.
Podobnie jak w Hotline Miami, tak i tutaj wyprowadzamy combosy, których liczba i jakość wpływają na punktację, jaką otrzymujemy po ukończeniu każdego z etapów. Im bardziej krwawą jatkę zrobimy, tym wyższa będzie ocena i wielkość nagordy punktowej. Po tym, jak autorzy zaimplementowali w którymś z kolejnych patchy globalny ranking, możemy sprawdzać, jak wypadliśmy na tle innych graczy. Hardkorowców może to skłonić do śrubowania swoich rekordów w trybie Sprint, który polega na jak najszybszym ukończeniu gry.
Pętla rozgrywki w Ruinerze nie jest przesadnie skomplikowana. Sprowadza się do eliminowania wrogów na kolejnych arenach. Wchodzimy do pomieszczenia, rozprawiamy się z kilkoma falami wrogów i ruszamy dalej, a cały schemat się powtarza. Tu na jaw wychodzi jeden z największych minusów. Powtarzalność, przez którą gra może być nużąca przy dłuższych posiedzeniach. Dlatego polecam zabawę z doskoku po godzince, dwie, no góra trzy. Przy takim trybie sprawdzi się znakomicie.
Inne wady Ruinera oprócz powtarzalności? Gra jest krótka i liniowa. Znajduje się w niej miasto, będące swego rodzaju hubem, szkoda tylko, że jedynie ładnie wygląda i niewiele poza tym wnosi. Jest w nim możliwych do wykonania kilka aktywności, ale przydałaby się ich większa różnorodność i złożoność niż na przykład proste hackowanie… kotów.
Poziom trudności jest czasem przesadzony, a walki nierówne. Brakuje tu proporcjonalnego stopnia skomplikowania rozgrywki w stosunku do czynionego przez nas progresu. Szczególnie przegięta jest walka z ostatnim bossem, która nawet na najniższym poziomie trudności stanowi całkiem spore wyzwanie. Kilka następujących po sobie fal wrogów z bossem w dwóch cyklach sprawia, że będziemy mieli ochotę rzucać padem bądź myszą. Szczególnie, że pomiędzy nimi nie ma punktu zapisu. Jeden błąd i powtarzamy wszystko od początku.
Całościowo Ruiner to udana, nieprzeciętna gra. Bardzo ładnie wyglądająca i świetnie udźwiękowiona. Praktycznie pozbawiona większych bugów. Jako jedna z nielicznych produkcji na premierę nie otrzymała day one patch, co się ceni w dzisiejszych czasach.
Jakiś czas po premierze autorzy dodali nowy tryb – Sprint. Zostały w nim wycięte wszystkie niepotrzebne dłużyzny i przerywniki, a cała zabawa została sprowadzona do jak najszybszego ukończenia gry. Jak już wspominałem, dzięki dostępnemu globalnemu rankingowi możemy rywalizować w jak najszybszym skończenie tytułu z innymi graczami. Cieszą takie darmowe dodatki.
W skrócie
Ruiner wbija się w zmysły niczym neonowa Katana w pierś przeciwnika. Tu nie ma miejsca na oddech, filozoficzne pauzy czy moralne rozterki. Ten cyberpunkowy twin‑stick shooter pędzi niczym rozgrzany pocisk, dając tylko ułamki sekund na podjęcie decyzji. Kiedy przeciwnicy napierają z każdej strony, muzyka dudni w uszach nadając rozgrywce rytmu, a ekran pulsuje od neonowych świateł i wybuchów, wyłączasz myślenie, dając się porwać instynktowi i zatapiając się w tym cyberpunkowym tańcu śmierci, z zimną precyzją wymierzając kolejne zabójcze ciosy.
Czy po latach wróciłbym chętnie do tej gry? Bez wątpienia. Stąd tak wysoka ocena.
Ruiner
-
Ocena kr4wca - 8/10
8/10
We wrześniu tego roku Reikon Games (po 8 latach od premiery Ruinera) wypuścił na rynek Metal Eden. Grę nieco zbliżoną pomysłem do Ruinera, ale czerpiącą też wiele inspiracji z Doom 2016 czy GhostRunner. Również w cyberpunkowej estetyce, ale tym razem w perspektywie FPP, z nieco innym tempem rozgrywki, konstrukcją świata i sposobem, w jaki angażuje gracza. Nadal jest jednak intensywnie, szybko i brutalnie.
Grę do testów kupiliśmy sobie sami 🙂
*Wspomniany w tekście komiks jest dostępny pod poniższym adresem:









Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]