
Nie samym kinem aktorskim człowiek żyje. Czasem warto też pochylić się nad dziełami rysowników i animatorów, którzy tworzą prawdziwe perełki. Przedstawiamy Redakcyjną topkę: nasze ulubione filmy animowane, od klasycznego Disneya po nowości od Pixara i Dreamworks.
Alexandretta
101 dalmatyńczyków
Moja absolutnie ulubiona bajka, mogłam ją oglądać po kilka razy z rzędu. Świetnie zanimowane zwierzaki, prosta, ale nietuzinkowa i całkiem urocza historia, no i ONA – Cruella, jeden z najbardziej charakterystycznych czarnych charakterów; demoniczna, ale z klasą. Uwielbiałam w tym filmie wszystkie drobne detale, płynną animację dziesiątek szczeniaków jak i całą ich podróż.
Ciekawostka – w filmie Perdita ma niebieską obrożę, a Pongo czerwoną. Dziś byłoby raczej na odwrót, bo czerwień kojarzona jest bardziej z kobiecością, a kolor niebieski uznawany jest za męski (tak samo było również w „Zakochanym kundlu”, ale np w „Sekretnym życiu zwierzaków” Max ma już niebieską obrożę). Na początku XX wieku było jednak na odwrót i błękit, jako odcień delikatny, był uznawany za kobiecy, czerwień z kolei, jako kolor odważniejszy, przeznaczona była dla panów. W połowie wieku, razem z ewolucją i rozwojem branży odzieżowej, zaczęło się to zmieniać i wypromowano nowy trend.
Zakochany kundel
Moja druga ulubiona animacja, również z psami w roli głównej. Wbrew pozorom dość ciężki film, jak się nad tym zastanowić – wątek bezdomności i życia na ulicy, czy dość mroczny moment w schronisku; wszystko to oczywiście ugładzone pod młodą widownię, ale mimo wszystko ten film miał dla mnie zawsze mroczną atmosferę (w przeciwieństwie do lekkości wspomnianych wyżej Dalmatyńczyków). Masa zapadających w pamięć scen, w tym klasyczna ze spaghetti, czy charakterów – tu wspomnę tylko o kotach syjamskich. Podobało mi się też ukazanie ludzi z punktu widzenia zwierzaków – widzieliśmy ich głównie od pasa w dół, rzadko kiedy w całości.
Kung Fu Panda
Z jednej strony zabawna, z drugiej zawierająca ciekawe morały, z trzeciej świetnie zanimowane sekwencje treningów i walki. Fajna, urocza, widowiskowa i całkiem mądra bajka. Taka, przy której dobrze będą się bawić zarówno młodsi, jak i starsi.
kuba
Po długich pertraktacjach ze samym sobą uznałem, że nie jestem w stanie wybrać trójki. Z wielkim trudem ograniczyłem się do piątki, a i tak wyrzuciłem w ostatniej chwili film „Toy Story 2”, który jest moim zdaniem dużo lepszy od jedynki i w ogóle jeśli chodzi o animację niewiele rzeczy może się z nim równać. Quentin Tarrantino uważa „Toy Story” za jedną z najlepszych trylogii w historii kina. Dobra, ten wstęp jest już trochę za długi, więc teraz moja piątka i uzasadnienie, dlaczego nie mogłem zrezygnować z ani jednej pozycji.
Droga do El Dorado
Wspaniały film o przyjaźni, chciwości, zdradzie, nieco łatwowiernych Indianach, Cortezie i ogólnie możliwościach związanych z odkryciem Nowego Świata. Scenariusz tego filmu jest doskonały, a i kreska naprawdę niczego sobie. Jedne z lepszych piosenek. „Przecieramy szlak” w wykonaniu Kuby Badacha wpada w ucho. Doskonała i bardzo dojrzała rozrywka, z ciekawym, mądrym przesłaniem.
Mustang z Dzikiej Doliny
Były jedne z lepszych piosenek w animacjach, no to czas na te najlepsze. Mustang z Dzikiej Doliny to film pod tym względem niedościgniony. „Nigdy nie ulegnę”, „Chcę wolnym być” i tak dalej. To doskonałe połączenie muzyki i tego, co na ekranie. Znów bardzo mądra opowieść, tym razem o wolności, o tożsamości, o walce z ciemiężycielem, o niepoddawaniu się. Podobnie jak w „Drodze do El Dorado” mamy do czynienia z kulturą Indian, tym razem są to plemiona koczownicze, nie ci budujący wielkie imperium. Nasuwa mi się taka refleksja, że kiedyś bajki potrafiły w sposób wcale nie nudny pokazać coś jednoznacznie pozytywnego i to doskonale się oglądało. Tak samo będzie z kolejnym filmem.
Mój brat niedźwiedź
Film wzruszający i bardzo dobrze zanimowany. Tu opowieść po raz kolejny skupia się na Indianach (cóż za przypadek), ich więzi z naturą. Niesamowity humor, nawiązujący moim zdaniem odrobinę do klasyków takich jak Księgi Dżungli czy Król Lew. „Mój brat niedźwiedź” za każdym razem niebywale mnie porusza, a końcówka to wyciskacz łez na najwyższym poziomie.
Prosiaczek i przyjaciele
Wiele filmów w jednym filmie. Prosiaczek jako bohater zawsze stojący z boku, nieco ignorowany, a jak się finalnie okazuje, także nienależycie doceniany przez przyjaciół, co owi przyjaciele powoli odkrywają. Każda mini opowieść niesie za sobą jakiś morał. Mieszkańcy Stumilowego Lasu mają swoje charaktery, najbliżej mi oczywiście do Kłapouchego, ale i sam Kubuś Puchatek także ma do zaprezentowania wachlarz ciekawych emocji. Niezmiennie mnie ta „bajka” rozczula, wynosi na piedestał bohaterów drugiego planu, którzy nie mają takiej charyzmy i siły przebicia, by samemu się na nim postawić. To przesłanie jest mi niezwykle bliskie.
Dinozaur
Ten film animowany jest monumentalny. Ileż się tu dzieje! Poczynając od sekwencji z jajkiem i dalej poprzez kapitalną historię rodzinną. Później następuje wspaniały exodus, gdzie tytułowy dinozaur wstawia się za najstarszymi członkiniami „stada”. W tle pobrzmiewa jeszcze historia miłosna, która zwyczajnie mnie rozczula. Praktycznie nie potrafię znaleźć w tej historii słabych punktów. Są mocno zarysowani antagoniści, jest wielkie zagrożenie, jest do bólu szlachetny główny bohater i znów wspaniałe przesłanie, że nie wolno rezygnować z kogoś tylko dlatego, że jest stary. A wszystko zwieńczone happy endem. Cudo, które nie zestarzało się przez te 25 lat.
Crowley
Titan – nowa Ziemia
To raczej zapomniana już amerykańska animacja z przełomu wieków, o której dowiedziałem się z ŚGK. Ani nie zachwyca oryginalną fabułą, ani szczególnie wybitną kreską. A mimo to wybrałem właśnie ją, bo to film, który rozpalił moją wyobraźnię. Science-fiction w kinie aktorskim było wiele, ale w animacjach już niekoniecznie, a Titan jest przygodową space operą w każdym calu. Film opowiada o chłopaku, który wraz z niewielką grupką uchodźców przeżywa zniszczenie Ziemi przez obcych, a następnie wyrusza z misją odnalezienia ojca oraz oczywiście sposobu na uratowanie ludzkości. Historia grana wiele razy, ale chyba nigdy w formie tradycyjnego filmu animowanego dla trochę starszych dzieci i dorosłych. Do tego trzeba wspomnieć o wspaniałym dubbingu, w którym głosów użyczyli Matt Damon, Bill Pullman, Ron Perlman i Drew Barrymore. Niestety, pomimo takiej obsady i ogromnego budżetu, film zupełnie przepadł w kinach i mało kto o nim pamięta.
Asterix w Brytanii
Uwielbiam animowanego Asterixa nawet bardziej niż komiksowego, a „Asterix w Brytanii” to moja ulubiona część serii. Film jest przepięknie narysowany, polski dubbing perfekcyjny, fabuła nie pozostawia nic do życzenia, no a humor sprawia, że przy każdym kolejnym seansie mam banana na twarzy. Według mnie film-ideał i nic bym w nim nie zmienił.
Shrek
Może to trochę wyświechtany tytuł, przeczołgany przez wszystkie możliwe telewizje, cytowany w nieskończoność, ale trzeba oddać cesarzowi co cesarskie. Prawda jest taka, że „Shrek” był filmem przełomowym. Tak jak wcześniej „Toy Story” przesunęło granice techniczne (podobnie „Matrix” w kinie tradycyjnym), „Shrek” zrobił to samo z narracją i humorem. To pierwsza „nowoczesna” animacja, żonglująca konwencjami, pełna nawiązań do innych dzieł (w tym wypadku bajek, a w drugiej części filmów) oraz łącząca humor dziecięcy z tym bardziej dorosłym. Niestety ta zmiana w kinie spowodowała wysyp dziesiątek naśladowców, czyli komputerowych animacji okraszonych przaśnymi żartami, kręconych jak hollywoodzkie filmy akcji. Trafiły się wśród nich rzeczy dobre, ale większość do dziś jest robiona na jedno kopyto. A „Shrek” był w tym wszystkim doskonały. Idealnie wyważał elementy skierowane do dzieci i do dorosłych, pozostając filmem mądrym i przede wszystkim powalająco zabawnym. Duża w tym zasługa dubbingu i wcale nie mam tu na myśli tego polskiego. Owszem, nasi aktorzy dali radę, tłumaczenie też, ale polecam obejrzeć oryginał. Eddie Murphy w roli Osła pozamiatał.
SithFrog
Tradycyjnie takie zestawienia sprawiają, ze serce krwawi z każdym odrzuconym tytułem. Dlatego poza poniższą trójką chciałbym wyróżnić co najmniej „Kubo i dwie struny„, „Spider-Man: Into The Spider-Verse”, „Wall-E”, „Odlot”, „Ghost in the shell” i niemal wszystko od studia Ghibli.
Herkules
Najlepsza animacja Disneya. Wiem, że to naprawdę odważne stwierdzenie, ale wysłuchajcie mnie, zanim obrzucicie pomidorami. Z jednej strony mamy tradycyjną historię od zera do bohatera, a z drugiej wątek, który pokazuje, że nie warto być za wcześnie na szczycie. Dodatkowa dostajemy lekcję o zdradzie, winie i przebaczeniu. Innym i sobie. Mało? Wszystko oblane sosem niepowtarzalnego humoru, któremu dorównuje (ledwo ledwo) może ten ze „Shreka”. Żarty pełne dwuznaczności i mrugania okiem do widzów dorosłych, wymagające znajomości mitologii, relacji międzyludzkich i po prostu życia… Dość powiedzieć, że większość tekstów z filmu znam praktycznie na pamięć. No i on! „Imię Hades, Pan Umarłych, cześć, jak leci?” Legendarna postać, mająca niezwykle szczwany plan i tonę genialnych żartów, którymi okrasza niemal każdą scenę, w której się pojawia. Najzabawniejszy czarny charakter w historii kina, a sam „Herkules” to pozycja obowiązkowa i nawet nie zapraszam do dyskusji…
Stalowy Gigant
Animacja, która zachwyca na każdym możliwym poziomie. Nie tylko warstwą wizualną, ale przede wszystkim sercem i przesłaniem. Film łączy klasyczną, ręcznie rysowaną animację z nowoczesnymi elementami CGI, tworząc estetycznie spójną i wyjątkowo piękną wizję znajomości pewnego chłopca z pewnym robotem. Historia o przyjaźni, empatii i wyborze między przemocą a pokojem pozostaje aktualna niezależnie od czasu, który upłynął od premiery. Mnie urzekły przede wszystkim postacie. Autentyczne, dobrze napisane i emocjonalnie angażujące, a tytułowy bohater staje się – wbrew swojemu przeznaczeniu – symbolem niewinności i potencjału do czynienia dobra. Dorzućmy do tego krytykę zimnowojennej paranoi oraz inteligentne podejście do tematu strachu przed nieznanym. „Iron Giant” to pełnowartościowe dzieło sztuki, które po prostu trzeba zobaczyć chociaż raz w życiu.
Dziki Robot
Kto czyta regularnie nasz portal, ten wie, że ten tytuł musiał się pojawić. Nie było innej opcji. Doskonała, wielowarstwowa i bardzo taktowna, wzruszająca opowieść o… życiu. A właściwie o byciu rodzicem, ale też o byciu dzieckiem. O trudach rodzicielstwa, ale też o odpuszczaniu, kiedy trzeba pozwolić latorośli wejść w dorosłość. O przemijaniu, o syndromie pustego gniazda, ale też o tym, jak dorosłe dziecko musi w końcu pożegnać rodzica. Nawet kiedy to piszę, emocjonalnie znów jestem na bezludnej wyspie, z robotem, kaczuszką i wszystkim co symbolizują. Dla mnie jeden z najważniejszych filmów w historii kina i wracam co jakiś czas, choć to nie są łatwe seanse, mimo że piękne i mądre.
Zanim napiszesz komentarz zapoznaj się z naszymi zasadami zamieszczania komentarzy:
Regulamin zamieszczania komentarzy
Użyj tagu [spoiler] aby ukryć część treści komentarza:
[spoiler]Treść spoilera[/spoiler]